poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział dwudziesty ósmy.

Heather

Pobudka o godzinie osiemnastej zdecydowanie nie była tym, czego spodziewałabym się po poprzednim wieczorze. Kiedy więc otworzyłam oczy i spostrzegłam, że słońce powoli zachodzi, byłam dość zaskoczona. Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej i złapałam za pulsujące skronie, masując je. Już zaczęłam odczuwać skutki mojego braku umiaru, więc z powrotem rzuciłam się na materac.
 Mimo tego, że przeleżałam w łóżku praktycznie cały dzień, nie zamierzałam się dzisiaj z niego podnosić. W planach miałam zakopać się głęboko w pościeli i udawać, że wciąż śpię. Najlepiej gdybym mogła zostać tu do końca życia, żeby nie musieć zmierzyć się z nikim, kto mnie wczoraj widział.
Tak cholernie wstydziłam się tego, co stało się po moim powrocie do domu. Jeszcze nigdy, odkąd pamiętam, nie byłam bardziej zażenowana. Ale też nie zdarzyło mi się aż tak przegiąć, żeby doprowadzić do sytuacji, w których ktoś musi ratować moje życie, bo ja… no cóż, naćpałam się. Zazwyczaj byłam na tyle rozsądna, żeby się kontrolować i daleko było mi do nałogów, tylko od czasu do czasu lubiłam zapalić sobie jedną czy dwie fajki. Tym bardziej nie mogłam zrozumieć, jak to się stało, że kompletnie odpłynęłam. Do tego zrobiłam niezłą akcje, angażując przy tym wszystkich domowników. Naprawdę nie mogłabym przewidzieć gorszego scenariusza.
Skrzywiłam się, przewracając na brzuch i zakryłam głowę poduszką. Jak na złość pamiętałam dokładnie wszystko, co działo się wczoraj i za żadne skarby nie mogłam się z tym pogodzić. Powiedziałam tyle rzeczy, których wcale nie miałam na myśli, a dodatkowo naraziłam wszystkich na zmartwienie. Czułam się jak największa idiotka w Sydney i mogłam tylko przypuszczać, jak bardzo nienawidzi mnie w tym momencie cała reszta.
Nie miałam też pojęcia, co mogłabym zrobić, żeby jakoś załagodzić tą sytuację. O ile w ogóle było coś takiego. Żadne słowa nie usprawiedliwiały mojej głupoty. Narobiłam takiego zamieszania, że sama byłam na siebie wściekła i najchętniej przywaliłabym sobie prosto w twarz. A co miał powiedzieć Luke? Co miała powiedzieć moja siostra? Nawet Calum i Michael zostali w to wmieszani… Co ja takiego narobiłam?
Jęknęłam przeciągle, kryjąc twarz w pościeli. Próbowałam wyrzucić z siebie negatywne emocje, niestety na marne. Cały czas czułam się chujowo i wątpię, żeby w najbliższym czasie to uległo zmianie. Miałam już zacząć walić pięściami w poduszkę, kiedy usłyszałam jak drzwi od pokoju otwierają się z trzaskiem.
Wzdrygnęłam się krótko, jednak mimo to szłam w zaparte i postanowiłam udawać, że śpię. Dlatego też nie podniosłam się, kiedy coraz to głośniejsze stukanie butami o panele, oznajmiło mi czyjąś obecność tuż nad moją głową. Cieszyłam się, że ukryłam twarz pod materiałem, bo dzięki temu nie było widać, że mam szeroko otwarte oczy z przerażenia.
- Długo będziesz tak udawać, że śpisz?
Zamarłam, kiedy uświadomiłam sobie do kogo należy ten głos. Wolałabym w tym momencie zmierzyć się nawet z samym diabłem, ale na Ashtona nie byłam przygotowana. Mimo to nie widziałam sensu w dalszym zgrywaniu nieprzytomnej i podniosłam się, siadając na łóżku. Spojrzałam w stronę, z której dochodził jego głos i jedyne na co miałam ochotę to zniknięcie z powierzchni ziemi. Żałowałam, że nie mogłam stać się niewidzialna chociaż na kilka dni, zanim wszyscy ochłoną.
Irwin stał ze spuszczonymi rękoma tuż nade mną. Wyglądał jakby miał zaraz spłonąć w akcie największej furii. W takim stanie go jeszcze nie widziałam i musiałam przyznać, że już wolałam kiedy był pijany i rzygał gdzie popadnie.
- Cześć Ashton. - odezwałam się niepewnie, łapiąc za brzeg koszulki i ściskając go mocno.
- Cześć Ashton!? Cześć kurwa mać Ashton!? - pokój wypełnił się jego krzykiem, a ja podskoczyłam w miejscu, nie spodziewając się aż takiego wybuchu. - Po tym, co zrobiłaś witasz mnie jebanym ' Cześć Ashton'!? - powtarzał bez opamiętania.
Jego ciemno blond loki podskakiwały za każdym razem, kiedy szaleńczo machał rękoma. Skuliłam się obserwując go. Bałam się odezwać, bo wyglądał jakby zaraz miał zejść na zawał, tak bardzo był zły.
- Przepraszam, ja… - zaczęłam, ale on nie pozwolił mi dokończyć zdania. Wyglądało na to, że mało go obchodziło, co mam w tym momencie do powiedzenia.
- Heather, możesz mi to wszystko wytłumaczyć!? - zignorował mnie, dalej ciągnąc – Mam nadzieję, że to jakiś pieprzony żart, bo trudno mi uwierzyć w to, co usłyszałem!
Jego głos z każdym słowem był ostrzejszy i przede wszystkim głośniejszy. Jeżeli ktokolwiek był teraz w domu, na pewno słyszał tą rozmowę dokładnie, tak się wydzierał.
- Co mam ci wytłumaczyć? - podniosłam głos, nie wytrzymując presji, którą na mnie wywarł – Przecież już wszystko wiesz!
- Więc to prawda? - zapytał, choć odkąd tu wszedł i tak musiał to wiedzieć – Czy ty kurwa mać oszalałaś dziewczyno!? Wiesz, jak to mogło się dla ciebie skończyć!?
- Nie będę ci się tłumaczyć, Ashton. - odpowiedziałam sucho. - Wiem, że spieprzyłam i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Nie miałam zamiaru dłużej na niego krzyczeć, ani się z nim kłócić, bo to nie miało najmniejszego sensu. Czułam się już wystarczająco winna, dlatego odpuściłam sobie walkę z nim. Z moim szczęściem, pogorszyłabym tylko sytuację, mówiąc parę słów za dużo. Jak zawsze zresztą.
- Myślałem, że jesteś mądrzejsza, Heather. - odparł wkurzony, jednak już nie tak głośno – Masz pojęcie, jak nas wystraszyłaś? To było naprawdę nieodpowiedzialne z twojej strony.
- Wiem to. - przyznałam szczerze. Moje ręce coraz mocniej się zaciskały z żalu, ale musiałam znieść tą rozmowę. Zasłużyłam sobie. - Nie powinnam w ogóle wracać tej nocy do mieszkania. Wtedy nic takiego nie miałoby miejsca.
- Żartujesz sobie czy jak!? - znowu się wzburzył.
- Nie. Dlaczego miałabym to robić? - zapytałam, nie wiedząc o co tym razem mu chodzi.
- To jest jakaś komedia… - westchnął, zakładając ręce za głowę.
Chłopak zaczął spacerować to w jedną to w drugą stronę po całym pomieszczeniu, chcąc uspokoić swoje nerwy. Widziałam, że dla niego ta rozmowa jest równie ciężka, co dla mnie. Jego oddech stał się ciężki od ilości wyrzuconych z siebie słów, a oczy traciły zapał. Irwin był zmęczony, ale dzięki temu powoli się uspokajał. Czekałam aż coś powie, ale nie zapowiadało się, że to zrobi w najbliższym czasie, biorąc pod uwagę to, że chyba zapomniał o mojej obecności. Po prostu maszerował jak opętany, mrucząc coś do siebie pod nosem.
Kiedy już miałam się odezwać, nagle znalazł się przy mnie i zajął miejsce na materacu. Wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie pytanie.
- Myślisz, że z jakiego powodu jesteśmy na ciebie źli, Heather?
Milczałam, patrząc prosto w jego zrezygnowane oczy. Czułam, że to podchwytliwe pytanie i wolałabym nie musieć na nie odpowiadać. Postanowiłam jednak zrobić to, na co nigdy nie miałam odwagi i po prostu być szczera ze swoimi uczuciami.
- Bo narobiłam wam niepotrzebnych kłopotów. - powiedziałam wolno, obserwując dokładnie jego reakcję.
- Jesteś niemożliwa. - pokręcił głową, spuszczając wzrok na pościel. - To, że odwaliłaś tą akcję, robiąc ogromne zamieszanie to jedno. Ale czy naprawdę sądzisz, że to jedyny powód?
- A jaki może być inny? - wypaliłam.
Nie zastanawiałam się, czy mogliby mieć inne pobudki, żeby móc się złościć, oprócz tego, że mieli pełne ręce roboty, próbując mnie ogarnąć. To było oczywiste, że zrobili to dlatego, żeby nie mieć z mojego powodu problemów. Przecież byłam im potrzebna tylko do zemsty na Waynie. To na tym im zależało.
- Może taki, że się o ciebie martwimy? - to brzmiało bardziej jak pytanie – Nie pojmujesz tego? Baliśmy się, rozumiesz? To mogło skończyć się koszmarnie.
- Wiesz, jakoś ciężko mi w to uwierzyć. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą – Jak komuś, kto oszukiwał mnie tyle czasu i wykorzystywał do własnych celów, mogłoby na mnie zależeć, hm?
Ashton chciał coś powiedzieć, ale skończyło się na tym, że siedział z otwartymi ustami. Patrzyłam z satysfakcją na jego brak reakcji, bo wiedziałam, że uderzyłam w dobry punkt. Pewnie nie spodziewał się, że wiem o tych wszystkich akcjach, które działy się za moimi plecami. Może i dobrze to sobie zaplanowali, jednak żaden nie przewidział tego, że prawda wyjdzie w końcu na jaw.
- O to wam chodziło od samego początku. - wzruszyłam ramionami, nie chcąc pokazać, że tak naprawdę mnie to bolało. - Wykorzystaliście mnie, udało się wam. Mogę jedynie pogratulować sprytu, bo przez chwilę uwierzyłam w waszą dobroć. A to kolejny dowód na to, jaka jestem głupia.
- To nie jest prawda. - zaprzeczył szybko, a ja prychnęłam głośno. - To znaczy jest, ale … ale nie jest. - zaczął się plątać.
- Więc co jest prawdą, Ashton? - zapytałam z wyrzutem, patrząc prosto w brązowe tęczówki, które teraz wydawały się takie zagubione.
Chłopak pokręcił głową i zacisnął mocno usta, rozważając czy powinien w ogóle poruszać ze mną ten temat. To było skomplikowane i ,znając Irwina, pewnie układał sobie w głowie dokładnie każde słowo, żeby nie powiedzieć nic, co mogłoby pogorszyć obecny stan. Przyglądałam się z uwagą, jak na jego twarz wpływa wyraz ogarniającej go bezradności. Został przyciśnięty do muru i nie było odwrotu. Musiał powiedzieć prawdę.
- To może tak wyglądać. - zaczął, przejeżdżając dłonią po karku, po czym jakby dopiero przemyślał to zdanie i dodał – Bo właściwie dokładnie tak było. Wykorzystywaliśmy cię.
Spojrzałam w bok, skupiając się na widoku za oknem. Wszystko byle nie patrzeć mu w oczy i nie pokazać, jak to na mnie oddziałuje. Rozżalenie jakie kłębiło się w środku mnie, dawało o sobie znać w postaci łez, jednak nie pozwoliłam ani jednej spłynąć po policzku. To dziwne, że mimo koszmarnego ucisku w klatce piersiowej, poczucia, że zostałam oszukana i zdradzona, wciąż miałam nadzieję, że jakoś sensownie wytłumaczą swoje zachowanie. Chciałam im wybaczyć i to było chore. Powinnam ich nienawidzić i nigdy więcej nie spojrzeć im w oczy, a zamiast tego cały czas szukałam dla nich usprawiedliwienia. Dlaczego wciąż mi na nich zależało, kiedy wiedziałam że tak naprawdę im nigdy nie chodziło o mnie samą w sobie, a jedynie o zemstę? I dlaczego czułam się winna jak potraktowałam wczoraj Luke'a?
Pokiwałam głową z niewiadomego powodu, jednak czułam, że musiałam w jakiś sposób zareagować na słowa Ashtona. Powoli przyjmowałam to wszystko do wiadomości. Dzisiaj on, a wczoraj Luke przyznali się do tego, że to było tylko grą, a ja jednym z jej pionków. Co prawda, Luke zarzekał się, że sytuacja uległa zmianie i ygh… chciałam w to wierzyć. Właściwie gdzieś podświadomie tak uważałam, zwłaszcza po tym, co zrobił dla mnie wczoraj. Uratował mnie. Znowu.
- Czuje się przez to jak największy kutas. - odezwał się Irwin, a ja zamrugałam parę razy, uświadamiając sobie, że wciąż tu jest – Nie dziwię ci się, że obwiniasz nas o wszystko i nawet nie mam prawa prosić cię, żebyś nam wybaczyła. Nie będę cię okłamywał, żaden z nas nie liczył się z twoimi uczuciami, kiedy świetnie się bawiliśmy, mszcząc się na Waynie. - zatrzymał się na chwilę, przełykając głośno ślinę. Zrobiło mi się słabo na widok smutku wypisanego na twarzy chłopaka.
- Chyba nie chcę tego słuchać… - odparłam, czując że coraz bardziej chce mi się płakać.
- Ale powinnaś... - szybko wtrącił - … bo później wszystko uległo zmianie. Luke zrezygnował z zemsty, nie chcąc robić za twoimi plecami niczego, co mogłoby cię zranić. Wszyscy byliśmy w tej kwestii zgodni. To była nasza sprawa, nie mogliśmy cię w to mieszać.
Moje serce podskoczyło, kiedy to usłyszałam. Miałam miliony powodów, żeby nie wierzyć w to, co mówił Ashton. Jednak wydawało mi się, że jest ze mną szczery. A może po prostu bardzo chciałam, żeby tak było i próbowałam sobie wmówić, że zrozumieli swój błąd i zrezygnowali z robienia ze mnie zdrajczyni.
- Nie wiem, Ash… - zawahałam się, łapiąc za głowę.
Tego było zbyt wiele, żebym mogła racjonalnie ocenić ich zachowanie. Żałowałam, że nie potrafię czytać im w myślach, bo wtedy łatwiej byłoby mi podjąć tą decyzję. Z jednej strony zrobili dla mnie tyle rzeczy, poświęcali swoje życie, ratując mnie nie raz. To był dowód na to, że mogłam nie być tylko zwykłym pionkiem i może gdzieś w głębi duszy mnie polubili? Z innej perspektywy to wyglądało na tyle podejrzanie, że nie powinnam im ufać. Zawsze szybko przywiązywałam się do innych ludzi i to było dla mnie zgubne, zwłaszcza w takich momentach jak ten. Teraz też mogli specjalnie grać na moich uczuciach i próbować mnie zmylić.
Zakryłam twarz dłońmi, próbując się skupić. Wtedy poczułam, jak Irwin bez ostrzeżenia, obejmuje moje ciało i przytula z całych sił. Jego ramiona oplotły mnie w bezpiecznym i pełnym miłości uścisku. Rozluźniłam się odrobinę, jednak nie zareagowałam w żaden sposób, ale chłopakowi to nie przeszkadzało.
- Przepraszam. To był największy błąd, jaki popełniłem. - mruknął w moje włosy, a ja zaczęłam przekonywać się do tego, że naprawdę było mu żal –  Ty od początku byłaś dla mnie dobra, nie ukrywałaś niczego. Ja też powinienem się tak zachować, ale spieprzyłem sprawę.
Na chwilę zastygłam w bezruchu, ale szybko objęłam go i oddałam uścisk. Chciałam ukryć to, jakie poczucie winy we mnie wzbudził. Ja nie ukrywałam niczego? Gdyby tylko wiedział, jaką rozmowę przeprowadziłam z jego mamą. Gdyby wiedział, jaki sekret w sobie chowam… Cholera, byłam największą hipokrytką jaka chodzi po ziemi. Sama okłamywałam ludzi, a wobec siebie oczekiwałam stu procentowej szczerości.
- W porządku, Ash. - wyszeptałam, nie mogąc w tej sytuacji powiedzieć nic innego i podświadomie mu wybaczyłam.
Trwaliśmy w takiej pozycji, dopóki przez korytarz nie przeszła Blake. Przez otwarte drzwi zauważyła, że nie śpię i nie przejmując się tym, że na pierwszy rzut oka znajdowałam się w dość intymnej sytuacji, postanowiła nam przeszkodzić.
- Heather! - krzyknęła i zaczęła biec w stronę łóżka, które przez krótki czas dzieliłyśmy.
Dziewczyna wskoczyła na materac jak dzika i rzuciła mi się w ramiona. Irwin w ostatnim momencie zdążył się odsunąć, a byłam pewna, że gdyby tego nie zrobił, moja siostra bez problemu by go stratowała.
Przytuliłam drobne ciało do siebie, kładąc brodę na jej ramieniu i obserwując jak chłopak wychodzi z pokoju, zostawiając nas same. Blake zaciskała ręce wokół mnie z taką siłą, że ciężko było złapać mi oddech. Nie spodziewałabym się, że ktoś z taką posturą, może mieć tyle mocy w sobie.
- Mieli mnie zawołać zaraz jak się obudzisz. - powiedziała z wyrzutem, odsuwając się ode mnie. Następnie złapała mnie za ramiona i dokładnie mi się przyjrzała. - Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? Mogę ci coś przynieść, jeżeli chcesz. Coś do jedzenia? Wodę?
- Spokojnie, Blake. Czuje się dobrze. - uspokoiłam ją, tłumiąc ogromne wyrzuty sumienia. - Przepraszam, że zachowałam się jak idiotka i pozwoliłam ci się martwić.
- Nie, to ja cię przepraszam. - pokręciła głową, a ja popatrzyłam na nią z nieukrywanym zaskoczeniem – Nie zauważyłam, że po tym wszystkim możesz mieć problem z no wiesz… narkotykami. - dokończyła szeptem, jakby ktoś mógł nas podsłuchać albo to, że się naćpałam było jakąś ogromną tajemnicą, mimo iż reszta o tym wie. Była taka niewinna, że aż musiałam się uśmiechnąć.
- To nic takiego. Nie musisz się tym przejmować. - zapewniłam dziewczynę, a ona spojrzała na mnie podejrzliwie – To był pierwszy i obiecuję ci, że ostatni raz.
Nie miałam zamiaru mówić jej o ilości tabletek przeciwbólowych, które od jakiegoś czasu wsypywałam w siebie bez ustanku. To tylko zdołowałoby ją jeszcze bardziej, a to ostatnia rzecz, jakiej chciałam. Widziałam, że blondynka uspokoiła się trochę, ale wciąż wyglądała na smutną.
- Powinnam była zauważyć. - mruknęła, patrząc w jakiś punkt na ścianie – A zamiast tego, zajmowałam się własnymi sprawami. Do tego cała ta sytuacja z Lukiem…
- Blake, nic co się wydarzyło nie było twoją winą, rozumiesz? To był mój błąd. - powiedziałam stanowczo, a ona pokiwała głową. Wtedy dodałam – A tą aferą z Hemmingsem nie powinnaś się w ogóle przejmować. Ja już przestałam.
- Jak to przestałaś? - zapytała, jakby przestraszona. - Chyba nie powiesz mi, że wierzysz w to, co usłyszałaś od Price?
- A skąd wiesz, co usłyszałam od Price?
- Umm… - zaczęła niepewnie – Calum mi wszystko powiedział. Podobno rozmawiał z Lukiem.
Prychnęłam, schodząc z łóżka i skierowałam się do komody, z której wyciągnęłam zestaw ciuchów na dzisiaj. Był najwyższy czas, żebym wzięła prysznic i doprowadziła się do porządku.
- Heather! - krzyknęła Blake, kiedy przestałam z nią rozmawiać.
- Co?
- Nie ignoruj mnie. - warknęła, wstając i idąc za mną – Dlaczego im wierzysz?
Odwróciłam się gwałtownie w jej stronę z szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam zrozumieć jej pytania. Jeżeli moja młodsza siostra zacznie mnie zaraz przekonywać, że powinnam uwierzyć chłopakom, to chyba padnę. Kolejna, która próbuje mi wmówić, że to wszystko było w porządku? Oby nie.
- A dlaczego miałabym tego nie robić?
Już kompletnie nie rozumiałam czy to ja wariowałam czy cała reszta była w jakiejś zmowie. Nie powiem, że nie miałam wątpliwości, bo miałam i to ogromne. Ale to wszystko układało się w logiczną całość i kierując się rozumem, wersja Price i Sarah była dość przekonująca. 
- Hmmm, może dlatego, że to głupie pizdy, które próbują namieszać ci w głowie? - wypaliła, krzywiąc się na samą myśl o dziewczynach, z którymi sama kiedyś miała dobry kontakt. - Pomyśl, one kontra Calum, Ashton, Luke i Michael? To jest aż śmieszne, że możesz brać pod uwagę ich wersję.
- Mówisz tak tylko dlatego, że jesteś zaślepiona Michaelem. Nie możesz ocenić tej sytuacji logicznie. - argumentowałam, a ona wywróciła oczami, zmęczona moim zaparciem.
- A po jaką cholerę mam myśleć logicznie? - podniosła głos, krzywiąc się i kręcąc głową. - Ja po prostu wiem, że oni mówią prawdę. I ty też to wiesz, ale jesteś zbyt dumna, żeby to przyznać.
- Może. - powiedziałam, a na twarzy mojej siostry wykwitł wyraz ulgi, który szybko znikł po moich następnych słowach – Ale to nie zmienia faktu, że Luke przyznał się do oszustw. Mam po prostu to wybaczyć i zapomnieć o wszystkim?
Atmosfera między nami stała się napięta, aż trudno było pomyśleć, że jeszcze przed chwilą tuliłyśmy się do siebie w najlepsze. Teraz obie łypałyśmy wściekłymi spojrzeniami i jedna próbowała za wszelką cenę przekonać drugą do swojej racji.
- Tak. - odparła natychmiast. - A wiesz czemu?
- Oświeć mnie. - zakpiłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Bo wczoraj praktycznie dostał szału, kiedy zobaczył cię w takim stanie. - jej głos był spokojny i dziwnie płynny – I mogę się założyć, że gdyby nie on, pewnie byłabyś już martwa.
Między nami zapadła głęboka cisza, którą bałam się zakłócić nawet oddechem. Blondynka patrzyła na mnie pewnym siebie wzrokiem, wiedząc że jej słowa do mnie trafiły. Chyba właśnie tego potrzebowałam, żeby w końcu zebrać myśli i zdecydować się na jakikolwiek krok.
- Gdzie on jest? - zapytałam, a Blake uśmiechnęła się szeroko.


W autobusie było tłoczno, co dodatkowo utrudniało mi tą jazdę. W Sydney nawet późnymi wieczorami dało się odczuć ciepłotę, więc automatycznie w całym pojeździe było duszno i aż nie mogłam oddychać normalnie. Brakowało mi świeżego powietrza. Przynajmniej byłam mądrzejsza od większości otaczających mnie ludzi i nie wciągnęłam na siebie ciężkich ciuchów. Jeansowe spodenki z wysokim stanem, które pożyczyłam od mojej siostry, zdecydowanie ratowały mi życie. Miałam nadzieję, że przy spotkaniu z Lukiem, również mnie ocalą.
Nie bez powodu wciągnęłam je na siebie do kompletu z czarnym, zszytym z koronkowego materiału topem na ramiączkach. Targnął mną cichy głosik, który mówił, że może jeżeli będę wyglądała choć trochę lepiej niż zazwyczaj, blondyn szybciej ze mną porozmawia. W końcu faceci to wzrokowcy.
Wyskoczyłam z autobusu, kiedy tylko zatrzymał się na przystanku, do którego od początku zmierzałam i kierowana wskazówkami Blake, która wyciągnęła informacje pobytu blondyna od Caluma, ruszyłam przed siebie. Zostawiłam za plecami wszelkie boczne uliczki i małe restauracje, żeby zapuścić się do nieodwiedzanej przez ludzi części miasta. Szłam udeptaną ścieżką przez coś, co przypominało niewielki las, dlatego też z każdym krokiem czułam się mniej pewnie. Było tu zupełnie cicho i nic nie wskazywało na to, że gdzieś tu znajdę swój cel. Mijałam gąszcz drzew i zapuszczałam się coraz dalej.
Zwolniłam chód, kiedy usłyszał wystrzał z broni. Wzdrygnęłam się, chcąc zawrócić na przystanek i uciec stąd jak najszybciej. Spodziewałam się, że wyprawienie się tutaj na własną rękę może być niebezpieczne, ale teraz byłam pewna że źle zrobiłam. Mogłam przecież poprosić Ashtona, żeby mnie podwiózł.
Myślałam o tym, żeby zawrócić, ale automatycznie stawiałam kroki do przodu. Co jeżeli Luke tam był i w tym momencie miał kłopoty? Musiałam to sprawdzić i ewentualnie zadzwonić po pomoc, gdyby moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Modliłam się, żeby to była tylko moja wybujała wyobraźnia, która zawsze dawała o sobie znać w takich chwilach.
Dotarłam na skraj lasu, gdzie drzewa ustępowały ogromnej polanie, nad którą wisiało piękne, czarne jak smoła niebo. Było magicznie. Widok zapierał dech w piersiach. Rozglądałam się więc chłonąc każdy jego szczegół.
Mój wzrok od razu wyłapał dobrze znaną sylwetkę i serce zabiło mi ze zdwojoną szybkością. Luke stał parę metrów ode mnie, odwrócony plecami. Właśnie ustawiał w pionie poprzewracane puszki, podnosząc je z ziemi. W prawej ręce trzymał broń i odetchnęłam z ulgą, uświadamiając sobie, że to on strzelał i to do martwych przedmiotów. Nic nikomu nie groziło.
Zawahałam się przed podejściem do niego. Moja siostra wspominała mi, że rano wyszedł z domu wściekły i nawet nie chciał z nikim rozmawiać. Wątpiłam, żeby ta rozmowa przebiegła w pokojowych warunkach. Musiałam się więc nastawić psychicznie na tą konfrontację. Sama jeszcze zastanawiałam się, jak chciałabym to rozegrać. Wypadałoby go co prawda przeprosić za moje zachowanie, jednak on też w tym wszystkim nie był bez winy. Kłóciłam się ze sobą i nie mogłam dojść do porozumienia ze swoimi myślami.
W końcu nie analizując tego dłużej targnęłam do przodu, idąc prosto do stojącej nieopodal czarnej Toyoty, którą chłopak musiał tu przyjechać. W tym samym momencie, w którym ja opuściłam swoją bezpieczną kryjówkę między drzewami, Luke zdążył ustawić wszystkie puszki i odwrócił się z zamiarem powrotu na odpowiednią do strzelania odległość.
Zauważył mnie i przez krótką sekundę mogłam odczytać z jego twarzy, jak zaskoczyła go moja obecność tutaj. Potem ten wyraz zniknął i ogarnął go ten chłód, jaki widziałam tylko kiedy bywał zły. Zaczęłam mocno się stresować.
Nie zatrzymując się ani na chwilę, Luke stanął dopiero przy samochodzie, odwracając się z powrotem w stronę puszek. Zignorował to, że znalazłam się przy nim i wrócił do poprzedniej czynności. Nie miał zamiaru nawet się odezwać, nakrzyczeć na mnie jak cała reszta. Powinnam się z tego cieszyć, ale tak nie było. Ten fakt mnie dodatkowo podłamał.
Chłopak uniósł broń i wycelował prosto w odpowiedni punkt, a następnie nacisnął spust. Jedna z puszek podskoczyła wysoko w powietrze, trafiona w sam środek. Przełknęłam głośno ślinę, chcąc pozbyć się suchości w gardle. Widok blondyna z pistoletem w dłoni był równie pociągający, co przerażający.
Niepewnie zajęłam miejsce przy boku Luke'a i utkwiłam swój wzrok w jego twarzy. Był skupiony na widoku przed sobą, co pewnie było wymówką, żeby nie musieć patrzeć na mnie. Jego niebieskie tęczówki zwęziły się, kiedy oddawał kolejny strzał i kolejny. Ciężko było mi dostrzec coś więcej przez kaptur bluzy, który naciągnął na włosy. Jednak to mi wystarczyło, żeby odgadnąć jego nastrój. Na własnej skórze czułam lodowate ukłucia, spowodowane jego brakiem humoru i kompletną obojętnością.
Patrząc teraz na niego, nie miałam wątpliwości, że dobrze zrobiłam przychodząc tutaj. Musiałam z nim porozmawiać i znaleźć rozwiązanie tego całego bagna. Było mi przykro z powodu mojego i jego samopoczucia, dlatego chciałam to zmienić. Postanowiłam w końcu coś zrobić, nie mogłam stać w ten sposób całej wieczności.
Pociągnęłam niepewnie za skrawek czarnego materiału bluzy, próbując odciągnąć go od strzelania do puszek. Mógł się na mnie za to wkurzyć, ale dzisiaj to nie miało znaczenia, bo jedna kłótnia więcej nie robiła różnicy. Ucieszyłam się więc, kiedy lekko obrócił głowę, wciąż trzymając wyprostowane ręce i celując przed siebie. Nasze oczy się spotkały.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam spokojnie, zaciskając w palcach bluzę chłopaka.
- Nie. - odparł krótko.
Chłopak odsunął się w bok, żebym nie mogła dłużej go dotykać, po czym po raz kolejny nacisnął spust. Głośny strzał, zagłuszył dźwięk pękającego serca. Właśnie tego się obawiałam.
- Luke, proszę. - westchnęłam, po czym dodałam pewniej – Nie przyszłam tutaj po to, żebyś mnie ignorował. Nie odpuszczę, jeżeli ze mną nie porozmawiasz.
Tym razem to on westchnął i ze zrezygnowaniem opuścił ręce, chowając pistolet za pasek spodni. Odwrócił się do mnie powoli, co przyjęłam z lekką ulgą.
- Najpierw nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego i obwiniasz o całe zło świata, a teraz przychodzisz i nalegasz, żebym z tobą porozmawiał? - wyśmiał mnie – Jesteś nienormalna.
- Jestem kobietą. - zażartowałam, próbując rozluźnić nieco atmosferę, ale on nie wydawał się ani trochę rozbawiony, więc szybko dodałam – Nieważne. Właśnie z tego powodu tutaj jestem. Wiem, że przesadziłam wczoraj i chciałam to odkręcić. - wytłumaczyłam, mając nadzieję że go do tego przekonam.
- A co, jeżeli nie mam ochoty cię słuchać? - zapytał z kpiną, unosząc brew.
Nie miałam zamiaru odpuścić, więc podeszłam do chłopaka na tyle blisko, żeby wyczuć ciepło jego ciała i zapach moich ulubionych perfum. Zaskoczyło go to, ale się nie odsunął.
- Będę cię męczyła tak długo aż w końcu zechcesz. - odparłam spokojnie, a blondyn się zaśmiał.
- Jesteś żałosna. - skomentował, uśmiechając się prowokacyjnie. - Nie wstyd ci tak się starać o kogoś, kto ma cię w dupie?
Nie dałam mu tej satysfakcji i przyjęłam jego słowa bez mrugnięcia okiem. Zachowałam kamienną twarz, mimo iż w środku krzyczałam. Luke specjalnie mnie ranił, tak jak ja zrobiłam to z nim wczoraj. Odgrywał się za moje chamskie teksty, ale wiedziałam, że nie mogłam w to uwierzyć. Nie zmusi mnie do poddana się.
- Nie dopóki mi zależy. - powiedziałam drżącym głosem – Chcę, żeby między nami było okej.
Patrzyłam jak twarz mu łagodnieje po tych słowach, ale wciąż zaciskał szczękę ze złości. Nawet się nie łudziłam, że pójdzie mi tak łatwo. To jeszcze nie był koniec tej rozmowy.
- Chcesz, żeby było okej? - powtórzył, zmniejszając odległość między nami do minimum. Nasze klatki piersiowe zetknęły się ze sobą. – Niech ci będzie, skarbie. - wypowiedział z jadem, obejmując mnie rękoma i mocno ściskając za pośladki. Następnie wyszeptał w zagłębienie mojej szyi – Ale chcę, żebyś wiedziała, że nie żałuje ani jednej rzeczy, przez którą teraz tak cierpisz. Bez zastanowienia zrobiłbym to wszystko jeszcze raz.
Poczułam na skórze delikatny pocałunek, po czym blondyn wypuścił mnie z objęć i odsunął na bezpieczną odległość. Patrzyłam na niego zdezorientowana, a do moich oczu cisnęły się łzy. Nawet nie wiem kiedy popłynęły w dół, zostawiając ślady na czerwonych od zażenowania policzkach. Płakałam ze złości, bo nie było mi przykro. Luke mógł kłamać lub mógł mówić prawdę. Nie obchodziło mnie to. Podczas tej rozmowy doszłam już do wniosku, że nie widzę innej opcji jak mu wybaczyć i to zrobię. Doprowadzał mnie jednak do szału fakt, że próbował mnie od siebie odsunąć. A tego nie chciałam najbardziej.
- I dobrze. - rzuciłam, wycierając mokre policzki, a on spojrzał na mnie nie rozumiejąc, dlaczego jeszcze go nie olałam – Gdybyś tego nie zrobił, nie bylibyśmy teraz w tym miejscu. Pewnie mijalibyśmy się na ulicy, nie wiedząc kim jesteśmy, a to byłby najgorszy scenariusz jaki mogłabym sobie wyobrazić.
Zamilkłam, zaskoczona swoim wyznaniem. Nie wstydziłam się jednak tego, co padło z moich ust, bo nigdy nie można wstydzić się prawdy. To zabawne, jak wiele rzeczy uświadomiłam sobie podczas tej jednej, krótkiej rozmowy. Wcześniej miałam mnóstwo wątpliwości i wystarczyło jedynie znaleźć się blisko tego chłopaka, żeby wiedzieć, czego tak naprawdę chcę.
Stałam, obserwując jak Luke wpada w jeszcze gorszy humor niż był przed chwilą. Jego nozdrza rozchyliły się, kiedy oddychał ciężko. Palce lewej dłoni zacisnął na nosie, skupiając wzrok na swoich butach. Widząc go w takim stanie, zaczęłam się martwić czy czasem nie powiedziałam zbyt wielu słów. Mogłam go wystraszyć.
- Nie mam na to siły, Heather. Przeprosiny przyjęte. - odparł, nie podnosząc wzroku – A teraz spierdalaj. Chcę zostać sam.
Zrobiłam parę kroków w tył, czując się jakbym dostała po twarzy. Spodziewałam się zupełnie innej reakcji z jego strony. Przecież właśnie się przed nim uzewnętrzniłam, a w zamian dostałam co? Zwykłe 'spierdalaj'? To już było ponad moje siły. Ogarnęła mnie wściekłość, zalewając każdy centymetr mojego ciała. Próbował doprowadzić mnie do takiego stanu od samego początku i w końcu mu się udało. Dopiął swego.
Zacisnęłam zęby, nie chcąc zacząć krzyczeć i wzięłam kilka oddechów, żeby się uspokoić. Kiedy ponownie spojrzałam na Luke'a, stał w miejscu, gdzie znajdował się jego samochód. Moje nogi same poprowadziły mnie w tamtą stronę. Teraz już nie liczyłam się z niczym.
- Każesz mi spierdalać? - zapytałam piskliwie, nie panując nad złością – Jak sobie życzysz, Luke. Możesz być pewny, że to była nasza ostatnia rozmowa!
Krzyknęłam i zaczęłam iść w stronę lasu, chcąc wrócić do domu. Miałam zamiar spakować swoje rzeczy i wynieść się do warsztatu, tylko po to, żeby nie musieć patrzeć na jego twarz.
Byłam kilka kroków od niego, kiedy usłyszałam prychnięcie. Zatrzymałam się, patrząc przez ramię. Blondyn opierał się o maskę Toyoty i spoglądał na mnie z drwiną. Nagle poczułam, że nie mogę tego tak zostawić. Potrzebowałam się wyżyć. Za łatwo mu odpuściłam, nie mówiąc wszystkiego, co leży mi na sercu. Odwróciłam się więc na pięcie i pomaszerowałam do chłopaka.
- Wiesz co? Mam cię serdecznie dość. - zaczęłam i korzystając z okazji uderzyłam go w pierś – Zachowujesz się jakbyś nie był niczemu winny. Jeżeli myślisz, że sam jesteś idealny, to się grubo mylisz!
Zamachnęłam się, próbując uderzyć go jeszcze raz, ale złapał oba moje nadgarstki, uniemożliwiając dalsze ruchy.
- Nie waż się podnosić na mnie ręki. - syknął, przysuwając się niebezpiecznie blisko.
- Bo co? - rzuciłam, ukrywając strach – Oddasz mi? Proszę bardzo! Już nic mnie nie ruszy!
- Uspokój się, królewno. - odparł spokojnie, a ja znów się zagotowałam. Znów zaczynał zachowywać się, jakby miał wszystko gdzieś i nic nie potrafiło go ruszyć.
- Ygh, nie możesz choć raz zachować się jak normalny człowiek i nie wiem… wydrzeć się, wkurzyć? Cokolwiek! - krzyknęłam, nie słuchając jego wcześniejszego polecenia – Wszystko tylko nie ta pieprzona obojętność!
Usiłowałam wyrwać ręce z jego uścisku, ale był dla mnie zbyt silny. Mimo to szarpałam się dalej, a on jeszcze bardziej się denerwował. W końcu, kiedy udało mi się kopnąć go w kostkę, nie wytrzymał. Jednym ruchem przyparł mnie do maski, na której przed chwilą jeszcze siedział i przycisnął swoim ciałem.
- Powiedziałem, żebyś się uspokoiła. - powiedział, przytrzymując mi dłonie po obu stronach mojej głowy, a kiedy przestałam się wiercić, dodał – Jeżeli ci się nie podoba, zawsze możesz zmienić towarzystwo. Podobno strasznie tęsknisz za Carterem, czyż nie?
Jego pytanie zupełnie zbiło mnie z tropu. Momentalnie zrobiło mi się głupio, bo przypomniałam sobie, co powiedziałam mu na ten temat wczoraj. Chyba już znałam przyczynę jego złości i wiedziałam jak ją rozwiązać.
- To z tego powodu jesteś na mnie wściekły? Bo powiedziałam, że popełniłam błąd odchodząc od niego? - teraz to ja zaczęłam zadawać pytania. Nie mogło mi przejść przez myśl, że aż tak się tym przejął. – Przecież byłam pijana! Tak naprawdę wcale tak nie myślę!

Inaczej nie mogłam mu tego wytłumaczyć. Byłam w szoku, że z całej naszej kłótni zapamiętał tylko to. Uświadomiłam sobie, że dlatego był taki chłody. Zabolało go, kiedy porównałam go do mojego byłego chłopaka. To by tłumaczyło jego nagły wybuch i te przykre słowa.
Luke nie odpowiedział w żaden sposób, a jedynie na samo wspomnienie ścisnął mocniej moje nadgarstki. Syknęłam z bólu, jednak nie zareagował. Nie zamierzałam przepraszać, bo zrobiłam to już na samym początku. Tym bardziej teraz, kiedy był dla mnie taki podły.
- Jesteś nienormalny. - jęknęłam, czując piekącą skórę na rękach – Puść mnie.
- Musisz mnie ładnie poprosić. - warknął, ale jego uścisk się poluźnił.
- Niedoczekanie! - prychnęłam, próbując go odepchnąć. Dusiłam się ze złości i bezradności jednocześnie aż w końcu nie wytrzymałam – Boże, nie mogę uwierzyć, że mogłam poczuć coś do takiego idioty jak ty! Uważałam cię za mojego bohatera i kogoś, komu mogłabym ufać! A ty traktujesz mnie, jak jakąś zabawkę i ignorujesz to, że próbuję się do ciebie zbliżyć, przeprosić. Raz robisz jedno, później drugie. Może ty jesteś jakiś bipolarny? Sprawdzałeś to kiedyś? - zrobiłam przerwę na oddech, po czym kontynuowałam. Byłam tak rozzłoszczona i zatracona w swoim monologu, że nie zauważyłam jak chłopak się uspokaja, a na jego twarz wstępuje nikły uśmiech.– Jedyne co potrafisz robić to odpychać od siebie ludzi i machać tą swoją śmieszną bronią! Muszę być kompletną wariatką, skoro na ciebie lecę! Ale...
W tym momencie Luke zamknął mi usta pocałunkiem, nie pozwalając dokończyć zdania. Jego gorące wargi otarły się o moje, wywołując przyjemne dreszcze na całym ciele. Z początku byłam zbyt zaskoczona, żeby w jakikolwiek sposób zareagować, ale tak szybko, jak zrozumiałam, co się dzieje, nie pozostałam mu dłużna. Dłonie chłopaka w końcu puściły moje nadgarstki i przeniosły się niżej, wsuwając się pod plecy. Następnie jednym ruchem podniósł mój tułów do góry, żeby mieć lepszy dostęp do moich ust. Teraz znajdowałam się w pozycji siedzącej, a on sam mógł stanąć na równych nogach. Oderwałam się od niego na chwilę, chcąc zaczerpnąć powietrza.
- Wciąż cię nienawidzę. - szepnęłam urywanym oddechem i wbrew swoim słowom zsunęłam z jego głowy kaptur, żeby móc zatopić palce w blond kosmykach i pociągnąć za nie lekko, muskając jeszcze raz jego usta.
- Mhmm, jestem dla ciebie taki okropny. - mruknął, łapiąc za biodra i przysuwając mnie bliżej swojego ciała. Między nami nie było ani jednego centymetra wolnej przestrzeni i mogłam poczuć przez spodnie, jak bardzo jest z tego faktu zadowolony.
- Jesteś najgorszy. - szepnęłam, wykonując posuwisty ruch biodrami, na co Luke łapczywie wciągnął powietrze.
 
Oblizałam dolną wargę, na co jego oczy pociemniały. Nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Nasze usta znów złączyły się w zachłannym pocałunku, który chłopak od razu pogłębił przechylając głowę w bok i wślizgując się językiem między moje rozchylone wargi. Trzymałam jego głowę mocno, bojąc się że w każdej chwili może przestać. Nie potrafiłam nad sobą zapanować, kiedy był tak blisko.
 Zrobiło mi się gorąco, czując jak Luke zaczął całować moje policzki, a później żuchwę i na końcu zatrzymał się na szyi. Jego usta zostawiały mokre ślady na mojej rozgrzanej skórze, kiedy ssał i delikatnie ją przygryzał, doprowadzając mnie do szału. Oddychałam głośno, powstrzymując się przed krzyknięciem z podniecenia, kiedy mocniej przycisnął swoje krocze do mojego. Czułam dokładnie wybrzuszenie ukryte pod materiałem spodni, więc zachęcona zakołysałam ponownie biodrami. To dodatkowo rozgrzało atmosferę między nami i nie było już nic, oprócz tego momentu. Oprócz naszych ciał zetkniętych ze sobą, oprócz urywanych oddechów i przyjemności, jaką sobie nawzajem dawaliśmy. Zapomniałam o wszystkim, co działo się dzisiaj i jedyną rzeczą w mojej głowie był Luke.
Zagryzłam wargę do krwi, kiedy jego dłonie wylądowały na moich piersiach i zaczęły je masować. Westchnęłam głośno w odpowiedzi na tą pieszczotę. Chłopak, sprowokowany moją reakcją, zsunął ramiączka mojej koszulki i bardziej odsłonił to, co ukrywała. Jego język odnalazł właściwą drogę i swoimi działaniami, podnosił mi ciśnienie. Przycisnęłam się do niego na tyle, na ile jeszcze to było możliwe, powolnymi ruchami bioder napierając na jego erekcję. Luke wydał z siebie gardłowy jęk i pocałował mój dekolt ostatni raz, po czym oparł swoje czoło o moje własne. Teraz patrzył mi prosto w oczy i mogłam obserwować, jak każdy kolejny ruch pobudza go jeszcze bardziej. Nie chciałam zwlekać. Ocierałam się o niego coraz szybciej, chcąc sprawić mu jak najwięcej przyjemności i sama poczułam znajomy ucisk w podbrzuszu, jakiego nie zaznałam od dłuższego czasu. Ta intensywna przyjemność krążąca w żyłach dopadła nas oboje. Czas się zatrzymał, a powietrze zgęstniało od kipiącego podniecenia i uczucia intymności.
Wykrzyczałam jego imię, opadając na maskę samochodu, a on szybko do mnie dołączył, zakrywając mnie własnym ciałem i oddychając miarowo w geście spełnienia. Nie mogłam uwierzyć, że nasza kłótnia skończyła się właśnie w taki sposób.
I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie strażnik miejski, który zaalarmowany hałasem, zapuścił się na polanę i zastał nas w takiej pozycji.




*
rozdział z dedykacją dla twitterowej @anulujsie i Shadow_Hunter. dzięki za wszystkie miłe słowa <3
przepraszam z góry, nie sprawdzałam rozdziału przed dodaniem
#RiskyPlayerFF

12 komentarzy:

  1. OMG.OMG.OMG.OMG.OMG.O-M-G!!! ZAJEBISTY rozdział ♡♡♡ Omg. ...jezuuuuu świetny! !!!!!!! Wiedziałam że się pogodza i pocaluja ale ze aż tak! WOW. GENIALNY.
    jftfviyjmzehovsrhnutdef lpdwwxgin
    nie mogę
    musze się ogarnąć
    OMG
    OMG
    OMG
    Huke ♡♡♡
    Najlepszy rozdział ever.
    I tak długo przeze mnie wyczekiwany.
    Ten blog to życie.
    Kocham go .
    ghthdtiovxstiovfdthczstnkidszvil
    WOW.
    SZACUN.
    BIJE POKŁONY
    MASZ NIESAMOWITY TALENT, KOBIETO! !!
    JA NIE MOGE ZYC BEZ TEGO FF. Dziś jedyne o czym myślałam to ,, ciekawe o której będzie nowy rozdział ".
    BŁAGAM NIECH BĘDZIE KONTYNUUACJA.
    JA NIE DAM RADY WYZYĆ JESLI NIE PRZECZYTAM CO NAJMNIE RAZ W TYGODNIU CHOĆ KILKU SLOW TWÓJ EGO AUTORSTWA.
    OK.IDE PRZECZYTAC TEN ROZDZIAŁ JESZCZE RAZ.
    KOCHAM;* /@oddanazaynowi

    OdpowiedzUsuń
  2. Strażnik miejski?! Haha.....czy tylko mnie to bawi?! Jprld...haha...o fuck....haha....dobra już się ogarnęłam. Rozdział mega, jak zawsze. Cieszę się, że się w końcu pogodzili. Są dla siebie tacy idealni. Mam nadzieję, że w końcu będą razem. A co do tej końcówki to mnie poprostu rozwaliła. O lol....oni to dopiero mają farta xD. Życzę weny i czekam na nexta!~Alex

    OdpowiedzUsuń
  3. tak, Heather, popieram, spędź cały dzień w łóżku, to brzmi jak dobry dzień
    Ashyyyy, nie spodziewałam się akurat Ciebie, co tam
    CZEŚĆ ASHTON, CZEŚĆ ASHTON, CZEŚĆ ASHTON
    nie krzycz na Heather! spokój tam! miłość, tęcza, jednorożce
    "- Myślisz, że z jakiego powodu jesteśmy na ciebie źli, Heather?" to jakoś tak... wow, tak powiedz Ashton, że ją kochacie, zrób to, plis
    mwheh plątający się w wyjaśnieniach Ashton i nie wie co powiedzieć, cutie <3
    " To może tak wyglądać.Bo właściwie dokładnie tak było. " zaśmiałam się, nieźle Ci idzie, Ash
    awww Lukey nie chciał już robić później nic za jej plecami (ok, w sumie chyba to wiedziałam, ale i tak mnie to cieszy, czytając, jak Ashton to mówi)
    adfuhdfijsodfopsdkf płaczę, Ashton ją przytula, awwwwww <3
    "Ty od początku byłaś dla mnie dobra, nie ukrywałaś niczego" o ooooooł... cichutko Ashton, już nic nie mów
    yaaas moja queen przybyła!
    "z no wiesz… narkotykami" ahahahhahahah płaczę i ta narracja po tym, nie mogę, Blakey kocham Cię, zostaw Michaela i ucieknijmy razem
    Blake dobrze mówi, to głupie pizdy, słuchaj jej Heather, a daleko zajdziesz
    jeeej, tak idź do niego i pogódźcie się i ładnie mu podziękuj, że włożył Ci palce do gardła :)

    mwheheh, odstawiona Heather, wyczuwam, że będzie ciekawie
    ok, Calum mówi Blake bardzo dużo rzeczy, niech oni lepiej nic Calumowi ważnego nie mówią, bo jej wszystko wygada
    ok, to musiał być bardzo hoooot widok. Luke strzelający do puszek, mhm, tak
    ten moment gdy się zestresowałam, bo Luke ją zauważył i 'omg co teraz zrobi, co zrobi, nie strzelaj do niej luke' (ok ta ostatnia rzecz jest całkowicie zmyślona, nie wiem czemu to napisałam...)
    "Pociągnęłam niepewnie za skrawek czarnego materiału bluzy, próbując odciągnąć go od strzelania do puszek" NIE WIEM CZEMU ALE TO BYŁA NAJBARDZIEJ CUTE RZECZ NA ŚWIECIE, NIE MOGĘ
    " Jesteś żałosna. Nie wstyd ci tak się starać o kogoś, kto ma cię w dupie?" uuuuuuuuuuuuuuuuuoo, Luke, chill chłopie
    awww Heather mówiąca, że jej zależy <3
    "Niech ci będzie, skarbie. - wypowiedział z jadem, obejmując mnie rękoma i mocno ściskając za pośladki. " OMG LUKE, nie wiem czy mam się cieszyć czy być zła...
    nie żałujesz, bo dzięki temu wszystkiemu jesteś z Heather tak blisko nanananana
    aw Heather, Ty się tu tak wyzewnętrzniasz, a on się zachowuje jak kutas, ech ;/
    omg, moment jak Luke ją przyciska do auta HOT HOT HOT HOT
    awwwwwwwwww Luke jesteś zazdrosny i zabolało Cię to, że może woleć swojego byłego. djsoidgjoduhgoaj
    "Boże, nie mogę uwierzyć, że mogłam poczuć coś do takiego idioty jak ty!" moja twarz zaraz się rozerwie od mojego szerokiego uśmiechu
    tak, tak, całujcie się, dobry pomysł
    "Mhmm, jestem dla ciebie taki okropny" fuck, kinky
    najs Huke, najs idealny sposób na pogodzenie się, jestem za
    ahahahah biedny strażnik miejski

    OdpowiedzUsuń
  4. NAJZAJEBISTRZY RODZIAŁ EVER>>>>kckckckckc, poprostu to było genialne!!!!!!!!!!!!!!!!, nie mg się doczekać następnego dodaj go szybko błagam-TWOJA WIERNA CZYTELNICZKA

    OdpowiedzUsuń
  5. Czemu przy takich momentach muszę się śmiać? Niedawno wstałam z podłogi xd Tak, tak taki śmieszny, a końcówka ... Czekam niecierpliwie na next' a.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy rozdział tego ff, tyle emocji, naprawdę genialny
    Życzę Ci weny i kocham cię ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow co za wydarzenia w tym rozdziale.
    Nie spodziewałam się, że Ashton przyzna się do tego wszystkiego. Ale cóż kiedyś musiało to nastąpić. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej.
    Mam nadzieje, że między nimi wszystko będzie w porządku.
    Rozdział świetny.
    Życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No i ku**wa prawidłowo ! :D
    Wiesz że Cię Kocham ? Pamiętałaś o mnie !!!! Low ju ;*** Czuję się taka... kochana i pamiętana... dziękuję za umilenie wieczoru ! ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
    Ten blog jest taki świetny... te emocje *-* Nich się częściej kłócą :3 + niech strażnik dołączy. Co taki samotny będzie stał XDD Rozdział (jak zawsze) przemyślany, nie ma jakiegoś szitu, wszystko jest perfekcyjnie. Wydaj książkę. Kupię ją. Będę z nią spac :33

    OdpowiedzUsuń
  9. Neeext ;((( placze ;((( m jak milosc leci a ja sprawdzam czy nie dodalas rozdzialu ;((( mmmmm ich pierwszy raz ze soba w lesie na samochodzie hahaha kocham cie za to ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. JEZU AHHAHAHHAHAHHAH NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU! ŚWIETNE

    OdpowiedzUsuń
  12. Hehehe hehehe ja na prawdę nie wiem czy powinno mnie to śmieszyć, ale jednak mnie śmieszy. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie za to zła. No cóż rozdział jak zwykle genialny. Nie wiem czm, ale lubię w twoim opowiadaniu charakter Luka. Jest taki twardy. W innych opowiadaniach, oczywiście nie w każdym, jest takim mięczakiem.

    OdpowiedzUsuń