Ze zmrużonymi oczami przyglądałam się części, która wydawała mi się całkiem podejrzana i w krótkim czasie doszłam do wniosku, że to właśnie ona osłabiała pracę silnika auta mojego klienta. Od razu zabrałam się za jej wykręcanie specjalnie przeznaczonym do tego kluczem, uważając żeby nie wypuścić niczego z rąk. Pot spływał mi ciurkiem po czole, mocząc włosy tuż przy twarzy. Zastępcza część czekała w kieszeni moich ciemnych ogrodniczek, więc kiedy odłożyłam tą zepsutą na bok, jej miejsce od razu zajęła ta sprawna. Jeżeli tym razem samochód nie odpali, to już nie wiedziałam co więcej mogłabym na to poradzić.
Byłam na etapie wkręcania zaworu, jednak przerwało mi donośne trzaśnięcie dochodzące gdzieś zza ściany warsztatu. Wystraszona niekontrolowanie podskoczyłam, nie spodziewając się że coś przerwie moją ciszę. W pierwszym odruchu szarpnęłam gwałtownie rękami, przyciągając je do szyi i natychmiast podnosząc się znad maski.
- Cholera. - syknęłam do siebie, czując narastający ból pod materiałem rękawiczek ochronnych, które bez zastanowienia ściągnęłam.
Prawą ręką złapałam się za nadgarstek lewej, unieruchamiając ją, żeby móc się jej lepiej przyjrzeć i zrozumieć przyczynę pieczenia skóry. Nie trudno było zauważyć czerwoną linię, ciągnącą się po skosie na całej długości wnętrza dłoni.
- Jak ja to zrobiłam? - kontynuowałam swój monolog, odchodząc od miejsca pracy.
Dzisiaj zdecydowanie brakowało mi Caluma, który z powodu kaca został w łóżku i postanowił z niego nie wychodzić. Mniej więcej dlatego cały czas gadałam sama do siebie, bo nie miałam się do kogo innego odezwać.
Zostawiłam wszystko, co w tym momencie robiłam i udałam się na zaplecze, żeby przemyć przecięcie i od razu sprawdzić tajemniczy hałas. Z rany sączyła się czerwona ciecz, ale wcale nie tak obficie, żeby mogło mnie to zaniepokoić. Nie bałam się widoku krwi, ale i tak pewnie większa jej ilość by mnie przestraszyła.
Weszłam do pomieszczenia, gdzie jakiś czas sypiałam, zanim przeprowadziłam się do domu chłopców. Pod ścianą wciąż był jednoosobowy materac przykryty kocem, więc gdybym chciała, mogłabym się tu nawet zdrzemnąć.
Pierwszym co wpadło mi w oczy było otwarte na oścież okno, które musiało być powodem tego całego zamieszania. Najwyraźniej nie zamknęłam go dobrze, kiedy wcześniej skończyłam palić fajkę i przeciąg musiał sprawić, że uderzyło o ścianę.
Zamknęłam okno, tym razem upewniając się, że robię to porządnie i postanowiłam zająć się swoją skaleczoną dłonią. Wyciągnęłam z szafki czysty ręcznik, po czym namoczyłam jego kraniec i przyłożyłam do rozcięcia, ostrożnie przemywając. Rana nie była głęboka, co przyjęłam z ulgą, bo w moim warsztacie brakowało apteczki, choć od wieków zabierałam się, żeby sobie taką sprawić.
Zmuszona niedostatkiem, rozerwałam kawałek szmaty, a następnie owinęłam go sobie wokół dłoni, zakrywając rozcięcie. To musiało wystarczyć, bo dopóki nie dotrę do domu, nie będę mogła porządnie jej zdezynfekować i zabandażować.
Wyszłam z zaplecza i wróciłam do głównego pomieszczenia, gdzie czekała na mnie niedokończona robota. Skóra w zranionym miejscu trochę mnie piekła, ale dało się przeżyć. Mogłam pracować dalej. Spojrzałam na zegarek, upewniając się ze tak czy siak jeszcze jest za wcześnie, żeby robić sobie wolne. Była godzina szesnasta, co przypomniało mi, że jeszcze nic nie udało mi się dzisiaj zjeść. Mimo to skierowałam się do niebieskiego sportowego samochodu, a następnie zajrzałam pod uchyloną maskę, sprawdzając czy wszystko jest w porządku i czy nie naraziłam niczego na szwank, gdy zraniłam dłoń zbyt gwałtownie, reagując na efekt głupiego przeciągu.
Chciałam dokończyć to, czego nie udało mi się zrobić wcześniej i po prostu dokręcić tą część, żeby ruszyć dalej. Miałam już dosyć ślęczenia nad jedną rzeczą od nie wiadomo ilu godzin.
Rozejrzałam się dookoła, szukając klucza, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Zaczęłam więc chodzić to w prawo, to w lewo, myśląc że mogłam położyć go gdzieś i o tym zapomnieć. Nic jednak nie zauważyłam, przez co moje zdenerwowanie zaczęło rosnąć, bo bez klucza nie mogłam skończyć pracy.
Złapałam się dwoma palcami za nozdrza w wielkim poirytowaniu. Starałam się skupić na tym, gdzie mogłam zostawić narzędzie, zanim wyszłam na zaplecze. Wydawało mi się, że położyłam je na stoliku na kółkach, gdzie trzymałam wszystkie potrzebne do naprawy samochodu rzeczy. Ten dzień od początku był pechowy, a ja powoli miałam go dosyć.
Jakby na potwierdzenie moich myśli, poczułam wibracje w kieszeni ogrodniczek. Zesztywniałam natychmiastowo, a moje zirytowanie szybko przeszło w niepewność. Powoli sięgnęłam po telefon.
Od: Zastrzeżony
Sprawdź pod samochodem, Heather. :)
Przełknęłam głośno ślinę, ale schyliłam się, kolanami dotykając zimnej powierzchni podłogi. Oparłam również dłonie, żeby łatwiej było mi zajrzeć pod podwozie. Bałam się, że mogę tam ujrzeć nie klucz, a coś o wiele straszniejszego. To mogła być pułapka, ale… nie była. Narzędzie faktycznie leżało w tym miejscu. Musiałam je upuścić, wychodząc w pośpiechu na zaplecze.
Podniosłam się prędko na równe nogi, a całe moje ciało spięło się pod wpływem strachu i przeszywającego niepokoju. Obracałam się wokół siebie, chcąc mieć wszystko na oku, jakby zaraz ktoś miał mnie zaatakować.
Od: Zastrzeżony
Oh, chyba nie myślałaś, że o tobie zapomniałem? Cały czas mam cię na oku, pamiętaj.
Wiedziałam, że ten moment znów nadejdzie, a mój prześladowca powróci. Przez chwilę miałam od niego spokój, przez co tliła się we mnie nadzieja, że to tylko głupi żartowniś i znudziła mu się ta zabawa, dlatego mi odpuścił. Nie mogłam jednak mylić się bardziej.
Spojrzałam w okno z nienawiścią, jakbym patrzyła prosto w oczy temu, kto od dłuższego czasu mnie męczy. Skoro wiedział, gdzie znajduje się klucz musiał mnie obserwować, a jak inaczej by to zrobił, jeżeli nie przez okno?
Naprawa samochodu już przestała mnie interesować tak szybko, jak pojawił się esemes. Nie obchodziło mnie już nic, oprócz zatruwającego mi życie mężczyzny, którego byłam pewna, że znam. To nie mógł być nikt inny jak Wayn, o czym przekonałam się ostatnio, widząc go pod domem chłopaków.
Moja złość na tego człowieka sięgała zenitu, gdy opuszczałam warsztat, zostawiając wszystko za plecami. Wściekłym, energicznym krokiem przemierzyłam podjazd, tylko po to, żeby po drugiej stronie ulicy zauważyć umięśnioną sylwetkę mężczyzny, ubranego na czarno od stóp do głów. Wiedziałam, że tam będzie.
- Wayn! - krzyknęłam, zaczynając biec w jego stronę jak opętana.
Nie myślałam nad tym co robię, po prostu działałam. Głowę wypełniała mi wizja, w której rozładowuje swoje emocje na tym idiocie i zwyczajnie przywalam mu pięścią w twarz. Już dawno powinnam to zrobić, choć byłam zbyt przerażona konfrontacją z tym człowiekiem. Teraz nie miało to dla mnie większego znaczenia, skoro moje życie i tak było jednym wielkim zagrożeniem. W tym momencie nie bałam się go ani trochę.
Leciałam na oślep, w ogóle nie patrząc pod nogi. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, nigdy nie lubiłam biegać, a teraz nawet nie sprawiało mi to trudności.
Czarna sylwetka zaczęła się cofać, kiedy tylko zorientowała się o co chodzi, ale to tylko przyspieszyło moją gonitwę. Byłam zdesperowana, żeby dowiedzieć się tu i teraz kim jest i czego chce ode mnie ten człowiek. Pewnie tylko potwierdziłabym swoje przypuszczenia.
Mężczyzna musiał wziąć mnie za przestraszoną dziewczynkę, która w życiu nie odważy się skonfrontować z nim twarzą w twarz, dlatego za późno zareagował. Kiedy on rzucił się do biegu, ja praktycznie deptałam mu już po piętach. Miałam wrażenie, że moje nogi zaraz wybuchną albo złamią się w pół, a płuca spłoną, ale przyspieszałam jak tylko mogłam.
Wyprostowałam rękę, chcąc pokonać te kilka dzielących nas centymetrów i złapać za czarny kaptur. Z moich ust wydostał się cichy jęk, bo zaczynało brakować mi sił. Już myślałam, że nie dam rady i będę musiała się zwyczajnie zatrzymać, ale w końcu udało mi się chwycić materiał bluzy. Złapałam go i pociągnęłam z siłą, zmuszając mężczyznę do zwolnienia kroku. Udało mi się go dopaść, jednak ja sama byłam za bardzo rozpędzona, więc straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Próbowałam zahamować, ale to nie potrafiłam. Z impetem wleciałam na mojego prześladowce powalając go na ziemię.
Oboje zaczęliśmy się szarpać i pewnie wyglądałoby to dość komicznie dla kogoś, kto nie znał powagi sytuacji. Dla mnie zaś była to sprawa życia i śmierci, dlatego za wszelką cenę, starałam się utrudnić mu wyswobodzenie się.
Teraz on leżał na ziemi, a ja siedziałam na nim, przyciskając do podłoża i uniemożliwiając mu wstanie. Nagle wszystko stało się dla mnie takie realistyczne, że zaczęłam się wahać, a mój strach urósł. Co jeżeli to wcale nie mój były chłopak a jakiś zwykły psychopata?
Nie miałam jednak czasu na wątpliwości. Wyciągnęłam rękę przed siebie, chcąc złapać za kominiarkę i w końcu dowiedzieć się prawdy. Nie udało mi się jednak tego zrobić, bo poczułam nagły ścisk w gardle. Duże dłonie zacisnęły się na mojej szyi, odcinając mi dostęp do powietrza. Złapałam za nie, próbując odciągnąć je od siebie, bo przed moimi oczami zaczęły pojawiać się mroczki.
- Wayn, proszę… - wydusiłam z siebie błagalnie, ostatkami sił walcząc. Do moich oczu napłynęły łzy i pożałowałam każdego kroku, który postawiłam w stronę tego człowieka. - ...puść.
Nie zareagował, a wręcz jeszcze mocniej wcisnął palce w moją krtań. Bolało jak cholera. Zaczęłam rzucać się i kręcić głową na tyle ile pozwalał mi uścisk. Adrenalina wypełniała moje żyły, napędzając nogi, którymi zaczęłam wierzgać.
Poczułam jak słabnę, a moje powieki bezwiednie opadają. Nie do końca widziałam, co się dzieje i na oślep kopałam to jedną to drugą nogą. Nawet nie miałam jak zawołać o pomoc, więc po prostu robiłam to, na co starczało mi jeszcze sił.
Usłyszałam czyjś krzyk. Głośny i przepełniony wściekłością. Wtedy ucisk zwolnił, a ja opadłam na ziemie obok, dając mężczyźnie w czerni… Waynowi drogę do ucieczki. Odpuściłam sobie gonitwę, z którą i tak nie dałabym sobie rady w obecnym stanie. Przytuliłam policzkiem trawnik, nie potrafiąc nawet zacząć szlochać. Po prostu leżałam.
Odgłosy stóp odbijających się od ziemi się nasiliły, ale byłam zbyt skupiona na oddychaniu, żeby się tym przejąć. Szyja mnie piekła przy każdym nabieraniu powietrza. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje, ale mało mnie to obchodziło.
Leżałam jeszcze chwilę, zanim ktoś złapał mnie w pasie i podniósł do pozycji siedzącej. Pierwsza moja myśl to, że prześladowca wrócił mnie wykończyć, dlatego zaczęłam się szarpać.
- Ej, ej, Heather, uspokój się. - rozpoznałam głos, a moje ciało ogarnęła ulga, bo wiedziałam że już jestem bezpieczna – To tylko ja. Już jest w porządku.
- O mój… Luke! - wychrypiałam, krzywiąc się przy tym z bólu. Zamrugałam, jakbym dopiero co odzyskała wzrok. - Jesteś…
- Cii, nic nie mów. - uciszył mnie, za co byłam mu wdzięczna, bo nie wiem czy dałabym radę powiedzieć kilka słów więcej, bez zwijania się.
Nie dokończyłam więc, tylko zarzuciłam mu ręce na ramiona, wtulając w klatkę piersiową. Palcami gniotłam materiał koszulki blondyna, ale nie chciałam go puszczać. Potrzebowałam mieć go blisko. Przy nim mój oddech zwalniał, a ja sama się wyciszyłam. Luke objął mnie w pasie, podnosząc delikatnie, a ja oplotłam go nogami, więc teraz niósł mnie do swojego samochodu jak małe dziecko. Nic nie opisze mojej wdzięczności, że blondyn postanowił wczoraj, że odbierze mnie z pracy. Dzięki niemu jeszcze żyję.
Wyleciałam ze szpitala jak oparzona, ukrywając swoją twarz w dłoniach. Byłam tak zawstydzona, że wolałam nie siedzieć tam dłużej niż było to konieczne. Te kilka godzin na obserwacji wystarczająco mnie zmęczyły. Moje policzki piekły z zawstydzenia, aż czułam pod palcami gorąco. Nie mogłam uwierzyć w to, co stało się tam w środku. W życiu nie spodziewałam się, że zwykłe badanie może okazać się dla mnie tak żenujące. I to wszystko wina Luke'a, którego wolałam nie widzieć teraz na oczy.
- Heather! - krzyknął za mną, wychodząc z budynku. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć jak oburzony jest. - Co ty do cholery wyprawiasz?
Postanowiłam zignorować jego wołania, bo na dzisiaj miałam dość. Słyszałam jego szybkie kroki, kiedy próbował mnie dogonić, ale zdecydowanie miałam nad nim przewagę. Z początku chciałam nawet wyminąć jego samochód i pójść w przeciwną stronę, bo bałam się że w drodze mogę go zabić, a wolałam nie trafić za kratki w tak młodym wieku. Ostatecznie przypomniałam sobie słowa lekarza, że mam się oszczędzać przez następne dwa dni, bo to że nie odczuwam bólu to tylko zasługa zastrzyków. Nawet jeżeli okazało się, że te siniaki nie są ani w połowie tak strasznym problemem, na jaki mogą wyglądać, wolałam posłuchać zaleceń.
Stanęłam przy drzwiach pasażera, czekając aż blondyn łaskawie mi je otworzy. Światła mignęły, a Toyota wydała z siebie krótki pisk, co oznaczało, że blokada ustąpiła. Nie czekając na nic, wpakowałam się do środka, a Luke dołączył do mnie po chwili. Westchnęłam z irytacją, kiedy jego wzrok nie opuszczał mojej naburmuszonej twarzy. Jego obecność naprawdę działała mi na nerwy. To niesamowite, jak z kochanego i opiekuńczego chłopaka, potrafił zmienić się w palanta, który na środku szpitala, przy ogromie ludzi, robi ze mnie pośmiewisko.
- Zamilcz. Nie chcę tego słuchać. - ostrzegłam, katem oka zauważając jak otwiera swoją niewyparzoną gębę. - Lepiej zniknij mi z oczu.
- Przestań zachowywać się, jakby stała się jakaś tragedia. - sapnął, odpalając silnik. Blondyn kompletnie nie rozumiał mojego zachowania, ani tego dlaczego mogłabym być na niego zła. - Nic takiego się nie stało. To było nawet zabawne.
- Zabawne? - prychnęłam, krzyżując ręce na piersi, bo za bardzo kusiło mnie, żeby trzepnąć go w tył głowy – Jedyną osobą, którą to rozbawiło byłeś ty sam!
- Poluzuj majty. - rzucił, kiedy wyjeżdżaliśmy z parkingu i włączaliśmy się do ruchu na głównej jezdni. - Musiałem im to jakoś wytłumaczyć, skoro ty nie potrafiłaś wydusić z siebie ani słowa! Miałem wyznać im prawdę o psychopacie, który próbował cię zabić?
Wzięłam kilka oddechów, wentylując swój przeciążony złością organizm. Przysięgam, że któregoś dnia dostanę wylewu i będzie to jego wina.
- Nie, ale mówienie pielęgniarce, że lubię jak podduszasz mnie podczas seksu wcale nie jest lepszym wytłumaczeniem, ty cholerny idioto! - oznajmiłam zbyt głośno, więc ściszyłam głos, choć i tka nikt nie mógł mnie usłyszeć. Luke oczywiście zaśmiał się, jakby było z czego. - To była najgorsza wymówka, jaką w życiu słyszałam!
- Jej mina była bezcenna. - wyszczerzył się wesoło, olewając moje chamskie zwroty. Widząc jednak że nie jestem zbyt zadowolona, zmarszczył brwi. - Heather, ona w swoim życiu pewnie słyszała o wiele gorsze rzeczy i już nawet o tym nie pamięta. Z resztą kogo to obchodzi.
- Mnie obchodzi. - burknęłam, odwracając się do szyby i obserwując przesuwające się widoki miasta. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się w domu.
- Ważniejsze jest to, że spieprzasz ze szpitala jak małe dziecko, kiedy kategorycznie zabronili ci chodzić do końca dnia. - zmienił temat, ponownie wbijając we mnie ten swój osądzający wzrok – To bardzo rozsądne, Davis.
- Poluzuj majty. - odpyskowałam, z zadowoleniem przyjmując brak odpowiedzi z jego strony.
Trwaliśmy w napiętej ciszy, dopóki nie wyjechaliśmy poza Sydney, a Luke zjechał na polną drogę, która prowadziła do naszego tymczasowego domu. Dopiero wtedy chłopak się odezwał, a jego głos był spokojny, kiedy z zamyśleniem wpatrywał się w trasę przed nami.
- Kim był ten facet? I czego od ciebie chciał, Heather?
Nie odpowiedziałam, zastanawiając się jak ubrać to mądrze w słowa, żebym ucierpiała na tym jak najmniej. Wiadomo, że oberwie mi się za milczenie, ale mogłabym to chociaż jakoś załagodzić. Chyba…
- Co to do kurwy było? - warknął, zirytowany moim zwlekaniem. Był zły, a ja zaraz miałam pogorszyć jego stan.
Osunęłam się na siedzeniu, próbując jak najbardziej się ukryć, choć nie było to możliwe, skoro blondyn siedział tuż obok mnie. Nie zmieniało to faktu, że wolałabym zniknąć, ale zamiast tego musiałam mentalnie przygotować się na nieprzyjemną rozmowę. Czekało mnie mnóstwo tłumaczenia, skoro Luke był świadkiem tej sytuacji, a wątpię żebym potrafiła wymyślić jakąś dobrą wymówkę. Miałam opory, bo widząc jego zaciętą minę, wiedziałam, że prawda wyprowadzi go z równowagi. Już teraz wydawał się nabuzowany, gdy mówił. Nie dziwiłam się, że zadawał mi tyle pytań, przecież nie miał pojęcia o niczym. Chyba nie miałam innego wyboru jak mu wszystko opowiedzieć.
- Pamiętasz, jak mówiłam ci o tych wiadomościach z zastrzeżonego numeru? - zapytałam, a jego oczy rozszerzyły się, co odebrałam jako potwierdzenie, więc kontynuowałam – To ten sam mężczyzna, który był wtedy pod waszym domem. Od tamtej pory nie dał mi spokoju.
Postanowiłam dawkować te informacje, w nadziei, że wtedy Luke lepiej je zniesie. Dlatego też nie powiedziałam nic więcej. Zamknęłam powieki, czekając na reakcje chłopaka. Robiłam wszystko, żeby na niego nie patrzeć.
- Mówiłaś, że to była jednorazowa sytuacja… - powiedział przez zaciśnięte zęby – Mówiłaś, że już więcej do ciebie nie pisał… Kurwa mać, Heather!
Wzdrygnęłam się na dźwięk jego podniesionego głosu. Okej, chyba zapominamy o tym, że jestem tutaj ofiarą i prawie straciłam życie, próbując odkryć kim jest tajemniczy właściciel esemesów i po prostu to na mnie skupiamy całą złość. Świetny pomysł.
- Oszalałaś? - kontynuował nie dając mi nawet dojść do słowa. – Czy ty kurwa choć czasem myślisz? Dlaczego ukrywałaś to przede mną?
Wciąż miałam wciśnięty tyłek głęboko w siedzenie, ale przynajmniej odważyłam się na niego spojrzeć. Przybrałam jak najbardziej wyzywającą minę, na jaką mogłam sobie pozwolić, będąc jeszcze skołowaną całym dzisiejszym dniem. Nie byłam przygotowana na to, że Luke zacznie mnie obrażać, dlatego szybko straciłam kontrolę nad językiem.
- O, więc miałam cię poinformować, że ten ktoś do mnie dalej pisze, żebyś mógł robić mi testy na obecność narkotyków? - warknęłam, sama się denerwując tą rozmową, przy okazji przypominając mu, jaka była jego pierwsza reakcja, gdy dowiedział się o wiadomościach. – Nie uwierzyłeś mi za pierwszym razem, więc dlaczego miałabym znów iść z tym problemem do ciebie?
Luke zacisnął szczękę, oddychając głośno przez nos. Podjechaliśmy pod bramę, czekając chwilę aż ktoś nam otworzy i wpuści na podwórko, gdzie będziemy mogli zaparkować.
Chłopak przekręcił kluczyki i zgasił silnik, przez cały czas mając ten nieobecny wyraz twarzy, jakby nad czymś się zastanawiał. Myślałam już że się nie odezwie, ale się pomyliłam.
- Przeprosiłem cię za to. - przypomniał mi spokojniej, już na mnie nie krzyczał – Z resztą, nieważne jak wtedy zareagowałem, powinnaś była mi powiedzieć. Powiedzieć komukolwiek. Myślałaś, że sama sobie z tym poradzisz?
Nie czekając na moją odpowiedź, opuścił wnętrze Toyoty, żeby obejść ją dookoła i pojawić się przy drzwiach od mojej strony. Poczułam wyrzuty sumienia, bo wydawał się być zmartwiony. A może po prostu męczyła go ta sytuacja…?
- Myślałam tylko o tym, że pomyślisz, że sobie to wymyśliłam. - przyznałam, chcąc się jakoś wytłumaczyć, gdy tylko otworzył mi drzwi. Blondyn popatrzył na mnie z niedowierzaniem. Wzięłam więc głębszy oddech i wyrzuciłam z siebie. - Poza tym, zaraz po tym jak ci powiedziałam, ja i Calum prawie zostaliśmy rozjechani. Nie mogłam ryzykować niczyjego bezpieczeństwa. Pogorszyłabym tylko sytuacje – moją i waszą. Właściwie… to i tak to zrobiłam, mówiąc ci to teraz. Już po nas...
Pokręciłam głową, uświadamiając sobie co właśnie zrobiłam. Podniosłam się zbyt szybko z fotela, stając na równych nogach i od razu zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się niebezpiecznie, ale chłopak złapał mnie pod ramiona, chroniąc przed upadkiem. Uśmiechnęłam się wdzięcznie, co wyglądało bardziej jak pijacki grymas, ale Luke na szczęście tego nie skomentował.
- Jesteś zwyczajnie głupia, Davis. - odezwał się po krótkim czasie, wywracając oczami. Wyglądał na naprawdę zirytowanego moją osobą. - Gówno wiesz o ochronie innych, więc pozwól mi się tym zajmować, zamiast zgrywać bohaterkę. Nie jesteś w pieprzonym serialu, żeby odwalać takie akcje, rozumiesz?
Pokiwałam głową, zaciskając wargi. Było mi głupio, bo wyszłam na jakąś wariatkę, która uważa się za nie wiadomo kogo, ale z drugiej strony cieszyłam się, bo choć Luke mnie wyśmiał, to wziął sobie do serca to, co mu powiedziałam. Może razem z nim uda mi się jakoś rozwiązać sprawę tego prześladowcy. Najważniejsze, że nie będę sama.
- Mówiłaś komukolwiek o tych wiadomościach?
- Nie, tylko tobie. - mruknęłam, spuszczając wzrok. Nie mogłam znieść tego karcącego wyrazu na jego twarzy. Zaczęłam bezcelowo kopać ziemię.
Blondyn puścił moje ramię, zauważając że wyglądam znacznie lepiej niż chwilę temu i nie musi mnie już asekurować.
- To dobrze. - pokiwał głową, a jego typowy opanowany ton wrócił do łask, co znaczyło, że najgorsze już za nami – Zajmę się tym i dowiem się o co chodzi z wiadomościami, które dostajesz. Jedyny warunek jest taki, że od tej pory masz mówić mi o wszystkim.
- Obiecuje. - odparłam zbyt szybko, co nawet go rozbawiło. Przybiłam sobie mentalną piątkę.
- Okej. Daj mi swój telefon. - zażądał, wyciągając otwartą dłoń w moją stronę i czekając aż położę tam komórkę. Bez zastanowienia to zrobiłam. - Przekaże ją Mike'owi. Może coś w niej znajdzie.
- Clifford? - zapytałam w szoku, krzywiąc się na samą myśl, że ten palant będzie grzebał w moim telefonie. Postanowiłam jednak nie wypowiadać swoich myśli na głos, bo jeszcze Luke się rozmyśli i zostawi mnie znów samą sobie.
- Taaa, zna parę przydatnych sztuczek. - mruknął, obracając mój telefon w palcach i przyglądając mu się uważnie, po czym schował go w kieszeni spodni. – W każdym razie… ogarnę to, a ty się niczym nie martw.
- Okej, dzięki. - skinęłam wdzięcznie głową.
Ruszyliśmy w stronę wejścia, bo oboje byliśmy dość zmęczeni i marzyliśmy o śnie. Luke trzymał się blisko mnie w razie, gdybym znów miała zasłabnąć, choć ja zapewniałam go że nic takiego już się nie wydarzy i że wcześniej po prostu za szybko wstałam. Nie bardzo chciał mnie słuchać, więc pozwoliłam mu położyć dłoń na mojej talii i prowadzić do środka, skoro pomagało mu to zachować spokój.
Ledwo postawiłam krok na ganku przed budynkiem, a brama ponownie się otworzyła. Luke zatrzymał się w półkroku, z ciekawością zaglądając na tego, kto przybył. Zrobiłam to samo.
Oczy chłopaka zmrużyły się, gdy zobaczył wjeżdżający dość duży samochód, który zaparkował niewiele dalej od Toyoty. Ze środka wyskoczyło dwóch umięśnionych chłopaków. Obu kojarzyłam doskonale, bo na co dzień starałam się unikać ich jak ognia, gdyż byli przerażający. Ich sylwetki dwa razy większe i szersze od sylwetki Luke'a. Mogliby zgnieść mnie jednym palcem, gdybym tylko się im naraziła, a wyglądali na takich, którzy nie patrzyli na płeć czy stopień zaawansowania.
- Chodźmy. - ponaglił mnie blondyn, gdy już wiedział, kto się pojawił.
Zgodziłam się z nim, a mimo to nie ruszyłam się z miejsca. Stałam jak sparaliżowana, obserwując jak jeden z nich obchodzi busa, którym przyjechali. Jego wielkie łapy z łatwością uniosły ciężką klapę bagażnika. Przez ciemność nie widziałam co takiego jest w środku, ale gdy tylko podszedł drugi z nich i wręcz wyrzucił to coś z wnętrza, zrozumiałam co się dzieje.
Czyjeś ciało gruchnęło o ziemię, po czym usłyszałam kobiece stęknięcie bólu. Zakryłam usta dłonią, nie mogąc uwierzyć, że można tak potraktować jakąkolwiek kobietę, ale najwyraźniej te dryblasy nie miały z tym problemu, co tylko potwierdzało moje wcześniejsze myśli na temat ich bezduszności.
- Rusz się. - warknął któryś, ale nie rozpoznałam czy był to ten pierwszy, czy może drugi, bo byli dla mnie tak samo nieistotni.
Zamiast tego skupiłam się na tym, jak ta świnia kopie klęczącą na ziemi kobietę, a z jej ust wydobywa się kolejny jęk bólu. Mimo to posłusznie wstała i kulejąc zaczęła iść w naszą stronę.
Zrobiłam krok w jej, ale Luke złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Tylko pogorszysz sprawę. - szepnął mi do ucha, co skutecznie mnie unieruchomiło.
Miałam ochotę coś zrobić, ale to nie był dobry pomysł, skoro mogłam tylko wkurzyć osiłków, przez co później wyżywaliby się na tej dziewczynie, jak i na mnie. Może nawet i Luke miałby z tego powodu problemy. Stałam więc, wtulając się w bok chłopaka, który trzymał mnie przy sobie mocno.
Zacisnęłam zęby, cierpliwie znosząc to, co działo się na moich oczach. Podziwiałam tą kobietę, że tak dzielnie radziła sobie z tą sytuacją. Jednocześnie żałowałam, że wzrok nie może zabijać, bo wtedy dwójka mężczyzn już dawno leżałaby martwa.
Sylwetka dziewczyny robiła się coraz bardziej wyraźna. Była młoda, nie miała więcej niż dwadzieścia pięć lat, co do tego miałam pewność. Oprócz tego jej włosy były ciemne i dość długie, sięgające pasa. Wydawała mi się znajoma. Już gdzieś widziałam jej charakterystyczne pełne kształty oraz twarz, która nawet w takiej chwili wydawała się łagodna.
Kiedy przeszła obok mnie, prowadzona przez niebezpiecznych mężczyzn, jej oczy rozszerzy się ze zdziwienia i nie opuściły mnie aż do momentu wejścia do domu. Ostatnim co zauważyłam były jej związane ręce.
Popędziłam w stronę drzwi, w sumie nawet nie wiem po co. Chciałam zobaczyć gdzie ją zabierają, choć nie było to moją sprawą. Musiałam jednak wiedzieć, co zrobią z tą dziewczyną i kim była, ale kiedy wpadłam do środka, nikogo tam nie było. Panowała cisza.
Luke dołączył do mnie, bez słowa stając z boku.
- Nie powinniśmy czegoś zrobić? - wypaliłam bez zastanowienia, łapiąc blondyna za ramię. - Widziałeś ją? Przecież nie mogła niczego zrobić.
Nawet jej nie znałam, ale miałam silne przeczucie, że nie zrobiła nic złego. Ktoś kto wygląda jak mały, wystraszony szczeniak nie mógłby zasłużyć sobie na tak potworne traktowanie. A przede wszystkim nie na porwanie i bycie skopanym przez o wiele większego od siebie damskiego boksera.
- To nie nasza sprawa. - odparł beznamiętnym głosem, ale jego też ruszył ten widok, mimo iż się nie przyznał. - Nie możemy mieszać się w sprawy Nicka, bo narobimy sobie tylko kłopotów.
Pokiwałam głową, ale w myślach wcale nie zgadzałam się z Lukiem. Przecież Nicholas był równie miłym człowiekiem, co wyrozumiałym. Zdążyłam poznać go i poobserwować, a po jego zachowaniu nie mogłam wyciągnąć innych wniosków, jak to że jest dobrym kumplem i bratem. Postanowiłam zapytać go o tą sprawę, kiedy tylko nadarzy się na to okazja. Luke nie musiał przecież o tym wiedzieć.
- Heather… - blondyn uniósł brew, zauważając że nad czymś się zastanawiam. Oboje zaczęliśmy iść w stronę schodów na górę. – Obiecaj mi, że nie będziesz się w to mieszała.
Zmarszczyłam nos, nie wiedząc jak mu odpowiedzieć. Nie chciałam kłamać. Ba, nawet gdybym spróbowała, i tak by się domyślił, że coś jest nie tak.
- Może właśnie powinnam? - zapytałam bardziej siebie niż jego, ale on mi odpowiedział.
- Nie, nie powinnaś. - odparł ostro – Masz dbać o własne bezpieczeństwo i bezpieczeństwo twojej siostry. Nic innego cię nie interesuje, koniec.
Dotarliśmy akurat pod drzwi mojego pokoju, co uratowało mnie przed odpowiedzią. Ten należący do Luke'a znajdował się parę drzwi dalej, więc oznaczało to, że musimy się pożegnać.
- To miejsce zaczyna mnie przerażać. - powiedziałam nagle, zupełnie tego nie planując – Ci kolesie… Widziałeś jak ją potraktowali? To obrzydliwe…
Uchyliłam drzwi mojego pokoju, zauważając że nikogo nie ma w środku. Był pusty, co specjalnie mnie nie zdziwiło. Oczywiście, że Blake śpi i tym razem u Michaela. Westchnęłam na myśl o kolejnej nocy spędzonej samotnie w łóżku. Nie lubiłam tych momentów, zwłaszcza że ten dom wciąż stanowił dla mnie wyzwanie i skutecznie odganiał spokojny sen.
Odwróciłam się jednak do Luke'a z małym uśmiechem, chcąc się pożegnać. Blondyn wciąż mi się przyglądał, jakby dokładnie wiedział o czym myślę.
- Dobra…
- Chcesz, żebym z tobą został na noc?
*
jakbym się nie spóźniła to nie byłabym sobą, więc pozostawmy to bez komentarza, ok? ok. już niczego nie będę obiecywać (dla tych którzy sprawdzali #RiskyPlayerFF) bo sami widzicie, że słabo mi idzie spełnianie obietnic.
ale
jest rozdział, niby Huke ale nuda, wiem. już wam tłumaczę dlaczego, bo
to dość ważna kwestia. pracowałam cały tydzień nad nowym ff, a właściwie
takim short story również z Lucyferem na podstawie piosenki 5sos just saying i jestem ciekawa czy chcielibyście przeczytać kilka takich krótkich rozdziałów o tej tematyce? dajcie znać!
ok,
znów się rozpisałam, wybaczcie! buźka i do następnego, czyli w następny
poniedziałek (chyba, że coś ogarnę wcześniej, nie obiecuje!)
Przecudny rozdział L(*OεV*)E
OdpowiedzUsuńAww! Lukey ty rycerzu na białym koniu ♥♡
Rozwaliło mnie to o podduszaniu podczas seksu xd :D
NIECH HEATHER POZWOLI LUCASOWI ZOSTAĆ NA NOC ^.^♥♡
Ja to osobiście przeczytam wszystko co ty napiszesz , więc oczywiście chciałabym przeczytać to short story ♥
Ps.Życzę Ci dużo weny! I z wielką niecierpliwością czekam na następny równie wspaniały rozdział! ;D
Niech śpią razem.... Świetny, czekam na następny 😘 <3
OdpowiedzUsuńGenialny jak zawsze!
OdpowiedzUsuńI jasne że chcemy cos nowego! :)
Ja to bym chętnie została z nim na noc... <3333 :))))))
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to jak zawsze bardzo mi sie podoba ;)
Ale mam przeczucie, że tym psychopatą nie będzie Wayn.. tylko może to ktoś z paczki Nicka lub nawet sam Nick.. No ale mam nadzieje, ze juz niedlugo dowiemy sie kto to ;)
Czekam na next ;)
zapraszam do mnie ;) http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/
Rozdział MEGA *--*
OdpowiedzUsuńMam ból dupy bo nie wiadomo kim jest jej prześladowca. No i czy znów ją napadnie za to co zrobiła? Dawaj dalej xd
mam wielkiego lenia i pisanie komentarza będzie przez to naprawdę trudne, ale może dam radę coś tu napisać
OdpowiedzUsuńotworzone okno w pokoju, po tym jak słyszy się jakieś dźwięki... to nie brzmi zbyt dobrze, ja bym spierdalała i bała się, że ktoś przez nie wszedł, o czym właśnie pomyślałam teraz, że tam się stało
ok, kurwa czy on wiedział, gdzie jest klucz, bo widział to przez okno czy coś? czy kurwa był w środku i go przestawił? bardzo creepy
ja też mam cię gościu na oku, pamiętaj
Heather, łot, co ty robisz, przestań, wracaj się do środka i dzwoń po kogoś, nie biegnij za nim, stop, słuchaj mnie, dobrze Ci radzę
nie wydaję mi się, żeby to był Wayn... oł noł
fuuuuck co się zaraz stanie, nie wiem czy mam być podekscytowana czy się bać
ok, dusi ją, MÓWIŁAM HEATHER, ŻEBYŚ MNIE POSŁUCHAŁA I ZA NIM NIE BIEGŁA
czyżby Lukey przybył na pomoc? yup, to on, uff
Luke niosący Heather <3 cuuute, uwielbiam jak ktoś kogoś niesie ahaha
Heather wybiega ze szpitala i jest zawstydzona i zła na Luke'a, a ja 'co tu się kurwa dzieje, nic nie rozumiem'
"Nie, ale mówienie pielęgniarce, że lubię jak podduszasz mnie podczas seksu wcale nie jest lepszym wytłumaczeniem" hehehe kinky Huke ]:->
(a tu okaże się, że naprawdę lubi i ta scena jeszcze wydarzy się w przyszłości)
ooo oł mad Luke, mad Luke... *ekhem* a teraz poproszę angry sex *ekhem*
nie jestem pewna, co myśleć o tej sprawie, bo niby tak mogłaby mu powiedzieć, dobrze byłoby jakby komuś powiedziała, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę to, jak on zareagował za pierwszym razem to nic dziwnego, że mogła nie mieć na to ochoty
"Wciąż miałam wciśnięty tyłek" przeczytałam 'zaciśnięty tyłek' i zaczęłam się śmiać
"Nie jesteś w pieprzonym serialu, żeby odwalać takie akcje, rozumiesz?" no właśnie Heather, jesteś w fanfiction!!!
Mikey haker <3
ahah jak Heather pomyślała, że no on będzie grzebał w jej telefonie, to zaczęłam się zastanawiać, co na nim może mieć, jakieś śmieszne selfie albo może nawet *odchrząka, rozgląda się dookoła i ścisza głos* nagie fotki
"pozwoliłam mu położyć dłoń na mojej talii" chciałabym mieć taką możliwość, żeby móc POZWOLIĆ Luke'owi położyć rękę na mojej talii, zazdro Heather
łota fak, łota fak, spierdalajcie, co robicie chuje, zostawcie ją, nie podoba mi się to bardzo
co to jest za dziewczyna, czy ktoś podpowie mi? (tak, to tekst wspaniałej piosenki)
ooo fuck, nie pytaj nicka, czuję, że to się źle skończy
"Chcesz, żebym z tobą został na noc?" TAAAAAAAAAAK
fuck, czemu skończyłaś w takim momencie ugh
jak zaczęłam czytać, że nowe ff to pomyślałam, że chodzi o to ze Spencer, ale tym 'just saying' mnie zmyliłaś i już nie jestem pewna, czy to to. tak czy siak, oczywiście, jestem chętna
O Boże *-* Sikam ^^ TEN HUKE NA KOŃCU, OSTATNIE ZDANIE JA NIE MOGĘ :< KISNE.
OdpowiedzUsuńHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHA TEN SEKS Z PODUSZKA HAHAHHAHAHHAHAHAHHAHAHA WYJE XDDDD
Mam znowu pisać : to opowiadanie jest świetne bla bla jesteś wspaniała bla bla co z tego że się spóźniasz ! Warto czekać :) bla bla świetnie piszesz bla bla to wszystko jest idealne bla bla :> ♡
A ! I podoba mi się pomysł z drugim opowiadaniem, ale najpierw wszystko dokładnie przemyśl. Musisz mieć czas dla siebie. Bardzo ciężko pogodzić dwa opowiadania i swoje życie, więc nie chcę żebyś była zmęczona, lub CO GORSZA rozdziały straciły na jakości. Więc pomysl dokładnie, bo jak to zwalisz, to ja ciebie zwale (?) XD
OdpowiedzUsuńRoooozdział cudowny.!
OdpowiedzUsuńI to ostatnie zdanie Aww (?) <3
Jestem chora i nie mam sił dużo pisać, także przepraszam za krótki komentarz. :(
Rozdział świetny jak zwykle :) Ile planujesz jeszcze rozdziałów do końca? :D
OdpowiedzUsuńszczerze? nie jestem w stanie zagwarantować niczego haha :D ale wydaje mi się, że będzie jeszcze góra dziesięć. niczego jednak nie obiecuje, bo może być tak jak z moim wyrabianiem się na czas - czyli kiepsko. buziak :*
Usuń