poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział trzydziesty trzeci.

Heather

Akurat kiedy poczułam się senna, za oknem zaczęło świtać. Promienie słoneczne podrażniły moje przekrwione od zmęczenia spojówki i musiałam przetrzeć pięściami oczy, zanim ponownie spojrzałam za okno. Pogoda była ładna, ale w Sydney to raczej żadna nowość i nie było czym się zachwycać.
Przez całą noc nie udało mi się zasnąć, gdyż byłam zbyt zestresowana i rozzłoszczona jednocześnie, żeby choć na chwilę zmrużyć oczy. Teraz powieki lekko opadały mi w dół i choć nadarzyła się okazja na odpoczynek, musiałam z niej zrezygnować. Popatrzyłam na zegarek i z przykrością stwierdziłam, że nie zostało dużo czasu zanim przybędą tu ludzie Nicholasa. Na szczęście, jedyne co musiałam zrobić to względnie się ogarnąć, bo tak jak podejrzewałam wczoraj, Blake spakowała wszystkie potrzebne mi ciuchy i inne pierdoły. Porzuciłam więc plany o krótkiej drzemce, ostatecznie postanawiając wstać i nie marnować więcej czasu.
Zwlekłam się z wygodnego łóżka i przeciągnęłam, chcąc rozruszać mięśnie odrętwiałe po tylu godzinach prawie w kompletnym bezruchu. Podeszłam do szafki, a moje zesztywniałe nogi powoli zapominały o ogarniającej je jeszcze przed sekundą martwocie. Wyciągnęłam z szuflady wygodny zestaw na dziś i udałam się do łazienki w celu wzięcia gorącego prysznica, co oczywiście nie zajęło mi zbyt długo. Piętnaście minut później zbiegałam na dół po schodach, bo mój brzuch domagał się jakiegoś porządnego posiłku, a ja nie zamierzałam mu niczego odmawiać.
Nie mogłam doczekać się aż pochłonę cokolwiek i już robiłam w głowie listę rzeczy, które zjem jak tylko uda mi się dopaść lodówkę.
Zmarszczyłam nos, kiedy przed wejściem do kuchni dotarł do mnie nieprzyjemny zapach spalonych grzanek. Nie spodziewałam się tutaj nikogo o tak wczesnej porze, a już na pewno nie robiącego coś pożytecznego.
Zatrzymałam się w progu i ujrzałam siostrę, stojącą przed opiekaczem oraz jej durnego chłopaka, który zajmował miejsce przy kuchennym stole niewiele dalej od niej. Blake namiętnie wpatrywała się w miejsce, z którego powinny niedługo wyskoczyć kromki włożonego tam chleba. Jej palce w oczekiwaniu stukały o blat narożnika i w końcu opiekacz kliknął głośno, dając znak o zakończeniu swojej pracy. Blondynka wyciągnęła spalone na czarny popiół grzanki i ze złością rzuciła je na talerz, gdzie leżało już takich kilka.
- I znów to samo… - jęknęła i wyrzuciła ręce w powietrze w geście bezradności. - Gdybym wiedziała, że tak to się będzie kończyć za każdym razem, w ogóle bym się nie brała za przygotowywanie śniadania.
Mówiąc to, odwróciła się przodem do czerwonowłosego z taką miną, jakby właśnie stała się najgorsza z możliwych tragedii i ona była jej świadkiem. Chłopak dopiero wtedy raczył podnieść swój wzrok znad ekranu komórki i leniwie przeniósł go na Blake.
- Olej to. Nie musimy jeść śniadania. - wzruszył ramionami, odkładając telefon na bok i skupiając całą swoją uwagę na dziewczynie. - Mogę pójść obudzić Hooda, żeby zrobił nam śniadanie, jeżeli jesteś głodna.
Blondynka popatrzyła na swojego chłopaka szeroko otwartymi oczami i zacisnęła usta w cienką linię, gromiąc go wzrokiem. Michael z początku nie zauważył jej oburzonej miny, ale po chwili zdał sobie sprawę, co jest grane i westchnął głośno:
- No co znowu?
- Mówiłam ci już tyle razy, żebyś przestał traktować Caluma jak swoją służącą! To wredne.
- Ale w takim razie po co…
- Żadnego ale! - przerwała mu szybko, nie chcąc słuchać tłumaczeń, które jak zakładałam tylko pogorszyłyby jego pozycję. - Nie mam ochoty tego słuchać, Michael.
Byłam w szoku, kiedy Michael uniósł ręce w geście poddania i zamilkł. Nie sądziłam, że tak łatwo da się go uciszyć, bo kiedy w grę wchodziły kłótnie między mną a nim, potrafił być bardzo wygadany… Najwyraźniej w starciu z o wiele młodszą i mniejszą od siebie blondynką, nie miał szans. Jak każdy zresztą, bo Blake nie da się przegadać, choćby nie wiem co i chyba Clifford zdążył poznać ją od tej strony.
Powróciłam wzrokiem do Blake, która postanowiła kontynuować swoją wypowiedź, wykorzystując okazję, że chłopak się nie odezwał.
- Poza tym sama chciałam to zrobić. No wiesz, być miła i przy okazji wszystkich zaskoczyć. Wspólne śniadanie mogłoby poprawić nam humory. - wytłumaczyła, choć byłam pewna, że Mike już to wszystko wiedział. Cierpliwie jednak słuchał jej po raz kolejny. -Tylko że … to całe robienie grzanek jest strasznie trudne!
- Lepiej będzie, jeżeli to zostawisz i zajmiesz się mną. - zaproponował, wyciągając przed siebie ręce. - Ci idioci sami potrafią zrobić sobie coś do żarcia. No chodź, złośnico. - dodał niecierpliwie, kiedy blondynka nie ruszyła się nawet o centymetr i wpatrywała się w niego z dezaprobatą.
Blake ze swoimi skrzyżowanymi rękoma i naburmuszoną miną z początku nie wyglądała jakby miała ochotę na propozycję czerwonowłosego. Jednak gdy ten jeszcze raz powtórzył, żeby do niego przyszła i zachęcająco się uśmiechnął, dziewczyna zmiękła. Kilka sekund wystarczyło jej, żeby przemierzyć dzielącą ich odległość i wdrapać się na kolana chłopaka, który kiedy tylko poczuł jej drobne ciało, objął je rękoma i przytulił do siebie jeszcze mocniej. Dłonie Michaela wsunęły się pod materiał jej koszulki i delikatnie gładziły skórę na plecach.
Nie wiem czemu tak się stało, ale mimo mojej niechęci do Clifforda, uśmiechnęłam się słabo na ten widok. Chyba po prostu świadomość, że traktuje moją siostrę tak, jak należy, zadziałała na mnie w ten sposób. Aż wstyd było mi się przyznać przed samą sobą, ale zazdrościłam Blake, że udało jej się znaleźć kogoś takiego.
- Jestem beznadziejnym materiałem na dziewczynę. - usłyszałam smutne westchnięcie, lekko stłumione, ponieważ twarz blondynki przyciśnięta była do torsu chłopaka. - Nie daję sobie rady nawet z takimi prostymi rzeczami...
Spodziewałam się, że Mike zaraz przewróci oczami lub każe jej przestać marudzić. Blake czasami potrafiła zachowywać się jak małe dziecko i przeżywać sto razy bardziej każdą sytuację. Trzeba było mieć dużo cierpliwości, żeby to wytrzymać i znieść jej humorki. W tym wypadku czerwonowłosy zaskoczył mnie po raz kolejny i jak się odezwał, moja szczęka automatycznie powędrowała w dół.
- Dla mnie jesteś idealna. - zapewnił, całując ją w głowę, na co zachichotała szczęśliwie. Po dłuższym czasie jednak dodał – Choć nie obraziłbym się, gdybyś miała większe cycki. No, ale jakoś to zniosę.
Dziewczyna podniosła głowę i praktycznie niezauważalnie uniosła kąciki ust w zadziornym uśmiechu.
- Cóż za poświęcenie. - zakpiła, ale pocałowała go mocno w usta.
Poczułam jak atmosfera w kuchni zmierza w złym dla mnie kierunku i robi się bardziej intymnie niż powinno. Dotarło do mnie, że od dłuższego czasu stoję i obserwuje ich zza rogu jak jakiś pospolity zboczeniec. Nie chciałam, żeby dowiedzieli się, że ich podglądałam, dlatego postanowiłam opuścić swoje bezpieczne miejsce, które przed ich wzrokiem osłaniała duża szafka. Musiałam w końcu wyjść im naprzeciw, zanim któreś z nich jakimś cudem by mnie zauważyło i zrobiłoby się naprawdę niezręcznie.
Zanim jednak postawiłam kroki w głąb kuchni, odchrząknęłam na tyle głośno, żeby zwrócić na siebie ich uwagę. Wolałabym nie być świadkiem rzeczy, które zapewne mieli w planach na tą chwilę, myśląc że są zupełnie sami.
- O, Heather!
Blondynka zauważyła mnie jako pierwsza i od razu zsunęła się z kolan Michaela najwyraźniej chcąc do mnie podejść. Nie wyglądała na skrępowaną, że zastałam ją w takiej sytuacji, ale ona nigdy nie miała problemów z publicznym okazywaniem uczuć. W przeciwieństwie do niej, Clifford miał teraz twarz koloru własnych włosów, choć starał się przybrać jak najbardziej obojętną minę.
Rzuciłam chłopakowi kpiące spojrzenie, przy okazji pokazując, że zauważyłam jego zawstydzenie. Mike skrzywił się, wkurzony na moje zachowanie, ale nie przejmowałam się, bo przecież właśnie o to mi chodziło.
Clifford wyciągnął rękę, złapał za dłoń Blake i pociągnął ją do siebie, tym samym nie pozwalając jej postawić kolejnego kroku w moją stronę. Dziewczyna wylądowała w jego ramionach po raz kolejny i zmarszczyła brwi, patrząc z niezrozumieniem na swojego chłopaka.
- Udajmy, że jej nie widzimy. - wyszeptał teatralnym głosem, oplatając talię dziewczyny. - Może wtedy sobie pójdzie.
- Mikey, przestań… - mruknęła ze zirytowaniem i wyrwała się chłopakowi, więc w końcu jej odpuścił.
Wywróciłam oczami, ignorując teksty Michaela i podeszłam do lodówki, otwierając ją na oścież i przeszukując jej skromną zawartość. Nie było w niej nic, co mogłoby mnie jakoś specjalnie zainteresować, więc ostatecznie chwyciłam zwykły jogurt do picia i postanowiłam, że może jeżeli uda mi się, to przed wyjazdem skoczę do piekarni.
- Dobrze, że jesteś! - Blake powiedziała entuzjastycznie, pojawiając się znienacka przy moim boku  tak, że prawie upuściłam jogurt na ziemię. - Potrzebuje twojej pomocy.
- Właśnie widzę. - mruknęłam, ogarniając wzrokiem całą kuchnię, która po spotkaniu z blondynką wyglądała jak śmietnik i walało się po niej po prostu wszystko.
W środku całego tego bałaganu był Mike, który teraz wrócił do wgapiania się w swój telefon i udawał, że wcale go tu nie ma. Pewnie bał się, że za moją namową, Blake zagoni go do roboty. Nie byłam jednak tak okrutna i sama postanowiłam się zaangażować.
Wyminęłam siostrę i ruszyłam w głąb kuchni, od razu zajmując się sprzątaniem. Nie wiem na jaką cholerę moja siostra powyciągała tyle niepotrzebnych rzeczy z półek, żeby zrobić zwykłe grzanki. Odkładałam wszystko na swoje miejsca i kuchnia zaczęła w miarę wyglądać. Blake po jakimś czasie postanowiła do mnie dołączyć i pomagała mi ogarnąć to, co potrafiła lub raczej to, co jej się chciało.
W międzyczasie w kuchni pojawił się Calum, który od razu zaczął narzekać, że nikt nie obudził go wcześniej i że następnym razem poważnie się na nas zdenerwuje. Zaraz jednak o tym zapomniał i usiadł na blacie, przyglądając się całej naszej trójce i od czasu do czasu wymieniając jakieś kąśliwe uwagi ze swoim czerwonowłosym kumplem.
Po skończonym sprzątaniu, ja i Blake zajęłyśmy miejsca przy stole. Mogłam w końcu dokończyć śniadanie, choć mój brzuch domagał się czegoś bardziej pożywnego od zwykłego jogurtu. Zabrałam się jednak za jedzenie, nie mogąc dłużej znieść burczenia w żołądku. Blondynka obok mnie postanowiła poczęstować się paczką płatków i bez zalewania ich mlekiem, zaczęła pochłaniać czekoladowe kulki, które nabierała na dłoń.
- Awww. - Hood przerwał ciszę i zachwycił się patrząc na nas siedzących przy stole i pochłaniających jakieś resztki - Jedna wielka rodzina.
- Awww. - powtórzył po nim Michael – Zaraz się chyba posikasz, co?
- Jeżeli to cię kręci.  - brunet uniósł znacząco brew, na co jego przyjaciel udawał, że wymiotuje. Po tym Cal zeskoczył z blatu i sam zaczął przygotowywać sobie posiłek.
- Jesteście obrzydliwi. - skomentowałam, zatapiając łyżkę w truskawkowej masie i następnie pakując sobie dość sporą łyżkę do ust.
- To samo myślę, kiedy na ciebie patrzę, Davis. - chyba nie muszę wspominać, że to Clifford po raz kolejny otworzył swoją niewyparzoną gębę.
- Wow. Mam się teraz popłakać i udawać, że jakoś mnie to ruszyło? - zapytałam, lekceważąco na niego patrząc.
- Nie. - pokiwał przecząco głową – Wolałbym żebyś zwyczajnie stąd poszła, bo nie mogę zjeść śniadania, póki mam przed sobą twoją twarz.
Podniosłam się z miejsca i już miałam podejść do tego idioty, żeby wylać zawartość plastikowego kubka na jego głowę. Chciałam widzieć, jak przeżywa, że jego ukochane włosy są teraz pozlepiane przez jogurt, ale nie miałam do tego okazji.
Nagle wszyscy usłyszeliśmy jakieś trzaski na piętrze i coś, co przypominało odgłosy bójki. Przez moment byłam przerażona, bo oprócz Luke'a na górze nie powinno być nikogo. Spojrzałam jednak to na Michaela, a później na Caluma i oboje nie wyglądali wcale na zaskoczonych. Wtedy zrozumiałam o co chodzi i westchnęłam.
- Ashton tutaj jest, prawda? - zapytałam, a chłopcy pokiwali głowami.
Cóż, mogłam się tego spodziewać, że Irwin postanowi przenocować tutaj, bo przecież z rana mieliśmy wyjeżdżać i nie opłacałoby mu się iść do siebie.
- Spał u mnie. - poinformował mnie Hood, nalewając mleka do miski z płatkami, którą sobie przygotował – Najwyraźniej obudził się w tym samym czasie co Luke.
Usłyszeliśmy kolejny huk i któryś z chłopców jęknął z bólu, prawdopodobnie oberwawszy od tego drugiego. Blake otworzyła szeroko oczy z przerażenia, choć zarówno Hood jak i Michael wciąż zajmowali się wszystkim tylko nie tym, że dwójka ich przyjaciół nawzajem funduje sobie wycieczkę do szpitala.
- Co Luke ma do tego? - wtrąciła Blake, po czym dodała głosem pełnym wyrzutu. - I dlaczego nic nie robicie? Chcecie żeby się pozabijali?!
- Nie wtrącamy się w nieswoje sprawy. - skomentował Mike i tak samo jak Calum, wyglądał jakby miał to gdzieś. - Niech sami to załatwiają.
Ja cały czas starałam się nie odzywać i miałam nadzieję, ze nikt o nic mnie nie zapyta. Chłopcy zaczęli się kłócić odkąd wróciliśmy wczoraj ze szpitala i choć sama nie wiedziałam jak mam interpretować ich zachowanie, czułam że po części to moja wina. Inni chyba nie zauważyli, że to wszystko nastąpiło zaraz po naszym powrocie i byłam z tego faktu niesamowicie zadowolona.
- Wow, naprawdę zamierzacie to olać? - Blake naciskała – Nie ciekawi was chociaż dlaczego się kłócą?
- Nie.
Odetchnęłam z ulgą, słysząc jak szybko Clifford uciął ten temat. Wolałabym, żeby żadne z nich nie dociekało się szczegółów, bo musielibyśmy rozmawiać o tym, jak niezręcznie Luke uświadomił mi wczoraj, że nic do mnie nie czuje. Ugh, Michael miałby niezły ubaw i nie dałby mi żyć, więc musiałam to zataić.
- Nikogo to nie obchodzi. - rzuciłam jakby od niechcenia i wyciągnęłam swój kubek z atomówkami z szafki, żeby zaparzyć herbatę. - Ktoś chce herbatę?
Starałam się jakoś zmienić temat tej rozmowy i odciągnąć Blake od zadawania głupich pytań. Myślałam, że dzięki temu dadzą sobie spokój z chłopakami i zajmą się jedzeniem śniadania, pozwalając im rozładować emocje i rozwiązać sprawę między sobą. Ha, niedoczekanie.
- Nie obchodzi cię, dlaczego Luke jest zły? - Michael zainteresował się, a na jego twarz wstąpił chytry uśmiech, jakby przeczuwał, że coś jest nie tak – Całkiem dziwna sprawa, bo myślałem, że kogoś kto się tak ślini na jego widok, powinno to interesować.
Cieszyłam się, że akurat stałam do wszystkich tyłem, gdyż nalewałam wody do czajnika. W innym wypadku zauważyli by moje trzęsące się ze złości ręce i zażenowanie na mojej twarzy. Miałam ochotę zabić tego idiotę, choć zazwyczaj nie przeszkadzały mi aż tak bardzo insynuacje o moim zauroczeniu blondynem. Dość często dokuczali mi, jak i Luke'owi, ale oboje byliśmy do tego przyzwyczajeni. Tak samo śmialiśmy się zawsze z Michaela i jego zazdrości. To było na porządku dziennym w tym domu i mimo iż miało to na celu nas trochę podenerwować, nigdy nie było złośliwą intencją. Aż do teraz.
Może tylko ja odebrałam to mocniej niż powinnam przez to, że w końcu miałam świadomość tego, jak traktuje to Luke i że dla niego to nic poważnego. Byłam głupia, że cały czas miałam nadzieję na coś więcej i wydawało mi się, że chociaż trochę mu na mnie zależy. Tymczasem on był po prostu napalonym frajerem, który wykorzystywał okazję. Na szczęście to, co wypalił wczoraj przed Irwinem otworzyło mi oczy.
- To źle myślałeś, Clifford. - odpowiedziałam oschle, wciąż nie odwracając się do niego.
- Ale za to na pewno wiesz, co się między nimi stało. - wtrącił się Hood, a ja wstrzymałam oddech, bo do końca miałam nadzieje, że na to nie wpadną – Przecież wracałaś z nimi wczoraj.
