poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział trzydziesty piąty.

Heather

Byłam tak zmęczona, że nawet nie pamiętam kiedy udało mi się zasnąć. Po powrocie do pokoju rzuciłam się na materac obok siostry i przymknęłam powieki dosłownie na chwilę, przysłuchując się jej gadaniu. Wtedy właśnie musiałam odpłynąć, bo było to ostatnie wspomnienie wczorajszego dnia, jakie mogłam przywołać.
Nie czułam się stuprocentowo wypoczęta, dlatego pewnie spałabym jeszcze długo, gdyby nie hałasy dochodzące z dołu. Słyszałam niewyraźne fragmenty rozmów i odgłosy kroków, mimo iż w tak ogromnym domu nie powinno się to zdarzyć. Akustyka budynku musiała więc być sprzyjająca roznoszącym się dźwiękom i dzięki temu wiedziałam, że większość mieszkańców zdążyła się już obudzić.
Przeciągnęłam się, sięgając rękoma wysoko nad głowę i przejechałam palcami po zimnej pościeli w miejscu, gdzie powinna leżeć teraz Blake. Gdy tylko nie poczułam zderzenia mojej dłoni z jej ciałem, otworzyłam szerzej oczy natychmiastowo przytomniejąc. W sekundę zeskoczyłam z łózka i zaczęłam rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu blondynki. Nie było po niej śladu ani w pokoju, ani w łazience, ani w korytarzu przez który kroczyłam, kierując się po schodach do salonu.
Zaczęłam panikować, czując znany ucisk w piersi oraz przyspieszone tętno. Pewnie znów przeżywałam wszystko dwa razy bardziej niż powinnam, ale przecież po jednym dniu nie mogłam nagle poczuć się swobodnie wśród tylu nieznanych ludzi i w zupełnie obcym domu. Uważałam więc, że mój niepokój był w zupełności uzasadniony.
Wparowałam do pokoju i kilka par oczu zatrzymało się z ciekawością na mojej sylwetce. W tym momencie cieszyłam się, że zasnęłam we wczorajszych ciuchach. Ci ludzie, gdyby zobaczyli mnie w mojej typowej, prowizorycznej piżamie składającej się z o wiele za dużej podziurawionej koszulki z kotami i różowych spodenek, bez wątpienia by mnie wyśmiali.
Tutaj też nie było Blake, co cholernie utrudniało mi zachowanie spokoju. Niewiele brakowało, żebym podeszła do kogoś przypadkowego i zaczęła wypytywać o to gdzie się podziała. Na szczęście, a może i nie, zobaczyłam Jo siedzącą przy stole, więc bez zastanowienia do niej podeszłam.
- Gdzie jest Blake? - wypaliłam, nie przejmując się tym, żeby najpierw się przywitać.
Nie odpowiadało mi to, że muszę z nią rozmawiać, bo w mojej głowie krążyło wspomnienie naszej rozmowy w samochodzie. Ciężko było się przyznać, ale zżerała mnie zazdrość na samą myśl, że mogła być kimś ważnym dla Luke'a. Do tego była dość wkurzająca, co przeszkadzało w ogólnym odbiorze jej osoby, mimo tego że starałam się nie oceniać ludzi na pierwszy rzut oka.
Dziewczyna tradycyjnie zignorowała moje pytanie, a mnie dodatkowo to zdenerwowało. Miałam po dziurki w nosie zachowywania się, jakbym była jakimś duchem. Przejechałam wściekłym wzrokiem od czubka jej głowy aż po same stopy i zastanawiałam się jak powstrzymać chęć zrzucenia Jo z krzesła. Ostatecznie wyrwałam jej z rąk gazetę, którą udawała że czyta (przynajmniej moim zdaniem), następnie z głośnym trzaskiem rzucając nią o stół.
- Zadałam ci pytanie. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, a widząc jej kpiącą minę, dodatkowo zamknęłam dłonie pięści.
Moim priorytetem zawsze była Blake i zachowywałam się wobec niej bardzo protekcyjnie, a już na pewno w takich momentach. Wiele razy słyszałam, że powinnam trochę odpuścić, jednak żadne słowa do mnie nie docierały albo najzwyczajniej nie chciałam, żeby dotarły i wolałam zamartwiać się na śmierć za każdym razem, kiedy na chwilę spuszczę ją z oczu.
- Postaraj się bardziej panować nad sobą, Heather. Nie jesteś u siebie, pamiętaj o tym. - odparła lekceważąco, wzdychając jakby miała dosyć mojej obecności.
Jej wzrok utkwiony był teraz w paznokciach u rąk i z lekko przekrzywioną głową przyglądała się lakierowi, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Jo była cholernie uparta, co zdążyłam już zauważyć przy pierwszym spotkaniu, więc postanowiłam podejść do niej inaczej.
- Nie masz pojęcia jak mi to utrudniasz. - przygryzłam wargę, żeby nie powiedzieć nic więcej. Mój głos był o wiele milszy i spokojniejszy niż sekundę temu. - Chciałam tylko...
- Nie masz pojęcia jak mało mnie to interesuje. - przerwała mi, wzruszając ramionami.
Dziewczyna z powrotem sięgnęła po gazetę i rozłożyła ją tuż przed swoją twarzą, uważnie czytając jej tekst tak jak to robiła, kiedy tutaj przyszłam. Złość we mnie wezbrała, gdy zignorowała mnie nawet po tym, jak próbowałam być dla niej miła. Nie obchodziło mnie teraz czy jesteśmy we dwie, czy patrzy na nas każdy w salonie. Czułam jak gorąco rozlewało się po moich policzkach, kiedy stałam nad Jo, a ona wciąż zachowywała się obojętnie wobec mnie i przez ten cały czas nawet nie podniosła wzroku. Nie miałam cierpliwości, a już na pewno nie do niej.
- Może odpowiedziałabyś mi normalnie, kiedy cię o coś pytam!? To taki problem? - wybuchnęłam nagle, do reszty zdenerwowana komentarzem białowłosej. Następnie dodałam, wyrzucając ręce w powietrze – Zachowujesz się jak ostatnia suka, a przecież nic takiego ci nie zrobiłam!
Przesadziłam. Wiedziałam to. Przecież sama to wszystko zaczęłam i odzywałam się do niej w ten sam wredny sposób. Różnica polegała na tym, że to ona miała większą cierpliwość, a ja zawsze przegrywałam w słownych potyczkach, szybko wpadając w złość.
Jo zacisnęła usta w cienką linię, a jej mina aż krzyczała, że przegięłam nazywając ją suką i powinnam uciekać gdzie pieprz rośnie, zanim ona zdąży pomyśleć o przywaleniu mi. Spojrzałam na jej umięśnione ręce, które w porównaniu z moimi mogłabym nazwać atletycznymi i z trudem przełknęłam ślinę.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś, Davis. - jej spokojny ton przyprawił mnie o ciarki – Nie jestem Hemmingsem ani żadnym z jego kumpli, żeby znosić twoje królewskie fochy. - mówiąc to, wstała z miejsca i stanęła bardzo blisko mnie – Tutaj bardzo szybko nauczysz się jak trzymać język za zębami, bo nikt nie będzie się z tobą cackał. Powinnam ci teraz…
- Wowowo! Dziewczyny, nie róbcie zamieszania. - wtrąciła Rachel, która nagle pojawiła się znikąd, wsuwając między moje ciało i ciało Jo dłoń i odciągając mnie parę kroków do tyłu. Teraz to na niej skupiłam swoją złość.
- Zostaw… - syknęłam, odsuwając się znacznie od Rachel. Byłam wkurzona, że próbuje mi pomagać, choć wcale jej o to nie prosiłam.
- Blake jest w szkole, idiotko. - powiedziała tak, żebym tylko ja ją usłyszała, a mi prawie opadła szczęka, kiedy uświadomiłam sobie, że ma racje.
Rachel miała minę, jakby nigdy jeszcze nie spotkała nikogo równie głupiego co ja. Jej oczy szeroko otwarte z mieszanką irytacji i niedowierzania. Sama gdybym mogła spojrzałabym na siebie właśnie w taki sposób. Jak mogłam zapomnieć, że moja siostra ma jeszcze szkołę? Zrobiłam z siebie kretynkę.
Ku mojej uldze, nikt nie zauważył, jaka byłam zażenowana obecną sytuacją, bo akcja skupiła się na pozostałych dwóch dziewczynach.
- Ktoś cię prosił, żebyś się udzielała? - warknęła Jo lekko rozzłoszczona, ale widać było, że po interwencji koleżanki postanowiła zrezygnować z … czegokolwiek co zamierzała mi zrobić.
- Nie chcę się z tobą kłócić, Jocelynn...- odparła spokojnie, a białowłosa skrzywiła się na to, jak ją nazwała. - … ale Nick nie byłby zadowolony z kolejnej bójki. Sama najlepiej wiesz, jaki jest…
Na te słowa twarz Jo złagodniała i widać było, że zastanawia się nad tym, czy posłuchać Rachel i dać mi święty spokój, mimo mojego bezczelnego zachowania.
- Niech będzie. - westchnęła, ostatecznie się poddając. - Ale zabierz ją z moich oczu.
Moja wybawczyni rzuciła krótkie 'już ją stąd zabieram', ale ja sama postanowiłam odprowadzić się do drzwi i nie czekając na nią wyszłam na zewnątrz. Jak zwykle w takich sytuacjach odpaliłam fajkę i wzięłam kilka głębszych wdechów, nabierając do płuc najwięcej jak się da.
- Jestem kretynką. - powiedziałam do siebie, idąc w stronę bramy, gdzie stał mój samochód i samochód Luke'a. Ktoś musiał zabrać je spod domu, skoro tutaj były. To było dziwne, ale nie zamierzałam narzekać, bo przynajmniej będę miała jak dostać się do miasta.
- I to jaką! - usłyszałam rozbawiony głos Rachel, ale nie zatrzymałam się. Byłam wdzięczna, że uratowała mnie z tej nieprzyjemnej sytuacji, ale chciałam zostać sama. - Dawno nie było u nas nikogo, kto już pierwszego dnia zraził do siebie całą ekipę.
- Jestem tutaj drugi dzień. - poprawiłam ją, a ona zaśmiała się tuż przy moim boku i dopiero wtedy zauważyłam, że zdążyła mnie dogonić. - Poza tym nie sądzę, żebym zraziła do siebie aż wszystkich…
- Umm, w sumie nie. Mnie twoje zachowanie nie rusza… - wzruszyła ramionami- … ale reszta nie lubi samego faktu, że wpuszczono tutaj kogoś, kto nie należy do naszej paczki. A jeżeli ten ktoś dodatkowo zachowuje się jakby miał prawo do kaprysów i obrażania kogoś bardziej znaczącego…
- Kogoś bardziej znaczącego? - prychnęłam i przystanęłam, żeby móc popatrzeć na dziewczynę – Przepraszam, nie wiedziałam, że mam do czynienia z rodziną królewską. Chyba wolno mi wyrażać swoje zdanie… Sama przyznaj, że Jo jest su-…
- Jo to moja przyjaciółka. - ucięła natychmiast, wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie niż wcześniej. Nie wyglądała jednak na bardzo urażoną tym, co próbowałam powiedzieć lub też dobrze to ukrywała, bo kiedy kontynuowała, jej głos brzmiał zwyczajnie – A co do prawa wyrażania swojego zdania… Cóż, na pewno nie w tym domu. Możesz więc zapomnieć o równym traktowaniu i innych podobnych sprawach. Tutaj nikt się nie cacka i jeżeli się nie podporządkujesz narobisz sobie tylko kłopotów.
Ponownie zerknęłam na Rachel, chcąc móc dokładnie ocenić wagę jej słów. Mina dziewczyny podpowiadała mi, że w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, nie mówi tych rzeczy złośliwie, a raczej żeby pomóc. Jej ostrzeżenie zabrzmiało szczerze, więc jedyne co mi pozostało, to pokiwanie głową na znak, że rozumiem.
- Ok. Przepraszam, że wywołałam zamieszanie. - odparłam, nagle czując silną potrzebę żeby to powiedzieć. Chyba zaczynałam ją lubić.
Ruszyłam znów w stronę samochodów, a Rachel znów szła moimi śladami. Myślałam, że po tym, jak ją przeprosiłam, po prostu sobie pójdzie. Odchodząc, dałam jej wyraźny znak, że uważam rozmowę za zakończoną.
- Nieważne. Nie ma to dla mnie znaczenia. Na twoim miejscu martwiłabym się teraz o własny tyłek. - zaśmiała się, doganiając mnie.
Obie zatrzymałyśmy się w tym samym momencie, wgapiając w maski stojących przed nami pojazdów. Podeszłam bliżej, zaglądając do ich wnętrza i uśmiechnęłam się z zadowoleniem, zauważając kluczyki w stacyjkach obu aut.
Bez wahania chwyciłam za klamkę drzwi czarnej Toyoty, ale zanim je otworzyłam znów przerwała mi Rachel.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała, unosząc brew.
- Mam sprawy na mieście. - wytłumaczyłam zwięźle, nie widząc potrzeby tłumaczenia się dziewczynie – Nie zajmie mi to długo.
- Nie możesz ot tak sobie stąd wyjść. - powiedziała szybko, podchodząc do mnie i zabierając moją dłoń z uchwytu z miną jakby właśnie powstrzymywała mnie od zrobienia czegoś bardzo złego. - Co to za sprawy? Mogę to załatwić za ciebie.
- Chcę się spotkać ze znajomym. Tego raczej za mnie nie zrobisz. - odparłam – Poza tym chyba nie jesteśmy w więzieniu i mogę wyjść, tak?
Skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc z podejrzeniem na Rachel. Teraz jej wyluzowanie zniknęło i miałam wrażenie, że robi się coraz bardziej spięta.
- Um, nie… jasne, że możesz. - pokiwała energicznie głową, jakby same słowa nie wystarczały – Po prostu miałam mieć na ciebie oko.
- Kto tak powiedział? - zapytałam, wprawiając ją w jeszcze większy stres.
- Nie pytaj, bo i tak ci nie powiem. - wskazała na mnie palcem, a ja uniosłam ręce w geście obronnym.
Nie miałam zamiaru wyciągać z niej niczego teraz, bo wiedziałam, że prędzej czy później dowiem się wszystkiego. Zamiast tego wpakowałam się na przednie siedzenie Toyoty, nie kłopocząc się odpowiadaniem czegokolwiek Rachel. Wygodnie oparłam się o fotel obity sztuczną skórą i przejechałam dłońmi po kierownicy, ciesząc się tym niesamowitym uczuciem. Siedząc w tym aucie za każdym razem czułam ekscytację, ale to nic w porównaniu ze świadomością, że mogę go poprowadzić. Luke jak się dowie, prawdopodobnie będzie próbował mnie zabić lub torturować do końca mojego życia, ale miałam okazję pojeździć tym samochodem tak naprawdę, nie tylko z domu do warsztatu i z powrotem.  Skoro blondyna nie było… szkoda żeby samochód stał i się marnował.
Moje przemyślenia przerwał głośny trzask drzwi od strony pasażera. Gdy odwróciłam głowę Rachel z naburmuszoną miną usiadła obok mnie i utkwiła swój wzrok w przedniej szybie, unikając mojego jak ognia. Chyba nie podobało jej się, że postawiłam ją pod ścianą.
- Jadę z tobą.


- Nie wiem, Gleen, zachowywałeś się dziwnie. Jak mam inaczej ci to wytłumaczyć? - kontynuowałam z nim rozmowę, co dziś było wyjątkowo trudnym zadaniem.
Korzystając z okazji, że Rachel poszła do łazienki na tyłach baru, zagadałam chłopaka na temat jego wczorajszego telefonu. Tak jak myślałam, unikał nie tylko mojego wzroku, ale i również odpowiedzi, co chwilę wymyślając inny temat do rozmowy, byleby tylko przełożyć moment, w którym będziemy mogli normalnie porozmawiać.
- Wydawało ci się, Heather. Chciałem zwyczajnie zapytać co u ciebie, a ty wymyślasz jakieś niestworzone historyjki. - udał zirytowanego, żebym tylko porzuciła męczenie go, ale widać było, że jest mocno zdenerwowany. - Ta cała Rachel to twoja bliska koleżanka czy może dopiero co ją poznałaś?
- Widzisz, właśnie o tym mówię! - podniosłam głos, ale natychmiast go ściszyłam, nie chcąc zwracać na nas większej uwagi, bo nie byliśmy w barze sami, a Glenn cały czas obsługiwał jakąś dziewczynę, która stukała palcami w klawiaturę swojego laptopa. Nie wiem, co robiła w takim miejscu z tak drogim sprzętem i dlaczego nie wybrała kawiarni, ale miałam teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż ona. - Wczoraj było dokładnie to samo. Zadajesz mi pytania, zupełnie jakbyś mnie przesłuchiwał i tak bardzo się wszystkim… interesujesz.
- Nie przyszło ci do głowy, że próbuje się z tobą zakumplować? - prychnął, nalewając piwa do kufla i podając go klientowi. - No wiesz, tak robią znajomi… interesują się sobą i w ogóle.
- Znajomi nie dzwonią do mnie trzydzieści razy w ciągu paru godzin, żeby zapytać co robię i dlaczego tak długo nie odbierałam. - powiedziałam przypominając mu jego wczorajsze wytłumaczenia. - Są inne sposoby na zakumplowanie się. Glenn, przestań szukać wymówek i po prostu odpowiedz mi na pytanie.
Glenn zaczął przecierać namiętnie blat już chyba pięćdziesiąty raz odkąd tu weszłam, co było niecałe dwie godziny temu. Obserwowałam uważnie, jak rozchyla usta, chcąc jeszcze coś dorzucić, ale pojawiła się Rachel, bezwładnie opadając na obrotowy stołek i kładąc dłonie na barze, za którym stał chłopak. Spojrzałam więc ostrzegawczo na chłopaka, chcąc wzrokiem przekazać mu, że jeszcze z nim nie skończyłam.
- Koreańczyku, nalej mi kolejne piwo. - rozkazała pijanym głosem, pstrykając palcami, a następnie odwróciła się w stronę parkietu – Spróbuje wyrwać tamtą laskę, ale potrzebuję jeszcze kilku łyków dla odwagi.
- Już się robi.
Brunet zaśmiał się cicho, posłusznie wypełniając wysoką szklankę bursztynowym płynem, którego tak bardzo domagała się Rachel. Zanim jednak zdążył zalać ją do pełna, dziewczyna w oczekiwaniu oparła swoją głowę o moje ramię i przymknęła oczy, cicho oddychając.
- Zasnęła? - zapytał po minucie Glenn/
- Wydaje mi się, że tak. - starałam się być cicho, żeby w razie czego jej nie przestraszyć głośnym zachowaniem, choć w lokalu i tak grała muzyka, która nie przeszkadzała jej wcale. Duszkiem dopiłam resztkę coli i podałam pustą butelkę chłopakowi. - Będę się już zbierać. Musze zabrać ją do domu.
- Czekaj, nie idź jeszcze. Możesz położyć ją na zapleczu, mamy tam kanapę. - poprosił, nie chcąc żebym opuszczała go tak szybko.
Jego zachowanie naprawdę zaczynało mnie martwić. Przecież praktycznie cały czas jedynie zadawał mi pytania, a kiedy próbowałam jakoś normalnie z nim porozmawiać, już pomijając moje próby wyjaśnienia jego dziwactw, zbywał mnie i ignorował.
- A co, chcesz dokończyć swoje przesłuchanie? - zapytałam, kryjąc uśmiech zadowolenia. Wiedziałam, że akurat tym tekstem uda mi się go zgasić, choć bardziej miałam na dzieję, że w końcu przyprę go do ściany tak, że powie mi o co chodziło mu przez cały czas.
- Może chociaż odwiozę was do domu? - zaproponował, olewając to co do niego powiedziałam, ale nawet mnie to nie zdziwiło.
- Nie możesz zostawić baru. Poza tym jestem samochodem.
- Mogę go zamknąć na godzinę… Przecież nie poradzisz sobie z nią sama. - wskazał głową na zwłoki Rachel, wiszące na moim ramieniu.
Nie podobało mi się to, jak Glenn nalegał, żeby mnie odwieźć. To kolejna rzecz do listy jego nienaturalnych i podejrzanych zachowań, które starałam się rozgryźć. Wcześniej potrafił być zwykłym, interesującym chłopakiem, a od wczoraj jest jak jakiś napalony prześladowca. Nie miałam pojęcia co z nim nie tak, ale wiedziałam, że mój pobyt tu jest bez sensu, bo i tak z niego nic nie wyciągnę. Glenn nie chciał rozmawiać o sobie, choć dotychczas nie miał z tym problemu. Jedyne co go interesowało to co u mnie, czy coś się zmieniło, kim jest Rachel, skąd ją znam i gdzie moi dotychczasowi przyjaciele. Naprawdę czułam się jak na spowiedzi.
- Nie… daj spokój, poradzę sobie. - zapewniłam go, a on już otwierał usta, żeby się ze mną kłócić, więc postanowiłam go wyprzedzić. -  Umówimy się jeszcze. Teraz muszę spadać. Pa!
Jak najszybciej mogłam zwlekłam z krzesła ciało Rachel i pomogłam jej wyjść z baru, machając jeszcze na pożegnanie Glennowi. Wpakowałam dziewczynę na tylne siedzenie toyoty wyobrażając sobie, jaka byłaby reakcja Luke'a na to, że wiozę pijaną osobę w jego ukochanym samochodzie. Naprawdę miałam nadzieję, że o niczym się nie dowie.
Przez drogę zastanawiałam się jak to możliwe, że Rachel tak szybko odpłynęła po wypiciu zaledwie trzech piw. Myśli o niej, odciągały mój umysł od analizowania tej całej popapranej reszty.



Życie w tym miejscu było cholernie monotonne i powoli zaczynałam tęsknić za jakimikolwiek wrażeniami, których wcześniej tak bardzo chciałam się pozbyć. Każdy dzień wyglądał tutaj tak samo, przez co wstawanie rano było jeszcze mniej przyjemne niż zazwyczaj. Nie mogłam się przyzwyczaić do obecnego stanu, ale już dawno popadłam w rutynę.
Codziennie wstawałam o ósmej rano i budziłam śpiącą obok mnie Blake. Wciąż zajmowałyśmy wspólny pokój nie tylko ze względów bezpieczeństwa, ale też praktycznych. O wiele łatwiej było nam dopilnować wszystkich obowiązków, kiedy byłyśmy we dwie. Szykowałyśmy się o tej samej porze, żeby razem zejść na śniadanie i zjeść je w milczeniu, pod czujnym okiem reszty mieszkańców. Czasami dosiadał się do nas Nicholas i wtedy choć na chwilę mogłyśmy odpocząć od wrogich spojrzeń, ale działo się to rzadko.
Po śniadaniu ja jechałam do pracy, a moją siostrę odwożono do szkoły. Tam spędzałyśmy większość swojego dnia, żeby jak najmniej przebywać w domu. Jednak nawet robota w warsztacie nie potrafiła mnie w żaden sposób rozchmurzyć i wciąż chodziłam smutna. Nie mogłam skupić się na prostych czynnościach i odechciewało mi się dosłownie wszystkiego. Jak zwykle też mało sypiałam, co miało swoje efekty w pracy i pewnie znacząco wpływało na moje samopoczucie.
Kiedy nadchodziła godzina powrotu mój dół jeszcze bardziej się powiększał. Razem z siostrą od razu zamykałyśmy się w pokoju, gdzie jadłyśmy obiad na wynos, kupiony w przypadkowej knajpce. Robiłyśmy wszystko, żeby nie musieć znosić obecności całej reszty, która - nie oszukujmy się – nienawidziła nas z tylko sobie znanego powodu. Izolowałyśmy się więc od nich jak tylko się dało, pogrążone w tęsknocie za chłopakami.
Był początek kwietnia, a dokładnie końcówka pierwszego tygodnia. Znaczyło to tyle, że nie widziałyśmy ich twarzy już prawie miesiąc, co odkąd ich poznałyśmy nie zdarzyło się ani razu. Tym bardziej czułyśmy się obco, gdyż nigdy nie znikali z naszego życia na tak długo i zawsze ich osoby przewijały się gdzieś w tle. Później zamieszkaliśmy razem i ich obecność stała się porządkiem dziennym. Śmiało mogłam nazwać ten okres najgorszym w  moim życiu. Pragnęłam ich powrotu bardziej niż niczego innego na świecie, codziennie budząc się z nadzieją, że może tego ranka się pojawią. Brakowało mi nawet durnego chłopaka mojej siostry, a to dość nietypowe jak na mnie.
Blake miała stały kontakt z Cliffordem, bo ten dzwonił do niej i rozmawiali całymi popołudniami. Dziewczyna nie przejmowała się moją obecnością, a może nawet o niej zapominała, kiedy tylko słyszała głos swojego chłopaka, więc czasami niechcący podsłuchałam to i owo. Dzięki temu wiedziałam co się z nimi dzieje i aż tak się nie martwiłam. Luke co prawda dzwonił co jakiś czas, ale nie zadawałam mu wiele pytań, nie chcąc znów wyjść na desperatkę i pokazać że interesuje się jego osobą bardziej niż powinnam. To on zazwyczaj pytał mnie o to czy wszystko w porządku i za każdym razem zapewniał, że niedługo się zobaczymy. Ja byłam wobec niego obojętna, a przynajmniej taką zgrywałam i może dlatego od dłuższego czasu nie próbował się ze mną skontaktować. Może tak było lepiej. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, tęskniłam.
Wieczorami wsiadałam do Toyoty i wybierałam się na przejażdżki, zwiedzając okolice lub po prostu załatwiając różne sprawy na mieście. Czasem zabierałam ze sobą Blake, a jeżeli jechała ona to zawsze przypałętała się też Rachel. Nieźle się bawiłam oglądając jak podrywa moją niczego nieświadomą jej zalotów siostrę. Nie miałam jednak serca, żeby mówić jej iż Blake ma chłopaka. W taki sposób mijał mi każdy dzień i byłam pewna, że ten będzie tak samo nudny jak pozostałe.
Akurat wysiadałam z wysokiego busa, którym ten sam chłopak co zwykle (jego imię mało mnie obchodziło) odwoził mnie do pracy i z powrotem do domu, kiedy skończyłam zmianę. Podniosłam nadgarstek, gdzie wisiał mój nowy zegarek, odczytując z niego godzinę. Była już prawie ósma wieczorem, co oznaczało, że dzisiaj również nie zjem kolacji i od razu walnę się do łóżka, żeby… nie spać całą noc.
Poczekałam jeszcze kilka minut aż pojawiła się moja siostra, która dziś również została dłużej w szkole, żeby pouczyć się w bibliotece. Skoro i tak nie miałyśmy robić co ze swoim wolnym czasem, równie dobrze mogłyśmy zatracać się w swoich obowiązkach.
- Jak w szkole? - zapytałam, kierując się do domu – Coś ciekawego?
- Nie. - odparła krótko, wzruszając ramionami.  - A jak w warsztacie?
- Bez zmian.
Po wymienieniu tych krótkich, nic nieznaczących zdań, żadna z nas już się nie odezwała. Nie oszukujmy się, dopadła nas taka nuda, że nawet nie miałyśmy o czym rozmawiać. Czasami z desperacji czepiałyśmy się siebie nawzajem i wszczynałyśmy kłótnie, żeby wprowadzić trochę urozmaicenia w nasz typowy dzienny grafik.
Ignorując resztę, przeszłyśmy przez salon. Dziś wyjątkowo niewielu ich było w pokoju, ale za to ich wzrok był bardziej natarczywy i ciekawski niż zazwyczaj. Coś mi tu nie grało, bo nawet Rachel jedynie przyglądała nam się z fotela, zamiast podejść i zacząć z nami rozmawiać. Tym bardziej spieszyłyśmy się na nasze piętro.
- Więc… mamy jakieś konkretne plany na dziś? - zaczęła Blake, kiedy przemierzałyśmy korytarz.
- Umm, nie wiem. Masz jakiś pomysł? - zapytałam nie bardzo wiedząc, co mogłabym zaproponować. - Chętnie wyszłabym do jakiegoś klubu, ale nie pozwolą nam wyjść bez nadzoru.
- Ygh, już wolę zostać w domu niż iść na imprezę z tymi ludźmi.  - powiedziała, a ja nie mogłam się z nią nie zgodzić - Dlaczego oni nas tak pilnują?
- Nie mam… - zaczęłam mówić, ale w tym momencie moja siostra otworzyła drzwi naszego pokoju i musiałam zatrzymać się w połowie zdania, gdyż nie byłam zdolna do wypowiedzenia niczego więcej.
- Cześć dziewczyny! - przywitał się wesoło Calum, który z niewiadomych powodów razem z Lukiem siedział teraz na naszym łóżku.
Zamrugałam kilkakrotnie, zanim dotarło do mnie, co się dzieje. Jeszcze dzisiaj narzekałam jak źle mi jest bez nich, jak bardzo tęsknię i nagle dostaje to, na co czekałam prawie cały miesiąc - Caluma Hooda wygodnie opartego o zagłówek łóżka, na którym sypiam; Luke'a Hemmingsa leżącego plecami na materacu naprzeciw nas, ale wciąż podpartego łokciami, żeby widzieć wszystko dokładnie; Michaela Cifforda, który swoje miejsce zajął na biurku pod ścianą i podwinął nogi pod klatkę piersiową oraz Ashtona Irwina z szeroko otwartymi ramionami, czekającymi aż w końcu ktoś się w nich znajdzie.
- O matko! - pisnęła Blake, a jej oczy zaczęły lśnić od łez.
Blondynka przebiegła przez pokój, ignorując wszystkich innych, bo jej wzrok utkwiony był teraz w jednym miejscu. Nie zamierzała witać się z nikim, oprócz Michaela, w którego ramionach skryła się, kiedy tylko udało jej się go dopaść. Odwróciłam od nich wzrok, gdy Blake zaczęła bełkotać niezrozumiałe rzeczy z twarzą ukrytą w jego koszulce, a on jedynie głaskał ją po głowie, równie mocno przytulając.
- Co wy tu robicie? - odezwałam się, odzyskując język w zębach i podchodząc do Irwina, który wciąż czekał aż się z nim przywitam.
- Wow, cóż za miłe powitanie. - Ash zmarszczył brwi, ale jak tylko objęłam go rękoma, na jego twarz wstąpił wesoły uśmiech. Postanowił jednak dalej ciągnąć zabawę – Mamy sobie iść?
- Nie! - ja i Blake krzyknęłyśmy w tym samym czasie.
Cała czwórka wybuchnęła śmiechem, ale my nie widziałyśmy w tym nic zabawnego i z przestrachem patrzyłyśmy na chłopaków.
- Następnym razem jedziemy z wami. - zarządziła Blake, wdrapując się na kolana swojego chłopaka, a ja zastanawiałam się jak im obojgu może być wygodnie, siedząc na biurku.
Oparłam brodę o bark Ashtona, wędrując wzrokiem w stronę Luke'a, który cały czas przyglądał się nam z zmrużonymi powiekami. Nie odpuścił nawet, kiedy przyłapałam go na patrzeniu. Blondyn jedynie uśmiechnął się nieznacznie, a w jego policzkach pokazały się dołeczki, więc nie mogłam się oprzeć i nie odpowiedzieć mu tym samym.
- Dobrze was widzieć. - przyznałam, odsuwając się od Ashtona, bo jego silne ręce zaczęły pozbawiać mnie oddechu.
- Ciebie też dobrze widzieć. - Luke odpowiedział za wszystkich, nie spuszczając ze mnie swoich niebieskich jak ocean oczu. Po czym zauważając znaczące spojrzenie bruneta obok, od razu się poprawił – Też dobrze was widzieć.
 Brakowało mi dźwięku jego głosu, więc automatycznie przeszły mnie ciarki. Zdusiłam w sobie chęć podejścia do niego, pamiętając że obiecałam sobie nie robić niczego w tym stylu i czekać aż sam zechce się zbliżyć.
- Okeyy… - odezwał się Hood po krótkiej ciszy, klaskając w dłonie – Mam genialny pomysł jak możemy uczcić nasze spotkanie po latach.
- Spotkanie po latach? - powtórzył Michael, unosząc brew.
- Chciałem nadać temu trochę dramatyczności. - przyznał Calum, na co jego czerwonowłosy przyjaciel pokiwał w zrozumieniu głową.
- Taa, to ma sens. Więc jaki jest twój plan na dziś? - wtrącił Irwin, obok którego dalej stałam.
- Najebmy się! - zaproponował ucieszony.
Nikogo pewnie nie zdziwi, że wszyscy przyjęliśmy tą propozycję z wielkim entuzjazmem. Chyba nie było lepszej opcji niż świętowanie z alkoholem i dobrym towarzystwem. Tak dawno nie robiłam niczego ciekawego, że ogarnęło mnie uczucie niespotykanej euforii na myśl o wspólnej posiadówce.
- Dobra, ale ktoś musi pojechać po alkohol. - odezwał się Luke – Calum, Ash może wy?
- Dlaczego akurat my? - zapytał Irwin, podejrzanie patrząc na Luke'a.
- A dlaczego nie? - odpowiedział pytaniem na pytanie, w końcu odrywając ode mnie wzrok, dzięki czemu poczułam się trochę lżej.
- Pojedźmy wszyscy. - zaproponowała Blake, znajdując najlepsze rozwiązanie z tej sytuacji.
Tak jak ona, cała reszta uznała, że to dobry pomysł, żeby pojechać wspólnie i odpuścić sobie kłótnie, przez które tylko stracilibyśmy czas. Po chwili wszyscy opuszczali już pokój, żeby udać się na zakupy i przeżyć najlepszą noc od niepamiętnych czasów.
Blake w końcu przywitała się mocnym uściskiem z Calumem i Ashtonem, zanim zazdrosny Clifford znów przygarnął ją do siebie, nie chcąc odpuszczać na krok. Cała czwórka udała się razem wzdłuż korytarza, rozmawiając o pierdołach i o tym, co robili wciągu tego miesiąca. Zostałam, żeby upewnić się, że światło w pokoju zostanie zgaszone, a drzwi zamknięte. Miałam nadzieję, że zdążę ich dogonić zanim odjadą.
Odwróciłam się z powrotem w stronę łóżka, żeby spojrzeć wyczekująco na leżącego tam Luke'a. Chłopak bawił się swoim kolczykiem w wardze, wygodnie rozłożony na materacu/Wyglądał cholernie seksownie, kiedy to robił.
- Zamierzasz się podnieść? - zapytałam, ukrywając uśmiech, bo przewidywałam, że nie ma w planach się ruszyć. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, jedynie pokiwał przecząco głową, więc dodałam - Ok, jak chcesz. Ja idę.
Ciężko było mi zmusić się do opuszczenia pokoju. Przez to jak na mnie patrzył i sugestywnie oblizywał wargę, jakby w jego głowie układał się wyjątkowy scenariusz na tą chwilę, miękły mi kolana. Miałam ochotę zrobić wszystko byle tu zostać i pozwolić mu kontynuować. Tak samo mocno jak tego chciałam, tak samo przyprawiało mnie to o niepokój. Postawiłam zaledwie krok do drzwi, a Luke znowu sprawił, że moje serce zabiło o wiele szybciej niż powinno.
- Nie. - przerwał mi szybko, podnosząc się do pozycji siedzącej i wyciągając rękę w moją stronę. – Zostań.
Dlatego właśnie się bałam i starałam szybko stąd uciec. Wiedziałam, że stanie się dokładnie coś takiego, a ja zapragnę go cholernie mocno, mimo swoich postanowień. Luke uwielbiał mieszać mi w głowie i świetnie mu to wychodziło. Za każdym pieprzonym razem.
- Co? - przełknęłam z trudem ślinę.
Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej, bo nagle zabrakło mi słów. Zesztywniałam ze stresu, zupełnie jakby to była pierwsza taka sytuacja między mną a Lukiem.
- Chcę, żebyś ze mną została. - powtórzył, tym razem wstając i pokonując odległość między nami.
Patrzyłam na to z przerażeniem i szukałam w głowie jakiejkolwiek wymówki. Już chciałam powiedzieć coś o tym, że reszta przecież czeka na nas na dole, ale on jakby odgadując moje myśli dodał.
- Na pewno poradzą sobie bez nas. Zostańmy tu chwilę. - poprosił cicho.
Ciepło jego ciała kojąco oddziaływało na moją spragnioną dotyku skórę i miałam wrażenie, że zaraz rozpłynę się od dźwięku jego głosu. Broniłam się jednak resztkami świadomości.
- Nie wiem czy to dobry pomysł… - zaczęłam mówić, ale on mnie nie słuchał.
Blondyn jedną ręką zatrzasnął drzwi, odcinając mi drogę ucieczki, choć wątpię żebym mogła się ruszyć, skoro moje nogi były całe z waty. Drugą zaś oplótł mnie w pasie i przyciągnął blisko siebie, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, a my robiliśmy już to miliony razy. Nim się zorientowałam Luke z całej siły mnie przytulił, chowając twarz w moich włosach.
- Tęskniłem. - mruknął w zagłębienie mojej szyi, niechcący muskając wargami skórę w tym miejscu.
Gwałtownie wciągnęłam powietrze, gdy to zrobił. Wydawałoby się, że już dawno powinnam przyzwyczaić się do tego, że chłopaka nachodzą momenty, gdzie odczuwa nagłą potrzebę bliskości. Miałam wrażenie, że tylko czekał aż reszta zniknie z widoku, żeby mógł się do mnie zbliżyć. Z reguły się z tego cieszyłam, bo każda okazja do bycia z nim była dla mnie ważna. Teraz jednak byłam niesamowicie zdenerwowana i miałam wrażenie, że zaraz zemdleje. Przepełniało mnie za dużo emocji – złości, tęsknoty i wszystkiego pomiędzy.
- Denerwujesz się? - zapytał, a w jego głosie usłyszałam nutkę rozbawienia.
- Ni-ie. - zająknęłam się, tylko potwierdzając przypuszczenia chłopaka.
- Nie? - powtórzył po mnie, a zaraz poczułam jak przykłada swoje ciepłe usta do mojej szyi. Nie pocałował mnie, choć nie opierałabym się przed tym. Luke jedynie przejechał nimi wzdłuż ukrytej pod skórą tętnicy, wywołując u mnie gęsią skórkę – Masz przyspieszony puls i jesteś spięta.
- Ja… um, ja… - wyrzucałam z siebie pojedyncze słowa, nie mogąc złożyć zdania, bo wciąż czułam chłód metalowego kolczyka.
Luke w końcu podniósł głowę, żeby móc na mnie spojrzeć i teraz jeszcze trudniej było mi zebrać myśli. Nasze nosy stykały się ze sobą, wywołując niebezpieczne impulsy rozchodzące się po moim ciele, które chłopak trzymał blisko swojego.
Wiedziałam, co zaraz nastąpi i skłamałabym mówiąc, że tego nie chciałam, bo to była jedyna rzecz o której mogłam teraz myśleć. O nim, o jego ustach na moich, jego dłoniach dotykających mojego ciała. Pragnęłam tego i kompletnie straciłam nad sobą kontrolę, zawieszając mu dłonie na szyi i masując kark. Luke zamruczał rozkosznie, przymykając oczy i to wszystko wydawało mi się takie nierealne, bo jeszcze chwilę temu w ogóle go nie było.
- Mamy dużo czasu, zanim reszta tutaj wróci… - zaczął sugestywnie, wsuwając swoje dłonie pod materiał mojej bokserki i palcami rysując niewidzialne wzory na moich biodrach. - Nie chcę, żebyś pomyślała, że cię do czegoś zmuszam, ale naprawdę wolałbym, żebyś nie miała tego na sobie…
Blondyn zaczął podwijać koszulkę do góry, ukazując spory kawałek mojego brzucha. Jego usta znalazły się na mojej szyi pieszcząc przyjemnie skórę i wędrując w stronę ucha, tylko po to żeby delikatnie przygryźć jego płatek.
Było mi przyjemnie, ale w głowie krążyły mi różne myśli i sama nie wiedziałam czy powinnam była to robić. Pójście z Lukiem do łóżka jest czymś, o czym generalnie myślę praktycznie za każdym razem, kiedy jest blisko… albo daleko… Właściwie to myślę o tym zawsze. Tyle że z tyłu mojej głowy paliła się czerwona lampka przypominająca mi o tym, że blondyn mnie pożąda i na tym jego uczucia się kończą. Może i nie mam żadnych oporów przed seksem bez miłości, ale podejrzewałam, że gdybym zrobiła to z Lukiem, wpadłabym jeszcze głębiej w jego sidła i w ogóle nie potrafiłabym przestać żywić do niego uczuć. Oddałabym się mu nie tylko fizycznie, ale w pełni powierzyłabym mu siebie.
Stąd też zrobiłam kolejną rzecz zaliczającą się do listy moich kretyńskich zachowań.
- Luke jeździłam twoim samochodem. - wypaliłam nagle, zupełnie bez sensu, a on zastygł tuż przy moim uchu – I wylałam jogurt na siedzenie.
Czułam jak blondyn odsuwa się ode mnie i zamknęłam oczy, woląc nie widzieć jego wściekłej twarzy. Mogłam jedynie usłyszeć, jak jest zły, kiedy się na mnie wydarł.
- Co kurwa zrobiłaś!?



*

 zdążyłam! w końcu mi się udało! jestem z siebie cholernie dumna, nie ma co. mam nadzieję, że wam się podobało i zostawicie jakiś miły komentarz! 
taa, a przechodząc do spraw ważnych - chcąc wynagrodzić wam moje wieczne spóźnialstwo i nudę w poprzednich rozdziałach, postanowiłam że kolejny dodam z środy na czwartek, bo mam już trochę przygotowanego tekstu i też zawsze przyjemnie i łatwo pisze mi się o Huke, którego tam będzie sporo,yuup. to chyba tyle ode mnie, buźka! :D

#RiskyPlayerFF


10 komentarzy:

  1. O Boże, to jest świetne.
    Ta reakcja Luke'a na słowa Heather.
    I w końcu wrócili.
    Ciekawe jak to się wszystko potoczy.
    To jest genialne.
    Rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pitole zajebiście :D XD KUCHAM :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział ! X OMFG! I ta chwila Huke (♡˙︶˙♡)
    Heather umiesz zepsuć chwilę :c
    Blake i Michael są tacy słodcy ♥♡
    Więcej Huke? Kocham cię ♡♡♡♥♥♥
    Ciekawi mnie to jak bardzo Luke będzie wściekły na Heather xdd
    Ps.Życzę duuuuużo weny , i z nieskrywaną niecierpliwością czekam na nexta!. Kocham twojego bloga ♡ ;) x

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudiwny rozdział :) w końcu wrócili ♡reakcja Luke'a na jogurty w samochodzie była zajebista hahahahaha juz nie mogę doczekać się next ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA PŁACZE PRZYSIĘGAM, HEATHER NAJLEPSZA HAHA

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział fenomenalny. A reakcja Luke'a na słowa Heather - bezcenna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahaha świetne zakończenie 😂 aż nie wiem co napisać. Jak zzwykle rozdział genialny i nie mogę doczekać się kolejnego 😍😙

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozwaliłaś system! XD
    Końcówka najlepsza! <3
    Czekam na next! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Heather doskonale Cię rozumiem, ja bym była w chuj zazdrosna na twoim miejscu i sekretnie (albo i niezbyt sekretnie) bym ją hejtowała... niestety taka jest prawda
    wowowowo ostro się zrobiło, wyrywanie gazety, nie spodziewałam się tego, jestem zaskoczona tą agresją XD
    oj Heather, ja nie wiem czy z takimi słowami do kogoś, u kogo mieszkasz...
    "królewskie fochy" hahah trafiłaś, Luke nazywa ją "królewną"
    "Blake jest w szkole, idiotko" ahahahahhaha Heather, płaczę, dojebałaś z tą akcją fest w takim razie
    Rachel jest cool, lubię Rachel, nie zawiedź mnie
    Heather mówi, że jedzie spotkać się ze znajomym, ja "przecież ona nie ma znajomych", po czym.... a ok, jednak ma XDD
    tak, jedź z nią Rachel, popieram to, żeby tam przypadkiem nikt jej nic nie zrobił

    Gleen zrobiłeś się bardzo creepy, o co ci chodzi...
    "Spróbuje wyrwać tamtą laskę, ale potrzebuję jeszcze kilku łyków dla odwagi" same, upijanie się w pizdu, żeby do kogoś zagadać
    przestań Gleen, co robisz, nie podoba mi się to wszystko
    nikogo nie odwoź, za nikim nie idź, nikogo nie morduj w piwnicy pod barem... ok, może przesadziłam

    COOOO MINĄŁ PRAWIE MIESIĄC, łooot, jestem w szoku, na tak długo się rozstali *chlip chlip*
    ahahahha wiedziałam, że Rachel lubi Blake trochę za bardzo
    (ustaw się w kolejce Rachel...)
    plis zrób scenę, gdzie ona podrywa Blake, a Michael jest zazdrosny XD albo on nie zdaje sobie sprawę z tego, że ją podrywa i Heather mu to uświadamia, mwhehe
    o tak, już przeczuwam czemu się tak patrzą i kogo spotkacie na górze <3
    hej Cally!
    " a ja zastanawiałam się jak im obojgu może być wygodnie, siedząc na biurku" ja za to sobie pomyślałam, że biurko się załamie
    ale jeeej Make razem <3
    "Ciebie też dobrze widzieć" to było bardzo cute i fakt, że się później poprawił, aww Lukey
    masz rację Calum, to jest spotkanie po latach, bo to był praktycznie miesiąc! (to nie jest ironia, serio myślałam, że to będzie o wiele krócej)
    taaaak, najebmy się, ja też
    " Calum, Ash może wy?" mwhahha co bo ty i Michael zostajecie ze swoimi laskami?
    biedni Ash i Cal, też przydałoby się im trochę miłości ;c
    *ekhem* Nashton *ekhem*
    tak, Luke na łóżku to musi być naprawdę piękny widok
    "zostań" afhsidughghis, ten czasownik zawsze sprawia, że wariuję jak ktoś mówi go do kogoś w ff
    taak, zostań z nim Heather, tak ładnie Cię prosi
    ja też tęskniłam, Huke, ja też
    "Luke jedynie przejechał nimi wzdłuż ukrytej pod skórą tętnicy, wywołując u mnie gęsią skórkę" fml fml fml
    zobaczyłam to słowo "bokserki", nie czytając jeszcze całego zdania i myślałam, że chodzi o zupełnie inną część garderoby i byłam zaskoczona, że tak bardzo akcja przyśpieszyła
    btw CO CHCESZ ROBIĆ LUKE, ZANIM RESZTA WRÓCI? tak czy siak, popieram ten pomysł
    "Pójście z Lukiem do łóżka jest czymś, o czym generalnie myślę praktycznie za każdym razem, kiedy jest blisko… albo daleko… Właściwie to myślę o tym zawsze" ahahaha Heather <3
    sikam z niej w chuj, Heather, wiesz jak zniechęcić kolesia XDD
    z jogurtem w aucie to nie ma żartów, nie dziwię się, że Luke się wkurwił, ale i tak wróćcie do wcześniejszego, ok?

    jeeeej, to już tak blisko do rozdziału i dużo Huke'a <3
    idealnie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu hahahhaha leje xd tak strasznie czekam na rozdziały, super ff xd

    OdpowiedzUsuń