poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział dwudziesty siódmy.

Heather

Miałam kompletny mętlik w głowie, kiedy wyszłam z mieszkania Price. Nie wiedziałam czego chciałam, co czułam i co z tym wszystkim miałam zrobić. To tak jakby zalała mnie fala emocji, w których powoli tonęłam, bo nie potrafiłam poradzić sobie z ich ogromem. Chciałam zapomnieć o tym jak najszybciej i wymazać z pamięci każde słowo jakie wypowiedziała do mnie Sarah.
Jeszcze nie podjęłam decyzji co zrobię z informacjami, które udało mi się poznać. Czy w ogóle miałam powód by w to wierzyć? Przecież dziewczyny mogły mnie okłamywać i mścić się za to, że przez Luke'a ich ekipa jest nagminnie poniżana. Co jeśli to tylko chytry plan zemsty? Od początku miałam wrażenie, że nie powinnam była się w to mieszać, ale zignorowałam to uczucie i starałam się odkryć prawdę na własną rękę. Teraz byłam rozdarta, ponieważ równie dobrze to, co usłyszałam może być szczere. Wyjaśniałoby to wiele rzeczy, nad którymi ostatnio tak intensywnie się zastanawiałam. Całe to zaangażowanie chłopaków w moje życie … przecież musiał być  jakiś powód.
Odgarnęłam włosy za ucho, czując przeszywający ból w podbrzuszu. Niedawno miałam szytą ranę i nie powinnam była tak się przemęczać. Niestety, z własnej głupoty zafundowałam sobie sporą rundkę po mieście i teraz skóra w tamtym miejscu paliła mnie żywym ogniem. Musiałam gdzieś odpocząć.
Nie planowałam wracać do domu, dopóki nie poukładam swoich myśli. Potrzebna była mi teraz chwila na zastanowienie się i na pewno nie mogłam stanąć twarzą w twarz z Lukiem w tym momencie. Nie potrafiłabym opanować emocji.
Zastanawiałam się czy w ogóle jest sens w poruszaniu z nim tego tematu. Może lepiej jeżeli nic nie powiem i będę udawać, że jest w porządku między nami? Wtedy swobodnie i bez przeszkód mogłabym przyjrzeć się tej sprawie dokładniej, zbadać każde za i przeciw nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Naprawdę musiałam sporo nad tym pomyśleć.
Weszłam w jedną z dobrze mi znanych alejek, gdzie znajdowały się najlepsze bary w okolicy. Nie było wcale ciemno, ale mimo wszystko przez moje ciało przeszły dreszcze. Kręciło się tu mnóstwo nieprzyjemnych typków, ale starałam się nie panikować. Nieraz bywałam w tym miejscu i nigdy nie czułam takiego strachu. Ostatnio naprawdę stałam się niezłym tchórzem.
Przeszłam kawałek, szukając odpowiedniego miejsca i moim oczom ukazały się skromne drzwi, pod którymi nie było aż takiej kolejki jak w innych lokalach. Nie widać było też żadnego szyldu, ani stojącej ochrony, dlatego całość prezentowała się dosyć słabo. Mimo to wybrałam właśnie ten bar i po krótkiej chwili już znalazłam się w środku.
Tak jak podejrzewałam to miejsce było dosyć obskurne. Brudne, szare ściany i tak samo źle wyglądająca podłoga, na której ustawione było parę stolików razem z krzesłami. Dalej duży bar, za którym stał młody chłopak, a za jego plecami można było dostrzec bogactwo alkoholi. To była chyba jedyna rzecz na jakiej tu nie oszczędzali. Przed drewnianą ladą znajdowały się obdrapane wysokie siedzenia. Generalnie wystrój był przerażający, ale na to liczyłam wchodząc do baru.
Rozejrzałam się dookoła i mogłam z ulgą stwierdzić, że oprócz mnie były tu tylko dwie osoby. Nie musiałam martwić się tłokiem. Miałam zamiar zrobić coś naprawdę głupiego, dlatego nie potrzebowałam do tego widowni. Gdyby było więcej osób, istniałoby prawdopodobieństwo, że ktoś mógłby mnie przyłapać. A tak, nikt nie zwróci na mnie uwagi.
Wsadziłam dłoń do kieszeni i zacisnęłam palce na znajdującym się tam woreczku z białym proszkiem. Następnie odszukałam damską toaletę i pokierowałam się w tamtą stronę.


Siedziałam za barem, ściskając kufel w lewej ręce a drugą nerwowo stukając o kant blatu. Nie byłam zdenerwowana ani nic z tych rzeczy. Właściwie to czułam się rozluźniona, ale moje ciało chyba myślało inaczej niż umysł. Dłonie trzęsły się nawet jeżeli nimi nie poruszałam, a nogi odbijały się od posadzki w kółko i w kółko, nie mogłam tego powstrzymać. Z jednej strony byłam senna, a z drugiej moje ciało rozpierała adrenalina. Dziwne uczucie.
Tego dnia zdecydowanie nie byłam sobą. A już na pewno nie po trzecim piwie, które dostałam na koszt firmy od tego uroczego barmana. Chłopak chyba bardzo się nudził, bo zagadywał mnie cały czas odkąd usiadłam naprzeciw niego, zamawiając pierwsze piwo. Niestety nie potrafiłam przypomnieć sobie, jak miał na imię, choć przyjemnie mi się z nim rozmawiało.
- Niedługo będę musiał zamykać. - oznajmił, a ja podniosłam głowę znad butów, żeby przyjrzeć się jego twarzy.
Miał smukłą owalną twarz, dobrze zarysowaną dzięki uwydatnionej szczęce i małe brązowe oczy. Kruczoczarne włosy niezdarnie zaczesał do tyłu, przez co niektóre kosmyki opadały po bokach na jego karmelowo opalone policzki. Chłopak chyba miał koreańskie korzenie, bo jego typ urody był specyficzny. Pomimo, że zazwyczaj podobali mi się zupełnie inaczej wyglądający mężczyźni, to ten wydawał się potwornie przystojny i miły.
- Nie ma sprawy. Dopiję tylko to piwo,ok? - poprosiłam, unosząc kufel z trunkiem i prawie wylewając jego zawartość. Brunet zaśmiał się, ale pokiwał głową zgadzając się na taki obrót sprawy,
Chwyciłam za słomkę i pociągnęłam kilka sporych łyków, od których od razu zakręciło mi się w głowie. Nigdy nie piłam dużo, bo nie widziałam w tym większego sensu. Na imprezach potrafiłam bawić się przez całą noc, wypijając tylko jedno albo nawet i wcale. Ale od pewnego czasu lepszym wyjściem było upicie się i stracenie zmysłów, niż przejmowanie się i zadręczanie problemami. Zwłaszcza takimi, z jakimi spotykam się teraz.
- Wszystko z tobą w porządku? - usłyszałam i musiałam z powrotem skupić się na barmanie.
Spojrzałam na niego nic nierozumiejącym wzrokiem, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że musiałam wyglądać na przygnębioną. Pewnie dlatego, że moje myśli nakierowywały mnie tylko i wyłącznie na jeden tor. Nawet jeżeli nie bezpośrednio to i tak cały czas myślałam o Luke'u.
- Nie. - przyznałam, kręcą na potwierdzenie głową na boki troszeczkę zbyt zamaszyście.
Na twarzy chłopaka wymalował się uśmiech. Pewnie śmiał się z tego, jak bardzo pijana jestem. Mnie jednak średnio to teraz obchodziło, bo czułam się dobrze z moją fazą.
- Chcesz może o tym porozmawiać? - zapytał, wycierając blat z klejących się plam po alkoholu.
- Nie. - odpowiedziałam natychmiast.
- Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej. - skomentował, przyglądając mi się uważnie – Czasem dobrze jest wyrzucić z siebie smutki i zwierzyć się komuś.
Zaśmiałam się głośno, w sumie nawet nie wiedząc czemu. Słowa chłopaka mnie rozbawiły. On sam uśmiechnął się przyjaźnie na mój wybuch.
- Jesteś jakimś terapeutą czy jak? - odezwałam się w końcu, uspokajając oddech. Zaczęło mi się trochę kręcić w głowie, więc siedziałam z palcami zaciśniętymi na stołku.
- Nie, ale jestem barmanem. - odparł wzruszając ramionami – To prawie to samo.
- Nie dla mnie. Nie znam cię. - powiedziałam.
- Ja ciebie też nie, a mimo wszystko rozmawiamy.
Brunet ponownie wzruszył ramionami, skupiając się teraz na czyszczeniu szklanek, by później odłożyć je do szafki. Cały czas miał ten przyjazny wyraz twarzy, który sprawiał że czułam się przy nim rozluźniona. Może tylko mi się wydawało, bo przesadziłam dzisiaj z używkami, ale miałam nieodparte wrażenie, że mogłabym spędzić z nim więcej czasu na rozmowie niż było to przewidziane.
- To dlatego, że postawiłeś mi piwo. Mam u ciebie dług i czy chcę czy nie, muszę z tobą rozmawiać. - powiedziałam z udawanym smutkiem, ale nie wytrzymałam i ostatecznie uśmiechnęłam się szeroko.
- Ha! Dokładnie. - pokazał palcem w moją stronę i popatrzył prosto w moje oczy z zadowoleniem – Właśnie tak zdobywam przyjaciół. Niezawodny sposób, uwierz mi. Wszyscy lecą na piwo.
- Chyba wypróbuję ten patent.
Chłopak uniósł brew i odłożył ścierkę i kufle na miejsce. Następnie podszedł , stanął naprzeciw i oparł się o blat, żeby móc lepiej mnie widzieć. Teraz nasze twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko.
- Wątpię, żeby taka dziewczyna jak ty tego potrzebowała. - ściszył głos, uważnie mi się przyglądając.
- Dlaczego tak myślisz?
Patrzyłam chłopakowi prosto w oczy, nie bojąc się tak namacalnego kontaktu. Byłam pod wpływem i nie zwracałam uwagi, że już dawno przekroczyliśmy strefę komfortu, jak na dwójkę nieznajomych. Ciekawiło mnie po prostu, co miał mi do powiedzenia i podobało mi się, że w końcu rozmawiam z kimś zupełnie zwyczajnie.
- Nie wyglądasz na kogoś, komu brakuje przyjaciół. - wytłumaczył bez zastanowienia, po czym dodał – Jesteś piękna i naprawdę dobrze się z tobą rozmawia, nawet jeżeli jesteś cholernie pijana. Tacy ludzie jak ty nie są raczej samotnikami.
Na moją twarz wstąpiły rumieńce wywołane tym komplementem. Miałam nadzieję, że chłopak pomyśli, że te czerwone plamy to wynik wypitego alkoholu, a nie reakcja na jego słowa. Czułam się zawstydzona, ale też miło zaskoczona. Tak dawno nikt ze mną nie rozmawiał w ten sposób.
Mimo iż brunet próbował ze mną flirtować, co generalnie powinno poprawić mi humor, jedynie go pogorszyło. To było urocze jak się zachowywał, jednak bardzo się pomylił w swoich przypuszczeniach. Teraz, oprócz mojej siostry, nie miałam nikogo, komu mogłabym w stu procentach zaufać. Czułam się okropnie z myślą, że muszę sobie radzić sama. Tak naprawdę każdy dbał tylko i wyłącznie o własny tyłek i nie było na kogo liczyć.
Uśmiech zniknął z mojej twarzy i zaczęłam bawić się słomką, unikając wzroku chłopaka. Nie znałam go i nie chciałam mu się zwierzać, ale czułam potrzebę wyrzucenia z siebie tych słów.
- Właściwie to nie masz racji. - powiedziałam w końcu, skubiąc rurkę  – Ostatnio czuję się bardzo samotna. Nie wiem nawet czy jest ktoś, komu mogłabym zaufać. Wszystko ostatnio jakoś się skomplikowało…
- Przykro mi to słyszeć.
Poczułam jak ciepłe dłonie bruneta łapią za moje. Wyprostowałam się nagle i z szeroko otwartymi oczami spojrzałam na nasze złączone ręce. Nie spodziewałam się takiego zachowania z jego strony i musiałam przyznać, że niekoniecznie mi to pasowało. Był dla mnie słodki i przyjemnie się z nim rozmawiało, ale nie czułam jakiegoś przyciągania, jakie czułam kiedy na przykład patrzyłam na Luke'a. Wtedy dotyk był niczym uderzenie gorąca, a z brunetem jest po prostu… miło. Z resztą nie mogłabym zareagować inaczej, jak zignorować jego podchody, bo przecież zależało mi na kimś zupełnie innym.
Odchrząknęłam głośno, chcąc zabrać swoje ręce i na szczęście w odpowiednim momencie zadzwonił mój telefon. Miałam teraz powód, żeby wyswobodzić się z uścisku i sięgnąć do kieszeni po komórkę, co zrobiłam natychmiast. Mając już przedmiot przed oczami, odblokowałam ekran i spojrzałam do zakładki z nieodebranymi połączeniami, gdzie widniało imię mojej siostry. Pewnie martwiła się, że tak długo nie wracam do domu. Musiałam się stąd zmyć i w końcu wrócić, nie mogłam spędzić nocy na mieście, bo to by było dla mnie koszmarem.
Podniosłam się więc z miejsca i uśmiechnęłam się przepraszająco do bruneta, który cały czas na mnie patrzył.
- Muszę już wracać. - poinformowałam, zakładając torebkę przez głowę.
- Poczekaj. - odezwał się, kiedy już miałam odchodzić.
Podeszłam z powrotem do baru i z przygryzioną wargą i uniesionymi brwiami czekałam aż coś powie. Oby się pospieszył, bo zaczynałam czuć się nieciekawie. Głowa pulsowała mi bólem.
Mój dotychczasowy towarzysz schylił się po coś, znikając z zasięgu mojego wzroku. Zastanawiałam się o co mogło mu chodzić, dopóki nie zobaczyłam jak pojawia się przede mną z markerem w ręce.
- Wyciągnij rękę. - poprosił, a ja bez zastanowienia to zrobiłam.
Poczułam jak objął palcami mój nadgarstek, podtrzymując rękę wyprostowaną. Drugą dłonią, w której miał flamaster zaczął pisać cyferki na skórze i dopiero wtedy zrozumiałam, że to jego numer telefonu.
- W razie gdybyś potrzebowała z kimś pogadać.
- Dzięki. Na pewno skorzystam, Gleen. - powiedziałam, odczytując imię, które zapisał nad dziewięcioma cyferkami i uśmiechnęłam się przyjaźnie – Do zobaczenia.
Gleen pomachał mi na pożegnanie, a ja wyszłam na zewnątrz i w końcu postanowiłam wrócić do domu.

Nie pamiętam drogi powrotnej do domu. Czułam się na tyle źle, że nie mogłam skupić się na niczym innym, jak zawrotach głowy i uczuciu miękkości. Zdecydowanie dzisiaj przesadziłam. Dobrze, że trasa minęła mi szybko, bo po krótkiej chwili spostrzegłam blaszany garaż, w którym tradycyjnie spoczywała Toyota. Sekundę później stałam przed domem.
Chwyciłam klamkę i pchnęłam mocno drzwi, które otwierając się uderzyły z hukiem w ścianę. Zacisnęłam mocno powieki, złoszcząc się na siebie, że zrobiłam tyle hałasu. Mój plan polegał na tym, że miałam niespostrzeżenie wślizgnąć się do swojego pokoju, nie musząc na nikogo patrzeć i z nikim rozmawiać, a tymczasem ja zachowuję się jak słoń w składzie porcelany.
Rozmowa z Gleenem sprawiła, że nie miałam czasu zdecydować, co zrobię z wszystkim, czego dowiedziałam się od Price i jej koleżanek. Chciałam tę informację wykorzystać w odpowiedni sposób, zachować na własną korzyść. Dlatego próbowałam uniknąć spotkania z kimkolwiek, kto mógłby zadawać pytania, wyprowadzając mnie tym z równowagi. Wtedy na pewno nie potrafiłabym utrzymać języka za zębami. A musiałam zachować kontrolę, czego nie robiłam nigdy i wychodziłam na tym źle.
Zamknęłam za sobą drzwi, mając nadzieję, że mimo tego ile narobiłam hałasu, nikt się nie obudził. Rozebrałam się szybko, rzucając ciuchy w pośpiechu na podłogę obok wieszaka. Prawdopodobnie w moim stanie i tak nie potrafiłabym zawiesić kurtki na haczyk, więc odpuściłam sobie zbędny trud. Następnie odwróciłam się i skierowałam w górę schodów, czując że mój plan naprawdę wypalił i zaraz znajdę się w pokoju, w ciepłym łóżku.
Nadzieja jest jednak matką głupich.
Pokonałam ostatnie stopnie i zatrzymałam się nagle, uderzając w czyjeś ciało. Zatoczyłam się niebezpiecznie, ale wtedy czyjaś ręka podtrzymała mnie w pasie, chroniąc przed upadkiem na ziemię. Podniosłam powoli głowę, obawiając się kogo mogę zaraz zobaczyć. Moim oczom ukazała się beznamiętna twarz Luke'a i przysięgam, że na jego widok miałam ochotę zwymiotować ze stresu. Dopisywał mi cholerny pech skoro z wszystkich osób mieszkającym w tym domu, musiałam wpaść akurat na niego.
Odchrząknęłam cicho, oczyszczając gardło z zalegającej tam chrypki i spojrzałam w dół. Natychmiast tego pożałowałam, gdy spostrzegłam, że blondyn oprócz białego ręcznika kąpielowego, nie ma na sobie nic. Miałam przed twarzą jego zupełnie nieosłoniętą niczym klatę i cholera, zrobiło mi się niesamowicie gorąco. Nie był tak umięśniony, jak to sobie wyobrażałam, ale mimo wszystko pociągało mnie to, jak wyglądał. Dodatkowo jego grzywka, z którą nie zrobił nic po kąpieli, opadała swobodnie czoło. To była najlepsza rzecz, jaką widziałam w moim życiu.
I gdyby nie to, że byłam na niego wściekła, bo okazał się skończonym kutasem, na pewno rzuciłabym się na chłopaka. Miałam ogromną ochotę go pocałować, napędzona przez alkohol. Jednak nie byłam na tyle pijana, żeby zapomnieć o jego gierkach, dlatego próbowałam wyswobodzić się z uścisku. Jego silne ramiona zdecydowanie mi to utrudniały, a sam Luke jakby nie zauważał tego, że próbuje mu się wyrwać.
Zastygłam w bezruchu, poddając się. Byłam już zmęczona szarpaniem się i dałam za wygraną, nie mając wystarczająco siły. Westchnęłam głośno, odważając się spojrzeć na blondyna. Jego niebieskie tęczówki wwiercały się we mnie z nieodgadnionym wyrazem.
- Strasznie cuchniesz. - skrzywił się, marszcząc przy tym nos.
Przekrzywiłam głowę w bok i popatrzyłam na niego z nieukrywaną obojętnością. Musiałam jakoś mu uciec, bo nie wytrzymam ani jednej minuty dłużej. W środku aż buzowałam z wściekłości i jednocześnie z podniecenia. Sama nie wiedziałam, które uczucie przeważa. Jednak z zewnątrz zachowałam twarz w nadziei, że może Luke'owi nie będzie chciało się tracić czasu na mnie i moje fochy i po prostu odpuści. Niedoczekanie.
- Więc mnie puść. - zażądałam, krzyżując ręce na wysokości piersi.
Chłopak skrzywił się jeszcze raz. Tym razem w jego tęczówkach zamglonych tajemnicą, mogłam dostrzec przebłysk uczucia. Miałam wrażenie, że blondyn jest na mnie zły, ale co mnie to obchodziło, skoro ja sama chciałam go udusić?
- Nie. - powiedział sucho, na co uniosłam wysoko brwi z zaskoczenia.
Poczułam jak przysuwa mnie jeszcze bliżej, mocniej przyciskając do swojej klatki piersiowej. Jego dłonie wylądowały na moich biodrach i uniosły mnie lekko nad ziemię. Pisnęłam, nie spodziewając się takiego obrotu spraw,  jednak szybko zasłoniłam usta dłonią, bojąc się, że mogę obudzić kogoś więcej.
Luke przeniósł mnie kilka kroków dalej. Poczułam pod plecami zimną ścianę, o którą teraz się opierałam. On praktycznie przykrywał mnie swoim ciałem, przyciskając mocniej do muru. Teraz na pewno nigdzie się nie ruszę.
Spojrzałam na niego, próbując znaleźć w jego twarzy wyjaśnienie takiego zachowania, jednak na marne. Chłopak oddychał miarowo, nie odzywając się ani słowem i tylko obserwował. Znajdował się tak przyjemnie blisko, że nasze nosy się ze sobą stykały. Na chwilę zapomniałam, że byłam na niego zła, kiedy poczułam ciepło bijące od jego sylwetki i te dłonie podtrzymujące delikatnie moje biodra.
Moje zamroczenie nie trwało jednak długo.
- Co ty do cholery wyprawiasz? - syknęłam, nie mogąc powstrzymać jadu w głosie. - Puść mnie!
- Nie. - powtórzył tak samo jak wcześniej.
To tyle. Po raz kolejny nie powiedział nic więcej. Zaczynało mnie irytować jego zachowanie i w tym momencie naprawdę miałam ochotę mu wygarnąć, co sobie o nim myślę. Złość powoli ogarniała całe moje ciało, ale wciąż próbowałam zachować się normalnie i powstrzymać się przed niepotrzebnymi komentarzami.
Blondyn zwolnił jedną dłoń z mojego biodra i przeniósł ją na nadgarstek prawej ręki, a następnie pociągnął ją do przodu. Ukazał w ten sposób miejsce, na którym czarnym markerem miałam napisany numer telefonu do Gleena.
Popatrzyłam ze zdziwieniem na blondyna, który teraz nie ukrywał swojej złości. Czy naprawdę o to mu chodziło?
- Co to jest? - warknął, ściskając mocniej mój nadgarstek. - Powiesz mi?
Wciąż stałam zszokowana i nawet odczuwalny ból nie mógł przywrócić mnie do rzeczywistości. Nie docierało do mnie, że Luke mógłby być zazdrosny, zwłaszcza o tak błahą rzecz. To musiała być kolejna z jego gierek, którą stara się zyskać moje zaufanie. Jeszcze niedawno sama w to nie wierzyłam, ale patrząc na niego teraz byłam pewna swoich przypuszczeń. Złość narastała we mnie coraz bardziej. Wpatrywałam się w niego chwilę analizując co mogłabym powiedzieć.
- Nie uważasz, Luke, że to nie jest twoja sprawa? - zapytałam spokojnie, odważnie znosząc lodowate spojrzenie. - Nie możesz zająć się własnym życiem?
Chłopak zacisnął szczękę, przez co wyostrzyły się jego rysy twarzy. Wyglądał seksownie kiedy się złościł i to cały czas wybijało mnie z równowagi. Jak miałam się na niego złościć, skoro jednocześnie miałam ochotę tu i teraz pójść z nim do łóżka? Jestem strasznie popieprzona.
Skupiłam się więc na wszystkim tym, co usłyszałam dzisiejszego dnia od Sarah. Powoli odtwarzałam sobie w głowie każde słowo, które świadczyło o tym, że Luke to typowy Gracz.
- Nie, bo lubię zajmować się twoim. - odparł. Widziałam jak trudno mu było się opanować.
Nie wiem, co targnęło mną w tym momencie, ale wyczułam, że był to odpowiedni moment na rozmowę. Wciągnęłam powietrze głęboko do płuc i spojrzałam na niego wyzywająco.
- Z tego, co się dzisiaj dowiedziałam, to chyba aż zanadto. - mruknęłam, a czując że robi mi się słabo, dodałam szybko – Wiem, że ludzie mają różne hobby, ale niszczenie czyjegoś życia dla zabawy jakoś średnio mnie kręci. Więc zacznij interesować się wszystkim, naprawdę wszystkim oprócz mnie, ok?
Chłopak skrzywił się nic nie rozumiejąc.
- Co ty pieprzysz do cholery? - zapytał i poluźnił swój uścisk, dzięki czemu mogłam swobodnie stać.
- O tym, że wiem co robiłeś za moimi plecami. - odpowiedziałam krótko i ku mojemu zaskoczeniu Luke się uśmiechnął.
- A co takiego robiłem? - zapytał wciąż ciesząc się bezsensownie – Ratowałem ci tyłem za każdym razem, kiedy wpadłaś w kłopoty? Sprowadziłem tu twoją siostrę, kiedy za nią tęskniłaś? Pozwoliłem ci mieszkać z nami, żebyś nie musiała spać na jebanym materacu w swoim warsztacie?
Z każdym dodatkowym słowem głos blondyna wydawał się bardziej podburzony. Wyglądał na mega wkurzonego. I musiałam mu pogratulować świetnej gry aktorskiej, na którą niestety ja się nie nabiorę.
- Proszę cię, przestań udawać. - jęknęłam z rezygnacją. Miałam po dziurki w nosie jego wymijania tematu – Dobrze wiem, że używałeś mnie jako karty przetargowej, zabawki, którą mogłeś wyrywać sobie z rąk na zmianę z Waynem. Byłam dzisiaj u Price, powiedziała mi wszystko.
- Co ta idiotka ci nagadała? Chyba jej nie uwierzyłaś…
- Oczywiście, że nie. - zaprzeczyłam szybko – Ale im więcej zaczęłam o tym myśleć, tym bardziej prawdopodobne mi się to wydało. I teraz jestem pewna, że to wy zamontowaliście w warsztacie te kamery, tylko po to, żeby mnie zmusić do przeprowadzki. To wy zastraszaliście mnie, niszcząc ściany warsztatu. To wy włamaliście się do mojego domu i ukradliście z niego towar warty paręnaście tysięcy! Zrobiliście ze mnie zdrajczynie!
Zaczęłam wydzierać się na cały głos, a mimo to Luke mnie nawet nie powstrzymywał. Już dawno odsunął się ode mnie, dlatego miałam wielkie pole do popisu i mogłam machać wściekle rękoma i krzyczeć na niego. Byłam zawiedziona i niesamowicie rozżalona. Musiałam wyrzucić z siebie wszystko, już nawet nie po to, żeby słuchać tłumaczeń chłopaka, a po prostu żeby poczuć się lżej, rozładowując emocje.
- Heather…
- Nie! - zatrzymałam go, zanim powiedziałby coś, co wkurzyłoby mnie jeszcze bardziej – Nie mam ochoty z tobą rozmawiać na ten temat. Cokolwiek teraz powiesz, nic nie zmieni. Daj mi spokój! Muszę zostać sama.
Oddychałam szybko, zmęczona swoim monologiem i przyglądałam się Luke'owi dopóki nie usłyszałam, jak otwierają się drzwi od pokoi. Na korytarz wyszła moja siostra, a za nią Michael, którzy jak widać już zdążyli się pogodzić. Chwilę później pojawił się zaspany Calum, przecierający oczy.
Zrobiło mi się głupio, że to przez moje krzyki cała trójka jest teraz na nogach. Luke jednak jakby zignorował ich obecność i postanowił wykorzystać sytuację, żeby coś powiedzieć.
- Ukradliśmy ten towar. - odparł, zwracając na siebie uwagę wszystkich – To jest prawda. Chcieliśmy wkurwić Wayna i dodatkowo jeszcze na tym zarobić. - dodał, a ja poczułam jak pęka mi serce - Może i z początku wykorzystywaliśmy też ciebie, ale to szybko się zmieniło.
Zapadła kompletna cisza, podczas której nie było słychać nawet oddechów. Żadne z nas nie miało odwagi się odezwać. Chciałam się rozryczeć, ale powstrzymywałam się ostatkami sił. Dlaczego tak bardzo przeżywałam to wszystko? Nie miałam pojęcia, ale nie zmieniało to faktu, że naprawdę bolała mnie ta sytuacja.
- Nie wiem, co twoje udawane przyjaciółki ci nagadały, ale nie mamy nic wspólnego ani ze zniszczeniem, ani kamerami. - zapewniał, próbując do mnie podejść, ale natychmiast się cofnęłam - Pomyśl trochę, po co mielibyśmy to robić?
- Żeby odwrócić moją uwagę. - odparłam, pociągając nosem. Nie wiedziałam, że zaczęłam płakać. -Zrobić z siebie bohaterów, a z Wayna podłą świnię.
- Wow. - zaśmiał się blondyn.
Tym razem nie zawahał się i podszedł, zmniejszając odległość między nami do minimum. Jego dłonie wylądowały na moich policzkach, zmuszając nasze oczy do spotkania. Zawahałam się na chwilę i wstrzymałam oddech. Bałam się, że mnie pocałuje, a wtedy na pewno moje serce by tego nie wytrzymało.
- Dlaczego im wierzysz, Heather? - zapytał, a w jego tęczówkach mogłam dostrzec wyraz smutku – Dlaczego nie chcesz uwierzyć w to, co mówię ja?
Słowo 'przepraszam' cisnęło mi się na usta i już wyobrażałam sobie jak wtulam się w jego ciało. Co więcej oboje zapominamy o tej głupiej kłótni i wybaczamy sobie kłamstwa. Tego chciałam w tym momencie, bo Luke miał rację. Dlaczego miałabym nie uwierzyć jemu, skoro tak łatwo zaufałam słowom Sarah?
Byłam więc zaskoczona, kiedy z moich ust wypadły zupełnie inne słowa, niż te, które ułożyłam sobie w głowie.
- Bo zaczynam wątpić czy to Wayn jest tą złą osobą… - mruknęłam cicho, spuszczając wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć, kiedy to mówiłam – Chyba… chyba popełniłam błąd… ufając tobie.
Wgapiałam się w dywan pod swoimi stopami, nie chcąc podnosić wzroku. Wiedziałam, że to co powiedziałam zaskoczyło pewnie wszystkich, ale w ogóle tego nie kontrolowałam. Byłam pod wpływem, do tego konkretnie pijana i mówiłam, co mi ślina na język przyniesie. Wypowiedziałam na głos swoje najskrytsze obawy i myśli, których tak naprawdę nie chciałam ujawniać. Może pomyślałam w ten sposób raz czy dwa, ale ostatecznie zawsze dochodziłam do wniosku, że to Wayn był błędem. Nigdy Luke.
Dlaczego więc to powiedziałam?
Łzy spłynęły w dół po moich czerwonych od wstydu policzkach. Popatrzyłam na stojącego naprzeciw mnie blondyna. Zraniłam go, obraziłam … Chciałam to cofnąć, ale nic nie mogło mi przejść przez gardło. Zaczęło kręcić mi się w głowie i kolana mi zmiękły. Powoli traciłam ostrość i zdążyłam tylko zauważyć, jak Luke odchodzi. Później padłam na ziemię.


Leżałam parę sekund, zanim znaleźli się przy mnie wszyscy. Miałam szeroko otwarte oczy, ale jednak czułam się, jakbym wcale nie była świadoma. Mimo to dokładnie widziałam co dzieje się dookoła mnie i wcale mi się to nie podobało.
Musiałam przesadzić wciągając pół torebki prochów i do tego zalewając się alkoholem. Próbowałam się rozluźnić i zapomnieć o problemach, nie spodziewałam się, że skończy się to zupełnie inaczej. Wszystko wróciło do mnie z podwójną mocą tak, że ledwo trzymałam się świadomości.
Calum nachylił się nade mną łapiąc w dłonie moją twarz i przyglądając mi się z uwagą. Jego oczy rozszerzyły się, gdy najwyraźniej coś odkrył i puścił mnie natychmiast, po czym zawołał swojego przyjaciela.
- Luke, ona jest naćpana.
Wszyscy wyglądali na równie zaskoczonych tym faktem, a ja nie mogłam nawet się bronić. Nie miałam sił, żeby cokolwiek powiedzieć i zaprzeczyć. Nawet jeśli to, do czego doszli, było prawdą. Żałowałam, że jednak postanowiłam wrócić do domu, bo to wszystko musiało się zdarzyć. Pieprzyć pijackie decyzje.
- O mój … - zaczęła Blake.
Ostatkami świadomości patrzyłam, jak moja siostra zaczyna płakać i rzuca się w ramionach swojego chłopaka. Michael złapał ją w pasie i próbował zaciągnąć z powrotem do pokoju, co było dość trudne, biorąc pod uwagę, że miotała się jak szalona. W końcu jednak zniknęła z zasięgu mojego wzroku, a wtedy Luke wsunął jedną dłoń pod moje nogi, a drugą pod plecy i podniósł nad ziemię.
Nie widziałam gdzie zmierzamy, bo leżąc w jego ramionach miałam widok na sam przesuwający sufit. Słyszałam drżący głos Caluma, który szedł za nami. Mówił coś, że muszą się pozbyć tego z mojego organizmu, cokolwiek miało to znaczyć.
Spojrzałam na twarz Luke'a, ale on patrzył prosto przed siebie. Jego szczęka była zaciśnięta jak wcześniej. Żałowałam, że naraziłam ich na takie zmartwienie. Jedyne co potrafiłam zrobić, to jeszcze bardziej skomplikować sprawę.
Dotarliśmy do łazienki, co poznałam po białych kafelkach na ścianie. Nad reszta się nie zastanawiałam, nie miałam do tego głowy.
- Wyjdź. - odezwał się Luke do bruneta, a ten posłusznie opuścił pomieszczenie, jednak drzwi zostawił otwarte.
Luke złapał mnie mocniej, po czym wszedł razem ze mną pod prysznic, nie puszczając z objęć.
- Heather, zostań ze mną. - powiedział głośno, kiedy przymknęłam powieki.
 Chłopak usiadł na kafelkowej ziemi i ułożył mnie przed sobą tak, że znajdowałam się między jego nogami i opierałam się plecami o tors. Znowu zaczęłam płakać, ale on nie zwrócił na to uwagi. Nie kłopocząc się zasuwaniem szyby, odkręcił kurek z zimną wodą. Lodowata ciecz oblała moje ciało, co sprawiło, że otworzyłam szeroko oczy. Zaczęłam się krztusić, więc chłopak przyciągnął mnie bliżej siebie. Jego dłonie gładziły moje włosy, a ja kaszlałam coraz głośniej. Moim ciałem targało zimno. Trzęsłam się i rzucałam.
Blondyn w końcu obezwładnił moje ręce i nie ostrzegając przed niczym, wsunął palce do mojego gardła. Teraz już wiem, co Calum miał na myśli mówiąc, że muszą się tego pozbyć z mojego organizmu…
Zaczęłam wymiotować.

*
mam nadzieję, że nie zjedziecie mi Heather!
#RiskyPlayerFF
na następny rozdział szykuje coś specjalnego, zobaczymy czy mi się uda. trzymajcie kciuki!

7 komentarzy:

  1. Popłakałam sie...
    Jezu Heather co ty narobiłaś...
    teraz szkoda mi Lucasa...
    Rozdział świetny!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Się porobiło.
    Nie dziwię się Heather, że powiedziała do wszystko. W końcu ma do tego prawo.
    Ale z drugiej strony czy słusznie postąpiła wierząc tym dziewczynom?
    A jeśli to prawda co powiedziała Sarah i za tym wszystkim stoi Luke?
    Jeszcze to uzależnienie Heather od narkotyków komplikuje sprawę.
    Jestem teraz ciekawa jak to się wszystko potoczy. Ta sprawa z oddaniem sióstr i ta akcja Davis z wygadaniem się.
    Ale na to trzeba trochę poczekać.

    Rozdział świetny.
    Serio, za każdym razem gdy czytam rozdział to jak bym czytała książkę.
    Uwielbiam ten blog, Twój styl pisania.
    Mam nadzieje, że nie wytrwasz do końca tego ff.
    Jest ono genialne.
    Życzę duuuuużo weny.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrwasz* tam miało być że wytrwasz do końca z tym ff.
      Jejku przepraszam za pomyłkę

      Usuń
  3. Niech ona w końcu wybaczy Luke'owi, gdy ten wyzna prawdę. No i niech nie ma aż tak bardzo przejebane za narkotyki. Niech w końcu bd raze. Proszę dodaj szybko nexta.~Alex

    OdpowiedzUsuń
  4. Heather nie wierz im, daj spokój, Luke ma swoje za uszami, ale nie jest też złem wcielonym. także wracaj do domu, spokojnie wszystko sobie wyjaśnijcie, a później spędźcie ze sobą miło czas if you know what i mean ]:->
    "Ostatnio naprawdę stałam się niezłym tchórzem." ja całe życie
    NIE HEATHER, MYŚLAŁAM, ŻE SOBIE WYJAŚNIŁYŚMY, ŻE TO WYJEBIESZ. :((((( dlaczego nie możemy się dogadać w tej kwestii... właśnie tego się obawiałam, a mówiłam, mówiłam
    "Chłopak chyba bardzo się nudził, bo zagadywał mnie cały czas odkąd usiadłam naprzeciw niego" tiaaa, albo chce poruchać
    prawda, alkohol też zawsze pomaga mi w nawiązywaniu przyjaźni
    "Teraz nasze twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko." hej, hej, hej, stay in your lane bro
    ok, jesteś miły i wgl, ale nie rób sobie na nic nadziei, to się może skończyć tylko na przyjaźni, żebyśmy nie mieli wątpliwości
    "Poczułam jak ciepłe dłonie bruneta łapią za moje" nie rób tego, bo Luke ci wpierdoli
    o oł o oł, tak, numer napisany na ręce, chyba życie ci niemiłe Gleen, wiedziałam, że będzie z tym akcja
    (zazdrosny Luke pliiis, chcę zazdrosnego Luke'a)

    efektowne wejście, Heather, gratki
    o cześć Lukey, o dalej jesteś w samym ręczniku, mhmmm
    Heather, nie walcz z miłością (i pożądaniem), pocałujcie się na zgodę
    "Jego dłonie wylądowały na moich biodrach i uniosły mnie lekko nad ziemię." sdkfuhsdifdifhsdi
    bardzo się cieszyłam, że pisnęła... jezu teraz przez Ciebie będę się też tym jarać
    a teraz się całujcie, plis
    o tak, zazdrosny Luke, łii <3
    "Chłopak zacisnął szczękę, przez co wyostrzyły się jego rysy twarzy." fml fml fml
    "Więc zacznij interesować się wszystkim, naprawdę wszystkim oprócz mnie, ok?" nie chcesz tego Heather, wiesz, że naprawdę tego nie chcesz
    uu dobrze Luke mówisz, dobrze, tyle się przysłużyłeś,a i tak ci się dostaje
    "moja siostra, a za nią Michael, którzy jak widać już zdążyli się pogodzić" TAAAAAAAK, MOJE BEJBIKI <3 to jedyna rzecz, która mnie teraz cieszy
    "Może i z początku wykorzystywaliśmy też ciebie, ale to szybko się zmieniło." awww w love się zmieniło
    "Dlaczego nie chcesz uwierzyć w to, co mówię ja?" w tym momencie moje serce się złamało
    "Bo zaczynam wątpić czy to Wayn jest tą złą osobą…" HEATHER, JEST, JEST, KTO CIĘ NAĆPAŁ
    "Chyba… chyba popełniłam błąd… ufając tobie." przestań, nie rób mi tego ;(

    widzisz Heather, a mówiłam, żebyś tego nie brała, ale nie słuchałaś
    Luke <3 kocham Cię w chuj w tym momencie
    jeśli wkładasz komuś palce do gardła, żeby się zrzygał, to to jest prawdziwa miłość

    żal mi Heather :(
    ekhem coś specjalnego? ]:->

    (ps. heather i michael z paw mają ze sobą trochę wspólnego XD)

    OdpowiedzUsuń
  5. O kuffa *-*
    Ale to jest zajebiste :3
    Zostań moją mamą :""""")
    EMOCJE. EMOCJE *-*
    Hańba ci, że rozdział się skończył :<
    Ja to bym czytała, czytała, czytała...
    kocham :3.
    świetnie piszesz, bla bla bla :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział!
    Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award!
    Więcej informacji: http://dance-is-my-life-ff-5sos.blogspot.com/2015/05/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń