Przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej, kładąc brodę na kolanach. Objęłam się rękoma, a dłońmi chwyciłam się za kostki, tuż nad materiałem trampek. Cały czas było mi niewygodnie, bo miałam na sobie sukienkę Blake, która opinała się na mnie ciasno przez to, że moja siostra była znacznie drobniejsza niż ja. Długo nie wytrzymałam w tej pozycji, więc zmieniłam położenie, opierając się plecami o zimną ścianę za mną. Wzdłuż karku przeszły mnie ciarki, zatrzęsłam się niekontrolowanie. W tym samym czasie z dołu usłyszałam krzyki i odgłosy szarpaniny, ale średnio zwracałam uwagę na to co się tam dzieje.
Wciąż nie mogłam przestać myśleć o Ashtonie, który był na mnie wściekły i zniknął zaraz po ceremonii. Pewnie teraz zalewał się gdzieś w zapyziałym barze w mieście i już miałam wizję jak chłopcy odbierają jego pijane zwłoki z wytrzeźwiałki albo jakiegoś komisariatu. I nawet nie będąc w magazynie, gdzie Luke i Calum przesłuchiwali właśnie faceta, który przez tyle czasu zatruwał mi życie, nie potrafiłam wyrzucić z głowy Irwina, w kółko odtwarzając moment naszej kłótni.
Spieprzyłam sprawę po całości, aż głupio było mi za siebie. Nie potrafiłam spojrzeć nikomu w oczy ze względu na to, jak ta cała sytuacja wyglądała. Ashton słusznie się zdenerwował, nie dziwiłam się mu, bo miał mnie za przyjaciółkę, a ja go okłamałam. Wmieszałam się w jego życie, sprawy osobiste po tym jak mi zaufał. Zataiłam przed chłopakiem coś niesamowicie dla niego ważnego i nawet jeżeli wydawało mi się, że nie zrobiłam tego w złej wierze, wyszło beznadziejnie. Zawiniłam wyłącznie i niezaprzeczalnie ja. Ashton miał prawo do takiej, a nie innej reakcji.
Zakryłam zimnymi dłońmi twarz, zanim westchnęłam wypuszczając z siebie nadmiar powietrza, które roznosiło mi płuca i powodowało, że klatka piersiowa pulsowała bólem. Miałam wrażenie, że wybuchnę od nadmiaru emocji, a sama dokładnie nie wiedziałam co czuje. Chaos – to najlepsze określenie jak na tą chwilę, bo kumulowało się we mnie wszystko – od smutku, po żal, rozpacz i złość. Każda negatywna emocja pojawiała się i znikała, żeby odbić się ode mnie z jeszcze większą niż na początku mocą powodując, że płacz to jedyna rzecz, która wydawała mi się trafna. Chciałam rozryczeć się głośno, wyrzucając z siebie cały ten obłęd, ale nie mogłam się rozkleić. Nie teraz. Wystraszenie Luke'a, który znajdował się piętro niżej i mógłby mnie usłyszeć, to ostatnia rzecz na mojej liście. Potrzebowałam mieć go obok, bo świadomość że akurat on mnie nie osądza i nigdy nie będzie próbował mnie pouczać, ani mówić jak źle postąpiłam, trzymała mnie przy życiu. Zdawałam sobie sprawę, że parę łez wystarczy, żeby ulotnił się szybciej niż zdążyłabym mrugnąć. To był Luke Hemmings i gdy sprawy nabierały poważnych obrotów, a w grę wchodziły uczucia, uciekał.
- Dla kogo pracujesz? Radzę ci odpowiedzieć, bo nie zamierzam się powtarzać.
Znów usłyszałam swój ulubiony głos, więc postanowiłam w końcu zainteresować się czymś więcej niż tylko jego niskim brzmieniem, a raczej skupić się na treści wypowiadanych słów. Jednak Luke wcale nie brzmiał tak jak zwykle, gdy na przykład zwracał się do mnie. Mogłam wyczuć mnóstwo jadu w tym, co mówił i raz po raz przechodziły mnie ciarki na samą myśl, że jest zdolny kipieć tak ogromną nienawiścią. Żałowałam, że nie przysłuchiwałam się temu, co działo się na dole o wiele wcześniej, bo wiedziałabym co wyprowadziło go z równowagi. W końcu przyszłam tu po to, żeby być z sytuacją na bieżąco.
Spojrzałam parę metrów w dół, wychylając nieznacznie głowę zza metalowych barierek, które chroniły mnie przed upadkiem z wąskiego betonowego piętra. Zacisnęłam dłonie na zimnych prętach, żeby znów ujrzeć scenę rodem z filmu, które ogląda się z napięciem w sali kinowej. Wciąż po tak długim czasie życia w chorym świecie, zaskakiwało mnie jak realne potrafią być te sytuacje, jakby idealnie odwzorowane życie wśród gangsterów ktoś mógł przenieść na ekran. Oglądając coś takiego ma się na sobie dreszczyk podekscytowania, oczekuje się rozwinięcia akcji i poniekąd to też czułam. Oprócz paraliżującego strachu o to, co może nastąpić, mogłam być podekscytowana, co jest dosyć nietypowe.
Brudny i opuszczony magazyn, na środku którego skupiał wątek. Ja byłam jedynie widzem, obserwującym całe przedstawienie z górnych trybun, czyli betonowego podłoża przy ścianach z ogromną dziurą w samym centrum, ukazującą co dzieje się na parterze. Na wprost mnie znajdował się Hood, którego oczy co jakiś czas wędrowały w moim kierunku, jakby chciał upewnić się czy wszystko ze mną w porządku. Stał oparty o ścianę, z założonymi na piersi rękoma, których dłonie wcisnął pod pachy. Zadaniem bruneta było pilnowanie wejścia do wewnątrz. Nie chcieli, żeby przydarzyła się sytuacja sprzed kilku miesięcy, kiedy to ja wpadłam tu niespostrzeżenie w dniu, w którym podwiozłam w to miejsce Michaela i przyłapałam ich na brudnych uczynkach, a to było zanim nasza relacja właściwie się zacieśniła.
Pod słabo świecącą się lampą istnie z taniego horroru, kilkanaście dobrych kroków od Caluma znajdowało się krzesło i co najdziwniejsze, jego nogi wmurowane zostały w podłogę. Na nim siedział sprawca zamieszania, scenariuszowy zły bohater, a kończyny miał przykute do mebla tak, żeby nie mógł wykonywać żadnych gwałtowniejszych ruchów. Chłopcy naprawdę musieli zainwestować w sprzęt do tortur, bo każdy przedmiot, który do tej pory udało mi się poznać, wyglądał profesjonalnie, o ile można tak to nazwać. Przerażała mnie myśl że używali czegoś takiego, że w ogóle było im to potrzebne. Starałam się nie dopuszczać do siebie prawdy, nie zastanawiałam się jak wiele osób znajdowało się w obecnej pozycji mojego prześladowcy. Wolałam nie wiedzieć czym Luke i reszta zajmują się, gdy znikają z domu. Wizja krzywdy, jaką można wyrządzić drugiemu człowiekowi (nieważne jaki byłby podły) przy użyciu tych narzędzi, przyprawiała mnie o mdłości. Supeł na żołądku zaciskał mi się niebezpiecznie i w obawie, że zwymiotuje, zakryłam usta dłonią.
- Posłuchaj, chyba nie rozumiesz co mogę ci zrobić, jeżeli okażesz się nieprzydatny – tym razem Luke wydawał się zrelaksowany i niewzruszony, jakby rozmawiał z dzieckiem, któremu próbuje wytłumaczyć coś niezmiernie oczywistego. - Wolałbym nie mieć cię na sumieniu, więc zacznij współpracować.
Blondyn siedział na stołku przed umięśnionym mężczyzną, obracając w dłoniach jakiś mały srebrny przedmiot, którego z tej odległości nie mogłam dostrzec. Jego twarz była spięta, a głos ledwo słyszalnie drżał. Wyglądał jakby tracił panowanie nad sobą, zapewne zdenerwowany faktem, że traci tyle czasu na człowieka, który był jedynie zwykłym pionkiem w całej tej grze. Z drugiej jednak strony Luke rzadko kiedy dawał po sobie poznać prawdziwe emocje, więc wahałam się czy czasem i tym razem nie wykorzystuje swoich umiejętności aktorskich, żeby wprowadzić odrobinę dramatyzmu i przestraszyć przetrzymywanego.
- Zaufaj mi, Hemmings. Wcale nie chcesz mi grozić – odparł niewzruszony, a po tonie jego głosu mogłam poznać, że się uśmiecha. - Źle się to może dla ciebie skończyć.
Luke nachylił się w jego stronę dość mocno, czując się pewnie w starciu z całkowicie obezwładnioną osobą. Nie spuszczał swoich niebieskich oczu z obcej twarzy, w zamyśleniu bawiąc się kolczykiem w wardze.
- Więc mnie do tego nie zmuszaj – odpowiedział od razu, nie przejmując się groźbą.
Znów wyłapałam spojrzenie Caluma, więc odsunęłam się trochę od barierki, ale nie na tyle żeby stracić widok na przesłuchanie. Pamiętałam, jak ostrzegał mnie, że lepiej będzie, jeżeli odpuszczę sobie podglądanie ich w akcji i wystarczy to, co usłyszę. Jako że jestem cholernie uparta, zignorowałam rozkazy i postanowiłam przyjrzeć się wszystkiemu dokładnie, co ewidentnie nie podobało się brunetowi. Luke nawet na mnie nie patrzył, bo wystarczająco podniosłam mu ciśnienie, zmuszając go, żeby zabrał mnie ze sobą. Nie miał więc innego wyjścia jak mnie tu przywieźć, przez co oficjalnie w grupie uznawany jest za pantofla, ale chyba nie muszę mówić, jak mało mnie to obchodzi. Musiałam wiedzieć od razu, nie potrafiłabym wrócić do domu z Michaelem i Blake, żeby czekać grzecznie na powrót chłopców, oglądając telewizję. Chciałam w tym uczestniczyć, odkąd dotyczyło to bezpośrednio mnie (choć Ashtonowi zabrałam tą możliwość, o ironio). Co prawda, Luke zabrał mnie ze sobą, ale na swoich własnych warunkach. Nie dopuścił, żebym znalazła się blisko tego faceta. Kazał mi więc iść na górę, skąd miałam wgląd na magazyn i to, co się w nim działo. Wciąż jednak byłam bezpieczna i poza zasięgiem wzroku, nawet jeśli mocno się wychyliłam. Luke'owi odbijało na samą myśl, że mogłabym być bardziej w to zaangażowana, niż było potrzebne.
Zaciśnięta pięść blondyna wylądowała na szczęce zakładnika, wypuszczając spomiędzy jego warg bolesne jęknięcie. Dopiero wtedy oprzytomniałam, uzmysławiając sobie, że znów zatraciłam się w myślach i zgubiłam wątek. Może to nawet lepiej, bo wolałam nie wiedzieć, co takiego powiedział ten człowiek, że zmusił Luke'a do rękoczynu. Nim się obejrzałam, Luke zdążył przejść szybkim krokiem małe kółko i wracając na poprzednie miejsce, znów użył siły. Głowa mężczyzny odskoczyła do tyłu, uderzając o zagłówek krzesła i tym razem też nie obyło się bez stęknięcia, które rozniosło się echem po pomieszczeniu.
- Brawo, Luke. Udowodniłeś jaki jesteś groźny – teatralnie pochwalił blondyna, spluwając krwią na ziemię, obok swoich skrępowanych kostek. - Przywal mi jeszcze raz, jeżeli dzięki temu ci ulży. No dalej, jesteś wielkim i niebezpiecznym gangsterem czy nie?
Blondyn spoglądał z politowaniem na skrępowanego mężczyznę, nie mogąc być mniej pod wrażeniem jego słowami. Nie wyglądał jakby się przejął czymkolwiek, co nie spodobało się mężczyźnie, bo spiął się w złości, aż na jego ramionach pojawiły się fioletowe żyły.
- Poczekaj aż moi ludzie to zobaczą. Poczekaj aż będziesz musiał za to zapłacić - gość odezwał się ponownie, gdy wszyscy inni milczeli, niewzruszeni jego próbą prowokacji. - Pożałujesz wtedy chwili, w której podniosłeś na mnie rękę.
Luke prychnął, kładąc poranione dłonie na podłokietnikach po obu stronach krzesła, niebezpiecznie zbliżając swoją twarz do twarzy zakładnika. Na ustach blondyna widniał lekceważący uśmiech, a on sam emanował pewnością siebie i obojętnością na każde słowo i gest, które miało sprawić, że zacznie się bać. Tymczasem było na odwrót.
- Ci, którzy są najgłośniejsi groźbach, są najsłabsi w swoich czynach – przemówił cicho, ale jednocześnie z mocą. - Innymi słowy, nie robisz na mnie wrażenia, więc zacznij mówić albo się ciebie pozbędę. Nie myśl sobie, że jestem głupi. Znam takich jak ty, zwykłych pionków, którzy sądzą że są ważni, kiedy tak naprawdę jedynym ich zadaniem jest ubrudzić sobie ręce i zginąć, kiedy robota będzie już wykonana. Ten, który cię wynajął ma głęboko w dupie czy przeżyjesz czy nie. Uwierz mi, wiem coś o tym. Jeżeli to ja cię nie zabije, prędzej czy później zrobi to on. Przestań więc zasłaniać się czymś, co tak naprawdę nie istnieje i oprzytomniej, bo nikt nie będzie ryzykował dla ciebie życia. Masz niepowtarzalną okazję zapewnić sobie szybką i bezbolesną śmierć. Dobrze to przemyśl.
Uderzyło mnie to, ile słowa Luke'a miały w sobie prawdy. Wpatrywałam się tępo w tył pleców mężczyzny, którego imienia wciąż nie poznałam oraz nie wiedziałam kim jest i przetwarzałam w głowie wszystko, co przed chwilą usłyszałam. To miało sens, cała gadka o byciu pionkiem. Zaraz po tym, jak Calum i Luke zapięli go w te ciężkie i jak na moje oko za ciasne kajdany, nadszedł moment, na który czekałam sporo czasu. W końcu miałam zobaczyć twarz mojego prześladowcy, ale spotkałam się z ogromnym zawodem, bo gdy tylko czarna kominiarka wylądowała na ziemi, zobaczyliśmy zupełnie obcą nam osobę. Wciąż pozostawaliśmy bez żadnej wskazówki, odkąd nikt z nas wcześniej nie spotkał tego faceta. Tym bardziej skołował mnie fakt, że mógłby chcieć ode mnie czegokolwiek, gdy ja nie miałam o nim żadnego pojęcia. Spodziewałam się, że złapanie go rozwiąże więcej problemów, niż może stworzyć, ale było na odwrót. Nawet teraz mając go odwróconego do mnie tyłem, nie potrafiłam pozbyć się widoku jego nieznajomej twarzy. Teraz jednak dzięki Luke'owi odpowiedz była dla mnie jasna. To nie był człowiek, którego tak naprawdę szukamy. Sam był wykorzystywany do pracy dla kogoś, kogo musimy poznać. Nic nie znaczył i prawdopodobnie został wynajęty tylko po to, żeby zająć się śledzeniem, grożeniem mi, kiedy za tym wszystkim stał ktoś inny. Wciąż nie wiedzieliśmy kto to może być, ale przynajmniej mając jego za zakładnika byliśmy bliżej niż dalej rozwiązania zagadki.
Otworzyłam szeroko oczy, jednocześnie zakrywając usta dłonią w reakcji na zdarzenie zaraz po tym, jak Luke przestał mówić. Nie widziałam ze swojego miejsca twarzy prześladowcy, ale można było wywnioskować, że się wkurzył. W sumie kto by się nie zdenerwował po takiej dawce drwin, jaka została mu zafundowana? Trzeba być naprawdę cierpliwym albo mieć na nazwisko Hemmings, żeby potrafić ignorować rzeczy, które większość osób doprowadza do zgrzytania zębami i zaciskania pięści. Mimo to wydałam z siebie stłumione westchnienie zaskoczenia, gdy siedzący na krześle człowiek w akcie złości splunął prosto w twarz Luke'a. Poczułam się znieważona od samego patrzenia na to i sama miałam ochotę sprzedać mu za połowę ceny nieużywanego kopniaka w krocze. Bałam się pomyśleć, co teraz dzieje się w głowie blondyna. Wolałam nie zastanawiać się ile nienawiści w nim rośnie i kumuluje, czekając na wybuch. Zastanawiałam się nawet czy nie powinnam posłuchać wcześniejszej rady Hooda i przestać na to patrzeć, bo czułam, że nie będzie przyjemnie.
Chłopak odsunął nieznacznie swoją twarz, rękawem swojej białej koszuli wycierając do sucha policzek i kawałek brody. Na początku nie zareagował w żaden sposób, skupiając całą swoją uwagę na doprowadzeniu się do porządku. Potem powoli podwinął rękawy koszuli, zapinając je za łokciami. Przyglądałam się temu w napięciu, kątem oka widząc zbliżającego się do nich Caluma. On najwyraźniej też przeczuwał nadejście czegoś okropnego.
- Mam nadzieje, że ci się podobało, bo to był ostatni raz, kiedy mogłeś użyć swojego języka – poinformował, a ja wytrzeszczyłam oczy. Czy on zamierzał...?
Przycisnęłam się do metalowej poręczy jak dziecko do szyby sklepu ze słodyczami. Tyle, że ja byłam raczej przerażona, pełna obaw i znów towarzyszyło mi to nieprzyjemne zaciskanie się żołądka. Obserwowałam jak Luke znów zaczyna obracać mały, błyszczący w świetle przedmiot i zmrużyłam oczy, żeby móc dojrzeć co to takiego jest. Dopiero gdy ze stołu kilka kroków w bok, bliżej ściany nie wziął drugiego takiego samego, zrozumiałam z czym mam do czynienia. Blondyn z nonszalancją i skupieniem na twarzy ostrzył o siebie oba noże. Z każdym pociągnięciem ostrzy, powodującym wysokie zgrzytanie, robiło mi się słabiej.
- Jeżeli coś mi zrobisz, nigdy nie dowiesz się dla kogo pracuje – odezwał się mężczyzna. Głos miał przesiąknięty paniką i dało się wyczuć, że Luke nieźle go nastraszył.
- I tak się nie dowiem, bo nie chcesz nic mówić – chłopak wzruszył ramionami. W jego oczach widziałam błysk, gdy napawał się strachem człowieka, który go znieważył. Patrzenie na niego w takim stanie mnie przerażało.
- Przyprowadź ją tutaj, a powiem wszystko. Wystarczy mi parę minut sam na sam z dziewczyną, a dowiecie się... - mówił gorączkowo.
- Nie – od razu mu przerwano. - Nie zbliżysz się do niej. Wykorzystaj tą chwilę i zacznij gadać, póki masz jeszcze czym.
Młodszy chłopak zatrzymał się, zaciskając szczękę. Przestał ostrzyć noże i jedynie stał, oczekująco przewiercając spojrzeniem mojego prześladowce. Dawał mu ostatnią szansę, zanim zrobi... cokolwiek miał w planach. Modliłam się w myślach, żeby mężczyzna zaczął gadać, bo inaczej może dojść do czegoś, czego nie chcę widzieć. Zastanawiałam się czy nie powinnam zbiec na dół, ignorując zakazy i spróbować z nim porozmawiać. Skoro mówił, że akurat ja jestem osobą, której może zdradzić tą tajemnicę, to czy nie najlepszym wyjściem byłoby spróbować? Chłopcy byliby zaraz za drzwiami, a ja nie podeszłabym na tyle blisko, żeby to stanowiło zagrożenie. Wiem, że naraziłabym się Luke'owi, odkąd nie chciał nawet słyszeć o mnie i o moim prześladowcy rozmawiającymi twarzą w twarz. Ledwo zniósł te kilka sekund, kiedy ściągnęli mu kominiarkę i nasze spojrzenia się spotkały. Od razu po tym wypchnął mnie za drzwi, jakby patrzenie w oczy nieznajomego mogło mnie zabić.
- Nie mogę niczego powiedzieć. Taki dostałem rozkaz, a prawda jest taka, że oni są gorsi od ciebie, Hemmings, więc nie zamierzam się sprzeciwiać – tłumaczył się drżącym głosem. - Po prostu przyprowadź Heather. Wiem, że tu jest. Chcę wam pomóc, ale potrzebuje krótkiej chwili, żeby z nią porozmawiać w cztery oczy. Obiecuje, że nie zrobię jej krzywdy. Nikt jej nie zrobi. Ona jest im potrzebna, więc dopóki to wszystko się nie skończy będą ją chronić i trzymać przy życiu.
Oddychałam szybko, a w głowie robił mi się coraz większy bałagan. Miałam nieodparte wrażenie, że ten człowiek mówi prawdę. Nie wiem co takiego powiedział, że mnie do siebie przekonał, ale ostatecznie zaczęłam mu wierzyć. Ba, nawet zrobiło mi się go żal.
- Do czego jest potrzebna? Kto będzie ją chronił? - dopytywał Luke, zainteresowany rozmową. Jego palce wciąż zaciskały się niebezpiecznie na rękojeści noża.
- Nie wiem – pokiwał łysą głową na boki, a Luke po raz kolejny tego dnia nachylił się nad nim, groźnie mrużąc oczy. - Mam jedynie krótką wiadomość do przekazania Heather. I tylko jej.
Ramiona blondyna drżały ze złości. To śmieszne, że samo wspomnienie o mnie wprowadzało go w taki stan, gdy normalnie potrafił zachować spokój nawet w najbardziej skrajnych sytuacjach. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Na pewno nie było to dobre, bo pod wpływem emocji robi się różne głupoty, a w tym wypadku potrzebne było to typowe dla Luke'a strategiczne opanowanie i logiczne myślenie.
- Już ci powiedziałem, że nie będziesz z nią rozmawiał – syknął Luke, nie mając zamiaru odpuścić. Ja z drugiej strony byłam gotowa na stanięcie twarzą w twarz z problemem.
- W takim razie zapamiętaj moje słowa – poddał się, a jego głos zabrzmiał złowrogo. Najwyraźniej chciał popisać się siłą, nawet jeżeli chwilę wcześniej prawie płakał i teraz z powrotem zgrywał twardziela. - Nie wiesz z kim macie do czynienia i właśnie straciłeś okazję na to, żeby pozbyć się zagrożenia. Będziesz żałował tego w momencie, kiedy twoja panienka w końcu padnie martwa w wyniku decyzji, jakie podjąłeś. Miałeś szansę na naprawę błędów, ale najwyraźniej wolisz skończyć trzymając w ramionach bezwładne ciała swoich bliskich. I to ty będziesz miał ich na sumieniu, nikt inny. Nawet nie masz pojęcia, co się szykuje Hemmings.
Tyle wystarczyło, żeby Luke'owi puściły wszelkie hamulce. W mgnieniu oka znalazł się przy skrępowanym kajdanami, a ja dziękowałam wszechświatowi za to, że nie mogłam widzieć tego wszystkiego tak dokładnie jak na przykład Calum. Brunet stał osłupiały, a jego przyjaciel nieświadomie wykorzystał ten moment i rzucił się na zakładnika, rozładowując swoją złość w najbrutalniejszy sposób, z jakim spotkałam się przez całe moje życie.
Blondyn ścisnął pewnie metalową rękojeść ząbkowanego ostrza. To był rodzaj noża, którego używa się przy polowaniu na dzikie zwierzęta, więc w moje oczy zaszły łzami na wyobrażenie bólu, jaki musiał przeżywać nieznajomy, gdy klinga zatopiła się w jego udzie. Wraz z przebijaną skórą, w magazynie rozbrzmiał rozrywający krzyk bólu.
Nie chciałam tego widzieć. Nigdy w życiu nie chciałam tego widzieć. Nie mam pojęcia czego spodziewałam się przychodząc tutaj, może byłam głupia. Jednak to, co zobaczyłam przeraziło mnie. Luke mnie przerażał. Pierwszy raz odkąd go znałam, bałam się. Chciałam obudzić się z tego snu, ale wiedziałam, że wcale nie śnię, a to dzieje się naprawdę.
Hood próbował zapanować nad kumplem, ale ten jedynie go odepchnął i to z taką siłą, że brunet wylądował na zimnej posadzce, obijając sobie plecy. Luke był jak w amoku. Głośne krzyki i masa kapiącej na beton krwi, plamiącej jego ręce, które następnie wycierał o koszulę, to było dla niego za mało. Zaczęłam zalewać się łzami jak wariatka, niezdolna się nawet ruszyć. Potrafiłam jedynie obserwować, jak Luke siłą wkłada palce między wargi mężczyzny (a przynajmniej tak to wyglądało z punktu mojego widzenia) i wyciąga na wierzch jego język. W tym samym czasie Calum podniósł się z ziemi, ale było za późno. Mój prześladowca nie miał nawet jak się bronić, nie mógł się ruszyć, kiedy chłopak, w którym jestem zakochana, odcinał mu język.
Później wszystko działo się zbyt szybko. Wciąż słyszałam krzyki, ale nie mogłam dłużej na to patrzeć. Nie byłam gotowa, żeby poznać tą stronę życia chłopców. Z nadmiaru emocji wymiotowałam jak opętana, padając z hukiem na kolana. Kątem oka widziałam, jak Calum odciąga Luke'a i coś do niego mówi, następnie oboje patrzą na mnie. Wyglądałam mało atrakcyjnie w napadzie torsji, wydając z siebie dźwięki jakbym się dusiła, ale nie obchodziło mnie to. Mój organizm zareagował automatycznie, pozbywając się z żołądka nadmiaru bólu, ciśnienia.
Podniosłam się z klęczek, żeby uciec z tego miejsca i nie słyszeć zawodzenia skrzywdzonego człowieka. Może i był tym złym, ale nie znosiłam gdy ktoś cierpiał, niezależnie od tego, co miał na sumieniu. Pobiegłam więc w stronę schodów, nawet nie patrząc pod nogi. Po drodze zwymiotowałam kilka razy, ale udało mi się zbiec na dół i dotrzeć do drzwi wyjściowych. Potrzebowałam powietrza, żeby się nie udusić.
Znalazłam się na zewnątrz, zaczerpując łapczywie powietrza. Robiłam gwałtowne wdechy i wydechy, jakbym dopiero co wynurzyła się spod wody. Jednocześnie cała się trzęsłam. Było mi tak cholernie zimno. Usiadłam przy ścianie budynku, zamykając oczy i pozwalając sobie na te wszystkie dziwne, niekontrolowane odruchy. Starałam się opanować, więc sięgnęłam po paczkę fajek, wiedząc że jeżeli coś ma wyrównać mój oddech, to tylko miarowe wdychanie nikotyny. Drżącą dłonią próbowałam odpalić papierosa, którego wcześniej z trudem wetknęłam między wargi. Przy pierwszym zaciągnięciu się dymem miałam ochotę ponownie zwymiotować, ale po kilku następnych serce przestało dudnić mi w piersi, supeł w żołądku się rozplątywał, a dłonie nie dygotały aż tak bardzo. Wciąż było zimno. Chłodny wiatr zawiewał moje spocone z przejęcia plecy.
Pisk drzwi oznajmił mi, że od tej pory nie jestem już sama. Nie oglądałam się na boki, żeby sprawdzić kto przyszedł, bo moje ciało najwyraźniej miało ukryty gdzieś pod skórą sensor reagujący na obecność Luke'a i czułam, że to właśnie zmierza w moją stronę. Trwałam jednak w bezruchu, niepewna co powinnam zrobić, jak zareagować. Z wyprostowanymi nogami, swobodnie leżącymi na ziemi i skrzyżowanymi w kostkach, opierałam się plecami o niewygodną chropowatą ścianę. Między palcami trzymałam do połowy wypalonego papierosa, co jakiś czas podnosząc go do ust, ale już nawet nie czułam smaku nikotyny.
Luke usiadł obok mnie w tej samej pozycji i nie odezwał się przez pierwszych kilka minut. Ja również wolałam zachować milczenie, odkąd tak naprawdę nie wiedziałam co chciałam powiedzieć. Bezpieczniej było więc czekać na jego ruch. Poczułam jak nachyla się nade mną i wstrzymałam oddech, spodziewając się jakiegoś ataku z jego strony. Wiem, brzmi jak kompletny absurd, bo przecież on nie mógłby mnie skrzywdzić jak tamtego mężczyznę. Robiłam jednak to, co wychodziło mi od zawsze najlepiej, czyli przeżywałam i reagowałam zbyt mocno.
Chłopak wziął ode mnie niedopalonego papierosa, o którym tak właściwie zapomniałam. Wetknął go między wargi i zaciągnął się parę razy, zanim z powrotem mi go oddał. Przez cały ten proces patrzyłam przed siebie, nie mogąc znaleźć odwagi, żeby choć trochę przechylić głowę w bok. Nie jestem w stanie określić co się ze mną działo. Moje uczucia w tej chwili były dla mnie zagadką, a potęgowało je jeszcze napięcie. Gęste powietrze wisiało między naszą dwójką, aż mrowiła mnie skóra. Miejsce, w którym nasze ramiona się stykały emanowało chłodem. Czy on też czuł to samo? Jeżeli tak, to nie dał tego po sobie poznać. Mimo to miałam wrażenie, że tak samo jak ja waha się przed wypowiedzeniem jakichkolwiek słów. Ostatecznie i tak byłam osobą, która nie wytrzymała presji i odezwała się jako pierwsza.
Wargi zaczęły mi drżeć, i choć musiałam wyglądać słabo i żałośnie, jednak daleko było mi do łez. Żałowałam, że akurat w tym momencie Luke utkwił swój wzrok w moim profilu, analizując dokładnie mimikę twarzy. Zawsze czytał ze mnie jak z otwartej księgi, ale tym razem to ja byłam ogrodzona nieprzepuszczalnym murem. Było jednak oczywiste, że czuje się źle, nawet jeżeli nie wyraziłam tego w żaden sposób.
- To, co zrobiłeś było okropne – powiedziałam szeptem, bo nie potrafiłam się zdobyć na nic głośniejszego.
Poczułam jak męskie ręce zaciskają się tuż pod moimi piersiami w desperackim uścisku. Po chwili chłopak schował twarz w zagłębieniu mojej szyi, a jego oddech zwolnił, stał się wręcz ledwo odczuwalny. Nawet nie drgnęłam, gdy wtulał się we mnie jak mały chłopiec, czekając aż odwzajemnię gest. Robił to specjalnie, grał na moich uczuciach.
- Robię wiele okropnych rzeczy – zaczął o wiele głośniej niż ja, ale jego słowa były niewyraźne przez to, że usta miał przyciśnięte do mojego ramienia – ale większość z nich tylko po to, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo. Nie zniósł bym, gdyby cokolwiek złego ci się przydarzyło. Nie, kiedy jesteś ze mną.
Miał tak zgaszony głos, że zrobiło mi się go nawet żal. Ogólnie cała postawa Luke'a udowadniała mi, jaki jest przybity widząc mnie w tym nieobecnym stanie i wyglądał jakby naprawdę żałował zrobienia tego, czego byłam świadkiem kilka minut temu. Jednak wystarczyło krótkie rzucenie okiem na zdartą skórę na knykciach i plamy krwi na koszuli, które nawet nie należały do niego samego, a supeł w żołądku zaciskał się na nowo.
Gdybym nie przyszła tu dzisiaj razem z chłopcami, wszystko dalej byłoby w jak najlepszym porządku między mną a Lukiem. Podświadomie zawsze wiedziałam, co robią i nawet gdy jeszcze umawiałam się z Waynem, przeczuwałam czym tak naprawdę się zajmuje i jak wyglądają jego biznesowe spotkania. Nie byłam na tyle głupia, żeby nie połączyć faktów. Czasem nawet lubiłam ten dreszcz emocji, jaki towarzyszył mi przy wszystkich nielegalnych akcjach. Dlatego tak bardzo kochałam wyścigi. Jednak nigdy nie miałam okazji znaleźć się za kulisami świata, w którym żyje i zobaczyć na własne oczy coś, co nie było mi obce, ale tylko z opowieści. Pewnie nawet nie wywarłoby to na mnie tak ogromnego wrażenia, gdyby nie chodziło o chłopaka, który ze mną obchodził się jak z najdelikatniejszą istotą na ziemi. Zobaczenie go więc w sytuacji tak brutalnej, było dla mnie szokiem.
Automatycznie, kierowana naturalną reakcją wplotłam palce w blond w blond włosy i zaczęłam masować nimi głowę Luke'a. Byłam wystraszona, oszołomiona, ale widok przygaszonego chłopaka łamał mi serce. Znów czułam się winna, bo ja byłam powodem jego smutku. To nie powinno mieć miejsca, skoro doskonale wiedziałam w co się pakuje.
Spojrzałam na odsłoniętą szyję blondyna, lekki zarost na jego szczęce (reszty nie mogłam zobaczyć, odkąd praktycznie zakleszczył się na mnie i od tamtego momentu się nie ruszył nawet o centymetr). Przypomniałam sobie jedną rzecz, o którą chciałam teraz zapytać. Minęła chwila odkąd Luke skończył mówić, więc nie czułam się źle że zaczynam inny temat.
- Co takiego powiedział ci Calum? - dałam upust swojej ciekawości. - Tam w środku, kiedy odciągnął cię na bok i oboje popatrzyliście w moją stronę. Co ci powiedział?
- Przemówił mi do rozumu – odparł krótko, ale nie satysfakcjonowała mnie ta odpowiedź, więc ciągnęłam dalej temat.
- A dokładniej?
Blondyn westchnął ciężko, ewidentnie nie chcąc odpowiadać na to pytanie. Po jego zachowaniu, bezsilnym kręceniu głową mogłam zgadnąć, że nie zamierza mnie zbyć ani okłamać, nieważne jak nieprzyjemne były by te informacje.
- Przypomniał mi, że nie chcę zabijać go na twoich oczach i że mam się wstrzymać aż cię nie będzie – wyrzucił z siebie szybko, w razie gdyby miał się rozmyślić.
- To znaczy, że go zabijecie? - odparłam bez emocji, zadowolona że potrafię dusić w sobie uczucia, nawet jeżeli rozrywają mnie od środka.
- Tak, jeżeli nic nie powie.
- Calum też? - dopytywałam, choć sama nie wiem po co.
Hood zawsze kojarzył mi się z tym najłagodniejszym członkiem całej ekipy i aż nie chciało mi się wierzyć, że byłby zdolny odebrać komuś życie. Poczułam potwierdzające kiwanie głową i musiałam dojść do wniosku, że naprawdę byłam ślepa.
- Okej – tym razem mój głos zadrżał i był zdecydowanie bardziej piskliwy niż wcześniej.
Czułam się dość żałośnie, a nawet dziecinnie. Musiałam się ogarnąć, bo to jaka byłam naiwna doprowadziło do sytuacji, w której nie tylko ja cierpię, ale także Luke bojący się że mógł mnie zawieść, kiedy starał się robić wszystko, żeby mnie chronić. Nie chciałam usprawiedliwiać takich rzeczy, to było złe. Jednak czego innego spodziewałam się wchodząc w to bagno po samą szyję? Myślałam, że Luke został pieprzonym gangsterem bo posiadał świetny samochód, trochę broni i zgraną paczkę? Sama nie wiem. Dla mnie był dobry, nie skrzywdził mnie nigdy oprócz sytuacji, w których to ja sama stwarzałam problemy i robiłam dramę, ale na tym polega docieranie się z kimś. Nie powinnam była więc oczekiwać, że wobec innych jest takim samym bohaterem, bo wtedy na pewno nie znajdowałby się w gangu, a raczej spróbował by swoich sił w policji.
- Przepraszam – szepnął, ale to wystarczyło żeby wyrwać mnie z zamyślenia. - Przepraszam, że to zrobiłem. Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć. Przepraszam, że dałem się ponieść. Przepraszam, Heather. On mnie sprowokował. Nie powinien był mówić o tobie, nie w taki sposób.
- W porządku, Luke, ja...
- Nie, nie jest w porządku – przerwał mi gorzko, prostując się na miejscu. Jego dłonie przytrzymały moje policzki, zmuszając mnie do patrzenia mu w oczy. - Widzę, że jesteś zamyślona, przybita. Przykro mi, że to ja doprowadziłem cię do tego stanu i chcę to naprawić.
W jego zgaszonych oczach zobaczyłam niemą prośbę, którą po chwili zmyła tafla zbierających się łez. Zaszklony wzrok był dowodem na to, jak mocno Luke przeżywał całą tą sytuację. Był wystraszony, bezbronny, a mi odebrało mowę, bo nie spodziewałam się kiedykolwiek ujrzeć go w takim stanie. Miałam tylko nadzieję, że to nie zasługa jego teatralnych zdolności.
- Boje się, co możesz teraz o mnie myśleć. Nawet nie chcę wiedzieć, ale błagam Heather nie zostawiaj mnie – poprosił ciszej, przysuwając się do mnie i kładąc swoje czoło na moim. - Poniosło mnie, ale to nigdy więcej się nie powtórzy. Jeżeli masz wątpliwości to musisz wiedzieć, że tobie nigdy nie zrobiłbym niczego złego, bo...
Blondyn wbijał boleśnie swoje palce w moje boki, jakby w obawie, że w każdym momencie mogę wstać i zacząć przed nim uciekać. Zalewała mnie fala skrajnych emocji, ale chyba byłam zbyt głęboko w tym wszystkim, żeby się wycofać i tak po prostu uciec.
- Po prostu mnie nie zostawiaj, bo kurwa mać... potrzebuję cię – dokończył z przymkniętymi oczami, za to ja nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. - Bardziej od nikotyny, bardziej od szybkich samochodów...
- Bardziej od Toyoty? - odezwałam się w końcu z nieznacznym uśmiechem na ustach.
- Nie przeginaj, Davis – odparł a jego głos wracał do normy.
Chłopak otworzył oczy, które teraz błyszczały się szczęśliwie. Chyba odgonił już od siebie obawy co do tego, że mogę go opuścić. Wciąż nie popierałam tego co zrobił, ale jednocześnie nie mogłam robić mu wyrzutów do końca życia. Prawda była taka, że bycie z Lukiem pozostawiało jedynie dwa wyjścia – albo zaakceptować go w pełni i nie próbować zmieniać czegoś, czego się nie da albo zwyczajnie zostawić i zapomnieć o jego istnieniu.
W moim wypadku to drugie nie było możliwe.
Luke miał jakiś pilny telefon, który musiał natychmiast odebrać. Zostawił mnie więc samą na zewnątrz i zniknął gdzieś w gąszczu lasu, jakby bał się, że mogę podsłuchać choć jedno słowo. Szanowałam jego prywatność, toteż nawet nie zastanawiałam się kto lub w jakiej sprawie mógł dzwonić. Postanowiłam wrócić do magazynu, odkąd na dworze było dość ciemno, a ja wolałam nie siedzieć tam z duszą na ramieniu.
Wpełzłam bezszelestnie do środka, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Wolałam uniknąć sytuacji, w której robię raban na pół budynku. W ciszy czułam się bezpieczniej, więc tak też się zachowywałam. Przeszłam tą część magazynu, która była mi w miarę znana, ale nigdzie nie znalazłam Hooda. Miałam nadzieję, że on dotrzyma mi towarzystwa, bo czułam się tu dość nieswojo i przechodziły mnie ciarki, gdy chodziłam tymi korytarzami.
Dotarłam do miejsca, którego w teorii miałam tak właściwie unikać. Nie znalazłam się tam celowo, a moje nogi zaprowadziły mnie zupełnie przypadkowo pod ciężkie metalowe drzwi. Jeszcze większym zrządzeniem losu było to, że Calum najwyraźniej zapomniał zamknąć je na kłódkę, ba one nawet były uchylone. Spojrzałam na smugę światła przedostającego się z pomieszczenia, gdzie przetrzymywany był zakładnik. Doszłam do wniosku, że spokojnie przecisnęłabym się przez tą szparę, choć nie należałam do grupy figur niczym modelki. Hood mógł wrócić w każdej chwili, zapewne już był w drodze powrotnej skoro zostawił po sobie otwarte drzwi, ale nawet świadomość, że mogę zostać przyłapana, nie powstrzymała mnie przed wejściem do środka.
Wsunęłam się szybko, nie dając sobie czasu na zastanawianie się. Wszystko wyglądało tak jak wcześniej gdy obserwowałam to z góry. Tylko jeden mały szczegół wprowadzał zamęt, a mianowicie ogromna plama krwi na ziemi pod stopami mężczyzny, o której teraz nie chciałam myśleć. On sam siedział ze zwieszoną głową, pozbawiony sił. Znów miałam chęć zwymiotować, ale przełknęłam palące uczucie w gardle i podeszłam bliżej.
Nie wiem skąd wzięło się we mnie tyle odwagi, żeby zmniejszyć odległość między nami tak znacząco. Odkręciłam butelkę wody, którą zabrałam tu ze sobą i z wahaniem chwyciłam zarośniętą brodę, unosząc twarz nieznajomego ku górze. Jego oczy rozszerzyły się na mój widok. Nie spuścił ze mnie wzroku nawet, gdy łapczywie połykał wlewaną przeze mnie ciecz. Nie pytajcie mnie, dlaczego martwiłam się o nawodnienie człowieka, który mnie prześladował i męczył, bo sama nie znam odpowiedzi na to pytanie. To był naturalny instynkt.
- Wiem, że Calum zajął się twoją raną, ale... - zaczęłam niepewnie, zastanawiając się jak sformować pytanie, żeby był w stanie mi na nie odpowiedzieć gestem. - Czy to nadal cię boli? Potrzebujesz czegoś jeszcze?
Jedno kiwnięcie na tak, drugie na nie.
- Przykro mi – powiedziałam szczerze, ale szybko się zreflektowałam, nie chcąc wyjść na miękką i zadałam kolejne pytanie. - Chciałeś chwili sam na sam ze mną i ją dostałeś. Spróbujmy wyjaśnić sobie tą sytuację. Jesteś w stanie przekazać mi informacje bez słów?
Nieznajomy znów pokiwał głową twierdząco, po czym spojrzał wymownie na swoją kurtkę. Zmarszczyłam brwi, próbując odgadnąć co chce mi przekazać i spojrzałam na szmaciany ciuch wiszący na jego ramionach. Znów wymownie, w miarę możliwości, zjechał wzrokiem na prawą pierś, jednocześnie wypinając ją do przodu.
- Chcesz, żebym cię przeszukała? - wypaliłam głupio i dostałam potwierdzenie. - Um, nie wiem czy to dobry pomysł... Jeżeli to jakaś sztuczka...
Mężczyzna gwałtownie pokiwał na boki głową, dając mi znak że nic złego nie planuje. Nie mogłam mu wierzyć na słowo, ale też korciło mnie, żeby sprawdzić. W końcu skoro tu przyszłam, wypadałoby się dowiedzieć wreszcie prawdy.
- Okej, ale ostrzegam, że chłopcy czekają na zewnątrz, więc jeżeli spróbujesz czegokolwiek, możesz stracić więcej niż tylko język.
Skłamałam, bo wiedziałam, że nieznajomy tak czy siak nie będzie w stanie tego sprawdzić. Ostrożnie, z szybko bijącym sercem wyciągnęłam rękę do jego kurtki. Nachylając się nad nim, nie spuszczałam wzroku z jego twarzy, jednocześnie kątem oka obserwowałam ręce i nogi, w obawie że jakimś cudem uda mu się je wyswobodzić. Zaczęłam przeszukiwać wnętrze ubrania, aż natrafiłam na ukrytą kieszonkę. Spojrzałam pytająco w zielone oczy i znalazłam w nich potwierdzenie, więc równie wolno wsunęłam palce do kieszeni i od razu, bez żadnego trudu natrafiłam na poskładany papierek.
Wyciągnęłam go, jednocześnie odsuwając się na bezpieczną odległość w rekordowym tempie maratończyka. Przez cały czas mój prześladowca nawet nie drgnął i nie próbował mi nic zrobić, ale ja wciąż czułam się jakby zaraz miała wybuchnąć bomba. Rozłożyłam mały zwitek, nie spodziewając się właściwie niczego. Serce szalało mi w piersi i zaczęłam się niekontrolowanie pocić. Moja mina musiała wyglądać co najmniej śmiesznie, w końcu to tylko zwykła kartka. Jednak na niej znajdowała się odpowiedź na wszystkie moje pytania.
Przejechałam wzrokiem po papierze, na którym skośnym pismem, czarnym długopisem wypisany był dokładny adres jakiegoś miejsca. Ponownie skupiłam się na osobie przede mną.
- To tyle? Żadnego nazwiska? - wyrzuciłam zirytowana. Po przeczytaniu tego miało mnie oświecić, a nie jeszcze bardziej zmartwić. A przynajmniej tak oczekiwałam. - Chyba nie oczekujesz ode mnie, że się tam wybiorę? Nie jestem tak głupia, żeby ryzykować bycie zamordowaną przez jakiegoś psychopatę z siekierą.
Gadałam bardziej do siebie niż do niego, ale mimo to zareagował i wywrócił oczami. Wymownie wysuwając brodę do przodu wskazał na trzymany przeze mnie papier. Zrobiłam więc to co sugerował i przeczytałam jeszcze raz napisane na nim litery. Później znów je przeczytałam i jeszcze raz, a następnie kolejny. I nagle sobie przypomniałam gdzie widziałam ten adres.
- O mój... Czy to jest adres jednego z barów w centrum miasta?
Znów pokiwał głową na tak.
*
cześć cześć, co tam u was? jak wam minęła najdłuższa przerwa pomiędzy rozdziałami w całej historii tego ff? mi źle, bo czuje się winna gdy nie oddaję rozdziału na czas. prawda jest taka, że dopadła mnie najpopularniejsza choroba pisarzy, czyli brak weny. mam wrażenie, że ostatnio albo RP straciło na popularności albo zwyczajnie nie chce wam się już tego komentować, nie wiem... nie ukrywam, że trochę mnie to dołuje, ale nie chcę żebyście pomyśleli, że to jakiś ukryty szantaż, nic z tych rzeczy. chcę po prostu wytłumaczyć swoją nieobecność i powód mojej niechęci do pisania. powracam jednak punktualnie w poniedziałek w nadziei, że będzie wam się jednak chciało zostawić coś po sobie i zmotywować mnie do dalszego pisania (może to być jedno słowo, może to być rymowany wierszyk pod tytułem "nudny rozdział, weź się ogarnij" obojętnie mi, biorę wszystko! :D)
+ to wyżej nie dotyczy was moja stale komentująca ekipo gangsterów, niezależnie od tego jak badziewne dodaję rozdziały. dzięki, że jesteście i martwicie się o to czy żyję (ps. doceniam propozycję z jednorożcem, dzięki).
+ pamiętajcie, że bieżące info o rozdziałach macie pod #RiskyPlayerFF
do następnego, jesteście najlepsi. buźka!
Nie wiem co napisać... Do mnie cudny 😍
OdpowiedzUsuńO Jezu. Właśnie napisałam bardzo fajny komentarzy, ALE TELEFON MUSIAŁ SPAŚĆ MI NA TWARZ, JEDNOCZEŚNIE PRZEWIJAJĄC STRONĘ DO TYŁU ._. . Ugh. Piszę jeszcze raz :-: ↓
OdpowiedzUsuńO jeju :c Błagam, nie pisz, że ci smutno, bo łamie mi się serce :'c Zaraz Magic_Muke (czy jak ona tam ma. Pozdrawiam :*) napisze bardzo długi komentarz, i będzie dobrze. Bo jest dobrze. Naprawdę, uwierz w siebie :'')))
JESTEM GANGSTEREM OŁ JE XDD
Co do rozdziału, znasz moje zdanie od 42 rozdziałów (juz leci 43 XD). Nic się nie zmieniło XDDD
Nie ważne, czy jest nudny, czy ciekawy, bo zawsze fajnie się to czyta. Poza tym - mam gwarancję, że każdy rozdział będzie świetny, co poniekąd utrzymuje mnie przy życiu :D
Jeżeli nie masz weny, to spoko xd Warto czekać na twoje rozdziały :)
Jesteś moim kurczaczkiem :'c Chcę, żebyś była szczęśliwa :'c Lowam cię (Jako niewolnicę od rozdziałów XDDDDD :"D) :c
Nie martw się.
I RUSZ DUPĘ, BO DZIECI GŁODUJĄ. TYLKO ROZDZIAŁ JE NAKARMI XDDDDD
ok, jedziemy z tym, gadaj gościu wszystko, co wiesz
OdpowiedzUsuńbijacz nie groź Luke'owi ;/
wątpię, że Michael i Blake oglądają teraz telewizję ]:->
"No dalej, jesteś wielkim i niebezpiecznym gangsterem czy nie?" śmiałabym się, jakby mówił to ktoś z nich do kogoś innego, ale tak to.. ekhem niezabawne koleś, niezabawne
noo słuchaj Luke'a i gadaj wszystko, już już
o nie, zawsze jak ktoś w ff napluje na bohatera, którego lubię, czuję się tak bardzo urażona i mam ochotę się ukryć, jakbym to ja właśnie miała ślinę na twarzy i nie chcę, żeby ktoś to widział
ja: obetnij mu ten język, taaak!
ja, gdy parę akapitów później serio to zrobił: porzygam się, rzygam ugh
łot łot łot co się dzieje
bijaaaacz co ty mówisz, życie ci niemiłe staph
australijska masakra nożem do polowania
...
czemu to napisałam
...
wstydzę się za siebie
heeej, ale Calumem nie rzucaj o ziemię, biedne puppy ;c
też bym się porzygała, zresztą pisałam wyżej, że czytając, zachciało mi się nawet rzygać
"Poczułam jak męskie ręce zaciskają się tuż pod moimi piersiami w desperackim uścisku. Po chwili chłopak schował twarz w zagłębieniu mojej szyi" dfgusdfhisd
aww cute Luke
Calum też... zły puppy, zły
o kurde Luke i zaszklony wzrok, co się dzieje...
"Po prostu mnie nie zostawiaj, bo kurwa mać... potrzebuję cię" to <333333333333333333
ahah nie myśl sobie, Heather, toyota to jednak toyota, nie ma bata
"możesz stracić więcej niż tylko język" penis
wybacz mi ten głupszy komentarz niż normalnie, nie wiem co ze mną nie tak XD
Gleen ;/////////////////////////////////////////////////
u mnie spoko, dzięki, że pytasz, co u ciebie? :)
a tak btw to...
chcesz komentarz rymowany? ok
co się tutaj kurde wyprawia
niech Luke szybko wszystko naprawia
Huke będzie razem szczęśliwe
i kłopoty staną się nieprawdziwe
bo prześladowców zastraszymy
a ja skończę te chujowe rymy
dziękuję za uwagę :)
Mówisz, że nie masz weny?
OdpowiedzUsuńBzdury, ten rozdział jest genialny, zresztą jak zwykle ❤
Pewnie sama zareagowałabym tak jak Luke, a potem rzygała jak opętana razem z Hearher xd
"Po prostu mnie nie zostawiaj, bo kurwa mać... Potrzebuję Cię" to było takie hsusjhdia ❤❤❤❤❤❤
I kurwa, ale potrzebuje więcej cute momentów z huke ❤ i muszę przyznać, że ten moment jak na razie był najlepszy!
I to zawachanie po słowie bo - ja już kurwa myślałam, że on jej powie, że ją kocha i moje oczy w tym momencie wyglądaly jak dwie złote monety xd
I nie sumutaj się, bo wszyscy Cię kochamy i na rozdziały bd czekać, bo warto! ;* (tylko ejjj nie każ nam czekać za długo, bo my tu na zawał zejdziemy ;P)
Pozdrawiam i życzę dużo dużo dużo dużooooooo weny! Do następnego! ❤
Uwielbiam ten rozdział i szczerze miałam nadzieję na wielką drame, ale i tak się nie zawiodłam :).
OdpowiedzUsuńPs. Piszesz genialnie! Życzę dużo weny :D
Przemiegaogromniezajebisty rozdział !
OdpowiedzUsuńBosz nie mogę się doczekać następnego !
Napisałam to już pod poprzednim rozdziałem , ale muszę to napisać jeszcze raz Niech Heather i Ash się pogodzą
Ps. Życzę Ci dużo weny ! , a mój Jednorożec już leci Ci na ratunek !
I wiem że następny rozdział będzie równie wspaniały co wszystkie rozdziały na tym blogu !
Rozdział jest super (jak zawsze). Mam ochotę strzelić cię w twarz, bo się nie doceniasz. Krzesłem XD. Ale nie ważne. I nie to nie jest szantaż. To tylko delikatna sugestia, że masz o sobie lepiej myśleć.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Heather nie pójdzie tam sama. I powie o wszystkim chłopakom. Proszę???
Luke taki bad. Frajerze przestraszyłeś H!!!!! Mam nadzieję, że to nie zepsuje ich związku.
Proszę2???????
Czy tylko ja mam przeczucie od dłuższego czasu, że za tym wszystkim stoi brat Luke'a?? Mam racje??
DO WSZYSTKICH KOMENTUJĄCYCH: ZAŁOŻYMY GANG KOMENTUJĄCYCH JEDNOROŻCÓW??
Nie martw się, wena wróci. Każdy, ale to każdy pisarz cierpi na chwilową chorobę "brak weny". Ona wróci. A my nie mamy ci tego za złe.:)
Dajjjjj kolejny, bo nie wyrobie.I'M YOUR FAN NUMBER ONE #1. Życzę weny!!!!~Alex
Genialne *--*
OdpowiedzUsuńWcale nie masz weny.wcaaale.... jak dla mnie rozdział bomba !!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny !
Zapraszam do mnie http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/?m=1
Kocham <3 Chciałbym "nie mieć weny" i pisać tak wspaniale ;)
OdpowiedzUsuńTEN HUKE MOMENT TO ŻYCIE I JUŻ MYŚLAŁAM ŻE LUKE POWIE JEJ ŻE JĄ KOCHA JEJUNIU
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ JEST GENIALNY WIĘC NIE MAJACZ MI TU ŻE JEST JAKIŚ NUDNY CZY COŚ
I PISZĘ NA CAPS LOCKU ŻEBY PODKREŚLIĆ MOJE EMOCJE BO LUKE JEST TAKI BAD O JEZU
KOCHAM TO FF I CIEBIE I LUKA I HEATHER I CALUMA I PRZEŚLADOWCĘ TEŻ I MAM TEŻ NADZIEJĘ ŻE ASH WYBACZY HEATHER A MICHAEL NADAL BĘDZIE JEJ NIE LUBIŁ I TO Z WZAJEMNOŚCIĄ BO KOCHAM ICH KŁÓTNIE
Pozdrawiam i kocham ❤ @perfangelfay
Ojej <3 Świetny :* Czekam nn :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział ^^
OdpowiedzUsuńO jejku kocham to ff <3 jesteś najlepsza! pisz dalej chyba przeczytam wszystko co napiszesz bez wyjątku XD :*
OdpowiedzUsuńKaszel kaszel.
OdpowiedzUsuńRozumiem że szkoła. Mam ochotę przebić ci piątkę :D