- Właśnie. Co tam się wydarzyło? - zaciekawiła się Blake, opierając łokcie na stole i nachylając się  bardziej do przodu.
Niech ich wszystkich szlag weźmie. Nagle ich zainteresowało, dlaczego Luke i Ashton się pokłócili? Wcześniej mieli to w gdzieś, bo podobno to nie była ich sprawa, a teraz?
W końcu musiałam na nich spojrzeć. Cała trójka gapiła się prosto na mnie, co wcale nie ułatwiało mi zadania i zaczęłam nerwowo stukać stopą o podłogę, żeby czymś się zająć. Ostatecznie też postanowiłam spróbować to jakoś wytłumaczyć, omijając wątek z „między nami nic nie ma”. Tak chyba było najrozsądniej.
- Sama nie wiem. - odparłam szczerze, bo do końca nie znałam powodu ich sprzeczki. - Ashton zachowywał się wczoraj jak ostatni…
- Kutas? - dokończył za mnie Calum, gdy nie wiedziałam jak to ująć.
- Tak, właśnie tak. - przyznałam mu rację – I Luke po prostu się wkurzył.
- Luke nie wkurza się „tak po prostu”. - Mike nakreślił cudzysłów w powietrzu – Coś musiało go naprawdę wyprowadzić z równowagi, a to ciężkie zadanie nawet jak dla mnie.
Znów oczy każdego z nich nakierowały się na moją osobę. Ok, Michael robił to specjalnie, widząc że nie czuje się komfortowo w tej rozmowie. Palant. Nie dałam się jednak zagiąć i wybrnęłam z tego obronną ręką.
- Więcej nie wiem. - wzruszyłam ramionami, chcąc zgrywać jak najbardziej obojętną w tej kwestii.
Zapadła cisza i chyba postanowili mnie już więcej nie męczyć. Byłam pewna że to już koniec niezręcznych sytuacji dopóki nagle w salonie pojawił się Irwin. Chłopak dyszał ze zmęczenia, a jego twarz była cała czerwona ze złości i wysiłku. Ledwo co wbiegł do pokoju, a pojawił się też Luke, który wcale nie wyglądał lepiej. Nim którekolwiek z nas zdążyło zareagować, Hemmings rzucił się na przyjaciela i przyparł go do ściany. Oboje zaczęli wykrzykiwać różne wyzwiska pod swoim adresem i ciężko było ich zrozumieć.
Prawie dostałam zawału, kiedy ich zobaczyłam. Z początku żaden z nich nie zwrócił uwagi na to, że nie są sami i dopiero kiedy Blake zaczęła szarpać swojego chłopaka za ramię, prosząc żeby coś zrobił, ich głowy odwróciły się w stronę wejścia do kuchni.
Twarz Luke'a od razu złagodniała i chłopak opuścił swoją pięść, żeby następnie odsunąć się od Ashtona. Ten drugi również nieco się uspokoił i odgarnął z twarzy jasnobrązowe loki, a następnie poprawił bluzkę. Oboje zaczęli iść w stronę kuchni.
Irwin zajął miejsce obok Caluma, któremu zaczął wyjadać płatki, ale brunetowi chyba nie przeszkadzało to zbytnio, bo jedynie na niego spojrzał i nie odezwał się ani słowem.
Luke za to kierował się w moją stronę i tylko i wyłącznie patrzył na mnie, co podniosło mi ciśnienie i jednocześnie przestraszyło. Ruszyłam więc w stronę z której przyszedł i wyminęłam go w progu, ale szybko mnie dogonił.
- Czekaj.
Jego palce zacisnęły się na moim nadgarstku i z całych sił powstrzymywałam się, żeby mu go nie wyrwać. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale mimo to się zatrzymałam. Już wystarczająco upokorzył mnie wczoraj przede mną samą, więc nie mogłam mu dać kolejnych powodów do dumy, dlatego postanowiłam udawać, że nic się nie stało. Przybrałam obojętną minę i spojrzałam odważnie w jego oczy.
- Coś się stało? - zapytałam, nie spuszczając wzroku z jego twarzy i jednocześnie krzyżując ręce na piersi.
- Chciałem pogadać. - zaczął, drapiąc się po karku. - O wczoraj.
- O wczoraj? - powtórzyłam z nic nierozumiejącą miną, jakbym nie widziała w poprzednim wieczorze nic szczególnego o czym moglibyśmy rozmawiać – Wydarzyło się coś o czym nie wiem?
Blondyn obdarzył mnie niepewnym wzrokiem, zastanawiając się co ma powiedzieć. Nie takiej reakcji się spodziewał, to było widać. Chyba nie sądził, że będę płakała mu w koszulkę i zgrywała zranioną, zakochaną dziewczynę? Wczoraj coś we mnie pękło i jedyne czego miałam zamiar się trzymać to postanowienie, żeby więcej nie poddawać się gierkom Luke'a, bo mogę tylko skrzywdzić samą siebie. Nie dam się więcej wykorzystywać, niezależnie od tego, co do niego czułam.
- Moje zachowanie wtedy, kiedy pojawił się Ash… To mogło wyglądać, jakbym … W sumie sam nie wiem, dlaczego zareagowałem, tak jak zareagowałem. Pewnie pomyślałaś, że … um, to właściwie nie tak…
Obserwowałam jak się jąka i jak język mu się pląta aż postanowiłam wyratować go z tej sytuacji. Nie bardzo miało znaczenie to, co chciał powiedzieć, więc równie dobrze mogłam tego nie słuchać. Jeszcze namieszałby mi w głowie tak, jak to robił zawsze i to z wielkim powodzeniem.
- Luke, daj spokój. - machnęłam lekceważąco ręką – Przecież nic się nie stało. Rozumiem wszystko.
- Naprawdę? - uśmiechnął się nieznacznie, kiedy pokiwałam głową. - Bałem się, że możesz wziąć to na poważnie…
Miałam wrażenie jakbyśmy nie do końca rozmawiali o tym samym, ale ciągnęłam to dalej.
- Nie, wszystko jasne. Nic nas nie łączy i nigdy nie będzie, doskonale to rozumiem.
- Co? Nie, nie rozumiesz…
- Ależ owszem. - przerwałam mu, zanim zdążył cokolwiek dodać. Mam dość igrania z moimi uczuciami. - Dajmy spokój temu tematowi, przecież to nie było nic wielkiego. Między nami jest okej, nic się nie zmieniło.
- Jesteś pewna?
- Tak. - odpowiedziałam krótko.
Nastała między nami niezręczna cisza i chciałam uciec od tego jak najszybciej, dlatego odezwałam się po raz kolejny.
- Muszę iść… um, spakować ostatnie rzeczy. - skłamałam, a blondyn pokiwał głową w zrozumieniu. - Więc…no… to siema! - krzyknęłam luzacko, uderzając chłopaka pięścią w ramię i od razu tego pożałowałam.
Czułam jak policzki robią mi się czerwone i nie mogłam uwierzyć, że jestem taką idiotką. Zawsze kiedy próbowałam zachować się z klasą, robiłam coś niezręcznego jak w tym przypadku. No bo serio „siema”? Chyba gorzej być nie mogło.
Luke uśmiechnął się krzywo, próbując ukryć swoje zdziwienie i zaczął rozmasowywać ramię. Nie mogłam tu dłużej zostać zwłaszcza, że usłyszałam szyderczy śmiech Clifforda z kuchni i tylko mogłam przypuszczać, że wszyscy się nam przysłuchiwali. Taa, a myślałam, że po wczorajszym incydencie los wystarczająco mnie upokorzył i w najbliższym czasie będę miała z głowy krępujące sytuacje.
Wzruszyłam ramionami i zrobiłam przepraszającą minę, kiedy szłam tyłem do wyjścia. Czułam jak piecze mnie skóra na twarzy, dlatego szybko się stamtąd ulotniłam. Co za koszmar.


Ktoś nacisnął klakson w samochodzie i to zmusiło mnie, żebym w końcu podniosła się z dywanu i podeszła do okna. Odsunęłam zasłony i spojrzałam na ulicę ciągnącą się przed trawnikiem, gdzie stały trzy zupełnie obce mi samochody. Po połyskującym lakierze i drogich alufelgach mogłam spodziewać się tylko ludzi Nicholasa. Takie samochody nie są tanie, a oni wyglądają na osoby, które wiedzą jak zarabiać porządne pieniądze. Musiałam przyznać, że aż ręce świerzbiły mnie na sam ich widok i miałam ogromną ochotę zabrać je do swojego warsztatu.
Odsunęłam się od okna, bo drzwi mojego pokoju uchyliły się nieznacznie i w progu pojawiła się głowa Caluma.
- Przyjechali. - poinformował mnie, wchodząc do środka po czym ogarniając wzrokiem podłogę tuż obok swoich stóp, zaproponował – Pomogę ci znieść walizki.
- Dzięki, Cal. - odparłam wdzięcznie i głos zadrżał mi na samą myśl, że nadszedł moment, w którym muszę opuścić to miejsce. Teraz to było niesamowicie realne.
Wraz z Hoodem pozbieraliśmy z podłogi wszystkie przygotowane rzeczy. Chłopak wziął większą torbę, a ja zarzuciłam plecak na ramiona i zeszliśmy na dół, gdzie już stała moja siostra i Michael. Odłożyłam walizki tam, gdzie leżały już rzeczy Blake i stanęłam obok bruneta, czekając na jakieś kolejne polecenie, gdyż sama nie miałam ochoty się ruszać. Wolałam nie podchodzić do siostry i dać jej chwilę na pożegnanie ze swoim chłopakiem. Pewnie i tak nie zwróciłaby na mnie uwagi, skoro praktycznie wisiała w uścisku Mike'a i nic nie wskazywało na to, że któreś z nich szybko się odsunie.
- Jak się czujesz? - zapytał Calum, zwracając na siebie moją uwagę.
- Nie chce nigdzie jechać. - odparłam zgodnie z prawdą, patrząc przed siebie – Wiem, jednak że nie mam innego wyboru.
- Nie będzie tak źle.
Hood położył dłoń na moim ramieniu i zaczął masować je uspokajająco. Podniosłam głowę, żeby móc na niego spojrzeć i mogłam zauważyć, że sam nie jest zbytnio zadowolony. Wydawał się smutny i może nawet trochę przestraszony.
- A jak ty się czujesz, Cal? - postanowiłam zapytać.
- Normalnie. - wzruszył ramionami, jakby mało obchodziło go co teraz się z nim stanie – Wierzę, że Luke wie co robi. Nigdy nie pozwoliłby skrzywdzić swoich przyjaciół, więc … nie ma czego się bać. Już niedługo wszystko wróci do normy. Musimy to tylko przetrwać, a będzie okej.
Pokiwałam głową, nie wiedząc co powiedzieć. Calum od samego początku stał za blondynem i bronił go nawet, kiedy reszta miała z tym wielki problem. Kiedy nikt nie chciał go słuchać i wierzyć, w to co mówił, pojawiał się Cal, który bezgranicznie i bez zastanowienia akceptował decyzje przyjaciela. Uważał go za wystarczająco odpowiedzialnego. Z jednej strony uważałam tak samo, jak on i ufałam Luke'owi w kwestii naszego bezpieczeństwa. Może i był frajerem, bawiącym się uczuciami innych, ale nie ryzykowałby czyjegoś życia. Kwestią, która różniła mnie od bruneta był spokój z jakim podchodził do tego wszystkiego. Nie sądzę, żeby czas jaki spędzimy osobno, czy w domu Nicholasa czy na tych durnych akcjach, jakie czekają chłopców, był łatwy do przejścia dla każdego z nas. Wewnętrznie czułam, że szykuje się coś o wiele gorszego niż moglibyśmy przypuszczać i przetrwanie tego, jak mówi Calum, będzie nie lada wyzwaniem.
Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i bez pukania do środka weszła ta sama dziewczyna, którą widziałam tutaj ostatnio. Jo rozejrzała się po pomieszczeniu i z uśmiechem powitała nas wszystkich, czekających grzecznie na przybycie jej i dwóch jeszcze osób, które obecnie stały przy samochodach. Nad ramieniem Jo widziałam jedynie ich głowy, ale mogłam stwierdzić, że nie znam żadnego z nich – ani pięknej rudowłosej dziewczyny, ani chłopaka o kolorze skóry podobnym do stojącej z nami dziewczynie.
- Gotowi? - zapytała nas, odgarniając swoje białe włosy na plecy, ale nikt nie uraczył jej odpowiedzią. - Gdzie pozostali?
- Tutaj.
Spojrzałam w stronę, z której pochodził głos i zobaczyłam Luke'a opierającego się o ścianę i machającego nieznacznie dwoma palcami, zupełnie jak uczeń zgłaszający się do odpowiedzi. Obok niego pojawił się Ashton, ale podszedł szybko do nas, nie chcąc stać blisko tamtego.
- Świetnie. Skoro jesteśmy w komplecie, radze wam ruszyć dupy i się pospieszyć. Nick nie lubi czekać.
Następnie odwróciła się na pięcie i opuściła przedpokój, z zamiarem zaczekania na nas na zewnątrz. Mieliśmy teraz chwilę dla siebie, żeby przynajmniej się pożegnać, choć tak bardzo tego nie chciałam. Miałam wrażenie, że zaraz ucieknę i schowam się pod łóżkiem, udając że wcale nie istnieje i dzięki temu będę mogła tu zostać. Nie było jednak takiej możliwości.
Calum westchnął i zabrał rękę, którą cały czas trzymał na moim ramieniu.
- Zacznę zabierać torby. - powiedział do Irwina i wskazał głową na nasze plecaki, które spakowali wczoraj. Po tym, zanim odszedł, zwrócił się jeszcze do mnie. - Trzymaj się, szefie. Będziemy w kontakcie, nie?
- Jasne, Cal. - uśmiechnęłam się słabo, odprowadzając go wzrokiem do wyjścia.
Było mi cholernie smutno na widok bruneta chowającego torby w bagażniku, ale nie miałam zamiaru się rozpłakać, zwłaszcza że byli tu ludzie, którym nie ufałam ani trochę i mogli uznać mnie przez to za słabą. Zamiast tego przeniosłam swój wzrok na Ashtona, który wpatrywał się we mnie cały czas. Nie zastanawiając się po prostu przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej i objęłam rękoma tułów. Chłopak odwzajemnił uścisk i poczułam, że to naprawdę będą najcięższe dni lub tygodnie mojego życia, skoro nie będę miała przy sobie ludzi, z którymi tak bardzo się zżyłam.
- Nie rób głupstw, jak nas nie będzie, ok? - odezwał się jako pierwszy – Masz na siebie uważać i być ostrożna. A gdyby cokolwiek się działo, chce o tym wiedzieć.
- Będę cię informować na bieżąco. - obiecałam chłopakowi, kiedy odsunęłam się od niego na taką odległość, żeby móc spojrzeć na jego twarz. - O ile w trakcie nie umrę za tobą z tęsknoty.
- Lepiej tego nie rób. - zaśmiał się – Ale ej, pamiętaj żeby nie grać z nikim w marynarzyka na bicie. To nasza gra!
- Nigdy w życiu. - zapewniłam go. - A ty zrób coś dla mnie i postaraj się nie pozabijać z Lukiem, ok?
Ashton zrobił wielce zamyśloną minę i nie udawał mało przekonanego moją propozycją, żeby na końcu teatralnie westchnąć.
- No dobra. Postaram się niczego mu nie zrobić. - obiecał poważnie, na co cicho się zaśmiałam. - Wystarczająco dzisiaj oberwał, kiedy go zbyłaś.
- Co? - odezwałam się szybko – Przecież ja wcale go nie zbyłam, tylko … no my rozmawialiśmy i musiałam iść się spakować do końca.
- Ta, jasne. - mruknął – Luke to ciężki charakter i nigdy nie będziesz miała z nim prosto, zwłaszcza jeżeli chodzi o coś głębszego niż zwykła znajomość. Ten chłopak ma złe doświadczenia i dlatego musisz zrozumieć, że w pewnych momentach jest mu trudno zachować się tak jak trzeba.
- Nie wiem, po co mi to mówisz. Ja i Luke jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi. Jak my. - powiedziałam pokazując palcem najpierw na Ashtona, a później na siebie.
Irwin uśmiechnął się, ale nie skomentował tego w żaden sposób, co niekoniecznie mi się podobało. Nie miałam jednak szansy zapytać go, co było powodem takiego zadowolenia, bo znów zgarnął mnie w swoje ramiona, po czym wyszedł na zewnątrz, żeby dołączyć do Caluma.
Podniosłam z ziemi swój plecak i założyłam go na siebie, żeby zaraz po tym podejść do Blake i Michaela, cały czas zastanawiając się, co Ash miał na myśli mówiąc, że Luke miał 'złe doświadczenia'.
- Będę grzeczna, obiecuje. - jęknęła blondynka ze zrezygnowaniem, jakby powtarzała to już któryś raz.
- I masz trzymać się z dala od … - Clifford zaczął, ale jego oczy zatrzymały się na mojej sylwetce i nie chciał dokończyć zdania, kiedy mogłam ich podsłuchać.
Blake odwróciła się do mnie i zauważyłam jej załzawione oczy oraz mokre policzki. Pierwsze dni rozłąki na pewno będą dla niej tak samo trudne jak dla mnie, choć moja siostra od zawsze była wrażliwa i to o nią obawiałam się bardziej.
Michael nachylił się do niej, mówiąc coś tak, żebym tego nie usłyszała i dziewczyna zostawiła nas samych. Poczułam się niekomfortowo i spojrzałam pytającym wzrokiem na czerwonowłosego.
- Musimy pogadać.
- Okej…
Popatrzyłam za drzwi, gdzie stała moja siostra i czekała zapewne aż Michael do niej dołączy. Chłopak musiał poprosić ją, żeby dała nam chwilę sam na sam, co wydawało mi się kompletnie abstrakcyjne.
- Słuchaj, Davis. - zaczął, nabierając powietrza do płuc, gdyż najwyraźniej to, co ma do powiedzenia, będzie dla niego czymś niekoniecznie przyjemnym – Wciąż jesteś wrzodem na dupie i rozmawianie z tobą sprawia, że mam ochotę strzelić sobie w łeb…
- Wow, dzięki. - mruknęłam.
- Zamknij się i słuchaj. - warknął, wyciągając coś z kieszeni i skupiając na tym cała swoją uwagę – Wiem, że zadbasz o Blake i zrobisz wszystko, żeby ją chronić. - zrobił na chwilę pauzę i rozprostował w palcach niechlujnie wyrwany z zeszytu kawałek kartki, po czym kontynuował: - To tak samo jak ja, dlatego masz mój numer. Tak na wszelki wypadek.
- Myślę, że obejdzie się bez twojej pomocy. - powiedziałam, ale mimo to wzięłam od niego kartkę.
- Mam taką nadzieję. - odparł – Tylko nie dzwoń za często i nie uprzykrzaj mi życia.
- Jasne. - pokiwałam głową, po czym nie chcąc przedłużać, dodałam – Do niezobaczenia.
- Do niezobaczenia.
Michael zasalutował na pożegnanie, zanim zostawił mnie i dołączył do Blake, żeby oboje mogli zniknąć z mojego pola widzenia.
Schowałam karteczkę do kieszeni, zapamiętując żeby później wklepać ją do pamięci telefonu. Westchnęłam, łapiąc mocno za rączki plecaka i ruszyłam do wyjścia, nie oglądając się za siebie. Wolałam sobie tego nie utrudniać i po prostu nie patrzeć na miejsce, za którym tak będę tęsknić, bo choć mieszkałam tutaj krótko, miałam z nim dobre i przyjemne wspomnienia.
Stanęłam w progu, chcąc zrobić krok do przodu, ale przerwał mi niski głos za mną.
- A ze mną już się nie pożegnasz?
Odwróciłam się powoli, żeby przed moimi oczami stanął Luke. Zatrzymałam wzrok na jego bladej twarzy i niechlujnie ułożonych włosach i przeklęłam w myślach dzień, w którym ktoś tak idealny postanowił się urodzić i utrudnić mi życie. Niepewnie obserwowałam jak dzięki paru krokom swoich długich nóg podchodzi do mnie i staje na wprost jak zwykle nie zachowując odpowiedniej odległości, przez co nasze klatki piersiowe były niebezpiecznie blisko siebie.
- Myślałam, że już wyszedłeś. - powiedziałam, jednocześnie pozbywając się chrypki i uciekając wzrokiem w bok, żeby ukryć swoje kłamstwo.
Tak naprawdę chciałam szybko wpakować się do samochodu Jo i odjechać zanim on mógłby się zorientować. Wolałam nie uczestniczyć w pożegnaniu z Lukiem, bo nie wiedziałam jak miałabym postąpić w tej sytuacji. Nie ufałam sobie, kiedy on znajdował się w pobliżu, a przecież nie mogłam wiecznie jak ślepo zakochana. Zapewne zrobiłabym z siebie kompletną kretynkę po raz kolejny tego dnia i na tym by się skończyło.
Poczułam dłoń na swojej talii i spojrzałam szybko w niebieskie tęczówki, szukając w nich odpowiedzi. Zamiast tego zobaczyłam jak otwierają się jego usta.
- Nie mógłbym odejść bez buziaka na do widzenia.
Luke uśmiechnął się zalotnie, pokazując biel zębów i nachylił nieznacznie, czekając na jakikolwiek ruch z mojej strony. Zagryzłam nerwowo wargę, bo ciężko było mi się powstrzymać przed pocałowaniem chłopaka, choćbym nie wiem jak wściekła na niego była. Ten cholernie przystojny blondyn potrafił zdziałać wiele, kiedy wykorzystywał swój urok osobisty. Wątpię, że istnieje na świecie ktoś, kto byłby w stanie oprzeć się temu chłopakowi. To jest wręcz fizycznie niemożliwe.
Mimo tego, że obecność Luke'a działała piorunująco na moje zmysły i nawet jego zapach odbierał mi racjonalne myślenie, wciąż trzymałam się swojego postanowienia. Tak jak mówiłam, nie zamierzam grać z nim w jego gierki i całe życie zastanawiać się co tak właściwie do mnie czuje i czy czasem zwyczajnie mnie nie wykorzystuje.
Teraz znów próbował mnie zmylić i namieszać w głowie, ale nie dam się tak łatwo. Jeżeli ktokolwiek będzie od tej pory się musiał postarać, będzie to on.
Odsunęłam się od Luke'a i wymusiłam krótki śmiech.
- Nie żartuj. - odpowiedziałam na jego wcześniejsze słowa i znów zachowując się jak jakaś nienormalna, poczochrałam go po włosach. Chłopak popatrzył na mnie zdezorientowanymi oczami, więc dodałam szybko, żeby zakryć moje niezręczne zachowanie – Mam nadzieje, że szybko się zobaczymy. Powodzenia.
- Taa, też mam taką nadzieję.
Myślałam, że po tym Luke zostawi mnie i pójdzie dołączyć do chłopaków. Byłam już przygotowana na to, żeby odejść w swoją stronę, jednak on poważnie potraktował pożegnanie i nie chciał tak łatwo mi odpuścić.
Dłonie Luke'a znalazły się po obu bokach mojej głowy i zanim zareagowałam, usta chłopaka zetknęły się z moim czołem, kiedy składał delikatny pocałunek. Zabrakło mi na chwilę powietrza i bałam się, że kiedy tylko mnie puści osunę się na ziemię. Nie spodziewałam się, że może zrobić coś tak niewinnego i to wzbudziło we mnie falę uczuć, które z trudem tłumiłam w sobie.
Patrzyłam jedynie zupełnie oszołomiona na blondyna, który zaraz po tym, jak się ode mnie odsunął, puścił mi oczko i ruszył do samochodu, gdzie stała już zniecierpliwiona Jo. I gdyby nie białowłosa dziewczyna, pewnie stałabym w tamtym miejscu jeszcze długi czas.
Zamiast tego usiadłam na przednim siedzeniu samochodu, który ona prowadziła i spojrzałam tylne lusterko, chcąc ostatni raz zobaczyć twarz chłopaków. Musiałam się natrudzić, żeby nie wyskoczyć z auta i nie pobiec do nich z powrotem, ale na szczęście szybko odjechali w przeciwnym kierunku.
Zapięłam więc pasy i wyciągnęłam telefon, gdzie widniała jedna nieodczytana wiadomość. Kliknęłam na kopertę i miałam cichą nadzieję, że to znów Luke się do mnie odezwał, jednak bardzo się pomyliła. Mój prześladowca postanowił przypomnieć mi o sobie.

Od: Zastrzeżony
I kto teraz będzie chronił twój tyłek, Heather? Zostałaś sama xx

Kierowana przeczuciem podniosłam szybko głowę i spojrzałam w  to samo lusterko, co kilka sekund temu. Jo odpaliła samochód i ruszyła z piskiem opon, zostawiając za sobą chmurę kurzu, ale  udało mi się w niej dostrzec czerwone BMW i serce podeszło mi do gardła.


*
ok, znów nie zdążyłam na czas, ale tylko dlatego że mój internet cały czas zawodzi. przepraszam, że zanudzam was takimi rozdziałami. obiecuję, że na następne szykuje dużo akcji i mam zamiar trochę zamieszać, także będzie lepiej! :D
#RiskyPlayerFF

a i dla tych, którzy nominują mnie do LA: niestety nie biorę udziału w tego typu akcjach, mam nadzieję, że zrozumiecie. jeżeli chcecie docienić moją pracę to zostawcie komentarz tu, lub na wattpadzie lub na twitterze pod #RiskyPlayerFF

6 komentarzy:

  1. Jakie to jest cudowne!
    Aż mnie zżera ciekawość co się stanie w następnym rozdziale.
    Czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest cudowny �� czekam z niecierpliwieniem na następny ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział czekam z niecierpliwością na next ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no. To jest zajebiste *-* A w poprzednim rozdziale, kiedy to Luke powiedział, że nic ich nie łączy, pękło mi serce . Heather ty suko xd Ja chce tu seksy a nie obrażanie się XDDDD
    Rozdział jak zwykle wyśmienity ! Wcale nie jest nudny. Jest perfekcyjny :D
    Teraz to się zacznie. Będą tortury i wgl *-* chce :3 .
    Kocham i całuje :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ! Mam nadzieję że relacje Heather i Luka wreszcie się ustabilizują ponieważ sądzę że będzie z nich najsłodsza para na świecie ♥ , żeby tylko Heather i Blake nic się nie stało , ten prześladowca może być niebezpieczny :O.No i z niecierpliwością czekam na nexta.Piszesz tak długie i ciekawe rozdziały że zaczynam się zastanawiać czy nie masz jakiejś różdżki (Yes I'm Potterhead xd) lub jakiejś nadnaturalnej mocy oprócz weny :-D
    Ps. Życzę Ci duuuużo weny i żebyś pisała tak wspaniałe i interesujące rozdziały już zawsze. ☜☆☞Jestem twoją Wielką fanką ☜☆☞

    OdpowiedzUsuń
  6. ok, przeczytalam wczoraj, ale moj nadgarstek bardzo by cierpial, gdybym pisala wtedy komentarz, ale teraz sie za to zabiore. bez polskich znakow *chlip chlip*
    "Blake namiętnie wpatrywała się w miejsce, z którego powinny niedługo wyskoczyć kromki włożonego tam chleba." przez chwile myslalam, ze ten toster sie zepsul i one nie wyskakuja i dlatego sie pala, a ona nie zdaje sobie z tego sprawy XD
    dobry pomysl Michael, tez lubie wyslugiwac sie innymi ludzmi, tym bardziej jesli chodzi o robienie jedzenia, ewentualnie tez jest 'ok, nie musze jesc'
    przypadek? nie sadze, to przeznaczenie, ale i tak shippuje cie z Blake bardziej (i mnie z nia tez shippuje)
    ZEBYS PRZESTAL TRAKTOWAC CALUMA JAK SWOJA SLUZACA, nie sluzacego, tylko sluzaca XDD bardzo mnie to rozsmieszylo
    awww Make takie cute, Blake wygrywajaca ich 'sprzeczki' <3
    "Lepiej będzie, jeżeli to zostawisz i zajmiesz się mną" jshsdgjsofgi tak, tak bedzie lepiej
    (ok, od teraz mam polskie znaki, ale nie chcę mi się poprawiać tamtego)
    fml fml fml make to moje życie, nie mogę, mam łzy w oczach, jak siedzi mu na kolanach i on ją trzyma i ahujsfig
    "Jestem beznadziejnym materiałem na dziewczynę" w takim razie dlaczego chciałabym, żebyś była moją dziewczyną...
    Michael taki słodki, mówi jej, że jest idealna, po czym, że mogłaby mieć większe cycki, oczywiście, mogłam się tego spodziewać
    "Dotarło do mnie, że od dłuższego czasu stoję i obserwuje ich zza rogu jak jakiś pospolity zboczeniec." tak, też o tym myślałam Heather XD
    "Udajmy, że jej nie widzimy.Może wtedy sobie pójdzie." ahah, to zabrzmiało jakby mówił o jakimś zwierzęciu
    "Jeżeli to cię kręci" ahahahhaha Calum mój mistrz
    Michael i jego chamskie teksty do Heather śmieszą mnie chyba bardziej niż powinny
    aww, Ashton spał u Caluma *ekhem* Cashton *ekhem*
    dobrze myślisz, Michael, to byłoby dziwne, gdyby Heather w ogóle to nie interesowało i nie tylko dlatego, że ślini się na widok Luke'a, ale też bo przyjaźni się z Ashtonem
    dobra, dajcie spokój biednej Heather, ciii
    "Luke za to kierował się w moją stronę i tylko i wyłącznie patrzył na mnie, co podniosło mi ciśnienie i jednocześnie przestraszyło" na chwilę przestałam oddychać
    ahhahah czemu się śmieję, że Heather udaje, że nie wie o co mu chodzi, a on jest taki trochę zagubiony
    serio dlaczego tak bardzo śmieszy mnie to, że Luke taki pełny nadziei myśli, że ok, wszystko wyjaśnione, gdy Heather tak naprawdę robi 'żadnego więcej lizania, stary' XD
    TAAAK, TAK, bardzo liczyłam na takie sceny! cieszę się, że to zrobiłaś (mówię o uderzeniu go w ramię)
    przyjaźń Cake to <3333
    yhym, jesteś z Lukiem takimi przyjaciółmi jak z Ashtonem, oczywiście Heather, tak
    "Będę grzeczna, obiecuje" she's a good girl, she's Michael's favourite
    "Wciąż jesteś wrzodem na dupie i rozmawianie z tobą sprawia, że mam ochotę strzelić sobie w łeb…" <3 goal
    omg omg omg omg Michael dał Heather swój numer, to wielki krok w ich relacji XD
    "Nie mógłbym odejść bez buziaka na do widzenia." zaczęłam się cieszyć jak głupia jak to przeczytałam, bo podejrzewałam, że Heather go zbyje XDD nie żebym lubiła widzieć smutnego Luke'a czy coś...
    ahahhahahhaha śmieję się znowu, choć już wczoraj to czytałam. taki żartowniś z tego Luke'a, co nie Heather
    POCZOCHRAŁA GO PO WŁOSACH, YES
    to była właśnie moja wymarzona scena, na którą bardzo liczyłam, jestem przeszczęśliwa, kocham Heather
    awwww Lukey ale z ciebie cutie
    ooo oł... ooo oł, Luke, szybko się wracaj, w tej chwili

    ale nie zamieszaj tak, że będę płakać, ok?

    OdpowiedzUsuń