środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział czterdziesty drugi.

Heather

Miałam na sobie czarną, sięgającą za kolano suknię, którą pożyczyła mi siostra, bo odkąd większość moich rzeczy zostało w domu, który kiedyś dzieliłam z Waynem, nie miałam co na siebie włożyć. Moje opalone nogi przykrywała cienka warstwa czarnych rajstop i nawet ciemne włosy za łopatki idealnie pasowały do tego smutnego scenariusza.
Przygładziłam materiał na brzuchu już po raz nasty, nie mając pojęcia co innego zrobić z rękoma. Nie wiem czemu wciąż stałam przed lustrem, skoro robiłam praktycznie wszystko, żeby nie patrzeć na swoje odbicie i jedynie przyglądałam się jak moje dłonie kontrastują z żałobną suknią. Pod oczami widniały fioletowe worki, usta miałam zeschnięte, a cerę szarą jak ściana, ale nie to było powodem dla którego tak ciężko było mi spojrzeć sobie w oczy.
Poczucie winy i wstyd – to był powód. Mogłam się oszukiwać przez cały czas, że tak naprawdę dawałam sobie z tym radę, wmawiać sobie, że nie zrobiłam nic złego albo że nie miałam innego wyjścia. Kiedy jednak stanęłam twarzą w twarz z sytuacją, którą odsuwałam od siebie tak długo, nie mogłam się więcej oszukiwać.
Jak więc miałam spojrzeć Ashtonowi w oczy? Jak mogłam być przy nim i klepać po ramieniu, gdy czułam się jakbym przez ten cały czas go okłamywała? Nie potrafiłam poradzić sobie z poczuciem winy, ze świadomością jak bardzo byłam wobec niego nieszczera, a raczej ukrywałam tak istotny fakt, jak wiadomość o śmierci jego mamy.
- Gotowa? - Calum wychylił się zza drzwi, nie patrząc w moją stronę. Jego oczy tak samo spuchnięte jak moje.
Pokiwałam głową bez słowa, nie ufając swojemu głosowi i razem z chłopakiem zeszłam na dół, gdzie czekali już na nas pozostali. Ich widok jedynie pogorszył moje samopoczucie, ale przynajmniej zmuszał mnie do zachowania spokoju i nie rozczulania się nad sobą. Nie mogłam zacząć przy nich ryczeć.
Stanęłam jak wryta na środku salonu, gdy moje oczy spoczęły na zmarnowanej sylwetce Irwina. Nie ważne ile razy widywałam go w ciągu ostatnich dni, jego wygląd wciąż wzbudzał we mnie ogromny smutek i jedyne na co miałam ochotę, to przepraszanie go do końca życia, choć przecież to nie ja byłam odpowiedzialna za śmierć jego mamy. Włosy chłopaka były tłuste, a w niektórych miejscach kleiły się do jego skóry, co było wynikiem nadmiernego pocenia się. Organizm Ashtona źle reagował na tak wielkie dawki stresu, tym bardziej jeżeli od momentu usłyszenia przykrych wieści, nie był w stanie przestać pić. Nawet teraz stojąc spory kawałek od niego czułam nieprzyjemną woń alkoholu i zaczęłam się martwić czy da radę wystać na cmentarzu choćby dziesięć minut.
Wszyscy zgodnie, nie musząc zamieniać ze sobą nawet słowa, postanowiliśmy nie czepiać się alkoholowego problemu Irwina i dać mu odreagować. I tak było z nim znacznie lepiej niż na początku, kiedy przez dobre dwadzieścia cztery godziny na zmianę wlewał w siebie litry wysoko procentowych napojów, wymiotował i z wycieńczenia zapadał w sen. Działo się tak w kółko, a my nie mogliśmy nic zrobić, odkąd Ash nie pozwalał się nawet dotknąć, ani nie wypowiedział od tamtego czasu jednego słowa.
- Heather – poczułam palce zaciskające się na moim łokciu, więc odwróciłam wzrok od przyjaciela i spojrzałam w stronę, z której dochodził głos.
Zobaczyłam Luke'a i natychmiast uspokoiłam się, ale tylko na parę sekund, bo zaraz przypomniało mi się jak ignorował mnie przez ostatnie trzy dni. Nie miałam ochoty dołować się myśleniem o Hemmingsie, kiedy wokół mnie działy się ważniejsze rzeczy. Podarowałam blondynowi wymuszony uśmiech, chcąc przekazać że ze mną wszystko w porządku i zabrałam się za ubieranie butów. Kątem oka obserwowałam jak Clifford z dłonią na plecach swojego przyjaciela wyprowadza go na zewnątrz. Ból w klatce piersiowej przybrał na sile i ciężko było mi przełknąć ślinę, bo miałam wrażenie że pęknie mi mostek.
Spuściłam wzrok na swoje stopy i zaczęłam wciągać na nie czarne trampki. Siedziałam na podłodze, więc widziałam jak kolejne dwie pary nóg, które z pewnością należały do Caluma i Blake, znikają za drzwiami frontowymi.
Czułam na sobie czyjś wzrok i nie miałam wątpliwości do kogo należy skoro zostaliśmy w salonie tylko we dwójkę. Starałam się nie zwracać na to uwagi, zachowując się identycznie jak blondyn ostatnimi czasy i udawałam że nic się nie dzieje. Zwyczajnie go olewałam, bo wolałam skupić się na Ashtonie, a nie przejmować się kolejną dramą z jakimś chłopakiem.
Luke postanowił jednak pokrzyżować mi plany, kucając naprzeciw mnie. Zabrał moje ręce, dopiero wtedy uświadamiając mi jak się trzęsą. Bez słowa począł wiązać mi sznurówki, z którymi do tej pory nie mogłam sobie poradzić. Nie sprzeciwiłam się tylko dlatego, że nie chciałam się odzywać. Głos uwiązł mi w gardle już w momencie, kiedy zobaczyłam Irwina i wciąż nie mogłam pozbyć się ogromnej guli, która tam ugrzęzła. Wyciągnęłam więc swój telefon i zaczęłam obracać go w palcach, żeby odwrócić swoją uwagę od Luke'a.
- Jak się czujesz?
Chłopak przerwał ciszę między nami, wciskając sznurówki do wnętrza trampka, a następnie nie spuszczając z nich wzroku, wziął się za wiązanie drugiego. Jego postawa nie zdradzała niczego, więc nie mogłam odgadnąć czy zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem na niego zła. Stawiałabym raczej, że nie ma pojęcia o niczym, bo o ile był niezwykle bystry to w sprawach damsko-męskich kompletnie się nie odnajdował.
- Nie moje samopoczucie powinno cię teraz interesować – odparłam chłodno.
Nie miałam zamiaru zabrzmieć tak oschle. Mimo to moje słowa mogłabym nazwać atakiem aniżeli odpowiedzią, ale miałam mu za złe, że odezwał się do mnie dopiero teraz. Rozumiałam dlaczego znikał z domu i brał na siebie więcej obowiązków (co Nick przyjmował z dużym zadowoleniem). Luke uciekał od tego całego zamieszania, nie chcąc brać udziału w sesjach wzajemnego pocieszania się i pokrzepiających rozmów. Czasami miałam wrażenie, że wręcz przerażali go płaczący ludzie, dlatego unikał jak ognia każdego z nas. I choć znałam powód, starałam się go zrozumieć, to denerwowało mnie, że ze względu na moją osobę nie mógł, a raczej nie chciał zrobić wyjątku i pobyć ze mną. Nie oczekiwałam pocieszeń, bo to nie była moja tragedia, ale gdyby znalazł choć chwilę, żeby poleżeć ze mną w łóżku i tylko się przytulać, nie byłabym na niego taka rozzłoszczona.
- To źle, że się o ciebie martwię? - zapytał, przyglądając mi się ze zmartwieniem, przez co od razu pożałowałam że pomyślałam o nim tak niemiło. Pieprzony manipulant.
- W ciągu ostatnich kilku dni nie obchodziłam cię ani trochę – mówiąc to podniosłam się z podłogi, zdając sobie sprawę że moje sznurówki są już dawno zawiązane. Następnie zapytałam, uciekając wzrokiem w bok – Coś się zmieniło?
Luke westchnął, ale równie szybko wyprostował się na nogach, blokując mi dostęp do drzwi i uniemożliwiając wyjście z domu, żeby dołączyć do czekających już na nas przyjaciół.
- Chyba nie będziesz robiła mi o to problemów?
Oboje znaliśmy odpowiedź na to pytanie, więc nie musiałam nic mówić. Stałam z palcami zaciśniętymi na obudowie mojego telefonu, powstrzymując się przed wypaleniem czegoś głupiego. Nie chciałam doprowadzić teraz do kłótni, bo nie ja byłam najważniejsza w tym momencie  i musiałam o tym pamiętać, więc rozważnie analizowałam cała sytuację oraz wszystko co mogłabym powiedzieć. Pokiwałam więc ledwo zauważalnie głową na boki, wciąż unikając wzroku Luke'a, jakby mógł wyczytać z moich oczu, że jestem nim zawiedziona. Myślałam, że odkąd ustalimy kim dla siebie jesteśmy, nasza relacja choć trochę ulegnie zmianie, ale Luke zawsze będzie tym samym człowiekiem niezależnie od sytuacji. Nie żebym chciała go zmieniać, ale go potrzebowałam w momentach, w których on chciał samotności i to było uciążliwe.
- Heather, wiesz że nie nadaje się do takich sytuacji – wytłumaczył, w jego głosie dało się wyczuć zmęczenie. Znów zalało mnie poczucie winy, bo kolejny raz byłam egoistką myślącą o sobie nie o innych, jakbym nie mogła ugryźć się w język. - Rola pocieszyciela nie jest mi pisana, żadne ze mnie wsparcie...
- Okej, nie tłumacz się – odparłam, mając na myśli dokładnie to co powiedziałam.
To nie była jedna z tych filmowych scen, kiedy dziewczyna mówi jedno, a oczekuje od chłopaka drugiego. Ja naprawdę nie potrzebowałam żadnych wyjaśnień, Luke nie był mi nic winny. Nie chciałam być tą osobą, która przez swoje huśtawki nastrojów burzy relacje, zasłania problemy innych swoim wielkim ego. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, bo nie rozumiałam tego, że najpierw obwiniam wszystkich dookoła, a następnie zwalam winę znów na siebie. Jestem zła na Luke'a, a zaraz żałuję go jak nikogo innego. Chcę pomóc Ashtonowi, ale ostatnią rzeczą jaką mogłabym zrobić to spojrzeć mu w oczy. Jestem nienormalna. Nie mogłam wytrzymać z poczuciem winy, to było pewne…
- Jeżeli masz się na mnie wkurwiać to wolę się tłumaczyć – zaczął, łapiąc mnie w ramiona i przyciskając do swojego ciała – Wymyślę jakieś dobre kłamstwo i od razu zapomnisz jakim byłem chamem.
Wiedziałam, że żartował, ale nie mogłam się uśmiechnąć.
- Jesteś palantem, Luke – pokręciłam głową, opierając czoło o jego tors i wciągając zapach tytoniu. Tego brakowało mi najbardziej przez te trzy dni.
Chłopak westchnął głośno po raz kolejny w ciągu tych kilku minut. Chyba pomyślał, że dalej jestem na niego zła, choć tak nie było. Ja po prostu nie mogłam funkcjonować jak normalny, wesoły człowiek z myślą, gdzie zaraz się znajdę. Musiałam więc szybko dodać, zanim on wysunie błędne wnioski:
- Przepraszam, to było głupie. Nie wiem co się ze mną dzieje – wybełkotałam w jego koszulkę, czując jak opiera swoją brodę na mojej głowie – Możemy udawać, że nie wcale zachowuje się jak egoistyczny dzieciak?
- Co tylko chcesz, królewno – cmoknął mnie w czubek głowy, na co objęłam go rękoma w pasie. Nie zdążyłam niczego powiedzieć, Luke odezwał się ponownie – Ale wiedz, że masz prawo zachowywać się w ten sposób, nie zamierzam się wkurzać. Śmierć pani Irwin była ciosem dla nas wszystkich. Poza tym, żadne z nas się tego nie spodziewało, więc nic dziwnego, że tak reagujesz.
Zesztywniałam, to chyba najlepsze określenie mojego stanu po tym, co powiedział. Czułam się dokładnie tak, jakbym zamieniła się w kawał głazu i nie mogłam poruszyć nawet powiekami.
Żadne z nas się tego nie spodziewało.
Błąd. Ja jako jedyna wiedziałam o wszystkim i teraz czułam się znacznie gorzej, jak ostatni śmieć. Luke tłumaczył moje zachowanie i próbował być dla mnie dobry, kiedy tak naprawdę nie zasługiwałam na ani odrobinę jego wsparcia. Jak mogłam wcześniej się o to czepiać? Miałam za swoje. Okłamywałam każdego, nawet samą siebie i dlatego zostałam bez niczyjego wsparcia. Karma, Heather, karma.
Poczułam się cholernie źle, że Luke mnie usprawiedliwia. Myśli, że jestem dobrą osobą, ale tak naprawdę się myli. Ukrywałam do cholery, że mama Ashtona ma umrzeć. Nie powinnam mieć tyle szczęścia, nie powinnam mieć przy sobie takich ludzi, a już na pewno nie w tej chwili.
- Luke, ja… - podniosłam głowę, ale tak szybko jak zobaczyłam jego niebieskie oczy, zaczęłam się jąkać – Bo, um… ja… czuje się… to co zrobiłam…
Coś w środku mnie krzyczało, żebym siedziała z gębą na kłódkę i nie mówiła nikomu o tym, co właśnie chciałam wyznać Luke'owi. Nie zamierzałam się cofać, skoro już zaczęłam, a wiedziałam że nie mogłabym go oszukać jakąś inną wymówką, odkąd w kłamaniu byłam słaba albo blondyn był tak dobry w odgadywaniu, kiedy próbuje to zrobić. Niezależnie od konsekwencji, chciałam ulżyć własnemu sumieniu. Luke pewnie zrówna mnie za to z ziemią. Może właśnie tego potrzebuje, żeby poczuć się lepiej. Co za ironia.
- Ciii, powoli – szepnął, jakby ktoś miał nas usłyszeć. Kciukiem gładził mój policzek w uspokajającym geście. - Co chcesz mi powiedzieć?
- Powiedziałeś, że nikt z nas nie spodziewał się jej śmierci – zaczęłam wolno, jak mi kazał, na co przytaknął i cierpliwie czekał na kontynuację. - To nie jest prawda, Luke.
- Co masz na myśli? - zdziwił się, odsuwając się tak, żeby mógł dokładnie przyjrzeć się mojej twarzy.
- To, że ja wiedziałam od początku – wypaliłam, zanim bym się rozmyśliła. - Wiedziałam wszystko, wiedziałam że umrze… Powiedziała mi to w tym samym dniu, kiedy przyszedł do niej lekarz. Wiedziałam o wszystkim.
Patrzyłam na Luke'a, starając się nawet nie mrugnąć, żeby nie stracić ani sekundy z jego reakcji. Oczy miał utkwione w moich, ale wydawały się nieobecne, jakby myślami był zupełnie gdzieś indziej. Twarz jak zwykle wyrażała tyle samo, co ściana za jego plecami. Rosło we mnie napięcie, a on nie odezwał się ani słowem.
- Ale ona zabroniła mi mówić – dodałam, nie mogąc znieść ciszy – Nie chciała, żeby Ashton zamartwiał się tym wszystkim i żeby cierpiał. Nie powiedziałam nic, bo jak mogłam jej odmówić? Przecież to nie moja sprawa. Wahałam się. Ashton to mój przyjaciel i cholera, nie chciałam go oszukiwać.
Znów milczenie.
- Jestem okropna, wiem. Pewnie mnie teraz nienawidzisz. Właściwie nie wiem, dlaczego ci o tym wszystkim mówię – bełkotałam, uciekając wzrokiem w każdą stronę, byle na niego nie patrzeć - Nie chciałam być wobec ciebie nie fair. Wolę żebyś wiedział do jakich rzeczy jestem zdolna. Oszukałam twojego przyjaciela, a właściwie każdego z was. Zrobiłam to, bo wydawało mi się, że w taki sposób oszczędzę mu cierpienia, ale nie mogę znieść świadomości, jak bardzo on mi ufa, jak wszyscy mi ufaliście i pomagaliście, a ja…
Zabrakło mi powietrza w tym samym czasie, kiedy już nawet nie miałam pomysłu na to, co mówić. Gubiłam się w słowach i nie chcąc się powtarzać, po prostu zamilkłam, ciężko łapiąc oddech, jakbym chwilę wcześniej przebiegła parę kilometrów. Bałam się co Luke teraz zrobi, ale mimo to czułam się o wiele lżej, że wyrzuciłam to z siebie. Byłam gotowa na dawkę wyzwisk i masę osądów, słów które zabolą mnie do kości. Czekałam na jego wybuch z zaciśniętymi powiekami i zębami tak mocno, że aż bolała mnie szczęka. Pewnie Ashton też się o tym dowie i zrani go to tak, że nie odezwie się do mnie więcej. Nie winiłabym go, a raczej siebie, że nawet jeżeli starałam się oszczędzić mu cierpienia, będę jego powodem.
Prawie dostałam zawału, kiedy poczułam bliskość Luke'a, więc otworzyłam szeroko oczy. Chłopak oparł swoje czoło o moje własne i przysunął mnie do siebie tak, żebyśmy dotykali się ciałami. Nie wiedziałam co planuje. Może chciał zrobić Irwinowi przysługę i mnie udusić, żeby więcej nie musiał na mnie patrzeć po tym wszystkim?
Luke potarł parę razy nosem o mój, co szczerze było moim ulubionym gestem. Cała aż zatrzęsłam się pod jego dotykiem, więc mocniej złapał mnie w talii. Niebieskie tęczówki błyszczały, a on sam wydawał się… wesoły?
- Wiesz dlaczego tutaj jesteś? Zastanawiałaś się dlaczego to akurat tobą się zainteresowałem? Dlaczego zabiegałem o każdy kontakt i ryzykowałem tak wiele, żeby ci pomóc? - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu i pokiwałam głowa na boki na tyle, na ile pozwalało mi jego przyciśnięte czoło. - Bo jesteś wyjątkowa, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Całe swoje życie poświęcasz osobom, które kochasz i to, co dla nich robisz wydaje się takie automatyczne, jakbyś nie musiała wcale zastanawiać się nad swoimi działaniami. Po prostu to robisz, poświęcasz się innym. Czy to ten dupek Carter, twoja siostra, czy ktokolwiek z naszej ekipy. Zawsze najpierw myślisz o kimś, dopiero później o sobie.
- Luke, ale nie rozumiem co to ma… - zaczęłam, będąc pewna że nie wie o czym mówi, ale zaraz mi przerwał.
- Daj mi dokończyć – poprosił łagodnie, przejeżdżając kciukiem po mojej wardze. - Z tego właśnie powodu, jestem pewien, że cokolwiek zrobiłaś w sprawie Ashtona i jego mamy, nie robiłaś dla własnej korzyści. Po prostu wybrałaś opcje, która wydawała ci się najrozsądniejsza i nie dlatego, że pasowała tobie, ale dlatego że chciałaś chronić ich oboje. Przecież nie prosiłaś się żeby to wiedzieć, prawda? - na to szybko przytaknęłam, a on uśmiechnął się z rozczuleniem – Nie będę cię oceniał, bo sam nie wiem jakbym zachował się w twojej sytuacji. Ufam, że decyzje jakie podejmujesz są dobre i nie zamierzam ich podważać. Pamiętaj o tym, kiedy będziesz potrzebowała z kimś porozmawiać.
Stałam dłużej, nie ruszając się nawet o centymetr. Zamrugałam parę razy, upewniając się jedynie, że nie śnię i to, że Luke stoi przede mną jest prawdą, że każde słowo jakie usłyszałam, faktycznie wyszło z jego ust.
- Wow, nie wiem co powiedzieć… - skłamałam.
Wiedziałam. Dwa słowa cisnęły mi się na język i byłam pewna, że właśnie to chciałam żeby usłyszał. Podejrzewałam od dłuższego czasu, że moje uczucia już nie są zwykłym zauroczeniem. To co działo się ze mną w pobliżu tego chłopaka było inne, sprawiało że czułam się wyjątkowa i wiedziałam, że to on jest tym, którego pragnę całować i widzieć codziennie. Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze, nawet jeżeli dookoła działo się beznadziejnie. On był dla mnie wszystkim. Potrafił naprawić cały świat dookoła jednym uśmiechem. Z łatwością mieszał mi w głowie, ale nie było lepszego uczucia od świadomości, jak ogromny ma na mnie wpływ jego osoba i pewność, że nie wykorzysta tego w żaden krzywdzący mnie sposób. Wpadłam po same uszy, wpadłam tak głęboko, że droga powrotna już dawno zniknęła z pola widzenia i nie było odwrotu.
- Nie, cofam to, jednak wiem co chcę powiedzieć – wypaliłam nagle, zarzucając mu ręce na ramiona i patrząc prosto w oczy.
Otworzyłam usta, jeszcze się wahając i w tym samym momencie blondyn spojrzał w punkt nad moim ramieniem. Widok za mną musiał go zdziwić, bo zmarszczył brwi i nie spuszczał z niego wzroku, zupełnie zapominając że coś mówiłam. Odwróciłam się w tamtą stronę, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości. Zobaczyłam co przyciągnęło uwagę Luke'a i w przeciwieństwie do niego, byłam zdenerwowana.
Rachel stała za nami, pakując coś do swojej czarnej torebki. Sukienkę miała również w kolorze ciemnym, więc zgadłam że wybierała się z nami na pogrzeb pani Irwin. Było to dla mnie dziwne, bo przecież nawet jej nie znała, a nie wydawało mi się, że aż tak leciała na moją siostrę, żeby łazić za nią i jej chłopakiem do każdego miejsca. Podejrzewałam, że miała większe plany niż pocieszanie Blake.
Odkąd Michael dowiedział się o tym, skąd wysyłano mi tajemnicze esemesy, oboje byliśmy pewni, że stoi za tym Rachel. Nie ulegało dla mnie wątpliwości, że coś knuła, bo jej zachowanie było dziwne i za bardzo próbowała się nam podlizać. Nie czułam się przy niej pewnie i cały czas zrzucałam na nią wszystkie podejrzenia. Ciekawiło mnie jak długo stała w tamtym miejscu i podsłuchiwała to, o czym rozmawiałam z Lukiem.
- Nie wiedziałem, że idziesz z nami, Rachel – Luke powiedział od niechcenia, idealnie udając zaciekawienie. Sama bym w to uwierzyła, gdybym nie wiedziała, że również jest wtajemniczony w tą sprawę, choć nie tak bardzo jak ja i Clifford.
- Pomyślałam, że przyda wam się wsparcie – odezwała się przyjaźnie, podchodząc bliżej – Nie wyglądacie najlepiej. Widziałam, że przez ostatnie dni było wam ciężko.
- Jak miło z twojej strony – posłałam jej sarkastyczny uśmiech, na co Luke uszczypnął mnie w bok, przekazując żebym siedziała cicho.
- Powinniśmy już iść. Reszta czeka na nas na zewnątrz – blondyn otworzył drzwi, wypuszczając nas na dwór.
Rachel wyszła jako pierwsza, a my zaraz za nią. Zanim jednak opuściliśmy dom, poczułam ciepłe usta na szyi i ciche „Jestem z tobą” przy uchu.


Nie wypada mówić takich rzeczy, ale to prawda – w życiu nie byłam na gorszym pogrzebie. Robiło mi się niedobrze na widok obskurnego miejsca pod jakimś ledwo trzymającym się drzewem, które przydzieliło pani Irwin miasto. Kapłan odprawiający mszę był chyba równie pijany co Ashton, bo nie można było zrozumieć co mówił. Do tego zamiast chórku przyprowadził ze sobą magnetofon i puścił jakieś skrzeki imitujące kawałki ze śpiewnika. Oprócz nas i mężczyzny zajmującego się ceremonią nie było nikogo. Nie wiedziałam czy mama Asha nie miała żadnej innej rodziny, czy zwyczajnie nikt ich nie zaprosił. W każdym razie nie wypadało pytać.
Atmosfera była dołująca, a w powietrzu wisiał smutek. Od samego początku życzyłam kobiecie szybkiej śmierci, bo to jak się męczyła było straszne. Żyła dwa razy dłużej niż przewidywali to lekarze. Wątpili, że uda jej się przeżyć choć miesiąc, a ona była na tyle silna żeby walczyć i zaskoczyć wszystkich pracowników szpitala. Odeszła trzy dni temu, a ja odczułam ulgę. Teraz jednak pękało mi serce, zwłaszcza widząc jak zachowuje się Ash.
Chłopak już od startu pogrzebu, stanął przy mnie i złapał mnie za rękę, szukając wsparcia. Ścisnęłam mocno jego dłoń, chcąc pokazać mu że jestem przy nim i od tej pory staliśmy w takiej pozycji, nie zwalniając uścisku. Od siedemdziesięciu dwóch godzin nie odezwał się do mnie, nawet jednym słowem, a kiedy to ja próbowałam z nim rozmawiać, moje starania rozbijały się echem o puste ściany. Cieszyłam się więc z tego małego gestu i żałowałam, że zwykłym uściskiem nie mogłam przekazać mu jak bardzo mi na nim zależy i że w każdej sytuacji może na mnie liczyć. Słowa jednak wydawały się zbędne w tej sytuacji.
Całą siódemką, wliczając w to Rachel, staliśmy blisko siebie, niezależnie od tego ile dookoła nas było wolnego miejsca. Trzymaliśmy się razem i myślę, że właśnie to chcieliśmy pokazać Irwinowi - że jesteśmy. Mężczyzna w czarnym stroju, sięgającym ziemi bełkotał coś niezrozumiale, czytając wcześniej przygotowany tekst z kartki papieru. Co chwilę poprawiał swoje okulary i odwracał wzrok, wciąż recytując swoją przemowę. Byłam pewna że powtarzał tą samą formułkę co pogrzeb. Nie było to jednak ważne, bo dla Ashtona to była nic nieznacząca formalność i gdzieś miał to czy wszystko wyszło dobrze.
- Dzięki – szepnął chłopak , wolną ręką odgarniając loki, żeby móc spojrzeć na mnie swoimi pięknymi oczami, które teraz zaszły czerwienią.
Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa, więc jedynie przytuliłam się do jego boku, nie puszczając spoconej dłoni. Z drugiej strony Hood położył mu na ramieniu rękę i ścisnął, słysząc co powiedział. Cała reszta również się przypatrywała chłopakowi z niemym wsparciem.
I jak każda tego typu chwila, w której czujesz że jednak nie będzie aż tak źle i nie wszystko uległo nieodwracalnej zmianie, coś musi się spieprzyć. Cała magia momentu pryska w jednej sekundzie. Zaraz po tym jak Ashton się odezwał, a my skupiliśmy się na cichym celebrowaniu tego momentu, stało się coś dziwnego. Żadne z nas nie zauważyło, że kapłan przestał mówić i zaległa cisza, przerywana jakimś charkotem, który zwrócił uwagę mężczyzny, a dopiero po kilku sekundach naszą. Odwróciliśmy się w kierunku coraz to głośniejszego dźwięku i jak się okazało był to magnetofon. Zamiast puszczać piski jak do tej pory, zachowywał się jakby ktoś mu urwał antenę. Gdy byłam dzieckiem i działy się takie rzeczy, zawsze myślałam, że to kosmici próbują się ze mną porozumieć, ale tak chyba miał każdy. Teraz jednak wiedziałam, co te dźwięki mogą oznaczać – kłopoty.
Głupio wierzyłam, że akurat dzisiejszy dzień przebiegnie spokojnie, ale niestety. Kapłan raz po raz uderzał w grające pudło, ale nawet to nie mogło pogorszyć tej ceremonii. Pierwszym, który zareagował był Calum. Brunet podszedł do starszego mężczyzny i próbował nastawić je z powrotem, niestety bezskutecznie. My udawaliśmy, że nic się nie dzieje i tylko rzucaliśmy Ashtonowi ukradkowe spojrzenia, upewniając się że nie przejmuje się za bardzo zepsutym sprzętem.  Do czasu aż trzaski ucichły, a fala się wyrównała. Brzmiało to tak, jakby zaraz miał polecieć jakiś wywiad w radiu nadawany na żywo. I na nasze nieszczęście, usłyszeliśmy w końcu głos. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy go rozpoznałam. Należał do mnie. Ale jakim cudem to się stało? Jak…
Stałam jak wryta, kiedy dźwięk rozbrzmiał tak głośno, że cały cmentarz mógł go usłyszeć. Słowa, które wypowiedziałam tego dnia wcześniej, uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
- Powiedziałeś, że nikt z nas nie spodziewał się jej śmierci. To nie jest prawda, Luke. - pierwsze zdanie padło z odtwarzacza i wzrok każdej osoby skierował się na mnie. Zakryłam prawą dłonią usta, jakbym to ja w tym momencie wypowiadała te słowa.
- Co masz na myśli?
Tym razem był to Luke. Spojrzałam na niego, jego twarz wykrzywiła się w przerażeniu, gdy zdał sobie sprawę z tego, co zaraz nastąpi. Nie zastanawiając się dłużej, zaczął biec w stronę Caluma i stojącego tam mężczyzny. Nie zdążył jednak dopaść radia, zanim padły ostatnie wersy.
- To, że ja wiedziałam od początku. Wiedziałam wszystko, wiedziałam że umrze… Powiedziała mi to w tym samym dniu, kiedy przyszedł do niej lekarz. Wiedziałam o wszystkim.
Nagranie się urwało, nastała cisza, której nikt nie chciał przerwać. Oczy zaszły mi łzami, gdy Irwin wyrwał swoją rękę. Poczułam chłód na całym ciele, choć na dworze było prawie trzydzieści stopni. Chłopak zaczął iść w stronę wyjścia z cmentarza, w tym samym momencie gdy ja zauważyłam umięśnioną postać mężczyzny stojącą niedaleko nas. To był on – człowiek, który niszczył moje życie na każdym kroku. Miałam teraz okazję za nim pobiec i złapać, teraz nawet mogłam liczyć na wsparcie. Jednak zamiast dowiedzieć się w końcu, kim jest ten mężczyzna, odwróciłam się i ruszyłam za Ashtonem. Po drodze jedynie zaczepiłam Michaela, który był z moją siostrą i pokazałam mu drżącą ręką miejsce, gdzie zauważyłam ciemna sylwetkę.
Teraz miałam jeszcze większą pewność, że Rachel jest w to zamieszana, bo z łatwością mogła nagrać mnie i Luke'a podczas rozmowy. Dlatego też nie miałam problemu, żeby olać tą sytuację, przecież wiem gdzie mieszka i na pewno nie ujdzie jej to na sucho.
 Nie miałam pojęcia, co stało się po tym, bo całą swoją uwagę skupiłam na Irwinie, który już mijał wysokie, zardzewiałe bramy.
- Ashton! - wołałam, biegnąc, ale się nie odwrócił.
Szedł chodnikiem wprost przed siebie, ręce wcisnął w kieszenie swoich eleganckich spodni, głowę miał spuszczoną. Powłócząc nogami szedł nawet szybciej niż ja, ale jakoś udało mi się go dogonić. Złapałam go za materiał marynarki tuż przy nadgarstku.
- Ashton, błagam, zatrzymaj się – prosiłam, ciągnąć go w moja stronę. – Proszę, wytłumaczę ci.
Chłopak odwrócił się wściekle, w końcu konfrontując się ze mną. Teraz widziałam jak bardzo jest wzburzony, jak mocno go zraniłam. Ręce miał zaciśnięte w pięści, jakby był gotowy żeby w każdym momencie mnie uderzyć. Oczy zwęziły mu się niebezpiecznie, gdy wbijał we mnie swój rozwścieczony wzrok.
- To co usłyszałem… - zaczął drżącym głosem, w którym można było wyczuć chęć płaczu – ...to prawda? Czy tak było?
Skłam! Skłam! Skłam!
- Tak – przyznałam, spuszczając wzrok na swoje stopy. Nie mogłam dłużej znieść jego pełnego zawodu wzroku.
- Czyli wiedziałaś o wszystkim? - zapytał, a ja pokiwałam głową. - Więc nie wiem, co chcesz mi tłumaczyć, Heather. Okłamałaś mnie, a ja uważałem cię za swoją przyjaciółkę.
- Ale ja jestem twoją przyjaciółką, Ash. Zawsze byłam – odparłam żałośnie, łapiąc się ostatnich argumentów. - To co zrobiłam było złe, ale nie chciałam cię zranić. Robiłam to, żeby cie chronić.
Zasugerowałam się dokładnie tym, co powiedział mi dzisiaj Luke i miałam nadzieję, że Irwin też popatrzy na to z tej strony. Nadzieja jednak nie bez powodu nazywana jest matką głupich.
- Nie! - wrzasnął, uciszając mnie do reszty. Nie mogłam powstrzymać płynących po moich policzkach łez. Spieprzyłam wszystko i nie mogłam tego naprawić. - Przestań, kurwa, robić ze mnie idiotę. Myślisz, że ci po tym wszystkim wybaczę? Nie chce więcej widzieć cie na oczy, dziewczyno. Daj mi spokój.
Po tym odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą na środku chodnika. Jeszcze jakiś czas nie mogłam się ruszyć, wgapiając się bezcelowo w miejsce, w którym ostatni raz widziałam jego plecy.  Zniknął, a ja wciąż słyszałam jego łamiący się głos, widziałam jego zawiedzione spojrzenie. Czułam się porzucona, miałam ochotę zwinąć się w kulkę i płakać, ale sama sobie sprawiłam taki los. Tylko siebie mogłam winić.
Cholernie długo trwałam w tej pozycji, zanim jak zwykle nie odnalazł mnie mój bohater. Miałam wrażenie, że jestem w innym świecie, oddalona od niego o kilometry gdy pojawił się przede mną, idealny jak zawsze, gdy ja byłam w totalnej rozsypce. Wyglądałam jak siedem nieszczęść i na mój widok powinien zwyczajnie uciec, a zamiast tego wziął mnie na ręce i podniósł z ziemi. Dopiero wtedy zauważyłam, że na niej siedzę.
Oplotłam ciasno nogami jego pas, a dłonie zacisnęłam na długiej szyi tak, że żadna siła nie odciągnęłaby mnie od niego w tym momencie. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi, przyciskając usta do skóry w tamtym miejscu. Nie narzekał, kiedy zaczęłam się trząść i jeszcze mocniej przyciskałam do niego swoje ciało. W odpowiedzi pewniej chwycił, oplatając mnie ręką, a drugą położył na głowie i uspokajająco gładził moje włosy. Nie zadawał żadnych pytań odnośnie Ashtona i byłam mu za to wdzięczna, bo pewnie rozkleiłabym się przy nim do reszty, a tego nie chciałam najbardziej. Nie mogłam teraz o nim myśleć.
- Tylko nie mów mi, że wszystko będzie dobrze – wychlipałam, odnajdując w sobie ostatki humoru i przerywając ciszę.
- Nie zamierzam – odpowiedział od razu.  - Ale obiecuję, że tym razem nie zostaniesz sama.
Uśmiechnęłam się do jego szyi, co raczej mógł poczuć. Nie odpowiedziałam nic więcej, bo nie byłam pewna co powinnam mówić. Zrezygnowałam więc z niepotrzebnych słów i wybrałam ciszę, a Luke niósł mnie całą drogę powrotną do samochodu, którym tu przyjechaliśmy.
- Heather? - odezwał się po kolejnych kilku krokach, a ja mruknęłam, upewniając go, że słyszę. – Złapaliśmy go.
- Co? Kogo? - zapytałam głupio, nie mogąc ułożyć myśli i przypomnieć sobie o czym rozmawialiśmy przed chwilą.
- Autora twoich wiadomości – poinformował mnie tonem, jakby nie był pewny czy pytam poważnie. No tak, jak mogłam zapomnieć o takiej ważnej kwestii. - Przesłuchamy go dzisiaj i postaramy się wyciągnąć z niego wszystko. Może dowiemy się w końcu czego tak naprawdę od ciebie chce.
- Och, ok – tylko tyle zdążyłam z siebie wyrzucić.
Myśl o tym, że poznam prawdę jednocześnie mnie cieszyła i przerażała. Złapanie tego człowieka oznaczało rozwiązanie całej sprawy, ale równie dobrze mogło ją jedynie dodatkowo skomplikować.  Co jeżeli rozpętamy jeszcze większe piekło? Albo jak już to zrobiliśmy właściwie porywając mojego prześladowce? Wiedziałam, że jeśli chce się od niego uwolnić, to było jedyne wyjście. Wciąż jednak bałam się tego, czego mogę się dowiedzieć. Czasami potrafiłam sama sobie wszystko utrudniać ciągłym zamartwianiem, ale nie mogłam powstrzymać się przed gdybaniem.
- Heather, przestań się zamartwiać – usłyszałam znów głos Luke'a. Zupełnie jakby czytał mi w myślach. - Mówiłem ci, skarbie, że jestem w tym z tobą, tak?
I znów to samo. Choćby nie wiem jak źle było, wszystko waliło się dookoła i całe moje życie nabierało tempa, za którym nie potrafiłam nadążyć, zawsze był ktoś, kto zwalniał bieg i dawał mi nadzieję na to, że mam wystarczająco siły, żeby to poukładać. Nie mogłam pokochać lepszej osoby od Luke'a.



 *
wybaczcie, nie mam weny...
#RiskyPlayerFF
założyłam aska więc jeżeli macie pytania, to tam na pewno na nie odpiszę. zapraszam:
http://ask.fm/fanfic_af
buźka

14 komentarzy:

  1. Cudo *_*
    Mam nadzieję,że Ashton i Heather się pogodzą i ona wyjaśni,że jego mama jej tak kazała.
    Życzę weny:***

    OdpowiedzUsuń
  2. Za każdym razem gdy dodajesz rozdział nie wiem co napisać ,dla mnir to wielkie "wow" ����

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecudny a zarazem Przesmutny rozdział
    Pani Irwin :'(
    Tak mi szkoda Ashtona :(
    Mam nadzieję że Heather pogodzi się z Ashem
    Luuukey i Heather !
    Czytając ten rozdział byłam w depresyjnym stanie. Taki smutny.
    Luke tak strasznie troszczy się o Heather
    Huke <3
    Ps. Tym razem Życzę Ci gigantyczniemegadużoweeeeeeny!
    A jeśli to nie podziała to mój Jednorożec przybędzie Ci na ratunek !

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny a zarazem taki smutny :'(
    Luke i Heather ♡♡♡♡♡♡
    Juz nie mogę doczekać się next wstawiaj szybko! ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Ona go kocha, ona go kocha. Nie powiem, że tego nie podejrzewałam, bo podejrzewałam. Ale hej. Fajnie usłyszeć potwierdzenie swojej teorii. Ja aka wyrocznia. I mam coraz większe przeczucie, że jest on też ją kocha *_* ^^

    Awwww....Luke taki uroczy *_* zresztą zawsze jest uroczy ;)

    Luke i Heather takie very cute <3<3<3<3

    Tylko takie troszkę smutne zakończenie :((( Biedny Ash niech przebaczy Heather. Wg mnie to, że zrobiła to, o co prosiła ją pani Irwin nie jest wcale take straszne. Zrobiła to, aby jej pomóc i spełniła jej ostatnie życzenie.

    Ale to z tym radiem.....man ochotę udusić osobę, która to zrobiła. Ale hej. W końcu poznamy prawdę.

    Rozdział jak zwykle boski. Cóż....chyba nawę nie muszę ci o tym pisać, bo to wiesz prawda?? I życzę powrotu weny!! Kochamy cię <3 /Alex

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego ja płaczę?
    Genialny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejciu, już myślałam że ci się coś stało :-:

    Nie pisz nic na siłę księżniczko :c
    Nawet bez weny rozdziały są świetne :)

    Jakoś tak wyciszona jestem. Jednocześnie jest mi cholernie przykro. Szeptam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ashton, moje biedne bejbi, chodź, to cię przytulę <3
    Luke wiążący jej buty to najlepsza rzecz na świecie, kurwa kocham takie momenty, jak właśnie jedna osoba zauważa, że druga jest w rozsypce i tak jej pomaga, niby taka mało znacząca rzecz, jak wiązanie butów, ale właśnie takie małe rzeczy są najlepsze (jezu nie wiem jak wytłumaczyć o co mi chodzi, ale myślę, że rozumiesz)
    "Czasami miałam wrażenie, że wręcz przerażali go płaczący ludzie, dlatego unikał jak ognia każdego z nas." same Luke, same, ile razy udawałam, że nie słyszę, jak ktoś płakał
    także w sumie w chuj rozumiem Luke'a i ok, spierdalam, nie chcę z nimi siedzieć i kogoś pocieszać, co w sumie jest chujowe dla kogoś innego, ale no...
    ekhem, tak, to prawda, każdy był bardzo zaskoczony tą śmiercią, ja też, nikt się tego nie spodziewał, zgadzam się Luke
    nie, Heather, bardzo dobrze zrobiłaś, nic nie mówiąc, jakby Ashton wiedział wcześniej, to pewnie w międzyczasie kilka razy miałby zatrucie alkoholowe
    *pokazuje na Luke'a* on dobrze gada! tak, dokładnie to jest to!
    omg omg omg omg omg omg coooo sdifjaidfaig, boję się, nie mów mu, że go kochasz, czuję, że Luke mógłby coś odjebać wtedy
    czy to źle, że cieszę się, że im przerwano i nie mogła tego powiedzieć... XD sorka Heather, ale może będzie lepiej, jak zrobisz to później
    co ta Rachel kombinuje...

    fuuuuuuuuuuuuuuck myślałam, że to będą jakieś groźby z tego magnetofonu czy coś, a tutaj to... musiałam sobie zrobić na chwilę przerwę, bo bałam się czytać dalej, bo no Ashy... :(
    fuck this shit, gdzie jest mój kij baseballowy, ktoś tu się prosi o wpierdol
    Heather dobrze zrobiła, ale na miejscu Ashtona też bym była wkurwiona, mam nadzieję, że zrozumie, że chciała dla niego dobrze i się pogodzą, bo jak nie to naprawdę... gdzie jest mój kij baseballowy
    "mój bohater" OMG GDY PISZESZ TAK W NARRACJI FML
    o kurde, złapali go, ok, ale czuję, że to będzie jakaś mało ważna osoba czy coś, a nie że to ta 'najgorsza', noo zobaczymy
    "Mówiłem ci, skarbie, że jestem w tym z tobą, tak?" tak bardzo cute Lukey <3
    "Nie mogłam pokochać lepszej osoby od Luke'a." stop fucking around with my emotions (tak, właśnie zacytowałam atl...)

    podsumowując: Luke wiążący Heather trampki to goal w chuj

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne , ja też myślałalam że Ci się coś stało , ❤❤ a co do rozdziału ... To uroczy,niesamowity, bez weny też dużo umiesz ❤❤ kocham cię! Ale Luke tutaj taki troskliwy ... /Roxyyy

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudooo 😍 Tylko niech się pogodzą... 😘 Luke tutaj jest przeuroczy ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Ekhem... Pani pisarko :-: Wie Pani, że bardzo Panią kocham, jednak rusz dupe XDDD :"D
    Nie no, żartuje xd
    Wszystko ok ? Pewnie po prostu nie masz weny, ale i tak cię lowam :3
    Wracaj do zdrowia XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaa, dzięki że się martwisz o mój stan XD <3 mam kiepski okres teraz, stąd te opóźnienia, brak ogarnięcia (choć z tym to od urodzenia mam problem). pisałam pod #RiskyPlayerFF, że akurat w tym tygodniu nie będzie rozdziału, bo potrzebuję przerwy. wybacz, że musisz czekać i się denerwować, nie chciałam podnosić nikomu ciśnienia, ale też nie chcę tu wrzucać kiepskiego rozdziału tylko po to, żeby mieć to z głowy. także następny dodam dopiero w poniedziałek. nie zabij XD

      Usuń
    2. Właśnie dziś miałam wejść w tego hasztaga XD
      Ja się nie denerwuje, spokojnie :D Rozumiem, spoko :) Poczekam :>
      Nie martw się. Tez mam okres :c


      XDD

      Usuń