niedziela, 1 marca 2015

Rozdział siedemnasty.

 Heather

Od paru dobrych godzin nachylałam się nad silnikiem srebrnej Mazdy, próbując naprawić co tylko się da. Moje dłonie tak jak i ubrania były całe brudne od smoły, jednak nie bardzo się tym przejmowałam. Wymieniłam kilka uszkodzonych części i wlałam do środka potrzebne płyny, żeby po chwili zamknąć maskę. Nareszcie skończyłam naprawę. Było przy tym mnóstwo roboty, ale nie narzekałam. Potrzebowałam jak najwięcej takich zleceń, żeby jakoś wyjść z dołka finansowego,w  którym obecnie się znalazłam.
Od dwóch tygodni miałam kompletny zastój. Rzadko kiedy ktoś wpadał do warsztatu ostatnimi czasy, przez co z pieniędzmi było krucho. Odkąd rozstałam się z Waynem straciłam wielu stałych klientów, ale jakoś musiałam się z tym pogodzić i zacząć na nowo.
Jeszcze jakiś czas temu planowałam rozszerzyć swoją działalność i otworzyć warsztat w jakimś innym mieście, ale biorąc pod uwagę że ledwo utrzymuje się z moich obecnych zarobków, zrezygnowałam z jakichkolwiek marzeń. A może raczej odłożyłam je na później.
Wierzchem dłoni wytarłam krople potu z czoła i oparłam ręce o maskę samochodu, zastanawiając się za co zabrać się w następnej kolejności. Opadałam z sił po zrobieniu tego jednego samochodu, a w kolejce czekały jeszcze dwa inne. Podeszłam więc do kolejnego pojazdu i przypominając sobie w czym tkwił problem jego właściciela wsunęłam się pod podwozie. Nie traciłam czasu. Zależało mi, żeby zrobić to jak najlepiej i zgarnąć porządne pieniądze. Skupiłam się na brzmieniu radia i podwinęłam rękawy, jednocześnie zapalając małą latarkę, która pomagała mi lepiej widzieć w ciemnościach.
Usłyszałam jak boczne drzwi otwierają się i ktoś bez pukania wchodzi do warsztatu. Bez głębszego zastanowienia się, mogłam stwierdzić, że był to Ashton. Chłopak czuł się tu jak u siebie i nie krępował się, żeby przyjść bez zapowiedzi i poprzeszkadzać mi w pracy.
Postanowiłam dokończyć oględziny samochodu trochę później, jednak zanim pchnęłam nogami, żeby wydostać się spod pojazdu, nasłuchiwałam czyichś kroków. Do warsztatu weszła więcej niż jedna osoba. Mogłam być pewna, że słyszałam dwie pary nóg uderzających o posadzkę. Nie spodziewałam się żadnych gości, a klienci nie wchodzą bocznym wejściem, dlatego niepewnie i powoli wysunęłam się spod podwozia, jednocześnie chwytając w dłoń klucz francuski, tak dla większego bezpieczeństwa.
Oślepiły mnie światła umieszczone w suficie i przez chwile nie mogłam przyzwyczaić się do jasności. Podciągnęłam się do góry, prostując nogi, ale nie zauważyłam nikogo w pomieszczeniu. Stawiałam krok za krokiem, przechadzając się wzdłuż pomieszczenia i coraz mocniej zaciskałam palce na mojej prowizorycznej broni. Kątem oka wyjrzałam za okno, ale nie spostrzegłam żadnego samochodu, więc nie mógł to być Ashton.
- Halo? - odezwałam się niepewnie – Jest tu ktoś?
Odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Zaczęłam myśleć, że może się przesłyszałam i wcale nikt tu nie wszedł. Jednak te dźwięki wydawały się takie realne, że trudno mi było uwierzyć, że mogłabym je pomylić. Zrobiłam rundkę po całym warsztacie i nie znalazłam nikogo. Sprawdzałam nawet pod samochodami, ale ani śladu po wyimaginowanych przybyszach. Już miałam się poddać i wrócić do obowiązków, kiedy z zaplecza dobiegły mnie czyjeś przyciszone głosy. Z początku próbowałam wmówić sobie, że to tylko grające radio, jednak dźwięki były stuprocentowo ludzkie. Ktoś był na tyłach, w pokoju, który służył mi za sypialnie. Byłam przekonana, a odgłos tłuczonego szkła tylko mnie w tym upewnił.
Pewnie was to zdziwi, bądź nie, ale jak najszybciej mogłam skierowałam się do drzwi wyjściowych i wybiegłam na zewnątrz. Nie wiem dlaczego ludzie utwierdzili się w przekonaniu, że w takich sytuacjach najlepiej iść i sprawdzić czy to nie jakiś morderca lub złodziej czyhający za drzwiami. Ja byłam zupełnie inna od tych wszystkich bohaterskich osobowości z filmów i jedyne co miałam teraz w głowie to ucieczka. Jeżeli działo się coś podejrzanego, moje nogi reagowały automatycznie; jak magnes odpychały się od niebezpieczeństwa. Nie byłam ani silna ani tym bardziej uzbrojona, żeby ryzykować spotkanie z włamywaczami.
Przebiegłam przez podjazd i moje ciało uderzyło w klatkę piersiową osoby stojącej przede mną. Serce podskoczyło mi do gardła i jeszcze trochę a zaczęłabym się trząść, gdyby nie głos Ashtona.
- Co jest, Heather? - zaśmiał się – Zobaczyłaś ducha czy jak?
Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz chłopaka, który teraz trzymał mnie za ramiona.  Odetchnęłam z ulgą, kiedy poczułam, że nie jestem sama, ale zaraz mi przeszło. Mój wzrok powędrował za plecy Ashtona. Trochę dalej stał Calum i również wyglądał jakby był rozbawiony całym widokiem. Poczułam jak złość we mnie nabiera, kiedy uświadomiłam sobie, że to najprawdopodobniej oni robili sobie ze mnie jaja, dlatego teraz stoją tu i śmieją mi się w twarz.
- Bardzo kurwa śmieszne. - burknęłam – Prawie dostałam zawału przez was. Myślicie, że możecie sobie tak włazić do mojego warsztatu i mnie straszyć? - mój głos podniósł się o tonę wyżej.
W tym momencie u boku blondyna znalazł się Hood i patrząc na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem zapytał:
- Ale o czym ty mówisz, Davis?
- O tym, że do cholery nie życzę sobie nieproszonego wpychania się do mojego domu! - ostrzegłam groźnie, choć i tak czułam się o wiele lepiej, wiedząc, że to te głupki wpakowały się do środka, a nie jakiś włamywacz czy nie wiadomo kto – Czego wy tak w ogóle szukaliście w moim pokoju, hm?
- Dobra, Heather, to się robi dziwne. - odezwał się Ash – Może wytłumaczysz łaskawie o co nam się obrywa, bo też chcielibyśmy wiedzieć.
- Naćpałaś się czy jak? - wtrącił brunet – Przecież my dopiero tutaj przyszliśmy.
Na słowa Caluma moje ciało zesztywniało automatycznie. Przez moment naprawdę uwierzyłam, że chłopcy weszli i próbowali mnie nastraszyć, a następnie ulotnili się tylnymi drzwiami, żeby pooglądać jak biorę nogi za pas. Teraz kiedy patrzyłam na ich twarze nie byłam pewna czy faktycznie tak było. Wydawali się mówić prawdę.
- O mój … - pisnęłam – Jeżeli to nie wy … to … kto jest teraz w środku?
Popatrzyłam z przerażeniem na chłopaków, a oni szybko połączyli mój bełkot w całość. Jak na zawołanie w tym samym czasie wyciągnęli z kieszeni broń i skierowali się do drzwi. Kiedy już zniknęli mi z pola widzenia, zaczęłam nerwowo tupać w miejscu, nie bardzo wiedząc co mam teraz począć. Oni zdecydowanie lepiej nadawali się do takiej roboty, w końcu śmiało mogłam zakładać, że mają doświadczenie. Jednak i tak walczyłam z rosnącą we mnie chęcią pobiegnięcia za nimi. W głowie miałam milion obrazów co mogło dziać się w tym momencie i na jak wielkie niebezpieczeństwo są narażeni, jeżeli faktycznie ktoś jest w środku. Jeżeli byłabym sama tak jak wcześniej, po prostu bym uciekła i pobiegła na policje, żeby to oni się tym zajęli. Jednak kiedy wiedziałam, że są tam ludzie, na których w jakimś stopniu mi zależy ( w końcu Ash to mój przyjaciel), trudno mi było stać z założonymi rękoma i czekać na rozwój wypadków. Taka byłam od zawsze i nic na świecie nie potrafiło mnie zmienić. Bałam się śmierci, a zwłaszcza tej, która dotyka moich bliskich. Co jeżeli tam są uzbrojeni członkowie gangu? Wayn obiecał, że się odegra, więc może właśnie nadszedł czas na jego zemstę.
Zanim zapędziłam się jeszcze dalej z moimi teoriami, chłopcy wyszli z budynku, a ja od razu do nich podbiegłam.
- Nikogo tam nie ma. - mruknął Calum, choć nie wyglądał na przekonanego swoimi słowami, bo wciąż nerwowo zaciskał dłoń na pistolecie.
- Więc co? Przesłyszało mi się? - zapytałam głupio. Teraz to już sama nie wiedziałam czy czasem mi się to nie przyśniło. Może popadam w paranoje.
- Tego nie wiemy. - odezwał się Ashton – Równie dobrze ktoś mógł zmyć się tylnymi drzwiami, zanim zdążyliśmy go dopaść.
Wciągnęłam głośno powietrze i zamrugałam kilka razy powiekami, na co Calum zgromił przyjaciela wzrokiem, jakby chciał mu przekazać, że nie powinien mnie straszyć a raczej wkręcić jakiś kit, który mnie uspokoi. To raczej było niemożliwe, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnimi czasy i tak chodziłam zestresowana, bojąc się własnego cienia, a co dopiero teraz.
- Chodźmy do środka. Sprawdzimy wszystko jeszcze raz i zobaczymy czy nic nie zniknęło.
Cała nasza trójka dobrze wiedziała, że włamanie to raczej nie było, jednak pokiwaliśmy głowami na słowa Ashtona i postanowiliśmy przeszukać zakład jeszcze raz.



Ja i Calum od dawna odpuściliśmy sobie przekopywanie każdego zakątka w poszukiwaniu śladów i każde z nas zajęło się czymś innym. Ashton kręcił się w kółko i nie chciał puścić tego płazem, mimo iż próbowaliśmy go namówić, że to nie ma sensu. Pozwoliłam chłopakom zostać jakiś czas. Właściwie to nawet pasowało mi, że tu byli, bo dzięki temu czułam się bezpieczniej. Podczas kiedy Irwin zajęty był szukaniem ukrytych bomb albo węży schowanych pod moim materacem, ja z powrotem wsunęłam się pod podwozie samochodu, żeby móc dokończyć pracę. Kiedy majstrowałam przy układzie hamulcowym, poczułam jak ktoś wpycha się tuż obok. Odwróciłam głowę, żeby obdarzyć Caluma nieprzyjemnym spojrzeniem i dać mu znać, że wcale nie jest tu mile widziany. Nie lubiłam, kiedy ktoś przeszkadzał mi w pracy, a on bezczelnie położył się na miejscu koło mnie i z zaciekawieniem obserwował ruchy moich dłoni. Starałam się ignorować jego natarczywy wzrok, ale naprawdę mnie to wkurzało.
- Nie masz nic lepszego do roboty, Hood? - odezwałam się.
- Nie ma nic lepszego od obserwowania, jak się z tym męczysz. - zaśmiał się.
- Naprawdę? Może więc spróbujesz mi w tym pomóc, skoro znasz się na tym tak dobrze? - zapytałam ironicznie.
- Musisz odpowietrzyć cały układ. - powiedział tonem znawcy – Widziałem, jak wymieniałaś klocki hamulcowe, ale najwyraźniej bezskutecznie. W tym wypadku do całej mechanizacji musiało dostać się powietrze i dlatego samochód nie reaguje na wciśnięcie pedału hamulca.
Obdarzyłam chłopaka zdziwionym spojrzeniem, na co on wzruszył tylko ramionami. Faktycznie to co mówił, mogło być prawdą. Akurat nie pomyślałam o odpowietrzaniu, jakoś wyleciało mi to z głowy. Zwłaszcza, że nie zdarza się to często, a przynajmniej ja nie miałam okazji zmierzyć się z tym od dłuższego czasu.
- Dzięki. - mruknęłam zażenowana, że wcześniej zwątpiłam w jego umiejętności – Nie wiedziałam, że znasz się na motoryzacji. - dodałam.
- Dopóki nie przejęłaś mojej pałeczki, to ja zajmowałem się samochodami Luke'a. Wiesz, on powierza je tylko zaufanym osobom, a z naszej paczki byłem jedynym, który wiedział czym się różni oświetlenie boczne od obrysowego, dlatego musiałem umieć to i owo. - pochwalił się,a  na jego usta wstąpił nieśmiały uśmiech – Niestety, jesteś zbyt mocną konkurencją jak dla mnie.
- Wiesz, bardzo chętnie odstąpię Ci ten przywilej naprawiania samochodów Hemmingsa. - odpowiedziałam, skupiając się na odkręcaniu kolejnego zaworu w mechanizmie – Mi nie jest to wcale potrzebne.
- Nie sądzę, żeby się na to zgodził. - uciął, nie mówiąc już nic więcej.
Zabrałam się za czyszczenie części, a  Calum w międzyczasie wtrącał swoje trzy grosze i starał się pomóc mi jakoś, wyręczając mnie w najgorszej robocie. Tu coś wkręcił, tam wymienił i szczerze mówiąc obojgu nam było to na rękę. Obserwowałam Caluma jak z pasją wpatruje się w nowe i dosyć drogie części i jak emocjonalnie podchodzi do wszystkiego. Wyglądał zupełnie jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę. Jego oczy błyszczały z ekscytacji, kiedy powiedziałam, że może dokończyć za mnie, bo potrzebuje chwili odpoczynku. To oczywiście nie było prawdą, bo co męczącego jest w pracy, którą się uwielbia? Nic. Jednak widząc bruneta, który wręcz z miłością wpatrywał się w podwozie, postanowiłam sprawić mu tą przyjemność i pozwolić mu pobawić się w mechanika. Nie był głupi i wiedział co robi, dlatego nie miałam obaw, że może coś zepsuć.
Zostawiłam więc Hooda samego z jego miłością i dałam jej ponownie zakwitnąć. Tymczasem z zaplecza wyleciał Ashton. Był wkurzony, że pomimo tak zaciętych poszukiwań, nie udało mu się nic znaleźć.
- Daj temu spokój. - powiedziałam łagodnie, podając mu butelkę wody – Napij się, wyglądasz jakbyś przebiegł maraton. Od tego wszystkiego jeszcze tu zemdlejesz. Nie wystarczy ci, że przewróciłeś do góry nogami cały mój warsztat i przez ciebie do końca życia będę musiała to sprzątać? - zapytałam żartobliwie, jednak Ashtona wcale to nie bawiło, bo obdarzył mnie złym spojrzeniem.
Usiadłam na metalowym blacie przy ścianie i obserwowałam, jak chłopak pochłania całą butelkę wody naraz, po czym zajmuje miejsce na stołku naprzeciw mnie. Odgarnął powoli włosy z głowy i chyba dotarło do niego, że te poszukiwania nie mają sensu. Żadne z nas nie znalazło ani śladu pobytu kogoś w warsztacie, choć szukaliśmy naprawdę porządnie. To wszystko musiało mi się przesłyszeć, bo w końcu odgłos rozbitego szkła mógł pochodzić z zewnątrz. Na pewno pochodził, ponieważ nie znaleźliśmy żadnych odłamków w mojej sypialni. Do Ashtona jednak to nie docierało. Może dlatego, że humor nie dopisywał mu dzisiejszego dnia i widać to było gołym okiem.
- Właściwie to po co tutaj przyszliście? - zapytałam, zdając sobie sprawę, że jeszcze nie dowiedziałam się dlaczego on i Calum znaleźli się tutaj. Miałam spytać o to wcześniej, ale przez tą akcje z włamywaczami zupełnie wypadło mi to z głowy. - Tylko nie mów, że na piwo, bo tego bym chyba nie zniosła. Ostatnio za często mam do czynienia z nietrzeźwym Irwinem. - po raz kolejny moje próby rozśmieszenia chłopaka skończyły się fiaskiem.
Ashton popatrzył na mnie smutno, jakby sam dopiero sobie przypomniał o celu swojej wizyty.
- Byłem dzisiaj u mamy. - powiedział, na co prawie się zakrztusiłam powietrzem.
Spuściłam głowę w dół i intensywnie wpatrywałam się w sznurówki swoich trampek. Wiedziałam, że ten moment nastąpi, ale nie byłam przygotowana na tak szybki obrót spraw. W dwa dni nie byłam w stanie wymyślić jakiejś dobrej gadki czy ewentualnego scenariusza na tą sytuację. Dlatego starałam się unikać jego wzroku. O ile moje usta mogły go okłamać, tak oczy zawsze zdradzały prawdę.
- Co u Grace? - zapytałam, starając się brzmieć normalnie.
- Sam nie wiem. - westchnął i bezsilnie pokręcił głową  – Ostatnio jest jakaś dziwna. Widzę, że coś jest nie tak, ale ona nie chce mi powiedzieć co się dzieje. Mam świadomość, że nie czuje się najlepiej i do szału doprowadza mnie to, że nikt mi nic nie mówi. Ani ona, ani ten pieprzony lekarz.
- Um, może jesteś przewrażliwiony. - powiedziałam ciszej, w końcu podnosząc na niego wzrok. Nie chciałam zachowywać się podejrzanie. Wtedy na pewno by się zorientował. - Pewnie ma gorsze dni. Jestem pewna, że gdyby coś się działo, powiedziałaby ci o tym. - skłamałam - W końcu jesteś jej synem.
- Tak, chyba masz rację. - zgodził się ze mną, a ja odetchnęłam z ulgą, że udało mi się wyjść z tego cało – Ale gdyby tobie powiedziała cokolwiek, daj mi znać. Wiesz, że ona jest dla mnie wszystkim.
- Jasne. - starałam się uśmiechnąć, choć chyba nie bardzo mi to wyszło. - A teraz wybacz, idę sprawdzić czy Calum nie rozwalił samochodu.
Chłopak pokiwał głową z lekkim uśmiechem, a ja jak najszybciej odwróciłam się od niego i ruszyłam do Caluma. Nawet nie potrafiłam opisać, jak beznadziejnie się w tym momencie czułam.





Luke

Wracałem właśnie z Melbourne – miasta, w którym interesy same się kręcą i wcale nie musisz się starać, żeby cokolwiek sprzedać. Tam wszystko idzie jak po maśle. Dzisiejszy dzień był dla nas owocny pod każdym względem. Nie dość, że mieliśmy kradziony towar, który sprzedaliśmy z zyskiem, to jeszcze podłapaliśmy parę nowych kontaktów, a jak wiadomo takie zawsze się przydają.
Michael siedział za kółkiem swojego samochodu, a ja rozwaliłem się na siedzeniu pasażera i próbowałem zasnąć. Nie było dane mi zmrużyć oka przez ostatnie dwa dni, więc teraz chciałem to sobie odbić. Ja i Clifford mieliśmy dużo spraw do załatwienia. Przede wszystkim musieliśmy się w końcu pozbyć towaru, który Calum zwinął z domu Wayna, tego dnia, kiedy anonimowo poinformowaliśmy policję o wyścigach. Ja wykradłem Heather klucze do mieszkania, a Hood zajął się resztą. Nie było to takie trudne, w końcu Carter siedział za kratkami. Tak czy siak, trzeba było jakoś przepuścić to, co udało nam się zdobyć, a dziś była do tego idealna okazja. Razem z Michaelem zrobiliśmy parę ciekawych zdjęć, które zamierzaliśmy podrzucić Waynowi, żeby w końcu się dowiedział, kto podwędził mu białe, warte parę tysięcy. Chciałbym widzieć jego minę, kiedy zorientuje się, że to nasza sprawka. Nic nie cieszy mnie bardziej jak fakt, że mogę sprowadzić go na dno, pokazać mu jakim jest nic niewartym śmieciem. I zrobiłbym wszystko, żeby tylko mu to uświadomić. Zasłużył sobie na to. Na zemstę. Obiecałem Nicolasowi, że załatwię tego chłopaka i miałem zamiar dotrzymać tej umowy, choćby nie wiem co. Z resztą nie było nawet odwrotu. Gdybym w tym momencie się wycofał, do czego gorąco zachęcał mnie Irwin, Nicolas na pewno urwałby mi łeb. Zawsze uważał, że jestem słaby i nie potrafię robić interesów. Nigdy we mnie nie wierzył, a ja uświadomię mu jak bardzo się mylił. Doceni mnie, w końcu mnie doceni.
- Odbierz kurwa ten telefon. - warknął Michael i dopiero wtedy zorientowałem się, że z kieszeni moich spodni wydobywa się dzwonek, oznaczający połączenie.
- Calum. - poinformowałem Clifforda i szybko odebrałem telefon – Co jest?
- Mamy problem. - mruknął chłopak. Po jego głosie słyszałem, że coś musiało się stać – Jak szybko możecie przyjechać do warsztatu?
- Będziemy w ciągu dziesięciu minut. - odezwałem się i zakończyłem połączenie. Odwróciłem się do Michaela, który nie przejmował się drogą, a jedynie patrzył oczekująco na mnie – Jedziemy do Davis. Chłopaki potrzebują pomocy.
- Cholera. - warknął czerwonowłosy – Nie możemy jej po prostu zabić albo wywieźć gdzieś daleko, żeby w końcu mieć święty spokój? Ona ściąga na nas same problemy.
- Po pierwsze, Mikey, nie możesz jej zabić, bo w końcu to praktycznie twoja rodzina. Myślę, że Blake nie byłaby zadowolona z takiego obrotu spraw. - zaśmiałem się, kiedy zobaczyłem jego wkurzoną minę. - A po drugie, przecież o to w tym wszystkim chodzi. Bez ryzyka nie ma zabawy.
- Mówisz jak typowy „gracz”. -  puścił kierownicę, żeby nakreślić w powietrzu palcami cudzysłów.
- Bo nim jestem. - odpowiedziałem pewnie – I już niedługo wszyscy się o tym przekonają.
Mój głos spoważniał, a Michael wiedząc, że pod słowem „wszyscy” ukrywa się nie kto inny jak Nick, postanowił nie odzywać się w ogóle i nie ciągnąć drażliwego dla nas wszystkich tematu. Tematu tabu.



Tak jak obiecałem Hoodowi, pod warsztatem znaleźliśmy się w ciągu dziesięciu minut. Michael postarał się o to, żeby droga upłynęła jak najszybciej, stale dociskając pedał gazu. Już na samym początku zauważyliśmy niebieskie światła należące do ciężarówek straży pożarnej, co w tych okolicach było częstym zjawiskiem.
Clifford od razu się spiął przeczuwając, że nie będzie to dobry widok. Ja sam zacząłem nieźle się stresować widząc jak strażacy próbują ugasić ogień pożerający samochód.
- Czyje to auto? - zapytał Mike, kiedy zaparkowaliśmy.
- A skąd mam to kurwa wiedzieć? - warknąłem wściekły, nie kontrolując emocji, jakie mną rządziły w tym momencie. Do mojej głowy zaczęły napływać nieprzyjemne obrazy i bałem się, co mogę tam zobaczyć. – Musimy znaleźć Caluma.
Opuściłem wnętrze samochodu, który zaparkowaliśmy kawałek dalej i podszedłem bliżej, szukając w tłumie ludzi swojego przyjaciela. Wszędzie kręciła się policja i straż pożarna. Po bokach stali gapie i jeden przeciskał się o drugiego, walcząc o lepsze miejsce, żeby móc podziwiać płomienie. Istny chaos. Minąłem dwa radiowozy i wtedy Clifford mnie dogonił. Oboje zajęliśmy się szukaniem któregoś z chłopaków i dopiero na samym końcu, najbliżej warsztatu, zobaczyliśmy jak Hooda przesłuchuje jeden z mundurowych.
- Hej, co tu się dzieje? - chwyciłem jednego z przechodzących policjantów za ramię i zmusiłem, żeby się zatrzymał.
- Jest pan kimś z rodziny poszkodowanych? - zapytał.
- Poszkodowanych? - pisnął Clifford.
- Nie, jestem sąsiadem. - odezwałem się szybko, po czym powtórzyłem – Co tu się stało?
- Ktoś podłożył ładunek wybuchowy pod jeden z samochodów.
- Kto?! - nie poznawałem Michaela i jego dziwnego zachowania. W ogóle nad sobą nie panował.
- Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć. - odparł – A teraz zmykajcie stąd dzieciaki. To nie jest przedstawienie.
Mundurowy oddalił się od nas, a ja posłałem Cliffordowi złowrogie spojrzenie.
- Czy możesz się kurwa opanować? - warknąłem.
- Luke, spójrz na ten samochód. - wskazał palcem na tablice rejestracyjne, a ja zbladłem. Już wiedziałem dlaczego tak bardzo przeżywał to wszystko.
- To samochód Ashtona. - powiedziałem na głos, żeby dać Michaelowi szanse na zaprzeczenie i powiedzenie, że to wcale nie jest prawda, a płonący pojazd to po prostu własność jakiegoś klienta warsztatu. Niestety ku mojemu nieszczęściu chłopak pokiwał czerwoną łepetyną. - To znaczy, że … ci ranni …
- Tak. - odpowiedział, wiedząc co mam na myśli.
Oboje wiedzieliśmy, że to nie był wypadek, a raczej zamach i teraz jeden z naszych przyjaciół jest ranny i najprawdopodobniej walczy o życie w szpitalu. Postanowiliśmy więc zmyć się jak najszybciej, zanim zobaczy nas Hood i wyjdzie na jaw że wcale nie jesteśmy tylko gapiami, zainteresowanymi widokiem.
Przecisnęliśmy się przez tłum osób, które wyszły z mieszkań, żeby zobaczyć co się stało i już siedzieliśmy w aucie, gotowi żeby ruszyć. Calum da sobie radę na komisariacie i pewnie szybko go wypuszczą, bo ten chłopak nigdy nie ma nic mądrego do powiedzenia. A my za ten czas spróbujemy dowiedzieć się co z Ashtonem i Heather.
Na samą myśl robiło mi się niedobrze z wściekłości. Cały się trzęsłem, Michael zresztą też ledwo trzymał ręce na kierownicy. Normalnie bałbym się, że chłopak może nas zabić, ale byłem zbyt wkurwiony, żeby przejmować się jego brakiem kontroli nad pojazdem. Odliczałem sekundy, bo podobno to pomaga się uspokoić i wyciszyć, jednak z każdą chwilą było coraz gorzej. Choć może z zewnątrz wydawałoby się że wcale nie ruszyło mnie to tak bardzo jak powinno, to w środku skręcało mnie z bliżej nieokreślonego bólu.
Myślałem, że minęły wieki zanim znaleźliśmy się pod szpitalem. Michael nie zdążył się dobrze zatrzymać, kiedy wyskoczyłem z samochodu i pobiegłem do środka. Nie miałem zamiaru czekać na windę i od razu wbiegłem po schodach, kierując się do oddziału,w  którym zajmują się nagłymi przypadkami. Nie pierwszy raz zdarza się, że ktoś z nas trafia do szpitala, dlatego doskonale wiedziałem, gdzie się kierować. Słyszałem jak po piętach depcze mi Michael, ale nie miałem czasu, żeby się odwrócić. W tym momencie jedyne o czym mogłem myśleć to Heather i Ashton. Musiałem upewnić się, że to nic poważnego, że są bezpieczni i żyją. Wtedy pomyśle o jakiejś zemście, bo tak się składa, że doskonale wiem, kto za tym stoi. To chyba dość oczywiste.
Wpadłem na pożądane piętro a zaraz za mną wleciał jak burza Michael. On jako pierwszy dopadł pielęgniarkę i zapytał o poszkodowaną dwójkę. Młoda kobieta kazała nam iść na koniec korytarza i upewniła, że tak na pewno znajdziemy swoich przyjaciół.
Nie czekając na więcej informacji szybkim krokiem pokonaliśmy długość całego korytarza. Od razu przez jedną z szyb,  udało nam się zobaczyć Ashtona. Chłopak siedział na łóżku, a lekarz świecił mu małą latarką po oczach. To zapewne jakieś podstawowe badania. Pomijając fakt, że Irwin był cały brudny i gdzieniegdzie leciała mu krew, to nie wyglądał tak źle jak się tego spodziewaliśmy.  Michael zapukał w szybę, żeby zwrócić na nas ich uwagę , co poskutkowało natychmiast. Ashton popatrzył na nas i pokręcił głową, ale żaden z nas nie wiedział, co to mogło oznaczać.
Odszedłem kawałek od szyby i zacząłem zaglądać do innych pokoi w poszukiwaniu Davis, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Moje serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko, tak, że myślałem, że zaraz przebije się przez klatkę piersiową. Płuca chyba przestały mi pracować, bo mój oddech spłycił się i miałem trudności z zaczerpnięciem powietrza. Miałem w głowie różne wizje na temat tego, co stało się z Heather i żadna z nich nie była ani trochę przyjemna. Dziwiło mnie to, jak reaguje na myśl, że mogłoby stać się jej coś poważnego. Sam przed sobą musiałem przyznać, że nie  zależało mi na jej życiu, tylko dlatego, żebym dzięki niej mógł odegrać się na Carterze. W głębi duszy lubiłem ją, mimo iż momentami była wkurwiająca jak nikt inny. I słuchała beznadziejnej muzyki.
Z sali wyszedł lekarz pozwalając Cliffordowi wejść do środka i zobaczyć się z kumplem. Ten zrobił   to i w mgnieniu oka znalazł się przy chłopaku, wypytując o samopoczucie i sytuacje jaka doprowadziła do wypadku. Ja jednak wiedząc, że Ashtonowi nie dolega nic poważnego, postanowiłem zająć się czymś innym.
- Gdzie jest dziewczyna? - zapytałem szybko, zanim lekarz zdążył odejść – Przyjechała tu razem z nim. - wskazałem na Irwina – W której jest sali?
- Operacyjnej. - powiedział bez emocji i odszedł, zostawiając mnie samego.




Oglądaliśmy przez szybę, jak ta sama, co wcześniej, pielęgniarka wstrzykiwała do kroplówki Heather jakieś środki przeciwbólowe. Dziewczyna jeszcze nie obudziła się po operacji, dlatego nie chcieli nas wpuścić do środka. Siedziałem z Calumem na szpitalnych krzesełkach tuż przed jej salą i wypatrywałem najmniejszego ruchu, który mógłby oznaczać, że się obudziła.
Hood wrócił z przesłuchania i pokrótce opowiedział nam co stało się, zanim przyjechaliśmy. Podobno on i Ash, wpadli do warsztatu, bo mieli załatwić tam jakieś sprawy. Brunet nie zagłębiał się w to, jakie to były sprawy i mnie też średnio to obchodziło. W tym momencie chciałem wiedzieć wszystko o incydencie z samochodem, nic innego nie było dla mnie ważne. Heather i Ashton mieli pojechać po jakieś żarcie na wynos, bo chłopcy postanowili spędzić więcej czasu w warsztacie ze względu na całą akcje z niby-włamywaczami. Heather uparła się, że chce kierować, dlatego wzięła od ciemnego blondyna kluczyki od samochodu i gdy tylko wyszła (a Ash tuż za nią) nacisnęła guzik na pilocie, który automatycznie odblokowywał zamki w drzwiach. Wtedy nastąpił wybuch bomby, którą ktoś (a mówiąc ktoś mam na myśli Cartera albo jednego z jego psów) podłożył pod samochód. Dziewczyna była najbliżej samochodu, dlatego oberwało jej się najbardziej. Siła wybuchu odrzuciła tą dwójkę do tyłu i oboje wylądowali na ścianie.
Heather miała pękniętą czaszkę i niektóre jej odłamki dostały się do mózgu, dlatego trzeba było ją szybko operować. Na szczęście już jest lepiej. Ash skończył z lekkim wstrząsem mózgu,  złamanymi żebrami i zdartą skórą tu i ówdzie. A ten debil Calum jak zwykle wyszedł z wszystkiego bez szwanku, bo siedział w środku i bawił się w mechanika. Głupi zawsze ma szczęście. Ale przynajmniej był ktoś kto szybko zadzwonił na policje i po straż pożarną, bez tego nie wiadomo jak wszystko by się potoczyło.
Westchnąłem głośno, przecierając twarz dłońmi. Sam nie wiem, co dokładnie tu robiłem. Clifford zabrał Ashtona do domu i teoretycznie mogłem zabrać się z nimi, jednak zostałem. Musiałem upewnić się, że dziewczyna jest pod ochroną i że przeżyje. Cholera wie czy nie napatoczyliby się tu ludzie Cartera, żeby dokończyć sprawę i wyrównać rachunki, odpłacić jej za to jak postąpiła. A że postąpiła tak głównie z mojego powodu, miałem wobec niej dług. A ja zawsze spłacam swoje długi.
Wysłałem Hooda po trzecią już kawę. Potrzebowałem kofeiny, żeby uspokoić nerwy i choć teoretycznie powinna mnie pobudzać, to działała na odwrót. Może dlatego że miałem czym zająć ręce, mogłem skupić się na jakiejś czynności i nie myśleć o Heather. Nie patrzeć na nią.
Mój wzrok i tak samoistnie wędrował na jej twarz – całą podrapaną, pełną siniaków. Ten widok przyprawiał mnie o mdłości. Żadna kobieta, choćby nie wiem jaka była, nie powinna cierpieć, nie fizycznie. Fioletowe ślady pod jej oczami, na czole i brodzie, sprawiały, że miałem ochotę zrobić wszystko byleby zniknęły. Wyglądała naprawdę marnie. Niczym ofiara brutalnego pobicia. Do tego ten przesiąknięty krwią bandaż na głowie … Nie mogłem na to patrzeć, ale też nie mogłem oderwać wzroku.
Jej rzęsy delikatnie się poruszyły i nie wiem jakim cudem to zauważyłem, ale bynajmniej wiedziałem, że się obudziła. Wyłapałem jej przestraszony wzrok i nie czekając na lekarza, wpakowałem się do środka. W sali było zimno, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz działało na mnie kojąco. Przy tych wszystkich dźwiękach pikających aparatur, świeże i chłodne powietrze wlatujące przez okno było jak ratunek.
- Jak się czujesz? - zapytałem, a ona nie spuszczała ze mnie swojego przestraszonego wzroku. Wyglądała zupełnie inaczej niż zawsze – niewinnie, jak dziecko.
Usiadłem obok niej i dopiero wtedy zobaczyłem mokre ślady na jej policzkach. Płakała.
- Ja-a … - mamrotała przez łzy – To-o wszys-t-tko …
Bałem się odezwać, kiedy wybuchnęła płaczem. Jedyne co przychodziło mi teraz do głowy zgarnięcie jej w swoje ramiona, jednak po głębszym przemyśleniu tej kwestii, zrezygnowałem. Mogłem tylko bardziej ją zdenerwować, a w tym stanie, nie powinna się wkurzać. Nigdy nie wiedziałem jak zachować się w takich sytuacjach.
Nieśmiało złapałem ją za bladą dłoń. To było jedyne na co się odważyłem. Zacząłem kreślić palcami kółka na jej skórze, chcąc ją w jakiś sposób uspokoić. Co jakiś czas szeptałem, że już wszystko jest w porządku i że jest bezpieczna. Chwile musiało jednak zająć, zanim przestała płakać.
- Co z Ashtonem? - zapytała nagle, pociągając nosem.
- Jest trochę poobijany, ale wszystko z nim ok. - upewniłem ją – Michael zabrał go do domu. Myślę, że w ciągu kilku dni dojdzie do siebie.
Heather pokiwała głową na znak, że rozumie i osunęła się na łóżku, bardziej zakopując w pościel. Czułem się tak chujowo jak nigdy, bo wplątałem ją w coś, co zagrażało jej życiu. Ona nie była na to kompletnie przygotowana, a ja musiałem spieprzyć wszystko i zrujnować jej dotychczasowy świat. Mogę usprawiedliwiać się i mówić, że nie miałem wyboru, ale to i tak nic nie zmienia. To nie czyni mnie ani trochę mniej winnym. Zwłaszcza kiedy patrzyłem w te przestraszone oczy, poranione ciało i zmęczoną twarz. Wtedy moje sumienie odzywało się ze zdwojoną siłą.
Ścisnąłem mocnej jej rękę, myśląc, że w ten sposób dam jej choć odrobinę wsparcia, a wtedy ona wzdrygnęła się, jakby wcześniej nie wiedziała, że ją dotykam, bądź dopiero zdała sobie z tego sprawę. Wyrwała szybko dłoń z mojego uścisku i schowała ją pod biały, cienki materiał poszewki.
Spojrzałem zdziwiony, choć ona nie mogła tego zobaczyć, bo jej oczy skierowane były przed siebie.
- Heather … - zacząłem.
- Nie, Luke. - przerwała mi szybko – Musisz stąd wyjść.
- Co? - zapytałem, może trochę zbyt głośno – Nie rozumiem. Jeżeli nie chcesz, nie dotknę cię już więcej. Myślałem tylko, że to ci pomoże w jakiś sposób …
Zacząłem się bezsensownie tłumaczyć, choć w moim odczuciu nie zrobiłem nic złego. Jednak ona wydawała się tak krucha, że mógłbym powiedzieć wszystko, byle by polepszyć jej samopoczucie. Pierwszy raz odkąd ją znam, działała na mnie w taki sposób jak teraz. To było takie obce od tego, co czułem zazwyczaj w jej obecności.
- Wiesz co mi pomoże, Luke? - w końcu skierowała na mnie wzrok, ale pożałowałem tego, bo jej oczy były pełne żalu. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie wyjść szybko, bo przeczuwałem, że to, co zaraz usłyszę nie będzie miłe – Jak znikniesz z mojego życia i zostawisz mnie w spokoju. Ty i cała reszta twojej bandy.
- Heather, posłuchaj. Nigdy nie chcieliśmy, żeby stała ci się krzywda. - próbowałem panować nad złością, która we mnie rosła. Poczucie winy zabijało mnie od środka, a fakt, że dziewczyna mi to wypominała i podsycała żar, tylko bardziej mnie denerwował.
- A jednak się stała! - krzyknęła – To wszystko twoja wina, rozumiesz? Nagadałeś Waynowi głupot i teraz on będzie się na mnie mścił! Zniszczy mnie a potem ciebie. Oboje zapłacimy za twoje błędy.
- Heather, przysięgam, że ci, którzy są za to odpowiedzialni za to, co przydarzyło się tobie i Ashtonowi, zapłacą. - obiecałem, ledwo trzymając swój głos pod kontrolą. - Jeśli będzie trzeba zabije każdego w Sydney, żeby zapamiętali, że jesteście nietykalni i nigdy więcej was nie skrzywdzili.
- W takim wypadku musiałbyś zacząć od siebie. - powiedziała chłodno – A teraz wyjdź. Mam dość wszystkiego, co z tobą związane Hemmings.

Ostatnie co pamiętam to moja pięść wybijająca szybę w sali dziewczyny. Byłem zbyt wściekły, żeby nad sobą panować i gdyby nie Calum, pewnie zrobił bym o wiele gorsze rzeczy niż zbicie głupiego szkła.
_______________________________________________________________________________
Rozdział dedykuje każdej z was, która poświęca chwilę na to, żeby skomentować moje wypociny. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Zwłaszcza ostatnie rozdziały, gdzie pojawiło się tych komentarzy więcej niż dotychczas. Dzięki wam dostałam mega inspiracji i wymyśliłam kilka nowych wątków, także DZIĘKUJE! :* 

Jeżeli chcecie to zapraszam na swojego tt: @FANFIC_AF lub na tt poświęconego tylko i wyłącznie temu opowiadaniu: @RiskyPlayerFF, gdzie będzie trochę spamu (za co przepraszam) i co jakiś czas będą pojawiały się spojlery, więc jeżeli lubicie takie rzeczy to możecie dać follow :) Co więcej jeżeli chciałybyście napisać coś o tym opowiadaniu dajcie #RiskyPlayerFF. Ok, to na tyle z samoreklamy.

 Kocham was i życzę miłego czytania! :*
PS. Jak myślicie kim jest Nicolas?


15 komentarzy:

  1. Jezu cudowne czekam na więcej ! :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega nie mogę doczekać się następnego
    UWIELBIAM! *o*

    OdpowiedzUsuń
  3. A JEDNAK CALUM JEST MĄDRY W JAKIEJŚ KWESTII (samochody)
    boże sama czułam się winna, czytając rozmowę Heather z Ashtonem o jego mamie ;x
    Ashy ;c
    "Nie możemy jej po prostu zabić albo wywieźć gdzieś daleko, żeby w końcu mieć święty spokój?" DLACZEGO TAK BARDZO MNIE TO ROZŚMIESZYŁO XD
    bijacz, ktoś tu chce dostać wpierdol, co to za atak na moje bejbiki... ale Mikey w chuj słodko, jak panikował, bo martwił się o swojego przyjaciela <3
    PŁUCA TO MI CHYBA PRZESTAŁY PRACOWAĆ, JAK LUKE NIE MÓGŁ ZNALEŹĆ HEATHER I SIĘ O NIĄ MARTWIŁ SUDHFHAUFH
    i jeszcze później jak ją złapał za rękę, awww. dobrze Luke, dobrze.
    już myślałam, że skończy się jakąś słodką sceną między Hukiem, a tu... ech. ale rozumiem Cię Heather, masz prawo się złościć.
    zajeb ich wszystkich Luke! jeśli nie w hfs, to chociaż tutaj XD (śmieję się teraz sama z siebie)

    dziękuję za dedykację, przesyłam całuski ;*

    ps. Nicolas to ja #plottwist

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny! Czekam na następny i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział. Czekam na next ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooooooo jaaaaaaaaa! *=* Te emocje. :o

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny <3 Jesteś wspaniał! Czekam na nanastępny! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo *.* Czekam na nexta :D /K.

    OdpowiedzUsuń
  9. O MÓJ BOŻE!!!! PPRZECIEŻ JA ZAWAŁ MAM !!! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAWAAAAAAAAAAA !!!!!! ALE EMOCJE !!! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAWAAAAAAAAAAA !! POWINNAM WZIĄĆ LEKI NA USPOKOJENIE, BO AŻ CAŁA CHODZĘ !!!! OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO
    Ale trochę szkoda że ona go tak odrzuciła... ja tu czekam na jakieś tyryryry z ich strony ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Twój blog jest tak dobry, bo masz długie rozdziały i coś się dzieje. w niektórych jest połowa tego co u ciebie no i nie jest tak fajnie. A w ogóle to ty piszesz niesamowicie !!! uwielbiam cię ♡. Wiem, jak komentarze motywują, bo sama miałam kiedyś bloga i chciałabym ci życzyć dużo weny i .... szczęścia ? :D
    Pozdrawiam ciepło :D ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. O MÓJ BOŻE, HEATHER!
    PRZESTRASZYŁAM SIĘ JUŻ ŻE UŚMIERCISZ ASHTONA, ALE JEST OKEJ :)
    A HEATHER MNIE WKURZYŁA, LUKE WCALE NIE JEST WINNY ;ccc
    Pozdrawiam i nie mogę się doczekać nexta xx

    OdpowiedzUsuń
  12. O Mój Boże.
    Kocham Twój blog.
    Kocham to jak piszesz
    A ten rozdział jest po prostu cudowny.
    Życzę weny i pozdrawiam.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  13. KOOOT GIGANT :3 Heat nie denerwuj się na Luka, to nie jego wina :(

    OdpowiedzUsuń
  14. O.Mój.Boże.
    Kocham to opowiadanie <3
    Szkoda że Luke rozwalił szybe, teraz go mogą nie wpuścić do szpitala, o ile by tam wrócił..
    Życze weny i do nn !


    Zapraszam do mnie , dopiero zaczynam .
    http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. o.mój.boże. TO JEST GENIALNE!!! ale i tak wieże że kiedys będą razem

    OdpowiedzUsuń