Pierwszy raz od dawna spałam jak zabita całą noc, a nawet nie starałam się jakoś bardzo, żeby uciąć sobie choć krótką drzemkę, jak to bywało zazwyczaj. Tym razem nie dręczyły mnie koszmary. Właściwie nie wydaje mi się, żeby cokolwiek mi się śniło. Zwyczajnie odpłynęłam nawet nie wiedząc kiedy i byłam nieziemsko wypoczęta, gdy otworzyłam oczy.
To wtedy, czyli zaraz po przebudzeniu dostrzegłam, że coś jest inaczej niż do tej pory i przez pierwsze kilka sekund byłam skołowana, widząc przed sobą czyjeś ciało (to znaczy te nienależące do mojej siostry). Dopiero po paru mrugnięciach oraz solidnej, ale niemej panice, wspomnienia zaczęły do mnie wracać.
Pozwoliłam Luke'owi zostać ze mną na noc, dlatego leżałam teraz w jego ramionach. Spaliśmy w jednym łóżku, a to był pierwszy raz kiedy coś takiego się działo. Co prawda, nie pamiętam żebyśmy byli tak blisko siebie, kiedy kładliśmy się do łóżka i żebym ja zasypiała wtulona w jego tors, więc stawiałam, że to była jego sprawka.
Zaśmiałam się pod nosem na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru. Blondynowi naprawdę zależało, żeby ze mną zostać, choć nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wyraźnie było to po nim widać. Nalegał, żeby mógł dopilnować mojego bezpieczeństwa, bo po takim dniu przecież nieludzkim byłoby pozwolić mi spać zupełnie samej. Mocny, ale zbyt oczywisty argument.
Nie uległam szybko, bo chciałam żeby trochę się ze mną pomęczył. Ostatecznie jednak się zgodziłam. Specjalnie też nie narzekałam na taki obrót spraw, bo spędzenie nocy sam na sam ze sobą w tych czterech ścianach w ogóle mnie nie przekonywało. Z nim czułam się zdecydowanie bezpieczniejsza. Nawet do takiego stopnia, że udało mi się bez trudu przespać parę godzin, a przecież odkąd moje życie zamieniło się w tani kryminał zdarzało mi się to rzadko.
Schowałam twarz, kładąc czoło na nagim torsie Luke'a i wdychając zapach jego skóry, który nawet teraz wydawał się pachnieć tytoniem i moimi ulubionymi perfumami. Nie chciałam się jeszcze odsuwać, skoro mogłam zupełnie bezkarnie cieszyć się jego obecnością, o czym on nigdy się nie dowie. Było mi za dobrze i za ciepło w tej pozycji, z jego ręką przerzuconą przez mój bok i naszymi splecionymi nogami.
Na tym etapie nie obchodziło mnie jak skomplikowane jest to wszystko, póki tego pragnęłam. Gubiłam się, nie mając pojęcia co między nami jest. Żadne z nas nie wypowiedziało niczego oficjalnie, na głos. Mimo to nasze zachowanie było już mocno poza granicą zwykłej znajomości, a nawet przyjaźni. Brakowało mi najwyraźniej zdrowego rozsądku, skoro nadal na to pozwalałam, ale czy interesowało mnie to w choćby najmniejszym stopniu? Niekoniecznie.
Na pewno chciałam, a nawet dla własnego spokoju musiałam z nim o tym porozmawiać, ale jeszcze nie teraz. Wolałam nie psuć chwili, bo między nami układało się całkiem dobrze. Zaś reakcja Luke'a na moje pytanie mogła okazać się kompletnie nieprzewidywalna, a akurat dziś nie miałam zamiaru się z nim kłócić.
Wyswobodziłam się jakimś cudem z jego uścisku, w końcu zaczerpując porządny oddech. Postanowiłam się ogarnąć zanim chłopak się ocknie. Bałam się, że będzie podglądał kiedy spróbuję się przebrać… Tak jak to zrobił wczoraj, gdy szykowałam się do snu. Ledwo jednak odsunęłam się parę centymetrów, a usłyszałam jęk niezadowolenia. Męska ręka oplotła mój bok, żeby następnie przeciągnąć mnie po materacu do siebie.
Westchnęłam ze zrezygnowaniem, gdyż nici z mojego planu, skoro chłopak zdążył się obudzić. Miałam nadzieję, że choć raz coś pójdzie po mojej myśli, ale znów leżałam z twarzą wciśniętą w klatkę piersiową Luke'a. Uniosłam więc brodę, żeby spojrzeć na jego bladą twarz, ale ku zdziwieniu oczy wciąż miał zamknięte.
- Luke, śpisz? - szepnęłam, chcąc sprawdzić czy faktycznie się obudził czy może nadal pogrążony był we śnie i nawet nie wiedział co robi.
Zero odzewu, a jedynie mocniejsze zaciśnięcie dłoni na jego boku upewniło mnie, że jest zdecydowanie zbyt zaspany i nieświadomy niczego, żeby uznać go za obudzonego. Toteż postanowiłam kontynuować to, co zaczęłam zanim mi przerwał.
Ostrożnie zmieniłam pozycję, żeby łatwiej było mi się wyswobodzić, więc leżałam teraz obok niego na plecach. Musiałam zsunąć się z łóżka powoli, jeżeli jakoś chciałam uniknąć sytuacji sprzed kilku minut. Patrzyłam przed siebie na sufit, a miarowy oddech blondyna upewnił mnie, że to idealny moment. Podniosłam jak najdelikatniej mogłam jego rękę, swobodnie ułożoną na moim brzuchu, ale tym razem nie ruszyłam się nawet na minimalną odległość.
Kolejny zirytowany pomruk sprawił, że natychmiast przestałam się ruszać. Nie chciałam, żeby wyszło na jaw, że próbowałam uciec, bo to byłoby niezręczne. Miałam nadzieję, że blondyn wróci do spania i nie będziemy musieli stawić czoła sytuacji „spaliśmy przytuleni w jednym łóżku, więc co teraz?”. Niestety chłopak zamiast tego z wielkim ociąganiem, jakby robił coś nieziemsko trudnego, podniósł tułów z materaca.
Cały czas obserwowałam jego wolne ruchy, bojąc się zrobić cokolwiek. Nawet zastanawiałam się czy nie udawać, że dalej śnię, ale doszłam do wniosku, że w życiu by to nie przeszło. Nie wiem czemu tak bardzo stresowałam się tą rozmową, ale czułam się dość niezręcznie.
W tym czasie Luke oparł ręce po obu stronach mojej głowy, lekko się nade mną nachylając. Zacisnęłam mocno usta, jednocześnie gryząc wewnętrzną stronę policzka, żeby się nie roześmiać. Jego oczy były przymknięte, kiedy zaczął niekontrolowanie ziewać. Wyglądał jak kompletnie nieprzytomna osoba, więc to ja odezwałam się pierwsza.
- Dzień dobry. - powiedziałam niepewnie, zaciskając palce na pościeli i przyciągając ją do piersi.
Miałam na sobie zwykłą bokserkę oraz krótkie spodenki, bo wolałam nie pokazywać się przed blondynem w swojej typowej piżamie. Nie przemyślałam jednak, że mogę być za bardzo odkryta ubierając się w ten sposób. To znaczy za bardzo odkryta jak na przebywanie z Lukiem.
- Która godzina? - zamiast odpowiedzi usłyszałam zachrypnięty głos, gdy zabrał jedną rękę i dłonią przetarł zmęczoną twarz.
Spojrzałam tuż nad ramieniem blondyna na zegarek, wiszący na ścianie, do którego on obrócony był plecami.
- Parę minut po dziewiątej. - odczytałam z tarczy, wracając wzrokiem do chłopaka.
- To bardzo wcześnie. - mruknął wyższym niż zazwyczaj głosem, przez co skojarzył mi się z marudnym dzieckiem. Nie mogłam się nie uśmiechnąć na ten widok, ale powstrzymałam się przed komentarzem.
Luke westchnął, dając upust swojemu zmęczeniu, a następnie opuścił głowę, żeby móc ustami dotknąć mojego odsłoniętego dekoltu i zostawić w tym miejscu mokry ślad.
- Dzień dobry. - dodał cicho, wciąż z lekką chrypką, gdy przypomniał sobie, że wcześniej mi nie odpowiedział.
Dreszcze przeszły przez całe moje ciało, ale miałam nadzieję, że on tego nie zauważył. Nie mogłam skupić się na tym, co powinnam odpowiedzieć. Jedyne co potrafiłam to myśleć o przyjemnym mrowieniu na skórze. Kompletnie nie pojmowałam czy jego zachowanie to wina niewyspania czy też nie, choć Luke od zawsze miał takie otwarte podejście i był cholernie dotykalski. Dziś jeszcze bardziej niż normalnie.
Te przypuszczenia jedynie potwierdził, kładąc policzek w okolicach mojego ramienia i przymykając z powrotem oczy, jakby miał wrócić zaraz do spania. Automatycznie wsunęłam palce w jego włosy, masując palcami tył głowy. Chłopak ledwo słyszalnie mruczał pod moim dotykiem. Moje powieki stały się cięższe, bo ta pozycja była zdecydowanie zbyt wygodna, choć teoretycznie powinien przeszkadzać mi ciężar ciała Luke'a na moim. Zamiast tego odprężyłam się, na moment zapominając, że powinnam była już dawno wstać.
Był środek tygodnia, więc miałam obowiązki. Musiałam iść do pracy, ale najpierw ważniejsze było wzięcie prysznica i doprowadzenie się do porządku, a mogłam to zrobić jedynie pozbywając się Luke'a, który uniemożliwiał mi ruszenie się.
- Luke, zejdź ze mnie. - powiedziałam, wracając do rzeczywistości i próbując zepchnąć z siebie jego ciało. - Muszę zacząć ogarniać się do pracy.
- I tak już jesteś spóźniona. - przypomniał mi, nie zwalniając uścisku.
Uniosłam oczy ku niebu, bo blondyn nie drgnął nawet o centymetr. Znaczyło to, że nie zamierzał się ode mnie odsunąć i miał gdzieś to, czy pójdę dzisiaj do warsztatu czy zostanę w domu. Nie odpowiadało mi, że akurat w tym momencie musiało mu tak zależeć na mojej obecności. Normalnie nie kłóciłabym się o to, ale w wypadku kiedy miałam ważniejsze obowiązki, ten stan ulegał zmianie.
- Dlatego tym bardziej jestem zmotywowana, żeby się pospieszyć. - nie dawałam za wygraną, a widząc że on nic sobie z tego nie robi, dodałam groźniej - Złaź ze mnie!
Po raz niewiadomy tego dnia próbowałam podnieść się z materaca, ale tak samo jak wcześniej kończyło się to marnym, a raczej żadnym skutkiem. Zamiast jednak złościć się na Luke'a, że zachowuje się w taki sposób i nie pozwala mi wstać, śmiałam się z tej sytuacji. Mój humor znajdował się na o wiele lepszym poziomie, kiedy byłam wyspana. Luke zaś zirytowany moimi działaniami i ciągłym wyrywaniem się, postanowił doszczętnie mnie unieruchomić. Chwycił mnie za oba nadgarstki jedną ręką, zanim w ogóle pojęłam jakie są jego plany, a następnie przytrzymał mi je nad głową, żebym więcej nimi nie machała.
- Um, nie wiem czy wiesz, ale coś takiego nazywa się napastowaniem. - poinformowałam go surowym tonem, starając się brzmieć poważniej niż w rzeczywistości byłam. - Puść mnie, a zapomnimy o sprawie.
Na usta chłopaka wpłynął cwany uśmiech, kiedy dostrzegł w moich oczach, że wcale nie mówiłam tak serio, jakby mogło się to zdawać. Również zdradziły mnie kąciki ust, które drgały nieznacznie ku górze.
- Wybacz, królewno, ale wreszcie udało mi się zaciągnąć cię do łóżka i nie zamierzam wypuścić cię tak szybko. - odparł już o wiele przytomniej niż wcześniej, choć sen nie uciekł z niego do końca, bo wciąż mówił cicho.
- Wow. Myślałam, że robisz to dla mojego bezpieczeństwa. Podobno strasznie się o mnie martwiłeś. Nie tak mówiłeś wczoraj?
- Tak. - pokiwał szybko głową, udając że nie zauważył ironii w moich słowach. - Dlatego właśnie byłem przy tobie całą noc, żebyś czuła się bezpieczna. Dzięki mnie. Nie ma za co.
– Faktycznie niezły z ciebie bohater. - prychnęłam.
- Yhym, to prawda. - przyznał, ignorując moje prychnięcie. - Zasłużyłem więc chyba na jakąś nagrodę.
Chłopak pochylił się nad moją twarzą, na której teraz malował się wyraz zaskoczenia. Nie przewidywałam, że właśnie tak potoczy się ta rozmowa, ale w sumie czego innego mogłam spodziewać się po tym człowieku.
- Nagrodę? Wyłapałeś to w jakimś tanim filmie czy po prostu lubisz rzucać kiepskimi tekstami, żeby poderwać dziewczynę? Nie pasuje mi to, wybacz.
- Jestem chujowym romantykiem. - wzruszył ramionami, nie przejmując się tym, co powiedziałam. Następnie przybierając swój typowy zadowolony uśmiech, dodał – Więc wydaje mi się, że idealnie pasuję do takiej jędzy jak ty.
Jego oczy zatrzymały się na moich lekko rozchylonych ustach, a sam oblizał ochoczo dolną wargę. Musiałabym być głupia, żeby nie wiedzieć, co chodziło mu w tym momencie po głowie.
- O nie. - pokiwałam głową na boki, odczytując zamiary blondyna. Gdybym nie była skrępowana przez jego dłonie, pewnie ostrzegawczo wystawiłabym w jego stronę palec lub nawet starała się go odepchnąć. - Nawet nie próbuj, Luke! Nie myłam zębów.
- Ja też nie. - musnął moje wargi.
- Fuuj, to obrzydliwe! Przestań! - krzyknęłam, jednocześnie śmiejąc się głośno. Nie wiedziałam skąd nagle u mnie tyle radości. - Nie możesz tak robić.
- Uważaj co mówisz. Jestem od ciebie dwa razy silniejszy, więc teoretycznie mogę zrobić z tobą to, co mi się podoba. Popraw mnie jeśli się mylę. - odpowiedział chytrze, ale nie próbował mnie już pocałować. Jedynie muskał ustami moją szyję, na której widniały gdzieniegdzie fioletowe ślady po wczorajszym zajściu i czekał aż się odezwę.
- A co jeżeli ja nie chcę? - powiedziałam pierwsze, co przyszło mi w tej chwili do głowy. Może nie była to zbyt oryginalna kontra, ale cóż mogłam na to poradzić.
- Powiedz słowo, a zostawię cię w spokoju.
Luke podniósł się, żeby na mnie spojrzeć swoimi oczami kompletnie bez wyrazu, choć jeszcze chwilę wcześniej tańczyły w nich wesołe ogniki. Uniosłam do góry brew w odpowiedzi. Chłopak nie wyglądał jakby kłamał, ale jednocześnie miałam opory przed uwierzeniem, że byłby w stanie przestać zachowywać się jak napalony nastolatek, gdybym tylko tego zażądała.
- Poważnie?
- Skarbie, wiesz że nie zrobiłbym nic wbrew twojej woli. Chcę o ciebie dbać, a nie cię krzywdzić. Nawet jeżeli czasem wydaje ci się inaczej. - wyznał, odgarniając palcem z mojego czoła kosmyk włosów, żeby założyć go za ucho.
Dobra, na coś takiego zupełnie nie byłam gotowa. Miałam wrażenie, że opadnie mi szczęka, gdy tylko to usłyszałam. Luke zawsze mnie bronił i to było coś oczywistego. Wiedziałam, że nie robiłby tego, gdyby nie chciał. Mimo wszystko słyszeć to z jego ust to inna kwestia, bo rzadko kiedy zdarza mu się mówić o tym, co czuje.
- Czasem jednak potrafisz być romantyczny. - wydusiłam po dłuższej chwili, w której ja i on po prostu na siebie patrzyliśmy. - I wiesz co? Znacznie bardziej cię wtedy lubię.
Wystawiłam zadziornie język, podnosząc się na łokciach. Moje nadgarstki były już wolne, więc bez problemu mogłam zbliżyć się do chłopaka, żeby móc przyglądać się jego twarzy. Miałam ogromną ochotę go teraz pocałować i już mało interesował mnie nieświeży oddech.
- Taaa, okej. - skrzywił się, kiedy dotarło do niego, że to co powiedział było raczej do niego niepodobne, a przede wszystkim cholernie słodkie. Żeby więc wyrównać szalę, musiał palnąć jakąś głupotę, gdyż wtedy nie byłby sobą – To.. możemy już zacząć uprawiać seks czy potrzebujesz więcej tego sentymentalnego szajsu?
- Cholera, Luke… Po prostu się zamknij. - jęknęłam, znajdując wystarczająco siły, żeby odepchnąć go od siebie. - Wszystko potrafisz zepsuć.
Blondyn zaczął się śmiać, nie biorąc na poważnie mojej zdegustowanej miny. Cały czar prysł mi pod nosem i aż żałowałam, że w ogóle się odezwałam, bo to ja sprowokowałam go do tej głupiej odpowiedzi.
Wypuściłam powietrze, zakopując się w pościeli. Myśl o warsztacie i obowiązkach już nie nawiedzała mojej głowy. Kompletnie zapomniałam, że miałam cokolwiek zrobić i zamiast tego wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą.
Wciąż wydawało mi się nierealne to, że ja i Luke leżeliśmy w jednym łóżku, więc z ciekawością zerknęłam w bok, żeby móc go podejrzeć. Oczywiście, że od razu wyłapał mój wzrok, bo leżał na boku przodem odwrócony do mnie. Prawą rękę podłożył pod głowę, żeby było mu wygodniej w tej pozycji. Postanowiłam zrobić to samo co on i odwróciłam się do niego twarzą.
Nie odezwaliśmy się ani razu w ciągu dobrych dwudziestu minut, które w tym momencie wydawały się niesamowicie długie. Nie było niezręcznie, ale dało się wyczuć jakieś bliżej nieokreślone napięcie. Zupełnie jakbyśmy oboje chcieli coś powiedzieć, ale żadne z nas nie miało odwagi się za to zabrać, więc po prostu analizowaliśmy układ własnych twarzy, zapamiętując wszystkie możliwe szczegóły.
- Hej, Luke… - zawołałam, bo mimo że na mnie patrzył, miałam wrażenie że tak naprawdę nie zwraca na mnie uwagi, tylko pogrążony jest w myślach.
- Hmm? - mruknął, a jego wzrok się wyostrzył. Już nie wyglądał na tak zamyślonego.
- Co do wczoraj… - zaczęłam, nie bardzo wiedząc czy chcę kończyć to zdanie – Wolałabym, żebyś nikomu o tym nie mówił. Nie chcę, żeby Blake się dowiedziała, bo zeświruje.
Blondyn przyjrzał mi się dokładnie, jakby od tego zależała jego odpowiedź.
- Możesz na mnie liczyć. - odparł pewnie i poczułam się lżej, ale zaraz zniszczył mój spokój – Ale za Mike'a nie mogę ręczyć. Może daleko mu do tej plotkary Caluma, ale wciąż jest pod pantoflem twojej siostry.
Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że faktycznie może być tak jak mówi Luke. Jeżeli Blake nabrałaby podejrzeń, Michael pewnie byłby zmuszony wyśpiewać jej wszystko. Nie było jednak innego wyboru, jak powiedzieć o wszystkim Cliffordowi, bo w końcu tylko on potrafił sprawdzić mój telefon i może nawet wyśledzić zastrzeżony numer, a to znaczyło wielki krok do sukcesu.
- Ugh, racja. Nieważne, chcę mieć to po prostu z głowy. Mam dość tego, że nie wiem kim jest ten człowiek i czego ode mnie chce. - odparłam ze zrezygnowaniem – To wszystko jest bez sensu, bo oprócz tego że zatruwa mi życie, nie próbuje ze mnie wyciągnąć żadnych informacji…
- A po co ma to robić? Przecież śledzi cię od dawna. Pewnie wie o tobie więcej niż ty sama. - przerwał mi tonem wyprutym z emocji, jakby mówił o czymś zwyczajnym, tymczasem ja poczułam jak żołądek mi się ściska.
Słowa wypowiedziane na głos nabierały realnego znaczenia, w przeciwieństwie do tych, które krążyły nam jedynie w myślach. Dlatego właśnie miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję na samą myśl o tym mężczyźnie, który mógł wiedzieć o mnie wszystko i obserwować mnie w każdej chwili, nawet teraz.
- Ok, lepiej przestań mnie pocieszać. - jęknęłam, zakrywając twarz kołdrą, na co chłopak zachichotał. Dodałam więc z sarkazmem - Może lepiej od razu wykop mi dół.
- Nie przeżywaj, Heather. Obiecuje, że się tym zajmę. O ile od tej pory będziesz mówiła mi wszystko, na pewno będziesz bezpieczna. - wzruszył ramionami, uświadamiając mi, że za bardzo się tym przejmuje, ale czy mogłam inaczej?
Może dla niego takie sytuacje nie były niczym nadzwyczajnym, ale powinien zrozumieć, że ja nie do końca musiałam sobie radzić z taką presją. Zwłaszcza, że kompletnie nie umiałam się bronić, co udowodniłam już wczoraj, gdy bezmyślnie zaczęłam gonić czarną postać. Wszyscy wiemy jak moja dzielna próba złapania go się skończyła. Jeśli tak dalej pójdzie pewnie zginę, bo nie znałam nawet podstaw samoobrony, co było kompletnie idiotyczne, zważając na środowisko w którym żyje. Ostatnie o czym marzyłam to do końca życia być bojaźliwą dziewczyną, która musi polegać na innych i motywować ich do działania w jej obronie.
Otworzyłam szeroko oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej, bo właśnie wpadłam na idealny pomysł. Nie wierzyłam, że dopiero teraz o tym pomyślałam, mając tyle idealnych okazji do jego spełnienia. Spojrzałam na wciąż leżącego Luke'a, który patrzył na mnie jakbym była co najmniej obłąkana, ale nie dziwiłam mu się, skoro na moją twarz wpłynął zadowolony z siebie uśmiech, a oczy niebezpiecznie błyszczały.
- Pomyślałam właśnie o czymś. - wybąkałam ledwo słyszalnie, nawet bardziej do siebie niż do Luke'a, choć to do niego miałam zamiar skierować moją prośbę. - O mój… przecież to jest genialne!
Zachwyciłam się, ale szybko zagryzłam wargę, żeby nie być zbyt głośno. Miałam wrażenie, że właśnie wpadłam na najlepszy pomysł mojego życia i dzięki niemu w końcu będę w stanie zadbać o siebie, bez niczyjej pomocy, bez żadnego wsparcia.
- Jestem pewna, że to ułatwi nam całą tą sprawę...
- Ymm, fajnie. Wybacz mi że przeszkadzam ci w rozmowie z samą sobą, ale może mnie oświecisz? - Luke przypomniał mi o swojej obecności, lekko podirytowany tym, że jeszcze nie zdradziłam mu konkretów. - Co to za genialny pomysł?
- Nauczysz mnie posługiwać się bronią. - wypaliłam bez zastanowienia, nie mogąc ukryć jak podekscytowana jestem.
- Co?
Blondyn wyglądał jakby mówiąc to zakrztusił się powietrzem. Zignorowałam jednak to dziwne zachowanie, bo wciąż byłam pewna, że mój pomysł jest świetny i jemu również się spodoba. Kiedy nauczyłby mnie strzelać, nie musiałby już więcej pilnować mojego tyłka, tylko zająłby się w końcu dopięciem swoich własnych spraw na ostatni guzik. To była idealna okazja.
- Mówię, że powinieneś pokazać mi jak używa się pistoletu. - powtórzyłam niezrażona, że przy każdym kolejnym słowie jego mina rzednie. - Mogłabym bronić się sama. Przestać bać się każdego cienia, bo czułabym się o wiele bezpieczniej.
- Już ci mówiłem, że to ja zajmuje się ochroną innych, a ty masz się do tego nie mieszać. - warknął w moja stronę, podnosząc się również do pozycji siedzącej. Podskoczyłam minimalnie, zaskoczona tym nagłym ruchem, ale jeszcze bardziej się przeraziłam, gdy Luke odwrócił się do mnie i zapytał z wyrzutem – Nie czujesz się przy mnie bezpiecznie?
Gapiłam się na niego, starając się zrozumieć ten nagły wybuch, ale to w ogóle nie miało sensu. Chciałam przede wszystkim odciążyć innych, a przy okazji byłabym znacznie pewniejsza mając czym się bronić. Nie widziałam w tym żadnych minusów, ale chyba byłam w wielkim błędzie, skoro Luke wyglądał gorzej niż przy akcji z jogurtem na siedzeniu jego samochodu.
- Czekaj, nie bardzo rozumiem… Czy ty właśnie robisz mi wyrzuty? - zmarszczyłam brwi.
- Nie, po prostu staram się uświadomić ci, że to chujowy plan. Wybij to sobie z głowy.
Blondyn podniósł się z materaca, idąc na drugi koniec pokoju po swoją bluzkę, która leżała na podłodze przy komodzie. Podniósł materiał i wsunął go na siebie, najwyraźniej decydując się opuścić pokój, mimo iż dla mnie ta rozmowa nie była jeszcze zakończona. Nieważne, jakie było jego zdanie.
- Chcę nauczyć się strzelać.
Starałam się zabrzmieć poważnie i zmusić chłopaka do zastanowienia się nad moją prośbą. Skrzyżowałam ręce na piersi. Nie podobało mi się, że mnie ignorował. Jak zwykle chciał postawić na swoim, decydując za wszystkich innych i mając gdzieś czyjeś zdanie.
- Wykluczone. - odmówił, wciąż twardo trzymając się swojej wersji. Miałam ochotę go walnąć.
- Dlaczego nie? - jęknęłam, nie mogąc powstrzymać zawodu – Co zrobię kiedy wy wyjedziecie znów z miasta, a ja i Blake będziemy miały kłopoty? To chyba właściwe, jeżeli będę potrafiła zaradzić problemom bez waszej pomocy. Myślałam, że to dobry pomysł.
- Jest idiotyczny, więc skończmy ten temat. Odpowiedz dalej brzmi nie. - mruknął nawet na mnie nie patrząc, a we mnie zawrzała krew.
- Świetnie! - wyrzuciłam ręce w powietrze poddając się. Nie zamierzałam kłócić się z królową dramatu ani chwili dłużej. - Nie jesteś jedynym, który potrafi posługiwać się pistoletem. Zapytam kogoś innego.
Wtedy jak gdyby nigdy nic podniosłam się, a następnie zajęłam się ścieleniem łóżka. Tak czy siak musiałam iść do pracy, czy byłam spóźniona czy nie. Czekała na mnie robota, a z blondynem nie miałam najmniejszej ochoty spędzać tego dnia, skoro znów zachowywał się jak uparty osioł.
Zaczęłam szykować czyste ciuchy na dzisiaj, podczas gdy on stał przy drzwiach i miażdżył mnie wzrokiem, ale celowo udawałam że tego nie widzę. Później będę płakać nad tym, jak oboje potrafimy zachowywać się dziecinnie, bo w tym momencie musiałam wygrać bitwę o to, które z nas jest bardziej oburzone.
- Myślisz, że ci na to pozwolę? - usłyszałam po sporym czasie, co znaczyło, że blondyn nie zamierzał odpuścić.
Wciąż stał w jednym miejscu, decydując się zostać. Najwyraźniej był w dobrym nastroju do kłótni.
- Myślisz, że obchodzi mnie twoje zdanie? - odgryzłam się – Jesteś niedorzeczny. Skoro nie chcesz mnie nauczyć, zrobi to ktoś inny, prosta sprawa. Nie wiem o co ci chodzi, ale tym razem to ty zachowujesz się jak kapryśna królewna. Nie możesz pilnować mnie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, czego szczerze mówiąc nawet bym nie chciała. Potrzebuje pewnych umiejętności, skoro już moje życie jest takie jakie jest. Dlaczego więc do cholery nie chcesz mi pomóc? - wyrzuciłam praktycznie na jednym wdechu, zbyt zdenerwowana, żeby zapanować nad słowotokiem.
- Dlatego że nie chcę wciągać cię głębiej w to bagno, kretynko! - wykrzyczał w reakcji, wyrzucając ręce w powietrze. Miał dość mnie, a ja miałam dosyć jego. Właśnie tak działała ta relacja. - Kurwa zrozum, że pistolet to nie jest zabawka, a posiadanie go nie jest łatwe, nawet jeżeli myślisz, że go nigdy nie użyjesz. Nauczysz się nią posługiwać, a wtedy będziesz miała powód, żeby jej użyć. Będziesz miała powód, żeby wypalić z niej w najmniej odpowiednim momencie i później zniszczą cię wyrzuty sumienia. Jesteś za słaba na posiadanie broni, Heather, więc odpuść.
Chłopak wydawał się o wiele spokojniejszy pod koniec swojego przemówienia, a ja zaczęłam porządnie zastanawiać się nad tym wszystkim. Przez moment rozmyślałam nad tym ile sensu mają jego słowa i aż nie wiedziałam co mogłabym na to odpowiedzieć. Z jednej strony faktycznie mogłam narobić sobie przez to kłopotów, ale zaś z drugiej nie uważałam się za aż tak impulsywną osobę, żeby strzelić do kogoś bez potrzeby. Myślałam raczej o użyciu broni w ostateczności, kiedy już nie będę miała żadnego wyjścia. Nawet nie wiem, czy byłabym do kogokolwiek wymierzyć, a co dopiero nacisnąć spust. Pistolet miał mi służyć jako straszak, ale umiejętność posługiwania się nim również była mi potrzebna.
- Nie jestem głupia, Luke. Za bardzo cenię ludzkie życie, żeby bez powodu móc je odebrać. Nawet jeżeli miałabym do czynienia z jakimś przestępcą. - powiedziałam dokładnie to, co wydawało mi się w tym momencie słuszne. Tego byłam pewna.
- Myślałem tak samo, kiedy sam uczyłem się strzelać. - pokiwał głową, jakby mnie rozumiał, choć wyczuwałam to „ale” wiszące w powietrzu. Nie myliłam się, o czym przekonał mnie odzywając się ponownie. - A zaraz po tym zabiłem cztery osoby. Moja odpowiedź to wciąż nie i zabraniam ci kombinować, Heather.
Po tych słowach opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie z ogromnym mętlikiem w głowie i ściskiem w żołądku na samą myśl o Luke'u odbierającym czyjeś życie. W jaki chory scenariusz ja się wplątałam?
Pod koniec marca w Sydney kalendarzowo zaczynała się wczesna zima. Następował okres, kiedy słońce znikało z nieba, a zamiast niego pojawiał się chłód i ulewne deszcze, czyli pogoda której nienawidziłam. Ten dzień należał jednak do wyjątkowych, bo było jeszcze całkiem ciepło, a przynajmniej na tyle, że mogłam ubrać cienkie legginsy i krótką bluzkę, gdy wychodziłam na dwór.
Chłopcy wyjechali tydzień temu, a ja żeby się nie nudzić zaczęłam urządzać sobie częste spacery po okolicy, która tak nawiasem była ogromną, nieodkrytą przestrzenią. Szczerze mówiąc odkąd przeniosłam się pod granice miasta, gdzie właściwie były dwa sklepy na krzyż i jakiś kościół, nie miałam nic lepszego do roboty, jak łażenie po wydeptanych ścieżkach w lesie. A skoro też nie lubiłam biegać, a odczuwałam potrzebę polepszenia swojej kondycji, próbowałam ruszać się choć w taki sposób.
Wracałam właśnie z jednego z takich spacerów, a za mną wlekły się Blake i Rachel, które stwierdziły, że mają ochotę poruszać się ze mną. Nalegałam, żeby zostały w domu i dały mi choć chwilę wytchnienia, bo potrafiły być naprawdę upierdliwe i potrzebowałam od nich odpocząć. Nie udało mi się, bo moja siostra stwierdziła, że musi rozchodzić swoje nowe trampki, a to jest idealna do tego okazja. No i jak wiadomo tam gdzie Blake jest też Rachel, tam gdzie Rachel jest Blake, więc chcąc nie chcąc zgodziłam się na ich towarzystwo. Postanowiłam być jednak mało kulturalna i całą drogę szłam przed nimi, pozwalając im rozmawiać między sobą. Do uszu zaś wcisnęłam słuchawki, które dyktowały mi rytm stawianych kroków, a że słuchałam dość skocznych nut, wyprzedziłam ich spory kawałek.
Zanim jednak dotarłam pod bramę i uwolniłam swoje uszy od głośnych trzasków, szarpiąc za kolorowy kabelek, dziewczyny zdążyły mnie dogonić, toteż razem weszłyśmy do domu. Blake od razu zabrała się za ściąganie trampek, w których chodziła już od dobrych dwóch godzin.
- Ał, ał. To nie był dobry pomysł, żeby je ubierać. - jęknęła, odrzucając jeden but w bok, kiedy ja i Rachel zajęłyśmy miejsca na kanapie w salonie.
Dziś było w nim wyjątkowo pusto, bo rano większość osób gdzieś pojechała. Dzięki temu miałam całkiem przyjemną, wolną od pracy niedzielę i rozkoszowałam się nią doszczętnie.
- Nikt nie kazał ci kupować rozmiar za małych butów, Blake. - przypomniałam jej, wywracając oczami na jej marudzenie. Sama sobie zgotowała taki los.
- To była ostatnia para! - broniła się, z trudem i skrzywioną miną ściągając drugiego buta – Poza tym kasjerka zapewniała mnie, że dam radę je rozchodzić.
- To buty za prawie dwieście dolarów. - wywróciłam oczami – Ta kobieta wmówiłaby ci nawet, że dzięki nim nauczysz się latać, byle byś je wzięła.
- Dobra, zamknij się. Nie chcę cię słuchać. Bolą mnie nogi, nie potrzebuje jeszcze twojego pouczającego tonu, żeby czuć się gorzej. - sapnęła, padając na kanapę obok brunetki.
- Na pewno uda ci się je rozchodzić, a jeżeli nie to pojedziemy do tego sklepu i je oddamy. - powiedziała do niej Rachel, na co miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymałam.
Cały czas miałam wrażenie, że podrywa moja siostrę na każdym kroku, a Blake w ogóle tego nie zauważała i zachwycała się jaką to Rachel jest świetną przyjaciółką. Na nieszczęście dziewczyny, Blake była w stu procentach hetero, a poza tym była też zajęta. Nie mogłam się doczekać aż Clifford zobaczy na własne oczy, jak ktoś próbuje mu sprzątnąć dziewczynę sprzed nosa. To było by zabawne.
Nie usłyszałam już odpowiedzi blondynki, bo w tym momencie do środka wpadli ci ci sami kolesie, których widziałam ostatnio z Lukiem. Właściwie widywałam ich codziennie, bo w końcu tu mieszkali, ale tym razem znów przykuli moją uwagę. Jeden z nich miał zawieszoną na plecach czarną torbę, która brzęczała przy każdym stawianym kroku, jakby było w niej coś ciężkiego, na moje ucho łańcuch.
Odwróciłam szybko wzrok w stronę włączonego telewizora, gdy ten drugi złapał mnie na patrzeniu. Jego imię zdążyłam poznać, bo ostatnim razem proponował mi prochy, kiedy siedziałam z Rachel w tym samym miejscu w salonie. Nazywał się Dylan i miałam pewność, że nawet teraz jego oczy były nieobecne, co świadczyło o tym, że brał. Nie powiem, że nie miałam ochoty zrobić tego samego, ale miałam na tyle silną wolę, że się powstrzymywałam.
Nasłuchiwałam aż dźwięk ich butów odbijających się od drewnianej podłogi trochę ucichnie i kiedy byłam przekonana, że zniknęli w korytarzu za rogiem, podniosłam się gwałtownie z kanapy. To był kolejny z tych przypadków, kiedy nie wiedziałam niczego na temat tego, co oni robią i kim była ta dziewczyna, z którą widziałam ich ostatnio, ale miałam przeczucie. Przeczucie, które było silniejsze od każdego innego impulsu w moim umyśle.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała Rachel, gdy tylko zobaczyła, że idę w kierunku,w którym zniknęli jej koledzy.
- Idę do toalety. - odpowiedziałam mechanicznie, nawet na nią nie patrząc.
Nie zastanawiałam się nad tym, czy to łyknie. Skłaniałam się bardziej ku temu, że nie i od razu odgadnie jakie są moje zamiary, ale miałam to gdzieś. Rachel była z tych dobrych ludzi i polubiła mnie i moją siostrę za bardzo, żeby zaszkodzić mi jakkolwiek albo mnie wsypać. Może i była rasistowska, kiedy pięć razy w jednym zdaniu potrafiła wypomnieć Glennowi jego koreańskie korzenie, ale jej wrodzona wredność nie odznaczała, że jest żmiją. Była szczera i zdystansowana, więc to mnie przekonało jeśli chodzi o moje przypuszczenia co do jej osoby.
- Heather, masz mnie za idiotkę? - jej głos sprawił, że się zatrzymałam i powoli zwróciłam w jej stronę.
- O co chodzi? - zapytała Blake patrząc to na rozzłoszczona brunetkę, to na mnie, przenoszącą co chwilę ciężar z jednej nogi na drugą, bo obawiałam się, że mogę przez to zgubić dwójkę osiłków i nie dowiedzieć się gdzie idą.
- Twoja głupia siostra próbuje bawić się w detektywa. - odpowiedziała jej Rachel, ale ostrzegawczy wzrok nie spuszczała ze mnie. Tak jak podejrzewałam, nie miała problemu z odgadnięciem, gdzie idę. - Heather, uwierz mi, że nie chcesz tego robić, więc usiądź grzecznie na dupie i postaraj się nie pakować w kłopoty, ok?
- W jakie kłopoty? - zapytałam od razu, nie przejmując się jej ostrzeżeniem – Wiesz co oni tam robią? Co robią tej dziewczynie?
- Nie i ciebie też nie powinno to obchodzić. - odpowiedziała twardo, a jej twarz pozostała bez wyrazu, kiedy to mówiła.
- Wiesz kim ona jest, prawda? - nie poddawałam się – Proszę, powiedz mi. Cały czas wydaje mi się, że gdzieś już ją widziałam i jestem pewna, że kiedy wprowadzali ją do domu, poznała mnie. Chcę tylko wiedzieć kim jest, a obiecuje że już więcej nie będę się tym interesować. - skłamałam.
- O jasne, masz mnie za idiotkę? - prychnęła, ale cały czas mówiła ściszonym głosem, jakby ktoś mógł nas podsłuchać. - Nie powstrzymam cię, to jasne, zrobisz co chcesz. Ale o ile nie chcesz podpaść Nickowi, nie mieszaj się w tą sprawę, rozumiesz? Inaczej wkopiesz swoich przyjaciół w niezłe tarapaty, a sama skończysz w piwnicy jak ta biedaczka i będziesz modlić się, żeby pozwolili ci umrzeć.
- W piwnicy? - powtórzyłam, unosząc wysoko brwi.
Rachel zakryła usta dłonią, zdając sobie sprawę ze swojego długiego języka.
- O matko… już po mnie… - wyszeptała, łapiąc się za głowę. W jej oczach pojawiły się łzy. - Co do cholery jest ze mną nie tak…? Przecież Nick mnie zabije, jak się dowie…
- Heather nikomu nie powie, spokojnie.
Blake objęła dziewczynę jednym ramieniem i rzuciła mi spojrzenie w stylu „ widzisz co narobiłaś?”. Poczułam się głupio, że doprowadziłam do takiego stanu rzeczy, bo Rachel wyglądała na autentycznie przerażoną faktem, że zdradziła mi ten szczegół. Nie rozumiałam dlaczego mogła bać się tak bardzo Nicka, skoro moim zdaniem był w porządku, czasem tylko jak każdy facet potrafił się wkurzyć, ale nic więcej.
- Nick o niczym się nie dowie. - obiecałam, a brunetka popatrzyła na mnie z nadzieją i przestała szarpać swoje włosy. - Przepraszam, nie powinnam była się tym interesować. Nie chcę narobić ci problemów, więc postaram się o tym zapomnieć.
Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco, na co dziewczyna szepnęła ciche dziękuje i trochę się uspokoiła. Spojrzałam na swoją siostrę, która właśnie mordowała mnie wzrokiem, bo znała mnie zbyt długo, żeby uwierzyć w tą obietnicę. Oboje wiedziałyśmy, że miałam zamiar zachować się jak ostatnia suka i ją złamać. Zwłaszcza, że mój umysł podpowiadał mi, że powinnam zacząć obserwować Nicka dokładniej niż robiłam to do tej pory. W końcu reakcja Rachel na myśl o tym, że on mógłby dowiedzieć się o tym, co przede mną ujawniła, była autentyczna. Nie sądziłam, że byłaby w stanie tak dobrze udawać lęk, a to budziło moje podejrzenia. Bo z jakiego powodu miałaby tak panicznie się jego bać?
Czułam się niezręcznie wiedząc, że Blake wciąż na mnie patrzy, dlatego wykorzystałam pierwszą lepszą wymówkę i kiedy zadzwonił telefon, wybiegłam z pokoju, żeby go odebrać. Postanowiłam nie wracać już tam z powrotem, bo pewnie nie potrafiłabym trzymać języka za zębami i zaczęłabym zadawać jeszcze więcej niepotrzebnych pytań.
Wyciągnęłam z kieszeni starą komórkę, którą Luke pożyczył od Ashtona w zamian za moją własną, którą Clifford zabrał ze sobą, żeby móc ją rozpracować. Wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że była taka ciężka. Może mój telefon nie był najnowszym modelem ze świetnym aparatem, ale w przeciwieństwie do tego chociaż miał kolorowy wyświetlacz. Nie mogłam się doczekać aż odzyskam swoją własność.
Z trudem wcisnęłam guzik z narysowaną zieloną słuchawką i przyłożyłam komórkę do ucha. Nie miałam na niej zapisanych numerów i nie wiedziałam kto do mnie dzwoni, rzuciłam więc najprostsze:
- Halo?
- Hej, Heather. Jesteś sama? - Luke odezwał się po drugiej stronie słuchawki. Jego oddech był ciężki, jakby właśnie wrócił z akcji, co prawdopodobnie było celnym przypuszczeniem. - Muszę z tobą porozmawiać, ale ty musisz być sama.
- Jestem sama, Luke. Co się stało? - zaczęłam się martwić, przez co silniej zaciskałam palce na obudowie telefonu. - Wszystko z tobą w porządku?
Bałam się, że może grozić mu niebezpieczeństwo lub co gorsza jest ranny. Moje serce zabiło mocno, gdy zapadła chwila ciszy, jakby chłopak przygotowywał się do przekazania mi jakiejś strasznej nowiny.
- Ze mną jest okej. - uspokoił mnie. Wypuściłam powietrze, na znak ogarniającej mnie ulgi. - Jesteś pewna, że nikt nie może cię teraz podsłuchać?
- Tak, Luke. - przytaknęłam szybko, ponownie się denerwując – Powiesz mi o co chodzi, zanim zejdę na zawał z nerwów?
- Ok, ok. Tylko nie denerwuj się na zapas. - zaczął, a słysząc mój niezadowolony jęk, postanowił kontynuować – Kazałem Michaelowi zostać dzisiaj w hotelu, kiedy my pojechaliśmy na akcję. Miał zająć się sprawdzeniem twojego telefonu, mówiłem ci że zna parę sztuczek, nie?
- Luke do rzeczy! - powiedziałam zbyt głośno, nie wytrzymując presji. - Przepraszam, mów dalej.
- Siedział nad tym cały dzień i udało mu się odzyskać te wiadomości. Każdą po kolei, która zniknęła zaraz po tym jak ją otworzyłaś.
- I-i co-o? - zająknęłam się, przez drżącą wargę. Wiedziałam że zaraz usłyszę coś nieprzyjemnego, dlatego powstrzymywałam się przed łzami.
- Dzięki temu mogliśmy sprawdzić skąd były wysyłane i kim jest prześladowca.
- To Wayn, prawda? - ledwo przeszło mi to przez gardło, dlatego przypominało to raczej dziecięcy pisk, a nie mój głos.
- Co? Nie, Wayn tego nie zrobił, przecież… - zatrzymał się bez kończenia zdania, ale nie chciałam myśleć teraz o tym, a raczej dowiedzieć się w końcu prawdy – Skąd ci to przyszło do głowy? Posłuchaj mnie do końca. - rozkazał, a ja nie chcąc już niczego przedłużać, pozwoliłam mu dokończyć. - Wiadomości były wysyłane z różnych miejsc i z kilku różnych numerów, ale nie ma wątpliwości, że była to jedna osoba, bo styl pisania jest zachowany w nich wszystkich. W każdym razie, Michael próbował określić nadawce esemesów i z większością z nich mu się nie powiodło, co świadczy o tym, że najprawdopodobniej ten ktoś po wysłaniu, niszczył karty, żebyśmy nie mogli go wyśledzić. Mamy więc do czynienia z kimś, kto się zna na swojej robocie.
Myślałam, że się załamię kiedy to usłyszałam, ale na szczęście Luke kontynuował swoją zbyt długą odpowiedź, choć ja modliłam się, żeby już powiedział mi kim jest mój prześladowca.
- Jednak ostatnia wiadomość, którą dostałaś była wysłana z istniejącej jeszcze karty, a i nawet telefon jest wciąż aktywny, więc to była bułka z masłem. - tutaj chłopak zrobił dłuższą przerwę, a jego oddech zadrżał – Błagam cię tylko nie zacznij tego przeżywać. Pamiętaj, że jestem z tobą cały czas i nie pozwolę ci nic zrobić, jasne?
- Kim on jest? - wycedziłam z trudem, nie mogąc dłużej znieść tej niewiedzy i napięcia w moim żołądku, które z każdą sekundą rosło.
Luke westchnął, jakby wiedział, że nie zareaguje na to najlepiej, ale ostatecznie powiedział ściszonym głosem:
- Nie wiemy kto to jest dokładnie, ale wraz ze swoim telefonem znajduje się w domu, w którym obecnie i ty jesteś.
I wtedy wszystko stało się jakby mniej wyraźne. Nie byłam w stanie odpowiedzieć na to ani słowem, upuszczając telefon na ziemię i nie przejmując się jego losem. W tym momencie ważniejsze było dla mnie, żeby zdążyć doczołgać się do toalety, a kiedy mi się do udało, wymiotowałam jak nienormalna tak długo aż nie odpłynęłam an kafelkach. Miejsce, w którym miałam być bezpieczna, okazało się tym najgorszym z możliwych.
*
cześć wszystkim, jak się macie? mam wrażenie jakby wieki mnie tu nie było, a przecież minął tylko tydzień. rozdział jest punktualnie w poniedziałek, czyli dałam radę. mam nadzieję, że się podobał. jeżeli tak, napiszcie, a jeżeli był beznadziejny to też możecie poinformować mnie o tym w komentarzach.
chciałabym zadedykować go dwóm osobą. pierwsza to twitterowa @perfangelfay, która dzielnie reklamuje mojego bloga i na tt i na facebookowej grupie 5sosfampl (tak, mogłam cię trochę wystalkować, ale błagam nie bój się mnie jestem niegroźnym psychopatą) także dziękuję, jesteś cudowna! drugą osobą jest mój blogowy anonim, który zawsze zostawia mi dopisek ps. przy swoich komentarzach. uwielbiam je czytać, bo są zupełnie urocze i sprawiają, że się uśmiecham. dlatego właśnie dedykacja również dla ciebie, żebyś wiedziała jak to doceniam!
do następnego, buziaki! pamiętajcie o #RiskyPlayerFF tam też możecie pisać swoje opinie, jeżeli tylko macie na to ochotę ;)
Jakie to jest zajebiste!! Warto było czekać cały dzień na ten boski rozdział <3
OdpowiedzUsuńZ wielką niecierpliwością czekam na więcej^^
Nie chce mi się pisać :D ♡
OdpowiedzUsuńAle jak dla mnie rozdział trochę się ciągnie i jest troszku nudny. Ale tylko trochę ! :D
Coś miłego...
Fajny blog XD
Naprawdę nie mam tej nocy weny ._.
Cudowny Luke i Heather są tacy słodycy juz nie mogę doczekać się next ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡
OdpowiedzUsuńOMFG ! Przecudny rozdział !
OdpowiedzUsuńAwww Luke i Heather razem w jednym łóżku to takie słodkie :D
Ciekawe kto pisze te esemesy , ja to bym się bała wyjść z pokoju na miejscu Heather .Zniknij prześladowco Heather ! I tak nie wygrasz , Lukey ją uratuje !
Ps. Cóż , Dziękuję za dedykację naprawdę się nie spodziewałam , i naprawdę Dziękuję :-*.Życzę Ci duuużo weny , i z nieciwrpliwością czekam na następny równie wspaniały rozdział. Już to pisałam w każdym poprzednim komentarzu , i będę to pisać w każdym następnym
Kocham Twojego Bloga !
Zajebisty rozdział, zajebiste opowiadanie... Kocham to czytać ... Jesteś świetna 😘 ❤
OdpowiedzUsuńHuke śpiące razem, how cute <3
OdpowiedzUsuńi jeszcze się tak tulą, to mi się podoba, w tym momencie siedzę i myślę... czemu oni jeszcze nie są parą?!
aw, Luke nawet przez sen nie chce jej puścić, uwielbiam takie rzeczy (czytać...)
"W tym czasie Luke oparł ręce po obu stronach mojej głowy, lekko się nade mną nachylając. " jezu wyobrażam sobie, że wygląda tak bardzo hot, taki zaspany i z nieułożonymi włosami i sidhfushdfusdjf
ok, Luke z chrypką i całujący ją po dekolcie, mogę umrzeć
fiu fiu, dzieje się z samego rana widzę *bierze paczkę popcornu i obserwuje, kiwając głową z aprobatą*
"Um, nie wiem czy wiesz, ale coś takiego nazywa się napastowaniem" chyba, że ty też tego chcesz... dobrze wiemy Heather, że chcesz XD
ahahha lol Luke
ja czytając "zasłużyłem na jakąś nagrodę" -> tak, ok, mhm, ale idźcie umyć najpierw zęby (po czym zaraz Heather mówi o tym samym, pjona)
"Powiedz słowo, a zostawię cię w spokoju" propsy Luke, kocham cię
ŁOTA FAK NAZWAŁ JĄ SKARBIE, OMG NIE MOGĘ, MOJE EMOCJE, CZEMU TAK BARDZO TO PRZEŻYWAM?
prawda Heather, Luke jest wtedy bardzo cute, ale w innych odsłonach też go uwielbiamy
"To.. możemy już zacząć uprawiać seks czy potrzebujesz więcej tego sentymentalnego szajsu?" Luke..................................... co za głupie pytanie, oczywiście że możecie
ok, byłam pewna, że będzie chciała, żeby ją nauczył się bić, nie do końca zgadłam
o oł draaaama tiiiime
nie jestem pewna, co myśleć o tej sytuacji, rozumiem obie strony, dajcie Heather pistolet bez naboi i niech bije nim ludziom po głowach w razie czego
teraz się zastanawiam, czy to jakieś przypadkowe osoby czy jeszcze coś o tym będzie...
Blake i Rachel <3 ship życia (nie no, Make forever)
ahahhahaha tak. ja też nie mogę się doczekać, aż Michael zobaczy, że ktoś podrywa jego dziewczynę, to będzie piękne
NIE WIEM, CZY MAM SIĘ CIESZYĆ CZY PŁAKAĆ, ŻE RACHEL SIĘ WYGADAŁA O PIWNICY. polubiłam ją, nie chce, żeby się jej coś stało, jak okaże się, że powiedziała o tym
ale jednocześnie CO Z TĄ BIEDNĄ DZIEWCZYNĄ? IDŹ JĄ RATUJ, HEATHER
Nick to złoooo, boi się go, bo to szatan, w końcu brat Lucyfera
kurwa jak Luke powiedział 'ze mną jest okej' myślałam, że komuś innemu z ekipy coś się stało! uf...
co to były za emocje, gdy byłam pewna, że nagle pojawi się imię tej osoby, a ja zrobię wtedy: "OMG TO TEN KTOŚ"
fuck, zrobiło się creepy, ja bym stamtąd spierdalała od razu na jej miejscu
yup, rozdział się podobał, ale mam lenia co do komentowania, wybacz
O JEJU DZIĘKUJĘ ZA DEDYKACJĘ!!!
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ!!!
Rozdział genialny jak zawsze ❤
@perfangelfay aka Daria x
Zajebiste opowiadanie,czekam na next :*
OdpowiedzUsuń