niedziela, 8 marca 2015

Rozdział osiemnasty.

Rozejrzałam się powoli po pomieszczeniu i mój wzrok spoczął na małym zegarku, wiszącym na przeciwległej ścianie. Za piętnaście minut miało wybić południe, co znaczyło, że lekarze mieli obchód. Przekalkulowałam w myślach swoje szanse na wydostanie się ze szpitala, zanim ktokolwiek zdąży dojść do mojej sali i ostatecznie stwierdziłam, że może mi się to udać. Zsunęłam nogi z łóżka i ostrożnie stanęłam na zimnej posadzce. Starałam się przy tym nie wydawać żadnych dźwięków i być najciszej, jak tylko mogę, w obawie, że najmniejszy szelest może zdradzić moje zamiary.
Zależało mi na tym, żeby wydostać się stąd jak najszybciej. Wolałam przeleżeć kilka następnych dni w warsztacie, niż tutaj - w miejscu, które kojarzy mi się wyłącznie z bólem i śmiercią. Na samą myśl przechodziły mnie ciarki. Nie mogłam normalnie funkcjonować, przypięta do maszyn, kontrolujących mój stan zdrowia.
Szybkim ruchem wyrwałam z ręki rurkę, przez którą podawali mi leki przeciwbólowe i odrzuciłam ją od siebie. Poczułam pieczenie w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą miałam wbitą igłę, ale zignorowałam to uczucie. Przy trzeciej próbie ucieczki już nie robiło to na mnie takiego wrażenia, jak za pierwszym razem, kiedy próbowałam się stąd wydostać.
Zgarnęłam w dłonie swoje ubrania, które ktoś zostawił mi na półce tuż przy łóżku i jedyne co zrobiłam to ubranie butów i zarzucenie na siebie czarnej skóry. Nie miałam czasu na resztę, bo w każdej chwili ktoś mógł wejść do środka.
Zrobiłam parę kroków, pokonując odległość dzielącą mnie od drzwi. Zanim cokolwiek zrobiłam w kierunku wydostania się stąd, odsłoniłam zielonkawe rolety, które zasłaniały dużą szybę z widokiem na korytarz. Starałam się być niezauważalną i chyba mi się to udało, bo kiedy odsłoniłam kawałek szyby, żeby móc przez nią wyjrzeć, blondyn siedzący na krzesełkach naprzeciw mojej sali, nawet nie drgnął.
Odkąd wylądowałam w szpitalu, nie miałam okazji pobyć sama. Codziennie ktoś siedział ze mną i pilnował czy wszystko jest w porządku. Najwięcej czasu w szpitalu spędzał Luke. I choć teoretycznie powinni dać mu dożywotni zakaz wchodzenia do szpitala, po tym jak ostatnim razem rozwalił szybę, on jakimś cudem przekonał ich, że taka sytuacja się nie powtórzy. Tym sposobem przychodził dzień w dzień (na zmianę z Calumem i Ashtonem) i siadał na krzesełkach w korytarzu. Ani razu nie wszedł do środka, co biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, było nam obojgu na rękę.  Nie kontrolowałam swoich emocji w stosunku do tego chłopaka. Z jednej strony fakt, że był tutaj ze mną był krzepiący i dzięki temu czułam się pewniej, nie bałam się, że coś może mi się stać. Z drugiej strony, byłam na niego wściekła. Nie przeszła mi złość po tym, jak kłócił się z Waynem i zrobił ze mnie jakąś pospolitą dziwkę, przez co teraz wszyscy myślą, że wskoczyłam mu do łóżka, będąc wciąż dziewczyną Cartera. To wyprowadziło mnie kompletnie z równowagi. Do tego ta cała akcja z wybuchem, wydarzyła się tak szybko, że całą swoją złość wyładowałam właśnie na Luke'u. Może i źle zrobiłam, bo przecież to nie on podłożył tą bombę. Nie naraził by jednego ze swoich przyjaciół. Jednak zrzucenie na niego winy było najprostszym wyjściem. Dzięki temu też mogłam w końcu uciąć tą relację. Wmawiając sobie, że to on popełnił błąd i naraził nas na niebezpieczeństwo, zabijałam w sobie głos, który od jakiegoś czasu próbował przekrzyczeć mój zdrowy rozsądek i wmówić mi, że coś czuję do tego chłopaka; że pragnę jego obecności w moim życiu. W jakiś sposób mi to pomagało i dzięki temu trzymałam swoje uczucia na wodzy, nie pozwalając im wyjść na światło dzienne.
Starałam się też nie myśleć za dużo o pobudkach, jakie kierowały nim w tym momencie. Choć chciałam znać odpowiedź na pytanie dlaczego tak bardzo mu zależy, dlaczego mnie pilnuje, nie byłam chyba gotowa, żeby się tego dowiedzieć. Postanowiłam więc go ignorować, nie zwracać uwagi na to, że w ogóle tu jest, a on zdecydowanie mi w tym pomagał.
Luke po prostu siedział w jednym miejscu, co jakiś czas zerkając w moją stronę, tylko po to, żeby upewnić się, że wciąż leżę w łóżku, zupełnie bezpieczna. Potem bez słowa opuszczał szpital i na jego miejsce przychodził któryś z chłopców.
Zazwyczaj był to Ashton, któremu kompletnie odpieprzyło po tym, jak wysadzili jego auto w powietrze. Chłopak obwiniał się za to, że to nie on leży na moim miejscu i że to ja najbardziej ucierpiałam, choć atak skierowany był na niego. Zachowywał się jak starszy brat, którego nigdy nie miałam i pilnował mnie jak oka w głowie. Muszę przyznać, ze trochę mnie to śmieszyło, bo za bardzo wczuł się w rolę obrońcy. Z resztą oni wszyscy (no może oprócz Michaela, który od wypadku nie pojawił się więcej w szpitalu, bo pewnie miał głęboko w dupie moją osobę).
Opuściłam kawałek rolety, który trzymałam w dłoniach i biorąc kilka szybkich wdechów, nacisnęłam na klamkę. Nie zastanawiałam się nad tym, jak przejdę koło blondyna, nie będąc zmuszona do odpowiadania na jego pytania i unikając namawiania na odpuszczenie sobie tych ucieczek. Kiedy więc wyszłam na korytarz, a jego wzrok wyłapał moją sylwetkę, przez chwilę chciałam wrócić do sali i się poddać.
Ostatecznie uniosłam jednak wysoko brodę i ruszyłam do wyjścia. Hemmings podniósł się natychmiast i zagrodził mi drogę.
- Myślisz, że gdzie się wybierasz? - warknął zły, stając naprzeciw mnie i nie pozwalając przejść dalej. Jego twarz była napięta, a szczęka mocno zaciśnięta. Ups, ktoś tu miał kiepski humor.
- Na spacer. - powiedziałam zwyczajnie, jakby od niechcenia, wzruszając przy tym ramionami – Chyba nie powinno cię to interesować.
Z całych sił starałam się uniknąć wzroku chłopaka. Już sama jego bliskość powodowała, że miałam przyspieszone tętno, co w moim stanie, nie było wskazane. 
- Może i nie powinno, ale na twoje nieszczęście, interesuje mnie i to bardzo. - jego głos był przyciszony – Nudzą mnie już twoje próby ucieczki, więc zrób mi tą przysługę i wróć na swoje miejsce.
- Moje miejsce jest w zakładzie i tam właśnie zamierzam wrócić. - powiedziałam pewnie, próbując go wyminąć.
Miałam mnóstwo roboty w warsztacie, dlatego byłam zdeterminowana, żeby stąd wybiec, nawet kosztem wściekłości Luke'a. Musiałam dokończyć zlecenia, jeżeli chciałam wziąć za nie pieniądze. A akurat kasa była mi teraz niesamowicie potrzebna (z resztą jak zawsze).
Chłopak złapał mnie za przedramię i mocno zacisnął na nim palce, uniemożliwiając mi dalsze ruchy. Skrzywiłam się, choć nie sprawiało mi to bólu. Chciałam jednak, żeby tak pomyślał. Może wtedy by mnie puścił.
- Cholera, Davis, przestań zachowywać się jak dziecko. - rzucił zrezygnowany, znacznie poluźniając uścisk.
- To pomóż mi się stąd wydostać. - zażądałam. Byłam pewna, że w życiu by na to nie poszedł, ale zawsze warto spróbować. - Ja będę zadowolona, bo uniknę kolejnych dni w tym więzieniu i ty będziesz szczęśliwy, że nie musisz dłużej mnie znosić.
- Niestety, księżniczko, ale żeby stąd wyjść musisz najpierw wyzdrowieć. - powiedział, lekko się przy tym uśmiechając – Nie wypuszczę cię stąd.
Zrobiłam wściekłą minę, obserwując jaki zadowolony jest z siebie Luke. Jego odpowiedź była do przewidzenia, bo wątpię, że chciałby mi w czymkolwiek pomóc, jednak nie sądziłam, że będzie też próbował mi przeszkodzić w moim planie. Dlaczego nikt nie rozumiał, że pobyt w tym miejscu tylko pogorszy mój stan? Nie czułam się tu dobrze, nie mogłam więc zostać tu dłużej. Potrzebowałam swoich czterech ścian, swojego azylu i świętego spokoju z dala od ludzi i tych koszmarnych igieł. To na pewno postawiłoby mnie na nogi.
- Jesteś pieprzonym sadystą. - mruknęłam, krzyżując ręce na piersi i nieświadomie wysuwając dolną wargę do przodu, robiąc minę skrzywdzonego dziecka.
- A ty jesteś zajebiście słodka, kiedy się na mnie denerwujesz. - uśmiechnął się zawadiacko, na co przewróciłam oczami, próbując zdusić w sobie to dziwne uczucie w brzuchu, którego wolałam nie nazywać.
- A teraz wracaj do środka, bo zawołam pielęgniarkę i powiem jej o twojej już trzeciej próbie zmycia się stąd. - dodał poważniej – Wtedy możesz mieć pewność, że dla świętego spokoju przywiążą cie do tego łóżka. - kiwnął głową w stronę sali,w  której przebywałam.




Luke opuścił szpital zaraz przed tym, jak zaczął się obchód. Chyba chciał uniknąć spotkania z kimkolwiek z pracowników, bo jak wiadomo, nie był tu mile widziany. Oczywiście jego miejsce zajął Calum i teraz siedział na krześle przy moim łóżku, obserwując jak jedna z pielęgniarek, która zazwyczaj zajmowała się mną, podłącza mi z powrotem kroplówkę.
Próba mojej ucieczki wyszła na jaw i gdy tylko kobieta zobaczyła, że przezroczysty kabel, zamiast znajdować się na mojej ręce, leżał na ziemi, od razu zorientowała się co jest grane. Udało mi się namówić ją, żeby nie informowała o tym nikogo więcej, bo nie chciałam, aby słowa Luke'a o przywiązaniu mnie do łóżka się potwierdziły. Dziewczyna z trudem przyjęła do świadomości, że już nie będę próbowała uciekać i przystała na moją prośbę. Szybko podpięła mnie pod pikającą maszynę i zostawiła mnie z Calumem.
- Ty to masz ciekawe życie. - skomentował chłopak – Naoglądałaś się za dużo filmów, Davis. Wydaje ci się, że możesz ot tak spieprzyć ze szpitala?
- Hood, błagam cię, zamknij się w końcu albo wyjdź - powiedziałam, osuwając się i chowając pod kołdrą.
- Taaa, nie ma takiej opcji. - odpowiedział, kiwając głową – Jeszcze wyskoczysz przez okno, a ja będę musiał się tłumaczyć dlaczego cię nie powstrzymałem.
- Zabawne. - skomentowałam.
- Och, daj spokój. Możemy spędzić miło popołudnie, więc przestań marudzić i zmień podejście.
Spojrzałam na chłopaka krzywo, dając mu do zrozumienia, że to o czym mówi jest więcej niż niewykonalne. On zdawał się nie zauważyć mojego wzroku i kontynuował:
- Lubisz karty? - zapytał – Możemy zagrać w pokera.
- Nie.
- Nie, że nie lubisz czy nie że nie możemy zagrać? - zapytał po raz kolejny, a ja jęknęłam głośno, nie mając już do niego cierpliwości.
- Chcę iść spać. - powiedziałam.
Chłopak wyprostował się na krześle i popatrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
- Ale mi się nudzi. - zaargumentował, jakby to, że nie ma co ze sobą zrobić, miało mnie jakoś popchnąć do działania i zmusić do rezygnacji ze snu.
- Chyba zapomniałeś, że to ja tu jestem poszkodowana, więc mam większe prawo do wyboru. - odezwałam się, nie wierząc, że muszę się z nim użerać. Nie mógł po prostu jak Luke usiąść na zewnątrz i gapić się bezcelowo, zamiast zawracać mi głowę?
- Jestem głodny. - zignorował moje wcześniejsze słowa i rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Kiedy spostrzegł tackę z obiadem, którego nawet nie ruszyłam od razu sięgnął po nią ręką i położył sobie na kolanach. - Hmmm, co mamy dzisiaj w menu … - powiedział do siebie, po czym zaczął grzebać widelcem w talerzu.
Pokiwałam z niedowierzaniem głową i chwyciłam książkę, leżącą na półce. Kiedy Calum pochłaniał moje pure z ziemniaków, mnie wciągnęły szare strony, zalane czarnym drukiem. Miałam chwilę spokoju dzięki temu, że brunet zajął się czymś innym. Pozwoliłam mu zjeść całą zawartość talerza i wtedy chłopak wyciągnął telefon i zaczął na nim grać. Jak widać głodny Calum, to nieznośny Calum. Teraz z pełnym żołądkiem, był całkiem do wytrzymania. Od czasu do czasu śmiał się sam do siebie lub pokazywał mi na którym jest obecnie poziomie, komentując przy okazji swoje wyczyny rodem z baśni o walecznych rycerzach, na co zazwyczaj wybuchałam śmiechem. Tak upłynęło nam parę godzin.
- Co cię gryzie? - brunet odezwał się nagle, zwracając na siebie moją uwagę. Dopiero teraz zauważyłam, że przestał grać i przygląda mi się uważnie.
- Myślę … - zaczęłam – Chcesz porobić coś fajnego?
- Um, wiesz … ja … jesteś seksowna i w ogóle ... – podrapał się po głowie i spuścił zażenowany wzrok – Ale nie chce wchodzić między ciebie a Luke'a. Wiesz, to mój kumpel. To znaczy ja bym cię z chęcią …
- Calum! - krzyknęłam, przerywając jego słowotok – Cokolwiek sobie pomyślałeś, nie o to mi chodziło!
- Ups, niezręcznie. - uśmiechnął się przepraszająco – Więc co masz na myśli mówiąc coś fajnego?
- Pomożesz mi się stąd zmyć. - powiedziałam zachęcająco, z nadzieją, że chłopak jest wystarczająco niemądry i łatwo go przekonam.
- Nie mogę, Davis.
- Ależ oczywiście, że możesz. - przekonywałam – Przecież, tak samo jak tutaj, będziecie mogli pilnować mnie poza szpitalem.
Widziałam jak chłopak się nad tym zastanawia, więc postanowiłam kontynuować i nie dać mu czasu na rozważenie za i przeciw.
- Chyba nie chcesz przez następne parę dni przychodzić tutaj i tracić czas na bezsensowne siedzenie.
- No nie … nie chce.
- Więc zgódź się. - poprosiłam – Jeżeli spędzę tu więcej czasu, mój biznes upadnie, a wtedy zostanę bez kasy. Muszę wrócić do warsztatu i dokończyć robotę.
- W tym stanie nie możesz pracować. - zmarszczył brwi. - Powinnaś odpoczywać.
- I pozwolić klientom odejść przez jakiś głupi uraz? Nie ma mowy.
Calum myślał intensywnie przez chwilę o tym, co mu powiedziałam i wydawało mi się, że jest skłonny pójść ze mną na ten układ. Czekałam więc z niecierpliwością, żeby usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź. Musiałam się stąd wyrwać, jak najszybciej. W warsztacie czekało mnie tyle pracy, że nie miałam innego wyboru jak wrócić i zrobić to, co do mnie należy. Nie wiadomo, czy tacy klienci zdarzą mi się szybko, biorąc pod uwagę od jak dawna był zastój. Czas niestety mi uciekał, a ja nie mogłam zrobić nic w tym kierunku. No, nie sama.
- Więc …? - zapytałam, mając dość oczekiwania.
Oczy Hooda nagle się rozszerzyły i aż tryskało z nich zadowolenie. Nie bardzo rozumiałam, co się dzieje i z czego tak bardzo się cieszył.
- Mam lepszy pomysł, Davis. - powiedział, prostując się na nogach – Mam genialny pomysł.
- No? - podążyłam za nim wzrokiem, próbując odczytać coś więcej z jego postawy.
Chłopak podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka, nachylając się w moją stronę.
- Zatrudnij mnie. - odparł entuzjastycznie.




Pierwszym, co zrobiłam zaraz po wyjściu ze szpitala, było kupienie paczki papierosów w pobliskim kiosku. Wyciągnęłam jednego skręta z opakowania i wetknęłam go sobie do ust. Niczego nie brakowało mi tak bardzo podczas tego tygodnia, jak właśnie dymu tytoniowego, dlatego kiedy mocno się zaciągnęłam, wręcz odetchnęłam z ulgą.
Usiadłam na ławce na przystanku, postanawiając poczekać tu na autobus. Byłam szczęśliwa, że w końcu mogłam wrócić do siebie i zająć się wszystkim tym, co robiłam na co dzień (czytaj, spędzaniem całego swojego czasu przy samochodach). Brakowało mi zapachu benzyny, spalin i dźwięku silników, które towarzyszyły mi każdego dnia. Chciałam wrócić do normalności, oczywiście zaraz po tym jak zmienię zamki w drzwiach, bo po ostatnich wydarzeniach, nie mogłam pozwolić sobie na spokój. Wiedziałam, ze nie mogę panikować, ale też nie wolno mi zlekceważyć faktu, przez który wylądowałam na ostrym dyżurze.
Wsiadłam do busa, który właśnie podjechał na stacje i zajęłam standardowe miejsce przy oknie, dzięki czemu mogłam obserwować wszystko, co dzieje się na ulicach. Byłam tak skupiona na tym widoku, że prawie przegapiłam swój przystanek i w ostatnim momencie wybiegłam z autobusu. Drzwi zamknęły się tuż za moimi plecami, ledwo zdążyłam wyjść.
Ruszyłam w stronę warsztatu, modląc się, żeby w środku był Calum. Ostatnim razem umówiliśmy się, że do czasu, kiedy będę w szpitalu, to on zajmie się prowadzeniem działalności, więc tym samym dostał jedyną kopie kluczy. I jeżeli w tym momencie go tam nie było, mogłam śmiało się załamać. Ne odbierał ode mnie telefonów, więc to że szlajał się gdzieś po mieście było bardzo prawdopodobne, zwłaszcza, że nie uprzedzałam nikogo, że dzisiaj wychodzę.
Pociągnęłam za klamkę drzwi bocznych, a te ustąpiły bez problemu. Chwilę wahałam się przed wejściem, bojąc się, że w środku mogło wcale nie być Caluma i ktoś inny znów włamał się do warsztatu. Usłyszałam jednak wesoły rechot dochodzący z wnętrza i od razu go poznałam. Wparowałam przez drzwi i stanęłam w miejscu, kiedy zobaczyłam co tu się wyprawia.
Luke leżał na ziemi i śmiał się w najlepsze, kurczowo łapiąc się za brzuch. Jego głowa oparta była o plecy Ashtona, który swoje miejsce również zajmował na podłodze, przykrywając ją brzuchem, tylko że uwaga chłopaka skupiona była na kanapce, którą właśnie pożerał.
Dalej mój wzrok wyłapał Caluma, który o dziwo miał na sobie mój o wiele na niego za ciasny kombinezon roboczy. Musiałam się powstrzymywać, żeby na ten widok nie posikać się ze śmiechu, ewentualnie skończyć na ziemi tak jak Luke. Brunet wymieniał jakieś części w zupełnie obcym mi samochodzie i śmiał się wesoło z rechotu swojego przyjaciela.
Zastanawiało mnie, jak mogą być tacy spokojni i zadowoleni w obliczu ostatnich wydarzeń. Pierwsze, co przyszło mi na myśl to to, że zapewne takie sytuacje spotykają ich na co dzień. Jednak nie wydawało mi się, żeby mogli naprawdę podchodzić do tego z taką ignorancją, coś musiało być na rzeczy.
Spojrzałam na nich jeszcze raz i uśmiechnęłam się pod nosem. Dawno nie miałam okazji obserwować tak wesołych ludzi. Dawniej moje życie było inne, poważne, pełne rozwagi. Odkąd ta ekipa uczepiła się mnie, wszystko się zmieniło. Zaczęłam częściej się śmiać (w większości przez ich głupie zachowanie) i przestałam tak bardzo nad wszystkim myśleć. To było w pewnym sensie miłe, pozytywne. Oni byli normalni.
Nie mogłam odpuścić sobie tej przyjemności, dlatego zanim ktokolwiek mnie zauważył, wyciągnęłam z kieszeni telefon i zrobiłam zdjęcie całej trójce.
- Świetnie chłopaki. - pochwaliłam ich. - To naprawdę dobre zdjęcie.
- Szefowa! - krzyknął Calum rozkładając ręce na boki – Nie mówiłaś, że dzisiaj wracasz, więc ogarnąłem sobie kumpli do pomocy.
- Właśnie widzę. - powiedziałam, podchodząc bliżej – Cześć. - uśmiechnęłam się w stronę chłopaków leżących na ziemi. Właściwie bardziej do Ashtona,gdyż z Lukiem wciąż wolałam nie rozmawiać. Ash pomachał mi wciąż zajadając się kanapką, a blondyn obok popatrzył na mnie z zadowoleniem przyjmując moją obecność.
- Cześć, księżniczko. - mruknął, ale zignorowałam jego słowa.
 - Co to za samochód?
Zatrzymałam się przy maszynie, nad którą Calum właśnie pracował i uważnie się jej przyjrzałam. Tak, byłam pewna, że tego auta nie było tu przed wypadkiem. Z resztą było tu mnóstwo samochodów, które nie pochodziły od klientów, których ostatnio przyjęłam. Tamte pojazdy zniknęły, a na ich miejsce pojawiły się zupełnie nowe i było ich naprawdę zaskakująco dużo.
- Nowi klienci, szefie. - odezwał się zadowolony – Mówiłem ci, że dzięki mnie, zwiększysz swoje obroty.
- A co z tamtymi klientami? - zapytałam.
- Ach z nimi … - zaczął i wyglądał jakby się nad tym zastanawiał – Odjechali, zostawiając po sobie to. - wyciągnął z kieszeni grubą kopertę wypełnioną pieniędzmi.
- