wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział trzydziesty pierwszy.

Heather

Nie zaskoczyło mnie to, że zupełnie jak poprzednio, tajemniczy esemes zniknął z pamięci mojego telefonu. Odkąd tylko zaczął wibrować, nie spuściłam wzroku z ekranu ani na sekundę i starałam się nawet nie mrugnąć, żeby niczego nie przegapić. Dzięki temu na własne oczy widziałam jak wiadomość wyparowuje, co dowodziło na to, że jednak nie zwariowałam. Po ostrzeżeniu nie zostało żadnego śladu i teraz jeszcze bardziej obawiałam się konsekwencji mojej nowej znajomości.
Skrzynka odbiorcza wróciła więc do swojego poprzedniego stanu, a ja zacisnęłam mocniej komórkę w dłoni i kucnęłam, czując jak kolana zaczynają mi drżeć. Nie wytrzymałabym dłużej w pozycji stojącej i najprawdopodobniej prędzej czy później kolana by się pode mną ugięły.
Spodziewałam się, że mój prześladowca i tym razem nie zechce pozostawić po sobie żadnego śladu, dlatego właśnie nie byłam zdziwiona. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tym momencie poczułam się niesamowicie przytłoczona i wolałam nie myśleć z czym jeszcze będę musiała się zmierzyć. Miałam wrażenie, że wszystko spoczywa teraz na moich barkach i nie wiedziałam co dalej powinnam z tym zrobić. Cóż, jedno było pewne – to jeszcze nie koniec i ten sadysta nie da mi spokoju dopóki nie osiągnie swojego celu, którego w dalszym ciągu nie potrafiłam rozszyfrować.
Wciąż kucając, umieściłam łokcie na swoich kolanach, co może wydawać się mało wygodne, ale dla mnie było w sam raz. Następnie podparłam głowę zaciśniętymi pięściami, z czego jedna z nich nadal kurczowo trzymała telefon, jakby zaraz znów miał zawibrować. Tak myślało mi się znacznie lepiej, dlatego przez długi czas nie ruszyłam się nawet o milimetr. Miałam wiele do przeanalizowania i z tej przyczyny skupiłam się na wyjątkowo mocno na bałaganie w mojej głowie.
Zastanawiałam się, co powinnam zrobić z tym wszystkim. Musiałam odgadnąć jak znaleźć najlepsze wyjście z tej sytuacji tak, żeby nikt włącznie ze mną na tym nie ucierpiał. Koniecznie potrzebowałam teraz czasu na dokładne przemyślenie całej sprawy, bo wybór był ciężki, mimo iż miałam wyłącznie dwie opcje.
Pierwszą z nich i jednocześnie najłatwiejszą alternatywą było oczywiście powiedzenie o wszystkim całej reszcie i przedstawienie im całej historii. Po tym co stało się dzisiaj, wydawało mi się, że prędzej przekonałabym ich do mojej wersji i uwierzyliby mi w mężczyznę w czarnych ubraniach i te wiadomości, które od niego dostałam. To, że Luke miał do tego takie, a nie inne podejście nie determinowało wcale pozostałych. Wystarczyłoby, że jedno z nich zaufałoby moim słowom, a nie byłabym już taka osamotniona w walce.
Zdecydowanie trudniejszą i bardziej wymagającą opcją, była opcja numer dwa, czyli zachowanie tajemnicy tak, jak zażądał tego dręczyciel. Jego przekaz był dla mnie jasny i prosty w odczycie. Wiedziałam już do czego jest zdolny i za wszelką cenę nie powinnam go lekceważyć. Może 'trzymanie języka za zębami' było jedynym i dobrym wyborem, który mogłam podjąć. Ale czy to pomoże mi uporać się z tym problemem? Jest taka możliwość. Co prawda, powiedziałam o wiadomościach Luke'owi, ale mogłabym wybrnąć z tego z łatwością i po prostu przed wszystkimi przyznać blondynowi rację. To znaczy przyznać się do tego, że ćpałam. W tym wypadku kłamstwo wydawało mi się uzasadnione i było mniejszym złem. Nie byłam pewna czy potrafiłabym okłamać tyle osób, na których mi zależy, ale w końcu chodziło o ich bezpieczeństwo.
Wypuściłam ze świstem powietrze, czując jak ogarnia mnie totalna bezradność i nie potrafiłam dłużej się skupić, gdyż zalała mnie fala skrajnych emocji. Jak do cholery miałam podjąć tak istotną decyzję, w tak krótkim czasie? Presja, choć niektórym pomocna, u mnie działała wręcz hamująco i przez nią daleko było mi do właściwych posunięć. A musiałam działać szybko, gdyż chłopcy są już pewnie w drodze, skoro Calum wyszedł jakieś dziesięć minut temu, żeby wykonać telefon. Nie było szans na to, że zdążę przemyśleć każde za i przeciw i prawdopodobnie podejmę najgłupszą z możliwych decyzji, jak zwykle w takich momentach. Z każdym dniem coraz bardziej przekonywałam się o tym, że nie nadaje się do takiego trybu życia.
Nagle poczułam dłoń na swoich plecach i drgnęłam nieznacznie, choć zdawałam sobie sprawę z tego, do kogo należała i nie miałam żadnego powodu do panikowania. Słyszałam doskonale jak Calum opuszcza zaplecze i odgłos stawianych w moją stronę kroków, który z każdym kolejnym był głośniejszy. Byłam więc spokojna, spoglądając w bok na chłopaka o ciemnej karnacji, który gładził mnie ręką wzdłuż kręgosłupa, próbując mnie jakoś pokrzepić. Oboje byliśmy w kiepskich kondycjach, ale on nie okazywał tego w tak jawny sposób jak ja. Nie dość, że zachowywał pozory, to jeszcze troszczył się o mnie. Zazdrościłam mu tego, że przynajmniej potrafił udawać, a raczej chociaż próbował.
- Będzie dobrze. - pocieszał mnie, siląc się na pewny ton głosu. - Nie musisz się bać.
Brunet chyba sam nie wierzył w to, co mówił przez co zabrzmiał trochę sztucznie. Za bardzo starał się mnie do tego przekonać, ale to było kochane z jego strony. Nie zważając na nic, uśmiechnęłam się nieznacznie i pokiwałam głową na zgodę, nie chcąc dodatkowo go martwić.
- Dasz radę się podnieść? - zapytał czule, zupełnie jakbym nie była fizycznie sprawna.
- Tak, Calum, jeszcze potrafię samodzielnie robić takie rzeczy. - odparłam z lekką kpiną.
Chłopak uśmiechnął się do mnie przepraszająco, a mimo to asekurował mnie podczas wstawania, trzymając za łokieć, jakbym zaraz mogła upaść na ziemię, choć byłam w pełni sił.
Czułam się trochę jak dziecko, kiedy Hood zachowywał się w ten sposób. Wiem, że próbował być miły i martwił się o mnie, dlatego nie skomentowałam tego w żaden sposób. Tak naprawdę, Calum od zawsze wydawał mi się bardzo troskliwym typem i w ciągu ostatnich paru dni zdążyłam się o tym przekonać. Przyzwyczaiłam się do jego nadopiekuńczości i już nie przeszkadzało mi to tak, jak na początku.
Wyprostowałam nogi i otrzepałam swoje czarne rurki z niewidzialnego kurzu. Jeden głębszy wdech i byłam gotowa. Spojrzałam przez ramię na bruneta, który wciąż przyglądał mi się niepewnie, myśląc, że go nie widzę. Wywróciłam oczami i nie czekając na niego ruszyłam w stronę wyjścia, chcąc zaczekać na zewnątrz na przybycie reszty. Calum poszedł moimi śladami i już po chwili mogliśmy oddychać świeżym powietrzem.
Trwało to niecałe dwadzieścia minut zanim pojawili się chłopcy. Dwa samochody zaparkowały na ulicy tuż przy moim warsztacie i zarówno mi, jak i Hoodowi, kamień spadł z serca, kiedy dostrzegliśmy znajome twarze. Może nie do końca byliśmy bezpieczni, ale przynajmniej było nas więcej i dzięki temu czuliśmy się pewniej.
Z pierwszego, znacznie większego samochodu, który już raz kiedyś widziałam, wyszedł czerwonowłosy chłopak. Nie ciężko było go rozpoznać, dzięki tym włosom i charakterystycznej jeansowej kurtce, nawet z dalekiej odległości. Lewą dłonią swobodnie zaciskał trzon pistoletu. Zupełnie jakby zaraz ktoś miał się pojawić w tym miejscu i próbować nas zabić, co nie wydawało mi się ani trochę prawdopodobne.
Clifford obszedł przód samochodu, kierując się do drzwi od strony pasażera, ale nie zdążył nawet ich dotknąć, bo same otworzyły się z trzaskiem. Moje oczy rozszerzyły się w szoku, kiedy zobaczyłam jak Blake wyskakuje ze środka i nerwowo spogląda na mnie i Hooda. Nie mogłam uwierzyć, że ten palant zabrał ją ze sobą. Wiedziałam, że jest głupi, ale że aż tak?
Blondynka przemierzyła podjazd szybkim krokiem, odrywając stopy od podłoża jak oparzona. Nawet nie zdążyłam się zorientować, a już trzymała mnie mocno w ramionach i aż chciało mi się śmiać, bo uświadomiłam sobie jak często ten sam scenariusz się powtarza.
- Boże, Heather! - zaczęła piskliwym głosem, oglądając dokładnie moją twarz – Jak się czujesz? Coś ci się stało? Cholera, wiedziałam, że to nie był dobry pomysł z tym całym powrotem do pracy…Ale dobrze, że jesteś cała. Wiesz jak się martwiłam? Powinnaś…
 Przestałam słuchać siostry, której ton głosu z każdym słowem znacznie się podnosił, a ona sama nakręcała się coraz bardziej. Wiedziałam, że szybko się nie zamknie, bo zawsze ze stresu dostawała nagłego słowotoku i potrafiła gadać dopóki nie zabraknie jej tchu. Czasami nawet bałam się, że może się przez to udusić.
Wyłączyłam się więc kompletnie z tej 'rozmowy' i swój wzrok z blond czupryny przeniosłam na widok tuż nad jej ramieniem.
Z wnętrza czarnej Toyoty oczywiście wyłonił się Luke, co nie było żadnym zaskoczeniem. W końcu to jego samochód, choć bardziej traktuje go jak własną dziewczynę… nieważne.
Chłopak zaczął iść w naszą stronę, a ja starałam się odczytać z rysów jego twarzy w jakim jest nastroju i niestety słabo mi to szło, bo jego niebieskie tęczówki zasłonięte były przyciemnianymi okularami. Nie miałam więc pojęcia czego mogę się po nim spodziewać, skoro od ostatniego razu nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, a jedynie obrzucaliśmy się dumnymi spojrzeniami.
Los jednak nie chciał, żebym w najbliższym czasie dowiedziała się jak jest między mną a blondynem, gdyż nawet nie zdążył do nas podejść, a już musiał się zatrzymać. Calum wystrzelił jak z procy i podszedł do niego, trzymając go ode mnie (i całej reszty, oczywiście) na dystans i nie rozumiałam w ogóle o co chodzi. Zrobiło się jeszcze dziwniej, kiedy oboje zaczęli rozmawiać przyciszonymi głosami i żałowałam, że byłam takim słabym detektywem i nie mogłam odszyfrować niczego z ruchu ich warg. Moja siostra robiła to doskonale, ale nie mogłam jej teraz o to poprosić, skoro jej głupi chłopak był tak blisko. Ostatecznie po prostu kątem oka przyglądałam się tej dwójce i miałam nadzieję, że żaden z nich mnie na tym nie przyłapie, gdyż byłoby to dość niezręczne.
- O matko! Heather, ty krwawisz! - krzyknęła Blake, łapiąc mnie za ramię i tym samym zwracając z powrotem na siebie uwagę.
Pokierowana jej wzrokiem, zerknęłam na swoją rękę i dopiero teraz zauważyłam, że faktycznie mam zdartą skórę na łokciu i trochę powyżej niego. Musiałam uszkodzić się w momencie, kiedy Calum rzucił się na mnie, ratując przed ścigającym nas samochodem, ale przez okoliczności nie zwróciłam na to uwagi. Nie było to nic nadzwyczajnego, tak samo mogłam się urządzić spadając z roweru czy uderzając się mocno o klamkę. Nawet mnie to nie zapiekło, więc nie uznałam tego za żadne zagrożenie.
Inaczej myślała moja siostra, bo zaczęła panikować jak małe dziecko i Michael musiał odciągnąć ją ode mnie i zamknąć w szczelnym uścisku, żeby choć trochę się uspokoiła. Jeżeli wcześniej myślałam, że to ja jestem beznadziejnie przystosowana do takiego życia, to co dopiero miałam powiedzieć o Blake…
- Blake, uspokój się. - rozkazałam twardo, wiedząc że użalanie się nad nią nic nie pomoże. Zwłaszcza, że przecież jej się nic nie stało. - To tylko mała rana, nic poważnego, rozumiesz? Nawet mnie to nie boli. - dodałam, a mimo to w jej oczach zebrały się łzy. Westchnęłam w geście poddania i tym razem zwróciłam się do Clifforda. - Musiałeś zabierać ją ze sobą?
- A myślisz, że miałem jakieś inne wyjście? - popatrzył krzywo, a jego ciało spięło się. Mimo to wciąż pewnie trzymał blondynkę w uścisku, gładząc oba ramiona. - Spróbuj z nią negocjować, a sama się przekonasz…
Blake skrzyżował ręce na piersi i podniosła do góry głowę, patrząc z wielką urazą na swojego chłopaka. W jej oczach widać było, że naprawdę poczuła się dotknięta i aż nie mogłam powstrzymać uśmiechu, wyglądała tak uroczo.
Michael chyba pomyślał tak samo, bo kąciki jego ust drgnęły ku górze (aż dziwne, że nie zwymiotowałam na ten widok), ale starał się jeszcze hamować.
- Udam, że tego nie słyszałam, Mikey. - mruknęła niezadowolona.
- Zrobisz mi tym wielką przysługę, kochanie.
Tym razem już nie ukrywał swojego uśmiechu, który był tak przepełniony czułością, że Blake nie miała innego wyjścia jak po prostu go odwzajemnić. Ja za to czułam się dziwnie, widząc jaki miły potrafi być Michael. Nie byłam chyba gotowa, żeby poznać jego lepszą stronę, dlatego skrzywiłam się, widząc jak całuje ją w czoło, a ona chichocze, wciąż opierając się o niego plecami i zadzierając głowę do góry, żeby móc na niego spojrzeć. Byłam pewna, że oboje zapomnieli, że nie są sami…
Ygh, dopiero co zaakceptowałam ich związek i przestałam mieć odruchy wymiotne za każdym razem kiedy widziałam tego chłopaka, więc to było dla mnie zbyt wiele.
- Taa, nie żeby przed chwilą ktoś próbował pozbawić nas życia… - wtrącił nagle Hood, pojawiając się niespodziewanie u mojego boku - … ale spoko, misie, poprzytulajcie się i dajcie znać, kiedy będziecie gotowi, żeby zająć się tą sprawą na poważnie.
Blake uśmiechnęła się przepraszająco, a Michael już otwierał usta, żeby coś powiedzieć i zapewne zrównać Caluma z ziemią za wyśmiewanie się, ale nie usłyszałam niczego. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, do naszego grona dołączył Luke.
Blondyn bez słowa złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć gdzieś w bok, byle dalej od pozostałych, którzy pewnie nieźle się zdziwili, ale byłam zbyt zajęta wgapianiem się w chłopaka przede mną, żeby sprawdzić, czy mam rację.
Przypomniałam sobie, że tak właściwie to jeszcze nie zdecydowałam, co zamierzam zrobić w sprawie przykrych wiadomości, które dostaje. Zaczęłam się stresować, bo wątpiłam żeby tematem naszej rozmowy było cokolwiek innego, a ja wciąż nie wiedziałam co mam mówić. Co za beznadzieja.
Oboje przystanęliśmy dopiero w momencie, kiedy Luke miał pewność, że jesteśmy wystarczająco daleko od reszty i żadne z nich nie może nas podsłuchać. Chciałam się rozejrzeć i zobaczyć, czy może się nam przyglądają, ale blondyn nie spuszczał ze mnie wzroku, patrząc prosto w moje oczy i ciężko było mi przerwać kontakt. W końcu też - pierwszy raz od parunastu godzin - odezwał się do mnie.
- Czy ta sytuacja ma jakiś związek z naszą ostatnią rozmową? - zapytał od razu i tym razem w jego oczach nie było ani grama kpiny, którą obdarzał mnie tamtego dnia. Chyba powoli docierało do niego, że może wcale nie kłamałam.
Nie mogłam dłużej wytrzymać jego spojrzenia, więc spuściłam głowę i utkwiłam je w swoich czarnych trampkach. Myślałam gorączkowo, jak odpowiedzieć na to pytanie, ale tak samo jak wcześniej, nic nie przychodziło mi do głowy. Wciąż wahałam się jak postąpić - czy udawać że nic takiego się nie stało, czy przyznać się o kolejnej wiadomości. Milczenie wydawało mi się teraz najrozsądniejszym wyjściem, bo nic mądrego do powiedzenia nie miałam.
- Nie powiedziałem o tym nikomu, ale w takim wypadku powinniśmy poinformować resztę. - odezwał się znów, odbierając ciszę między nami, jako potwierdzenie.
Wciąż milczałam, więc blondyn zaczął się tłumaczyć, sądząc że jestem nie niego obrażona za tamtą rozmowę.
- Przepraszam, że ci nie uwierzyłem. - odezwał się, zmuszając mnie tym samym do podniesienia głowy i ponownego spojrzenia mu w oczy – Powinienem od razu coś z tym zrobić. Nie miałem powodów, żeby ci nie ufać. To było głupie, przepraszam.
Luke tylko czekał aż się odezwę w tej kwestii i jakoś to skomentuje, jednak ja nie miałam zamiaru tego robić. Tak jak wspominałam wcześniej, wolałam zdusić to wszystko w sobie i nie mówić niczego, co mogłoby mi zaszkodzić. Teoretycznie dałam mu do zrozumienia, że dzisiejsza akcja,w której ja i Calum prawie straciliśmy życie, nie była przypadkowa. Jednocześnie też trzymałam język za zębami, jak rozkazał mi anonim, więc można powiedzieć, że dobrze to rozegrałam.
Oprócz tego, nie widziałam sensu w szczerej rozmowie z kimś, kto wcześniej totalnie mnie zignorował i sprawił, że poczułam się okropnie samotna. Tak, wciąż miałam mu to za złe i było mi przykro, że na samym początku mnie zlekceważył. Bałam się wtedy, że będę musiała zmagać się z tym wszystkim sama i pewnie by tak było, gdyby nie to, że towarzyszył mi dzisiaj Calum. Tym samym nieistotne były dla mnie przeprosiny Luke'a i próby tego odkręcania.
- Heather, naprawdę… - zaczął z rezygnacją w głosie, kiedy po raz kolejny go olałam.
- Czy możemy już iść? Chcę wrócić do domu. - przerwałam mu, na co szybko pokiwał głową.
- Jasne. Co tylko chcesz.
Chłopak najwyraźniej zrozumiał, że nie mam ochoty rozmawiać na ten temat i zwyczajnie go sobie odpuścił, ruszając ze mną w stronę czekających na nas przyjaciół. Nie sądziłam, żeby to był koniec, na pewno nie na dłuższą metę, i jeszcze do tego wrócimy, gdyż blondyn nie był osobą, która zostawia swoje sprawy niedokończone.
Cieszyłam się jednak, że chociaż teraz nie musimy o tym dyskutować, bo wszyscy wiemy, że pod wpływem emocji ani Luke, a już w szczególności ja, nie potrafimy mądrze rozwiązywać problemów i to była nasza największa wada. Poza tym, chyba pierwszy raz od dawna, chciałam od niego odpocząć i na chwilę zapomnieć, że istnieje. Potrzebowałam spokoju i przestrzeni bez Luke'a, żeby pomyśleć, zastanowić się.
Mówią, że spełniają się tylko te życzenia, które zostały wypowiedziane na głos. Gówno prawda, bo moje jeszcze dzisiaj miało się ziścić.


Z każdym przebytym metrem coraz bardziej nie mogłam doczekać się powrotu do łóżka i zakopania się głęboko pod pierzyną. Oglądając szary świat przez brudną szybę pojazdu, doszłam do wniosku, że właśnie tam spędzę resztę swojego życia – ukryta w miękkiej pościeli. Przynajmniej tam nic mi nie groziło i nie musiałam przejmować się, że ktoś zrobi mi krzywdę. Poza tym nigdzie nie jest lepiej jak we własnym łóżku, więc czemu by nie zostać tam na zawsze? Tak, to mój niezawodny sposób na rozwiązywanie swoich problemów… nie bierzcie przykładu.
Droga powrotna, ku mojemu zadowoleniu, minęła dość szybko. Warsztat znajdował się w tej samej dzielnicy co nasz dom, więc mieliśmy niedaleko i w mgnieniu oka pokonaliśmy całą trasę. Ok, po części była to też zasługa Clifforda, który mocno odbiegał od wizji bezpiecznego kierowcy, stosującego się do przepisów drogowych, ale choć raz mi to w ogóle nie przeszkadzało.
Sama wybrałam towarzystwo Michaela i Blake, więc nie miałam raczej prawa do narzekania, skoro uparłam się, żeby jechać właśnie z nimi. Trochę ich to zdziwiło, bo byli pewni, że wolałabym wrócić samochodem z Lukiem i Calumem, bo z nimi mam zdecydowanie lepszy kontakt niż z chłopakiem mojej siostry, ale na szczęście żadne z nich nie zadawało zbędnych pytań. Mogłam więc wrócić do mieszkania, nie przejmując się stale denerwującymi mnie spojrzeniami blondyna, a jedyne co musiałam znieść to obserwowanie jak Blake co jakiś czas znienacka całuje swojego durnego chłopaka, a on wkurza się na nią, że mu przeszkadza, ale oczywiście wszystko i tak kończy się tęczą i biegającymi jednorożcami, kiedy oboje się śmieją…
Zawsze mogło być gorzej.
Szarpnęło mną do przodu, kiedy tylko zatrzymaliśmy się w moim upragnionym miejscu, czytaj pod domem i od razu otworzyłam drzwi, zsuwając się z tylnego siedzenia busa. Nie czekałam na resztę i tylko kątem oka zobaczyłam, że czarna Toyota również zdążyła podjechać i teraz cała czwórka szła za mną.
Pognałam do wejścia i szarpnęłam za klamkę, a ciężkie drewno od razu ustąpiło, zapraszając do środka. Nie wiem dlaczego, ale wchodząc do mieszkania poczułam się nieswojo i włoski na rękach mi się zjeżyły, kiedy ciało ogarnął chłód. Usłyszałam głosy dwóch osób, co od razu nasunęło pewne podejrzenia, które musiałam od siebie odsunąć jak najdalej. Przecież nie wszystko kręci się wokół mnie… To na pewno nie miało związku z moją osobą, więc nie powinnam się stresować.
Wciąż jednak wydawało mi się to dziwne, bo z tego co wiedziałam Ashton został w domu, żeby mieć oko na wszystko, a nie był typem osoby, która sprowadza sobie znajomych na pogaduszki w nudne popołudnia. Zwłaszcza, że oprócz nas nie miał wielu przyjaciół, o ile w ogóle miał.
- Cześć. - powiedziałam głośno, chcąc dać Irwinowi znać, że już wróciliśmy.
Nie zabrałam się za ściąganie trampek, co robiłam zazwyczaj, zaraz po wparowaniu do środka. Zamiast tego szłam niepewnie w stronę salonu, chcąc od razu dowiedzieć się kto tam jest, ale przeszkodził mi mój przyjaciel, który pojawił się wtedy w progu.
- Heather, cześć. - odezwał się słabo, po czym zapytał bez większego zainteresowania – Wszystko z tobą w porządku?
- Tak, zdecydowaliśmy się zamknąć warsztat na ten dzień… - zaczęłam, ale Ashton w ogóle mnie nie słuchał. - Jutro chyba pójdziemy tam znacznie liczniejszą grupą...
Irwin wydawał się zamyślony i trochę jakby zdołowany, ale też nie do końca potrafiłam odczytać to z jego twarzy, ponieważ nawet na mnie nie patrzył. Jego wzrok utkwiony był nad moim ramieniem i z niecierpliwością czekał aż w drzwiach pojawi się któryś z chłopaków. Nie interesowało go więc to, co starałam się mu opowiedzieć.
Kiedy tylko cała czwórka znalazła się w środku, mówiąc coś między sobą i jednocześnie pozbywając się ubrań wierzchnich, Irwin ignorując to, że przed chwilą rozmawialiśmy (a przynajmniej ja rozmawiałam), podszedł w pośpiechu do Luke'a.
- Um, mamy gościa. - odparł mało zadowolonym głosem i mimo iż wcale nie powiedział tego głośno, zapadła napięta cisza i chłopcy  nerwowo po sobie spojrzeli.
Popatrzyłam na Blake, ale ona tak samo jak ja wydawała się nic nie rozumieć, co trochę mnie pocieszyło. Już myślałam, że to ja jestem taka mało domyślna, ale najwyraźniej chodzi o kolejną rzecz, o której nie mamy zielonego pojęcia.
Chciałam chwycić siostrę pod pachę i zaciągnąć ją do góry, pozwalając chłopakom tym samym zająć się własnymi interesami. Jakoś nie miałam ochoty mieszać się w ich sprawy, bo po dzisiejszym dniu wiedziałam, że im mniej rzeczy wiem, tym lepiej dla mnie. Zanim jednak ruszyłam się z miejsca w przedpokoju pojawiła się jeszcze jedna osoba.
Tajemniczy gość, który wyłonił się z salonu to czarnoskóra dziewczyna o przeraźliwe białych włosach. Pierwszy raz widziałam ją na oczy, to pewne. Gdyby było inaczej, zapamiętałabym tak charakterystyczną postać, jaką była. Miała cholernie wysportowane i długie nogi, choć wzrostem była mi prawie równa. Sylwetką przypominała trochę kobiety z wojska, gdyby nie jej odbiegający od tej wizji strój. Na twarzy miała kilka kolczyków, a ramiona pokryte tatuażami odsłaniała podarta bluzka z logo jakiegoś metalowego zespołu. Zdecydowanie wyglądała na osobę silną, z charakterem.
- Hej. Jestem Blake.
Usłyszałam moją siostrę, jak przedstawia się przyjaźnie i miałam ochotę trzepnąć ją w tył głowy. Można było wyczuć, że atmosfera jest napięta i sam Irwin wyglądał na mało ucieszonego obecnością dziewczyny, a Blake jakby w ogóle nie wyczuwała, że coś jest nie tak i jak to miała w zwyczaju, zachowywała się jak przymilny kociak.
Szybko jednak spuściła wzrok zażenowana, kiedy czarnoskóra dziewczyna kompletnie zignorowała to, że się odezwała i jedynie obdarzyła ją szybkim, pogardliwym spojrzeniem, kiedy podchodziła do miejsca, w którym stał Luke, Calum i Michael.
Obserwowałam dokładnie ich twarze i żaden nie wydawał się zadowolony z tej wizyty. Patrzyli z pogardą na przybyłego gościa, nie próbując ukryć swoich odczuć względem niej i przybrali te typowe dla siebie kpiące uśmiechy. Nawet Hood nie szczędził sobie wrednych półuśmieszków, co mnie zszokowało, bo on zawsze był tym słodkim typem w całej ekipie.
Białowłosa stanęła naprzeciw całej trójki i uniosła dumnie głowę, mierząc ich wzrokiem i tym samym pokazując, że ich postawa wcale jej nie rusza. To musiało wkurzyć Luke'a, bo kiedy się odezwał, obie z Blake drgnęłyśmy ze strachu.
- Czego chcesz? - warknął, a jad wręcz wypływał z każdej litery jaka wyszła przez jego usta.
W tym momencie cieszyłam się, że nie do mnie nie odzywa się w taki sposób, nawet jeżeli jesteśmy w trakcie kłótni, bo pewnie na sam dźwięk jego głosu w takim stanie, zaczęłabym ryczeć.
W przeciwieństwie do mnie i mojej siostry, dziewczyna nie przejęła się tym w ogóle a raczej dobrze udawała, bo wątpię żeby na kimkolwiek nie zrobiło to wrażenia.
- Aww, doprawdy, jesteście uroczy. - zacmokała i tym razem to u niej można było wyczuć nutkę kpiny. – Cały czas zaskakuje mnie wasz gościnność.
- Ha, to dobre. Za to nas zaskakuje twoja głupota. - zaśmiał się sztucznie Clifford, wychodząc trochę do przodu. – To mało mądre pokazywać się tutaj na własną rękę, nie uważasz, Jo?
- Szybko mów o co ci chodzi i spierdalaj stąd, ok? - wtrącił Calum.
Dziewczyna skrzywiła się, wydymając przy tym wargi, bo wszyscy chłopcy automatycznie wybuchnęli śmiechem, zadowoleni, że udało im się jej dopiec. Szydercze miny nie schodziły im z twarzy i zastanawiałam się, co takiego mogła im zrobić, że aż tak bardzo jej nienawidzą. Jej wizerunek był dość ostry, ale nie wyglądała na zło wcielone, tym bardziej byłam w szoku, widząc jak zachowują się przy niej dorośli faceci, bez żadnego szacunku.
- Nie ruszają mnie wasze docinki. - syknęła ze złością, jedynie udowadniając że jest na odwrót. - Niech się wam nie wydaje, pseudo gangsterzy, że wolno wam pieprzyć głupoty na prawo i lewo.
 Cierpliwość zaczęła opuszczać Jo, więc zacisnęła trzęsące się dłonie w pięści i jeszcze bardziej się wyprostowała. Mimo to reszta nie wydawała się tym poruszona. Najwyraźniej mało obchodziło ich jej samopoczucie, zwłaszcza że wciąż cicho się z niej śmiali.
- Powiedz, Jo, w jakim języku musimy cię zapytać, żebyś to zrozumiała i potrafiła odpowiedzieć? - znów odezwał się Luke. - Może po prostu powtórzę wolniej, żeby twój mózg zdążył to zarejestrować. Czego-od-nas-chcesz?
Drwiny sprawiły, że dziewczyna zazgrzytała zębami ostatni raz, po czym jedynie pokiwała głową, wzdychając ironicznie. Już nie wydawała się taka dotknięta słowami blondyna jak sekundę wcześniej i z zadowoleniem spojrzała na wszystkich chłopców.
- Nicholas wysłał mnie do was. - odparła i na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech, kiedy miny chłopców zrzedły. - Co? Już nie jest wam do śmiechu?
- Gdzie on jest? - wyrwał Luke, zaciskając mocno szczękę.
- Ma niestety ważniejsze sprawy na głowie niż zabawy z takimi debilami jak wy. - powiedziała odważnie, jakby wiedziała, że samo słowo Nicholas zapewnia jej nietykalność. - Jest dla was robota, więc spakujcie swoje pluszowe misie. Do jutra rana macie być gotowi.
- Jaką robotę? - zapytał czerwonowłosy, tym razem odpuszczając sobie kpiny.
- A skąd mam to wiedzieć? - skrzywiła się już któryś raz podczas tej rozmowy – Czy ja ci wyglądam na jakiegoś kundla na posyłki, Clifford?
- Nie chcesz, Petrenko, żebym odpowiadał na to pytanie.
Petrenko? Pierwszy raz w życiu słyszałam tak dziwne nazwisko i pewnie nawet nie potrafiłabym go wymówić. Zdecydowanie ta dziewczyna nie pochodziła z Australii.
- Nieważne. Mało obchodzi mnie twoje zdanie. - odpowiedziała Michaelowi, po czym odwróciła się do mnie i stojącej obok mnie Blake. - Radzę wam spakować się dobrze, bo szybko tutaj nie wrócicie. Pa dziewczyny! - uśmiechnęła się słodko i przepychając między chłopakami, skierowała się do wyjścia.


Po zniknięciu Jo w domu rozpętała się istna wojna. Chłopcy dostali jakiegoś szału i wydzierali się jeden na drugiego, próbując się przekrzyczeć. Każdy miał w tym momencie coś ważnego do powiedzenia i zrobiło się niebezpiecznie, kiedy próbowali w ten sposób rozładować emocje. Wątpię, żeby którykolwiek rozumiał to, co sam mówił, bo w tym wszystkich chodziło jedynie o to, żeby się wyżyć.
Mimo iż temat dotyczył bezpośrednio mnie i mojej siostry, to żaden z chłopaków nie zapytał nas o zdanie i po prostu zignorowali naszą obecność, kłócąc się w naszym imieniu. Stałam więc z szeroko otwartymi oczami, obserwując rozgrywający się cyrk i zastanawiając się, czy w ogóle powinna tutaj być.
- Nie mamy wyjścia, idioto! - krzyknął Luke, kiedy Michael po raz kolejny upierał się, żeby odwołać to wszystko. - Musimy robić to co nam każą, albo będzie o wiele gorzej. Nie rozumiesz, że robię co mogę, żeby uratować nam wszystkim tyłki!?
- Więc co? Mamy tak po prostu je oddać? - wysyczał Clifford pokazując na nas. - Pojebało was?
- A co innego chcesz zrobić? - zapytał Hood, trzymając stronę blondyna od samego początku – Może lepiej zostawić je tu same sobie? Niech ten kutas, który próbował nas dzisiaj przejechać, wróci i dokończy sprawę, tak?
Michael zamknął się i stał przez chwilę, nie wiedząc co powiedzieć. Chyba sam zaczął zastanawiać się nad najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Wydawało by się, że kłótnia dobiegła końca, jednak ktoś inny postanowił się odezwać.
- Wcale nie powinieneś był się na to zgadzać, Luke. - wtrącił Ashton, który jako jedyny potrafił zachować pozorny spokój. - Jakoś dalibyśmy sobie radę z Nicholasem. - dodał bez przekonania.
- Chyba teraz za późno, żeby rozmawiać o takich rzeczach. - syknął.
- Gdybyś pomyślał wcześniej, to nie mielibyśmy teraz problemu. - wrzasnął czerwonowłosy, najwyraźniej odzyskując język w gębie.
- Wiesz co to w ogóle dla nas wszystkich znaczy? - ponownie zapytał Irwin.
Ja wiedziałam. Dzisiaj naprawdę dotarło do mnie, co to dla nas oznaczało. Zdawałam sobie sprawę z tego, co czeka mnie, Blake oraz cała resztę.
Chłopcy najprawdopodobniej wyjadą, nie wiadomo na jak długo, nie wiadomo gdzie i będą robić interesy w imieniu Nicholasa, co nie brzmiało dla mnie ani trochę zachęcająco. Bałam się w ogóle pomyśleć, do czego będą zmuszeni, bo z jakiegoś powodu wydawało mi się, że brat Luke'a jako były więzień, nie zajmuje się sprawami lekkiego pokroju. Zaś Blake razem ze mną zamieszka u niego, razem z jego ludźmi, razem z Jo… Dalej nie potrafiłam rozszyfrować dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, żebyśmy znalazły się w jego domu. Zdecydowanie wolałabym zostać tutaj, tylko we dwie. W tym miejscu obie czułyśmy się dobrze, bezpiecznie i każda z nas była przyzwyczajona do życia pod tym dachem.
Zrobiło mi się słabo na samą myśl o tym, że po raz kolejny ktoś rzuca mnie na głęboką wodę, kiedy ja nie umiem pływać i muszę walczyć, żeby się nie zachłysnąć i utopić. Wiem, że nie było odwrotu z tej sytuacji i musiałam się przystosować za wszelką cenę, bo inaczej ściągnęłabym na nas kłopoty. Obiecałam sobie, że będę trzymać stronę Luke'a, bo nie sądziłam, że chciałby dla nas źle. Musiałam mu zaufać, nawet jeżeli między nami było dziwnie i robić to, co mówił, bo nikt od niego samego nie zna lepiej tego całego Nicholasa. Byłam pewna, że blondyn wie, co robi.
- A może pozwolicie nam zadecydować, hm? - odezwałam się na tyle głośno, żeby cała czwórka się uspokoiła i spojrzała na mnie. Chciałam zakończyć tą bezsensowną dyskusję jak najszybciej. - Dosyć mam waszych kłótni, myślałam, że mamy za sobą tą rozmowę, a decyzja już dawno zapadła.
Widziałam, jak Clifford otwiera usta, ale blondynka złapała go za rękę i pokrzepiająco ścisnęła. Odetchnęłam z ulgą, bo nie miałam siły na walkę z tym człowiekiem.
- Mikey, nie musisz się martwić. - odparła pewnie – Damy sobie radę. Nie chcemy wpędzić was w kłopoty.
Miałam ochotę zaśmiać się, widząc jak bardzo zszokowani są naszą postawą. Pewnie spodziewali się, że będziemy płakać i użalać się nad sobą, jak małe dzieci. My zamiast tego w czasie, kiedy oni skakali sobie do gardeł, dogadałyśmy się w tej sprawie i wspólnie zgodziłyśmy się na to, żeby jednak przeprowadzić się do brata Luke'a. W przeciwieństwie do nich wyszłyśmy z tej sytuacji z klasą i mimo iż oni starali się jak mogli, to jednak my dziewczyny, postawiłyśmy kropkę nad i.
- Okej, widzę, że sprawa jest dla wszystkich jasna. W takim razie wybaczcie, ale idziemy się teraz spakować. - odparłam, wchodząc stopniami do góry. - Wam też radzę tak postąpić, nie macie za dużo czasu.
Już miałam zniknąć z pola widzenia zszokowanych chłopaków, kiedy usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się więc, żeby zobaczyć, jak Irwin idzie moimi śladami. Czekałam grzecznie aż chłopak mnie dogoni i w międzyczasie spojrzałam ostatni raz w dół, na korytarz.
Michael oczywiście do końca sobie nie odpuścił i słyszałam, jak pytał Blake czy jest pewna tej decyzji i że wcale nie musi tego robić. Moja siostra twardo jednak obstawała przy swoim i starała się jakoś uspokoić swojego chłopaka.
Dalej Calum wzdychając głośno na znak poddania się, klepnął Luke'a w ramię i ruszył w stronę salonu, po chwili znikając z mojego pola widzenia. Mogłam się założyć, że jego celem było dostanie się do lodówki wypełnionej browarami i uspokojenie nerwów. To dość typowe zachowanie.
Na koniec Hemmings, który jedynie stał i patrzył na mnie oczami wypełnionymi wdzięcznością, a jednocześnie zmartwieniem. Nie miałam jednak czasu dłużej mu się przyglądać, bo Ashton pojawił się przede mną, zatrzymując się w połowie stopni i drapiąc po głowie.
- Co jest, Ash?  - zapytałam, pomagając mu trochę.
Widać było po nim, że głupio mu zadać pytanie przez tą kłótnię przed chwilą. Pewnie bał się, że mam mu to za złe, choć wcale tak nie było. Kiedy tylko zobaczył, że nie jest tak, jak mu się wydawało, od razu się odezwał.
- Chcę odwiedzić mamę przed wyjazdem. - zaczął bez ogródek, a mi stanęło serce, bo już wiedziałam co zamierza powiedzieć.  - Może poszłabyś ze mną? Ostatnio pytała o ciebie i myślę, że ucieszy się w końcu cię widząc.
Modliłam się, żeby to nie była prawda. Chciałam się obudzić w łóżku, oddychając z ulgą, kiedy zdam sobie sprawę, że to tylko sen. Niestety to wszystko faktycznie się działo.
Czułam jak robi mi się gorąco, a jednocześnie zimno. Nie sądziłam, że to możliwe, a jednak tak było. Nie chciałam tam iść, nie chciałam patrzeć na jego matkę, znając prawdę. Przecież oprócz niej byłam jedyną osobą, która zdawała sobie sprawę z jej nieuniknionej i zbliżającej się śmierci. Jak miałam z tą wiedzą spokojnie patrzeć Ashtonowi w oczy i obserwować jego zmartwienie podczas tej wizyty. Przecież to będzie koszmar…
- Jasne. Daj mi dziesięć minut, żebym się przebrała. - odparłam z lekkim uśmiechem, a Irwin pokiwał głową na zgodę.
Szybko pokonałam resztę schodów i wbiegłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Miałam nadzieję, że nikt nie widział łez w moich oczach.



 
*
dzięki za wsparcie <3
#RiskyPlayerFF

10 komentarzy:

  1. Jej....to się porobiło.....nie powiem ucieszyło mnie to, że Luke wie, kto zaatakował wtedy Caluma i Heather. Tylko martwi mnie ta cała sytuacja z Nicolasem. I ta sprawa z tymi smsami.....no cóż czekam z niecierpliwością na nexta :) rozdział super i mam nadzieję, że moja ciekawość zostanie zaspokojona w następnym rozdziale :) życzę weny!!~Alex

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, porobiło się trochę. Dużo akcji, dużo osób i dużo czytania. Jestem bardzo ciekawa, kim tak naprawdę jest ta osoba, która grozi Heather. Jakoś mało prawdopodobne wydaje się, żeby to był ktoś z ekipy Wayna. Bardziej obstawiam kogoś od Nicolasa, bądź ktoś z jego wrogów. No nic, muszę jeszcze poczekać, żeby się dowiedzieć :)

    Przy okazji, chciałam Cię poinformować o nominacji do nagrody Liebster Awards. Wszystkie pytania na nie, możesz znaleźć u mnie, na blogu a-difficult-life.blogspot.com
    Liczę na to, że ją przyjmiesz, gdyż lubię Twojego bloga i zasługuje on na nagrodę :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale się nam akcja rozkręca <3 Wszystko super, trzyma w napięciu, nie mogę się doczekać nn :D Czekam aż Heather i Lukey się pogodzą :P Postać Jo mocno intryguje, ciekawe co zrobiła. Oby tak dalej! Pozdrówki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega! <3 Kocham to <3 Czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekałam na jakąś rozbudowaną notkę, a dostałam dwa słowa. Dzięki :'<
    Musze pisać jaki to ten blog jest świetny i fajny i wgl ? Naprawdę nie chce mi się tego robić xdd Wiec dziś obejdzie się bez słodkości xd

    OdpowiedzUsuń
  6. O boże ten blog jest zajebisty!. Ciekawe jak Ash zareaguje na wieść o swojej mamie. Świetny rozdział z niecierpliwością czekam na nexta
    Ps.Życzę Ci duuuużo weny :-* ☜☆☞Jesteś Najlepsza ☜☆☞

    OdpowiedzUsuń
  7. aww, Calum na początku taki kochany
    gdy jaram się, bo Michael chciał otworzyć Blake drzwi samochodu
    "Michael musiał odciągnąć ją ode mnie i zamknąć w szczelnym uścisku, żeby choć trochę się uspokoiła" fml, Michael stop, nie bądź taki słodki, ok
    czytając dalej i Blake jest "obrażona" i wygląda wtedy uroczo i Michael się uśmiecha i udhaiufidf
    naprawde w tym momencie zasłoniłam ekran dłonią, bo wiedziałam, że dalej będzie coś cute z nimi i musiałam się trochę uspokoić, zanim mogłam czytać dalej
    I MIAŁAM RACJĘ, KILKA NASTĘPNYCH LINIJEK TO SHFDIUFJIADJFIU i kurwa Blake zadzierająca głowę, żeby na niego spojrzeć to moje życie i nie wiem czemu mam łzy w oczach pisząc to
    mwhahhaha Calum, wiesz jak zmienić sytuacje z super cute na super zabawną. za to Cię właśnie kocham, pięknie powiedziałeś
    dzięki Luke, właśnie na to liczyłam, że szybko to wszystko ogarniesz po tej sytuacji i zrozumiesz, że źle wcześniej myślałeś
    ej Heather, to było w sumie naprawdę mądre, nie powiedziałaś nic, ale milczenie zawsze mówi najwięcej, więc
    TAK LUKE, DZIĘKUJĘ ZA PRZEPROSINY, BARDZO DZIĘKUJĘ, to mi się podoba (zachowuję się prawie, jakby to mnie przepraszał)
    'co tylko chcesz' difuhsiudf lukey jaki ty jesteś uroczy
    "Mówią, że spełniają się tylko te życzenia, które zostały wypowiedziane na głos. Gówno prawda, bo moje jeszcze dzisiaj miało się ziścić." to mnie bardzo wystraszyło!!!!
    make make make make make <3
    "i tak kończy się tęczą i biegającymi jednorożcami, kiedy oboje się śmieją" ehehe, prawda, śmiech Michaela to życie, podejrzewam, że Blake też, także razem to dfjidfasdz
    BYŁAM PEWNA, ŻE TYM GOŚCIEM JEST NICHOLAS. miałam się chwalić w komentarzu, że wiedziałam, a tu taka sytuacja
    o nie, Blake się przedstawia, a ja 'proszę nie rób tego, czuję, że będę płakać' no i ją olała, jestem zawstydzona, jakby to właśnie mnie ktoś zignorował
    BLAKE
    ZACHOWYWAŁA
    SIĘ
    JAK
    PRZYMILNY
    KOCIAK
    stop fucking around with my emotions (to kolejny raz gdy cytuję tekst piosenki w komentarzu, ech)
    groźny Luke, hot Luke
    "Czy ja ci wyglądam na jakiegoś kundla na posyłki, Clifford?' ale przecież przyszłaś tam, bo Nicholas cię wysłał...
    ugh, gdzie te chopaaaki pojadą, a najważniejsze NA JAK DŁUGO
    "po raz kolejny ktoś rzuca mnie na głęboką wodę, kiedy ja nie umiem pływać i muszę walczyć, żeby się nie zachłysnąć i utopić" to było piękne, metafora życia po liceum XDD
    gdy Heather i Blake są o wiele bardziej ogarnięte od nich, mwhehe, to je to
    *odruch wymiotny z nerwów, bo ashton mówi o odwiedzeniu razem jego mamy*
    nie chcę smutnego Ashtona ;c

    OdpowiedzUsuń
  8. megaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Teb blog jest ŚWIETNY GENIALNY I WGL GO UWIELBIAM. Nie moge doczekać się na następną notke ;)
    Jakoś zazwyczaj nie komentuje bo zwykle brakuje mi słów , albo czytam na telefonie skąd nie dam rady dodać komentarza ;/
    Ale postaram się regularnie komentować !
    Weny i do nn ! ;*

    Zapraszam do mnie ;) http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny rozdział znalazłam twojego bloga niedawno i nie mogram się od niego oderwać masz ogromny talent nie mogę doczekać się nastepnego rozdziału mam nadzieje ze pojawi się szybko ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡

    OdpowiedzUsuń