poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty piąty.

Heather

Wybiegłam z domu, nie myśląc nawet nad tym, gdzie się kieruję. Pozwoliłam swoim nogom prowadzić mnie nieznaną trasą. Byłam zbyt wkurzona, żeby zastanawiać się nad tak błahymi rzeczami, jak cel, do którego zmierzam. Chciałam po prostu zniknąć, być jak najdalej od świata, od całej tej popapranej sytuacji. Gdybym została i musiała patrzeć na twarze chłopaków, pewnie zaczęłabym zwyczajnie ryczeć, a tego chciałam uniknąć. Nie pozwolę sobie na takie słabości, zwłaszcza przed nimi. Decyzja, jaką podjęli za moimi plecami była ogromnym ciosem i nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, dlatego po prostu wyszłam, trzaskając drzwiami.

- Chcecie wyrzucić mnie z domu? - zapytałam łamiącym się głosem.
Próbowałam być opanowana, ale z każdą sekundą bałam się, że to co zaraz usłyszę, może mnie załamać. Luke spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem, a ja wciąż nic nie rozumiałam.
- Heather, nie denerwuj się, ale… - zaczął, jednak zatrzymał się w połowie zdania, nie wiedząc co powiedzieć dalej. Blondyn popatrzył szybko na Ashtona, szukając w nim pomocy, jednak ten wzruszył jedynie ramionami.
- Sam jej to wytłumacz, Luke. To była twoja decyzja. - odezwał się, a następnie opuścił pokój. Cokolwiek miałam zaraz usłyszeć, nie będzie niczym przyjemnym, skoro nawet Ashton wydawał się równie rozzłoszczony tym tematem, co Michael.
Luke westchnął głośno, a jego mina wyrażała najgorsze cierpienie. Zupełnie jakby szykował się na wojnę. Zagryzłam nerwowo wargę, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień, ale on dalej milczał.
- Hej, wytłumaczysz mi co się dzieje? - mój głos był cichy, stonowany. Nie chciałam go naciskać, ale musiałam się dowiedzieć. - Jeżeli nie chcesz, żebym dłużej z wami mieszkała, zrozumiem… Już dawno powinnam poszukać jakiegoś lokum. Wiem, że nadużyłam waszej gościnności…
- Przestań. - przerwał mi – Nie chodzi o to, Heather.
- Więc o co? - dopytywałam.
Luke wahał się, jakby nie był pewny czy w ogóle chce mi cokolwiek powiedzieć. Musiał być to dla niego niezmiernie ciężki temat, więc … jaki okaże się dla mnie?
- Nicholas, mój brat, pamiętasz, jak ci o nim mówiłem? - zapytał, a ja pokiwałam głową, dokładnie przypominając sobie naszą niedawną rozmowę. Blondyn kontynuował – Wrócił do Sydney, wypuścili go …
- Och, no tak... - nie spodziewałam się tego usłyszeć. Byłam pewna, że zostało mu jeszcze parę lat odsiadki. Nie wiem czemu, ale świadomość, że jest na wolności, przyprawiała mnie o dreszcze, choć ani trochę go nie znałam.- Potrzebujesz pokoju dla brata?
Chłopak zaśmiał się, jakbym właśnie powiedziała najbardziej absurdalną rzecz z możliwych, a następnie podszedł do mnie i odgarnął czarne kosmyki za ucho. Poczułam rozchodzące się po moich policzkach ciepło.
- Nie. - powiedział cicho – Chodzi o to, że zależy mi na twoim bezpieczeństwie, a Nick może ci je zapewnić. Ja i chłopaki, wyjeżdżamy na krótką chwilę. Musimy załatwić pewne sprawy.
Od razu wyczułam w jego głosie kłamstwo. Byłam pewna, że się nie mylę.
- Nie rozumiem … Co to znaczy?
- To znaczy, że przez jakiś czas ty i Blake, będziecie musiały zamieszkać z nim i jego ludźmi.
- Nie … nie zrobicie nam tego … - kiwałam głową, nie wierząc w to, co właśnie powiedział.

