poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział trzydziesty siódmy.

Luke

Sączyłem wolno swoje drugie piwo, kiedy cała reszta ekipy była już dość mocno wstawiona. Nie spieszyło mi się z opróżnianiem butelki, więc delektowałem się każdym łykiem, pozwalając gorzkiemu napojowi zostawiać charakterystyczny chmielowy posmak na języku. Skupiałem się na tym co pije, a nie ile, bo dzięki temu mogłem w miarę się kontrolować i nie przesadzić z ilością, co w obecnej sytuacji było wskazane. Moi przyjaciele zapomnieli, że nie powinni się rozpraszać i zachowywali się, jakby dopiero co wrócili z wycieczki po Saharze, a każda sekunda bez picia to krok bliżej śmierci. Najwyraźniej postanowili zadbać o nawodnienie.
Nie narzekałem jednak jakoś bardzo na taki stan rzeczy, bo wiedziałem że chłopakom potrzebna była ta chwila, w której wpływ alkoholu pozwala zapomnieć. Ostatni czas nie był łatwy dla żadnego z nas, a świadomość że już niedługo wrócimy do swoich obowiązków, działała dołująco i musieliśmy odreagować, żeby nie zwariować do reszty. Poza tym oglądanie tej zgrai w takim stanie, sprawiało że i mi humor poprawiał się znacznie, bo mogłem pośmiać się z ich nieokiełznanej głupoty.
Ogarnąłem wzrokiem całe pomieszczenie, zatrzymując się po kolei na każdym z nich. Nie musiałem się z tym specjalnie kryć, bo byli zbyt pijani, żeby cokolwiek zauważyć. Śmiało więc mogłem się przyglądać temu widowisku, bo co innego miałem właściwie do roboty?
Ashton odpłynął jako pierwszy, ale też z nich wszystkich, wypił najwięcej. Z jego umiejętnością samokontroli równej zero, nie było to wcale takie zadziwiające. Niecałe dwie godziny rozmawiał z Heather, żeby później zasnąć na jej kolanach i nie obudzić się aż do tej pory. W tym przypadku wyjątkowo cieszyłem się, że nie jestem pijany, bo pewnie niepotrzebnie zrobiłbym zamieszanie, widząc swojego przyjaciela w takiej pozycji z brunetką. Próbowałem zaakceptować ich przyjaźń i nie robić wielkiej afery z tego, jak ona wygląda, ale ciężko było mi zachować się odpowiednio, kiedy takie rzeczy działy się na moich oczach. Nie zrobiłem jednak nic w tym kierunku, nie chcąc wkurzyć żadnego z nich, ani też dać reszcie powód do nabijania się ze mnie, jak działo się to w przypadku Clifforda.
Na samą myśl o czerwonowłosym kumplu, automatycznie przeniosłem na niego wzrok. Nie musiałem się mocno gimnastykować, bo siedział na dywanie tuż obok Heather i śpiącego Irwina. Na bladej cerze wyraźnie było widać wpływ wypitego alkoholu w postaci czerwonych plam na skórze. Chłopak wyglądał jakby miał już dość, ale twardo wlewał w siebie coraz więcej piwa, kojąc  zszargane nerwy. Heather właśnie uczyła go grać w tą durną grę, którą wymyśliła razem z Ashtonem i Michaelowi zdecydowanie nie szło, przez co ledwo powstrzymywał swoją złość.
- Przegrałeś! - krzyknęła Heather, wyrzucając ręce w powietrze. Robiła tak za każdym razem, kiedy udało jej się pokonać czerwonowłosego, czyli bardzo często… Zastanawiałem się czy nic ją nie boli od tak częstego machania, ale najwyraźniej poziom alkoholu we krwi skutecznie ją znieczulał.
- Ta gra jest chujowa. - odparł rozzłoszczony Clifford, ale zgodnie z zasadami nastawił czoło w stronę brunetki, żeby mogła strzelić go w to miejsce palcem. Jednocześnie przyłożył do ust butelkę, opróżniając prawie połowę - Tylko idioci potrafią to wygrać. Jestem zbyt inteligentny na granie z takim matołem, jak ty. Głupi ma zawsze więcej szczęścia.
- Jasne, Clifford, tak się usprawiedliwiaj. - zaśmiała się Heather, decydując się na dość mocne uderzenie, przez co chłopak skrzywił się lekko z bólu. Nie wyglądała na bardzo urażoną jego słowami, więc z ulgą stwierdziłem, że raczej nie wywiąże się z tego poważna kłótnia, co czasem w ich przypadku miało miejsce.
Pokiwałem głową na boki, zatrzymując swój wzrok trochę dalej od grającej dwójki. Calum siedzący z prawej strony, tuż przy ścianie, śmiał się oglądając ich spod przymrużonych powiek. Byłem pewien, że nie ma pojęcia co się wokół niego dzieje i cieszy się jak głupi do sera bez konkretnego powodu, mimo że wyglądało to inaczej. Z wyprostowanymi przed sobą nogami wyglądał jak rzucona w kąt kukła i nawet nie próbowałem sobie wyobrażać, co będzie jeżeli będę musiał odprowadzać go do pokoju.
Jedyną osobą, która wydawała się bardziej smutna niż wesoła, była Blake. Jej znudzony wzrok utkwiony był  w Cliffordzie i tylko co jakiś czas, kiedy chłopak wykonał jakiś ruch, jej oczy ożywiały się, a język zwilżał dolną wargę, jakby szykowała się do zjedzenia jego twarzy.
Skrzywiłem się, kiedy ta wizja dopadła moją głowę. Wolałem o tym nie myśleć, bo przyprawiało mnie to o mdłości.
Akurat w tym momencie pijackie oczy blondynki spotkały się z moimi, przez co od razu pożałowałem, że spojrzałem w jej stronę, bo wiedziałem co zaraz nastąpi. Dziewczyna chwiejnie podniosła się z podłogi, podpierając się o ramię Hooda, który oczywiście niczego nie zauważył, bo był zbyt rozbawiony… czymkolwiek, co działo się teraz w jego głowie.
Przyłożyłem szyjkę butelki do ust, po raz pierwszy biorąc kilka sporych łyków, które momentalnie rozgrzały mnie od środka. W tym samym czasie Blake stanęła nade mną, zasłaniając słabe światło żarówki w suficie.
- Mogę ci w czymś pomóc? - zapytałem, podnosząc podbródek i starając się na nią spojrzeć.
- Tak, jest problem. - powiedziała śmiertelnie poważnie, przykładając dłoń do czoła – Skończyło się piwo.
- To straszna sprawa. - udałem przejęcie, biorąc kolejnego łyka, a Blake popatrzyła na to wygłodniałym wzrokiem, gotowa w każdym momencie wyrwać mi piwo z rąk - Co w związku z tym?
- Noo… piwa nie ma. - powtórzyła, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak bezsensownie zabrzmiała jej odpowiedź.
- Okej. - pokiwałem głową wolno, dając znak że rozumiem. Postanowiłem poczekać aż dziewczyna sama dojdzie do tego, co chce mi przekazać, więc nie powiedziałem nic więcej.
- Na dole jest go więcej. - poinformowała mnie, choć doskonale o tym wiedziałem, bo wraz z Calumem zostawiłem butelki w lodówce w kuchni. Znów pokiwałem głową, więc kontynuowała – Pójdź ze mną.
- Co? Dlaczego ja? - zapytałem, nie bardzo chcąc podnosić się z miejsca. Chciałem mieć ich wszystkich na oku. Heather nie mogła zostać tutaj z trzema pijanymi facetami, nawet jeżeli jeden z nich był nieprzytomny, a dwaj pozostali ledwo trzymali się w pozycji pionowej.
- Bo cała reszta jest pijaaana, Luke. - zamachnęła się, pokazując ręką za siebie, przy okazji prawie uderzając dłonią o stojącą z boku szafkę – Zostaliśmy tylko ja i tylko ty.
Wybuchnąłem śmiechem, nie mogąc dłużej wytrzymać. Blake czasami przypominała mi moją młodszą siostrę, ale tylko dlatego, że potrafiła zachowywać się jak totalne dziecko, a już na pewno kiedy była pijana.
- No dobra, skoro tylko my zostaliśmy tutaj trzeźwi… - odparłem ironicznie, na co z przekonaniem pokiwała głową - … nie mamy chyba innego wyboru, jak uzupełnić zapasy.
- Yu-uup. - czknęła, unosząc ręce nad głowę bez większego powodu i energicznie nimi zamachała- Chodźmy.
Skierowałem się za blondynką w stronę drzwi, uważnie obserwując jej ruchy. Bałem się, że może w każdej chwili się wypieprzyć i sobie coś zrobić, przez co miał bym spory problem u Clifforda. Wyciągnąłem więc ręce z kieszeni, gotowy by w każdej sekundzie zainterweniować. Miałem jednak nadzieję, że nie będę musiał się z tym użerać i Blake da radę dojść, a potem wrócić o własnych siłach.
Cały czas czułem na sobie czyjś wzrok, więc automatycznie spojrzałem w miejsce, gdzie wydawało mi się, że znajduje się obserwująca mnie osoba. Moje oczy przez sekundę były utkwione w tych ciemnobrązowych, należących do Heather. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok, orientując się, że została przyłapana na patrzeniu i z powrotem zajęła się grą z Michaelem. Widziałem jak zawstydzenie odbiera jej koncentracje i chłopak zaczyna z nią wygrywać.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją i wyszedłem z pokoju, w przeciągu minuty docierając do celu. Podczas drogi nie mogłem wyrzucić z myśli tego zazdrosnego spojrzenia brązowych tęczówek. Nie wiem czemu, ale cholernie to na mnie zadziałało i właściwie to zapomniałem, że nie jestem sam, tak bardzo pogrążyłem się w myślach.
Otworzyłem szeroko drzwi lodówki, dokładnie skanując wzrokiem jej wnętrze w poszukiwaniu butelek piwa, które Calum upchnął tam po powrocie ze sklepu. Nie dało się przeoczyć ogromnych reklamówek, zajmujących większość wolnego miejsca. Było ich zdecydowanie za dużo jak na jedną noc, zwłaszcza że już część została wypita.

Od razu sprawdziłem otwartą dłonią czy są wystarczająco schłodzone, żeby można zacząć je pić. Kiedy tylko uczucie przyjemnego chłodu spotkało się z moją skórą, mogłem zacząć wyciągać to, co byłem w stanie unieść. Chwyciłem więc dwie reklamówki w prawą i jedną w lewą rękę, kopniakiem zamykając drzwiczki.
- Chyba zapomniałeś, że ja też mam ręce. - usłyszałem dziewczęcy głos i prawie podskoczyłem. Faktycznie wyleciało mi z głowy, że tak właściwie przyszedłem tutaj z towarzystwem. - Daj mi coś.
Blondynka wyciągnęła przed siebie dłoń, kręcąc palcami, jakby nie mogła doczekać się aż dam jej ponieść reklamówkę.
- Nie jesteś za mała, żeby nosić takie ciężkie rzeczy? - zapytałem zaczepnie, chcąc się trochę podroczyć. Dziewczyna wywróciła oczami i szarpnęła za plastikową torbę, więc od razu ją puściłem, żeby nie narobić afery. Z pijanymi ludźmi nigdy nic nie wiadomo. - Ok, niech ci będzie. Tylko później nie płacz, że jest ci za ciężko.
Miałem wątpliwości co do tego, czy Blake powinna nieść cokolwiek w takim stanie, ale nie zamierzałem się kłócić. Jeżeli bym się z nią nie zgodził, mogłoby to zakończyć się płaczem, a to był najbardziej przerażający scenariusz, więc postępowałem tak jak tego chciała.
- Nie doceniasz mnie, Hemmings. Może i nie jestem wyrośnięta, ale mam wystarczająco siły, żeby porządnie przywalić w razie nagłej potrzeby....  - odparła, wypinając pierś i robiąc groźną minę, co w jej wydaniu było raczej zabawnym grymasem.
Spojrzałem na jej twarz z nieukrywanym zaciekawieniem, próbując odczytać jakiś ukryty sens w jej słowach. Zanim się odezwałem, uniosłem pytająco brew.
- Czekaj… czy wciąż mówimy o tym samym? Bo mam wrażenie, że już nie chodzi o niesienie reklamówek.
- Myślę, że doskonale wiesz, o czym mówię.
Blake odłożyła reklamówkę na blat, czemu towarzyszyło głośne stukanie szkła. Następnie skrzyżowała ręce na piersi, spoglądając na mnie sugestywnie. Nim zdążyłem się powstrzymać z moich ust wydobyło się rozbawione prychnięcie, a głowa sama zaczęła kręcić się na boki w geście poddania.
- Okej, kurczaku… - zacząłem, a na jej twarz wstąpił wyraz niezadowolenia, kiedy usłyszała jak ją nazwałem. Tak jak ona odłożyłem reklamówki na blat, po czym przetarłem dłonią twarz, odgadując jej zamiary. - … chcesz przeprowadzić ze mną rozmowę starszego brata, czyż nie?
Oparłem dłonie o kant mebli, czekając aż przedstawienie się zacznie, mimo iż nie miałem na nie najmniejszej ochoty. Wiedziałem, że po tym, jak cała czwórka przyłapała nas w samochodzie, szybko nie uwolnimy się od głupiego gadania i podejrzeń. Naiwnie jednak myślałem, że wcześniejsze zaczepki chłopców i podśmiewanie się znacząco w niektórych momentach to wszystko, co dla nas mają. No ale cóż, powinienem się spodziewać, że Blake też będzie chciała wtrącić swoje trzy grosze w związku z tym co widziała. Przecież nie bez powodu zaciągnęła mnie tu ze sobą, ale dopiero teraz w mojej głowie nabrało to sensu.
- Może… -  mruknęła, odwracając wzrok od mojej twarzy, jakby nagle wstydziła się, że zaczęła ten temat. - I jak już to rozmowę młodszej, zmartwionej siostry.
Teraz miałem pewność, że dobrze trafiłem ze swoimi przypuszczeniami, co jeszcze bardziej mnie śmieszyło, bo nie wyobrażałem sobie tego małego krasnala w roli obrońcy. Oczywiście, nie byłem zadowolony z faktu, że próbuje wtrącać się w sferę mojego życia prywatnego, ale postanowiłem na razie nic nie mówić.
- Okej, jestem gotowy. Słucham. - odpowiedziałem luźno, pozostawiając jej pole do popisu.
Blondynka otworzyła usta, po czym szybko je zamknęła, jakby chciała coś powiedzieć ale natychmiast się z tego rozmyśliła. Chyba oczekiwała ode mnie, że bardziej przejmę się całą sprawą, ale niestety nie ruszało mnie to za bardzo, co zdecydowanie ją speszyło.
- Więc…Powinnam zacząć. - powiedziała, na co tylko pokiwałem głową, zachowując kamienną twarz – No bo właściwie… Chodzi mi o to, że … że czuje, iż powinnam to zrobić, wiesz?
- Yhym. - mruknąłem, dając znak że słucham, jednocześnie zakrywając usta dłonią, żeby ukryć złość pomieszaną z rozbawieniem. Nie chciałem, żeby pomyślała, że nie traktuje jej poważnie. Nawet jeżeli właśnie tak było.
- Ale nie bardzo wiem, jak się za to za-abrać. - czknęła, przez co wyglądała jeszcze mniej rzetelnie niż z początku.
Moje zirytowanie sprawiło, że zamiast uciąć szybko tą niekomfortową pogawędkę, postanowiłem brnąć w to dalej, jakby miało mi to w jakiś sposób poprawić humor.
- Dobra, więc może ci trochę pomogę, co? - zapytałem, nie chcąc marnować więcej czasu, na co ona zrobiła wielkie oczy, nie do końca będąc pewną czy podoba jej się ten pomysł. Nie czekałem jednak na to aż się odezwie i zwyczajnie kontynuowałem – Więc pewnie chciałaś zacząć od tego, że mnie lubisz i generalnie nic do mnie nie masz, tak? - zwróciłem się do Blake, a ta przytaknęła – I że musisz przeprowadzić ze mną tą rozmowę, bo Heather to twoja siostra i czujesz się za nią odpowiedzialna?
- Noo tak. - przytaknęła, zagryzając wargę, a jej pijany mózg próbował przetworzyć to, co właśnie się dzieje. Zastanawiałem się, jak szybko wyłapie kpinę w moim głosie.
- Okej, skoro to mamy za sobą, to wystarczy że poinformujesz mnie o tym, że jeżeli spróbuję ją zranić to ty, jako odpowiedzialna za nią osoba w zemście urwiesz mi jaja lub zaszczycisz jakąś inną, mało przyjemną dla mnie czynnością. - kontynuowałem już bez większego przekonania, chcąc jak najszybciej wrócić na górę – Ja wtedy udaję przestraszonego i obiecuję, że będę traktował ją poważnie. Na koniec ściskamy sobie dłonie i udajemy, że tej rozmowy nie było. - zakończyłem z satysfakcją, prostując się w końcu i zagarniając reklamówki.
- Umm… chyba tak to miało wyglądać. - przyznała, wciąż nieprzekonana czy nie robię sobie z niej żartów i czy nie powinna czegoś jeszcze powiedzieć.
- Więc możemy już iść na górę? - zapytałem, niecierpliwiąc się. Za długo zostawiliśmy ich samych sobie.
- Tak. Jasne. - pokiwała głową i zabrała z blatu swoją reklamówkę, żeby po chwili dogonić mnie na schodach.
Między nami panowała napięta cisza i nie trzeba było być geniuszem, żeby wyczuć, że ta rozmowa nie dobiegła jeszcze końca. Z reguły uważałem to za urocze, że obie dziewczyny tak bardzo się o siebie troszczyły, jednak dzisiaj wyjątkowo nie było mi to na rękę. Wolałbym, żeby nikt nie pouczał mnie, jak mam traktować kobiety i przede wszystkim nie wścibiał nosa w nie swoje sprawy. Może dlatego tak lekceważąco potraktowałem Blake, ale nie mogłem postąpić inaczej, bo tego typu zachowanie od zawsze podnosiło mi ciśnienie.
Kątem oka zerknąłem na idącą obok blondynkę, od razu zauważając jak nerwowo i w zamyśleniu obgryza paznokcie. Mogłem to łatwo zignorować, bo niewiele zostało nam drogi powrotnej, jednak z jakiegoś powodu poddałem się. Czułem się trochę winny, że nie potraktowałem jej wystarczająco poważnie. Właściwie to byłem dość chamski, a ona nie aż tak głupia, żeby się nie zorientować.
- Co jest? - westchnąłem, wypuszczając głośno powietrze ze zrezygnowaniem.
- Nic. - wzruszyła ramionami. - Po prostu… Heather jest najlepszą siostrą jaką mogłabym mieć i… - tu wzięła głęboki wdech - ...zasługuje na kogoś, kto będzie ją szanował…
Nie wiem, co w tych słowach było takiego, ale trafiło we mnie zdecydowanie mocniej, niż prawdopodobnie powinno. Blake tym razem wypowiedziała to poważniej niż w ciągu naszej całej rozmowy i wydawała się znacznie bardziej trzeźwa. Do tego smutna mina, jaka jej towarzyszyła, wzbudziła we mnie cholerne poczucie winy. Czułem wewnętrzną potrzebę, żeby powiedzieć coś miłego, a jednocześnie nie chciałem mówić jej tego, co pragnęła usłyszeć, a raczej to, czego sam byłem pewien.
- Obiecuje, że nie będę tym, który skrzywdzi twoją siostrę. - przyrzekłem, patrząc prosto przed siebie.

Kiedy weszliśmy z powrotem do pokoju, pierwszą rzeczą jaka nas przywitała był chłodny ton Clifforda i jego zaczerwienione od alkoholu oczy.
- Gdzie byliście? - odezwał się jeszcze zanim zdążyliśmy przekroczyć próg, a jego powieki zmrużyły się niebezpiecznie, jakby chciał wyłapać w naszym zachowaniu coś podejrzanego.
- Zeszliśmy na dół po browary. - wytłumaczyłem, jednocześnie unosząc reklamówkę, która była idealnym dowodem na to, że nie kłamię. Znając Michaela, wątpliwym było, że uda mi się go tym przekonać, ale zawsze warto próbować. - Wydawało mi się, że widziałeś jak wychodzimy.
- Nie było was dwadzieścia minut. - odparł równie lodowatym głosem, co przed chwilą, a ja pożałowałem, że nie zbyłem Blake, bo teraz będę musiał użerać się z tym zazdrosnym idiotą.
- Wow, i o to będziesz mi teraz robił akcje? - warknąłem, w końcu nie wytrzymując jego pretensjonalnego tonu. - Lepiej odstaw to piwo, bo powoli lasuje ci się mózg.
Odpuściłem sobie wypominanie mu, że sam przed chwilą siedział sporo czasu z Heather, a teraz czepia się mnie tylko dlatego, że jego dziewczyna poprosiła mnie o pomoc. Ygh, zdecydowanie prościej było, kiedy był singlem i miał wszystko w dupie.
- Lepiej odejdź od mojej dziewczyny. - pogroził w odpowiedzi, zaciskając pięści.
Wywróciłem oczami, ale mimo to postanowiłem zrobić to, co kazał. Clifford był pijany i nie myślał w tym momencie logicznie, a ja nie miałem zamiaru się z nim bić przez jakąś głupią zazdrość.
- Okej, już sobie idę. - uniosłem do góry ręce w geście obronnym i poszedłem zająć miejsce obok Heather, która uśmiechnęła się do mnie nieznacznie od razu wprawiając mnie w lepszy humor.
Michael po chwili wstał i z zaciśniętymi pięściami, podszedł do Blake, tradycyjnie obejmując ją w pasie, żeby zakomunikować wszem i wobec czyją jest własnością. Blondynce jednak to nie przeszkadzało, skoro na jej twarz wpłynął wyraz zadowolenia, wynikający z uwagi, jaką poświęcił jej chłopak.
Clifford jednak nie odpuszczał, a jego wzrok skupiony był na mojej osobie. Wcale mnie to nie dziwiło, bo znałem go zbyt długo, żeby nie wiedzieć, jak ogromnym problemem jest dla niego kontrolowanie agresji, a jeżeli w grę wchodziła zazdrość o jakąś dziewczynę, nie panował nad sobą w ogóle. Myślałem, że w końcu podejdzie do mnie i przywali mi w twarz, choć to nie był mój pomysł, żeby iść z Blake po te browary i szczerze mówiąc, wolałbym zostać i pogapić się na cycki Heather zamiast nosić te reklamówki. Nie było jednak szans, żebym mógł to wytłumaczyć kumplowi, więc jedynie oczekiwałem w napięciu na jakiś jego ruch.
- Dlaczego w ogóle z nim wyłazisz? - tym razem czerwonowłosy zwrócił się bezpośrednio do blondynki, którą mocno trzymał w ramionach. Jego oczy również powędrowały w tamtym kierunku, więc od razu poczułem ulgę.
- Mikey, nawet nie wiesz, jaki jesteś gorący, kiedy się tak denerwujesz... - mruknęła, ignorując jego pytanie i uwodzicielsko przygryzła wargę.
- Ugh, tylko nie przy nas. - jęknął Calum, zaskakując mnie przy tym, bo myślałem, że już dawno przestał kontaktować. - Znajdźcie sobie pokój.
Clifford jak za odjęciem różdżki zapomniał o tym, o czym jeszcze myślał parę sekund wcześniej i tylko chwycił chichoczącą Blake za rękę, wyciągając ją z pokoju. Całe szczęście, bo miałem dosyć ich obecności.
- Mam nadzieję, że ściany nie są cienkie. - tym razem przemówił Ashton, podnosząc się z kolan Davis. Tego akurat najmniej spodziewałem się usłyszeć, bo jeszcze kilka minut temu spał jak zabity.– Nie mam ochoty słuchać całą noc jak się pieprzą.
- Chyba zaraz zwymiotuję… - wymamrotała Heather, przykrywając usta dłonią i wyglądała naprawdę jakby miała zaraz puścić pawia. Nie wiedziałem tylko czy to przez alkohol czy przez fakt, że jej siostra właśnie poszła do łóżka z Cliffordem.
- Tylko nie na mnie! - krzyknął Calum, zakrywając głowę rękoma. Popatrzyłem na niego jak na idiotę, bo znajdował się zdecydowanie za daleko dziewczyny, ale postanowiłem tego nie komentować. Uznałem, że to najlepsza pora żeby się ich pozbyć z tego pokoju.
Irwin podniósł się na równe nogi, wyglądając na całkiem trzeźwego, choć spał zaledwie parę godzin i na pewno cały alkohol nie zdążył z niego ujść. Po tym poprawił swoją pogniecioną koszulkę i postanowił poczęstować się kolejną butelką, którą przed chwilą tutaj przyniosłem.
- Na pewno nie. - odparłem od razu, odpadając przyjaciela i wyrywając mu butelkę z rąk.
Sam powoli robiłem się senny, a nie mogłem zostawić ich tu samych sobie, wiedząc że będą pili tak do białego rana, a przecież jutro nie mamy dnia wolnego. Musiałem ich jakoś zmusić do wyjścia.
- Cotyodpierdalasz. - bąknął niezrozumiale, próbując dosięgnąć do mojej ręki, ale był na to zbyt pijany.
- Koniec imprezy chłopaki. Idźcie do siebie. - zarządziłem, co spotkało się z głośnym jęknięciem.
Calum popatrzył na mnie z miną zbitego psa, mając nadzieję, że jakoś mnie to ruszy. Pokręciłem jedynie głową, chcąc dać mu znak, że może sobie odpuścić te marne próby. Brunet postanowił więc zagrać w inny sposób i nim zdążyłem się zorientować, przyczołgał się do Heather mocno łapiąc ją za ramiona.
- Nie pozwól mu mnie stąd zabrać. - wyjęczał, praktycznie miażdżąc przy tym jej kości - Jeszcze nie zdążyłem się najebać.
Prychnąłem głośno i potarłem ze zmęczenia oczy. Dałem Irwinowi jego browara i kazałem mu zmyć się do własnego pokoju, co o dziwo, zrobił bez narzekania i jeszcze wesoło pomachał nam na do widzenia. Najwyraźniej butelka alkoholu jest w stanie przekonać chłopaka do wszystkiego. Pozostało mi jedynie walczyć z Hoodem, a cierpliwość powoli mnie opuszczała.
- Calum wyjdź po dobroci albo cię zaboli. - ostrzegłem, na co jedynie zrobił jeszcze smutniejszą minę i niewiele brakowało a zacząłby skomleć.
- Heeeej, nie psuj imprezy! - brunetka wymierzyła we mnie oskarżycielsko palcem, więc westchnąłem głośno. Nie spodziewałem się, że jeszcze ona będzie mi to utrudniać. - Proszę, czy Calum może zostać? Proszęę.
- Kurwa mać, to nie na moje nerwy… - powiedziałem do siebie, unosząc oczy ku niebu. Miałem ich wszystkich dość, bo zachowywali się jak dzieci. Mogłem najebać się tak bardzo jak oni, może wtedy by mnie tak nie wkurzali. - Nie będę was do cholery niańczył. Calum wypierdalaj.
- Ale nie dokończyliśmy jeszcze pić. - wtrąciła Heather, a jej pijane oczy zatrzymały się na chwilę na moich ustach. Wiedziałem o czym myślała i przez to odrobinę zmiękłem.
- Dokończycie to następnym razem, ok? - starałem się zabrzmieć milej niż wcześniej, bo podnoszenie głosu jak na razie nie przynosiło skutków. - Jutro jest normalny dzień, pełen obowiązków. Musimy iść spać.
Brunetka pokiwała głową, zgadzając się ze mną. Jej mina spoważniała, a zmarszczone brwi i usta zaciśnięte w cienką linie, wyglądały jakby była silnie zdeterminowana w związku z tym, co powiedziałem.
- Ok. - przytaknęła, po czym odwróciła się w stronę Hooda, który najbardziej nie chciał kończyć imprezy i uniosła ręce w geście bezradności – Wybacz, Cal. Próbowałam. Musisz iść.
W końcu Calum z wielką niechęcią i ociąganiem opuścił pokój, zostawiając naszą dwójkę samych.
Heather jak na razie nie ruszyła się z miejsca, a jedynie spoglądała na drzwi, za którymi przed chwilą zniknął brunet.
- Chcesz wziąć prysznic? - zapytałem, podchodząc do jednej z komód i zacząłem przeszukiwać jej wnętrze w poszukiwaniu czegoś, w czym dziewczyna mogłaby pójść spać.
- Niee. Zrobię to jutro rano. - westchnęła, kładąc się na dywanie, jakby nigdy nic. Jej włosy rozsypały się dookoła, a ręce bezwładnie położyła po obu swoich bokach. Nogi miała zgięte w kolanach, a stopy postawione na ziemi, przez co tylko jej tułów dotykał dywanu.
Zatrzymałem swój wzrok na opalonych nogach, zapominając co tak właściwie robiłem i dlaczego grzebałem w szufladzie. Brunetka akurat nuciła sobie coś pod nosem, w ogóle nie zwracając na mnie uwagi.
Teraz to dopiero żałowałem, że nie byłem nawalony jak cała reszta, bo mógłbym bez problemu rzucić się na dziewczynę i zwalić wszystko na alkohol. Nie miałem jednak żadnej wymówki, żeby choć trochę zbliżyć się do niej, mimo że bardzo tego chciałem.
- Zostajesz tu na noc? - znów przemówiła, tym razem odwracając głowę na bok. Swoje spojrzenie pokierowała na mnie, lekko zagryzając paznokieć i miałem wrażenie, że robi to specjalnie, żeby wystawić mnie na próbę… A może tylko mi się tak wydawało, bo byłem cholernie napalony?
- Nie. - wydusiłem z trudem.
Wiedziałem, że nie miałaby nic przeciwko temu, żebym spędził noc tutaj, w jej łóżku. Sam też bym specjalnie nie ubolewał, wręcz byłoby to spełnieniem moich marzeń. Nie potrafiłbym jednak trzymać rąk przy sobie, jak zawsze zresztą. Tym razem wyjątkowo musiałem się pilnować, bo Heather była nietrzeźwa, a ja całkiem świadomy wielu rzeczy. I choć ona swoim zachowaniem prowokowała mnie do tego, żebym w końcu ją przeleciał, to nie zamierzałem się temu poddać. Nie tak powinna wyglądać ta relacja, nawet jeżeli będę musiał po raz kolejny ulżyć sobie sam.
Heather mruknęła krótkie 'szkoda', a ja zapisałem sobie w pamięci, żeby przy najbliższej okazji, gdy będzie trzeźwa, nawrzeszczeć na nią za próby uwodzenia mnie. Zabrałem się z powrotem za przeszukiwanie szuflad, ale było to cholernie trudne, bo każda rzecz wyglądała dla mnie tak samo i nie wiedziałem, której z nich można było użyć do spania. Wątpiłem, żeby Heather w tym stanie mogła odpowiedzieć mi na jakiekolwiek pytanie, więc ostatecznie wyciągnąłem pierwszą lepszą koszulkę, jaka wydała mi się odpowiednia.
Odwróciłem się do dziewczyny i pokonałem odległość między nami tylko po to, żeby pomóc jej się podnieść.
- Ubierz się i umyj zęby. - nakazałem, podając jej wybrane ciuchy.
Już widziałem jak otwiera usta, żeby coś powiedzieć, dlatego pchnąłem ją w stronę łazienki, nie pozwalając słowom ujrzeć światła dziennego. Nie mogłem ryzykować, że palnie coś, co sprawi, że odechce mi się być w porządku gościem i najzwyczajniej w świecie zaciągnę ją do łóżka.
Usiadłem wygodnie na materacu, czekając aż Heather wróci do pokoju. Chciałem upewnić się, że dziewczyna położy się do łóżka i dopiero wtedy pójdę do siebie. Nie mogłem ryzykować, że Hood przypałęta się z powrotem i razem rozkręcą kolejną imprezę. Jutro czekał nas ciężki dzień.
- Gotowa.
Brunetka stanęła w przejściu, pokazując na siebie palcami, jakbym bez tego mógł nie zauważyć, że ubrała tą (cholernie krótką) koszulkę i w końcu może położyć się do łóżka. Pokiwałem głową bez słów, jednocześnie podnosząc się z materaca i odsuwając kołdrę, żeby dziewczyna mogła się pod nią wślizgnąć.
Heather posłusznie weszła na łóżko, pozwalając mi okryć ją kołdrą po samą szyję, choć noce w Sydney nie były aż tak mroźne, żeby chować się pod grubą pościelą. Oparłem pięści po obu stronach jej ciała, jeszcze chwilę patrząc na jej twarz. Miała zamglone od alkoholu oczy, w których mimo wszystko dostrzegłem małe iskierki. Jej usta wykrzywiły się w uśmiechu, gdy tak trwaliśmy, wpatrując się w siebie.
- Na pewno nie chcesz zostać? - zapytała, unosząc się nieznacznie na łokciach, zmniejszając przy tym odległość między naszymi twarzami.
- Nie wyśpię się przy tobie. - powiedziałem, zagryzając wargę w miejscu, gdzie znajdował się mój kolczyk. - Chciałbym zostać, ale rano mam coś ważnego do załatwienia.
- Z Nickiem?
- Tak. Wyjeżdżamy o świcie. - poinformowałem ją, a widząc przerażenie na jej twarzy, dodałem szybko – Nie martw się, wrócimy przed kolacją. Jeżeli się uda to, odbiorę cię z pracy, pasuje?
- Pasuje. - zgodziła się. Następnie zmarszczyła brwi, silnie się nad czymś zastanawiając. - Luke?
- Hm? - mruknąłem, nie spuszczając z niej wzroku.
- Nie powiedziałeś mi, czym było wasze zadanie. - upomniała się, ale widząc że nie do końca rozumiem, co ma na myśli, dodała – To, które zlecił wam Nick. Nie było was miesiąc, pamiętasz?
- Aaa, to… - podrapałem się niezręcznie po potylicy, szukając jak najlepszych słów, które mogłyby krótko, ale nie do końca to wyjaśnić – Nawiązywaliśmy nowe znajomości, współprace z innymi ludźmi. Takie rzeczy czasami się przydają.
- Ok, rozumiem.
Dziewczyna ziewnęła, zasłaniając dłonią usta, co przypomniało mi o tym, że miałem się stąd zbierać i dać się jej wyspać. Sam też potrzebowałem odpoczynku, skoro już z samego rana będą zmuszać mnie do robienia czegokolwiek.
- Będę się zbierał. - poinformowałem, podnosząc się znad jej ciała, ale szybko złapała mnie za ramię i przyciągnęła do siebie z powrotem.
Jej usta dotknęły moich, zupełnie niespodziewanie. Czułem jak przesuwa palcami po moim karku, żeby następnie wsunąć je w moje włosy. Powtórzyła tą czynność jeszcze kilka razy, kiedy się całowaliśmy, zupełnie jakby wiedziała, że uwielbiam kiedy to robi. Z całych sił ścisnąłem pościel, nie chcąc stracić nad sobą panowania, ale nie mogłem powstrzymać się przed oddawaniem pocałunków. To Heather odsunęła się ode mnie jako pierwsza, udowadniając mi jak słaby jestem w starciu z jej ustami.
- Dobranoc. - szepnęła, oblizując zaczerwienione wargi i przymykając zmęczone oczy.
- Dobranoc, królewno. - pożegnałem się i jak najszybciej się dało, opuściłem pokój.


Tak jak się spodziewałem, wstawanie rano okazało się istnym koszmarem i choć miałem ogromną ochotę pospać jeszcze parę godzin, musiałem opuścić ciepłą pościel. Zacząłem się szykować dość szybko, więc po tym jak się ubrałem, miałem jeszcze chwilę, żeby wypić w spokoju kawę.
Już po paru łykach poczułem pulsowanie w głowie oraz przypływ cennej energii. Rzadko kiedy pijałem napoje kofeinowe, dlatego z ogromną łatwością stawiały mnie one na nogi. Była czwarta nad ranem, więc w kuchni nie było ani jednej żywej duszy, co spotkało się z moim zadowoleniem. Nie lubiłem, kiedy zaraz po przebudzeniu musiałem rozmawiać z innymi i tylko podnosiło mi to ciśnienie.
- Wyglądasz co najmniej tragicznie, Luke. - usłyszałem kobiecy głos za swoimi plecami, ale nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć do kogo należy – Nigdy nie byłeś rannym ptaszkiem i, jak widać, do tej pory się to nie zmieniło.
Nie zamierzałem zaszczycać Jo nawet najkrótszym spojrzeniem, żeby dać jej satysfakcję. Zamiast tego wolałem przeklinać się w myślach za to, że zapeszyłem mówiąc o świętym spokoju z rana.
Przysunąłem kubek z kawą i przechyliłem go, chcąc ukryć choć kawałek twarzy przed czujnym wzrokiem dziewczyny. Jej białe włosy związane były teraz w kucyk, dzięki czemu tatuaże na szyi były znacznie lepiej widoczne niż na co dzień. W prawej dłoni trzymała broń, którą czyściła poszarzałą już szmatą. Zmarszczyłem brwi, kalkulując fakty i na moją twarz wpłynął wyraz zrozumienia pomieszanego z wielkim niezadowoleniem.
- Niech zgadnę, jedziesz z nami? - prychnąłem, obserwując jak chowa pistolet do kabury, po czym przysiada się do stołu, krzesło obok mnie. - Mogłem się domyślić, że Nick nigdzie się bez ciebie nie ruszy.
- Nie, kiedy wy jesteście w pobliżu. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, nachylając się zdecydowanie za bardzo w moją stronę. Wykrzywiłem usta w grymasie. - Nicholas wam nie ufa.
- I słusznie. - odparłem, wzruszając ramionami i biorąc kolejny łyk. Odezwałem się dopiero po dłuższej chwili ciszy - Tobie też nie powinien.
- Mnie? - uniosła kpiąco brew – Jestem jedną z jego najbardziej zaufanych ludzi. Nie ma powodów, żeby mi nie ufać. Wielokrotnie tego dowiodłam.
- Biorąc pod uwagę, jak szybko zmieniasz front, nie byłbym taki pewny. - powiedziałem jak gdyby nigdy nic, ale na samo wspomnienie mocniej zacisnąłem palce na kubku – To też wielokrotnie udowodniłaś.
- Lucas, nie powinieneś wyciągać spraw prywatnych, to mało profesjonalne. - zacmokała, kręcąc głową, po czym podniosła się z krzesła i stanęła za mną. Jej dłonie powędrowały do moich ramion, kiedy zaczęła je masować, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. – Musisz się przyzwyczaić, że twój starszy brat w każdej kwestii przewyższa cię o głowę i prędzej czy później nawet Heather to zobaczy.
Zacisnąłem szczękę, powstrzymując się przed wypowiedzeniem rzędu przekleństw, które cisnęły mi się przez gardło. Wiedziałem, że wspomina o Davis tylko po to, żeby mnie sprowokować, dlatego musiałem grać obojętnego do samego końca. Powoli wziąłem duży łyk kawy, dopijając ją do końca, a następnie równie spokojnie odłożyłem kubek na blat. Starałem się panować nad sobą, ale czując na sobie dłonie Jo, miałem ochotę odepchnąć ją od siebie jak najdalej. Brzydziłem się nią.
- Heather nie jest dziwką. - Calum pojawił się znikąd, jakby wyczuwając że jest mi potrzebny – Nie wskoczyła by innemu do łóżka, tylko po to, żeby na tym zyskać.
- Nie twój interes, Hood. - syknęła w jego stronę, co tylko go rozbawiło. - Prędzej czy później i tak wychodzi na jaw, jakimi jesteście patałachami. Myślicie, że ktokolwiek chciałby się z wami zadawać, skoro nie potraficie samodzielnie poprowadzić interesów bez trzymania was za rączkę?
- W najgorszym wypadku, prześpimy się z kimś wpływowym, żeby ustawić się na resztę życia. W twoim wypadku zadziałało. - rzuciłem, podnosząc się z krzesła.
Zanim Jo zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ja i Calum byliśmy już na zewnątrz. Wolałem zaczekać tutaj niż znosić towarzystwo tej idiotki. Dziewczyna cholernie działała mi na nerwy, a wolałem nie tracić na nią amunicji, kiedy przez przypadek wycelowałbym jej prosto w głowę.
Wyciągnąłem z kieszeni spodni paczkę fajek marki, o której nie miałem żadnego pojęcia. Wcisnąłem jednego między wargi, następnie podpaliłem końcówkę, żeby zaciągnąć się dymem tytoniowym. W ciągu tych kilkunastu dni zdążyłem nawyknąć do wypalania ogromnej ilości papierosów. Robiłem to znacznie częściej niż przed wyjazdem, ale od tamtego momentu wiele się zmieniło. Z każdą chwilą stawałem się bardziej nerwowy i niepoukładany, a w mojej głowie panował istny chaos. Prowadziłem ryzykowną grę, o której nikt nie miał pojęcia, bo chciałem żeby moi przyjaciele byli bezpieczni. Nie mogłem też doczekać się aż to wszystko dobiegnie końca i cała reszta w końcu ujrzy sens we wszystkim, w co ich wpakowałem.
- Luke. - Hood szturchnął mnie w ramię, przywracając do chwili obecnej, daleko od moich myśli. - Idziemy.
Posłusznie poszedłem śladami Caluma, w drodze dopalając papierosa. Rzuciłem niedopałek w bok, nie kłopocząc się, żeby go zagasić. Po bokach rozległo się szczekanie psów, które było tak głośne, że dziwiło mnie, że nikt się jeszcze od tego nie obudził.
Nicholas czekał na nas przy samochodzie, co mnie zaskoczyło, bo myślałem, że to ja byłem pierwszym z naszej czwórki, który od rana był już na nogach. Przywitałem się z bratem skinieniem głowy i zająłem miejsce z przodu, po stronie pasażera, co spotkało się z nieprzyjemnym wzrokiem Jo, ale gówno mnie to obchodziło.
Droga na szczęście przebiegła nam w milczeniu, w którym każdy przygotowywał się na nadchodzące. Nikt nie śmiał się odezwać, byliśmy zbyt skupieni na własnych myślach.
Ocknąłem się, czując szarpnięcie samochodu, co znaczyło że się zatrzymaliśmy i jesteśmy u celu naszej podróży. Opuściłem wygodne wnętrze szybciej niż cała reszta, wyciągając od razu pistolet. Musiałem jednocześnie rozglądać się na boki, żeby w razie czego, zauważyć coś podejrzanego i mieć wszystko na oku. Naciągnąłem mocniej kaptur na głowę, czując się o wiele bezpieczniej, bo nie rzucałem się aż tak w oczy. Obok mnie pojawił się Calum, gotowy ramię w ramię ze mną zmierzyć się z przeciwnikiem. Z tyłu słyszałem kroki pozostałej dwójki. Nie udało mi się powstrzymać prychnięcia, jakie wyleciało mi z ust, kiedy pomyślałem o Nicku, który jak zwykle chował się za czyimiś plecami. W tym przypadku swojego młodszego brata.
Zatrzymałem się przed domem, pozwalając reszcie mnie dogonić. Uniosłem głowę, ogarniając wzrokiem całą posiadłość. Nic tu się nie zmieniło, oprócz tego, że dom był cholernie zapuszczony, ale nic w tym dziwnego, skoro od jakiegoś czasu nikt w nim nie mieszkał. Zdawałoby się, że zaraz po tym jak razem z chłopakami wyprowadziliśmy stąd siostry Davis, w dniu tej wielkiej afery, w której Michael prawie stracił życie. Wayn wyniósł się stąd, zostawiając tą ruderę samej sobie i nikt z nas nie wpadł na pomysł, żeby do niej zaglądać. Aż do dzisiaj.
- Jesteś pewien, że będzie w środku? - zapytała Jo, tak jak ja spoglądając w górę, chcąc uchwycić każdy szczegół domu. - Nie pokazywał się tyle czasu, dlaczego miałby to zrobić teraz?
- Bo tak powiedział mi mój informator. - odparł pewnie Nick, naciskając klamkę i obserwując jak drzwi ustępują z cichym skrzypieniem – A on nigdy nie zawodzi.
Ostatnie słowa wypowiedział szeptem, bo już stawiał kroki we wnętrzu domu, ostrożnie rozglądając się na boki. Ruszyliśmy za nim, zachowując się równie cicho, co on.
Ręce pociły mi się tak, że ledwo co trzymałem pistolet. Miałem wrażenie, że niedługo wyślizgnie mi się spomiędzy palców, tak bardzo drżały mi dłonie. Zamierzałem zrobić najgłupszą lub najmądrzejszą rzecz w całym moim życiu, w zależności od tego, jak wszystko pójdzie.
Wolno i z rozwagą stawiałem stopy na schodach, pnąc się powoli do góry. Każde skrzypnięcie rozbrzmiewało echem w mojej głowie, raniąc bębenki niczym ostrze. Serce waliło mi mocno, aż bałem się że popękają mi żebra. Wszystko wydawało się takie intensywne.
Odwróciłem głowę za siebie, żeby zobaczyć Nicka, który podążał moimi śladami. Cholera, tylko nie to. Jeżeli mój plan miał się powieść, musiałem pozbyć się ogona lub przynajmniej zadziałać tak, żeby choć na chwilę odwrócić jego uwagę. Pokonując kolejne stopnie, myślałem gorączkowo.
Wspiąłem się na szczyt jako pierwszy i wtedy to zobaczyłem. W ostatniej sekundzie, kątem oka wyłapałem znikający za rogiem but. Od razu poczułem, że mam przewagę, choć nie mogłem spocząć na laurach, bo to był dopiero początek.
- Biorę wszystko od lewej. - mruknąłem do Nicka, starając się zabrzmieć najnormalniej jakbym mógł w tej sytuacji.
Chłopak pokiwał głową i niczego się nie domyślając, ruszył w przeciwną stronę korytarza na górze. Na razie szło gładko, ale wolałem nie zapeszać.
Próbowałem się nie spieszyć, ale moje nogi dawały upust zniecierpliwieniu i szybciej niż dopuszczała to norma, dopadłem pokój, w którym zniknął kawałek męskiego buta. Długo nie musiałem szukać, bo mój cel znajdował się tuż naprzeciw mnie. Miałem Cartera na muszce i wystarczyło jedynie pociągnąć za spust, żeby się go pozbyć. Mogłem zrobić to z łatwością. Z przyjemnością patrzyłbym jak zwija się z bólu, żeby w końcu zdechnąć jak ostatni pies, gryząc ziemię. Powstrzymywała mnie przed tym jedynie myśl, że Wayn jest mi potrzebny. I chociaż on sobie nie zdawał z tego zupełnie sprawy, mieliśmy wspólny cel, który zrealizujemy, gdy tylko uda nam się dogadać.
Carter stał przodem do mnie, więc mogłem widzieć przerażenie wymalowane na jego zaćpanej twarzy. Nie spodziewał się, że ktoś może go tu przyłapać, tak samo nie spodziewał się, że w swojej ekipie może mieć szpiega, który donosił nam. Skąd inaczej wiedzielibyśmy, że akurat dzisiaj się tu znajdzie.
Miałem jedynie szczęście, że Nicholas wmieszał mnie w tą akcję, dzięki czemu tylko ułatwił mi sprawę z Carterem. Chcąc nie chcąc, musiałem go teraz utrzymać przy życiu, najwyżej zabije go po wszystkim. W tym momencie jednak interes był ważniejszy.
Opuściłem broń, chcąc dać temu pajacowi znak, że nie zamierzam mu nic zrobić. Schowałem pistolet za pasek spodni i uniosłem do góry ręce, na co Carter jeszcze bardziej się przeraził, kompletnie nie rozumiejąc co mam zamiar zrobić.
Podszedłem bliżej niego, wciąż zachowując bezpieczny odstęp. Musiałem uważać, żeby nikt inny poza nim mnie nie usłyszał, dlatego przemówiłem szeptem.
- Odwrócę ich uwagę, Carter, a wtedy masz trzy sekundy na to, żeby stąd spierdalać, o ile chcesz żyć, rozumiesz?
Nie zadawał pytań, nie zastanawiał się, a po prostu pokiwał głową. Nie miał zbyt wielu wyjść z tej sytuacji, więc odłożył na bok zdrowy rozsądek i zaufał mi, nie interesując się powodem mojego zachowania.
Wyszedłem z pokoju, plując sobie w mordę, że straciłem okazję na ukrócenie mu łba. Powtarzałem w kółko w myślach jak mantrę, że mam ważniejszy cel i o wiele groźniejszego wroga. Nie mogłem więc ot tak stracić okazji, pozbycia się tego, który stanowi prawdziwe zagrożenie, a sam nie dałbym mu rady.
Przeszedłem z jednego pomieszczenia do drugiego. Moim oczom od razu ukazała się wysoka lampa stojąca, której postanowiłem użyć, jako jeden z elementów odwrócenia uwagi. Nie zastanawiając się wiele kopnąłem z całych sił lampę, która rozbiła się z hukiem o ścianę. Echo rozniosło się po domu, a ja jedynie dodając kolejny efekt, wyciągnąłem zza paska spluwę i oddałem dwa strzały w framugę otwartego okna, żeby wszystko wyglądało realistycznie.
Słyszałem jak pozostali biegną wprost do mnie, zaalarmowani wystrzałami, jednocześnie dając wolną drogę ucieczki Carterowi. Teraz mógł spokojnie wyślizgnąć się przez okno i przebiec podjazd bez obaw, że zostanie zauważony przez któreś z nas i postrzelony na ostatnim odcinku drogi.
Do pokoju wpadł Nick z wyciągniętą do przodu bronią, obok niego Jo, a zaraz za nimi Calum. Skupiłem się, żeby odegrać tą scenkę dobrze. Kucnąłem, chowając twarz w dłoniach, pokazując jak załamany jestem w tym momencie.
- Co się stało? - pierwsza odezwała się Jo, choć Nick i Calum podejrzewali co to wszystko mogło oznaczać.
- Uciekł zanim zdążyłem go złapać. - wybełkotałem, wciąż zakrywając twarz rękami.
- Skurwiel…Znów udało mu się zwiać. - syknął Nicholas, po czym opuścił szybko pokój w nadziei, że może uda mu się go jeszcze dopaść.
Dziewczyna oczywiście pobiegła zaraz za nim, więc zostałem sam na sam z Hoodem. Przy nim nie musiałem aż tak udawać, ale też nie chciałem, żeby czegoś się domyślił. Było zdecydowanie za wcześnie, żeby ktokolwiek dowiedział się o moich planach, bo jeżeli coś ma się spieprzyć, to lepiej żebym to ja za to odpowiadał. Niewiedza była bezpieczniejsza.
- Luke… - zaczął Calum, więc podniosłem na niego wzrok.
Nawet nie zarejestrowałem, kiedy znalazł się przy oknie, dokładnie je obserwując. Jego palce znajdowały się na białej framudze, w miejscu gdzie wbita była jedna z kul, które tam wystrzeliłem. Zrobiło mi się nad wyraz gorąco, ale odezwałem się mimo to.
- Tak? - mój głos ledwo zauważalnie zadrżał.
- Od kiedy chybiasz?
Brązowe tęczówki, skupiły na mnie całą swoją moc i już wiedziałem, że Hood coś podejrzewa. Musiałem teraz wymyślić jakąś dobrą wymówkę i tak jak mam w zwyczaju, okłamać kolejną osobę, na której mi zależy.




*

ygh, czy tylko mi lato kompletnie nie sprzyja? czuje się beznadziejnie i mam dosyć tych upałów. do tego odezwała się moja alergia, więc przepraszam, jeżeli to co napisałam jest kompletnie bez sensu.
jeżeli mi się uda, kolejny rozdział może pojawić się pod koniec tego tygodnia, więc sprawdzajcie pod #RiskyPlayerFF tam na pewno będę was informować.
buźka, dzięki że czytacie <3


11 komentarzy:

  1. Co ten Luke znowu kręci ... Świetny rozdział! ♥ Czekałam i się doczekałam ... ♥ Kocham Cię ♥ Jesteś wspaniała ☻

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział juz nie mogę doczekać się next ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo dobrze dbają o nawodnienie przy pomocy piwa XD
    nie wiem czemu, ale spodobało mi się bardzo, że Luke nie chciał robić jakiejś afery Ashtonowi i Heather, żeby żadnego z nich nie wkurzyć. dobry Luke, siedź grzecznie na tyłku
    cooo, Michael i Heather robią coś razem, jestem w szoku
    *zastanawia się, gdzie podziewa się w takim razie Blake* *myśli, że może gada z Calumem*
    gdy jesteś pałką i nie potrafisz przyznać się do przegranej "tylko idioci potrafią w to grać"
    *uświadamia sobie, że Calum siedzi sam, więc przez krótką chwilę jest przerażona, że Blake gdzieś zniknęła i coś jej się stało*
    fuck, Blake ciągle tam siedziałaś, czemu mnie straszysz!
    "jakby szykowała się do zjedzenia jego twarzy" trolololo Blake XD
    LUKE, TO JEST STRASZNA SPRAWA, JEŚLI SKOŃCZYŁO SIĘ PIWO, PROSZĘ NIE KPIJ SOBIE Z TEGO
    "Heather nie mogła zostać tutaj z trzema pijanymi facetami" co ty myślisz, że będzie się tam działo, Luke?
    mwhahahha Blake myśląca, że jest trzeźwa, tak
    "Miałem wątpliwości co do tego, czy Blake powinna nieść cokolwiek w takim stanie" moje pierwsze skojarzenie z niesieniem rzeczy w "takim stanie" to ciąża, więc przez chwilę byłam dość zdezorientowana
    komu chcesz przywalić, Blake? mogę ci pomóc, przytrzymam ci kolczyki czy coś
    powiedz, co ci leży na sercu, nie krępuj się
    Luke, nie bądź bitchacho, bo naślę na Ciebie Michaela
    cieszę się, że czujesz się winny, bardzo dobrze, Blake to małe słoneczko, nie można być dla niej niemiłym
    omg ale słodko się zrobiło, ta siostrzana miłość ach XD
    noooo ja mam nadzieję, Luke, że jej nie skrzywdzisz!
    ahahah Michael nie bądź zazdrosny o Luke'a, przecież jeszcze jakiś czas temu widziałeś, jak obściskiwał się z jej siostrą XD
    "wolałbym zostać i pogapić się na cycki Heather" Luke i jego priorytety
    "Mikey, nawet nie wiesz, jaki jesteś gorący, kiedy się tak denerwujesz" wyczuwam angry sex
    ahahah Calum, wyobraziłam sobie, że siedzi naaaprawdę daleko od Heather, a boi się, że go obrzyga XD
    "Nie pozwól mu mnie stąd zabrać.Jeszcze nie zdążyłem się najebać." ahahahhahaha, to ja gdy idziemy pić, a wszyscy chcą wcześnie wracać do domu
    śmieszy mnie fakt, że Heather pyta Luke'a, czy Calum może zostać
    i to "Wybacz, Cal. Próbowałam. Musisz iść."
    cała ta sytuacja kojarzy mi się bardzo z: zapraszam znajomych do domu, ale tato mówi mi, że jest już późno i muszą sobie pójść
    tak, Luke, myślę, że to przez to, że jesteś cholernie napalony XD
    "jeżeli będę musiał po raz kolejny ulżyć sobie sam" mwhahahah, po raz kolejny, o tak
    "Na pewno nie chcesz zostać?" zostań Luke, połóż się ładnie z boku i grzecznie idźcie spać
    djfnsidhfisudhf chce ją odebrać z pracy, to jest cuute

    o oł, Jo na horyzoncie, jestem ciekawa tej rozmowy
    "Biorąc pod uwagę, jak szybko zmieniasz front, nie byłbym taki pewny" moim skojarzeniem było, że z chłopaków na dziewczyny, ale okazało się bardzo błędne...
    "Musisz się przyzwyczaić, że twój starszy brat w każdej kwestii przewyższa cię o głowę i prędzej czy później nawet Heather to zobaczy" OMG CO OMG OMG
    nie pomyślałabym w ogóle, że mogło chodzić o coś takiego! fuck, wiedziałam, że to ona była pizdą, a nie Luke
    tak, dojeb jej, Luke, należy jej się
    łoo, to całe wydarzenie z prawie zabiciem Michaela było tak dawno, że prawię o nim zapomniałam, a pamiętałam, że miałam ochotę ci coś zrobić za to ;c
    hmmm, co ten Luke kombinuje, że przeszkadza mu towarzystwo Nicka
    jaki cel??? czy to ma coś wspólnego z prześladowcą Heather?? to jedyna rzecz, która przychodzi mi teraz na myśl
    jeee, spostrzegawczy Calum, brawa dla tego pana

    nope, gorąc bleee. współczuję!
    jeej, super <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie mogę :< Bardzo mi się nie podoba to co kręci Luke. Bardzo :<<
    Gorąco gorąco X.X
    Rozdział troszku zamulasty, ale to pewnie przez pogodę. Leżę bez kołdry, a i tak leje się ze mnie strumieniami ;-;
    Zmieniłaś czcionkę, prawda ? XD
    Mało Huke >..< :") Ale rozumiem, że nie może być tylko o nich :x
    Jak zwykle bardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wydaje mi się że ta czcionka lepiej pasuje do wyglądu bloga. :D Dzięki ♥

      Usuń
  5. Kocham to opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. OMFG!! Cudowny rozdział ! ,
    Calum jak mogłeś zadać to pytanie!?
    Ciekawe czy Luke powie o tym reszcie że specjalnie nie zabił Cartera .
    Ps.Życzę Ci duuuuużo weny , motywacji , żebyś przetrwała ten upał i pisała tak wspaniałe rozdziały już zawsze :) x

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG. Lubie rozdziały z perspektywy Luke'a.
    Rozdział świetny.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, fajny blog :) Wciągnął mnie, serio. :)
    Zapraszam do siebie.
    http://my-name-is-memory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń