poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział czterdziesty siódmy.

Heather

Przycisnęłam komórkę do twarzy, wsłuchując się uważnie w sygnał wykonywanego przeze mnie połączenia. Obgryzałam z nerwów paznokcie aż piekły mnie koniuszki palców, ale nie potrafiłam przestać. Rozbrzmiał drugi, wyjątkowo długi w moim odczuciu sygnał, a zaraz po nim kliknięcie i szum po przeciwnej stronie słuchawki. Wtedy zaczęłam panikować, nie będąc kompletnie przygotowaną na taki obrót spraw.
- Heather? - przemówił Ashton, a ja prawie zapiszczałam z radości, słysząc jego głos. Czułam się, jakbym właśnie wygrała życie.
Tęskniłam za nim cholernie i potrzebowałam kontaktu z przyjacielem, dlatego zaraz po tym, jak wróciłam do tego przeklętego magazynu, zajęłam miejsce pod ścianą i wybrałam do niego numer. Nie spodziewałam się, jednak że odbierze, gdyż zazwyczaj moje próby dodzwonienia się do Irwina kończyły się odrzuconym połączeniem albo urywanym sygnałem. W tym wypadku nie miałam pojęcia co powinnam powiedzieć.
- Halo? - powiedział niepewnie, zastanawiając się czy wciąż jestem przy słuchawce, a ja jedyne co potrafiłam zrobić to oddychać nierówno.
Uzmysłowiłam sobie jak brakowało mi w tym wszystkim Ashtona i jak wiele zmieniłaby jego obecność tutaj. Wstydziłam się jednak prosić go o powrót, bo wciąż uważałam, że nie zasługuję nawet na to, żeby móc z nim rozmawiać. Ale to nie znaczyło, że nie zamierzałam skorzystać z okazji, że odebrał i z nim porozmawiać. Wzięłam się więc w garść, nie chcąc więcej marnować naszego czasu.
- Ashton, cześć – przywitałam się cicho, wciąż zdziwiona, że odebrał.
Chłopak tym razem milczał, a ja zaczęłam mocno zastanawiać się nad tym, co powinnam mówić, ale nie miałam konkretnego powodu, dla którego zawracałam mu głowę. Chyba, że za powód można uznać desperacką i egoistyczną potrzebę odzyskania przyjaciela.
- Um, co u ciebie? - zapytałam głupio, od razu mając ochotę rąbnąć się w łeb i żałując, że nie wpadłam na nic bardziej błyskotliwego.
Mój żołądek robił fikołki i myślałam, że zaraz się skręcę, jeżeli Irwin czegoś nie odpowie. Każda sekunda była dla mnie męczarnią i czułam się gorzej niż przed egzaminem na prawo jazdy. Chyba nie muszę mówić jak bardzo prawko było ważne dla przyszłego mechanika samochodowego?
- Heather, po co dzwonisz? - zignorował moje pytanie i wcale mu się nie dziwiłam. Właściwie spodziewałam się, że je oleje odkąd nasza znajomość wisiała na włosku.
- To nie jest dobry moment - po jego tonie wyczułam, że nie ma nastroju na pogawędki i zestresowałam się jeszcze mocniej. Co jeżeli wkurzyłam go bardziej tym telefonem i teraz już w ogóle mnie nienawidzi?
- Nie wiem… Przepraszam… - jąkałam, gryząc paznokieć do krwi. - Zastanawiałam się jak sobie radzisz… Chłopcy nic nie mówią, oprócz tego, że u ciebie w porządku…
- Heather… - zaczął Irwin, spokojnym głosem, ale przerwałam mu, nie panując nad słowotokiem wywołanym stresem.
- Może nie powinnam się tym interesować odkąd mnie nienawidzisz, ale myślę o tobie często… Jest mi przykro, że postąpiłam wobec ciebie w tak niesprawiedliwy sposób… Wszyscy tęsknimy, co pewnie wiesz…
- Wiem, Heather – tym razem to on mi przerwał twardym tonem, więc zamknęłam się. - Ja też dużo myślę o tobie i o tym, że postąpiłem zbyt pochopnie tamtego dnia.
- Naprawdę? - zapiszczałam, zaraz po tym praktycznie krztusząc się zbyt gwałtownie wciągniętym powietrzem.
Irwin zaśmiał się cicho, na co moje pełne nadziei serce zabiło szybciej. Kompletnie nie spodziewałam się takich słów, więc kłamstwem byłoby, gdybym powiedziała, że na mojej twarzy nie wykwitł szeroki uśmiech, mimo okropnych okoliczności. Do pionu przywołał mnie zaraz kobiecy głos, który zwracał się co prawda do Ashtona, więc nie mogłam dokładnie niczego słyszeć, ale chłopak stłumionym głosem (co pewnie oznaczało, że zasłonił głośnik dłonią) poprosił, żeby dziewczyna dała mu chwilę.
- Heather, porozmawiamy niedługo, ok? - zapytał, a ja wydałam z siebie pomruk zgody, ciesząc się  że chociaż moja relacja z Irwinem ma szanse wrócić do normy. - Mam nadzieję, że nie pakujecie się bezmyślnie w kłopoty, kiedy mnie nie ma.
Zarechotałam sztucznie, próbując stłumić ogromne zdenerwowanie. Mogłam wywnioskować po tej rozmowie, że Irwin nie wiedział o niczym, co dzieje się obecnie w ekipie i w jak głębokie oraz śmierdzące gówno - za przeproszeniem - się wpakowaliśmy. Musiałam więc udawać obojętną, bo z jakiegoś powodu chłopcy nie powiedzieli Ashtonowi o tym jakim psychopatą okazał się Nick, o układzie Luke'a z moim byłym chłopakiem i o… o Blake. Zapewne chcieli oszczędzić mu zmartwień i dać mu czas na zresetowanie, więc utrzymali to w tajemnicy.
- Tak, jesteśmy grzeczni – znów nerwowy śmiech wydostał się przez moje usta. - Kompletnie nic się nie dzieje. Nic.
- Daj mi jeszcze pięć minut – mruknął nie do mnie, a do osoby która była razem z nim. Następnie mocniej przycisnął komórkę do ucha i ostrym tonem rzucił – Wiem, kiedy kłamiesz, Heather. Odpuśćmy sobie gierki i powiedz mi co ci idioci znów wymyślili?
Przez następne kilka chwil próbowałam przekonać chłopaka, że mówię prawdę i wcale nie ma czym się martwić. Znów czułam się winna, że zrzucam na jego głowę problemy, które reszta tak skutecznie przed nim ukrywała. Na tym chyba polegała moja osoba – na krzyżowani planów innych i psuciu wszystkiego, co stanie na mojej drodze.
- Heather, kurwa mać, nie mam dużo czasu… - ostrzegł mnie, a ja poczułam budujące się u niego zirytowanie moją osobą, więc poddałam się.
- Okej, mamy małe kłopoty – przyznałam cicho, rozglądając się na boki i upewniając, że nikt nie słyszy tej rozmowy, a co za tym idzie, nie wydrze się na mnie za zdradzanie tajemnicy. - Nick próbował mnie wymienić za żywy towar i życie moje, Michaela i Caluma wisiało na włosku. Na szczęście Wayn jest po naszej stronie i ma jakiś dziwny, niezrozumiały układ z Lukiem, dzięki czemu jeszcze nie jesteśmy martwi. Do tego Blake została w domu tego psychopaty Nicholasa i nie wiemy jak ją stamtąd wyciągnąć, choć Luke zapewnia że ma jakiś plan… Nie chcę chyba tego tłumaczyć…
Ashton milczał i wydawało mi się, że zwyczajnie odłożył słuchawkę. Spojrzałam jednak na ekran telefonu, zauważając że połączenie nie zostało wcale przerwane. Myślę, że po prostu potrzebował chwili na podjęcie decyzji, którą usłyszałam po kilku dłużących się minutach.
- W takim razie zobaczymy się o wiele wcześniej niż przewidywałem – odparł, a ja próbowałam przekonać go, że radzimy sobie z sytuacją, ale natychmiast mi przerwał. - Nie zostawię was samych z takim syfem, Heather. Widzimy się niedługo, pa.
Po pożegnaniu rozłączył się, nie czekając na żadną odpowiedź z mojej strony i szczerze mówiąc byłam mu za to wdzięczna. Chciałam żeby przyjechał z powrotem do Sydney i był tu z nami, żeby pomóc rozwiązać problemy, z którymi ledwo sobie radziliśmy, ale jednocześnie nie potrafiłabym zachować się tak egoistycznie, żeby się do tego przyznać. Dobrze więc, że nie pozwolił mi go namawiać na zmienienie zdania i nie przyjeżdżanie, bo dzięki temu zyskam z powrotem przyjaciela i nie przez to, że w jakiś sposób go zmusiłam, a dlatego że sam pragnął nam pomóc.
Podniosłam się z zimnego betonu, ruszając w stronę wąskich drzwi, za którymi znajdowali się chłopcy. Na razie postanowiłam nie mówić im nic o Ashtonie i skupić się na wyciąganiu Blake z tarapatów.
Pomieszczenie, do jakiego weszłam było stosunkowo małe w porównaniu do głównej hali magazynu, ale sprzyjało to naradom. Po środku stał metalowy stół, który oświetlała pojedyncza żarówka, rozświetlając przy okazji siną twarz Hemmingsa opierającego się dłońmi o blat. Jego wzrok wylądował na mojej sylwetce od razu, gdy pojawiłam się w drzwiach, więc ja swój skierowałam w zupełnie inną stronę, chcąc uniknąć wszelkiego kontaktu z blondynem. Moje nieszczęsne oczy powitały głupkowaty uśmiech Cartera, który opierał się o ścianę, a pod jego nogami leżały złożone plastikowe krzesła, których nikt nie odważył się użyć. Zacisnęłam pięści, próbując zapanować nad złością, która rozlała się po moim ciele pod wpływem niechcianej obecności Wayna.
Clifford siedział na starym, zakurzonym fotelu w kącie pokoju. Jego ciuchy były ubrudzone ziemią po tym, jak szarpał się z Calumem, gdy ten próbował zaciągnąć go z powrotem do magazynu i wybić z głowy misję ratowania Blake w pojedynkę. Miał nieobecny wzrok, a ja doskonale wiedziałam jak pusty musi być w środku, walcząc z myślą, że blondynka jest tam zupełnie sama, bez niczyjego wsparcia. Palcami skubał materiał fotela, pociągając co chwilę nosem. Chłopcy stwierdzili, że posypanie mu działki będzie jedynym sposobem na uspokojenie czerwonowłosego, a ja widząc jak wiele stwarza problemów, nie próbowałam się wtrącać.
Najgorzej jednak wyglądał Hood, który usadowił się na stole, pozwalając zmęczonym nogom swobodnie zwisać. Również głowę miał opuszczoną, bo z twarzy wciąż kapała mu krew. Calum dzisiejszego dnia wdał się w większą ilość bójek niż przez całe swoje życie i to stanowiło dla mnie największy szok, bo zawsze miałam go za tego miłego typa. Jak się okazuje potrafi się wściec i doprowadzić do stanu,w  którym cała jego twarz jest zakryta krwiakami po bijatyce z Michaelem. Nie obyło się również bez ponownej szarpaniny z Lukiem oraz scysji z Waynem. Brunet był dzisiaj chodzącym agresorem, ale nie dziwiłam się mu ani trochę. Jego twarz do tej pory wykrzywiona była bólem, a na Hemmingsa nie miał nawet ochoty spojrzeć. Od zawsze stał po jego stronie, nawet jeżeli nie do końca się z nim zgadzał. Poczuł się więc zdradzony, gdy okazało się że Luke ma większe sekrety niż nam wszystkim się wydawało.
- Gdzie byłaś? - zapytał Luke, ale zignorowałam jego pytanie, co wywołało chichot u Cartera, któremu od razu wysłał ostrzegawcze spojrzenie.
Wolałam nie patrzeć na minę blondyna w tym momencie, a nawet średnio mnie ona interesowała.  Poczyniłam kroki w stronę Clifforda, odwiązując z jego nadgarstka cienką bandanę. Chłopak nawet  tego nie zauważył lub też miał kompletnie gdzieś, co zamierzam z nią zrobić i pozwolił mi ją zabrać.
- Trzeba doprowadzić cię do porządku – powiedziałam przez ramię, pozostawiając Clifforda samemu sobie i idąc w stronę pozostałej trójki.
Chwyciłam butelkę wody i namoczyłam materiał, który pewnie nie będzie nadawał się więcej do użytku, ale myślę że nie stanowi to dla nikogo problemu w takiej chwili. Chłodna szmatka koiła moje poranione ręce, więc wiedziałam, że przyniesie też ulgę w przypadku rozległych ran i sporych siniaków.
- Wyglądasz okropnie, ale zaraz się tym zajmę – wypowiedziałam kolejne słowa, kierując je jakby do siebie mimo iż miałam na myśli kogoś innego.
- Nie musisz, królewno – Luke przemówił spokojnie, ale pewnie. - Dam sobie radę.
- Nie mówiłam do ciebie, Hemmings – zgasiłam, patrząc na niego wzrokiem wyrażającym moje niedowierzanie w jego naiwność.
Luke otworzył szeroko oczy, jakby nie był pewny czy dobrze usłyszał i widziałam, jak zabolało go, gdy zamiast w jego stronę, udałam się do Caluma. Poczuł się przegrany, ale o to mi chodziło. Zasłużył sobie za wszystkie kłamstwa i przekręty. Wayn tym razem nie powstrzymał się od głośnego śmiechu.
- Nieźle, Davis, nieźle – szepnął Hood tak, żebym tylko ja go zrozumiała.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, gdy usłyszałam pochwałę. Podniosłam podbródek chłopaka, wycierając twarz pomoczoną bandaną i zmywając ślady świeżej krwi, należącej chyba do każdej osoby w tym pomieszczeniu, nie licząc mnie. Starałam się robić to w miarę delikatnie, żeby nie sprawić Hoodowi dodatkowego bólu i wychodziło mi to całkiem dobrze. Choć może to Calum nie dał po sobie niczego poznać i zachował się po męsku, nie mrugając nawet powieką, gdy zmywałam brud z ran na jego skórze.
- Gotowe – powiedziałam, za co brunet od razu podziękował.
Wykręciłam materiał bandany, ponownie polewając ją wodą. Tym razem wycierając nią swoją twarz oraz dłonie, żeby nie wyglądać tak żałośnie. Nie kłopotałam się aspektami higienicznymi, bo zwyczajnie chciałam zmyć z siebie krew i brud tego wieczoru. Niezależnie jak wiele zarazków znajdowało się na szmatce.
Spojrzałam kątem oka na Luke'a, który teraz siedział na ziemi z jedną noga wyprostowaną, a drugą zgiętą w kolanie, przyciągnął do klatki piersiowej, obejmując wolną ręką. W dłoniach miał telefon i robił wszystko, żeby zająć swoje myśli i nie patrzeć na nikogo w pomieszczeniu. Wyglądał równie okropnie, co cała reszta i dopadły mnie małe wyrzuty sumienia, choć nie żałowałam że potraktowałam go tak chamsko.
Calum i Carter zajęli się przyglądaniem papierom leżącym na stole i byli tak pochłonięci studiowaniem mapy, że postanowiłam skorzystać z okazji. Pokonałam odległość między mną a blondynem i usiadłam naprzeciw niego, mocząc bandanę po raz trzeci. Złapałam między dwa palce brodę Luke'a, zdecydowanie bardziej gwałtownie niż w przypadku jego przyjaciela zmusiłam go, żeby odwrócił się do mnie. Wyraz jego twarzy był surowy, a usta miał zaciśnięte w cienką linie, pokazując mi jak rozzłościłam go wcześniej.
- Zostaw… - zaczął, próbując cofnąć głowę, ale przytrzymałam go na tyle mocno, żeby mi nie uciekł.
- Zamknij się i nie utrudniaj, bo jeszcze się rozmyślę – rozkazałam twardo, mimowolnie przejeżdżając palcem wzdłuż jego owłosionej szczęki.
Starałam się nie patrzeć w jego oczy, bo wiedziałam, że będzie próbował wzbudzić we mnie współczucie swoim smutnym i zranionym spojrzeniem. Skupiłam się więc, żeby nie aż tak delikatnie pozbyć się czerwonych smug z twarzy Luke'a.
- Auć – syknął, odtrącając moją rękę w bok, gdy za mocno potarłam jego rozcięty policzek. - Jesteś na mnie wkurwiona, rozumiem. Ale nie musisz się znęcać, okej?
- Nie robię tego – odparłam, tym razem ostrożniej obchodząc się przy czyszczeniu rany. Zmarszczyłam brwi widząc opuchliznę w obrębie rozciętej skóry, co znaczyło że jest możliwość iż wdało się zakażenie. - Calum nieźle ci przywalił.
Wypowiedzenie na głos swoich myśli, skończyło się głośnym prychnięciem ze strony Hemmingsa.
- Pozwoliłem mu na to – wytłumaczył się od razu, prostując na miejscu przez co wydał się trochę większy niż gdy siedział skulony. - Bo zasłużyłem, żeby oberwać od niego w pysk.
- Zasłużyłeś, żeby oberwać od nas wszystkich – przypomniałam mu, zsuwając dłoń na jego szyję i dekolt, a on zadrżał pod chłodem mokrej bandany. - Zwłaszcza ode mnie, odkąd przyprowadziłeś tu Wayna.
- Uwierz mi, że o wiele bardziej boli mnie jego obecność niż ciebie – zapewnił mnie, rzucając mu nienawistne spojrzenie, którego na całe szczęście Carter nie zauważył. Nie była nam potrzebna kolejna bójka.
- Czyżby? - uniosłam brew do góry, nie wierząc że ktoś może cierpieć silniej niż ja w towarzystwie swojego byłego chłopaka, który okazał się skończonym frajerem.
- Gdybym mógł zabiłbym go już dawno – przyznał bez mrugnięcia okiem. - Nie znoszę świadomości, że jest tak blisko ciebie.
Spuściłam głowę w dół, skupiając się na wycieraniu torsu, który odkryty był przez kilka rozpiętych guzików flanelowej koszuli. Wciąż nie potrafiłam się przyzwyczaić do tego z jaką łatwością Luke mówił o zabijaniu innych, zwłaszcza po tym co wydarzyło się w ostatnim czasie. Za dużo śmierci wokół mnie…
- Dobrze wiesz, że sprowadziłeś go tutaj na własne życzenie – przypomniałam mu, przybierając surową minę. Nie mogłam dać się uwieść jego gadce. - Gdyby nie twoje genialne plany nie byłoby nas tutaj…
- To prawda, skarbie – przerwał mi od razu. - Ja właśnie świętowałbym wyścig, a ty byłabyś martwa, bo nikt nie pokrzyżowałby planów Nickowi i nikt nie próbowałby cię ratować. Wybacz, że działałem wbrew sobie, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo.
Dłoń blondyna zacisnęła się na moim udzie, więc szybko podniosłam się do pozycji stojącej, żeby uciec przed tym dotykiem. Nie mogłam pozwolić mu znów namieszać mi w głowie. Zresztą byłam zła, a wtedy żadne logiczne tłumaczenia nie miały szans dotrzeć do mnie.
- Hej, skarbie – Wayn odezwał się ironicznie, naśladując Luke'a. - A mną się już nie zajmiesz?
Widziałam jak blondyn zaciska pięści w złości, ale nie zdążył się podnieść i zareagować w jakikolwiek sposób na komentarz Cartera, bo go uprzedziłam. Zamachnęłam się, rzucając brudną szmatą prosto w jego twarz, zmywając tym razem nie krew a cwany uśmiech z jego parszywych ust.
- Wypchaj się, Wayn – warknęłam, odchodząc na drugi koniec pomieszczenia, żeby zająć miejsce przy śpiącym Michaelu.
Ta wątpliwa współpraca między nami, jeżeli w ogóle wypali, będzie cholernie trudna do zniesienia i każdy z nas zdawał sobie z tego sprawę.


Zegarek na nadgarstku wskazywał trzecią rano, a ja nawet nie byłam zmęczona po dniu pełnym wrażeń. Czułam się raczej odrętwiała, odliczając sekundy i każde tyknięcie wskazówki, przybliżające nas do powrotu Luke'a. Zniknął zaraz po północy, dlatego wszyscy sięgaliśmy granic wytrzymałości, czekając na jego pojawienie się. Gdyby nie to, że byłam wypruta z wszelkich emocji i czułam się jak pusty w środku posąg, pewnie umierałabym ze strachu o jego bezpieczeństwo. Tymczasem siedziałam z nogami, przyciśniętymi do klatki piersiowej i odliczałam tykanie wskazówki, nic więcej. Zielone tęczówki utkwiłam w starych, obdrapanych drzwiach, w których niedługo miała pojawić się moja siostra i on.
- Dlaczego to tak długo trwa? – Michael wypowiedział na głos pytanie, które krążyło mi w myślach od jakiegoś czasu. - Nie powinni już dawno wrócić? Jeżeli poszłoby mu dobrze, już by tu byli…
Clifford był totalnym przeciwieństwem mnie w swoim zachowaniu. Nie licząc tego, że był jeszcze bledszy niż zazwyczaj, to wyglądał jakby miał w każdej możliwej chwili puścić pawia. Z nerwów szarpał końcówki swoich wyblakłych, czerwonych włosów, w pośpiechu chodząc z jednego końca pomieszczenia na drugi.
- Gdyby coś się działo, Luke zadzwoniłby do nas – starał się uspokoić Hood, choć sam nie wydawał się przekonany własnymi słowami.
- Chyba, że nie zdążył, bo… - zaczął Wayn, wtrącając się do rozmowy.
- Nie próbuj nawet kończyć tego zdania – rzuciłam ostrzegawczo, podnosząc się z betonu i grożąc mu wyciągniętym palcem.
Ostatnie co było nam teraz potrzebne to dramatyczne scenariusze i to jeszcze z ust kogoś, komu nie zależy ani trochę na życiu Luke'a i mojej siostry. Właściwie nie miałam pojęcia co Carter wciąż z nami robi, skoro jego zadanie w ratowaniu mnie i chłopców dobiegło końca.
Żałowałam, że zgodziliśmy się na to, żeby Luke wrócił do domu brata i udawał, że o niczym nie wie. Oczywiście, chciałam odzyskać Blake i to w trybie natychmiastowym. Byłam gotowa nawet sama pobiec i ją stamtąd uwolnić, byle bym mogła mieć ją już przy sobie. Teraz jednak ryzykowaliśmy dwa życia. Dwie najważniejsze dla mnie osoby były w tarapatach. Nie mieliśmy jednak lepszego planu jak ten, który przedstawił nam blondyn. Według niego pojawienie się w drzwiach domu Nicholasa, który myślał że młodszy Hemmings wziął udział w wyścigu (a nie Rachel, jak było naprawdę) i zgrywanie kompletnego idioty, nie mającego pojęcia o tym co się stało przy wymianie towaru, było najlepszym z możliwych wyjść. Dla mnie było jedynym, bo co do skuteczności miałam ogromne wątpliwości. Bałam się też, że Luke nie jest na tyle dobrym aktorem, żeby oszukać własnego brata.
A teraz nie wracał już trzecią godzinę, co tylko potwierdzało jak bardzo ten plan był zły.
- Luke wróci z Blake – powiedział twardo Calum. - Nieważne jak bezmyślne i nierealne jest jego myślenie, zawsze dawał radę. I tym razem też mu się uda.
- A co jeśli nie?
Tym razem to ja byłam osobą siejącą wątpliwości, ale nie mogłam pozbyć się paskudnego przeczucia przegranej. Próbowałam nie myśleć o tym, co stanie się ze mną jeżeli nie odzyskamy Blake. Ta strata z pewnością by mnie zabiła.
- Zawsze możesz wrócić na stare śmieci, kotku – Wayn położył rękę na moim ramieniu, uśmiechając się z powodów, które w tym momencie były dla mnie obce i niezrozumiałe.
W końcu coś poczułam i była to ogromna, paląca mnie od środka nienawiść. Fala złości przeszła przez moje ciało, od czubka głowy aż po koniuszki palców u stóp. Mogłam sobie tylko wyobrażać jak moja twarz nabiera kolorów i zaczyna przypominać czerwone włosy Michaela.
Zrzuciłam z siebie obleśną dłoń, ściskającą mnie za ramię, z obrzydzeniem patrząc na człowieka, którego kiedyś kochałam.
- Nie dotykaj mnie – syknęłam, kątem oka zauważając jak Clifford wyciąga broń, przyglądając się Carterowi z równie niezadowoloną miną. - Cierpisz na jakąś amnezję, Wayn? Nie jesteśmy już razem i mogę cię zapewnić, że choćby nie wiem jak źle by ze mną było, nie wróciłabym do kogoś takiego jak ty.
- Wiesz, teoretycznie nigdy ze mną nie zerwałaś – zacmokał, będąc najwidoczniej w nastroju na głupie żarty. - Po prostu puściłaś się z innym.
- Uważaj na słowa, Carter… - Calum stanął w mojej obronie, ale zbyłam go machnięciem ręki.
Doceniałam ten gest, ale sama potrafiłam się bronić. Nie pozwolę sobą pomiatać, ani nie dam się obrażać. Nie przez niego.
- Zostawiłam cię. Uciekłam od ciebie i moja noga nigdy więcej nie stanęła w miejscu, w którym kiedyś mieszkaliśmy. Myślałam, że sytuacja była dość oczywista – warknęłam pełna determinacji i złości. Nieświadomie robiłam kroki w jego stronę. - Musisz być naiwny albo zwyczajnie jesteś idiotą, Wayn. Brzydzę się twoją osobą, a kiedy na ciebie patrzę mam ochotę przywalić sobie samej za bycie ślepą przez tyle czasu. Zmarnowałam się dla ciebie. Jestem za dobra, żeby w ogóle z tobą rozmawiać, więc nie wiem czemu wciąż to robię.
Przystanęłam w końcu, zaciskając dłonie w pięści, bo nic nie było w stanie powstrzymać mnie przed przyłożeniem Carterowi. Zasłużył na to i nawet jeżeli nie mam tyle siły, żeby zrobić mu krzywdę, a moje uderzenie nawet go nie zaboli, to i tak chciałam to zrobić. Wystarczyłoby żeby poprawić mi humor i dać mu do zrozumienia, że nie ma prawa odzywać się do mnie w ten sposób. Miałam jednak jeszcze coś do powiedzenia, więc nie powstrzymywałam się gdy moje myśli wydostały się przez rozchylone usta.
- Jedyną pozytywną rzeczą, jakiej się nauczyłam dzięki tobie, jest nie puszczanie pawia za każdym razem, gdy patrzę na twoją twarz. Nie powiem, że było łatwo, ale z czasem nauczyłam się to kontrolować.
Carter zacisnął szczękę, z bólem znosząc gromki śmiech Michaela, który zaczął nawet bić brawo po mojej skończonej przemowie. Nie obejrzałam się za siebie, ale usłyszałam jak Hood wtóruje przyjacielowi i sam chichra się, wprawiając Wayna w jeszcze gorszy humor. Nie czułam się podle, jak zwykle gdy powiem coś niemiłego. Miałam wrażenie, że właśnie tego potrzebowałam, żeby uznać tą relację za zakończoną.
- Kiedy byłaś moja, nigdy być czegoś takiego nie powiedziała – odparł, przybierając jedną z tych swoich psychopatycznych min, gdzie wytrzeszczał w gniewie oczy, a jego twarz trzęsła się groźnie. - Hemmings cię rozpuścił i jestem pewien, że ten twój długi, niewyparzony język kiedyś zaprowadzi cię na dno, a on pójdzie tam z tobą próbując bronić ci tyłka, jak każdy w tej ekipie. Masz szczęście, że jestem mu coś winien.
- Nie boje się ciebie, Wayn – powiedziałam, odczytując niewypowiedzianą groźbę.
- I nie powinnaś. Nie zamierzam zrobić ci krzywdy, nigdy – zapewnił mnie, przez co na chwilę zaczęłam żałować swoich wcześniejszych słów. Ale wtedy odezwał się ponownie – Jednak złamałaś mi serce, Heather. I mam nadzieję, że zobaczymy się w piekle, kiedy twoją siostrę będą pieprzyć jacyś obleśni dilerzy, którzy kupią ją od Nicholasa za marne grosze, bo tyle jest warta.
Nie muszę opisywać, jak mocno mnie rozwścieczył. W ciągu kilku sekund obmyśliłam plan zadania mu największego bólu, na jaki było mnie stać, jednak zanim zdążyłam wdrożyć go w życie, jednocześnie pozbawiając Wayna ostatniej oznaki męskości, jaką ze sobą nosił, zainterweniował ktoś inny.
Dwa pociski, jeden po drugim z głośnym hukiem wydostały się z czyjejś spluwy, mijając mnie o parę centymetrów. Jak w zwolnionym tempie widziałam dokładnie ich wędrówkę prosto w miejsce, tuż nad pachą Cartera. Upadł pod siłą wystrzału na ziemię, ręką sięgając po swoją własną broń, ale szybko wyrwałam ją z jego rąk. Zareagowałam automatycznie, wiedząc już doskonale czyja to była sprawka, zanim odwróciłam się, żeby to sprawdzić. Kolejny strzał i Wayn dostał w bok, przez co jęknął boleśnie. Krew powoli brudziła jego szarą koszulkę, pojawiając się w postaci rosnących z każdą chwilą plam.
- Michael przestań – Calum powstrzymał go przed wystrzeleniem po raz kolejny, nakierowując jego ręce gdzieś w bok. Kula rozbiła szybę. - Wystarczy.
- Zostaw mnie – warknął, wyrywając się z uścisku przyjaciela. Jego oczy przysłoniła mgła, gdy oddychał ciężko. - Niech się kutas wykrwawi.
- Nie – postawił się brunet. - Skoro Luke sam go jeszcze nie zabił, to znaczy że jest nam potrzebny. Nie możemy tego spieprzyć, Mike.
Nie wiem czy to słowa Caluma, czy raczej fakt, że Wayn stracił przytomność, ale poskutkowało. Clifford schował broń za pasek spodni, postanawiając dać mu spokój. Spojrzałam na leżące obok mnie ciało, które nawet nie drgnęło. Wyglądał na nieżywego, ale wiedziałam że wcale tak nie jest. Michael nie postrzelił go w miejsca, od których mógł stracić życie w ciągu krótkiej chwili, ale nie zmieniało to faktu, że jeżeli ktoś się nim nie zajmie, pewnie wykrwawi się na śmierć.
- O matko, musimy z nim coś zrobić – wyszeptałam, pocierając twarz rękoma.
- Zakopmy go w lesie – zaproponował Clifford, a ja nie wyczułam w tym ani nutki ironii.
Gorączkowo myślałam nad możliwymi opcjami. Trzeba było przede wszystkim wyciągnąć kule, które nie przeszły na wylot i zaszyć lub ewentualnie chociaż zatamować rany. Nie mieliśmy jednak żadnego sprzętu. Załamałam się na myśl o kolejnej śmierci osoby, którą przecież znałam i przez jakiś czas wiele dla mnie znaczyła. Nie mogłam sobie wybaczyć, że dopuściłam do tego wszystkiego.
Wtedy właśnie drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie, trzaskając o ścianę za nimi. Do środka weszły trzy osoby, a oczy nas wszystkich zatrzymały się na ich zbliżających się sylwetkach. Mój mózg przez chwilę nie potrafił przetrawić, co właśnie się dzieje, bo obraz przed nami był jak dość nierealna wizja. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że to wszystko jest prawdą i od razu pobiegłam w tamtą stronę.
Luke podniósł głowę, słysząc że ktoś nadbiega i spojrzał na mnie ledwo przytomnie. Po jednej jego stronie znajdował się Irwin, z którym rozmawiałam dzisiaj jeszcze nie tak dawno i był ostatnią osobą, której bym się tu spodziewała. Ash prowadził blondyna, który wyraźnie kulał na jedną nogę, więc coś złego musiało się przytrafić. Z drugiej strony podtrzymywała go jakaś nieznana mi dziewczyna, więc skojarzyłam fakty i uznałam, że to pewnie ją dzisiaj słyszałam po drugiej stronie słuchawki. Od razu zauważyłam jednak, że nie ma z nimi mojej siostry.
Znalazłam się przy Ashtonie już po kilku krokach, pomagając mu prowadzić zakrwawionego Luke'a i zastępując tym samym obcą mi blondynkę.
- Co się stało? - zapytałam, nie mogąc ukryć załamania w głosie, bo cały czas myślałam o Blake.
- Postrzelili go, gdy tylko znalazł przy bramie – sapnął Irwin ze zmęczeniem i wspólnie ułożyliśmy blondyna na metalowym stole, który jako jedyny w tym pokoju nadawał się na prowizoryczne łózko. Wtedy udało mi się dostrzec ślady krwi na jego udzie.
- Kurwa, więc Blake dalej tam jest? - głos Michaela podniósł się o kilka tonów, kiedy to mówił. - Dosyć tego, idę po nią.
- Stój, Mike – zatrzymał go Ashton, łapiąc za ramię i zapobiegając jego kolejnej próbie ratowania mojej siostry. - Zanim odpłynął, Luke rozmawiał z Rachel, która mówiła że Blake żyje i ma na nią oko. Nie wiem jak dokładnie to wygląda, zapytasz go kiedy się ocknie.
Poczułam ogromną ulgę i wdzięczność do Rachel, która ryzykowała naprawdę wiele, dbając o bezpieczeństwo mojej siostry. Obiecałam sobie, że jakoś się jej odwdzięczę, kiedy to wszystko się skończy.
- Nie może pilnować jej całą wieczność – powiedział Michael, ale ta informacja mimo wszystko znacznie go uspokoiła i nie wyglądał, jakby miał zamiar zaraz stąd wybiec. - Musimy coś zrobić, zanim będzie za późno. Nie mogę jej stracić.
Supeł zawiązał się w pod moim gardłem, gdy pomyślałam jak ciężkie byłoby zniesienie jej śmierci, wiedząc że to właściwie moja wina. Zaczęłam gorączkowo przeszukiwać umysł w nadziei na jakieś genialne przebłyski.
- Powinniśmy po prostu uderzyć, najlepiej teraz – kontynuował Clifford, chcąc zachęcić nas do działania. Ja mogłam ruszyć w każdej sekundzie, ale reszta nie wydawała się przekonana.
- Nie mamy zbyt wielu chętnych do ryzykowania życia w starciu z Nicholasem – przypomniał Calum pojawiając się przy moim boku.
Obejrzałam się za siebie, widząc dziewczynę, która pojawiła się tu z Ashtonem, kucającą nad ciałem Wayna. Dostrzegłam w jej ręku ręcznik i jakieś środki dezynfekujące oraz szczypce. Byłam więc spokojna o życie Wayna, nawet jeżeli w ogóle jej nie znałam. W końcu przyszła tu z Irwinem, a on nie sprowadzałby do nas kogoś, kto nam zagraża.
- Oczywiście, że mamy! - kłócił się Mike, łypiąc złością na bruneta, który nie zgadzał się na jego plan. - Mamy mnóstwo sojuszników, którzy tylko czekają żeby pozbyć się Nicka z Sydney, niezależnie od tego ile ryzykują.
- To wciąż za mało! - krzyknął Calum, zdenerwowany, że musi się powtarzać. - Potrzebujemy więcej ludzi.
Zagryzłam wargę tak mocno, że poczułam smak krwi. Wyginałam palce u rąk w każdą stronę, ale to nie pomogło, żeby uspokoić moje nerwy. Spojrzałam na twarze swoich przyjaciół oraz ledwo kontaktującego Luke'a, który w tym momencie sięgnął po moją dłoń, nieznacznie ją ściskając jakby chciał dodać mi otuchy. Pomyślałam o Blake – mojej małej, bezbronnej siostrzyczce, która pewnie umiera ze strachu i wypłakuje sobie oczy, czekając aż przyjdziemy jej z pomocą. Zastanowiłam się jak wiele jestem w stanie zrobić, ile mogę poświęcić żeby zapewnić jej bezpieczeństwo. Odpowiedź była prosta – zaryzykowałabym dla Blake wszystko, cały świat i jeszcze więcej.
Wiedziałam więc jakie mamy wyjście z tej sytuacji i jeszcze bardziej byłam pewna, że nie zamierzam nikogo pytać o zdanie. Chodziło o życie Blake, więc sprawa jest przesądzona  i nie podlegała negocjacji. Tonący chwyta się brzytwy, a ja właśnie tonęłam i musiałam złapać się ostatniej deski ratunku.
- Zadzwonię do Glenna – poinformowałam wszystkich, unikając ich wzroku, bo to na pewno nie byłoby nic przyjemnego. - Jestem pewna, że ma tylu ludzi, ilu nam potrzeba i pomoże nam wyciągnąć moją siostrę z tego piekła.



*
niesprawdzony przed dodaniem!
rozdział uzupełniający, więc wybaczcie jeżeli zasnęliście podczas czytania. nakrzyczcie na mnie pod #RiskyPlayerFF
naprawdę spora część z was czeka tylko aż to powiem, wiec uwaga: następny rozdział z perspektywy Luke'a! wiem, że nie możecie wytrzymać i tęsknicie. ja również.
i na koniec takie hipotetyczne pytanie: jeżeli pisałabym kolejne ff o gangach (*kaszle* mam już pierwszą część *kaszle*) to kogo z chłopców chcielibyście jako głównego bohatera? ;x

12 komentarzy:

  1. Luke jako główny bohater! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na następne ff weźmy LUKE'A! XD
    Dziewczyno, kocham cię i nie wierzę, że niedługo kończysz to ff, bo strasznie się do niego przywiązałam... Czemu, nie zrobisz 2 części T.T ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aj, też się przywiązałam... risky to moje ukochane i jak na razie jedyne tak sukcesywne dziecko XD odpowiadałam na to pytanie na asku, więc jeżeli chcesz dokładnie wiedzieć, możesz wejść do zakładki kontakt. w skrócie powiem, że nie chcę przedłużać czegoś na siłę, bo w końcu czytelnicy mieliby dość. po jakimś czasie wszystko staje się monotonne i pomysły też się kończą, a wolałabym w odpowiednim momencie powiedzieć stop, niż zamęczać i was i siebie. i tak risky jest dość rozbudowaną historią pod względem fabuły, rozdziałów jest sporo jak na jedną część ;)

      Usuń
  3. Supi rozdział ^^

    Jako głównego w tym nowym ff weź Clifforda albo Ashtona :3

    Lofffki ♥♥

    (Nie mam weny na komentarz XD)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział!
    I BŁAGAM ASHTONA W NASTĘPNYM FF, ASHTON NAJLEPSZY NA BAD BOYA Z TYM JEGO CHICHOTEM

    OdpowiedzUsuń
  5. Ekhem ekhem.....jako twoja największa fank chciałabym Luley'a w przyszłym ff. Chciałabym cię przeprosić, że nie skomentowałam ostatnich rozdziałów, ale miałam zepsuty telefon xd. Przebaczysz mi?

    Poza tym mam nadzieję, żem między L i H będzie już znowu słodko. Niech ona mu wybaczy, a on wyzna jej miłość (znowu). A Wayn niech gnije w ziemi :) tak, ja jestem w pełnie stabilna psychicznie (Lol nie). Luke, skarbie mam nadzieję, że nóżka szybko zagoi. Tak mi go szkoda. Heather masz się nim zająć! Mkey taki rebel. Bardzo kocha Blake. To widać. Muszą ją uratować. Jej Ash wrócił *_* i znalazł sobie dziewczyn. Oni tak szybko dorastają <3. Nie powiem nie zbyt lubię klłótnię L i H. Chociaż w pełni rozumiem Heather. Jednak powinna już odpuścić. Luke chciał tylko ją uratować. No noc bd się modlić, żeby się pogodzili. Może sex na zgodę? Xd

    Nick, umrzyj kutasie. Tyle w temacie.

    Rozdział genialny (zawsze są genialne). Czekam na nextaaaaaaa. Mam nadzieję, że wybaczysz mi moje nie komentowanie. Naprawdę bardzo przepraszam. YOUR FAN NUMBER ONE #1 /Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuck ile błędów. Mam nadzieję, że będziesz wyrozumiała pisałam to ledwo przytomna xd /Alex

      Usuń
    2. haha, spokojnie. czytałam twój komentarz w nocy i nawet nie zauważyłam błędów, dopóki nie zobaczyłam drugiego (też byłam ledwo przytomna. takie życie fangirl, pjona!). wybaczam wszystko, nie przepraszaj mnie.
      dziękuje za dłuuugi komentarz, uwielbiam takie <3

      Usuń
  6. Świetny rozdział, Zapraszamy do nas http://morderous-secret-luke-hemmings.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Następne ff o Hemmingsie! ❤❤❤/Emily77

    OdpowiedzUsuń