wtorek, 15 września 2015

Rozdział czterdziesty piąty.


Heather

Wróciłam z warsztatu stosunkowo późno jak na sobotę, ale nie miałam najmniejszej ochoty spieszyć się z powrotem do domu. Unikanie kogo tylko się dało stało się moim priorytetowym zadaniem, a zatracanie się w pracy mocno temu sprzyjało i przy okazji było jedynym zajęciem, które sprawiało mi jako taką przyjemność. Nic innego nie było wstanie odciągnąć ode mnie myśli jak właśnie naprawianie silników, sprawdzanie części i wymienianie olejów, toteż chowałam się w tych surowych czterech ścianach tak długo aż nie dopadło mnie wyczerpanie na tyle silne, że chcąc nie chcąc musiałam wrócić.
Spojrzałam na zegarek luźno zwisający na moim nadgarstku, upewniając się że za parę minut wybije godzina dwudziesta trzecia. Oznaczało to, że mam jeszcze czas na to, żeby się wyspać przed   wyścigami. Nie chciało mi się co prawda nigdzie ruszać, ale nie miałam za szerokiego wyboru.
Nie kłopocząc się ściąganiem butów, wbiegłam na palcach po schodach i ruszyłam prosto do pokoju. Szłam tak szybko, że ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jestem ścigana i uciekam przed czymś. To zresztą nie byłoby aż takie kłamstwo, skoro uciekałam od… wszystkiego.
Złapałam za klamkę, gdy tylko dopadłam drzwi i wślizgnęłam się do środka, od razu czując ulgę, że udało mi się przemknąć niespostrzeżenie. Oparłam się o drzwi, dysząc ciężko, jakbym dopiero co przebiegła maraton albo co bardziej odpowiednie do mojej kondycji po prostu weszła po wysokich schodach.
- Dobrze się czujesz? - podskoczyłam na dźwięk głosu Blake, wcześniej nie zauważając jej obecności. Myślałam, że byłam sama.
- Co? - wypaliłam, zanim zdążyłam pomyśleć, ale po chwili pokręciłam szybko głową i dodałam – Tak, po prostu się zmęczyłam. Co tu robisz?
- Zapomniałaś, że to też mój pokój? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a ja dopiero teraz spostrzegłam rozrzucone wokół niej kosmetyki. Przypomniałam sobie, że mimo iż sypiała w innym miejscu, jej rzeczy wciąż znajdowały się tutaj.
- Ja nie, ale ty chyba tak, skoro większość czasu spędzasz w pokoju Michaela – mruknęłam, rzucając się na łóżko z głośnym westchnieniem.
Odwróciłam głowę tak, żeby móc widzieć Blake siedzącą na podłodze z lusterkiem w ręku. Musiałam przyznać, że robienie makijażu całkiem sprawnie jej szło i uporała się z tym dość szybko. W porównaniu do mnie była ekspertem.
- To mój chłopak, Heather – powiedziała, a na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech, jakby sama myśl o nim ją niesamowicie uszczęśliwiała. - Zresztą byłoby niezręcznie gdybym została tutaj, bo nie zmieścilibyśmy się w tym łóżku w trójkę. I myślę, że Luke nie byłby zadowolony, gdyby musiał się tobą dzielić.
Mówiąc to spojrzała na mnie i puściła mi oczko, a ja jęknęłam głośno w poduszkę. Dlaczego musiała przypominać mi o tym chłopaku i mojej wielkiej porażce, po której już nigdy nie pokażę mu się na oczy. W tym momencie nawet spotkanie z rekinem było dla mnie lepszą opcją niż zobaczenie się z Lukiem.
- Przestań, Blake – wymamrotałam ledwo zrozumiale, bo całą twarz wcisnęłam w poduszkę.
Nie chciałam się podnosić, ani nawiązywać z siostrą kontaktu wzrokowego, bo wtedy byłabym na przegranej pozycji i musiałabym zacząć z nią rozmawiać. Tego jednak nie chciałam, biorąc pod uwagę jak świetnie radziła sobie z wyciąganiem ze mnie informacji, a te akurat były na tyle upokarzające, że najchętniej zakopałabym je głęboko pod ziemią i zapomniała o każdym szczególe wczorajszego wieczoru.
- Powiedziałam coś nie tak? - po tonie jej głosu mogłam poznać, że marszczy brwi. I jak zwykle zaczęła zasypywać mnie pytaniami - Coś się między wami wydarzyło? Chcesz o tym pogadać?
- Nie, jest normalnie. Jestem tylko zmęczona pracą – ucięłam, unosząc się na łokciach, spoglądając na blondynkę, która nie wyglądała na przekonaną moimi słowami. Dodałam więc z udawanym entuzjazmem – Mów lepiej jak z tobą i Michaelem. Słyszałam, że już się pogodziliście?
Blake prychnęła, patrząc na mnie jak na najbardziej naiwnego człowieka świata. Następnie podniosła się z podłogi i przywędrowała w stronę łózka. Poczułam jej ciężar obok siebie na materacu, a chwilę później zobaczyłam jej głowę lezącą tuż przy miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się moja.
- Po pierwsze, tak, pogodziliśmy się – zaczęła, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Po drugie, nie myśl sobie że tak łatwo zmienisz temat.  Przecież wiem, że masz gdzieś mój związek z Michaelem.
- To nieprawda – zaprzeczyłam od razu.
W tym momencie to nie było kłamstwo, bo naprawdę wolałam słuchać paplaniny Blake o niej i jej głupim chłopaku niż schodzić na drażliwy dla mnie temat.
- Więc? - nie dawała za wygraną. - Co się stało?
Zakryłam twarz dłońmi, co było moim naturalnym odruchem w tego typu sytuacjach. Zastanawiałam się czy chcę, aby moja krępująca historia wyszła kiedykolwiek na jaw, choć Luke pewnie już powiedział o wszystkim chłopakom i teraz mają ze mnie niezły ubaw. Zerknęłam na siostrę spomiędzy palców, zachowując się niczym małe dziecko i widząc jej zmartwienie, postanowiłam, że nie zatrzymam tego dla siebie. Wydawało mi się, że potrzebowałam jej rady albo chociaż bardziej obiektywnego niż moje spojrzenia na sprawę.
- Po prostu już nie musisz się martwić o żaden miłosny trójkąt, bo od tej pory ten pokój będę zamieszkiwała tylko ja.
- Jak to?
Po jej minie widać było, że zaczyna poważnie się martwić. Ja również nie ukrywałam swoich emocji, przez co Blake musiała potraktować to wszystko bardzo poważnie.
- Zrobiłam coś głupiego, Blake – szepnęłam niepewnie, a jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. - Wczoraj, um, ja… mogłam przypadkiem powiedzieć Luke'owi, że go kocham… Nie wiem dlaczego to zrobiłam, bo długo nie byłam pewna czy naprawdę to co do niego czuje to właśnie to, ale jakoś tak… wyszło i teraz czuje się beznadziejnie.
Mój głos drżał, a ja sama już nie wiedziałam co dokładnie mówię. Cały czas patrzyłam na swoje palce, które skubały brzeg poduszki. Znów zalała mnie fala zażenowania, a policzki zapiekły mnie mocno i wiedząc co to oznacza, spuściłam głowę w dół pozwalając włosom zakryć czerwone plamy na skórze.
- O matko… tak bardzo się cieszę! - Blake zapiszczała, machając rękoma w geście podekscytowania, a ja skrzywiłam się nie rozumiejąc kompletnie jej reakcji. Gdzie w tym jest powód do radości?
- Nie, Blake, nie! - przerwałam jej może trochę zbyt głośno niż powinnam. Dziewczyna zrobiła przestraszoną minę i od razu poczułam się winna, że podniosłam tak na nią głos, więc dodałam szybko – Przepraszam, po prostu nie wyszło tak jak to pewnie sobie wyobrażasz. On nie…
- Nie odpowiedział tego samego? - zapytała ze smutkiem, od razu odgadując co chciałam powiedzieć.
Blondynka złapała mnie za rękę, co miało dodać mi otuchy, ale poczułam się jeszcze gorzej, wiedząc że ktoś mi współczuje.
- Zrobił coś o wiele gorszego – powiedziałam, zaciskając ręce w pięści w przypływie nagłego podirytowania, choć tak naprawdę to na siebie byłam zła. Chociaż co do wczorajszego wieczoru nie mogłam być pewna swoich uczuć, miałam wrażenie, że czułam wszystko po kolei od złości po smutek.
- Może być coś gorszego od nieusłyszenia 'kocham cię' po tym jak samemu się to nie powiedziało?  - zdziwiła się, na co obdarzyłam ją niedowierzającym wzrokiem. Wtedy zakryła usta dłonią, zdając sobie sprawę jak zabrzmiało to, co powiedziała. - Przepraszam, Heather, nie miałam tego na myśli…
- Nieważne – westchnęłam, po czym widząc jej oczekujące spojrzenie kontynuowałam. - Gorsze jest, kiedy osoba, której wyznajesz miłość nagle zaczyna udawać, że śpi… Powiedziałam mu, że go kocham na co on zaczął chrapać… A jeszcze sekundę wcześniej ze mną rozmawiał… Czy to nie jest najgorszy scenariusz?
Blake zacisnęła usta w cienką linię, zastanawiając się czy mówię poważnie. Z początku zastanawiała się czy nie powinna zacząć się śmiać, bo może ją wkręcam i nic takiego się nie wydarzyło, ale ostatecznie moja surowa mina przekonała ją do tej teorii.
- O kurwa, ty nie żartujesz – wypaliła, unosząc się szybko do pozycji siedzącej. - I co zrobiłaś?
- A co miałam zrobić? - wyrzuciłam z siebie znów podnosząc głos, jednocześnie machając rękoma w powietrze w geście bezradności. - Udawałam, że wierzę w jego aktorstwo. Później wyszłam, bo nie mogłam zasnąć, a bycie z nim w jednym pokoju było okropnie krępujące. Noc przesiedziałam w pokoju Ashtona, a jak wróciłam tutaj z samego rana już go nie było. Cholera dlaczego nie mogłam ugryźć się w język… Wystraszyłam go, a przecież doskonale wiedziałam jak przerażają go takie sytuacje.
Blondynka mocniej ścisnęła moje dłonie w swoich znacznie mniejszych. Jej współczujący wyraz twarzy jedynie mnie dołował, ale wiedziałam, że to nie była jej wina. Jako moja siostra martwiła się o mnie. Rozumiałam to, bo sama zachowywałam się podobnie, gdy w grę wchodziła Blake. Uśmiechnęłam się słabo, chcąc dać znak że wcale nie jest ze mną aż tak źle.
- Luke jest dziwny – odezwała się nagle.
- Co ty nie powiesz… - wywróciłam oczami, a ona walnęła mnie w ramię za karę, że nie traktuję jej poważnie.
- Heather, od początku wiedziałaś o jego problemach z wyrażaniem prawdziwych uczuć – westchnęła, podnosząc się z miejsca aby pozbierać rozrzucone kosmetyki. - Wiedziałaś w co się pakujesz i wiedziałaś, że ten związek nie będzie łatwy. Luke to kolejny przerażony chłopiec, którego nikt nie nauczył, że w miłości trzeba ryzykować i mówić głośno o tym, co ma się w sercu, bo nikt nie jest w stanie czytać mu w myślach. Wydaje mi się, że on wybiera czyny zamiast słów i chyba nie raz udowodnił ci, że jesteś dla niego ważna. Wiesz, nie ryzykuje się życia dla byle kogo…
- Tak samo nie udaje się snu, gdy ktoś wyznaje ci miłość.
 To nie tak, że byłam w opozycji co do jego osoby, choć ta rozmowa mogłaby na to wskazywać. Miałam małe pojęcie o życiu emocjonalnym Luke'a, ale z tego co zdążyłam poznać starałam się w jakimś stopniu rozumieć jego zachowanie. Luke wyrażał swoje emocje jak potrafił, robił to w najlepszy sposób jaki mógł. To, że chciałam usłyszeć to samo wyznanie od niego było tylko i wyłącznie moim problemem. Ja tego potrzebowałam, nie on. Wciąż jednak nie zmienia to faktu jak upokorzona czułam się po tym, co zrobiłam. I jak cholernie było mi przykro.
- Powinnaś przestać się tym zamartwiać. Może on zwyczajnie potrzebuje czasu, żeby to przemyśleć – pocieszała mnie.
- Tak, może masz rację – przytaknęłam nie do końca przekonana.
- Okej, więc… pomóż mi wybrać coś seksownego na dzisiaj. Może i pogodziłam się z Michaelem, ale wciąż jestem na niego zła, więc chcę żeby trochę pocierpiał.
Blake uśmiechnęła się chytrze i nawet nie czekając na moją odpowiedź, zaczęła biegać po pokoju. Przyglądałam się jak ubrania mojej siostry po kolei lądują na podłodze, zakrywając dokładnie panele. Nie mogłam się nadziwić, jak w ciągu tak krótkiego czasu można zrobić taki bałagan. Pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado, a dokładniej huragan Blake. Widziałam przejęcie na okrągłej buzi dziewczyny i wiedziałam, że nadchodząca rozmowa nie będzie łatwa.
- Powinnam ubrać czarną czy raczej granatową sukienkę? - odwróciła się do mnie przykładając jeden ciuch do swojego ciała, a następnie drugi, żebym mogła je oba porównać, choć dla mnie wyglądały identycznie.
Bolał mnie brzuch na myśl o tym, co miałam jej zaraz powiedzieć. Odmawianie mojej siostrze nigdy nie należało do moich ulubionych zajęć, a już na pewno nie było łatwe. Sprzeciwianie się jej było niebezpieczne i każdy kto znał Blake Davis, wiedział o czym mówię. Moim obowiązkiem jednak od zawsze jest pilnowanie jej i dbanie o bezpieczeństwo, nawet jeżeli miałabym wspinać się pod górkę obrzucana jej wściekłością. Przepełniała mnie determinacja i gdzieś głęboko mnie od zawsze tkwiła ta defensywna strona, która ujawniała się jeżeli chodziło o blondynkę.
- Blake, musimy pogadać o wyścigu – odezwałam się, powoli przygotowując się na chwile wprost z koszmaru.
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, nakazując mi kontynuować. Nie wyglądała w ogóle jakby zwracała uwagę na coś innego niż swoje odbicie w lustrze i ciężki wybór sukienki na wyścig.
- Możesz przestać na krótką chwilę i skupić się na tym, co chcę ci powiedzieć?
Zirytowałam się, siadając wyprostowana, żeby mieć lepszy widok na siostrę. Ta stanęła naprzeciw mnie wyczekująco tupiąc nogą, jakby każda stracona minuta była najgorszym marnotrawstwem i przede wszystkim moją winą. Zaklęłam w myślach, że to akurat ja musiałam powiedzieć jej, że szykowanie się na wyścig jest bez sensu, bo akurat ona zostaje w domu.
Wspólnie z chłopcami doszliśmy do wniosku, że skoro Nick planuje jakieś biznesowe spotkanie, Blake nie powinna się tam znaleźć, bo zawsze jest ryzyko, że coś jej się stanie. Nic nie miałam do starszego Hemmingsa, ale od rozmowy z Glennem zaczęłam myśleć. To nie tak, że mu ufałam po tym wszystkim co zrobił, zwłaszcza że okazał się gliną. Nic jednak nie było takie, jakie wydawało się na początku, więc dlaczego i Nicholas miałby nie wzbudzać moich podejrzeń.
- No słucham? - ponagliła mnie, zerkając co chwilę na wyrzucone z szafy ubrania.
Będę tego żałować, ale nie mam innego wyboru. Muszę zachować się jak starsza siostra i zadbać o to, by Blake była bezpieczna. Nie mogę ryzykować, że cokolwiek pójdzie niezgodnie z planem i ona na tym ucierpi. Za często jej odpuszczałam, ale tym razem nie mogłam zachować się tak nieodpowiedzialnie.
- Nie jedziesz z nami na wyścigi – wyrzuciłam z siebie pewnym tonem, a nie dając się złapać na jej sztuczkę z drżącą wargą, oddałam – Wiele osób sądzi, że dziś będzie zbyt niebezpiecznie, więc nie zabierzemy cię ze sobą. Masz zostać w domu, w swoim pokoju i nigdzie się nie ruszać.
- Żartujesz? - rozzłościła się. - Nie możesz mi tego zrobić. Dlaczego ty masz iść, a ja mam zanudzać się w tutaj? Chcę obejrzeć wyścig!
- Blake, nie zachowuj się jak dziecko – westchnęłam, a następnie chciałam zrobić kilka kroków w jej stronę ale się odsunęła. – Podjęłam już decyzję. Zostajesz.
- Nie możesz mi rozkazywać – prychnęła, krzyżując ręce na piersi, czując się wygraną. - Jesteś moją siostrą, nie matką i jeżeli będę chciała pójść, nie powstrzymasz mnie przed tym.
- Nie, ale mogę równie dobrze wysłać cię z powrotem do domu, jeżeli mnie nie posłuchasz – zagroziłam, postanawiając nie być już ani trochę miłą. - Sama wybierz, co wolisz.
Po tych słowach opuściłam swój własny pokój, nawet nie wiedząc gdzie mogłabym się udać. Potrzebowałam snu, ale wątpiłam że uda mi się zasnąć, bo za bardzo nabuzowana byłam emocjami, żeby spokojnie odpłynąć. Obrałam więc kurs na do garażu, gdzie stał mój samochód. Może tam przez jakiś czas uda mi się unikać ludzi.


Stresowałam się wyścigami, jak nigdy i to nie w przyjemny sposób. To nie był typowy dreszczyk emocji, który towarzyszył mi zawsze gdy zbliżało się moje ulubione w Sydney wydarzenie. Obecne uczucie mogłam bardziej określić jako strach przed tym, co może się dzisiaj wydarzyć.  Na szczęście adrenalina napędzała mnie na tyle, że byłam zmotywowana do ewentualnego działania. To pierwszy raz, gdy uczestniczę w jakiejkolwiek akcji i może nie powinnam była się na to zgadzać, ale wycofanie się raczej nie wchodziło w grę.
Z początku Nick obiecywał, że to nie będzie nic wielkiego, ani bardzo niebezpiecznego dlatego chciałam spróbować. Cały czas miałam w głowie jedną konkretną myśl i było nią wzięcie życia w garść i przede wszystkim nauczenie się nad nim panować. Zaczęłam od nauki strzelania, co po wielu godzinach spędzonych na ćwiczeniach, już nie szło mi tak opornie jak wcześniej. Teraz moje palce pewnie zaciskały się na rączce spluwy, a praktycznie każda kula trafiała do celu, jaki sobie wyznaczyłam.
Przyjęłam propozycję Nicka po to, żeby obyć się z bronią w sytuacjach kryzysowych. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby kogoś postrzelić albo odebrać życie, nawet największemu bandziorowi, więc nie wiem co dokładnie kierowało mną tamtego dnia. Chciałam się wycofać już zaraz po tym jak się zgodziłam, ale mimo wszystko nie zrobiłam tego. Przekonywał mnie fakt, że uczestniczyć w  tym będą chłopcy, a dzięki temu czułam się znacznie pewniej.
Co więcej, nie mogłam zrezygnować po tym, czego dowiedziałam się od Glenna. Jak mówiłam wcześniej, wciąż mu nie ufałam… nie do końca. Musiałam więc sprawdzić na własne oczy i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Jeżeli faktycznie starszy Hemmings miał coś wspólnego ze sprawami, którymi z takim zaangażowaniem i wkładem zajmuje się policja, nie było szans że pozwolę mojej siostrze żyć pod tym dachem. Miałam ją chronić i tego będę się trzymać. Oczywiście, że możliwe było że Glenn zmyślił całą tą sprawę i chce po prostu zgarnąć Nicka za narkotyki, więc wydając go wtedy byłabym hipokrytką. Samej zdarzyło mi się brać, a nawet żyłam z ludźmi, którzy zajmowali się handlem dla czystego zysku.
Stukałam nerwowo palcami o udo, drugą dłoń zaciskając na pasie bezpieczeństwa. W głowie odtwarzałam sobie szczegółowe instrukcje Caluma odnośnie tego, co powinnam robić, gdyby coś dzisiaj poszło nie tak. Nie byłam sama, bo i Hood i Clifford również uczestniczyli w tym wszystkim, jednak wyraźnie powiedzieli mi, że mam liczyć głównie na siebie, bo nie są w stanie pilnować mnie na każdym kroku, a Luke tego wieczoru się ściga. Także tylko nasza trójka i kilku ludzi Nicholasa, oprócz samego zainteresowanego, mieli dopilnować dostawy cokolwiek to znaczyło.
- Denerwujesz się? - głos Nicka wyrwał mnie z zamyśleń, więc spojrzałam na niego mrugając kilka razy.
- Huh? - mruknęłam głupio, nawet nie wiedząc czemu.
- Pytałem czy się denerwujesz, ale widzę, że tak – powiedział, odwracając wzrok od drogi znikającej pod kołami i skupiając go na mojej twarzy.
Przerażało mnie podobieństwo między braćmi. Czasami nawet zastanawiałam się czy to, że nie boję się go w takim stopniu, w jakim wzbudza przestrach u reszty, nie jest związane właśnie z faktem, że niesamowicie przypomina mi Luke'a.
- Um, tak, nie czuje się zbyt komfortowo – przyznałam, uciekając wzrokiem w bok.
Miałam mętlik w głowie. Nicholas sam nalegał, żebym jechała z nim, gdyż postanowił 'dopilnować dziewczyny swojego brata osobiście'. Nie wiedziałam czy powinno mnie to cieszyć, czy raczej martwić, ale starałam się zdusić w sobie ten wewnętrzny konflikt i zwyczajnie być ostrożna.
- Chyba się nie rozmyśliłaś, Heather? - zapytał cicho. Poczułam jak nachyla się w moją stronę. -  Gdybyś teraz się wycofała, musiałbym zmieniać wszystkie plany.
- Nie wystawie cię – powiedziałam równie cicho co on, nie panując nad dreszczami przechodzącymi moje ciało.
- Świetnie. Mówiłem ci, że to nic wielkiego. Potrzebuje tylko sztucznego tłumu – zaczął tłumaczyć, z powrotem skupiając się na trasie. -  Nie chcę, żeby mój dostawca poczuł się za pewnie, a stało by się tak, gdybym nie miał wystarczająco ludzi wokół siebie. Rozumiesz mnie?
Przytaknięcie to jedyna odpowiedź jaką ode mnie uzyskał. Resztę trasy spędziliśmy w ciszy, słuchając jedynie przypadkowych piosenek z radia. Kiedy jednak dotarliśmy na miejsce wyścigu, zostały one zagłuszone przez dźwięki imprezy.
Jak zawsze ludzi było od groma. Dostawałam oczopląsu od tych kolorowych samochodów i kolorowych świateł, otaczających całe wydarzenie. Zaśmiałam się w myślach, przyglądając się skąpo ubranym dziewczynom, przy których mój szary dres prezentował się marnie, ale tak czy siak nie było mi dziś dane oglądać wyścigów, co za tym idzie było mi wszystko jedno.
Nick zaparkował na uboczu, więc trasę do samej mety pokonaliśmy pieszo. I oczywiście w absolutnej ciszy. Ochota na rozmowy nie towarzyszyła mi tego dnia. Znosiłam więc dzielnie niezręczność tej sytuacji, nie mogąc doczekać się aż dotrzemy na miejsce.
Zauważyłam czarną toyotę tuż przy linii startu, ale nigdzie nie dostrzegłam jej właściciela. Dopiero gdy pojawiliśmy się przy samochodzie, który rozpoznałam jako należący do Rachel, zobaczyłam stojącego obok Luke'a i opierającego się o maskę Michaela, jak zwykle z piwem w ręku.
Spłonęłam rumieńcem, podchodząc bliżej, bo niebieskie tęczówki wylądowały na mojej osobie tak szybko, jakby chłopak spodziewał się mnie właśnie w tej sekundzie. Zobaczyłam ulgę w jego oczach, które następnie zmrużył, patrząc ponad moje ramię i zauważając swojego brata.
- Cześć – Luke przywitał się, kiwając w naszą stronę głową.
Uśmiechnęłam się do niego, ale nie byłam pewna czy wyszło mi to tak, jak tego chciałam. Stanęłam niezręcznie w miejscu, przytłoczona zgęstniałą atmosferą. Blondyn pokonał dzielącą nas odległość, a następnie stanął u mojego boku. Nie na tyle, żeby mnie dotknąć, ale wystarczająco żeby zaznaczyć swój teren i ujawnić moją przynależność do jego osoby. Jego wzrok utkwiony był za to w Nicku. Zachowywał się jak typowy samiec alfa, z tym wyjątkiem, że trzymał między nami bezpieczny dystans, a to tylko upewniło mnie w teorii, że jego sen był udawany i czuł się równie niekomfortowo w mojej obecności, co ja przy nim.
- Nie masz dziś zbyt dużej konkurencji, Luke – odezwał się Nicholas, rozglądając się dookoła. - Carter odpuścił, więc nie przynieś wstydu i to wygraj.
Spojrzałam na linię, gdzie ustawione były samochody i faktycznie nie zauważyłam tam czerwonego Bmw należącego do Wayna. To było dziwne, skoro się nie pojawił, bo on nie odpuszczał sobie żadnego wyścigu.
- Carter nigdy nie był dla mnie konkurencją, zresztą jak każdy – Luke powiedział twardo. Zadufanie to chyba cecha, która towarzyszyła każdemu z Graczy. A przynajmniej tym, których zdążyłam poznać.
- Jasne. Nigdy nie wątpiłem w twoje umiejętności – odparł szczerze drugi. - Dlatego żałuję, że nie zdecydowałeś się nam towarzyszyć przy wymianie.
Kątem oka dostrzegłam jak młodszy zaciska pięści, ale na jego twarzy wciąż widniał spokój.
- Masz już wszystko, co jest ci dzisiaj potrzebne – odpowiedział, a widząc jak Nick spojrzał z zaskoczeniem na swojego brata po tych słowach, zastanawiałam się co one mogły oznaczać.
- Luke, zaraz się zacznie, powinieneś iść ustawić się na mecie – Rachel pojawiła się nagle znikąd, a wtedy blondyn oprzytomniał i zakończył niemą walkę wzrokiem między nim a Nicholasem.
Luke pożegnał się z wszystkimi machnięciem ręką, na końcu nieoczekiwanie zwrócił się do mnie. Zignorował albo zwyczajnie zapomniał o napięciu między nami, ale nie narzekałam bo i ja czułam potrzebę przełamania bariery.
- Bądź grzeczna. Zobaczymy się później – mówiąc to, założył mi kosmyk włosów za ucho i chwilę nie odrywał wzroku od mojej czerwonej od zażenowania twarzy.
- Okej, powodzenia – szepnęłam, co wywołało u niego mały uśmiech.
Po tym oddalił się od nas w stronę swojego samochodu, a ja kierowana przypływem odwróciłam się do Nicholasa. Widziałam jak zaciska szczękę, patrząc na mnie ze złością i obleciał mnie strach. Szybko jednak pozbył się tego wyrazu, zastępując go nonszalanckim uśmiechem, ale widząc miny Michaela i Rachel, którzy patrzyli na niego z ostrożnością, byłam pewna że nie przywidziało mi się to i dobrze zinterpretowałam jego reakcję.
Niedługo po tym tłum zaczął zbierać się obok Graczy. Panował ścisk, bo każdy chciał mieć dobry widok na wyścigi. Wtedy właśnie Nick stwierdził, że jest odpowiedni moment, żebyśmy się zmyli, bo nikt nie będzie zwracał na nas uwagi, gdyż przejęcie wydarzeniem przewyższało wszystko inne.
- Gdzie Hood? - zapytał Nick, gdy już byliśmy w drodze do nieznanego mi jeszcze miejsca.
- Zgubiłem go gdzieś w tłumie, kiedy tu szliśmy. Nie ma sensu na niego czekać.
Słowa Michaela zabrzmiały jak regułka, którą powtarzał sobie w głowie, żeby móc ją w końcu wypowiedzieć na głos. Byłam pewna, że kłamie co do Caluma, ale nie zamierzałam go teraz o to pytać. Robiło się coraz dziwniej i zaczynałam się poważnie martwić.
Szłam zaraz za Nickiem, który jako jedyny znał miejsce spotkania z dostawcą. Obok mnie znajdował się Michael, który nie spuszczał wzroku z pleców blondyna, jakby spodziewał się w każdej chwili jakiegoś ataku. Przedzieraliśmy się przez gąszcz lasu, oddalając się coraz bardziej od opuszczonego placu, gdzie odbywały się teraz wyścigi. Obejrzałam się za siebie, ale idący za nami ludzie zasłaniali mi widok na to, co działo się kilkanaście metrów od nas. Było ciemno, więc widziałam światła samochodów, ale nie byłam już w stanie dostrzec ludzi.
Było tak cholernie zimno że cała drżałam, ale chłód uderzający o moje policzki przynajmniej mnie otrzeźwiał. Czułam się słabo, przez co ledwo łapałam oddech. Miałam wrażenie, że coś zacisnęło mi się na gardle i utrudniało dopływ powietrza. Panikowałam choć jeszcze do niczego nie doszło. Wciąż kurczowo trzymałam się boku Clifforda, który był jedyną osobą, jakiej ufałam w tym gronie. Nie mogłam spuścić z niego wzroku, bo pewnie doszczętnie bym zwariowała.
- To tutaj – powiedział głośno Nicholas, gdy dotarliśmy do miejsca spotkania. - Nie bój się.
Ostatnie zdanie skierował do mnie. Jego duża dłoń wylądowała na moich plecach, kiedy prowadził mnie krok w krok ze sobą, jakbym była jego partnerką w zbrodni. Nie było mi z tym dobrze i miałam wrażenie, że Nick czuje jak się trzęsę. Odwróciłam się, szukając wzrokiem Michaela, ale gdzieś mi zniknął. Zaczęłam szybciej oddychać.
Zrobiliśmy kolejnych parę kroków w głąb lasu, żeby wyjść na szeroką polną drogę, gdzie ktoś już na nas czekał. W oddali słychać było ryk tłumu, co oznaczało, że wyścig właśnie się zaczął, a w moich myślach na krótką chwilę pojawił się Luke.
Spojrzałam przed siebie. Księżyc oświetlał dużą ciężarówkę, która wyglądała na okropnie starą i taką, którą zazwyczaj przewozi się meble przy przeprowadzce. Jej wielkość mnie przytłaczała. Nie mogłam uwierzyć że Nick odbierałby aż taką ilość towaru, to było wręcz niepojęte dla mnie.
- Co jest w środku? - zapytałam, nie przejmując się, że nie powinno mnie to obchodzić.
Nick uśmiechnął się, a jego oczy zrobiły się ciemne z czegoś na rodzaj ekscytacji. Wydawał się podniecony sytuacją, sycił się bijącym od tego miejsca niebezpieczeństwem, a mi chciało się jedynie wymiotować na ten widok.
- Za chwilę zobaczysz – nachylił się do mojego ucha i szepnął, niechcący dotykając płatka ustami.
Wzdrygnęłam się po raz pierwszy odnosząc tak mocne wrażenie przy Nicholasie jak teraz. Bałam się jego, ale wmawiałam sobie, że to jedynie wynik okoliczności.
Panował mrok i chciałam się zatrzymać, pozwolić reszcie iść przodem, ale uniemożliwiała mi to dłoń chłopaka. Cały czas pilnował, żebym szła tuż przy nim, choć myślałam, że miałam robić jedynie za tłum.
Mogłam zobaczyć w oddali kilka samochodów, z których zaczęli wyłaniać się ludzie, gdy tylko dostrzegli nasze pojawienie się. Nie sądziłam, że będzie ich aż tylu. Może nie była to ogromna liczba, ale spodziewałam się jedynie jednej, ewentualnie dwóch osób.
Zbliżające się sylwetki robiły się coraz wyraźniejsze. Byli to sami mężczyźni i to wyglądający dość niebezpiecznie, biorąc pod uwagę budowę ich ciał. Nie wspomnę jakiego typu broń mieli przy sobie, bo w życiu jeszcze nie widziałam czegoś takiego.
Jeden z nich wysunął się na przód i chociaż ubrany był na czarno, a jego twarz skrywał kaptur, do razu wiedziałam z kim mamy do czynienia. Ten charakterystyczny chód oraz mocno zbudowane ręce mogły należeć tylko do jednej osoby. Już było jasne, dlaczego nie pojawił się na wyścigu.
- Wayn – Nick przywitał się w tym samym momencie, w którym on ściągnął kaptur, ukazując swoją bladą, zniszczoną twarz.
Jeżeli to możliwe, czułam palenie w kościach. Moje wnętrzności płonęły, doprowadzając mnie do granic rozpaczy. Gorzej trafić nie mogłam, a miałam przeczucie, że Wayn nie pojawił się tutaj bez powodu.
- Nicholas, już myślałem, że się rozmyśliłeś – powiedział z uśmiechem, a przy kącikach ust pojawiły mu się zmarszczki. Tyle że teraz nie wyglądały one uroczo jak kiedyś.
Wyglądało na to, że Wayn z każdym dniem prezentuje się coraz to gorzej. Gdyby nie dobrze zbudowane ciało, mogłabym nazwać go wrakiem człowieka przez to jak przerażająco chora wydawała się jego twarz. Zrobiło mi się go żal, bo nie sądziłam, że kiedykolwiek skończy tak źle.
- Ja nie zmieniam zdania tak łatwo, Carter – odparł, zostawiając mnie w końcu i podchodząc do swojego dostawcy. - Masz co trzeba?
Wayn kiwnął głową do jednego ze swoich ludzi, na co ten od razu podbiegł do ciężarówki, żeby odkryć przed nami jej wnętrze. Wszyscy z ciekawością zwróciliśmy się w tamtą stronę, obserwując dokładnie jak chłopak otwiera szeroko drzwi od pojazdu. Nie mogłam zobaczyć nic w środku, bo było zbyt ciemno, jednak gdy Hemmings wspiął się po niewielkiej drabince i zaświecił latarkę, żeby przyjrzeć się swojemu zamówieniu, wszystko stało się jasne.
Usłyszałam jak Clifford klnie gdzieś za moimi plecami, najwyraźniej nie spodziewając się tego, co ujrzeliśmy. Przynajmniej wiedziałam, że jest gdzieś w pobliżu. Nie miało to jednak większego znaczenia w obliczu tego, co zobaczyłam.
Łzy zebrały mi się w kącikach oczu, ale nie był to wynik smutku. Byłam wściekła i jednocześnie obrzydzona widząc skulone ciała i przestraszone oczy. Nie miałam pojęcia ile osób było w środku, ale na pewno były to same kobiety. Teraz rozumiałam, dlaczego policja posunęła się do tak drastycznych środków, żeby dopaść tego paskudnego człowieka. Nick był potworem, który nie miał za grosz szacunku do ludzkiego życia i bawił się nim jak towarem na bazarze, wymieniając, odkupując, sprzedając ciała.
Handel żywym towarem? Nie wierzyłam.
- Idealne. Takie przestraszone… – zachwycił się Nick i jak nigdy zaczęły mną targać mordercze zapędy.
Wyobrażałam sobie jak zabijam go na miliony różnych sposobów, sprawiając że każda śmierć jest powolna i bolesna. Nie mogłam przestać się krzywić patrząc na jego twarz, która teraz nie miała w sobie tego sympatycznego wyrazu, który czasem u niego widywałam. Moje ciało trzęsło się co najmniej jakbym właśnie miła atak i straciłam czucie. Stałam odrętwiała z szoku. Wszystko mnie bolało na myśl o tych biednych kobietach.
Jak zwykle nie używając swojego mózgu, zaczęłam iść w tamtą stronę. Nie wiem co chciałam zrobić. Uwolnić je wszystkie, choć była ich pewnie setka z zakneblowanymi ustami i związanymi rękoma? Wsiąść na miejsce kierowcy i dojechać szybko, zanim ktokolwiek mnie złapie? Powód nie był mi znany, bo działałam pod impulsem. Zanim jednak zdążyłam przejść choćby dwa metry, zatrzymały mnie czyjeś ramiona. Spojrzałam w bok, żeby ujrzeć twarz Nicka.
- Puszczaj mnie – warknęłam wyrywając się z jego uścisku. - Jesteś obrzydliwy, nie waż się mnie dotykać.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech, a potem zostałam zaciągnięta do miejsca, gdzie najmniej chciałam się znaleźć. Hemmings stanął naprzeciw Wayna, boleśnie zaciskając palce na moim ramieniu. Za każdym razem kiedy się szarpałam zacieśniał uścisk, ale nie przestawałam mimo tego.
- Twoja zapłata, Carter – powiedział, zabierając mi broń zza paska spodni i popychając mnie w stronę bruneta.
Uderzyłam o jego szeroką klatkę piersiową, a jego ręce od razu mnie objęły. W życiu nie czułam się tak brudna jak tego dnia, gdy posłużono się mną jak przedmiotem na wymianę. Byłam kolejnym nic nieznaczącym dla nich życiem, którego użyli przy swoich brudnych interesach.
- Dlaczego do cholery to robisz? - wykrzyczałam w stronę Nicholasa z wściekłością. - Co jest z tobą nie tak, człowieku?
Nick przechylił głowę na bok, niczym mały szczeniak z szerokim uśmiechem na ustach. Żałowałam że nie znajdował się bliżej, bo z chęcią z całej siły kopnęłabym go w twarz, najlepiej wybijając wszystkie zęby. Jak mogłam być tak ślepa co do niego. Dałam się oszukać pozorom i cały czas żyłam pod jednym dachem, rozmawiałam z tak obrzydliwą osobą, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
- Mam dość ludzi wpieprzających się między mnie, a mojego brata, słonko – wytłumaczył, cofając się do tyłu. - Rodzinny biznes jest tylko wtedy, kiedy wszyscy są na miejscu i zajmują się tym, czym powinni. Luke nie potrafił wyznaczyć sobie priorytetów i wolał biegać za taką głupią dziwką jak ty, więc zręcznie pomogłem mu się pozbyć balastu. Może teraz, gdy nie będziesz mieszała mu w głowie, zacznie pracować jak powinien zamiast sprzeciwiać się na każdym kroku.
Stałam z szeroko otwartymi ustami, wpatrując się w oddalającego się blondyna. Nigdy nie spodziewałam się, że cokolwiek takiego mogłoby mnie spotkać, a już na pewno nie myślałam, że powodem byłby Luke. Myślałam, że oboje za sobą nie przepadają i łączą ich właśnie tylko interesy. Nicholas musiał jednak żywić większe uczucia do brata, niż na to wyglądało. Przepełniała mnie nienawiść, gdy patrzyłam na tego potwora. Nie pamiętam, kiedy zaczęłam przeraźliwie się wydzierać, wołając o pomoc.




*

 DEDYKUJE WSZYSTKIM KTÓRZY W KOMENTARZACH PISALI, ŻE LUBIĄ NICKA, HA! 
#RiskyPlayerFF

11 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się tego:((((
    Świetny rozdział,czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. LUKE JĄ URATUJE!
    w ogóle to Michaela tam nie było?
    :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kur ... Ja chcę następny 😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki że mi odpisałaś na komentarz :')

    Ale beka w tym rozdziale XDDD Mi się chce śmiać niż płakać xDDD
    Kocham ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. O nie, nienawidze cie i wyje z twojego dopisku na końcu i Luke ma ją uratować!
    Rozdział oczywiście genialny jak zawsze x

    OdpowiedzUsuń
  6. O mamuniu... nie mogę w to uwierzyć.. płacze i boję się.. dlaczego Mike nic nie robi ?! Gdzie jest Calum? ! Luke ja musi uratować !! Nie daruje ci jeśli Wayn ja znowu zabierze i co najgorsze nie wiadomo co z nią zrobi..

    OdpowiedzUsuń
  7. omg ale mi serce wali...
    nie moge sie doczekac nastepnego jezu

    OdpowiedzUsuń
  8. Mike ja uratuje! Wydaje mi sie ze oni sie tego spodziewali bo i calum gdzies znikal i wogolw

    OdpowiedzUsuń
  9. Od razu gdy była wzmianka o waynie to wiedziałam że to się tak skończy

    OdpowiedzUsuń
  10. Twoją historię czytam od samych początków , urzekłaś mnie już pierwszymi słowami.
    Problemem był brak konta na blogerze i niemoc komentowania tego ff ( które jest najlepsze , jakie dotąd czytałam, a było ich naprawdę sporo ;) ) ... ale już jesteśmy razem ... i ...podziwiam cie ;)

    OdpowiedzUsuń