Może i jestem tchórzem, bo uciekłam, nie potrafiłam stawić czoła prawdzie, ale to nie dlatego, że się poddałam. To nie w moim stylu. Jest mi potrzebny czas, żeby to wszystko sobie poukładać, przemyśleć i zdecydować co mam z tym dalej zrobić. Nie będę działała pochopnie, bo źle na tym wyjdę i mogę zepsuć plan (którego jeszcze nie mam, ale na pewno coś wymyślę). Poza tym, najważniejszą kwestią w tym momencie jest spokój. Muszę opanować emocje i łzy cisnące mi się do oczu. Nie jestem smutna, ani załamana. W głębi duszy wiedziałam, że Michael, Calum, Luke czy nawet Ashton, którego uważałam za przyjaciela, mogą okazać się zupełnie innymi osobami, niż mi się wydawało. Dlatego jedyną emocją, która mną targa w tym momencie jest wściekłość. Wściekłość, która zabiera mi racjonalne myślenie, zmusza do łez i do wątpienia w sens każdej dobrej rzeczy, jaka przytrafiła mi się dzięki tym chłopakom.
Było ciemno, ale na szczęście nie zimno. Usiadłam na jednej z ławek, ustawionych tuż przy ścieżce rowerowej. Nawet nie zauważyłam, że przybiegłam do parku. Odgarnęłam włosy z mokrego od potu czoła i oparłam się wygodnie o drewniany zagłówek. Czułam wibracje telefonu w kieszeni moich spodni, ale nie miałam zamiaru odbierać. Mogli się do mnie dobijać, a ja miałam to gdzieś. Zaczęłam rozglądać się dookoła, dopiero teraz zdając sobie sprawę, w jak niedogodnym położeniu właśnie się znalazłam. Byłam kompletnie sama w ciemnym, przerażającym parku w środku nocy. Opuszczając bezpieczny azyl, jakim był dom, nawet nie pomyślałam o tym, że przecież jest tak późno. Za późno jak dla kruchej, nieumiejącej się bronić dziewczyny. Nie miałam przy sobie niczego, czego mogłabym użyć jako broni w nagłym przypadku. Ale czy to miało teraz dla mnie jakieś znaczenie? Niekoniecznie. Nie miałam zamiaru podnosić się z miejsca, dopóki się jakoś nie ogarnę.
W ciszy, przerywanej jedynie moim nierównym oddechem, usłyszałam coś jeszcze. Odgłos kroków na podłożu usypanym żwirem. Automatycznie moje ciało zesztywniało, a ręce zaczęły się trząść jeszcze bardziej niż zawsze. Znów sobie wkręcasz, Heather – powtarzałam w myślach. Zeskoczyłam z ławki i stanęłam na równych nogach, ponownie rozglądając się w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Tak jak się spodziewałam, mój wzrok niczego nie wyłapał. Byłam tu sama. Pokręciłam głową, karcąc się za swoją wybujałą wyobraźnie. Nie mogłam niczego słyszeć, skoro w pobliżu nie było żadnej żywej osoby. To pewnie wina tych kilku tabletek na ból głowy, które znalazłam w łazience zaraz po przebudzeniu. To pewnie one mnie tak otępiły.
Powolnym krokiem zmierzałam do bramy, którą wcześniej tutaj wbiegłam. Lepiej będzie jeżeli opuszczę park i w spokoju przejdę się chodnikiem przy głównej ulicy, tak będzie bezpieczniej. Nie ma sensu się schizować.
Odwróciłam głowę i spojrzałam przez ramię. Wciąż niczego nie widziałam, ale miałam wrażenie, że ktoś za mną idzie. Odgłos stąpania po ziemi stawał się coraz bardziej wyraźny. Wzięłam kilka głębszych oddechów, próbując się uspokoić. To tylko i wyłącznie moja wyobraźnia. Nic więcej. Mimo wszystko przyspieszyłam, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy oświetlonej ulicy, która wydawała mi się znacznie bezpieczniejsza od tego miejsca. Im szybciej szłam, tym kroki za moimi plecami wydawały się głośniejsze i częstsze. Kiedy po raz kolejny tej nocy chciałam się upewnić, że to co słyszę jest nieprawdą, moje oczy napotkały ciemną sylwetkę, kroczącą tą samą ścieżką.
Wydałam z siebie pisk, żeby następnie zakryć usta dłonią. Zadziałałam instynktownie i rzuciłam się biegiem. Adrenalina pulsowała we mnie, sprawiając, że moje ruchy były automatyczne, nieprzemyślane.
Nie musiałam sprawdzać, żeby wiedzieć, że postać za mną zaczęła mnie gonić. Przerażenie to wszystko co pamiętam z tej chwili. To mógł być Luke, może Ash … Przecież pewnie mnie szukali. Jednak nie chciałam tego sprawdzać. Nie zatrzymałam się nawet na chwilę, dopóki moje stopy nie dotknęły chodnika, a park zniknął daleko za plecami. Wybiegłam stamtąd jak oparzona, nie patrząc pod nogi i pewnie przy pierwszym zakręcie moja twarz spotkałaby się z betonem, gdyby nie to, że wpadłam prosto w ramiona blondyna.
Chłopak złapał mnie mocno za ramiona, kiedy w strachu przylgnęłam do jego ciała. Jego wzrok powędrował w stronę, z której przybiegłam, szukając powodu mojego rozdygotania. Niestety ciemna postać zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
- Heather, co jest?- odezwał się pierwszy, a we mnie znów wezbrała złość na sam dźwięk jego głosu. Nic nie mówiłam, więc kontynuował – Kurwa, masz pojęcie, że szukaliśmy cię po całym mieście? Wiesz co narobiłaś? Calum się prawie przez ciebie popłakał…
Prychnęłam, gwałtownie wyrywając się z jego objęć. Przyjemne uczucie bezpieczeństwa i ulga zniknęły od razu. To była chwila, a ja byłam zbyt przerażona, żeby powstrzymać się przed przytuleniem się do ciała blondyna.
- Daj mi spokój. - rzuciłam obrażona, wymijając go.
Znów nie wiedziałam, gdzie miałam się podziać, ale byłam stuprocentowo pewna, że nie chce wracać do ich domu, ani też rozmawiać z żadnym z nich. Skrzyżowałam ręce na piersi i ignorując wołania chłopaka, szłam przed siebie.
- Heather, poczekaj!
Krzyk chłopaka rozniósł się echem i nie spotkał się z żadną odpowiedzią z mojej strony. Nie miałam zamiaru się do niego odzywać, po tym, co usłyszałam w domu. Nieźle to sobie wszystko wymyślił, jednak nie wziął pod uwagi jednej rzeczy – nie jestem taka, jak jego byłe i nie będę ślepo wierzyła we wszystko, co mi powie.
- Możesz choć na chwilę się zatrzymać? - chłopak zrównał ze mną krok, a widząc, że nie zamierzam go posłuchać, szarpnął za moje ramię, zmuszając do zatrzymania – Chcę tylko pogadać.
- Nie mamy o czym rozmawiać Hemmings. Wyraziłeś się wystarczająco jasno na temat naszej wyprowadzki.
Nie panowałam nad jadem w głosie, byłam zbyt przejęta, żeby się kontrolować. Odtrąciłam jego rękę, ale nie ruszyłam dalej. Spojrzałam w bok, nie chcąc patrzeć na tą cholernie przystojną twarz, bo wtedy jeszcze bym zmiękła. Blondyn westchnął głośno, dając upust swojej irytacji.
- Uspokój się, królewno i daj mi coś powiedzieć.
Zdenerwowało mnie, jak ironicznie zabrzmiało słowo 'królewna' w jego ustach. Tym razem nie poczułam przyjemnego ciepła w okolicach brzucha, jak zwykle kiedy tak do mnie mówił.
- Nie mów do mnie 'królewno'. - warknęłam, uderzając go w pierś.
- Nie mów do mnie 'Hemmings'. - odgryzł się z uśmiechem satysfakcji, łapiąc mnie za nadgarstki. Następnie dodał – I przestań strzelać fochy. Dziewczynie nie wypada takie zachowanie… - nabijał się.
Myślałam, że wybuchnę. Nie byłam w nastroju na rozmowy, a już na pewno nie na te spokojne. Nie chciałam nikogo słuchać, z nikim gadać, dlatego tym bardziej jego nachalność i próby prowokacji podjudzały moją złość. Pieprzony dupek. Chce kłótni, to ją dostanie.
- Och, przepraszam, Lukey. - zaczęłam najsłodszym głosem, na jaki było mnie stać w tym momencie. W końcu spojrzałam mu w oczy. - Zapomniałam, że lubisz słodkie idiotki. Wtedy czujesz, że dziewczyna jest na twoim poziomie konwersacji, prawda?
Uśmiechnęłam się sztucznie, mrugając parę razy. Nie miałam pojęcia co we mnie wstąpiło, bo nigdy nie zachowywałam się w ten sposób, ale naprawdę chciałam mu dogryźć, obrazić, wkurzyć… Najlepiej wszystko naraz.
Z zadowoleniem przyglądałam się, jak uśmiech znika z jego twarzy. Luke wyglądał, jakby powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś naprawdę niemiłego. Żałowałam, że potrafił być taki opanowany, kiedy trzeba i trzymać język za zębami. Jeszcze bardziej mnie to denerwowało, bo nie mogłam wyprowadzić go z równowagi, tak jak on robił to ze mną.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Heather. - skrzywił się, a ja prychnęłam – Nie będę się z tobą kłócił. Porozmawiajmy. - poprosił, a widząc brak chęci z mojej strony dodał – Cholera, nie możesz zrozumieć, że ktoś stara się ci pomóc?
- Pomóc? - przerwałam mu. Nie oczekiwałam reakcji, ale Luke pokiwał głową, jakby to określenie jego działań, było oczywiste – Jak chcesz mi pomóc, hm? Oddając w ręce byłego więźnia? To nazywasz pomocą? Nie bądź śmieszny. Jedyną osobą, której chcesz pomóc, jesteś ty, Luke. A problem polega na tym, że ja nie zamierzam się nigdzie przenosić!
- Może jakbyś mnie kurwa wysłuchała, to zrozumiałabyś, że to dla twojego dobra. - uniósł głos, ale zaraz się opanował i korzystając z okazji, zaczął się szybko tłumaczyć. -  Nie możesz z nami zostać,   bo to zbyt ryzykowne. Nie udało nam się złapać Wayna, co znaczy, że pewnie czeka tylko na jakiś nieprzemyślany ruch z naszej strony. Tam, gdzie was zabiorą, jest zdecydowanie więcej ludzi, którzy będą mieli oko na ciebie i na twoją siostrę. Nie chcesz, żeby Blake w końcu była bezpieczna?
Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam, nie bardzo wiedząc co mogłabym mu jeszcze powiedzieć. Z jednej strony jego plan brzmiał przekonująco i całą sobą chciałam wierzyć, że to co mówi jest prawdą. Jednak patrząc z innej perspektywy, to wydawało mi się zbyt abstrakcyjne. Po co facet, dla którego jesteśmy obce miał by nam pomagać? Nawet nie znamy tego całego Nicholasa i nagle co, mamy z nim zamieszkać?
- Wytłumacz mi, jak moja siostra ma być bezpieczna żyjąc pod jednym dachem z kimś, kto dopiero wyszedł z paki? - zapytałam, siląc się na spokojny ton. Mimo iż właśnie obraziłam członka jego rodziny, Luke nie wydawał się ani trochę urażony, co dowodziło, jak dobrym jest aktorem i jak świetnie potrafi ukrywać uczucia – Nie znam go i mimo że to twój brat, nie zaufam mu w żadnym wypadku.
- Więc zaufaj mi. - powiedział lekko.
Na krótką chwilę mnie zatkało i stałam jak głupia po prostu wpatrując się w niebieskie tęczówki, w których nie widziałam nic oprócz nadziei. Luke myślał, że się na to wszystko zgodzę, że wezmę w tym udział. Ale ja już postanowiłam. Siłą mnie tam nie zaciągną, a już na pewno nie pozwolę, żeby zabrali tam Blake.
- Nie. - odpowiedziałam krótko. Nie widziałam sensu w tłumaczeniu mojej decyzji, więc po prostu to sobie odpuściłam.
- A więc nie dajesz mi wyboru. - mruknął, a ja otworzyłam szeroko oczy, nie dopuszczając do siebie myśli, że mógł zignorować moją odmowę.
Tak jednak było. Chłopak puścił moje nadgarstki, tylko po to, żeby przenieść dłonie na biodra. Byłam zbyt zszokowana, żeby cokolwiek zrobić, dlatego bez problemu uniósł mnie nad ziemię i przerzucił sobie przez jedno ramię. Następnie ignorował moje krzyki całą drogę do domu.



Nadgarstki bolały mnie niemiłosiernie, za każdym razem kiedy Wayn szarpał mnie, prowadząc w nieznane miejsce. Do oczu cisnęły mi się łzy, których nie mogłam i nie miałam sił powstrzymać. Pozwoliłam im spływać powoli po policzkach i naznaczać mokre ślady na skórze. Pociągnęłam parę razy nosem.
- Jeżeli myślisz, że weźmiesz mnie na litość, to się grubo mylisz.
Głos chłopaka brzmiał jakoś dziwnie. Zupełnie, jakby dzieliła nas gruba szyba, która zniekształcała dźwięki. Nie odpowiedziałam nic, bo nie potrafiłam skupić myśli. Poza tym za bardzo się bałam. Jeszcze nie wiedziałam czego, ale się bałam. Z każdą chwilą i krokiem postawionym w stronę białych, obdrapanych drzwi, moje przerażenie rosło.
Wayn puścił mnie na chwilę, a ja upadłam na podłogę, rozwalając sobie kolana. Poczułam szczypanie w miejscach, gdzie brud dostał się do rany, więc syknęłam cicho. Próbowałam się podnieść, ale znów rąbnęłam na ziemię.
Dopóki brunet nie otworzył kluczem drzwi, w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Coś we mnie krzyczało, żebym uciekała, ale tak bardzo brakowało mi sił, a w głowie miałam istny Meksyk. Poczekałam więc, aż jego dłonie zacisną się na moich ramionach i szarpną do góry. Dopiero wtedy wciągnął mnie do ciemnego pomieszczenia. Z każdej jego strony wiał chłód, od którego włosy na skórze stawały mi dęba. Nie czułam się dobrze.
- Zimno. Jest mi zimno. - wybełkotałam, ale zostałam zignorowana.
Nie wiem czy chłopak próbował robić mi na złość, ale nie podobało mi się jego zachowanie.
Poczułam zimną ścianę dotykającą moich pleców, kiedy posadził mnie na ziemi i zaczął po kolei ściągać ubrania. Najpierw pozbył się spodni, szarpiąc za nie tak, że znacznie zsunęłam się, prawie kładąc na podłodze. Potem szybko zdjął skarpetki i zabrał się za koszulkę. Nie zdążyłam unieść rąk, kiedy jego mocne ruchy, zerwały ze mnie kawałek materiału. Uderzyłam głową o ścianę za sobą. Odpłynęłam.



Obudziłam się oblana potem, ciężko dysząc. Czułam się, jakbym właśnie przebiegła maraton, bo moje ciało ogarnęła fala gorąca. Przyłożyłam dłoń do czoła i przeraziłam się tym, jak bardzo jestem rozpalona. Usiadłam na łóżku, łapiąc w płuca powietrze. Czułam się beznadziejnie. Kolejny koszmar tej nocy, z którego obudziłam się, bo byłam zbyt przerażona, żeby w nim trwać. Poczekałam, aż mój oddech wrócił do normy, a do głowy dotarło, że nie jestem już w domu Wayna i te przykre doświadczenia mam za sobą. Przez chwilę mogę być spokojna, to był tylko zły, zbyt realny sen.
Zsunęłam się powoli na ziemię, starając się nie obudzić śpiącej obok mnie Blake. Popatrzyłam na jej dłonie, kurczowo ściskające poduszkę, a na mojej twarzy pojawił się smutny uśmiech. Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić, że sypiamy w tym samym łóżku, odkąd między nią a Cliffordem się nie układa. Co prawda, nigdy nie podobało mi się, że wymykała się do niego w nocy, kiedy tylko zasnęłam, ale teraz też nie czułam się dobrze widząc jak cierpi. Do tej pory nie wiedziałam, co między nimi zaszło, bo nic nie chciała mi powiedzieć i unikała tego tematu jak ognia. Tym bardziej byłam zdołowana, wiedząc, że w żaden sposób nie mogę pomóc najważniejszej osobie w moim życiu.
Pokręciłam głową, wyrzucając z siebie te nieprzyjemne myśli.
Raczej nie było szans na to, że dzisiaj uda mi się jeszcze zasnąć, dlatego postanowiłam zejść na dół. Wyciągnęłam spod poduszki listek tabletek przeciwbólowych, które schowałam zaraz po tym, jak znalazłam je w łazience i wysypałam kilka na dłoń. Przez chwilę patrzyłam tępo na czerwone pigułki, jednak ostatecznie włożyłam je do ust i połknęłam, nawet nie popijając. Mogłam teraz opuścić pokój, więc po cichu skierowałam się do drzwi, a następnie zbiegłam na dół.
Zatrzymałam się na końcu schodów, gdy usłyszałam dźwięki dochodzące najprawdopodobniej z telewizora. Ktoś musiał być w salonie, a ja nie wiedziałam czy mam ochotę na bliskie spotkanie z kimkolwiek. Ostatecznie zdecydowałam się pójść i zobaczyć, kto o tak późnej porze jeszcze nie śpi. Zawsze mogłam wrócić do pokoju albo zamknąć się w łazience, jeżeli okazałoby się, że to na przykład Luke.
Przekroczyłam próg i nawet się nie zdziwiłam widząc Michaela z piwem w ręku jak zwykle na swoim ulubionym miejscu przed odbiornikiem. Zastanawiałam się czy nie zawrócić, bo przecież oboje nie przepadaliśmy za swoim towarzystwem, jednak miałam dziwną ochotę usiąść obok i pooglądać z nim telewizję. Potrzebowałam porobić coś normalnego, a pośmianie się z cycatych prezenterek telewizyjnych, wydawało się całkiem kuszące.
Szurając nogami, podeszłam do kanapy i rzuciłam się na nią, kładąc na brzuchu i wgapiając ekran. Wystarczyła chwila, a oczy rozbolały mnie od bijącej od odbiornika jasności, co przy zgaszonym świetle, było jeszcze gorsze. Jak Clifford potrafił spędzać przy tym parę godzin dziennie i nie oślepnąć?
Wcześniej wspomniany spojrzał leniwie w moją stronę i pijackim wzrokiem przyglądał mi się dłuższą chwilę. Spodziewałam się usłyszeć typowy dla niego, sarkastyczny i niezbyt miły komentarz, ale nic takiego nie nastąpiło. Czerwonowłosy dopił swoje piwo i zwyczajnie wstał z fotela, kierując się do kuchni.
Zgadywałam, że pewnie nie miał ochoty siedzieć tutaj ze mną, dlatego zmienił lokum, ale nie przejęłam się tym specjalnie. Postanowiłam dalej oglądać, jak ludzie w środku nocy, próbują dobić się na infolinie, żeby odpowiedzieć który obrazek z psem różni się od pozostałych. Co za głupi program…
Postanowiłam zmienić pozycję i usiadłam, wygodnie opierając plecy o poduszkę. Dzięki temu miałam lepszy widok i szwy na brzuchu nie bolały mnie tak bardzo, jak kiedy leżałam. Odetchnęłam głęboko, przeciągając się. Powoli zaczynało mi się nudzić, więc bawiłam się sznurkiem od dresów i nawijałam go na palce.
Uniosłam głowę i przerwałam tą czynność, dopiero, kiedy usłyszałam kroki. Spostrzegłam chłopaka, który dopiero co przed chwilą wyszedł, a na sam jego widok miałam ochotę parsknąć śmiechem. Musiał wypić naprawdę dużo, zanim tutaj przyszłam, skoro nogi odmawiały mu posłuszeństwa, a trasa stała się slalomem.
 Michael zajął swoje standardowe miejsce i otworzył piwo, które następnie podał mi.
- Dzięki. - powiedziałam zabierając od niego butelkę.
Starałam się ukryć zaskoczenie, jakie wywołał ten miły gest. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego, że właśnie on poczęstuje mnie piwem. Michael jedynie wzruszył ramionami.
Pociągnęłam kilka sporych łyków, po czym od razu zrobiło mi się lepiej. Już teraz rozumiem dlaczego Ashton miał taki problem ze zrezygnowaniem z picia.
- Tylko nie myśl sobie, że między nami jest ok. - odezwał się, odrywając usta od szkła – Dalej uważam, że jesteś głupia.
- Spokojnie, Clifford. Musiałabym być naprawdę pijana, żeby tak pomyśleć. Zapewniam cię, że w dalszym ciągu mam ochotę zrzygać ci się na twarz, kiedy jesteś blisko. - przyznałam, pijąc jeszcze więcej.
- Uff, całe szczęście. - powiedział z ulgą – Już się bałem, że będziesz próbowała się zaprzyjaźnić, bo Lukey kopnął cię w dupę.
Głos chłopaka był przepełniony jadem i mogłam tylko przypuszczać, że jest równie wściekły na blondyna, co ja. Na samo wspomnienie zrobiło mi się przykro, ale skupiłam się na tym, żeby jakoś sensownie odpowiedzieć chłopakowi.
- Nie, wolałabym zostać do końca życia samotną, niż mieć cię za przyjaciela. - skwitowałam, a Michael pokiwał głową, jakby chciał przyznać mi rację.
- I vice versa! - krzyknął, z szerokim uśmiechem na twarzy.
Clifford uniósł ręce wysoko nad głowę jako oznakę radości i niefortunnie przechylił butelkę, którą trzymał w swojej lewej dłoni. Dzięki temu ciecz opuściła szklane wnętrze, a całe jego włosy były teraz mokre i poklejone od piwa. Ten głupek był naprawdę narąbany…
Zaczęłam śmiać się jak dzika i mimo iż Michael przez chwile posyłał mi mordercze spojrzenia, to w końcu sam się do mnie dołączył. Chwilę nam zajęło zanim się uspokoiliśmy. Nie mogłam dłużej się śmiać, bo chyba eksplodował by mi brzuch. Aż dziwne, że nie obudziliśmy nikogo naszym nagłym atakiem.
- Dobra, musimy przestać. - odezwałam się, już w miarę opanowana – Jeszcze ktoś nas usłyszy i pomyśli, że dobrze bawimy się w swoim towarzystwie.
- Masz rację. - zgodził się – Nie możemy tak ry-zykować. - czknął.
- Mhm. - mruknęłam, przykładając główkę butelki do ust.
Między nami zapadła cisza i żadne z nas nie zaczęło nowego tematu. Postanowiłam wykorzystać tą okazję i zapytać o coś chłopaka, a że był naprawdę pijany, to istniała szansa, że mi odpowie.
- Ej, Clifford? - zaczęłam, a on machnął ręką dając znać żebym kontynuowała, co zrobiłam, mimo tego, że jego wzrok był skupiony na telewizorze – Ten ostatni wyścig … um, ten motorowy, pamiętasz?
- Mam dwadzieścia trzy lata, Davis. Alzheimer mnie jeszcze nie dotyczy. - prychnął, na co przewróciłam oczami – Pamiętam.
- Bo tak się zastanawiam… - odłożyłam butelkę na stolik i spojrzałam na chłopaka, którego najwyraźniej zainteresowało moje pytanie, gdyż oderwał wzrok od ukochanego urządzenia emitującego – Dlaczego brało w nim udział tylko dwóch zawodników?
Michael westchnął cicho i popatrzył na mnie jak na największą idiotkę na ziemi.
- Chyba nie myślisz, że wyciągniesz ze mnie jakiekolwiek informacje? - powiedział, prostując się na fotelu i unosząc wysoko brew.
-Dlaczego nie? To taka wielka tajemnica? - odparłam zwyczajnie, jak gdybym pytała o pogodę.
- Nie, skądże. - wzruszył ramionami.
- Więc powiedz mi. - nalegałam, nieświadomie nachylając się w jego stronę, a on skrzywił się widząc, jak blisko jestem.
- Daj mi spokój. - powiedział, dopijając ostatnie piwo i bekając głośno.
- Jesteś świnią. - skomentowałam.
- A ty jesteś idiotką, bo jako jedyna nie wiesz o przekrętach Luke'a, mimo iż całe miasto o tym huczy… - zaśmiał się, ale szybko przestał, kiedy dotarły do niego własne słowa.
Wciągnęłam ze świstem powietrze, a Clifford nagle zrobił się cały blady na twarzy. Jego oczy były teraz wielkości monet, bo zdał sobie sprawę, że powiedział zdecydowanie za dużo. Szczerze, nie spodziewałam się, że uda mi się cokolwiek z niego wyciągnąć, ale jak widać alkohol potrafi czynić cuda. Teraz miałam go w garści, ale pozostało jedno pytanie. Czy chciałam wiedzieć o tym, co robił Luke?
Czerwonowłosy podniósł się szybko z miejsca i ruszył w stronę drzwi, a mi nie udało się zareagować w odpowiednim momencie. Chłopak wyślizgnął się z pokoju i szybko wbiegł po schodach, prosto do siebie.
Usiadłam na kanapie i ze zrezygnowaniem wpatrywałam się w okno. Taka szansa już się nie powtórzy. Pewnie teraz Clifford będzie mnie unikał w obawie, że zapytam go o coś ponownie. Okazja na zdobycie informacji przeleciała mi koło nosa.
Wyciągnęłam z kieszeni dresów swoją komórę, wciąż analizując słowa Michaela. Nie byłam w stanie sama domyślić się, o co mogło chodzić, jednak wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Całe miasto o tym huczy…
Odszukałam w telefonie dawno nieużywany kontakt i wystukałam na ekranie kilka słów, po czym wysłałam wiadomość. Miałam gdzieś, że jest środek nocy.

Do: Price
Hej. Możemy się spotkać?


*
Spóźniłam się z rozdziałem, przepraszam! Ale nie mogłam go dokończyć, naprawdę nic co pisałam mi się nie podobało i tylko siedziałam, kasując po kolei zdania w kółko i w kółko. Wrzucam go, choć nie uważam żeby było czym się chwalić. Nad następnymi postaram się bardziej popracować.
pamiętajcie o #RiskyPlayerFF i o zakładce informowani, buźka!

8 komentarzy:

  1. czytając, że mają zamieszkać z Nickiem robiłam dosłownie: WTF W T F W T F
    gdy w ostatnim komentarzu pisałam, że pewnie Luke chce, żeby nie miały z nim nic wspólnego, a tu się okazuje, że mają z nim mieszkać. trochę mi nie poszło...
    JESTEŚ PEWIEN, LUKE, ŻE TO DOBRY POMYSŁ? BO JA NIE JESTEM
    Heather nie chodź sama po ciemku, mnie już ktoś chciał dzisiaj zabić...
    a nie mówiłam, a nie mówiłam, czają się na nasze życia
    "Calum się prawie przez ciebie popłakał" a ja się właśnie popłakałam przez Caluma
    dlaczego tak mnie rozśmieszyło, że najpierw przytuliła się do Luke'a, a nagle 'daj mi spokój' XD
    "Zapomniałam, że lubisz słodkie idiotki. Wtedy czujesz, że dziewczyna jest na twoim poziomie konwersacji, prawda?" SLAAAAY HEATHER
    "Nie chcesz, żeby Blake w końcu była bezpieczna?" kurwa Luke, wiesz co powiedzieć (ok, Heather się i tak nie dała, ale myślałam, że po tym się zgodzi)
    "- Więc zaufaj mi. - powiedział lekko." aisufhaijfidoifjondoa moje serce
    Wayn bitchacho to znowu Ty... ugh
    przestań mi przypominać o kryzysie Make, to boli ;c
    "Tym bardziej byłam zdołowana, wiedząc, że w żaden sposób nie mogę pomóc najważniejszej osobie w moim życiu." takie zdania mnie cieszą bardziej niż cokolwiek innego <3 (ekhem nie bo jest zdołowana, ale bo nazywa siostrę najważniejszą osobą w swoim życiu)
    normalnie śmiałabym się, że Michael jest tak pijany, ale jest mi smutno, bo czuję, że to z powodu Blake ;c
    uwielbiam relację Heather-Michael XD to jedna z moich ulubionych relacji w tym ff.
    i uwielbiam ich całą rozmowę tutaj <3
    ahahah wtf Michael Ty sieroto, wylałeś na siebie piwo XD
    "Jeszcze ktoś nas usłyszy i pomyśli, że dobrze bawimy się w swoim towarzystwie." a to byłaby prawdziwa tragedia
    "A ty jesteś idiotką, bo jako jedyna nie wiesz o przekrętach Luke'a, mimo iż całe miasto o tym huczy…" O OŁ, O OŁ. chociaż wiem, że Heather powinna dowiedzieć się o wszystkim, to tak jakby nie chcę, żeby się dowiedziała, bo będzie miała kolejny powód, żeby się złościć na Luke'a. ugh, te dylematy
    mam złe przeczucia co do Cory, nie ufam jej ;x
    i boję się co to będzie dalej z Hukiem przez następne rozdziały, ech

    OdpowiedzUsuń
  2. Boje sie coraz bardziej,
    I już narobiłaś mi nadziei że Heather i Mikey się zaprzyjaźnią ewqw
    Rozdział genialny x

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero dziś miałam czas rozdział przeczytać :D .-.
    Jak zwykle świetnie - nudna jesteś XDD
    Moim zdaniem fragment gdzie ktoś w parku ją gonił, powinien być wyjaśniony. Bała się i sikała, a potem od razu jej przeszło i była zdenerwowana. .-.
    A tak to świetny rozdział, bardzo dobrze piszesz bla bla bla :D XD
    Ja chce więcej Hether i Michaela :D KOCHAM ICH :")

    OdpowiedzUsuń
  4. Heather i Michael <- the Best
    czyżby Huke przechodził kryzys?
    Wayn ty to zawsze wpieprzasz się tam gdzie nie trzeba (to się też tyczy CIEBIE NICHOLAS ) Dajcie kurde spokój Huke'owi...
    ,,Calum się przez ciebie prawie popłakał" uuuuu......
    rozdział świetny- jak zawsze z resztą . Może dla odmiany napiszesz jakiś rozdział do dupy? ;)
    Z nieopisaną niecierpliwością czekam na nextaaaaaaa

    OdpowiedzUsuń
  5. To się porobiło.
    Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
    Ciekawe jak sobie z tym wszystkim poradzi Heather, jeśli dowie się prawdy.
    Pozostaje czekać na następny rozdział.
    Życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog został dodany do Katalogu Euforia :3
    Pozdrawiam, taasteful. ♥

    OdpowiedzUsuń