wtorek, 26 maja 2015

Rozdział trzydziesty.

Heather

Długo nie mogłam podnieść się z miejsca i siedziałam na podłodze pod oknem z nogami kurczowo przyciśniętymi do klatki piersiowej, jakby ta pozycja mogła sprawić, że stanę się mniej widoczna. Wciąż odczuwałam strach, który skutecznie paraliżował moje ciało, uniemożliwiając wszelkie ruchy, za wyjątkiem nadmiernego drżenia.
Bałam się, że to jeszcze nie był koniec i mężczyzna w czerni wróci, dlatego nasłuchiwałam dźwięków, świadczących o tym, że ktoś mógłby próbować dostać się do domu. Ten facet pewnie czyhał gdzieś w pobliżu i liczył na to, że stracę czujność.
W głowie krążyło mi milion scenariuszy i w obecnej chwili każdy wydawał się równie realistyczny. Coraz bardziej się nakręcałam, wymyślając kolejne okropności, przez co moje oczy robiły się mokre od łez, nieważne, że z całych sił starałam się to powstrzymać.
Normalnie pomyślałabym, że ta cała sytuacja z esemesami to tylko głupi żart i ktoś chce mnie zwyczajnie nastraszyć. Może i nawet nie przywiązałabym zbytniej uwagi do tego, że coś takiego się wydarzyło i tłumaczyłabym to sobie na różne sposoby, byle nie w taki, że to faktycznie oznaczało niebezpieczeństwo. Jednak zbierając w całość wydarzenia z nie tak odległych czasów, czyli najpierw zdemolowana ściana mojego warsztatu, ukryte w nim kamery i ten moment w parku, w którym ktoś mnie gonił, zdecydowanie miałam powody do obaw.
Wcześniej po prostu czułam się pewniej, wiedząc że wokół mnie są ludzie, którzy są w stanie mi pomóc w trudnej sytuacji i dzięki temu wydawało mi się, że jestem bezpieczna. Zlekceważyłam dlatego każdą z tych rzeczy, co było lekkomyślne i głupie z mojej strony. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo.
Nie mogłam wiecznie liczyć na czyjeś wsparcie oraz ślepo wierzyć w to, że jestem nietykalna, bo mam przy sobie chłopaków. To prawda, że ryzykowne życie nie było im obce i niejedną taką sytuację już przeszli, ale żaden z nich nie nosił plakietki idealnego ochroniarza, co wiązało się z tym, że wystarczy chwila, jedna sekunda nieuwagi albo o wiele cwańszy przeciwnik… Wolę nie kończyć tego zdania.
Musiałam zacząć myśleć za siebie i przestać ignorować świat dookoła, bo źle na tym wyjdę lub co gorsza, ucierpią ludzie, na których mi zależy. Samo wyobrażenie o tym, że cokolwiek złego mogłoby przydarzyć się mojej siostrze, ściskało mi żołądek i miałam wielką chęć na pozbycie się jego zawartości. Wzięcie się w garść było teraz priorytetem, bo ychórzostwo na dłuższą metę nie popłaca. Właściwie to w ogóle nie popłaca, dlatego nie wiem co jest ze mną nie tak, że wciąż zachowuje się jak przerażone dziecko.
Nie mogłam na to dłużej pozwolić, jednak teraz czułam się wyjątkowo słaba. Chyba po prostu potrzebowałam chwili dla siebie, żeby wyrzucić wszystkie negatywne wspomnienia, rozryczeć się i poużalać nad sobą. Taki rodzaj oczyszczenia, po którym będę mogła się pozbierać do kupy i zacząć działać. Tymczasem, dałam upust skumulowanym emocjom. Rozczuliłam się i jeszcze bardziej zdołowałam, ale wiedziałam, że w jakiś sposób mi to pomoże.
Myślałam, że jest za wcześnie, żeby ktokolwiek wstał i mógł zobaczyć mnie w takim stanie, dlatego nie przejmowałam się niczym i przeżywałam swoją chwilę słabości. Wciąż jednak byłam skupiona i wpatrywałam się w przestrzeń, skacząc wzrokiem z miejsca na miejsce, żeby nic mi nie umknęło, żaden najdrobniejszy ruch.
 Podniosłam gwałtownie głowę, kiedy usłyszałam skrzypienie desek. Serce podskoczyło mi do gardła, bo wciąż w myślach krążył mi obraz machającej mi postaci w czarnych ubraniach i teraz bałam się, że pożegnalny esemes nie okaże się końcem dzisiejszej przygody.
Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w przejście między salonem a korytarzem, bo właśnie stamtąd dochodziły odgłosy stawianych kroków, które tak mnie przeraziły. Zacisnęłam na kolanach dłonie w oczekiwaniu na najgorsze. Napięcie rosło we mnie z każdą sekundą, ale zamiast podnieść się z podłogi, jeszcze bardziej przycisnęłam plecy do ściany. Nie mogłam panikować, to przecież nic takiego.
I choć wiedziałam, że wmawianie sobie włamania do domu jest idiotyczne z mojej strony, to i tak bałam się do samego końca. Ale powiedzmy sobie szczerze, kto by się nie bał po takim poranku?Teraz to już w ogóle zniknęła szansa na to, że będę normalnie sypiała, bo strach ogarniał mnie do takiego stopnia, że ciężko było skupić się na czymś innym.
Ulgę poczułam dopiero, kiedy w progu pojawiła się znana mi sylwetka Luke'a. Cholera, on to miał wyczucie. Czasami odnosiłam wrażenie, że miał w sobie jakiś radar, rozkazujący mu pojawiać się w odpowiednich momentach, kiedy to właśnie był najbardziej potrzebny. I mimo że wyglądałam dość żałośnie, miałam to gdzieś i cieszyłam się, że widzę właśnie jego.
Chłopak dopiero wstał, o czym świadczyły nisko opuszczone dresy, ukazujące bieliznę i potargane blond włosy. Jego oczy były przymrużone i lekko zaczerwienione od snu, więc przez moment myślałam, że jest na tyle nieprzytomny, że w ogóle mnie nie zauważył. Było to dość prawdopodobne, bo nie wyglądał na świadomego swoich czynów, skoro stał na środku salonu i drapał się po głowie, zastanawiając po co tak właściwie tu przyszedł.
W moich oczach znów z niewiadomego powodu zebrały się łzy i w końcu, odnajdując w sobie wystarczająco siły, powoli i bezszelestnie podniosłam się z miejsca, stając na równych nogach. Tym razem nie mogło to umknąć uwadze blondyna, nawet jeżeli z powodu niewyspania ledwo kontaktował.
Luke spojrzał na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem, jakby próbował odgadnąć czy czasem się mu to nie śni, bo przecież wcześniej mnie nie widział. Zignorowałam jednak jego wzrok i niewiele myśląc pobiegłam w jego stronę.
Pamiętacie jak jeszcze ostatnio mówiłam, że nie zrobię nic, jeżeli chodzi o moje uczucia do blondyna, bo za bardzo już uzewnętrzniłam się przed nim ostatnim razem, a on nie zareagował w żaden sposób? Miałam trzymać się od niego na dystans, a przynajmniej tak planowałam. Taaa, um więc lepiej zapomnijmy o tym i udawajmy, że niczego takiego nie było, bo właśnie w tym momencie, kiedy zmniejszyłam wystarczająco odległość między naszymi ciałami, niespodziewanie oplotłam Luke'a rękami w pasie, wtulając się mocno w jego tors.
Nieważne, co wcześniej sobie obiecywałam, musiałam tak zareagować. Ciepło nagiej skóry działało na mnie kojąco i zaczęłam powoli uspokajać nerwy. Jednak całkowite wyciszenie nastąpiło dopiero w chwili, kiedy Luke objął mnie i zamknął w szczelnym uścisku. To sprawiło, że humor poprawił mi się nieznacznie, bo przecież chłopak nawet nie znał powodu mojego zachowania, a mimo to akceptował je. Jak widać takie sytuacje nie stanowiły dla niego problemu i to, że zdarzało nam się być ze sobą tak blisko, wydawało się dla niego naturalne.
Luke wsunął dłoń pod moją koszulkę i delikatnie poruszał nią to w dół to w górę, wywołując na moich plecach ciarki, ale jednocześnie pozbywając się nieprzyjemnych drgawek. Mój oddech stał się miarowy, choć twarz wciśniętą miałam w jego tors, co teoretycznie powinno stanowić utrudnienie. Czułam się o wiele lepiej niż kilka sekund temu, kiedy jeszcze nie było go tu ze mną i pewnie mój stan utrzymywałby się dość długo, gdyby chłopak nie postanowił się odezwać.
- Dlaczego płaczesz? - mruknął tak cicho, że ledwo go dosłyszałam. Wciąż był cholernie zaspany, a mimo to zauważył mokre plamy na moich policzkach.
Pokręciłam przecząco głową, chcąc dać mu znać, że na razie wolałabym o tym nie rozmawiać. Wiedziałam, że jeżeli otworzę usta to jedyne, co z nich wyjdzie to potworny płacz. Nawet jeśli teraz byłam w miarę spokojna, to opowiadanie o tym sprawi, że zacznę przeżywać to na nowo i wrócą przykre odczucia. Tym bardziej, że nie potrzebowałam teraz rozmowy, a raczej bliskości drugiej osoby; w tym przypadku Luke'a.
Myślę, że to właśnie dlatego z taką łatwością wybaczyłam blondynowi jego krętactwa. Miałam dość dramatów, jak na tak krótki czas i po prostu chciałam mieć go przy sobie i wiedzieć, że mogę na niego liczyć. Wtedy na polanie nie musiałam udawać twardej i obojętnej, bo przy nim łatwo mi było się otworzyć i sama nie znałam powodu, dla którego postępowałam właśnie w ten sposób. Zazwyczaj starałam się nie ujawniać uczuć, dopóki komuś nie zaufam i udawałam zrównoważoną, a przede wszystkim odważną osobę. Czułam, że taką powinni postrzegać mnie ludzie, ponieważ wtedy w życiu jest o wiele łatwiej. Nawet jeżeli w rzeczywistości byłam krucha i uczuciowa, a w obecnym momencie słaba emocjonalnie.
 Już jakiś czas temu doszłam do wniosku, że to wszystko ma bezpośredni związek z tym, że kilka lat temu straciłam ojca. W tej chwili szczerości wobec samej siebie, musiałam przyznać, że właśnie brak taty spowodował, że teraz szukałam oparcia w innych; szukałam mężczyzny, który tak jak ojciec zapewni mi bezpieczeństwo. Dlatego przeczyłam zdrowemu rozsądkowi i lgnęłam do tego chłopaka, nawet jeśli był zwykłym Graczem i igrał ze mną od dłuższego czasu. Wystarczyło tylko, że poczułam się przy nim pewnie, a mogłam zapomnieć o każdej złej rzeczy. To raczej nie było normalne, ale też nic nie mogłam z tym zrobić.
Luke złapał mnie palcami za podbródek i uniósł go do góry, zmuszając tym samym, żebym przestała wgapiać się w jego klatkę piersiową i popatrzyła w oczy.
- Powiesz mi dlaczego płaczesz? - jego głos był opanowany i subtelny – I czemu do cholery nie śpisz? Jest siódma rano. - dodał takim tonem, jakby godzina siódma była dla niego środkiem nocy.
- Ty też nie śpisz. - zauważyłam, chcąc przedłużyć moment, zanim będę musiała mu wszystko wytłumaczyć.
-Taa, przyśniła mi się pizza i zgłodniałem, więc przyszedłem coś zjeść. - przyznał i uśmiechnął się, rozbawiony własnymi słowami.
Zapadła cisza. Blondyn na chwilę jakby zapomniał o czym rozmawialiśmy wcześniej i mogłam przysiąc, że właśnie zastanawia się, co jest w lodówce i jakie są szanse na to, że Clifford nie zjadł do końca wczorajszej pizzy.
Oparłam więc o niego swoje czoło, chcąc nacieszyć się tym momentem i od razu przygotować się na wszystko, co będę musiała mu powiedzieć. Wiedziałam, że nie mogę zataić przed nim tej informacji, bo sama w życiu nie poradzę sobie z prześladowcą. To mogła być jednorazowa sytuacja, ale też jest duży procent szans na to, że się powtórzy, dlatego chciałam, żeby Luke wszystko wiedział i może wtedy uda nam się wspólnie coś wymyślić.
Poczułam jak chłopak intensywnie mi się przygląda, więc podniosłam z powrotem głowę, patrząc w już trochę bardziej świadome tęczówki.
- Więc…? - zaczął, nawiązując do swojego wcześniejszego pytania – Dlaczego płaczesz? Michael znowu się na tobie wyżywa?
Ostatnie zdanie wypowiedział żartobliwym tonem, przypominając mi, że ostatnio zbyt często zdarza mi się wdawać w sprzeczki z Cliffordem, które w większości wypadków kończyły się moją klęską. Nasze kłótnie były na porządku dziennym, więc Luke nie omieszkał o tym wspomnieć.
Tak naprawdę to wydawało mi się, że próbował rozluźnić trochę atmosferę, widząc, że mimo jego czułego zachowania, jestem dość spięta.
- Nie. - odparłam krótko, a kąciki moich ust lekko drgnęły, co spotkało się z zadowolonym wzrokiem blondyna.
- To o co chodzi? - zapytał tym razem poważnie, przyglądając mi się z uwagą.
Przygryzłam wargę w zamyśleniu, próbując ułożyć sobie w głowie, jakieś składne zdanie, ale średnio mi to wychodziło. Żarty się skończyły i trzeba było stawić czoła problemowi, o którym chciałam tak właściwie zapomnieć.
Wzięłam głęboki wdech, postanawiając dłużej nie trzymać chłopaka w niepewności i nie męczyć siebie samej.
- Dostałamdzisiajwiadomościzpogróżkamiitenktośbyłpodoknemiobserwowałmnieranoiterazokropniesiębojeżecośzłegomożesięstaćalbotenktośwróci… - mówiłam na jednym wydechu, nie chcąc dopuścić do sytuacji, w której mogę nie powiedzieć nic, bo zacznę ryczeć. Dlatego właśnie wolałam wyrzucić z siebie wszystko naraz i mieć nadzieję, że blondyn mnie zrozumie.
- Stop. - chłopak przerwał mi szybko, więc zamknęłam buzię i spojrzałam na niego w oczekiwaniu, po czym dodał – Spokojniej, bo zaraz się zapowietrzysz. Mów wolno. - poprosił.
- Ok. - zgodziłam się i westchnęłam głośno, czując jak strach sprzed kilkunastu minut do mnie wraca – Dzisiaj rano, kiedy siedziałam w kuchni i piłam kawę, zaczęłam dostawać esemesy.
- Jakie esemesy? - zapytał od razu, ułatwiając mi tym samym rozmowę.
- W sumie nie wiem jak mogę je nazwać. - przyznałam szczerze, czując się dość niekomfortowo z tym, co mam do powiedzenia  – To nie były do końca pogróżki, ale ten ktoś wydawał mi polecenia i nie był ani trochę przyjazny. Kazał mi podejść pod to okno… - wskazałam ręką za siebie, wskazując obiekt - … i tam na mnie czekał.
Zatrzymałam się na chwilę, obserwując chłopaka i szczerze mówiąc nie spodziewałam się dostrzec na jego twarzy tego pełnego pobłażania wyrazu, którym mnie obdarzył.
- Żartujesz, prawda? - popatrzył na mnie z kpiną, sądząc że robię sobie z niego jaja, a ja szybko pokręciłam przecząco głową.
- Nie, mówię prawdę. - starałam się brzmieć przekonująco, ale Luke nie wyglądał jakby mi wierzył – Był tu. Stał po drugiej stronie ulicy.
- Kto?
Wcale nie brzmiał na przekonanego, przez co trochę się zdenerwowałam. Oczekiwałam zupełnie innej reakcji niż ta i myślałam, że bardziej się tym przejmie.
- Nie wiem! - wypaliłam trochę zbyt głośno, zirytowana jego postawą. - Był cały ubrany na czarno i nie widziałam jego twarzy. Skąd mam wiedzieć, kto to był?
Blondyn zmrużył powieki, a ja zaczęłam żałować, że się w ogóle odezwałam. Mogłam udawać, że wszystko jest w porządku, i nie odpowiadać na żadne pytania. Skąd jednak mogłam wiedzieć, że Luke mi nie uwierzy? Przecież nie miał powodów, żeby mi nie ufać, skoro zawsze byłam wobec niego w porządku. Z resztą kto normalny wymyśla sobie prześladowce?
Odsunęłam się od chłopaka, mierząc go wzrokiem i zacisnęłam zęby, w napięciu oczekując aż się odezwie. Moje spojrzenie najwyraźniej nie było tak wymowne, jak mi się wydawało, bo Luke dalej nie chciał mi uwierzyć.
- Jesteś pewna tego, co mówisz? - zapytał, a ja otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Jak on w ogóle tak mógł?
- Nie wierzysz mi? Ok. - odparłam tym razem spokojnie, wzruszając ramionami, po czym dodałam – Ale ja mam na to dowód. Wszystko jest w moim telefonie.
Na te słowa, sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni i chwyciłam swoją komórkę, następnie podsuwając ją blondynowi pod nos. Uśmiechałam się z satysfakcją, kiedy odblokował ekran i nie mogłam doczekać się, aż zobaczę jego minę, kiedy okaże się że wcale nie kłamałam. Tym razem nie odpuszczę mu tak łatwo i będzie musiał mnie za to przepraszać.
Zaczęłam się niecierpliwić, bo chłopak wpatrywał się w wyświetlacz z nieodgadnionym wyrazem twarzy i tylko uniósł znacząco brew. Co jakiś czas klikał w ekran, ale do końca nie wiedziałam w jakim celu. Przecież wszystko miał pod nosem.
- Heather… - zaczął, wciąż nie spuszczając wzroku z telefonu – Tutaj nic nie ma...
Otworzyłam szerzej oczy, nie wierząc że to mówi. Czy on był ślepy i naprawdę nie dostrzegał tych esemesów, czy po prostu w dalszym ciągu kpił sobie ze mnie? Już wolałam to pierwsze, bo jeżeli nie brał by tej sytuacji na poważnie, to nieźle się na niego wścieknę.
Luke w końcu na mnie spojrzał i mogłam odczytać w niebieskich tęczówkach zmartwienie i kompletne zdziwienie.
Szybko wyrwałam mu z rąk telefon, przysuwając go jak najbliżej twarzy. Przejechałam palcem po ekranie, szukając mojego niezbitego dowodu na to, że mówiłam prawdę i w napięciu wertowałam nazwy kontaktów, z którymi ostatnio pisałam. Po wiadomościach od numeru zastrzeżonego nie było ani śladu.
- To niemożliwe… - szepnęłam do siebie, nie mogąc przyjąć do świadomości, że wiadomości zniknęły – Luke, przysięgam, że one tu były! Naprawdę!
Mój głos stał się piskliwy i zaczęłam szybciej oddychać, czując narastające ciśnienie. To, co się działo przechodziło moje wszelkie wyobrażenia i wydawało się wręcz abstrakcyjne. Dałabym uciąć sobie rękę, że mi się to nie śniło, ale co w takim wypadku stało się z moim telefonem? Nie było opcji, że usunęłabym to przez przypadek, bo zaraz po tym, jak osunęłam się na ziemię, zablokowałam ekran i schowałam komórkę do kieszeni.
To nie mogło mi się wydawać, bo było zbyt realistyczne…
Po sprawdzeniu wszelkich możliwych folderów i zakładek, musiałam zgodzić się z chłopakiem i przyznać, że wiadomości nie ma. Po prostu zniknęły. Schowałam więc telefon i spojrzałam na chłopaka beznadziejnym wzrokiem, nie wiedząc jak mogłabym go przekonać.
- Te wiadomości były prawdziwe. - zaczęłam gorączkowo się tłumaczyć, mimo iż on nie odpowiedział nawet na moje wcześniejsze słowa i tylko stał, uważnie mi się przyglądając – Nie wymyśliłam sobie tego. Nie wiem jakim cudem zniknęły z mojego telefonu, ale uwierz mi, że ktoś był tutaj rano, pisał do mnie...
Ogarnęła mnie bezradność, ale nie potrafiłam się zamknąć i gadałam jak najęta, próbując przekonać chłopaka, że wcale nie kłamałam. Nie mogłam pojąć, skąd u niego takie podejście i dlaczego mi nie ufa. Zaczęło brakować mi powietrza, ale z moich ust wciąż wylatywały słowa i już nawet nie myślałam nad tym co mówię.
 Luke wciąż milczał i nie usłyszałam od niego żadnej odpowiedzi, co martwiło mnie jeszcze bardziej i jeszcze więcej mówiłam. Porzuciłam tłumaczenia dopiero, kiedy chłopak podszedł do mnie i położył ręce po obu stronach mojej twarzy, unieruchamiając ją. Przestałam więc nerwowo machać rękami w każdą stronę i tylko obserwowałam jego ruchy.
Oprócz tego, że przyglądał mi się tak, jakby chciał wzrokiem przeszyć mnie na wylot i odkryć każdą z możliwych tajemnic, nie zrobił nic konkretnego.
- Co ty robisz…? - odezwałam się w końcu, mając dość niepewności i tak jak wcześniej zostałam zignorowana. Chyba będę musiała się do tego przyzwyczaić, jednak doprowadzało mnie to do szału. Chciałam wiedzieć co o mnie myśli.
- Ćpałaś coś? - wypalił nagle i myślałam, że tym razem też żartował, dlatego wybuchnęłam śmiechem.
Oczekiwałam, że zaraz sam się zaśmieje, ale zamiast tego on mocniej przycisnął dłonie do moich policzków i nakierował mnie tak, żeby dokładnie mógł przyjrzeć się moim źrenicom. Wyraz jego twarzy był poważny i nie dostrzegłam żadnych oznak rozbawienia, więc sama też przestałam głupio się szczerzyć.
- Czekaj, czy ty pytasz poważnie?
Zero odpowiedzi, oczywiście.
- Wow, myślisz, że jestem pod wpływem i wymyśliłam sobie to wszystko? - zapytałam, a mój głos znów podniósł się parę tonów wyżej.
- Nie zachowujesz się normalnie. - odparł ponuro – Jeżeli znów coś brałaś, to po prostu powiedz. Przecież wiem, że masz problem…
- Nie! - krzyknęłam, przez co musiałam wypaść w jego oczach jeszcze gorzej – To ty masz problem, Luke, nie ja, bo nie potrafisz rozróżnić zwykłego strachu od odjazdu po prochach. Nic nie brałam od ostatniego razu i nie zamierzam robić tego ponownie.
- Okej. - przytaknął, puszczając mnie i pozwalając mi swobodnie ruszyć głową – Wierzę ci, że mówisz prawdę, ale…
- Ale co? - znów mu przerwałam i skrzyżowałam ręce na piersi, pokazując jak bardzo niezadowolona jestem z toku tej rozmowy. Nie wiem dlaczego spodziewałam się, że akurat on mnie zrozumie.
- Ale na wszelki wypadek zrobimy ci test na obecność narkotyków, ok? - odezwał się spokojnym głosem, a we mnie się zagotowało – Tak dla pewności, że wszystko z tobą w porządku.
- Tak dla pewności? - powtórzyłam po nim, prychając – Podobno mi wierzysz! Więc w czym chcesz się upewniać, Luke?
- W tym, że faktycznie nie potrzebujesz pomocy tak jak wtedy. - mówił, kładąc nacisk na ostatnie słowo – Nie próbuje zrobić ci na złość, po prostu martwię się, że możesz mieć z tym problem. Twoje zachowanie i całe te esemesy, które nie istnieją… to trochę dziwne, zrozum.
Blondyn wydawał się zmartwiony i jego intencje mogły być szczere, ale miałam to gdzieś. Wyprowadził mnie z równowagi, nie wierząc w to, co mówię. Ok, po ostatnim razie miał powody do tego, żeby podejrzewać, że coś wzięłam, ale wkurzało mnie, że zupełnie zignorował informacje o tajemniczych wiadomościach.
Zachowywałam się dziwnie, ale przecież to tylko dlatego, że się bałam po tym, co wydarzyło się rano. Chyba za bardzo starałam się brzmieć szczerze i to wzbudziło jego podejrzenia. Już wiem, jak on sam czuł się w momencie, kiedy to ja oskarżałam go o czyny, których nie popełnił… do końca.
Teraz jednak daleko było mi do racjonalnego rozumowania i przepełniona złością, nie chciałam zrozumieć ani zaakceptować jego obaw. Powinnam się cieszyć, że się o mnie 'martwił', ale kwestią zmartwienia powinien być mężczyzna w czerni, a nie cholera mój rzekomy problem, którego nie miałam. Nie miałam! To był jednorazowy wyczyn, który się już nie powtórzy… na pewno.
Pokręciłam głową, modląc się, żeby to okazało się zwykłym snem. Było mi tak przykro, że postanowiłam mu zaufać i to właśnie w nim widziałam osobę, która z wszystkich ludzi na tej ziemi najprędzej mi uwierzy i jeszcze pomoże. Najwyraźniej bardzo się myliłam i zamiast wsparcia, otrzymałam rozczarowanie.
Żałowałam, że w ogóle się odezwałam. Powinnam była zachować to dla siebie, bo teraz znając życie, Luke powie o tym reszcie i będę miała jeszcze większe kłopoty niż wcześniej. Na samą myśl o tym, że całą tą sytuacje pozna Ashton, miałam ochotę zakopać się pod ziemią, zanim on zrobi to za mnie. Już nie mówię o mojej siostrze, która również odchodziła od zmysłów, kiedy dowiedziała się o wszystkim. I tym razem też się dowie i to najprawdopodobniej od Caluma, który nie potrafi trzymać języka za zębami jak reszta.
Westchnęłam zrezygnowana, czując że dłużej nie zniosę tej rozmowy.
- Wiesz co, Luke? Zapomnij o tym, co ci powiedziałam. - odezwałam się w końcu, a widząc, że chłopak ma zamiar coś dodać, szybko mu to uniemożliwiłam – Daruj sobie. Na dzisiaj mam dość.
Obdarzyłam go chłodnym spojrzeniem i odwróciłam się na pięcie, kierując do swojego pokoju.


Płuca mnie bolały przy każdym stawianym kroku i byłam pewna, że jeszcze kilka takich, a zejdę z tego świata. Całe ciało paliło mnie od wysiłku, a pot ciurkiem spływał po skroniach. Nie czułam się najlepiej, ale twardo gnałam do przodu, bo Hood wystarczająco niecierpliwił się moim wolnym tempem. Zupełnie jakbym to ja wymyśliła to całe wspólne bieganie i niepotrzebne przemęczanie swojego organizmu. Pfe.
Prawda była taka że wysiłek fizyczny nie był czymś, za czym przepadałam. Ja tego wręcz nie znosiłam i choć wielu osobom sportowy tryb życia odpowiada, dla mnie był najgorszą karą. Nienawidziłam biegania, ćwiczenia i wszystkiego, co było z nimi związane. Wolałam się spocić pracując ciężko w warsztacie, bo to sprawiało mi przyjemność.
- Pospiesz się, szefie, bo do nie dotrzemy do pracy przed zmierzchem. - ponaglił mnie brunet, ukrywając rozbawienie.
- Zamknij się. - warknęłam, nie próbując się z nim nawet kłócić. Każde dodatkowe słowo tylko mnie męczyło.
- Co? Nie dajesz rady? - droczył się dalej i tylko przyspieszył bieg – Może jak rzucisz ten paskudny nałóg lub chociaż ograniczysz trochę palenie, to łatwiej ci będzie zrobić więcej kroków niż z kanapy do lodówki.
Zatrzymałam się, stawiając rozdygotane stopy na chodniku i nachyliłam się do przodu, jednocześnie rękoma opierając się o kolana. Miałam serdecznie dość i biegania i tych docinek.
- Przysięgam Calum, że jeżeli jeszcze raz się odezwiesz … - urwałam, żeby zaczerpnąć powietrza a moje płuca zawołały o pomstę do nieba - … to skopię ci tyłek.
- Już to widzę. - prychnął – Najpierw musiałabyś mnie dogonić.
Zignorowałam chłopaka, skupiając się na wyrównaniu swojego oddechu i powstrzymywaniu się przed zwymiotowaniem śniadania. To była najgorsza droga do pracy, jaką przebyłam w całym moim życiu, a nawet nie dobiegła jeszcze końca.
Mogłam nie zgadzać się na marudzenia Caluma, wsiąść w samochód i pojechać do warsztatu, zostawiając go samego sobie. Powinnam była posłuchać przeczucia, które podpowiadało mi, że za nic nie dam rady przebiec takiej odległości, zwłaszcza że oprócz spacerów czy właśnie pracy, mój zakres ruchu był równy z linią zerową.
Wybierając się jednak autem, musiałabym zostać dłużej w domu, a po wczorajszej rozmowie z Lukiem, nie miałam na to ochoty. Co prawda, nie powiedział nikomu o tym, co między nami zaszło i w tej kwestii byłam mu wdzięczna, ale panowała między nami nieprzyjemna atmosfera. I choć mi już przeszła cała złość na chłopaka, to wciąż miałam do niego mały żal. No ale cóż, mogłam winić jedynie siebie, bo gdybym nie bawiła się w narkomana, nikt nie podejrzewał by mnie teraz o kłamstwa i bycie pod wpływem.
Powoli ruszyłam się z miejsca i podeszłam do Caluma, który stał kilka kroków ode mnie.
- Możemy resztę drogi przejść? - jęknęłam, robiąc najsmutniejszą minę, na jaką było mnie stać.
- Przecież nie przebiegliśmy nawet kilometra. - skrzywił się, uświadamiając sobie, jak słabo nam to wyszło.
- Następnym razem na pewno nam się uda. - przekonywałam go, choć było więcej niż pewne, że tak się nie stanie. - To co? Spacer?
Wyszczerzyłam się do Caluma, a jego wyraz twarzy od razu złagodniał i tylko pokiwał głową, dając znak, że odpuści mi męki i po prostu się ze mną przejdzie. To naprawdę była dobra wiadomość.
Ruszyliśmy więc wolno przed siebie, a mimo to czułam ból w każdej części ciała. Marsz był jednak lepszą opcją i postanowiłam nie narzekać, żeby już więcej nie denerwować bruneta.
Pogrążeni we własnych myślach, szliśmy w ciszy i jedynym odgłosem był dźwięk naszych kroków. Byłam zbyt podekscytowana faktem, że w końcu mogę wrócić do warsztatu i robić to, co kochałam w swoim życiu najbardziej. Brakowało mi tego spędzonego przy samochodach czasu i miliona napraw, które z jednej strony były męczące, a z drugiej dawały mi ogromną satysfakcję i poczucie spełnienia.
Odkąd ja i Blake wylądowałyśmy u Wayna, praktycznie nie wychodziłam z domu i to tam spędzałam najwięcej czasu, chowając się przed światem i całym otoczeniem. To był błąd, bo powoli zaczynała doskwierać mi nuda i czasem nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Bezczynne siedzenie nie leżało w mojej naturze, nawet jeśli wydawało mi się, że lubiłam się obijać.
Nie wiedziałam co mogę zastać w warsztacie, bo przecież nie pilnowałam Caluma i w zaufaniu dałam mu klucze, żeby zajął się wszystkim. Chłopak oczywiście był w pełni szczęścia, mogąc odwalać za mnie całą robotę, a i ja nie narzekałam, dopóki widziałam, że jego praca przynosi zyski. Nadeszła jednak najwyższa pora, żeby znów zająć się warsztatem i dopilnować, żeby interes się kręcił. Nie mogłam wiecznie chować się w domu, bo pewnie bym ześwirowała do reszty.
Podskoczyłam nagle w miejscu, kiedy rozległ się dźwięk mojego dzwonka. Calum popatrzył na mnie dziwnie, a ja jedynie wzruszyłam ramionami, nie chcąc tłumaczyć mu mojej reakcji.
Oczywiście, że bałam się teraz jak małe dziecko za każdym razem, kiedy mój lub jakiś inny telefon dawał o sobie znać, bo miałam wrażenie, że to znów ten mężczyzna. Nie sądziłam, żeby odezwał się do mnie w tak niewielkim odstępie czasowym od ostatnich wiadomości, ale kto wie, co siedzi w głowie takiego człowieka.
Chwyciłam telefon i spojrzałam na ekran, gdzie wyświetlił się dzwoniący numer i ku mojej uldze, był to Glenn. Wyciszyłam dzwonek, nie chcąc teraz rozmawiać z chłopakiem, który pewnie zmartwił się, że nie odpisywałam mu już długi czas; a może po prostu chciał pogadać.
- Luke wie, że ma konkurencje? - zaśmiał się Calum, bezczelnie patrząc mi przez ramię.
- Nie interesuj się, Hood. - odpowiedziałam, chowając szybko komórkę do kieszeni spodni – Nie wiesz, że to niegrzeczne wtrącać się w czyjeś sprawy?
- A ty nie wiesz, że to niegrzeczne kręcić z dwoma facetami naraz? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Ale ja wcale nie kręcę z Glennem. To tylko mój kolega. - broniłam się, ale dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jak zabrzmiały moje słowa.
Brunet popatrzył na mnie z satysfakcją, jakbym właśnie przyznała się do tego, że mnie i Luke'a coś łączy, choć tak nie było. Ja po prostu temu nie zaprzeczyłam… A to różnica, prawda?
- Okej, szefie. Mów jak uważasz. - wzruszył ramionami, nawet nie próbując ukryć tego głupiego uśmiechu.
Udawałam, że nie wiem, o co mu chodzi, choć miałam pewność, że Hood nie był na tyle niemądry, żeby nie zorientować się, jak dziwnie reagowałam na każdy taki podtekst. Mimo to szłam w zaparte i w końcu odpuścił sobie niepotrzebne i wprawiające mnie w zakłopotanie teksty.
To, że lubiłam Luke'a nie było już chyba żadną tajemnicą i właśnie brunet mnie w tym uświadomił. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie miałam zamiaru przyznawać się do tego na głos. Zwłaszcza, że nasza relacja była burzliwa i raz miałam ochotę rzucić się mu w ramiona, żeby po chwili się na niego wściec i krzyczeć, jak bardzo go nienawidzę.
Moje własne zachowanie przypominało mi trochę te bohaterki z romansideł. Tak jak one nie wiedziałam na co się zdecydować i raz robiłam jedno, raz drugie, żeby na końcu wypadło trzecie… Kłótnia, godzenie się, uczucie, nienawiść i tak w kółko.
 Zawsze śmiałam się z tego typu dziewczyn, a teraz sama byłam jedną z nich. Mój wcześniejszy związek był zupełnie inny. Choć kochałam Wayna po uszy, nie zachowywałam się tak, jak teraz i sama nie wiedziałam, co to znaczy.
Doszłam ostatecznie do wniosku, że każda relacja różni się od siebie i może to, co (jeśli mogę to tak nazwać) łączyło mnie z Lukiem, było bardziej intensywne i jeszcze okoliczności jakie towarzyszą nam na co dzień, nie są sprzyjające i powodują różne zgrzyty. Co najgorsze, ja widziałam w tym pewien urok i czasami nawet mi się to podobało. Chyba miałam słabość do niegrzecznych chłopców, a blondyn był wyjątkowy w swoich gierkach i budził we mnie skrajne uczucia. Nawet teraz jak o tym myślałam, przechodziły mnie dziwne, bliżej nieokreślone dreszcze.
Dalszą część drogi zagadywałam Caluma na różne tematy, byle to odciągnęło jego myśli od docinania mi i żartowania sobie z mojego, jak to nazwał, słodkiego zauroczenia Lukiem. Nie mogłam zaprzeczyć niczemu, co mówił, dlatego starałam się zmienić nurt naszej rozmowy i na szczęście mi się to udało.
Hood był naprawdę dobrym kompanem do rozmów i jego wesoły charakter, pomagał mi się odstresować. Myślałam, że reszta trasy minie nam w przyjemny sposób i ten dzień skończy się przyjemniej niż się zapowiadał. Myliłam się co do tego bardzo.
Na ostatnim odcinku dzielącym nas od warsztatu, oboje z brunetem usłyszeliśmy warkot silnika tuż za plecami. Pewnie nie zwrócilibyśmy na to uwagi, gdyby ryczenie nie stawało się coraz głośniejsze, co świadczyło o tym, że samochód, którego zawodzenie słyszeliśmy, jechał prosto na nas. Byłam na tyle skołowana, że gdyby nie szybka interwencja Hooda, który złapał mnie w pasie i powalił na ziemię niewiele dalej, od miejsca w którym się znajdowaliśmy, pewnie byłabym już martwa.
Syknęłam, czując jak duże drobiny piasku, ranią moją skórę, kiedy oboje padliśmy na asfalt.
Rozejrzałam się dookoła, ale nie mogłam dostrzec niczego, bo Calum zasłonił mnie całym ciałem, praktycznie się na mnie kładąc. Czułam nieprzyjemny ból potylicy. Najwyraźniej podczas upadku musiałam uderzyć o coś głową, nawet tego nie zauważając. Nie było jednak czasu, żeby zastanawiać się nad tym dłużej, bo okropny pisk opon wypełnił moje uszy.
- Zawraca. - usłyszałam przerażonego Hooda, który po sekundzie stał już na równych nogach, więc podążyłam jego śladem, ignorując miękkość nóg.
Serce zaczęło walić mi tak mocno, że aż cała klatka piersiowa pulsowała i choć mój mózg ledwo nadążał za tą sytuacją, to organizm zareagował automatycznie, produkując sporą dawkę adrenaliny.
Nie miałam okazji się odwrócić i upewnić czy samochód faktycznie postanowił zawrócić, bo brunet złapał mnie za rękę i biegnąc, ciągnął za sobą.
Teraz bieg nie stanowił dla mnie żadnej przeszkody, bo jedyne o czym myślałam o szybka ucieczka. Musieliśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, w którym moglibyśmy się ukryć i najlepszym wyjściem było dostanie się do warsztatu. Teraz kawałek dzielący nas od potencjalnego azylu wydawał się o wiele dłuższy niż zazwyczaj, dlatego widząc znajomą bramę, praktycznie zawyłam ze szczęścia.
Zanim otworzyłam boczne drzwi, prowadzące do wnętrza budynku, udało mi się w końcu spojrzeć przez ramię i ku zdziwieniu, nie dostrzegłam ścigającego nas samochodu. Mimo to w pośpiechu przekręciłam zamek i wpadłam do środka, a zaraz za mną zrobił to Hood, zamykając drzwi na wszystkie spusty.
- Co to kurwa było… - odezwał się chłopak, łapiąc za pierś i oddychając ciężko.
Nie wiedziałam, co mogłam na to odpowiedzieć, bo sama byłam równie zaskoczona i chyba nie do końca docierało do mnie, co dokładnie się wydarzyło. Mój mózg nie pracował teraz tak, jak powinien.
Podeszłam do jednego z większych okien i wychyliłam lekko głowę, patrząc na obraz za szklaną szybą. Wszystko wyglądało normalnie i nic nie wskazywało na to, że przed chwilą ktoś nas ścigał. Po samochodzie nie było ani śladu i zaczęłam zastanawiać się, czy nie ma to czasem czegoś wspólnego z wczorajszymi esemesami, bo tak jak i one, pojazd rozpłynął się w powietrzu.
- Co teraz? - zapytałam, odwracając się w stronę bruneta.
- Zadzwonię do Michaela. - odparł od razu, odchodząc w bok. – Powiem mu co się stało, a on zbierze chłopaków i przyjadą po nas. Nie możemy tutaj zostać.
Pokiwałam głową na znak zgody i obserwowałam, jak Calum zostawia mnie samą, kierując się na zaplecze, żeby wykonać telefon. Potarłam ramiona ze zdenerwowania, bojąc się zostać tu bez niego choć na krótką chwilę i zrobiłam parę kroków w stronę wnętrza pomieszczenia. Czułam, że stanie przy oknie nie jest dobrym pomysłem.
W oczekiwaniu na to, aż brunet zakończy rozmowę, wyciągnęłam własną komórkę, chcąc zająć czymś trzęsące się ręce. Moje życie nagle zamieniło się w istny horror i nie miałam pojęcia jak temu zaradzić.
Jakby na potwierdzenie moich myśli, telefon zawibrował mi w dłoni i już od razu wiedziałam, co czeka mnie, kiedy odblokuję ekran. Przejechałam spojrzeniem po wiadomości i zakryłam usta dłonią, żeby nie wydostał się z nich szloch. Calum nie mógł mnie usłyszeć i dowiedzieć się o tym, co właśnie przeczytałam. Nikt nie mógł.

Od: Zastrzeżony.
Ostrzeżenie numer jeden. Trzymaj język za zębami.



*

tak jak 29 i 30, tak 31 prawdopodobnie również pojawi się z opóźnieniem, za co was przepraszam.
mam teraz sporo rzeczy na głowie i też zero weny, bo dopadł mnie jakiś taki emocjonalny stan.
co najgorsze z tego wszystkiego to to, że przez najbliższy tydzień mam brak dostępu internetu i nie mogę wam odpisywać (amazing_muke :>) ani czytać komentarzy, co jest naprawdę dołujące. nawet teraz siedzę w kfc i korzystam z darmowego wifi, bo inaczej nie miałabym jak dodać tego rozdziału.
także mam nadzieję, że rozumiecie kolejne spóźnienie i to pierdzielenie o niczym w rozdziale.
nie chcę was dłużej zanudzać, więc dzięki, że czytacie, do następnego!
#RiskyPlayerFF

12 komentarzy:

  1. Dlaczego nie ma komentarzy do kur***y nędzy ?! XD
    Jak coś to możesz się spóźniać. Nic się nie stało :D
    Jeżeli uważasz, że to jest teraz "pierdzielenie o niczym" to powiem delikatnie że jesteś głupia XD TO BYŁ NAJLEPSZY (tak jak wszystkie) RODZIAŁ EVER !!!!! :D
    Czekam na więcej tego bandyty czy kto to tam jest :"D
    A jak piszesz, że Heather jest przykro, to serce mi pęka :< to tak jak patrzeć na biednego szczeniaczka :<<
    Kocham i życzę weny !!! :D
    + jeżeli masz blokadę, to nie pisz i się nie męcz. Parę dni w te czy wewte nie robi różnicy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och nie martw się. Poczekamy. Rozdział boski, ale martwi mnie to, że Luke nie chce uwierzyć Heather. I zdenerwowało mnie to, że ona teraz po tym esemesie nie będzie chciała nikomu powiedzieć. Takie coś mnie denerwuje. No i (tak wiem, że nie zaczyna tak się zdania) mam nadzieję, że jej relacje z Lukiem będą jeszcze bardziej zacieśnione. Życzę weny!~Alex

    OdpowiedzUsuń
  3. JAK TERAZ TEN ESEMES ZNIKNIE I LUKE JEJ NIE UWIERZY TO GO ZAJEBIĘ
    rozdział genialny, kocham cię x

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam i życzę dużo weny. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. cholera nie mogę się skupić na napisaniu komentarza, chociaż przeczytałam rozdział już chyba z godzinę temu O_o
    dawaj Heather, ogar i dojeb temu kolesiowi
    heeeej Lukey
    nisko opuszczone dresy kdjogjo tak, to jest życie, wyobrażam to sobie
    gdy Heather nagle biegnie w jego stronę: fml TO SIĘ DZIEJE, O BOŻE, TO SIĘ SERIO DZIEJE, JESTEM GOTOWA
    baaaardzo mnie cieszy to, że dla Luke'a to wszystko jest takie naturalne, kocham to w chuj serio
    och Heather :(
    7 rano to jest środek nocy... co z tobą Heather... to jest moment w którym dopiero przespałam jakoś 3 godziny
    "Taa, przyśniła mi się pizza i zgłodniałem, więc przyszedłem coś zjeść" zaśmiałam się
    Luke, przestań, dlaczego jej nie wierzysz ;/ tym bardziej że tyle pojebanych rzeczy się działo
    boooże, czułam, że tych smsów tam nie będzie!
    "Ćpałaś coś?" bicz... żartujesz sobie
    "Ale na wszelki wypadek zrobimy ci test na obecność narkotyków, ok?" LUKE ROBERT HEMMINGS! zdenerwowało mnie to, znaczy rozumiem, że ma powody, żeby się tak zachować, ale ugh
    byłam zła na Luke'a, ale później było to zdanie i bardzo mnie zasmuciło (i sprawiło, że miałam 'ok, może masz rację Luke...') "To był jednorazowy wyczyn, który się już nie powtórzy… na pewno." Heather :(

    Heather, wow, ja to ty, ty to ja, pjona dla ludzi nienawidzących jakiegokolwiek ćwiczenia
    myślałam, że to będzie wiadomość od tego gościa, a tutaj ten cały Gleen... przez co zaczęłam myśleć, co jeśli to on jest złem wcielonym????????
    "Luke wie, że ma konkurencje?" sdufifuhgiuf nie wiem czemu bardzo mnie to ucieszyło, tak, wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Luke kocha Heather <3
    "Ale ja wcale nie kręcę z Glennem. To tylko mój kolega" ALE KRĘCISZ Z LUKIEM, TAAAAAK
    I said there's something bout the bad booooys that makes the good girls fall in loooooove
    spierdalaj gościu, zaraz ciebie rozjadę
    awwwww, opiekuńczy Calum! on jest taki puppy tutaj <3
    tak, Cal, zbieraj gang i ktoś dostanie wpierdol
    boję się, że teraz jak Luke się dowie o tym aucie, to właśnie stwierdzi ok, Heather serio mówiła prawdę, ale ona wtedy będzie zaprzeczać przez tą nową wiadomość ;/

    NO JUŻ SIĘ BAŁAM, ŻE COŚ CI SIĘ STAŁO, ŻE SIĘ NIE ODZYWASZ. ok, rozumiem, rozumiem <3
    kfc *śmieję się bo ashton*
    *płaczę bo napisałam chujowy komentarz*
    *wciskam "opublikuj" bo już 5 minut myślę, jak to zakończyć*

    OdpowiedzUsuń
  6. ej dobra co to za gościu, co? mam sobie z nim pogadać???? z Lukiem chyba też muszę pogadać!!! co on odwala że jej nie wierzy???? dobra jego to jeszcze rozumiem ale przez cały ten rozdział mam takie wtf że wgl nie ogarniam o co chodzi ale nieważne. teraz jej przynajmniej może uwierzą a nie!!!! i ty się Heather z tym nie kryj bo ja im to wszystko wygadam a lepiej będzie jak ty to zrobisz!! ja ci naprawdę dobrze radzę Heather!!!!!!!!!!!
    ps. to było taaaaaaakie cute jak Lukey taki zaspany wchodzi do salonu a ona się w niego wtuliła jejuuuuu (pomijając fakt że była rozryczana oczywiście)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyżby glenn był zamieszany w całą tą akcję z SMS-ami????
    Heather kochana ja również nienawidzę ćwiczeń :D
    Wściekłam się na początku na Luke'a! No bo kurde Heath się boi , ryczy a ten kurna sugeruje ze cpala . Nie ma co Luke ty to potrafisz popsuć romantyczna atmosferę. ... :/ Calum kochany osłaniasz Heath własnym ciałem :* i kurde teraz oni przyjadą i co kurna,co ? Luke skapuje ze być może Heath mówiła prawdę ale ona będzie teraz znowu zaprzeczać ze względu na ten porabany SMS.....Ugh. .. lukey lukey /@oddanazaynowi i Jedna Z Dwóch Największych Fanek
    całuski życzę weny a jeśli masz blokadę to zrób sobie przerwę bo inaczej zniechęcisz się do pisania tego ff i to będzie taku twój obowiązek a nie przyjemność
    ah no i rozdział cudowny

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyżby glenn był zamieszany w całą tą akcję z SMS-ami????
    Heather kochana ja również nienawidzę ćwiczeń :D
    Wściekłam się na początku na Luke'a! No bo kurde Heath się boi , ryczy a ten kurna sugeruje ze cpala . Nie ma co Luke ty to potrafisz popsuć romantyczna atmosferę. ... :/ Calum kochany osłaniasz Heath własnym ciałem :* i kurde teraz oni przyjadą i co kurna,co ? Luke skapuje ze być może Heath mówiła prawdę ale ona będzie teraz znowu zaprzeczać ze względu na ten porabany SMS.....Ugh. .. lukey lukey /@oddanazaynowi i Jedna Z Dwóch Największych Fanek
    całuski życzę weny a jeśli masz blokadę to zrób sobie przerwę bo inaczej zniechęcisz się do pisania tego ff i to będzie taku twój obowiązek a nie przyjemność
    ah no i rozdział cudowny

    OdpowiedzUsuń
  9. kochaam!!! czekam na następny i życzę powrotu internetów i weny...

    OdpowiedzUsuń
  10. Bożeeee to jest takie cudowne *-*
    Zakochałam się w Tobie i tym opowiadani! <3
    Życzę weny :*
    http://mroczne-miasto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń