poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział czterdziesty czwarty - część druga.

Heather

Jeżeli w ciągu swojego krótkiego życia nauczyłam się czegoś przydatnego było to właśnie nie podejmowanie ważnych decyzji samotnie. Z doświadczenia wiedziałam jakie mogą być konsekwencje złych wyborów. Za każdym razem gdy próbowałam brać sprawy we własne ręce kończyło się to niezbyt przyjemnie dla mnie i ludzi wokół.
Teraz patrzyłam na Glenna tępym wzrokiem, nie mogąc ułożyć sensownego zdania. Nawet nie zdecydowałam co zamierzałam odpowiedzieć na propozycję układu. Wątpiłam, że w najbliższym czasie będę w stanie pozbierać myśli i wymyślić mądre wyjście z tej sytuacji. Znów postawiono mnie pod ścianą z możliwością jedynie dwóch wyborów, z czego oba wydawały się ryzykowne.
Brakowało mi pomysłów na działanie i zastanawiałam się co tak długo zajmuje chłopcom, że jeszcze się tu nie pojawili. Ich obecność na pewno pomogłaby mi znieść tą obcą atmosferę, od której w powietrzu robiło się gęściej. Bałam się jednak, że gdy się tu znajdą może rozpętać się piekło. A nowe wiadomości jak te, że Glenn okazał się być policjantem, nie są sprzyjające i mogliby narobić sobie kłopotów.
- Nie wiem – wypaliłam w odpowiedzi, przypominając sobie że oprócz mnie i moich myśli jest tu ktoś jeszcze, kto oczekuje aż w końcu się odezwę.
Pokręciłam głową na znak, jak przerażało mnie to wszystko. Byłam zagubiona, do tego miałam wrażenie że powoli tracę kontakt z rzeczywistością od proszków Clifforda. Mój oddech był unormowany, co przy tego typu sytuacji było dość nieoczekiwane. Od samego początku też nie bałam się w takim stopniu, w jakim powinnam była, wchodząc do środka bez kogoś z kim czułabym się chroniona. Ręce trzęsły mi się trochę, ale dało się to znieść odkąd ciężko było mi zebrać myśli i skupić się na odczuwaniu prawdziwego strachu. Trudno określić czy to dobrze czy źle, że wszystko dookoła wydawało się rozproszone, głosy odległe, a postać bruneta zupełnie niegroźna.
- Nie wiesz? - Glenn powtórzył pytająco, przez co znów musiałam mocno skoncentrować się na widoku przede mną i zauważyłam, że rozbawiła go moja odpowiedź. - Proponuje ci czysty układ, Heather. Mogę zapewnić bezpieczeństwo tobie i twoim przyjaciołom w zamian za wydanie Nicka. Nie chciałabyś uratować swojego chłopaka przed więzieniem? Za handel narkotykami, udział w nielegalnych wyścigach i branie za to sporych sum pieniędzy grozi dobrych parę lat.
Wypuściłabym głośno powietrze z płuc, ale to mogłoby wyglądać dziwnie w oczach Glenna, bo po tym co powiedział, każdy na moim miejscu by się zmartwił. Mimo wszystko ulżyło mi, gdy usłyszałam o handlu i wyścigach, a nie o czymś o wiele gorszym. Jak wiadomo, rzeczy które wymienił brunet zaliczają się do kategorii małych przestępstw na liście Luke'a i pozostałych. Nie wiedziałam zbyt wiele na temat ich przeszłości, zresztą o teraźniejszości miałam równie małe pojęcie, ale nie bez powodu jest się w gangu. Broni nie nosi się na pokaz, a na pewno nie w ich wypadku, więc cieszyłam się, że Glenn nie wspomniał o żadnych… morderstwach. Prawdopodobnie nie miał o niczym pojęcia, skoro zaproponował ten układ, zamiast od razu zakuć ich wszystkich w kajdanki.
- Mogłabyś zapewnić wam świeży start. Wrócić do domu, w którym mieszkaliście zanim zjawił się Nicholas. Wszystko byłoby jak wcześniej.
Chłopak kontynuował, ale ja już go nie słuchałam zbyt zajęta własnymi myślami. Poczułam się obrażona, że śmiał w ogóle wspomnieć o tym miejscu.  O domu, w którym miałam pewność że jestem bezpieczna i nawet traktowałam go jak swój własny. Tam był mój pokój, moje meble, moje wszystko. Narosła we mnie złość, a ciało na zmianę przechodziły ciarki na sam dźwięk głosu Glenna. Zakodowałam sobie w pamięci, że jeżeli Michael wyjdzie z tego cało to własnoręcznie go zabije za namawianie mnie na wzięcie działki, przez co moje emocje zmieniały się niczym na paraboli, z jednego krańca na drugi.
 Wzięłam kolejny łyk piwa i odstawiłam go na blat, który brunet z przyzwyczajenia przecierał co jakiś czas. Tłumiłam w sobie chęć przywalenia mu kuflem w łeb i szybkiej ucieczki, chwytając się ostatnich prześwitów rozsądku, niezasłoniętych szarą mgłą.
- Nie ufam ci – powiedziałam zwyczajnie, nie patrząc mu w oczy. Z boku mogłoby wyglądać jakbyśmy rozmawiali o błahych rzeczach, odkąd starałam się zachowywać dość neutralnie.
Potrafiłam rozpoznać odznakę policyjną, więc miałam pewność że chłopak nie kłamał co do tego kim jest. Jednak świadomość tego, co robił żeby dopiąć swojego celu i na jakie niebezpieczeństwa potrafił narazić swoich ludzi, przerażała mnie. Nie mogłam do końca ufać jego obietnicom. Nie powinnam była nawet z nim rozmawiać, a już na pewno nie w taki sposób. Co innego jednak miałam zrobić? Nawrzeszczenie na niego lub zrobienie jakiejś sceny mogło skończyć się tragicznie w skutkach, a do tego nie mogłam dopuścić. Za bardzo kochałam żyć tym niesprawiedliwym, trudnym ale momentami wdzięcznym życiem, żeby ryzykować.
- Dlaczego miałabym ci uwierzyć, skoro przez tyle czasu udawałeś kogoś kim nie jesteś? - mój głos zadrżał, wypełniony wyrzutem. Kręciło mi się w głowie i nie miałam pojęcia od czego.
Brunet położył łokcie na barze tuż przede mną i nachylił się znacznie tak, że przez chwile czułam ciepło bijące od jego ciała. Może i moje zmysły były przyćmione, ale powoli docierało do mnie wszystko i bezpieczna mgła dookoła mnie się rozpływała. W automatycznej reakcji odsunęłam się do tyłu praktycznie przyklejając plecy do oparcia krzesła.
- Może dlatego, że posiadam odznakę? To chyba znaczy, że jestem tym dobrym – popatrzył na mnie jak na głupią, że nie wierzę mu pomimo pozycji społecznej. - Nie zapominaj też, że wyszłaś cało z każdej sytuacji i to tylko dlatego, że o to zadbałem. To, że wszyscy żyjecie powinno być dla ciebie dowodem na to, że nie zależy mi na waszym cierpieniu.
Miałam mętlik w głowie. Usilnie starałam to sobie jakoś poukładać, odpowiedzieć na dręczące mnie pytania i wątpliwości, znaleźć w tym wszystkim sensowne wyjście. Jeżeli mu odmówię to narobię niezłych kłopotów i chłopcy odpowiedzą za wszystkie złe rzeczy, które mieli na koncie, a niezależnie jak wiele granic przekroczyli, nie chciałam żeby ponosili za to konsekwencje. Moje podejście do tego było egoistyczne, ale czułam jakby byli moją rodziną, a rodzinę chroni się do samego końca. Niezależnie co zrobili, silna więź z nimi nie pozwalała mi widzieć ich jako tych złych, choć mimo wszystko w oczach służb nimi byli. Glenn był więc okazją do zatuszowania ich zbrodni, bo odkąd policja wiedziała o nich tak wiele, mieli prawo zamknąć ich w każdej chwili.
Jednak z drugiej strony nie potrafiłam zmusić się, żeby uwierzyć w zapewnienia bruneta. Mógł być kimkolwiek chciał, ale dla mnie pozostanie aktorem i kłamcą, dążącym do celu po trupach. Zgodzenie się na współpracę z nim mogło okazać się jeszcze gorsze niż zmierzenie się z konsekwencjami. Wynajął ludzi, którzy mnie śledzili… Zastraszał mnie i groził… Czy tak działa policja? Może Michael miał rację mówiąc, że mam złe pojęcie o tym świecie bo naoglądałam się za dużo filmów, ale to wciąż mi nie pasowało.
- Groziłeś mi – przypomniałam mu, nie dając za wygraną. - Robiłeś zdjęcia mojej siostrze… Nie miałeś prawa.
Mój ton stał się defensywny, gdy przypominając sobie wszystko, uderzałam w złości słomką w dno kufla. Każdy mięsień mojego ciała spinał się, bo wizja mnie trzymającej zdjęcia Blake, które znalazłam pewnego dnia w samochodzie stawała się coraz wyraźniejsza.
- Musiałem jakoś do ciebie dotrzeć – tłumaczył dalej z zaangażowaniem. Było jasne, że zależy mu na tym, abym uwierzyła w jego historię. - Nie chcieliśmy, żebyś dowiedziała się o nas, dlatego działaliśmy w ten sposób. Mieliśmy pozostać anonimowo, a zastraszanie cię to nawet nie był mój pomysł. Ktoś inny zdecydował, że dzięki temu zrobisz to, o co cię poprosimy, ale byłaś na tyle uparta żeby się sprzeciwić, a twoi znajomi na tyle odważni bądź zwyczajnie głupi, żeby starać się odkryć prawdę i śledzić jednego z naszych ludzi. Od początku dbałem o bezpieczeństwo twoje i Blake. Dopóki miałem na was oko, nic złego by się wam nie przytrafiło. I teraz też chcę oszczędzić wam problemów, dlatego musisz zrozumieć że współpraca będzie nam obu na rękę.
- Więc przypadkiem prawie zostałam rozjechana i przypadkiem jeden z twoich... um, wspólników prawie mnie udusił? Jeżeli to nazywasz dbaniem o moje bezpieczeństwo, to wolę żebyś nie próbował mnie chronić - nie mogłam nie być sarkastyczna.
Im dłużej rozmawialiśmy tym bardziej robiłam się agresywna i daleko było mi do spokoju sprzed kilkunastu minut. Miałam podejrzenia dlaczego tak się dzieje i nie mogłam już zrzucić winy na to, że wspomnienie o mojej siostrze wyprowadziło mnie z równowagi. Zaczynałam wierzyć Glennowi, jego słowa w jakiś sposób stawały się dla mnie logiczne, a ton jego głosu i postura wyrażały więcej niż szczerość, a desperacką potrzebę mojego zaufania.
- Prawie robi wielką różnicę – odparł próbując być zabawny, ale tym razem to ja spojrzałam na niego jakby upadł na głowę, uszkadzając sobie przy tym poważnie nerwy albo tracąc ostatnie szare komórki. - Okej, za wcześnie na żarty?
- Nie powinnam w ogóle z tobą rozmawiać – wypaliłam, wstając gwałtownie i łapiąc się oparcia krzesła, bo prawie potknęłam się o własne nogi. - Nie podejmę tej decyzji sama, bo nie o moje życie tutaj chodzi.
Tak, wyciągnęłam wnioski z sytuacji z Ashtonem, więc mogliście wszyscy być ze mnie dumni.
Poczułam nagle jak męskie palce zaciskają się na moim nadgarstku i pisnęłam głośno przerażona, że zaraz Glenn spróbuje zrobić mi krzywdę. Z szaleńczo bijącym sercem odwróciłam się z powrotem w stronę baru i spojrzałam z przerażeniem na chłopaka, a on widząc moją reakcję natychmiast mnie puścił. Moja dłoń automatycznie wylądowała na materiale koszulki w miejscu, pod którym ukryta była broń.
- Nie chciałem cię przestraszyć – powiedział od razu, zerkając na moją rękę, jakby dokładnie wiedział co znajdowało się za paskiem moich spodni. - Chcę żebyś to przemyślała, Heather. Możemy pomóc sobie nawzajem.
- Wsadzenie Nicka za kratki nie będzie dla nas żadną pomocą – odparłam twardo, nie chcąc pokazać jak bardzo zmanipulował moje myśli i jedyne co teraz potrafiłam robić to wahanie się między jedną a drugą opcją.
- Dla ciebie nie – uciął mnie, a w jego głosie rozbrzmiała tajemnicza nuta. - Myślę jednak, że Luke ma inne zdanie na ten temat i powinnaś z nim o tym porozmawiać. Może wtedy zdecydujecie się na  współprace.
- Mylisz się. Wątpię, żeby Luke mógł chcieć mieć cokolwiek do czynienia z policją – założyłam ręce pod piersią, patrząc wyzywająco w stronę bruneta.
Nie podobało mi się, że zachowywał się jak gdyby wiedział więcej na temat Luke'a niż ja. Czułam się jak ostatnia idiotka w momencie, kiedy wybuchnął śmiechem w reakcji na moje słowa.
- Już raz wsadził swojego brata do więzienia, więc dlaczego miałby odpuścić sobie i tą okazję? - zapytał, unosząc brwi ku górze.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć ale nic oprócz cichego westchnienia z nich nie wyszło. Wiedziałam, że brakuje mi jakiejś części tej układanki. Miałam ogólny zarys sytuacji, ale wciąż coś nie grało i dlatego wstrzymałam się przed odpowiedzią na to pytanie. Musiałam w końcu porozmawiać z Lukiem i dowiedzieć się co takiego stało się, że posunął się tak daleko i wpakował własnego brata do więzienia. Chodziło o jakieś wspólne interesy, które nie podpadły młodszemu Hemmingsowi, ale to tyle z moich informacji.
- Dużo o nich wiesz – odparłam wolno, przytłoczona tą świadomością. - Choć nie powinno mnie to dziwić, odkąd w śledzeniu jesteś bezkonkurencyjny…
- Na tym polega moja praca – wzruszył ramionami, a ja przyglądałam się mu w zamyśleniu.
Nie mogłam zrozumieć co się ze mną działo. Każdy inny już dawno uciekłby stąd na moim miejscu, a ja głupio brnęłam w coś, o czym nie miałam zielonego pojęcia. Rozmawiałam z Glennem jakby wcale nie wydarzyło się to, co się wydarzyło odkąd go poznałam i to w sumie było równie niedorzeczne co śmieszne. Musiałam jednak przyznać przed samą sobą, że przekonał mnie do siebie, choć wolałam nie zgadzać się na nic, co proponował. Jeżeli coś poszłoby nie tak, to noszenie na barkach kolejnej winy pewnie by mnie zabiło.
- Więc co takiego zrobił Nicholas, czego nie zrobili chłopcy? Dlaczego ich jesteś w stanie oczyścić, kosztem złapania Nicka? - zapytałam tonem, jakby nagle mnie olśniło. Postanowiłam skorzystać z okazji. - Co zrobił, że poświęcacie tyle wysiłku na udowodnienie mu zbrodni?
Chłopak popatrzył na mnie ze zwycięskim błyskiem w oku, doskonale widząc moje zawahanie i to jak coraz bardziej była podatna na jego teorię. Znów naruszając moją strefę komfortu, nachylił się opierając brzuch o blat baru, żeby znaleźć się jak najbliżej mnie. Zesztywniałam, uważnie obserwując każdy ruch, będąc gotową na szybką reakcję.
- Jakby ci to powiedzieć, Heather – zaczął takim tonem, że poczułam się urażona. Traktował mnie jak małe dziecko, któremu trzeba tłumaczyć w specjalny sposób, żeby jego ograniczony jeszcze umysł zdołał to pojąć. Glenn to jednak palant. - Jestem z jednostki zajmującej się nielegalnym handlem zagranicznym.
- Więc cała ta sprawa jest o narkotyki? - zapytałam zaskoczona. - Nie wiedziałam, że aż tak się w to angażujecie.
Brunet zaśmiał się kolejny raz, kręcąc na boki głową, a ja zmarszczyłam brwi
- Czym tym razem cię rozbawiłam? - burknęłam, wkurzona tym że jestem wyśmiewana i nawet nie mam pojęcia z jakiego powodu. Czy powiedziałam coś głupiego?
- Naprawdę sądzisz, że chodzi tu o narkotyki, Heather? Rusz głową…
Glenn zatrzymał się w połowie zdania, gdy do naszych uszu dobiegł dźwięk odbezpieczanej broni. Chwilę później przy skroni bruneta znajdowała się lufa pistoletu, który trzymał Michael. Niedaleko niego stał Calum, który również ściskał w palcach spluwę. Zamrugałam zaskoczona ich widokiem, bo prawie zapomniałam że przyszłam tutaj z nimi. Przez moment trawiłam w głowie co się dzieje, ale szybko się opamiętałam.
- Stop! - krzyknęłam, widząc jak palec Michaela niebezpiecznie drży na spuście. - To glina. Narobisz nam problemów, Clifford.
Podeszłam parę kroków do przodu z wyciągniętą ręką, ale Mike wysłał mi ostrzegawcze spojrzenie, przez co musiałam się zatrzymać. Wolałam nie prowokować chłopaka do nieprzemyślanych czynów.
- Nie, jeżeli zakopie go na tyle głęboko, żeby żaden z jego psów go nie znalazł – wysyczał przez zaciśnięte zęby, wkurzony do granic możliwości.
Ręce znów zaczęły mi się trząść, gdy gorączkowo szukałam w głowie odpowiednich słów. Nic jednak nie przychodziło mi na myśl. Byłam bezradna w tej sytuacji i nie wiedziałam jak uratować Glenna od śmierci. Choć raczej powinnam powiedzieć, jak uratować Clifforda i całą paczkę od odpowiedzialności za zabicie mundurowego.
- Calum – pisnęłam błagalnie w jego stronę, ale wyraz twarzy miał równie surowy co jego przyjaciel i nawet na mnie nie spojrzał.
Żaden z nich nie zdawał się przejmować tym, z kim mają do czynienia i co może się stać, jeżeli popełnią jakieś głupstwo. Postawa Mike'a wcale mnie nie dziwiła, bo od zawsze był wybuchowym idiotą, któremu wszystko uchodziło na sucho, więc i tym razem na to liczył. Hood jednak w każdej sytuacji wydawał mi się najrozsądniejszym, lecz teraz tworzył z czerwonowłosym sojusz. Oboje kipieli wściekłością, walcząc z ciężkimi oddechami.
- Co was tak rozzłościło chłopaki? - zapytał Glenn, w ogóle nie przestraszony pistoletem przyciśniętym do jego skroni. - Może chcecie ukoić nerwy i napić się piwa?
- Uważasz, że to zabawne? - syknął Mike.
W tym samym czasie Calum podszedł od drugiej strony, rzucając czymś o blat tuż przed twarzą Glenna. Spojrzałam od razu w to miejsce i ujrzałam rozsypane setki zdjęć przedstawiające każdego z nas w różnych sytuacjach i jakieś mapy z zaznaczonymi punktami. Nie byłam zaskoczona, bo podejrzewałam że posiada właśnie takie „materiały”, skoro śledził nas żeby dojść do Nicka. Mimo to ten widok sprawił, że supeł zacisnął się w moim żołądku. Zdecydowanie wolałam nie widzieć tego wszystkiego. To było przerażające.
- Co do kurwy, Glenn? - w końcu odezwał się Calum, przez cały czas nie spuszczając wzroku z twarzy policjanta. - Masz za mało zajęć na komisariacie? Znudziło ci się wystawianie mandatów za złe parkowanie?
- Czego ty chcesz, huh? - dołączył Michael.
- Właśnie tłumaczyłem Heather, że jesteśmy po tej samej stronie – odpowiedział natychmiast, korzystając z okazji, że może się odezwać bez ryzykowania, że dostanie kulkę. - Możecie mnie wysłuchać, a sami zobaczycie że…
- Możesz o tym zapomnieć.
Zaraz po tym Michael bez wahania przywalił mu z całej siły magazynkiem w potylice tak, że pod brunetem ugięły się kolana i jego ciało opadło na ziemię. Straciłam Glenna z oczu, bo cała jego sylwetka zniknęła za barem, ale słyszałam syki i ciche przekleństwa, co świadczyło o tym, że nie stracił przytomności tak, jak się tego spodziewałam.
- Dobra, dzieciaki, koniec zabawy – usłyszałam za plecami obcy mi do tej pory głos i tym razem to do tyłu mojej głowy przyłożona była broń.
Sparaliżowało mnie, a w oczach zebrały się łzy. Bałam się odwrócić, żeby sprawdzić kto za mną stoi, bo wystarczyły mi zaskoczone miny Michaela i Caluma, którzy nie byli przygotowani na czyjąś niezapowiedziana wizytę. Podejrzewałam, kto mógł właśnie grozić mi bronią, gdy przypomniałam sobie dwóch mężczyzn, którzy weszli tu jakiś czas temu. Musieli od samego początku mieć oko na całą sytuację w razie konieczności interwencji w takim wypadku jak ten...
- Macie pięć sekund na opuszczenie baru, zanim zdecydujemy się na drastyczne środki perswazji –  przemówił drugi, a ja trzęsłam się coraz bardziej.
Michael zacisnął zęby w złości, rozchylając nozdrza przy wydychaniu powietrza. Patrzył prosto na mnie, jakby właśnie oceniał nasze szanse na ucieczkę w razie gdyby zdecydował się jednak zrobić coś głupiego. Wtedy jednak Hood zaczął iść w moją stronę, uważnie przyglądając się mężczyznom za moimi plecami, jakby tylko czekał na jedno podejrzane mrugnięcie okiem. Nim się obejrzałam brunet złapał mnie mocno za ramię i wyciągnął z baru, a Michael wkrótce podążył naszymi śladami. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz bez słowa ruszyliśmy do samochodu i podczas całej drogi bałam się odezwać, widząc wściekłość wypisaną na twarzach chłopców. W końcu jednak opowiedziałam im w skrócie, czego dowiedziałam się od Glenna.


Kiedy weszliśmy do wnętrza domu było koło godziny drugiej nad ranem. Panowała niczym niezmącona cisza, więc i my staraliśmy się zachowywać bezgłośnie. Wątpiłam, żeby wszyscy mieszkańcy spali, dlatego dość niepokojący był ten spokój. Może jakimś cudownym zbiegiem okoliczności każdy zamknął się za drzwiami własnego pokoju i zajął swoimi sprawami. Dla nas był to wielki plus, odkąd nikt nie kręcił się w salonie ani po korytarzu. Wyprawa do baru od początku na wszelki wypadek miała zostać tylko między naszą trójką, a co z tego idzie lepiej było nie natknąć się na kogoś niespodziewanie i unikać niekomfortowych pytań o to gzie się włóczyliśmy cały dzień.
- Myślicie, że Luke już wrócił? - szepnął Hood i rozejrzał się dookoła, jakby szukał blondyna ukrytego gdzieś w kącie i tylko czekającego na odpowiedni moment, żeby wyskoczyć z ciemności.
Zdecydowaliśmy się, że prześpimy się z decyzją odnośnie wtajemniczenia Luke'a i podejmiemy ją jutro, na dzień dzisiejszy odsuwając od siebie te myśli.
Cal ruszył w głąb domu, nie chcąc zapalać świateł i niepotrzebnie zwracać na siebie uwagę, a ja podążyłam razem z nim. Cóż, nie miałam właściwie wyboru odkąd po incydencie w barze brunet nie zdejmował ze mnie swoich rąk i cały czas powtarzał, że Hemmings zabije ich obu gdy dowie się do czego doszło. Nie odstępował mnie więc na krok i prowadził za ramię, nie chcąc dopuścić żebym znów znalazła się w niebezpieczeństwie.
Michael wzruszył ramionami w odpowiedzi na pytanie kumpla i zdjął buty ze stóp, kopiąc je w bok. Jego postawa nie mogła być bardziej oczywista i wyrażać więcej niż...nic. Ten chłopak naprawdę miał wszystko w czterech literach albo przynajmniej dobrze udawał.
- A co? Boisz się, że Luke wkurwi się za dzisiaj? - zaśmiał się Michael, a Calum pokiwał potwierdzająco głową, jakby nie zauważył że ten drugi się z niego naśmiewa.
Clifford włożył dłonie w kieszenie swoich spodni i ruszył na górę, ale zatrzymał się na schodach, akurat wtedy kiedy ja i Cal też tam dotarliśmy.
- Co stało się dzisiaj? - zapytał chłodno Luke, patrząc na nas z góry.
Wzrok blondyna zatrzymał się na miejscu, w którym palce Caluma zaciskały się na moim ramieniu i zmrużył niebezpiecznie oczy. Brunet od razu zauważając co jest na rzeczy, puścił moją rękę z taką prędkością jakbym cała płonęła i dotykanie mnie bolało. Byłam zła na niego że tak zareagował, bo dał Luke'owi do zrozumienia, że coś przed nim ukrywamy, skoro boi się zostać zauważony na nic nieznaczącym dotyku.
- Heather się naćpała – wypalił Clifford i szybko wyminął Luke'a na schodach.
Spojrzałam z niedowierzaniem na czerwony tył pustej głowy chłopaka i miałam nadzieje że pod wpływem mojego wzroku Michael zamieni się w robaka, którego będę mogła później rozdeptać. Co za bezczelny idiota. Przecież on sam zaproponował mi działkę, a teraz robi ze mnie winowajcę. Przysięgam, że to jego ostatni dzień na ziemi.
- Um, zostawię was samych, żebyście mogli pogadać – odezwał się Hood i z powrotem uciekł do salonu zostawiając naszą dwójkę na schodach.
Spojrzałam spod rzęs na Luke'a, przybierając swoją najniewinniejszą z niewinnych min. Tłumaczenie się nie wchodziło w grę, bo cokolwiek powiem nie pomoże, a znając mnie jedynie pogorszy sprawę. Pozostało mi więc wymyślić jakieś porządne przeprosiny i trochę się pokajać. Już raz wypróbowałam tą metodę, gdy Luke wściekł się za oblanie jogurtem siedzenia w jego samochodzie i podziałało. Byłam pewna, że tym razem też mi się uda, zwłaszcza że sprawa nie była tak poważna, bo nie chodziło Toyotę. Nie żartuję.
- Jak bardzo mam przechlapane? - odezwałam się niepewnie, zagryzając wargę.
- Bardzo.
Luke jak zwykle przybrał minę, która wyrażała tyle emocji co cegła i odwrócił się na pięcie, znikając w głębi korytarza. Ruszyłam ciemną ścieżką wzdłuż piętra, na którym znajdował się mój tymczasowy pokój. Od dłuższego czasu dzieliłam go również z Lukiem, który bez pozwolenia wprowadził się do mojego łózka i każdej nocy był ze mną. Miałam nadzieję, że i tym razem postanowi zostać, żebym miała okazję z nim porozmawiać i zbić wskaźnik nerwów do zera. Podejrzewałam, że to będzie trudne, odkąd wyglądał na bardzo podirytowanego i zmęczonego dzisiejszym dniem, który spędził w towarzystwie swojego brata. Spodziewałam się, że nie odpoczywali przy piwie, co tylko potwierdzały głębokie i sine worki pod oczami blondyna. Utkwiłam wzrok w swoich stopach, przysłuchując się jego krokom i wolno za nimi podążając. Odetchnęłam z ulgą, gdy Luke wszedł do pokoju, który przydzielił mi Nick. Jedyne o czym marzyłam to żeby położyć się pod kołdrą i jak najszybciej zasnąć. Musiałam przetrawić wszystko, co działo się dzisiaj, żeby móc spojrzeć na to jaśniej następnego ranka. Nie mogłam jednak zostawić Luke'a w takim stanie. Był wystarczająco markotny na wieść, że znów musi zostawić mnie na cały dzień i jechać gdzieś ze swoim bratem, a po tym jak usłyszał, co robiłam pod jego nieobecność pewnie skręcał się w środku.
Nie zdziwiło mnie więc gdy pierwsze co zrobił po naszym wejściu do pokoju było ściągnięcie szarej, ubrudzonej koszulki przez głowę, rzucenie jej gdzieś w kąt i udanie się do łazienki. Zrobił to specjalnie, odkąd wiedział jak działa na mnie widok jego nagiej klatki piersiowej i dobrze wyrzeźbionego brzucha i jak zaboli mnie, gdy zwyczajnie zignoruje moją obecność. Zrobiłam więc to, na co skrycie liczył i nie dałam za wygraną.
Zajrzałam przez uchylone drzwi do łazienki, a moją twarz od razu uderzyło gorąco. Całe pomieszczenie było zaparowane, a lecąca woda rozbijająca się o kafelki pod stopami blondyna to jedyny dźwięk. Odważyłam się wejść do środka, traktując niezamknięte drzwi jako zaproszenie i w momencie kiedy moje bose stopy dotknęły zimnej powierzchni na ziemi, ciało przeszły bolesne dreszcze. Nie zastanawiałam się specjalnie długo zanim odsunęłam szklane drzwi od prysznica i nie ściągając ubrań weszłam do środka.
Luke stał odwrócony swoimi idealnymi, nagimi plecami do mnie. Z opuszczoną głową i luźno rozstawionymi łopatkami stał w bezruchu, pozwalając wodzie zmyć z siebie zmęczenie. Zignorował moje pojawienie się, nawet nie spoglądając za siebie, ale postanowiłam wykorzystać ten fakt i nacieszyć się widokiem. Zjechałam wzrokiem wzdłuż smukłej sylwetki na dłuższą chwilę zatrzymując się na tyłku chłopaka i poczułam jak palę się od środka, a ciuchy robią się na mnie za ciasne, dusze się w nich. Złapałam więc za dół koszulki, chcąc pozbyć się krępującego materiału i przeciągnęłam ją przez głowę wyrzucając poza ściany prysznica. Nie wytrzymałam dłużej i pokonałam odległość między nami, przykładając policzek do miejsca między łopatkami Luke'a i obejmując go w pasie. Drgnął gdy mnie poczuł, a wtedy zacieśniłam uścisk mocniej wtulając się w jego tył. Żałowałam, że nie rozebrałam się do końca, żeby móc poczuć każdy skrawek jego nagiej skóry.
- Lukey – szeptałam, zostawiając ślady pocałunków wzdłuż kręgosłupa. Czułam jak napina mięśnie brzucha pod wpływem pieszczoty.
Chłopak wsunął palce w swoje blond włosy, na które obficie spadały krople wody i przeczesał kilka razy kosmyki, zanim uwolnił się z mojego uścisku. Od razu zrobiło się zimniej wokół mnie, a na moją twarz wstąpił smutny wyraz, gdy tylko nasze ciała się od siebie oddaliły. Luke uśmiechnął się na to chytrze, rozkoszując się faktem jak bardzo potrzebowałam bliskości jego osoby. Podobało mu się jak byłam uzależniona od jego dotyku, obecności. Nie przeszkadzało mi to jednak ani trochę, skoro właśnie to sprawiło, że wysłał mi najpiękniejszy ze swojej kolekcji pół-uśmieszek.
W mgnieniu oka pozbył się chłodu i otulił moje ciało przyjemnym ciepłem, powodującym dreszcze i mrowienie w koniuszkach palców. Ułożył dłoń w dole moich pleców, a drugą przytrzymał szyję, żeby następnie ostrożnie przysunąć mnie do siebie. Gdy tylko nasze klatki piersiowe spotkały się ze sobą, poczułam miękkość jego warg. Nie byłam gotowa na tak szybki ruch, ale zareagowałam automatycznie na znajomy smak i poczęłam wolno oddawać pocałunki. Zarzuciłam nadgarstki na jego ramiona i znając już dobrze jego potrzeby, opuszkami masowałam kark, co jakiś czas lekko pociągając za końce włosów, żeby móc usłyszeć cichy pomruk aprobaty.
Zimne palce chłopaka znaczyły wzory wzdłuż moich boków, zostawiając po sobie ślad w postaci gęsiej skórki. Następnie dotarły do spodni, które pomógł mi z siebie zsunąć, a kiedy mokry jeansowy materiał ciężko opadł na ziemie, Luke podniósł się z ziemi i stanął kilka centymetrów dalej ode mnie, wodząc wzrokiem od czubka mojej głowy do stóp i z powrotem. Bałam się spojrzeć  niżej, bo wystarczył wyraz jego twarzy, żeby wiedzieć jaki jest zadowolony widokiem przed sobą.
- Heather… - zachrypnięty głos sprawił, że ledwo trzymałam się na wyprostowanych nogach. Nie czekał dłużej, gdy znów złączył nasze wargi tym razem z zachłannym i mało dokładnym pocałunku.
- Hm? - mruknęłam słabo w jego usta, nie chcąc tracić przyjemności i odrywać się od niego choć na chwilę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego jak gorąco wyglądasz w tej bieliźnie? - wypowiedział na głos swoje myśli, odsuwając się, żeby móc na mnie spojrzeć i na potwierdzenie słów, oblizał wargę.
Pogratulowałam sobie w myślach, że odkąd zaczęłam sypiać z Lukiem w jednym łóżku, nosiłam tylko seksowną bieliznę. Uwielbiałam widzieć ten błysk w jego oczach, szczęśliwy a jednocześnie pełen pożądania. Niezależnie jak wiele niedoskonałości skrywało moje ciało, on widział we mnie coś więcej niż brak wyrzeźbionego brzucha czy boczki. Patrzył na mnie w taki sposób, jakbym była idealna i dzięki temu czułam się seksowna, niezależnie jak niepewnie podchodziłam do swojego wyglądu. Wydawało się, że dla niego nie miały znaczenia moje wypukłości i cechy, które mi osobiście przeszkadzały.
- Uznaj to za przeprosiny – szepnęłam mu do ucha, przygryzając lekko jego płatek.
Usłyszałam jak zamruczał, ale jego dłonie przytrzymały mnie w miejscu, kiedy chciałam nachylić się z powrotem w stronę jego twarzy i scałować całe zmęczenie. Zmarszczyłam pytająco brwi, na co Luke pokręcił głową na boki z nutką rozbawienia.
- Będziesz musiała się bardziej postarać, żebym wybaczył ci bycie niegrzeczną – mruknął, a mi zaschło w gardle od samego dźwięku jego głosu. - Jestem zły, bo nie lubię kiedy ktoś inny cię dotyka.
Wstrzymałam oddech, gdy złapał moje pośladki i z całej siły przycisnął mnie do swojego krocza. Od jego erekcji dzieliła mnie jedynie cienka koronka kompletu, który kupiłam z myślą o blondynie.    Chłopak oparł swoje czoło o moje własne i wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w jego niebieskie oczy. Westchnęłam, gdy złapał w zęby moją dolną wargę, a w dole poczułam jak pulsuje przy moim ciele. Zerknęłam więc tam tylko po to, żeby upewnić się, że Luke jest już na skraju i tylko czeka aż dostanie przyzwolenie. Zachichotałam w malinowe usta chłopaka, czując na udzie jego zadowolenie.
- Jesteś z siebie dumna, skarbie? - wychrypiał między niedokładnymi, ale intensywnymi pocałunkami. Jego ręce wędrowały po całym moim ciele, doprowadzając mnie do granic możliwości. - Zobacz, co ze mną zrobiłaś.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie byłam z siebie zadowolona. Westchnęłam jednak głośno, odsuwając się od chłopaka na tyle, żeby móc się mu przyjrzeć.
- Za dużo gadasz, Luke – powiedziałam na wydechu, po czym zamknęłam mu usta na dobre.
Przez resztę czasu spędzonego pod prysznicem dało się słyszeć jedynie zadowolone pomruki chłopaka i moje ciche jęki. Do tej pory ciężko było mi uwierzyć, że to ja jestem dziewczyną, której ktoś taki jak Luke mówi te wszystkie rzeczy. To ja byłam dziewczyną, która ciągnęła go na skraj wytrzymałości za każdym razem, gdy nasze ciała się spotykały i nie było lepszego uczucia na ziemi.
Czułam się przy nim piękna i nic więcej się nie liczyło. Tym bardziej jeżeli po wszystkim zanosił mnie do wspólnie dzielonego, wąskiego łóżka i kładł się obok mnie w samych bokserkach, gdy ja miałam na sobie jedną z jego za dużych koszulek. Poprawiałam wtedy poduszkę i układałam się na plecach, a Luke przerzucał rękę przez moje ciało i wtulał twarz w mój bok. Mogłam wpatrywać się w niego godzinami, kiedy wyczerpany oddychał miarowo, tylko co jakiś czas uchylając jedną powiekę, żeby na mnie spojrzeć i uśmiechnąć się uroczo. Wsuwałam palce w jego już i tak rozwalone włosy i masowałam je do momentu aż mruczenie nie ucichło, co znaczyło że zasnął wykończony całym dniem.
Dziś jednak było inaczej, bo nie mogłam wyrzucić z głowy myśli o Glennie i o jego propozycji. Wiem, że we trójkę ustaliliśmy, żeby nikomu nie mówić, a tym bardziej nie Luke'owi, ale chciałam żeby wiedział. Potrzebowałam jego rady, bo tylko temu chłopakowi mogłam ufać w pełni, nie ważne jak ważne informacje przede mną zatajał w przeszłości.
- O czym myślisz? - zapytał sennie, otwierając swoje zmęczone oczy i zauważając wyraz mojej twarzy.
Och, byłam taka oczywista ze swoimi reakcjami, że powoli zaczynało mnie to męczyć.
Jego uśmiech zbladł, a dłoń od razu powędrowała do mojej splatając nasze palce ze sobą. Złożył kilka pocałunków na moim odkrytym przez wycięte rękawy boku, przez co rozgrzał moje ciało w przyjemny sposób, budząc tą emocjonalną część mnie, którą zazwyczaj starałam się trzymać na wodzy.
Planowałam wyznać mu prawdę, bo potrzebowałam jego wsparcia nawet jeżeli byłabym egoistką mówiąc mu o tym akurat teraz. Z drugiej strony widząc w nim małego, wyczerpanego chłopca zawahałam się przed zrzuceniem na niego kolejnych problemów. Wyglądał tak uroczo i szczęśliwie, że bolała mnie myśl o zniszczeniu jego humoru. Zrobiłam więc najbardziej niespodziewaną ze wszystkich rzeczy na świecie i zanim zdążyłam ugryźć się w język, wypaliłam:
- O tym, jak cholernie cię kocham.






 *

nudno, ale hej... w końcu punktualnie.
znów was męczę nieciekawym rozdziałem, ale szczerze staram się przedłużyć dla was (a tak naprawdę to dla mnie) moment, zanim będę musiała zakończyć to ff. nie wiem czy obserwujecie moje konta na twitterze, ale tam wspominałam, że zostało niewiele do epilogu. myślę, że jakoś pięć rozdziałów? nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie, bo przy pisaniu moje palce same kreślą fabułę i zmieniają wszystko na przekór planom (stąd też druga część rozdziału, która nie była w ogóle planowana, a wyszła pod wpływem teledysku What Do You Mean, polecam obejrzeć, ja jestem uzależniona). ale nie mówiąc bez sensu... tak, niedługo koniec i niebędziedrugieczęściniekrzyczcienamniekochamwas:) 
mam nadzieje, że Huke zadowolił was choć w małym stopniu, taka rekompensata za ostatnie badziewne update'y.
+ następny może pojawić się dopiero we wtorek, bo na weekend jestem w Warszawie na koncercie Jano (sprytnie to wykorzystałam, żeby móc się pochwalić haha)
+ zerknijcie na bohaterów, bo ostatnio trochę się tam zmieniło.

ah i najważniejsze, wszelkie pytania kierujcie na mojego aska bądź twittera. nie lubię odpowiadać w komentarzach, więc piszcie śmiało tam. uwielbiam z wami rozmawiać i zawsze odpisuje (a jeżeli nie to znaczy, że mój internet znów utrudnia mi życie i musicie wysłać wiadomość jeszcze raz)
buźka!

4 komentarze:

  1. Ooo... Ona powiedziała że go kocha,...

    OdpowiedzUsuń
  2. TY SOBIE CHYBA NIE WYOBRAŻASZ JAK BARDZO JA SIĘ BOJĘ JEGO REAKCJI BO ZAPEWNE NIE BĘDZIE ZBYT POZYTYWNA
    ALE Z DRUGIEJ STRONY TAK MNIE TO OSTATNIE ZDANIE CIESZY ŻE JAIOFNOIENVOAINEOFA
    I WOGÓLE TYLE HUKE ŻE PRAWIE PŁACZE
    .
    .
    .
    .
    .
    JAKIE KURWA PIĘĆ ROZDZIAŁÓW???? TO SĄ CHYBA ŻARTY

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jest nudno.

    Ale za tą notkę będziesz bita. Cotomaznaczyćżeniebędzidnastępnejczęścijakmogłaśw.
    Przepraszam, że piszę dopiero teraz, ale mam multum lekcji. A jeszcze w soboty chodzę do szkoły na chór. Brawo ja xd

    Nie mam weny. Low ju

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj spokój, czemu mnie przepraszasz? To normalne, że są inne zajęcia i nie można wiecznie żyć ff (a szkoda). Zresztą jesteś moim słoneczkiem, komentującym kiedy się da i co się da, więc jak czasem sobie odpuścisz to nie będę aż tak bardzo płakać haha :D
      Trzymam kciuki za twoją szkołę. Wiem jak to jest kiedy zasypują cię zadaniami, choć ledwo zaczął się rok szkolny. I dodatkowo podziwiam za chór, zawsze chciałam śpiewać, ale urodziłam się beztalenciem ech XD
      buuźka ;x

      Usuń