poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział trzydziesty drugi.

Heather

Wcisnęłam szary przycisk na panelu automatu stojącego przede mną i mały, papierowy kubeczek zaczął wypełniać się kawą. Aromat gorącego napoju z proszku wymieszał się ze szpitalnym zapachem środków czystości i medykamentów. Zmarszczyłam nos, czując intensywną woń rozbijającą się o moje nozdrza. To był jeden z powodów, dla którego nie lubiłam tego typu miejsc, po prostu wszystko, co stąd wyniosłam, każde odczucie mogłabym nazwać jedynie smutnym i nieprzyjemnym. Zwłaszcza kiedy jest się taką czepliwą osobą, jaką jestem ja. Nawet sam zapach potrafił mnie skutecznie odstraszyć i zabrać resztki dobrego humoru.
To prawda, kiedy tylko przekraczałam próg znienawidzonej instytucji, całe szczęście ze mnie wyparowywało i tak szybko jak weszłam, tak szybko chciałam się stąd zmyć. Robiło mi się niedobrze za każdym razem, kiedy widziałam te chorobliwie białe ściany i cierpiących ludzi, zamkniętych samotnie w salach. Ciarki przechodziły moje ciało przy bliższym zetknięciu z maszynami i musiałam zawieszać palce na szlufkach swoich spodni, żeby nikt nie zauważył, jak niepokojąco się trzęsą.
Rzadko odwiedzałam szpitale, ponieważ sprawiały, że czułam się w nich kompletnie nieswojo i przypominały mi jedynie, co przeszłam kilka lat temu, kiedy mój ojciec chorował. Od tamtej pory ta placówka kojarzyła mi się bardziej z więzieniem, gdzie codziennie wylewanych jest mnóstwo łez, a cierpienie to jedyne uczucie, jakie może tu towarzyszyć, niż z miejscem, w którym pomaga się innym i daje ulgę w bólu zarówno pacjentom jak i ich rodzinom. Unikałam go więc jak ognia i starałam się przebywać tu jak najmniej, choć czasem nie było to możliwe. Jak na przykład dzisiaj, kiedy Ashton poprosił mnie, żebym razem z nim zrobiła jego mamie niespodziankę. Nie chciałam mu odmawiać i za każdym razem, kiedy mnie o to pytał przytakiwałam głową i pomagałam mu przejść przez te ciężkie chwile w szpitalu, mimo tego że naprawdę wolałabym robić inne rzeczy i nie musieć patrzeć na umierającą kobietę.
Usłyszałam krótki dźwięk, oznajmiający zakończenie pracy maszyny, więc schyliłam się, upewniając czy faktycznie kawa przestała lecieć. Sięgnęłam dłonią po wypełniony po brzegi kubek, w drugiej trzymając taki sam, ale przygotowany już wcześniej, i mając wszystko, co było mi potrzebne ruszyłam drogą powrotną. Czułam jak dłonie pieką mnie od gorącej kawy, ale mimo to pozwoliłam sobie na mozolny marsz, nie chcąc wylać zawartości niesionych kubków i też trochę dlatego, żeby przedłużyć czas, jaki spędzę nie widząc tragicznego stanu pani Irwin.
Podniosłam wzrok znad papierowych naczyń, które niosłam i rozejrzałam się po korytarzu. Był prawie pusty i mało kto kręcił się tutaj o tej porze. Jakaś para po mojej lewej stronie zajmowała zielone krzesła i przytulała się czule, zapewne czekając na lekarza. Oprócz nich jedynymi żywymi duszami okazała się niska, przyjaźnie wyglądająca pielęgniarka i pacjent w pasiastym szlafroku, którego prowadziła pod ramię.
Nic dziwnego, skoro była godzina dwudziesta pierwsza i raczej rzadko kto odwiedzał teraz swoje rodziny. Normalnie my też nie moglibyśmy przebywać w szpitalu do tak późna, jednak cały personel niesamowicie litował się nad Ashtonem i dzięki temu mógł przesiadywać tutaj ile chciał. Cud, że jeszcze tego nie zauważył albo po prostu udawał, że nie widzi zachowania innych. Ja, szczerze mówiąc, nie zniosłabym tych pełnych litości spojrzeń rzucanych w moją stronę, ale najwyraźniej on był inny.
Opuściłam głowę, patrząc na podłogę udając, że staram się iść ostrożnie. Tak naprawdę unikałam pocieszającego spojrzenia pielęgniarki, która była już tak blisko, że mogłam bez problemu dostrzec współczucie w jej oczach. Nie miała czego mi współczuć, przecież ze mną było wszystko okej. Nie powinna więc patrzeć na mnie w taki sposób, nienawidziłam kiedy ludzie to robili. I mimo że chciała być po prostu miła, myśląc, że poprawi mi tym zachowaniem humor, odetchnęłam kiedy wraz z pacjentem minęli mnie i zniknęli za plecami.
Uważnie obserwowałam numerki na drzwiach, choć i bez tego doskonale wiedziałam jak trafić. Zrobiłam jeszcze kilka ostrożnych kroków i moim oczom ukazały się drzwi do sali dwieście piętnaście, gdzie spędziłam całe popołudnie. Bez namysłu nacisnęłam łokciem klamkę, wyręczając tym samym obie dłonie, zajęte przez kawę i biodrem naparłam na drewno, torując sobie drogę do środka.
Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak piętnaście minut temu zanim opuściłam ten pokój, żeby zdobyć kolejną dawkę kofeiny dla siebie i przyjaciela. Grace Irwin wciąż leżała nieprzytomnie, a jej oddech był płytki, mimo iż wspomagały go ustawione obok maszyny. Jej twarz okropnie blada, a oczy podkrążone fioletowymi sińcami, znacznie postarzały kobietę. Wychudzone ręce spoczywały po obu stronach ciała, a lewa dłoń znajdowała się teraz w mocnym uścisku jej syna. Ashton wciąż siedział na krześle przy łóżku w tej samej pozycji co cały dzień, nie chcąc puścić drobnej dłoni pani Irwin, czekał aż w końcu się obudzi. Jego orzechowe oczy nieprzytomnie zezowały po kruchej sylwetce, powoli znikając pod ciężkimi powiekami, choć z całych sił starał się utrzymać je otwarte.
Odłożyłam jeden kubek z czarną kawą bez cukru na stolik niedaleko drzwi i zostawiłam go dla siebie do ostygnięcia. Następnie podeszłam do przyjaciela i stając za jego plecami, delikatnie położyłam mu wolną dłoń na ramieniu, starając się go nie wystraszyć moim nagłym pojawieniem się. Ashton podniósł na chwilę głowę i uśmiechnął się wdzięcznie, zauważając co mu przyniosłam.
- Oto twoja podwójna espresso. - powiedziałam, podając mu już trzecią dzisiaj kawę.
Bardzo zależało mu na tym, żeby jeszcze przed wyjazdem zamienić z mamą choć jedno słowo, dlatego mimo zmęczenia oczekiwaliśmy jej przebudzenia. Z tego też powodu oboje wlaliśmy w siebie zbyt dużo kofeiny jak na te kilka godzin. Co prawda smakowała jak najgorsze siki, ale dawała niezłego kopa. Przynajmniej w moim wypadku, bo Irwin nie wydawał się zbytnio pobudzony.
- Posłodzona? - zapytał cicho, ledwo kontaktując i nie czekając na moją odpowiedź pociągnął spory łyk, w nadziei że szybko postawi go na nogi.
- Cztery kostki, jak prosiłeś. - odparłam, patrząc na chłopaka ze zmartwieniem i odpuszczając sobie komentarz na temat przesadnego słodzenia napojów. Żarty o cukrzycy, nie były teraz na miejscu. Postanowiłam wrócić się po kubek, który zostawiłam przy drzwiach i zajęłam miejsce na krześle obok przyjaciela, zagajając. - Calum dzwonił zaraz po tym jak wyszłam i powiedział, że już cię spakowali, więc możemy tu zostać jak długo chcesz.
- Ok. - mruknął, popijając raz po raz kawę. - A co z tobą?
- Poradzę sobie. - zapewniłam go, nachylając się do przodu i opierając łokcie na udach, żeby móc lepiej obserwować zmęczoną twarz chłopaka – Blake mi pomoże się spakować albo już sama to zrobiła. - wzruszyłam ramionami, dając znak że nie przejmuje się tym bardzo, więc on też nie powinien. - W każdym razie, o mnie nie musisz się martwić.
Starałam się zachowywać normalnie, choć w tej sytuacji ciężko mi było zachować spokój. Widok Ashtona przyprawiał mnie o palące wyrzuty sumienia. Czułam się jak najgorsza osoba z myślą, że ukrywam przed nim tak ważną informację. Przecież ja wiem, że dla jego matki nie ma ratunku, a mimo to siedzę z nim i odgrywam dobrą przyjaciółkę, która zapewnia go, że wszystko będzie dobrze. Może gdybym powiedziała mu na samym początku i zignorowała prośbę pani Irwin, do tej pory zdążyłby się pogodzić z prawdą. Nie mówię, że by nie cierpiał, bo nie jest możliwe nie przejmować się losem osoby, którą kocha się ponad życie, ale chociaż przygotowałby się jakoś na to, co niedługo nadejdzie.
Na gdybanie było jednak za późno. Nie potrafiłam nie zgodzić się na prośbę umierającej kobiety, zlekceważyć jej życzenie, więc jedyne co mogłam teraz zrobić, to trwanie u boku przyjaciela. Choć tak mogłam zadośćuczynić mu moje kłamstwa, wspierając go i nie opuszczając aż do samego końca.
Oparłam się wygodniej o krzesło i nie spuszczając wzroku z brązowych loków, wyciągnęłam z tylnej kieszeni telefon, bo przypomniało mi się, że od rozmowy z Hoodem, kompletnie o nim zapomniałam. Na wyczucie przejechałam palcem po ekranie, który natychmiast się podświetlił. Dopiero wtedy oderwałam spojrzenie od Ashtona, który czekał w napięciu na jakikolwiek ruch ze strony leżącej na wysokim łóżku kobiety i przejechałam oczami wzdłuż listy wiadomości w skrzynce odbiorczej.
Standardowo miałam parę wiadomości od Gleena, na które nie zdążyłam jeszcze odpisać i zbierałam się do tego od rana, ale obecna sytuacja skutecznie odsuwała nowego znajomego na dalszy plan. Kilka esemesów od Caluma, który na bieżąco informował mnie, co dzieje się w domu, jak idzie pakowanie i czy wszystko w porządku z moją siostrą. Oprócz tego w mojej skrzynce znalazła się jeszcze jedna wiadomość i aż otworzyłam szerzej usta, kiedy zobaczyłam jej nadawcę. Prędzej spodziewałabym się zobaczyć kolejne pogróżki od numeru zastrzeżonego, ale od ostatniego razu nie odezwał się do mnie i panował względy spokój albo po prostu cisza przed burzą.
Skupiłam się jednak na tym, co w obecnej chwili zwróciło moją uwagę. Nawet po odświeżeniu skrzynki odbiorczej wiadomość wciąż w niej była, a ja uśmiechnęłam się zadowolona, że to nie był efekt mojego zmęczenia i wcale sobie tego nie uroiłam. Kliknęłam w szarą kopertę w rogu, która natychmiast rozciągnęła się na cały ekran.

Od: Luke
Jak tam?

Podniosłam głowę i spojrzałam na Irwina, który wyglądał jak siedem nieszczęść i zakładałam, że pewnie ze mną było podobnie. Oboje byliśmy wymęczeni i załamani faktem, że Grace jeszcze się nie obudziła, choć lekarze mówili, że rano na parę minut odzyskała świadomość. Postanowiłam więc wystukać parę pasujących do sytuacji słów w odpowiedzi.

Do: Luke
Nie najlepiej. Ashton chyba ma już dość, ale dalej czekamy.

Czułam się dziwnie wymieniając esemesy z blondynem, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło nam się komunikować w ten sposób. Owszem, czasem rozmawialiśmy przez telefon, ale były to krótkie informacyjne rozmowy i naprawdę nie było ich zbyt wiele. Luke nie wydawał się chętny do takich rzeczy i sam nawet kiedyś mówił, że nie lubił marnować czasu na pierdoły, skoro mógł zobaczyć się z kimś na żywo i wtedy pogadać.
Odłożyłam telefon na bok, kiedy chłopak przez dłuższy czas mi nie odpisywał i znów skupiłam się na Ashtonie. Jego głowa opadała w dół tak, że brodą prawie dotykał swojej klatki piersiowej. Wciąż jednak starał się zachować świadomość i co jakiś czas brał łyka kawy, która była bezradna w walce z potężnym zmęczeniem.
Przez moment zastanawiałam się czy nie powinnam zaproponować powrotu do domu, ale nie chciałam sprawić mu przykrości. Przecież dla niego nie miało znaczenia że jutro będzie ledwo żywy, jak nie gorzej. Teraz jedyne o czym myślał to jego mama i rozumiałam go doskonale. Myślę, że zdawał sobie sprawę, że podczas swojej nieobecności jest szansa, że może coś pójdzie nie tak; że może nie będzie miał więcej okazji, żeby z nią porozmawiać; że jest możliwość, że ona nie dotrwa do jego powrotu. To właśnie przez to był teraz tak zdeterminowany i cały dzień spędził na czekaniu na nią.
Nachyliłam się bardziej w jego stronę, kiedy usłyszałam ciche chrapanie i zauważyłam miarowo unoszącą się klatkę piersiową. Ashton zasnął, a ja nie chcąc mu przeszkadzać, wyszłam na korytarz. Nie sądziłam, żeby Grace się dziś obudziła, skoro nie udało jej się przez cały dzień, więc nie było sensu, żebym tam siedziała. Mogłabym niechcący obudzić chłopaka, a tego nie chciałam. Należała mu się chwila odpoczynku.
Chwyciłam komórkę, sprawdzając nową wiadomość.

Od: Luke
Kiedy zamierzacie wrócić? Mogę po was przyjechać, jeśli chcesz.

Zmarszczyłam brwi w reakcji na tego esemesa. Od kiedy to Hemmings był taki chętny, żeby robić komuś za szofera? Zwłaszcza, jeżeli tym kimś była osoba, z którą nie rozmawiał ostatnimi czasy zbyt często i raczej wzajemnie się unikali. Czytaj ja.

Do: Luke
Nie mam pojęcia. Ashton właśnie zasnął, a ja nie chce go budzić. Dam ci znać, jak to się zmieni i będziemy potrzebowali podwózki.

Wystukałam na ekranie telefonu kolejną wiadomość, ale tym razem nie wepchnęłam go do kieszeni. Wiedziałam, że zaraz mi odpisze, więc chowanie komórki było bezsensowne, gdyż znów musiałabym ją wyciągać. Zamiast tego wolałam oprzeć się o ścianę na korytarzu i z wyświetlaczem blisko twarzy, oczekiwałam na odpowiedź.

Od: Luke
Więc co teraz robisz?

Wywróciłam oczami, ponieważ już irytowały mnie te krótkie i kompletnie bezsensowne pytania. Miałam na głowie znacznie większe zmartwienia niż on, więc miałam nadzieję, że może po ostatnim esemesie da mi spokój i będę mogła w końcu pomyśleć. Faktycznie, z Lukiem nie dało się pisać normalnym wiadomości, skoro jedyne co potrafił robić to wypytywać o wszystko, a jakoś mi to średnio odpowiadało.
Opisałam chłopakowi, że idę się przewietrzyć i mam zamiar poszukać czegoś do roboty, skoro Ashton śpi, a jego mama nie zdążyła się wybudzić. Dodałam jeszcze, że jestem głodna i muszę coś zjeść, jeżeli mam wytrwać tu jeszcze dobrych parę godzin. Następnie po wysłaniu wiadomości, odepchnęłam się od ściany i ruszyłam wzdłuż korytarza, nie rozglądając się na boki, gdyż większość sal, w których znajdowali się pacjenci miało szklane szyby i kiedy ich nie zasłonięto, wszystko było widać dokładnie - każdą starszą kobietę lub chore, wymęczone dziecko. Pamiętam jak sama leżałam w tym szpitalu jeszcze jakiś czas temu i Luke po naszej kłótni, w złości rozbił właśnie taką szybę. Nie wiem czemu uśmiechnęłam się na to wspomnienie, choć wtedy byłam wściekła na niego i uważałam, że zachował się jak kompletny debil.
Doczłapałam do windy i natychmiast wcisnęłam guzik z namalowaną strzałką w dół. Skoro Ashton zasnął, a mi nadarzyła się okazja, żeby choć na chwilę się stąd zmyć, zamierzałam to wykorzystać. Parę minut na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi i pozwoli pozbierać myśli. Weszłam do windy zaraz po tym, jak metalowe drzwi rozsunęły się, pozwalając wejść do środka. W kompletnej ciszy i zupełnie sama zjeżdżałam na parter budynku, żeby móc dostać się na zewnątrz. Wtedy poczułam wibracje w dłoni, gdzie wciąż spoczywał mój telefon. Już wcześniej zaczęłam się irytować, że chłopak po raz kolejny nie odpisuje mi tak długo, zwłaszcza że ja dosyć się rozpisałam. Chciałam go tym samym zmusić do napisania dłuższego esemesa niż cztery słowa i znak zapytania.

Od: Luke
Ok, więc będę za piętnaście minut. Masz ochotę na coś konkretnego?

Spojrzałam z niedowierzaniem na wiadomość, ale nie zamierzałam się sprzeczać, bo i tak nie miałam lepszej rzeczy w planach, dlatego odpisałam:

Do: Luke
Cokolwiek, zjem wszystko.


Poczułam się o wiele lepiej, kiedy rześkie powietrze przeczesało moje kosmyki i zawiało je prosto na moją twarz. Odgarnęłam włosy i przełożyłam je na jedno ramię, żeby więcej mi nie przeszkadzały. Oddychając głęboko, usiadłam na schodach przed szpitalem i rozkoszowałam się chwilą samotności.
Nie miałam jeszcze okazji zastanowić się nad jutrzejszym dniem i dopiero teraz był ten moment, kiedy powinnam wykorzystać czas na rozważenie sytuacji. Miałam jutro po raz kolejny się przeprowadzić, nie wiadomo na jak długo i pożegnać się z czwórką przyjaciół, z którymi codzienne życie w pod jednym dachem zdążyło mi wejść w nawyk. To będzie ciężkie nie widywać ich każdego ranka walczących o ostatni kawałek pizzy z wczoraj i przyzwyczajenie się do życia bez nich może okazać się trudniejsze niż mi się wydaje.
Co prawda, pogodziłam się już z myślą, że musi tak być, ale mimo to nie mogłam wyobrazić sobie dnia bez nich wszystkich. Z nimi czułam się jak z rodziną i oprócz tej czwórki i własnej siostry nie miałam nikogo, na kim zależałoby mi w podobnym stopniu. Nigdy nie byłam specjalnie przyjacielska, więc oprócz kilku znajomych i bliższej mi Price, nie kręciło się wokół mnie wiele osób. Wcale mi to nie przeszkadzało i nawet po tym jak ich wszystkich straciłam, nie przejęłam się tym bardzo, szybko odnajdując wspólny język z Ashtonem a później z pozostałą trójką chłopaków (ok, może dwójką, Michael i ja to … bez komentarza).
Tym bardziej czułam się wręcz źle z myślą, że od teraz muszę otaczać się nowymi, nieznanymi osobami, których prawdopodobnie nie polubię, a już na pewno nie z takim zaangażowaniem jak tych, których uwielbiam teraz. Nawet jeżeli szybko przywiązywałam się do ludzi i już po krótkim czasie zaczynało mi na nich zależeć, czułam że tego, co mam teraz nic mi nie zastąpi.
Byłam więc przybita ze świadomością o jutrze i o pożegnaniu, które czeka nas wszystkich i zbliża się wielkimi krokami. Miałam jedynie nadzieję, że chłopcy poradzą sobie szybko z zadaniem powierzonym przez starszego Hemmingsa i wrócą nim zdążę porządnie za nimi zatęsknić.
Podniosłam głowę i zmrużyłam oczy, jakby to miało wyostrzyć mój wzrok, choć wątpiłam żeby to działało w ten sposób. Nachyliłam się do przodu, nasłuchując coraz to głośniejszych kroków i mogłam przypuszczać, że ktoś zmierza w moją stronę. Ktoś, czyli Luke.
Wysoka sylwetka wyłoniła się zza drzew po mojej prawej stronie i kiedy tylko chłopak spojrzał na mnie, uniosłam do góry rękę i pomachałam nią na boki, żeby mieć pewność, że mnie zauważył. Jego długie nogi od razu zaczęły kroczyć trasą, która nas dzieliła i znalazł się naprzeciw mnie w mgnieniu oka. Musiałam unieść brodę, żeby móc na niego spojrzeć, bo wciąż siedziałam na stopniach schodów. Szerokie ramiona Luke'a osłaniały mnie przed światłem latarni, stojącej niedaleko i musiałam przyznać, że byłam pod wrażeniem jego idealnej budowy.
- Cześć. - odezwał się niezręcznie, zaciskając palce na pasku plecaka.
- Cześć. - odpowiedziałam równie speszona, ale odważyłam się poklepać miejsce koło siebie, dając znak blondynowi, żeby je zajął.
On jak gdyby tylko na to czekał, bo w kolejnej sekundzie już siedział na schodach obok, ściągając plecak i kładąc go między nogi.
- Jak Grace? Obudziła się? - zapytał po chwili ciszy, w której tępo wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą. Pokiwałam przecząco głową, na co Luke westchnął. - A Ash? Co z nim?
- Jak wychodziłam spał. Wątpię, żeby się już obudził, bo na pewno zadzwoniłby gdzie jestem. - odparłam, choć wiedziałam, że Luke wcale nie pytał o to. Byłam więc zmuszona dodać nieco drżącym głosem. - Jego mama jest w tragicznym stanie i lekarze mówią, że praktycznie cały czas śpi, o ile nie ma ataków… To okropne i mimo że Ash próbuje zachowywać się normalnie to widzę, że cierpi. - w moich oczach zebrały się łzy, ale Luke cały czas mi się przysłuchiwał, więc bezsensownie kontynuowałam – Bardzo zależało mu, żeby się z nią pożegnać przed wyjazdem. Myślę, że on powoli uświadamia sobie, że to nie potrwa długo zanim…
Głos mi się załamał i łzy popłynęły mi po policzkach, ale nie zaczęłam płakać. Zdusiłam w sobie chęć rozryczenia się i po prostu siedziałam z zaciśniętymi ustami, patrząc wciąż przed siebie.
- Heather, wszyscy przeczuwaliśmy, że to może nastąpić. - odparł, uspokajająco głaszcząc mnie po plecach. Nawet nie wiem, kiedy jego dłoń się tam znalazła. - Myślę, że Ashton również, ale to jego mama… nic dziwnego, że nie potrafi sobie z tym poradzić. To boli tak samo bardzo za każdym razem, nieważne czy się na to przygotujesz czy nie. Nic z tym nie zrobisz i nie zmienisz biegu wydarzeń, ale za to możesz być przy nim kiedy cię potrzebuje.
Pokiwałam powoli głową, zaskoczona jak mądrze zabrzmiały jego słowa i uśmiechnęłam się nieznacznie.
Nie sądziłam, że taki chłopak potrafi tak dobrze gadać i w jednej chwili uspokoić moje zszargane nerwy. To była odpowiedź na wszystko z czym zmagałam się od dłuższego czasu. Gdybym powiedziała przyjacielowi prawdę o tym, że jego rodzicielka ma niedługo umrzeć, odebrałabym mu ostatnie chwile szczęścia. A tak, nie mówiąc od razu, dałam mu trochę dodatkowego czasu bez płaczu i cierpienia. Może i za bardzo się usprawiedliwiałam, ale też było w tym trochę prawdy i nie można temu zaprzeczyć.
Siedzieliśmy w ciszy dłuższą chwilę, a wisząca między nami chmura smutku i depresyjnej atmosfery zaczęła znikać i z każdym kolejnym ruchem dłoni blondyna, zapominałam o wszystkim. Wystarczył zwykły dotyk, żebym znacznie się odprężyła i przestała myśleć o złych rzeczach.
- A co z tym jedzeniem? - zaczęłam temat – Umieram z głodu.
Luke zprychnął, widząc moje błyszczące oczy i niecierpliwe stukanie palcami o kolano.  Posłusznie sięgnął do swojego plecaka, z którego wyciągnął dwie papierowe torby z jedzeniem na wynos i podał mi jedną z nich.
- Nie jestem dobrym kucharzem, więc… - wzruszył ramionami.
- W porządku, dzięki.
Przejęłam pakunek i ostrożnie położyłam go sobie na kolanach. Spojrzałam wdzięcznie na Luke'a, choć tak naprawdę bałam się co mogę zobaczyć w środku. Mam złe doświadczenia, jeżeli chodzi o ludzi zamawiających dla mnie jedzenie na wynos, bo nikt nigdy nie pamięta, że nie jadam mięsa.
Blondyn zajął się otwieraniem swojej porcji, która pachniała jak pieczona wołowina i z przerażeniem otworzyłam swój pakunek, spodziewając się że ujrzę tam jakiegoś hamburgera czy inne paskudztwo.
- Umm… co to jest? - zapytałam, wyciągając plastikowe pudełko z jakąś zieleniną w środku i uniosłam ją wysoko przyglądając się dokładnie zawartości.
- No… sałatka. Nie widzisz?
- To akurat widzę. - odpowiedziałam, lekko zirytowana jego tonem. – Ale z czym?
- Nie wiem, szpinak jakiś, jakaś tam sałata … - zaczął wymieniać, a ja zagryzłam wargę, żeby nie zacząć się śmiać – pomidory chyba, albo nie… o i tofu! - dokończył entuzjastycznie, kiedy udało mu się przypomnieć sobie najważniejszy składnik. - I inne zdrowe rzeczy…marchewki może...
Luke szczerze się wzdrygnął, kiedy to powiedział i tym razem nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Nie wiem, co się dzisiaj z nim stało, ale chciałam żeby częściej był taki. Naprawdę podobało mi się oglądanie go w tej bardziej niewinnej odsłonie. Spodziewałam się, że swoim zachowaniem próbował poprawić mi humor i na szczęście mu się to udało.
- Z czego się śmiejesz? - próbował być poważny, ale klatka piersiowa drżała mu od duszonego rozbawienia. - Nie możesz się ze mnie śmiać.
- Przepraszam, jestem zmęczona, to dlatego. - powiedziałam i była w tym część prawdy – I trochę dlatego, że zachowujesz się … uroczo.
- Uroczo? - powtórzył krzywiąc się na znak niezadowolenia. – Chyba mnie z kimś pomyliłaś. Ja nie bywam uroczy, co najwyżej zabawny. Ewentualnie możesz nazywać mnie śmiesznym, choć wolałabym żebyś mówiła do mnie seksowny.
- Nie. - pokiwałam głową na boki, uśmiechając się – Wciąż jesteś uroczy. Specjalnie dla mnie poszedłeś do baru, gdzie serwują wegetariańskie dania i przywiozłeś mi je aż tutaj.
- Pfe, chyba żartujesz. - wyśmiał mnie, po czym dodał z miną, jakbym była jakaś nienormalna. – Nudziło mi się i byłem głodny, więc pojechałem sobie coś zamówić i przy okazji z menu wziąłem też coś dla ciebie.
- Przy okazji z menu wziąłeś też coś dla mnie? - powtórzyłam, akcentując każde słowo po kolei i uniosłam wysoko brew, a chłopak przytaknął.
Spojrzałam na jego torbę, a później na swoją i dostrzegłam dwa różniące się od siebie loga dwóch innych restauracji. Moja należał do jednej z ulubionych i najczęściej odwiedzanej w okolicy knajpki z daniami jarskimi, a blondyn miał swoją porcję z pobliskiego fast food'a.
- Więc mówisz, że w McDonaldzie od teraz sprzedają dania z tofu? - zapytałam, wskazując brodą na wpół zjedzoną bułkę, którą trzymał chłopak. - Chyba tego nie przemyślałeś, Luke. Myślałam, że lepiej potrafisz kłamać. Szczerze mówiąc, zawiodłam się. - dodałam zaczepnie, a on przymknął oczy i wypuścił powietrze nosem.
- Zamknij się i jedz. - rozkazał, wywracając oczami z podirytowania.
Odpuściłam sobie dokuczanie mu, nie chcąc żeby stracił swoje dobre nastawienie, które też przy okazji działał kojąco i na mnie. W ciszy pochłanialiśmy jedzenie, raz na jakiś czas rzucając jakimiś a`la chamskimi tekstami, które tak naprawdę nas nie obrażały, a miały na celu jedynie rozśmieszyć. Luke oddał mi swoją porcję frytek, bo sałatka była zdecydowanie zbyt marnym posiłkiem jak dla mnie i marudziłam tak długo, dopóki blondyn się nie poddał.
- Dzięki za kolację. - odezwałam się przeżuwając ostatni kęs i wycierając tłuste ręce o spodnie. Paskudny nawyk. - Było pyszne.
- Może chcesz chusteczki? - zapytał, widząc jak postanowiłam wyczyścić palce z tłuszczu od frytek i wyciągnął w moją stronę paczkę.
- Nie trzeba. Tobie bardziej się przydadzą. - odparłam, zauważając ślad po keczupie w kącikach ust i na czubku nosa Luke'a. Błagam, nie pytajcie mnie jak on to zrobił.
- Mi? - zmarszczył brwi.
- Tak, tobie, Luke. - westchnęłam – Jesteś brudny na twarzy.
- Gdzie?
- Tu. - wskazałam palcem na jego nos, po czym dodałam zgryźliwie – Jesz jak świnia.
- Odwołaj to i ładnie przeproś. - pogroził mi, unosząc nieznacznie kąciki ust.
- Nie będę przepraszać za mówienie prawdy.
- Jesteś pewna?
- W stu procentach.
- Ok, jak chcesz.
Blondyn złapał mnie nagle za kostki i przyciągnął do siebie blisko. Szurałam tyłkiem po nierównych betonowych schodach, przez co zaczęły mnie boleć pośladki i bałam się o stan moich spodni. Miałam nadzieję, że nie zobaczę tam wielkiej dziury, przez którą każdy mógłby podziwiać moją bieliznę. Spojrzałam z wyrzutem na chłopaka. Co za palant robi takie rzeczy?
Nie zdążyłam się jednak odezwać, bo on oplótł swoją cholernie długą rękę wokół mojej talii, a drugą złapał nadgarstki, tak mocno, że nie mogłam ich wyrwać. Następnie zbliżył swoją brudną od ketchupu twarz i otarł się nią o moją, zostawiając jasnoczerwone plamy na mojej skórze.
- Fuj! Oszalałeś!? - krzyknęłam, czując jak przejeżdża nosem po moim policzku, robiąc kolejną smugę – Fujfujfuj! Przestań!
- To przeproś. - zażądał, tym razem kilkakrotnie pocierając swoim nosem o mój, tak jak to robią zwierzęta w bajkach.
- Dobra, przepraszam! - powiedziałam głośno, wyrywając w końcu ręce z jego uścisku i kładąc dłonie na obu jego policzkach, żeby móc choć trochę odsunąć jego twarz. - Przestań już być obrzydliwy. Przeprosiłam, no! A teraz daj mi te chusteczki. - rozkazałam.
Luke zaśmiał się, nie robiąc nic w kierunku mojej prośby, więc sama wyciągnęłam je z jego kieszeni. Dokładnie powycierałam swoją twarz, pozbywając się wszelkich śladów po ketchupie i automatycznie, wyciągając kolejną czystą, powtarzając czynność tym razem z twarzą blondyna.
Tak naprawdę nie byliśmy wcale tak mocno umazani, jak wskazywałoby na to nasze zachowanie. Przecież chłopak miał tylko niewielką plamkę na nosie, nie mógł mnie całej wysmarować, zwłaszcza, że większość została na jego twarzy. Mimo to woleliśmy się podroczyć, wykorzystując każdą okazję, żeby pobyć ze sobą bliżej niż zazwyczaj. Kiedy skończyłam wycieranie, odrzuciłam brudne chusteczki na bok, obiecując sobie, że posprzątam je później, a teraz wolałam wrócić do patrzenia na roziskrzone niebieskie tęczówki.
Mimo moich krzyków oboje byliśmy mocno rozbawieni. Właściwie nawet czułam się jak dziecko i nie przejmowałam tym, że jesteśmy w miejscu publicznym, które z każdej strony naszpikowane jest kamerami. Po prostu cieszyłam się chwilą beztroski i tak bliskiego kontaktu z chłopakiem.
Zjechałam wzrokiem na malinowe usta, oddalone od moich kilka centymetrów. Z łatwością mogłam pokonać tą odległość i złączyć je razem w pocałunku. Bardzo tego chciałam, więc przybliżyłam się nieznacznie tym razem spoglądając prosto w niebieskie tęczówki. Blondyn uważnie mi się przyglądał i wydawało mi się, że wiedział, co zamierzałam zrobić. Czułam, że wie, a mimo to nic nie zrobił i nawet nie drgnął.
Jego dłoń zacisnęła się na moim biodrze i palcami wsunął się pod moją koszulkę, masując skórę w tamtym miejscu. Czułam ciarki wywołane jego dotykiem i zaczęłam drżeć. Zbliżałam się powoli do jego twarzy i wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Moje palce wsuwające się w jego gęste włosy, moja prawa noga oplatająca jego biodro, moje ciało przysuwające się do jego, moje piersi przyciśnięte do jego torsu i nasze usta tak blisko siebie, wystarczył milimetr…
Ale zadzwonił mój telefon i Luke odskoczył ode mnie jakbym była co najmniej trędowata. Chłopak natychmiast stanął na równych nogach i zaczął drapać się niezręcznie po karku, unikając mojego wzroku. Z szeroko otwartymi oczami utkwionymi w jego sylwetce, przysunęłam swoją komórkę do twarzy.
- Halo? - zapytałam, uświadamiając sobie, że nawet nie sprawdziłam kto dzwoni, bo byłam zbyt zajęta obserwowaniem blondyna.
- Heather, gdzie ty do cholery jesteś? - usłyszałam zdenerwowanego Ashtona i nagle przypomniałam sobie o tym, że go zostawiłam – Czekam na ciebie i czekam … Wróciłaś do domu czy jak?
- Nie, jestem na dole. Luke przyjechał. - wyjaśniłam, czując jak oblewam się rumieńcem. Nie zabrzmiało to najlepiej.– Umm, zaraz u ciebie będziemy.
Powiedziałam, a chłopak przede mną pokiwał potwierdzająco głową, dając mi znak, że się z tym zgadza.
- Nie. - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki i się zdziwiłam – Ja zejdę do was. Poczekajcie.
Po tym Ashton się rozłączył, a ja spojrzałam niepewnie na Luke'a, nie wiedząc właściwie co mam powiedzieć. Nie rozumiałam dlaczego Ash nie chciał nas widzieć w sali dwieście piętnaście i fatygował się specjalnie na dół, ale cóż zaraz mieliśmy się dowiedzieć.
- Ash tu zejdzie za chwilę. - odparłam, widząc że Luke nie rozumie dlaczego jeszcze nie idziemy na górę – Nie chce żebyśmy wchodzili.
- Dlaczego? - zapytał, równie zdziwiony co ja.
- Nie mam pojęcia, Luke.
Odwróciłam się w stronę wejścia i oczekiwałam aż pojawi się w nim Irwin. Przeskakiwałam nerwowo z nogi na nogę, znów czując się niekomfortowo w towarzystwie blondyna. Po raz kolejny to ja wykonałam pierwszy krok, a on nie zrobił nic. Ok, dotykał mnie, ale … Luke często mnie dotyka, tak bez powodu i bez żadnych wyjaśnień, bez logiki. Taki już jest. I pomyśleć, że gdyby nie zbawienny dzwonek, znów bym się ośmieszyła. Może i oddałby pocałunek, w końcu to facet, ale dla niego nie znaczyło to więcej jak zwykłe zbliżenie. W przeciwieństwie do mnie.
- Heather. - usłyszałam za plecami głos, o którym właśnie myślałam i potarłam ramiona, chcąc pozbyć się gęsiej skórki.
- Hm?
Wolałam się nie odzywać, bo wydawało mi się, że mój głos może zacząć drżeć. Zwłaszcza, że znów poczułam jego bliskość za swoimi plecami, kiedy podszedł kawałek. Ciepło bijące od jego ciała przypominało mi o sytuacji przed chwilą i jednocześnie miałam ochotę uciec i się na niego rzucić. Oddychałam więc głęboko, żeby ostudzić swoje zapały.
- Zanim przyjdzie Ashton, chciałbym ci coś dać. - powiedział szybko, zerkając w stronę drzwi, jakby się obawiał, że zaraz ktoś się w nich niespodziewanie pojawi, mimo że były szklane i każdy mógł zauważyć co dzieje się za nimi.
- Co takiego? - odwróciłam się do niego, zaciekawiona.
Objechałam go z góry do dołu, jakby szukając tego o czym mówił. Nic szczególnego nie wpadło mi w oko, ale dalej skakałam wzrokiem, jakbym zaraz miała zauważyć coś, czego do tej pory nie udało mi się zobaczyć. Blondyn, nie każąc mi dłużej się niecierpliwić, od razu sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej mały przedmiot, którego z początku nie rozpoznałam. Niby-srebro zabłyszczało w świetle latarni, kiedy obrócił je w palcach i podsunął mi go pod nos. Zdziwiłam się widząc zwykły klucz, który w moim przekonaniu nie był niczym specjalnym, ale mimo to przejęłam go i położyłam sobie na otwartej dłoni, przyglądając się uważnie i szukając jakichkolwiek oznak wyjątkowości, ale to wciąż był zwykły klucz.
- Klucz. - oznajmiłam bez przekonania, wciąż tępo wlepiając wzrok w przedmiot– Po co mi go dałeś?
Chłopak zbliżył się i złapał za mój podbródek, unosząc go tak, żebym w końcu spojrzała mu w oczy.
- Wiesz do czego jest ten klucz? - zapytał, a kiedy pokiwałam przecząco głową, kontynuował – To klucz do domu,w którym obecnie mieszkamy. A dokładniej… mój klucz.
- I co w związku z tym?
Nie rozumiałam dlaczego dawał mi swój klucz i po jaką cholerę był mi on potrzebny. Spoglądałam na niego nie wiedząc za bardzo jak zareagować na ten 'prezent', więc po prostu starałam się zadawać jak najwięcej pytań, żeby zrozumieć motywy chłopaka.
- To, że chcę żebyś go używała, kiedy jutro wyjedziemy. - odparł i dopiero wtedy zrozumiałam. - Jeżeli cokolwiek podczas pobytu u Nicka wyda ci się podejrzane, masz zabrać Blake i wrócić do domu. Nie chcę żeby stała się wam krzywda, rozumiesz? Więc jedna niepokojąca rzecz i wynosisz się stamtąd i przede wszystkim dzwonisz do mnie, jasne?
Po moim ciele rozlała się fala ciepła i przytaknęłam szybko, czując jak w brzuchu przewraca mi się z ekscytacji. Chciałam pisnąć, bo ta wiadomość niesamowicie mnie ucieszyła, ale widząc jak poważnie podchodzi do tego Luke, wolałam sobie oszczędzić radości. Przynajmniej przy nim…
- Tak. - tylko tyle byłam w stanie wydusić.
- I nikomu masz o tym nie mówić, dopóki nie będziesz zmuszona go użyć, tak?
- Tak. - znów przytaknęłam, mimo iż nie miało dla mnie sensu ukrywanie takiej informacji przed innymi.
Zacisnęłam w dłoni kluczyk, który teraz wydawał mi się cudownym prezentem i nie mogłam przestać cieszyć się, że coś takiego mi się przytrafiło. Pewnie nad interpretowałam sytuacje, przecież Luke mówił i o mnie i o Blake, to o nas dwie się martwił. Nie mogłam jednak przemówić sobie do rozumu, że to było zwykłe zachowanie środków ostrożności i chłopak nie chronił mnie dlatego, że coś do mnie czuł.
- Ekhm. - usłyszeliśmy chrząknięcie przyjaciela. – Nie przeszkadzam?
- Ash! - powiedziałam zbyt głośno, kiedy ja i blondyn odsunęliśmy się od siebie. – Luke przyszedł.
- Widzę. - odparł, patrząc na mnie jak na dziwaczkę. – Mogliście powiedzieć, że potrzebujecie trochę czasu na przytulanie, zostałbym w środku.
- My wcale nie…
- Yhym, jasne… Mam oczy.
Zignorowałam zgryźliwy ton chłopaka, rozumiejąc powód dla którego mógł się tak zachowywać. Byłam mu w stanie wybaczyć, bo po dzisiejszym dniu, każdy normalny nie miałby humoru. Zwłaszcza po tym jak zobaczył, że ja i Luke byliśmy zajęci sobą, zamiast wspierać go w ciężkiej chwili, kiedy potrzebował pomocy i towarzystwa. Ygh, czułam się okropnie, bo znów nawaliłam. Cholerny Hemmings mieszał mi w głowie.
- Dobra, lepiej chodźmy. - powiedział słabo, przecierając twarz i mijając nas na schodach. - Siedzenie tutaj raczej nie ma sensu. Powinniśmy się zmywać.
- Ashton. - zawołałam za nim, więc się zatrzymał – Nie chcesz zaczekać, aż twoja mama się obudzi? Wiesz, że nie mamy nic przeciwko.
- Tak, możemy zostać. - wtrącił blondyn.
-  Nie. Szkoda naszego czasu. - odparł, po czym znów użył tego zgryźliwego tonu, który był zupełnie do niego niepodobny. - Chyba, że chcecie zostać i dokończyć … cokolwiek robiliście.
Widziałam jak Luke zaciska swoja szczękę w złości i zanim zdążyłam złapać go za rękę, już szedł w stronę Irwina. Najwyraźniej nie rozumiał jego zachowania, które ja usprawiedliwiałam trudnym dniem i tym, ze był zawiedziony iż nie miał okazji porozmawiać z mamą. Przecież każdemu zdarza się być odrobinę wrednym, kiedy nadchodzi gorszy okres i nie powinniśmy go za to winić, bo jest tylko człowiekiem.
- Musisz pieprzyć takie śmieci? - warknął Luke, nie wytrzymując napięcia i zagrodził mu drogę. - Działasz mi na nerwy, Irwin.
- Luke, daj spokój. Chcę już wrócić do domu. - zmęczenie w jego głosie, jakby przekonało blondyna, bo jego ciało się rozluźniło. Niestety, Ashton dokończył swoją wypowiedź znów w mało przyjemny sposób. - Ja wiem, że zakochani czasu nie liczą, ale ...
- Co ty wymyślasz, stary. - przerwał mu od razu Luke, jakby słowo zakochany było największą obelgą świata. - Przecież nas nic nie łączy, więc skończ z tymi głupimi podtekstami. Nikt tu kurwa nikogo nie kocha.
Po tych słowach nastała głucha cisza, którą przerwałam ja i to dopiero po paru solidnych minutach.
- Lepiej chodźmy, bo jutro czeka nas ciężki dzień.
Ruszyłam przed siebie i nie musiałam się nawet odwracać, żeby usłyszeć za sobą szuranie butów Ashtona. Luke stał jeszcze chwilę w miejscu, bo nie zarejestrowałam jego kroków, ale po chwili dołączył do nas, trzymając się jednak bardziej na uboczu i aż do samego samochodu, nikt z nas się nie odezwał.



*

czuje, że ten rozdział jest jakiś ... dziwny. od początku miał on wyglądać inaczej, ale zaczęłam go dzisiaj kończyć i ... ups, nie wiem jak to się stało. tęskniłam jakoś za Huke, więc stąd taki obrót spraw, sama nie wiem co o tym myśleć.
no i niestety nie udało mi się zmieścić wszystkiego, co miałam w planach na ten rozdział, więc mam nadzieje, że nie będziecie mieli mi za złe, że przedłużam akcje przed ich wyprowadzka.
w końcu udało mi się też jakoś ogarnąć z czasem i update jest o wiele szybciej niż ostatnimi razy, cieszmy się i radujmy. 

dziękuje za każdy miły komentarz, który dostałam i te wiadomości na tt. naprawdę mnie wspieracie i to jest niesamowite, uwielbiam was!

jeżeli interesuje was bardziej wersja na wattpadzie, to możecie kliknąć w zdjęcie po prawej stronie bloga i zacząć czytać w tamtym miejscu. buziaki!

#RiskyPlayerFF

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział nie mogę doczekać się next ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. zapomniałam, jak się skończył ostatni rozdział i teraz czytając początek i widząc 'zapach środków czystości' prawie wpadłam w panikę, boję się, Ashton, nie
    "Zwłaszcza kiedy jest się taką czepliwą osobą, jaką jestem ja" przeczytałam 'cierpliwą' i dłuższą chwilę zastanawiałam się, co chcesz przez to przekazać
    ja też patrzę teraz na Ashtona pełnym litości spojrzeniem, biedny bejbik
    ajsfhdsfbhdbfh nie wiem czemu ale płaczę i piszczę jednocześnie, że Luke do niej napisał, to jest jakoś tak bardzo cute jak jeszcze nigdy wcześniej, gdy ktoś do kogoś napisał, naprawdę łzy spływają po mojej twarzy (ok, może ma z tym coś wspólnego fakt, że piecze mnie oko)
    jezu, przestań mnie zasmucać, niech dotrwa do jego powrotu ;c
    nie wiem czemu tak bardzo się jaram wiadomościami Luke'a XDD cutie
    'więc co teraz robisz?' pisze ze swoim chłopakiem, Luke, gaaasz
    czemu mam wrażenie, że sposób pisania Luke'a, to pewna osoba z twojego życia, powiedz mi czy dobrze myślę XD
    aww sentymentalnie się zrobiło, jedna wielka rodzinka, podoba mi się to
    michael i ty to mój (nie)friendship goal XDD
    liczę, że zaraz będzie jakaś cute scena z huke, błagam, błagam, błagam
    OMG NIEZRĘCZNY LUKE, SPESZONA HEATHER, CO SIĘ DZIEJE Z MOIM SERCEM
    Luke, kolejny raz zaskakujesz mnie swoją mądrością, no no
    ahahah nie wiem czemu fakt, że Heather pyta z czym jest sałatka, bardzo kojarzy mi się ze mną 'ale NA PEWNO NIE MA W NIEJ MIĘSA?'
    szpinak, moja miłość, moje życie, jadłam też dzisiaj, pjona
    "nie możesz się ze mnie śmiać" awwwwwww, nie wiem czemu, ale wszystko co robi teraz Luke jest urocze
    mwhehehe nawet Heather się ze mną zgadza, ledwo co to napisałam, to to powiedziała!
    "Specjalnie dla mnie poszedłeś do baru, gdzie serwują wegetariańskie dania i przywiozłeś mi je aż tutaj" boyfriend goal, dajcie mi takiego, znowu mam łzy w oczach, tacy ludzie bardzo mnie wzruszają
    mwhahahah Luke próbujący kłamać, że wcale tak nie było <3 kocham to tak bardzo
    Luke z nosem na keczupie, chce to zobaczyć, przesadzasz w tym rozdziale z uroczymi momentami, czy chcesz mnie zabić?
    "Odwołaj to i ładnie przeproś" ekhem dlaczego to mnie podjarało... ok, może dlatego, że to brzmi, jakby zaraz miało się wydarzyć coś między nimi *zaciskam kciuki*
    nie mogę, za dużo słodkości (tak naprawdę mnie to cieszy, nie przestawajcie), ESKIMOSKI POCAŁUNEK
    staaahp staaahp, moje emocje "wykorzystując każdą okazję, żeby pobyć ze sobą bliżej"
    ŁOTA FAK, NIE, NIE... dlaczego to zrobiłaś... nie wybaczę ci tego, mieli się już pocałować ;ccccccc idę ryczeć albo się przejdę zaraz do Ciebie powiedzieć Ci, co o tym myślę
    Heather, nie, Luke Cię kocha, a przynajmniej mam taką nadzieję i jak nie to mu wpierdolę, nie martw się
    dobrze, Lukey, dobry pomysł, żeby dać jej klucz i tam w razie czego szły
    mówię Ci, Heather, że czuje!
    "- Ash! - powiedziałam zbyt głośno, kiedy ja i blondyn odsunęliśmy się od siebie. – Luke przyszedł." ahahahahhahaha sikam
    no mogli powiedzieć... albo mogłeś się domyślić, Ash... smh
    "Chyba, że chcecie zostać i dokończyć … cokolwiek robiliście." ja bym bardzo chciała, Ashton, każdy by tego chciał, nie marudź
    "Przecież każdemu zdarza się być odrobinę wrednym, kiedy nadchodzi gorszy okres i nie powinniśmy go za to winić, bo jest tylko człowiekiem" ahahahha omg czy nawiązujesz do bitch mode'ów prawdziwego Ashtona XDD
    "Ja wiem, że zakochani czasu nie liczą, ale ..." OMG ASH, BOJĘ SIĘ CZYTAĆ DALEJ, CO ZROBIŁEŚ
    Luke! jak mogłeś, a dopiero co pisałam wyżej, żeby Heather się nie martwiła, bo ją kochasz ;/

    ten rozdział nie był dziwny, był zajebisty! było dużo cute momentów, więc jestem przeszczęśliwa, tylko Luke na końcu musiał oczywiście palnąć...ech
    no ale poza tym to cute cute cute <3

    OdpowiedzUsuń
  3. co ty gadasz xd Genialny rozdział *.* Czekam na nexta :D /Wo.

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG CUUUUUDO *.* !!!!!!!!! aż nie wiem co powiedziec.. chyba tylko ze czekam z niecierpliwoscia na nastepny :**

    Zapraszam do mnie :))) http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń