poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział trzydziesty czwarty.

Heather

W kółko odtwarzałam w głowie scenę, w której podnoszę swój wzrok znad ekranu telefonu i kierowana przeczuciem wbijam go w tylne lusterko samochodu. Moje oczy spotykają się z głęboką czerwienią lakieru na masce BMW i kilka razy mrugam, upewniając się czy dobrze widzę. Czas staje w miejscu i mam problemy z oddychaniem, a przynajmniej tak to pamiętam. Ręce drżą mi z nadmiaru emocji, których z początku nie mogę pojąć, więc zaciskam palce na swoich kolanach. Nie wytrzymuje dłużej i spuszczam głowę, żeby skupić się na drodze znikającej pod kołami. Ruszyliśmy.
Ile razy od nowa analizowałam to krótkie wspomnienie, próbując doszukać się jakiegokolwiek szczegółu świadczącego o o tym, że to jednak nie mogło być tym, czym się wydawało, dochodziłam do wniosku że się nie myliłam i nie mogło mi się to przywidzieć. On tam był cały czas i obserwował wszystko z wnętrza swojego samochodu, widział każdy nasz ruch. Pewnie gdybym tak dobrze nie znała jego auta; gdybym nie była tak przewrażliwiona na jego punkcie, nie zauważyłabym go tak jak cała reszta. Wayn specjalnie zaparkował w odpowiedniej odległości od domu – na tyle daleko, żeby pozostać w trudno dostępnym dla oka miejscu, ale na tyle blisko, żeby sam mógł dokładnie przyjrzeć się temu, co robiliśmy.
Nie wiem, co miałam myśleć o tym, że go widziałam. Czy to możliwe żeby to on był moim prześladowcą? Czy znów chciał mnie porwać i dokończyć to, czego nie zrobił ostatnim razem? Chciał mnie skrzywdzić? Wayn miał motyw i moje przypuszczenia były czymś więcej niż tylko zwykłym gdybaniem. Z logicznego punktu widzenia to było więcej niż prawdopodobne. Przecież czas, w którym go spostrzegłam i dostałam esemesa się zgadzał. To mógł być on. Każdy normalny pomyślałby w ten sposób, więc dlaczego ja wciąż rozważałam jakieś inne opcje? Chyba po prostu nie mogłam w to uwierzyć.
Własne myśli przyprawiały mnie o mdłości i im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym gorzej się czułam. Miałam dosyć wszystkiego i zaczęłam rozumieć własną matkę, która zawsze powtarzała mi, że skończę marnie i nic dobrego mnie nie czeka. Teraz wiedziałam, że jej słowa były prawdziwe. Sama dla siebie stanowiłam kłopot i jedyne co potrafiłam to pakować się w beznadziejne sytuacje, otaczać się nieodpowiednimi ludźmi… żywić uczucia do nieodpowiednich ludzi. To byłam cała ja, bezmyślna i wiecznie szukająca wsparcia w innych, przez co sama gubiłam się we własnym życiu. Nie chciałam walczyć z tym co dookoła, ani też nie chciałam tego zrozumieć, zaakceptować i nauczyć się jak sobie z tym radzić. Tak też trafiłam do tego miejsca, gdzie powoli ogrom problemów przytłaczał mnie, a ja musiałam się w końcu zmierzyć z nimi sama. Nie będzie nikogo, kto tym razem stanie w mojej obronie i cholera, naprawdę żałowałam że zgodziłam się na tą przeprowadzkę. A może raczej żałowałam, że pozwoliłam się opuścić.
Wygodnie oparłam głowę o zagłówek fotela i wolno oddychałam przez nos, żeby potem cicho wypuścić powietrze ustami. Musiałam się opanować i odgonić myśli o tym, jaka żałosna jestem, żeby skupić się na tym, co jest tu i teraz.
Zerknęłam po raz kolejny w tylne lusterko, ale tym razem po to, żeby móc spojrzeć na Blake i upewnić się, że w miarę się trzyma. Nie wyglądała na wesołą, ale też nie odnosiłam wrażenia żeby miała się zaraz rozryczeć. Dziewczyna utkwiła swój wzrok w trzymanej przed twarzą komórce i co chwilę dało się słyszeć dźwięk przychodzącej wiadomości, więc pewnie była zajęta pisaniem z Cliffordem. Uznałam więc, że mogę być spokojna.
Sięgnęłam dłonią do odtwarzacza i przekręciłam gałkę, chcąc lepiej słyszeć lecącą w radiu piosenkę. Była dość skoczna i kojarzyła mi się mocno z wakacjami, co zdecydowanie odbiegało od mojego teraźniejszego nastroju, ale przynajmniej dzięki niej nie czułam się tak depresyjnie. No oczywiście do momentu, w którym Jo, zdenerwowana lecącą muzyką, całkowicie wyłączyła radio.
- Dlaczego to zrobiłaś? - warknęłam rozzłoszczona, choć to nie był powód żeby aż tak się denerwować.
- Nie lubię słuchać muzyki podczas jazdy. - odparła, a jej utkwione w drodze oczy lekko zabłyszczały, jakby zrobienie mi na złość było czymś przyjemnym. - Mam nadzieje, że się nie popłaczesz, Davis.
Jej wredny ton idealnie wpasowywał się w napiętą atmosferę, ale niestety tylko potęgował moje podirytowanie jej osobą.
- Postaram się jakoś opanować. - rzuciłam sarkastycznie, krzyżując ramiona na piersi i patrząc przed siebie.
- To dobrze. - pokiwała wolno głową, po czym dodała przemądrzale – I radzę ci się tego trzymać tak długo jak się da, bo tam gdzie jedziemy nie będzie łatwo. Takie słodkie dziewczynki jak wy, nie są mile widziane i mogę cię zapewnić, że jeden nieprzemyślany wybuch, a będzie po was.
- Słucham? - wyprostowałam się nagle, a mój głos poszedł parę tonów do góry. Wiedziałam, że Jo robiła to specjalnie, żeby nas wkurzyć, ale mimo to zaczęłam wątpić. – Myślałam, że macie dbać o nasze bezpieczeństwo. Luke powiedział, że tylko dlatego tam jedziemy.
-  A ty wierzysz we wszystko, co powie ci Luke? - prychnęła, rzucając mi krótkie, rozbawione spojrzenie. Wolałam tego nie komentować, bo biorąc pod uwagę fakty i to jak ostatnio zachowywał się blondyn, byłam na straconej pozycji. Dziewczyna widząc moją skwaszoną minę, postanowiła kontynuować - Aż zrobiło mi się ciebie żal. Jesteś równie głupia jak ja kiedyś.
- Jak ty? - powtórzyłam, marszcząc brwi. Nie rozumiałam, co białowłosa mogłaby mieć na myśli, więc nawet się nie zastanawiałam nad tym, że Jo pewnie mnie wyśmieje i dopytywałam – Co masz na myśli?
- Co mam na myśli? - tym razem to ona powtórzyła po mnie z lekkim rozbawieniem. - To, że doskonale zdaję sobie sprawę jaki potrafi być Luke. Kiedyś byłam tak ślepo zapatrzona w tego kłamliwego skurwysyna jak ty teraz.
Zacisnęłam usta w cienką linię, myśląc nad tym co mogły oznaczać jej słowa. Trochę obawiałam się zapytać, bo nie chciałam usłyszeć czegoś, co mogłoby wpłynąć na moje zdanie o Luke'u, bo już raz nie wyszło mi to do końca na dobre. Jednak dzięki temu przynajmniej dowiedziałam się prawdy. Postanowiłam więc w końcu wziąć się w garść i zacząć interesować ludźmi, którzy mnie otaczają.
- Wow. Chyba musiał ci zajść za skórę. - skomentowałam, starając się brzmieć na choć w połowie mniej zaciekawioną niż naprawdę byłam. - Co takiego stało się między wami?
- Normalnie kazałabym ci się wypchać albo po prostu zignorowałabym twoje pytania, ale nie jestem aż tak okrutna. - powiedziała zwyczajnym głosem, wzdychając lekko. Miałam wrażenie, że to wszystko gra i Jo z chęcią opowie mi więcej, żeby tylko mnie zdołować.– Ja i Hemmings byliśmy parą, dokładnie tak jak wy teraz. Dlatego powiem ci od razu, żebyś dała sobie spokój i nie powielała moich błędów. Ten chłopak to jeszcze dziecko, wpędzi cię jedynie w kłopoty.
Słyszałam jak Blake z tyłu wciąga głośno powietrze. Najwyraźniej pisanie esemesów z Michaelem przestało być już tak interesujące, jak wcześniej i teraz przysłuchiwała się naszej rozmowie, co niekoniecznie mnie cieszyło.
Poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy Jo się odezwała i zacisnęłam zęby, żeby nie palnąć niczego głupiego bez wcześniejszego zastanowienia się nad tym. Fala zimna rozlała się po moim ciele, ale starałam się zdusić w sobie przeszywające mnie uczucie zazdrości. Znów moja głupota dawała o sobie znaki, bo zamiast martwić się ostrzeżeniami białowłosej, skupiałam się jedynie na fakcie, że była kiedyś dziewczyną Luke'a i to doprowadzało mnie do szału.
- Ja i Luke nie jesteśmy parą. - zaznaczyłam przez zaciśnięte zęby, próbując z całych sił zapanować nad zazdrością. - Przyjaźnimy się tylko.
- Oczywiście, że tak. - odparła ze zrozumieniem i miałam wrażenie, że właśnie takiej odpowiedzi się po mnie spodziewała. - Przecież Luke nie bawi się w związki i nawet jeżeli między wami byłoby coś poważnego, w życiu by się do tego nie przyznał. I mimo iż wszyscy dookoła widzą, że między wami iskrzy i on traktuje cię inaczej niż resztę dziewczyn, nigdy nie usłyszysz od niego tego, co każda kobieta pragnie usłyszeć. W pewnych momentach będziesz czuła się wykorzystywana i całkowicie mu obojętna, aż w końcu na jaw wyjdą sprawy z jego życia, które cię przerosną i będziesz miała dość gierek, bo nikt nie jest w stanie znieść tyle cierpienia dla jednego chłopaka…
Jo skończyła swój wywód i zamrugała parę razy, dopiero zdając sobie sprawę z tego jak zabrzmiały te słowa. Z każdym nowym wypowiedzianym wyrazem jej głos robił się słaby, a pewność siebie zaczęła znikać. Między nami nastała cisza, która z każdą sekundą robiła się coraz bardziej niezręczna. Nie podlegało wątpliwości, że Jo wcale nie mówiła o mnie czy do mnie, a jej słowa po prostu dotyczyły jej samej i tego, co czuła będąc z Lukiem. Dziewczyna na chwilę się zapomniała i dała ponieść emocjom, wspomnieniom bycia z nim blisko, zapominając o tym, że powinna zachowywać się bardziej dyskretnie. Rozumiałam ją jednak, bo ten chłopak potrafił namieszać w głowie każdej.
- Przykro mi, że cię zranił. - powiedziałam cicho, zaskakując samą siebie, że nagle zaczęłam współczuć białowłosej. - Jestem pewna, że on też cię kochał, ale po prostu…
- Przestań zachowywać się tak, jakby mnie to obchodziło. - warknęła nagle, zupełnie zmieniając ton swojego głosu i znów poczułam te nieprzyjazne wibracje – Nie potrzebuje twojego współczucia, to było dawno temu.
- Ok, chciałam być tylko miła. - odburknęłam, ale darowałam sobie dalszą kłótnie, bo wiedziałam, że Jo wcale nie czuje się teraz dobrze, mimo iż zgrywała twardą.
- Mówię poważnie! - powiedziała nagle zbyt głośno, patrząc to na mnie to na Blake na siedzeniu z tyłu, zapewne zauważając nasze mało przekonane miny. - Musiałabym być idiotką, jeżeli żałowałabym chłopaka, który wpakował własnego brata do więzienia po to, żeby uratować własny tyłek.
Milczałam nie chcąc poruszać kolejnego tematu związanego z blondynem i narażać się na nieprzyjemną atmosferę w samochodzie. Jo nie wyglądała jakby miała dłużej wytrzymać myśląc o nim. Z resztą Luke opowiadał mi już o tym, jak jego brat przyznał się do winy, kiedy ten wpakował się w tarapaty próbując zawrzeć jakiś biznes z nieodpowiednimi ludźmi. Wtedy był za młody, żeby ponieść konsekwencje, więc Nicholas zrobił to za niego i szczerze, podziwiałam ten czyn. Nie wiem czy odważyłabym się na coś podobnego i dlatego brat Luke'a mimo tego jak reagowali na niego chłopcy, wydawał mi się całkiem znośnym człowiekiem.
- Nick chyba nie ma mu tego za złe, skoro sam zaproponował to wszystko. Chciał pomóc Luke'owi, prawda? - wtrąciła niepewnie Blake, odzywając się po raz pierwszy odkąd wsiadłyśmy do samochodu – Wydaje się w porządku kolesiem…
Białowłosa zaśmiała się krótko.
- Oczywiście, skarbie.

Wyjechaliśmy niedaleko poza granice Sydney, co zauważyłam dopiero gdy lampy uliczne poustawiane były rzadziej, a samochód zaczął lekko podskakiwać na nierównej powierzchni. Nie byłam pewna czy czasem nie zasnęłam, biorąc pod uwagę jak szybko zleciała mi podróż i do tego nie pamiętam jak się tutaj znaleźliśmy. Przetarłam oczy, żeby móc przyjrzeć się polnej drodze znikającej tuż pod maską i rosnącym dookoła drzewom, które z każdą chwilą rozstawione były gęściej. Zmierzaliśmy do jakiegoś odludzia, przez co zaczęłam odczuwać lekki niepokój. Odsunęłam jednak te myśli na bok, żeby skupić się na tym, co nas czeka.
Przed moimi oczami pojawił się w końcu cel naszej podróży i musiałam wychylić się w stronę przedniej szyby, żeby dostrzec jego całość. Ogromny i stary mur przysłaniał praktycznie wszystko w zasięgu wzroku. Zatrzymałyśmy się tuż przy drewnianej bramie, która po chwili ustąpiła, żeby wpuścić nas do środka.  Blake praktycznie przykleiła się do szyby, żeby móc zobaczyć jak najwięcej. Ja natomiast starałam się być bardziej dyskretna i po prostu z ciekawością rozglądałam się dookoła.
Wjechałyśmy na podwórze ukryte tuż za murem i brama za naszymi plecami od razu się zatrzasnęła, na co nieznacznie podskoczyłam na swoim miejscu. Jo prychnęła głośno, zauważając moje zachowanie, ale zignorowałam ją, gdyż byłam zbyt zajęta oglądaniem miejsca, w którym od teraz miałyśmy spędzać więcej czasu, niż byśmy sobie tego życzyły.
- Gotowe? - zapytała białowłosa, parkując na środku i bez czekania na odpowiedź opuściła wnętrze samochodu, zostawiając mnie i Blake.
Wykorzystałam chwilę, w której zostałyśmy same i nikt nie mógł podsłuchać naszej rozmowy. Odwróciłam się szybko do siostry i spojrzałam w jej niepewne oczy, zaczynając żałować że zmusiłam ją do tego, żeby się tu znalazła.
- Trzymamy się razem, jasne? - zapytałam retorycznie, a moja siostra pokiwała głową. - Choćby nie wiem co się działo, masz nigdzie mi nie znikać.
- Okej, Heather. - przytaknęła, po czym zapytała cichym głosem. - Czy oni zrobią nam krzywdę? Tak dziwnie się zachowujesz, jakby … um, nie wiem. Jesteś taka przestraszona.
- Nie, Blakey. Jestem po prostu ostrożna. - powiedziałam szybko, siląc się na swobodny ton. Nie sądziłam, że po mnie również widać strach. Musiałam się bardziej pilnować, jeśli chciałam oszczędzić siostrze zmartwień. - Nic ci tutaj nie grozi, obiecuje.
- Ktoś idzie. - odezwała się, wskazując brodą miejsce przed nami.
W tym momencie Jo zapukała w szybę, zirytowana że tak długo nie wychodzimy. Postanowiłyśmy więc pójść w jej ślady i już chwilę później moje włosy przeczesywał lekki, ciepły wiatr. Rozległo się głośne szczekanie psów i dopiero wtedy zobaczyłam, że dookoła rozstawione są klatki. Zwierzęta śliniły się i syczały na nasz widok, wyglądały jak obłąkane. Bałam się na nie patrzeć, dlatego wyprostowałam głowę i skierowałam swój wzrok na dom, w którym od teraz miałyśmy mieszkać.
Budynek był kilkupiętrowy, a budową przypominał jakąś starą kamienicę lub dworek. Okna były stare, ale dość solidne, gdzieniegdzie zauważyłam okratowanie. Surowe, szare ściany, obrośnięte były bluszczem, który sięgał naprawdę wysoko. Czwarte piętro kończyło się czerwonym dachem, czyli jedyną rzeczą jaka miała kolor, jeżeli chodzi o ten dom. Co prawda, brakowało kilku dachówek, ale zauważyłam dymiący się komin, więc na pewno nie zmarzniemy.
Była to zupełna odwrotność tego, co spodziewałam się tutaj ujrzeć. Myślałam raczej, że przyjdzie mi mieszkać w nowoczesnym i wypasionym domu. Nie żeby przeszkadzały mi obecne warunki, ale po prostu wyobrażałam to sobie kompletnie inaczej, wiedząc jak jego mieszkańcy opłacalne prowadzą interesy.
Spore drzwi otworzyły się, a ze środka wyszło parę osób, które - jak by inaczej – widziałam pierwszy raz w życiu. W napięciu czekałam aż do nas podejdą, kiedy po bokach usłyszałam kroki i musiałam się rozejrzeć żeby dostrzec, że z lewej i prawej strony również pojawiło się kilku mężczyzn. Niektórzy z nich trzymali  groźnie wyglądające psy na ciężkich łańcuchach tuż przy swoich nogach.
Zaczęłam się pocić, przez co teraz wydawało mi się, że jestem cała mokra. Włosy kleiły mi się do karku i nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Przejechałam językiem po dolnej wardze, z przykrością zauważając jak suchy mam język. Zaczęłam się stresować jak jeszcze nigdy i to uczucie potęgowało się z każdym krokiem otaczających nas nowych ludzi.
Poczułam jak siostra łapie mnie za dłoń i splata nasze palce razem, więc ścisnęłam ją mocno, dodając choć trochę otuchy. Sama nie miałam jej za wiele, ale tego akurat nie mogłam pokazać. Przed wyjazdem postanowiłam być silna za nas obie i tego miałam zamiar się trzymać.
Słyszałam cichy jęk Blake kiedy nowo przybyli podnieśli swoje pistolety na wysokość ramion i wycelowali je w nasze splecione ręce, jakbyśmy kryły tam co najmniej bombę. Blake prędko wyrwała swoją dłoń z mojego uścisku i uniosła ręce wysoko do góry w geście poddania. Była przerażona, co można było stwierdzić po jej trzęsących się kolanach. Miałam nadzieję, że ja wyglądam na bardziej opanowaną niż moja siostra. Musiałam mocno przygryzać wnętrze policzka, żeby nie zacząć panikować. To było najgorsze uczucie i nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak źle. Jedyne o czym potrafiłam teraz myśleć to gdzie do cholery jest Luke i dlaczego nie ma go, kiedy jest mi potrzebny?
- Unieście ręce do góry i połóżcie je z tyłu głowy. - rozkazał jeden z mężczyzn, stojących naprzeciw nas, a my od razu zrobiłyśmy to co nam kazał.
Żadna z nas wolała się nie sprzeciwiać, kiedy co najmniej tuzin pistoletów gotowych w każdej chwili do wystrzału, było skierowanych na nasze drżące ciała. Cholera, zgodzenie się na to, żeby tu być było najgłupszą z możliwych decyzji. A jeszcze gorsze było to, że chłopcy zostawili nas z tym same i na własną rękę musiałyśmy się zmierzyć z nową rzeczywistością. Pewnie nie mieli wyboru, przecież nie oni rozdają w tym momencie karty, ale mimo to miałam im za złe, że nie było ich tu z nami. Potrzebowałam, żeby byli.
- Przeszukać je. - odezwał się ten sam, a ja zaczęłam się zastanawiać czy to aby czasem nie Nick.
Nigdy go nie widziałam, ani na żywo, ani na żadnych zdjęciach. Nie wiedziałam więc jak wygląda, a zachowywał się dość władczo. Rozkazywał reszcie, jakby był ich szefem. Jednak jego kruczoczarne włosy nie pasowały w ogóle do mojego wyobrażenia o nim. Jako brat Luke'a powinien być choć trochę do niego podobny, więc to pewnie nie on.
Spomiędzy groźnie wyglądających facetów wyłoniła się o wiele drobniejsza od nich, a mimo to wciąż dość wysoka i dobrze zbudowana dziewczyna. Miała kolor włosów identyczny jak ja, czyli ciemny brąz wpadający w czerń i prowokacyjny uśmiech na ustach. Bez jakiegokolwiek sprzeciwu wykonała polecenie swojego kolegi, a może raczej szefa i w ułamku sekundy znalazła się przy mojej siostrze.
Drgnęłam nieznacznie, chcąc podejść bliżej do siostry, bo nie czułam się stuprocentowo pewna co do tych ludzi i bałam się, że mogliby zrobić coś głupiego, zupełnie z zaskoczenia. Kiedy jednak zobaczyłam, że brunetka kuca przed Blake i kładzie ręce na jej ciele tylko w celu przeszukania, trochę się uspokoiłam. Widziałam jak jej usta ruszają się, gdy coś mówi do blondynki, a ta lekko się uśmiecha i kiwa głową w zrozumieniu.
Odwróciłam głowę od siostry tylko dlatego, że zaalarmował mnie nagły ruch, który zauważyłam kątem lewego oka. To była Jo. Obserwowałam jak dziewczyna wymija samochód, przy którym stałyśmy cały ten czas, a następnie powoli kieruje się w stronę domu. Otworzyłam szeroko oczy, bojąc się że może nas zostawić tutaj w towarzystwie swoich znajomych, których my kompletnie nie znałyśmy. Przeraził mnie fakt, że możemy zostać choć na chwilę bez jej marnego, aczkolwiek wsparcia. Tylko ona była najbliższą osobą jaką miałyśmy, mimo że kompletnie nic o niej nie wiedziałam.
- Gdzie idziesz? - zapytałam piskliwym głosem, łapiąc się od razu za gardło, jakby to miało w czymś pomóc. Odchrząknęłam szybko i dodałam z wyrzutem - Chyba nas tu nie zostawisz?
Białowłosa zignorowało to, że się odezwałam. Kontynuowała swój marsz nawet nie odwracając się w moją stronę i przysięgam, że miałam ochotę ją za to zabić. Zanim się zastanowiłam nad tym, co robię postawiłam stopę do przodu. Chciałam ruszyć za dziewczyną i ją zatrzymać, bo nie miała prawa nas tutaj zostawiać. To był jednak błąd, bo wystarczyła sekunda, żeby każda spluwa wycelowana byłą teraz w moja głowę.
Nie odezwałam się więcej, bo głos uwiązł mi w gardle. Jeżeli to możliwe moje usta stały się bardziej suche niż do tej pory, tak że aż mnie piekły. Wszystko zaczęło mnie boleć.
- Nie ruszaj się, dopóki nie usłyszysz wyraźnego polecenia, rozumiesz? - znów ten sam czarnowłosy mężczyzna, którego sam głos przyprawiał mnie o palpitacje serca. Pokiwałam jedynie głową, bojąc się że jak otworzę usta, zacznę płakać. - Odpowiedz czy rozumiesz.
- Rozumiem. - powiedziałam szybko, widząc że zaczął się irytować. Przybiłam sobie mentalną piątkę, bo przynajmniej głos mi się nie załamał, choć pewnie wyglądałam jakbym miała się zaraz posikać ze strachu, gdyż niektórzy patrzyli na mnie z rozbawieniem (reszta oczywiście obrzucała pełnymi nienawiści spojrzeniami).
Postanowiłam się już więcej nie ruszać. Mój oddech stał się płytki, jakby nawet organizm obawiał się, że przy jakimś głębszym wdechu, moja klatka piersiowa wykonałaby zbyt gwałtowny ruch i znów byłabym na celowniku, zastanawiając się gdzie strzelą najpierw i czy zabiją mnie od razu.
Nie zareagowałam nawet, kiedy dwie osoby podeszły do bagażnika, aby po tym wyciągnąć z niego nasze torby i wysypać całą ich zawartość na ziemię. Moje ciuchy walały się po brudnym piachu, kiedy chłopak w glanach kopał po kolei każdą część garderoby i szukał w niej czegoś podejrzanego. Czułam się jak przestępca albo jakiś handlarz narkotyków, który został złapany na gorącym uczynku. Jednocześnie byłam wściekła, że nikt tutaj nie poszanował naszej prywatności, bezczelnie grzebiąc w bagażach i przez nieuwagę niszcząc co tylko się da.
Nawet nie zauważyłam, kiedy przede mną uklękła ta sama dziewczyna, która jeszcze przed minutą przeszukiwała Blake. Zanim jednak zaczęła powtarzać czynność, uniosła głowę i spojrzała na mnie.
- Jestem Rachel. - odezwała się nieoczekiwanie, wciąż z tym podejrzanym uśmiechem na twarzy.
- Heather. - odparłam krótko, nie chcąc nawet z nią rozmawiać. Wolałam mieć to z głowy jak najszybciej i móc zadzwonić do … um, kogokolwiek z kim mogłabym o tym wszystkim porozmawiać.
- Świetnie, Heather. Skoro już się poznałyśmy, mogę śmiało przejść do części z macaniem. - rzekła spuszczając swój wzrok w dół i w końcu zajmując się tym, czym powinna. Zlustrowała moje ciało, a następnie zaczęła przesuwać wzdłuż niego dłońmi w poszukiwaniu czegokolwiek podejrzanego.
Prychnęłam, chcąc ukryć że naprawdę rozśmieszyło mnie to co powiedziała. Wciąż trzymając dłonie na potylicy, pozwoliłam brunetce mnie przeszukać, co może było mało komfortowe, ale biorąc pod uwagę, że mogło być wiele gorzej i zamiast niej mógł się zgłosić jakiś facet, nie narzekałam.
- Heather… Wyluzuj się. Jesteś cała spięta. - zaczęła, przechylając lekko głowę w bok. Jej uśmiech zaczynał mnie irytować. - Czyżbym była pierwszą, która doszła z tobą do drugiej bazy?
Wywróciłam oczami, choć dziewczyna wyraźnie starała się wprawić mnie w lepszy humor i nie powinnam reagować tak względem jedynej osoby, która była tu dla mnie miła. Spojrzałam na nią spod byka, co tylko bardziej ją rozśmieszyło.
- O czym rozmawiałaś z moją siostrą? - zapytałam, ignorując jej wcześniejsze słowa.
- O niczym. - wzruszyła ramionami, wsuwając dłoń pod moją nogawkę, a później do buta. To było aż nazbyt dokładne przeszukiwanie, ale co ja tam mogę wiedzieć. - Twoja siostra jest bardzo przestraszona, więc kazałam się jej uspokoić.
- Um, ok. - odparłam krótko i akurat wtedy Rachel skończyła sprawdzać każdy zakamarek mojego ciała i podniosła się, otrzepując spodnie.
- Czyste! - krzyknęła, odchodząc tak samo jak wcześniej Jo.
To chyba znaczyło, że w końcu będziemy mogły wejść do domu, w którym spędzimy kilka następnych dni, jak nie tygodni. Im więcej patrzyłam na tych ludzi, tym mniej chciałam tu zostać. Oni nie byli tacy jak chłopcy, którzy zajmowali się jedynie małymi włamaniami czy dorywczym handlem. W porównaniu z nimi ludzie Nicholasa wydawali się naprawdę niebezpieczni i nie podobało mi się to w ogóle.

Stałam z rozchylonymi ustami i musiałam wyglądać mało atrakcyjnie, ale byłam w kompletnym szoku. Nie docierało do mnie, że właśnie widzę tego człowieka po raz pierwszy raz w moim życiu, bo czułam jakbym znała go o wiele dłużej. Wszystko w nim było takie znajome i nie mogłam oprzeć się wrażeniu jak bardzo mnie pociąga jego wygląd, choć to tylko dlatego że był starszą kopią Luke'a.
Nicholas w końcu postanowił osobiście nas przywitać i zszedł po schodach, do salonu w którym obecnie się znajdowaliśmy – ja, moja siostra i kilku uzbrojonych ludzi, obserwujących dokładnie każdy najmniejszy ruch wykonany przez nas. Nie wiem dlaczego tak bardzo nas pilnowali, skoro byłyśmy zdecydowanie za małe w porównaniu do ich umięśnionych ciał, żeby zrobić cokolwiek głupiego.
Nie potrafiłam jednak dłużej się nad tym zastanawiać, bo sylwetka starszego Hemmingsa zatrzymała się tuż przede mną. Jego pokryte tatuażami ramiona napięły się, kiedy wyciągał w moją stronę rękę, którą niepewnie uścisnęłam.
- Nick.
- Heather. - odparłam, na co szybko wtrącił:
- Wiem. - uśmiechnął się nieznacznie i wyminął mnie, podchodząc do mojej siostry, która nie była ani trochę speszona i zachęcona jego pozytywną postawą od razu wyciągnęła do niego dłoń na powitanie. - Cześć Blake.
Obserwowałam jak blondynka rumieni się pod jego czujnym okiem i wcale jej się nie dziwiłam, bo jego obecność była dość… pesząca? Nicholas ledwo się tutaj pojawił i wypowiedział dwa, a może trzy słowa, a już mogłam stwierdzić że był cholernie intrygujący. Choć też coś w nim nie do końca się zgadzało. Nie wiedziałam jeszcze co to takiego, ale byłam pewna że prędzej czy później się dowiem.
- Chłopaki, możecie nas zostawić. - zwrócił się do swoich wrednych goryli, na co ci popatrzyli na niego dziwnie, ale bez żadnego sprzeciwu odeszli. Nick odwrócił się więc do nas i zaczął – Ok, pomyślałem, że tak będzie nam łatwiej i swobodniej. Nie chcę żebyście czuły się niekomfortowo w moim domu.
- Dzięki. - zaszczebiotała Blake, najwyraźniej doceniając ten mały gest.
Chłopak ponownie ukazał biel swoich zębów, patrząc na moją siostrę. Teraz jeszcze bardziej kojarzył mi się ze swoim młodszym bratem i na samą myśl w moim brzuchu zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
- Może pokaże wam wasze pokoje. - zaproponował – Będziecie mogły zostawić tam swoje rzecz, rozpakować się i trochę się zadomowić.
- Twoi kumple zniszczyli nam większość rzeczy. - skontrowałam mało uprzejmie, przypominając sobie, co zrobili przed wejściem do domu.
Chłopak spojrzał na mnie, a przez jego twarz przebiegł cień, którego nie potrafiłam od czytać. Zaraz jednak znów przybrał ten łagodny wyraz i uniósł kąciki ust lekko ku górze.
- Ach, tak. - Nick pokiwał głową, w ogóle nie przejmując się moim tonem – Musicie nam to wybaczyć. To standardowa procedura. Nie wpuszczamy tutaj nikogo zanim dobrze nie sprawdzimy, czy nie stanowi zagrożenia. Chyba rozumiecie…
- Wcale nie prosiłyśmy o pobyt tutaj. - znów mi się wyrwało, zanim zdążyłam się opanować. - Tym bardziej takie zachowanie było nie na miejscu.
Blake spojrzała na mnie z przerażeniem, jakby obawiając się że zaraz blondyn wyciągnie pistolet i załaduje mi kulkę w łeb, za to jak się do niego odzywam. Sama też się bałam, że przesadziłam, ale nie mogłam powstrzymać słów i myśli, które same przeze mnie przemawiały. Nick może i był kopią chłopaka, na którego leciałam i przez to naprawdę mi się podobał, ale im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej coś mi w nim nie pasowało.
- To tylko środki bezpieczeństwa. - wytłumaczył, wcale nie tracąc cierpliwości. To była chyba cecha wspólna Hemmingsów. - Mamy pralkę, z której możecie skorzystać, żeby doprowadzić swoje rzeczy do porządku. Nic strasznego się nie stało.
Nick patrzył na mnie swoimi jasnoniebieskimi oczami, a ja czułam się jakbym była malutkim dzieckiem, które on poucza i wcale mi się to nie podobało. Postanowiłam jednak nie przesadzać, bo może byłam tak wkurzona za moje torby, że pochopnie oceniałam postawę Nicholasa.
- Ok, więc gdzie te nasze pokoje? - wtrąciła Blake po dłuższej chwili, w której ja i on w ciszy mierzyliśmy się wzrokiem.
- Zaprowadzę was. - zaproponował i ruszył w stronę schodów, żeby pokazać nam piętro, na którym będziemy mieszkać.
Szłam za chłopakiem, dokładnie obserwując jego sylwetkę i musiałam stwierdzić, że był bardziej umięśniony od swojego brata. Niekoniecznie znaczyło to dla mnie, że wyglądał lepiej, ale wciąż wyglądał dobrze. Musiał dużo ćwiczyć, co od razu nasuwało mi myśli o jego zawodzie.
- Dlaczego tak bardzo przejmujecie się sprawdzaniem każdego kto tu przyjdzie? - zapytałam, znów zapominając ugryźć się w język. Ugh, w końcu mi się za to oberwie...
- Jesteś strasznie ciekawska, Heather. - zaśmiał się, lekko obracając głowę, żeby móc na mnie spojrzeć i specjalnie zwolnił kroku, tylko po to, żeby się z nami zrównać.
- Chyba mam prawo wiedzieć coś o kimś, z kim będę od tej pory spędzać każdy dzień.
- To prawda. - pokiwał głową na znak zgody, po czym postanowił wytłumaczyć – Mamy tutaj mnóstwo osób niekoniecznie z kolorową przeszłością, rozumiesz?
- Niekoniecznie. - powiedziałam szczerze. Byłam pewna, że chociaż to go zirytuje i wyprowadzi lekko z równowagi. W końcu nikt nie lubi takich mało domyślnych osób, na jaką wyszłam teraz. Myliłam się.
- To znaczy, że moi ludzie mieli kiedyś problemy i dawniej robili naprawdę niemądre rzeczy, które teraz do nich wracają. - powiedział, w ogóle nie urażony tym, że próbuje dowiedzieć się czegoś o ich prywatnych sprawach. Wydawał się całkiem szczery i znów zaczęłam żywić do niego bardziej pozytywne niż negatywne uczucie. - Nie chcę żeby mieli kłopoty, dlatego wszyscy jesteśmy ostrożni. Wiesz, Heather, przeszłość lubi wracać do człowieka i mścić się ze zdwojoną siłą. Lepiej więc uważać na to co się robi.
Uniosłam kąciki ust w słabym, wymuszonym uśmiechu, bo nie bardzo wiedziałam, jak mam skomentować jego słowa. Miałam dziwne wrażenie, że to była jakaś aluzja, ale może za bardzo to wszystko przeżywałam. Przecież ufałam Luke'owi i jego decyzji, więc nie powinnam martwić się wszystkim i szukać podtekstu w każdym słowie, jakie dzisiaj usłyszę.
Chłopak zatrzymał się przy ostatnich drzwiach na korytarzu i otworzył je szeroko nie puszczając klamki i pokazując drugą ręką na wnętrze pokoju, mówiąc:
- Blake, to twój pokój. Za to twój Heather jest naprzeciwko. - poinformował nas – Pokoje reszty z nas są piętro niżej, więc w razie czego tam nas szukajcie.
- Będziemy spały w jednym pokoju. - rzuciłam od razu, łapiąc siostrę za nadgarstek, jakby zaraz mieli ją odciągnąć ode mnie siłą.
Nick popatrzyła na mnie ze zdezorientowaniem, zupełnie nie rozumiejąc dlaczego tak się zachowałam. Oczywiście jednak jego odpowiedź była tak samo miła jak wszystko od samego początku.
- Ok… Jak chcecie. - podrapał się po szyi – Pomyślałem, że osobne pokoje będą wygodniejsze, ale  to już od was zależy jak chcecie spać. Nieważne, ja spadam, lepiej się wyśpijcie teraz macie długą drogę do szkoły i pracy, więc musicie wcześnie wstać.
- O nie, zapomniałam o tym. - przejęła się Blake zasłaniając dłońmi usta, co sprawiło, że Nick zaśmiał się perliście.
Następnie chłopak pożegnał się z nami jeszcze raz i zszedł po schodach na dół, chcąc dać nam jak najwięcej prywatności, żebyśmy mogły oswoić się z nowym miejscem.
Wparowałam do pokoju, gdzie na ziemi leżały wszystkie moje rzeczy wciąż w tragicznym stanie, przez co miałam ochotę wyjść stąd i przypieprzyć tym, którzy to zrobili. Ostatecznie jednak zrezygnowałam z tej misji i rzuciłam się na łóżko, plecami odbijając się od materaca. Westchnęłam głośno, czując jak siostra robi to samo, tylko że w poprzek łóżka żeby móc wygodnie ułożyć głowę na moich udach.
- Chyba nie będzie aż tak źle. - zaczęła rozmowę, jednocześnie wyciągając telefon i odpisując na wiadomości. Wydawała się całkiem przekonana do swoich słów.- Nicholas wydaje się sympatyczny. Jest chyba najmilszy z nich wszystkich. No może oprócz Rachel.
- Kogo? - zapytałam nagle, zupełnie zapominając że poznałyśmy dzisiaj dziewczynę o takim imieniu i uniosłam się na łokciach, żeby móc lepiej widzieć siostrę. Cieszyłam się, że dzięki temu nie będziemy kontynuować tematu Nicholasa, który wciąż był dla mnie zagadką.
- No, Rachel, która dzisiaj nas przeszukiwała. - przypomniała mi siostra, a ja pokiwałam głową na znak, że ją pamiętam. - Była miła. Powiedziała mi, że mam super cycki.
Blondynka uśmiechnęła się i kilka razy uniosła i opuściła znacząco brwi.
- Żartujesz? Mi nic takiego nie powiedziała!- zmrużyłam oczy, kiedy to usłyszałam. Nie mogłam jednak dłużej udawać i zaśmiałam się głośno, a Blake mi zawtórowała.
- Bo nie masz tak świetnych cycków jak ja, Heather.
- Mam lepsze. - żachnęłam się na żarty, rzucając z powrotem na łóżko – Poza tym mnie też podrywała.
- Yhym, jasne…
Nie zdążyłam odpowiedzieć siostrze w żaden sposób, bo mój telefon zaczął dzwonić. Głośne westchnięcie opuściło moje usta i leniwie sięgnęłam do kieszeni, żeby wyciągnąć aparat i zbliżyć go do twarzy. Szybko poderwałam się na miejscu, zrzucając z siebie Blake, która krzyknęła z niezadowoleniem, ale już jej nie słyszałam, bo zdążyłam opuścić pokój. Zawahałam się chwilę patrząc na imię na moim wyświetlaczu, ale ostatecznie przesunęłam palcem zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Luke? - zaczęłam od razu, chcąc upewnić się że to nie sen i on naprawdę do mnie dzwoni. Czułam jak kolana mi miękną, chociaż on jeszcze nie zdążył się odezwać.
- Cześć, królewno. - przywitał się zmęczonym głosem, który wydawał mi się całkiem pociągający. W tle słyszałam grające radio, więc byłam pewna, że wciąż jadą samochodem. Stąd też pewnie jego zmęczenie.
Oparłam się plecami o jedne z zamkniętych drzwi i mocniej przycisnęłam słuchawkę do uszu. Nastała między nami chwila ciszy, ale żadne z nas nie chciało jej przerwać. Czułam, że to Luke powinien coś powiedzieć, skoro do mnie zadzwonił, więc czekałam na jakiś znak. W końcu jednak nie wytrzymałam.
- Coś się stało? - zapytałam, chcąc zmusić go do mówienia. Tak bardzo chciałam z nim rozmawiać i jednocześnie tak bardzo się przed tym broniłam. Przecież mówiłam sobie, że od teraz będę bardziej niedostępna dla niego i przestanę wykazywać aż tyle zainteresowania.
- Po prostu chciałem się upewnić, że wszystko z tobą w porządku. - mruknął cicho, ale w mojej głowie jego słowa rozbrzmiały głośnym echem. Musiałam naciągnąć rękaw bluzki i zakryć nim usta, żeby stłumić wszelkie nieokreślone dźwięki, jakie miałam ochotę z siebie wydać.
Cały czas wyobrażałam sobie Luke'a, siedzącego na przednim fotelu w samochodzie z jedną ręką opartą na drzwiach, a drugą przytrzymującą telefon, żeby mógł mnie dobrze słyszeć. Jego włosy w kompletnym nieładzie, opadające kilkoma kosmykami na czoło i śpiące oczy, które stara się cały czas utrzymać otwarte. Ta wizja spowodowała, że po całym moim ciele rozlało się ciepło. Na szczęście opanowałam się na tyle, żeby móc odezwać się ponownie.
- Żyje, więc chyba jest dobrze.
Luke zaśmiał się, a ja znów poczułam coś dziwnego w żołądku i powstrzymywałam się przed przywaleniem czołem w ścianę. Cholera, musiałam się opanować, bo moje zachowanie zaczynało przypominać jakąś obsesję. Przecież nie mogę zachwycać się każdą rzeczą, jaką on zrobi. Musze pamiętać, że jestem niedostępna. Tak, to była ważna kwestia.
- To dobrze. - odparł krótko i znów nastała cisza.
Słyszałam wolny oddech po drugiej stronie, którego słuchanie działało na mnie kojąco. Osunęłam się po ścianie, siadając na brudnej ziemi i przymykając na chwilę oczy. Żadne z nas nie chciało się rozłączyć, nawet jeśli nie mieliśmy już o czym rozmawiać. Trwaliśmy w ciszy, ale to nawet i lepiej, skoro blondyn nie był sam i pewnie ktoś mógłby usłyszeć jeżeli zaczęlibyśmy rozmawiać na temat Nicholasa.
Poczułam jednak że to robi się dziwne, więc odezwałam się jako pierwsza po długim milczeniu.
- Luke, muszę kończyć.- zaczęłam, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę. Czułam, że im dłużej trwamy w naszej ciszy, tym bardziej chcę mu powiedzieć, że tęsknie. - Pogadamy kiedy indziej?
- Um, ta, jasne. - zgodził się od razu, choć wyczułam w jego głosie że był zawiedziony. Nie wiem czym, skoro ledwo rozmawialiśmy. - Zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?
- Tak, ok. Pa.
Nie zaczekałam na to, aż chłopak się ze mną pożegna. Po prostu odsunęłam telefon od ucha i zakończyłam połączenie, naciskając czerwoną słuchawkę na ekranie. Wyświetlacz powrócił do swojego typowego stanu i dopiero teraz zauważyłam, że wyświetliła mi się ikonka o nowych powiadomieniach, których szczerze mówiąc było sporo jak na jeden dzień. Kliknęłam w odpowiednie miejsce, chcąc sprawdzić kto próbował się do mnie dobijać. Byłam lekko skołowana jak dużo nieodebranych połączeń wyświetliło się zaraz po wejściu w skrzynkę odbiorczą. Czy to w ogóle było możliwe, żebym nie usłyszała dzwonka aż tyle razy?
  Przejechałam wzrokiem cały spis połączeń i naliczyłam trzydzieści dwie nieudane próby kontaktu. Co było jeszcze dziwniejsze, wszystkie te telefony były od jednej osoby i był nią Glenn. Zaczęłam się zastanawiać czy wcześniej pisaliśmy o czymś tak ważnym, że był wstanie wydzwaniać do mnie niczym wariat, tylko dlatego że zapomniałam mu odpisać. Ten chłopak jednak nigdy nie zachowywał się w ten sposób i nawet jeżeli odpisywałam na jego esemesy dopiero na drugi dzień, co od zawsze miałam w zwyczaju, nie obrażał się na mnie i nie nękał wiadomościami. Zmartwiło mnie to, dlatego nie zastanawiając się dłużej, wybrałam jego numer i postanowiłam sprawdzić co się stało. Już od pierwszego sygnału wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie normalna.



*
znów wieje nudą, a do tego jest mało chłopaków, ale musicie jakoś to znieść na potrzebę całej historii. obiecuje, że w następnym będzie ich więcej, bo nie pozwolę wam długo czekać i się zanudzać!
dziękuje wszystkim, którzy poświęcają te pięć minut, żeby przeczytać i napisać komentarz pod rozdziałem. już dawno przestałabym to pisać, gdyby nie wy. dużo to dla mnie znaczy.
ach, a tak z ciekawości - jak myślicie czy Wayn jest prześladowcą? i hmm, jakie jest wasze zdanie na temat Nicka? (wiem, że prawdopodobnie nie lubicie ani jednego ani drugiego, hahah)
do następnego, buziaki!

#RiskyPlayerFF

9 komentarzy:

  1. czuję się dosyć senna, czuję, że ten komentarz będzie dziwny
    jezuuu Wayn, odejdź, zniknij z mojego życia wreszcie! prawie zapomniałam nim na chwilę, szczerze mówiąc. bo tak pięknie (powiedzmy) było bez niego XD
    aww Blake pisząca z Michaelem <3
    ciii, Luke chce dla nich dobrze, ciii
    zupełnie się nie spodziewałam, że oni kiedyś ze sobą byli. mam ochotę teraz sprawdzić poprzednie rozdziały i sprawdzić jak wyglądała ich rozmowa wtedy, gdy do nich wbiła na chatę...
    ok, nie wiem co myśleć o tym, co powiedziała Jo... czy Luke serio był tym 'złym' w związku. jeszcze Ashton w ostatnim mówił coś, że Luke ma złe doświadczenia? hmmm
    przestań Jo, Lukey jest za piękny, żeby miał pójść do więzienia...
    "wydaje się w porządku kolesiem" Blake, Blake, Blake... mi się wydaje zupełnie inaczej
    "Blakey" awwww, cute <3
    biczys, nara z tymi pistoletami, proszę nie mierzyć do moich lasek
    BOŻE TAK MI SIĘ NIE PODOBA TO, ŻE BLAKE SIĘ BOI. NIECH MICHAEL JĄ PRZYTULI ;c
    nie, Heather, to nie Nick, Nick jest w chuj hot, nie miałabyś wątpliwości
    ok, chyba polubię Rachel i czuję, że to o niej mi wczoraj pisałaś, jak wspominałaś coś o parach w ff
    yup, o tym mówiłam Heather, Nick jest hot jak Luke, także nie ma mowy o pomyłkach
    Heather czy życie Ci niemiłe, cichutkooo
    Nick zachowuje się bardzo niewinnie i grzecznie, co mnie niepokoi
    ahahah Rachel, tak, wiedziałam, że cię polubię XD
    o tak, zazdrosna Heather, nie wiem czy wolę Heachel(??) czy Rake(??) plus te nazwy shipów brzmią okropnie, wstydzę się teraz za samą siebie...
    hsdidsuff Luke dzwonisz do swojej dziewczyny, bo już się za nią stęskniłeś, co <333
    ale z niego cutie, ja chętnie bym z Tobą pomilczała przez telefon, Lukey
    łot łot łot o co chodzi z tym gościem...

    okłamałaś mnie, mówiłaś, że będą w tym rozdziale XD (jeśli dobrze pamiętam i to nie mój wymysł alkoholowy)
    myślę, że Wayn nie jest prześladowcą, a co do Nicka to czasem wydaje mi się bardzo creepy, a czasem bardzo seksi... także zależy co dokładnie robi, ale no podejrzewam, że nic dobrego nie wyjdzie z jego strony, ale jest piękny, także ekhem
    poza tym to pamiętaj
    #Nashton foreva

    OdpowiedzUsuń
  2. Ani Nicka ani Wayna nie lubie :)
    Ale wydaje mi sie, że może en cały Glenn ma coś wspólnego z przesladowcą..
    Zobaczymy w kolejnych rozdziałach ;)
    Tęsknie za chłopakami :C
    Mam nadzieje, że dziewczynom nic nie będzie i chlopacy szybko wrócą i znowu razem będą mieszkać w starym domu, albo gdzies indziej byle by razem :)
    Czekam na kolejny <333

    http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem prześladuje ja ten cały Glenn rozdział cudny jak zawsze juz nie mogę doczekać się next mam nadzieje ze pojawi się szybko ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny. Myślę że to Wayn jest prześladowcą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest na prawdę super. Nie wieje nudą :3
    Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To tak:
    Rozdział genialny sisksisks
    Wayn raczej jest prześladowcom, i nie lubię go
    A Nicka kocham, idk czemu ale on wydaje się taki zjsjsjskosz

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie chce mi się ppisać jaki to ten blog jest świetny .-.
    Ehh :"D

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest cudowny *-*
    Myślę że Wayn ją prześladuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim zdaniem Clenn jest prześladowcą a Nick jest nawet ok (jak narazie)

    OdpowiedzUsuń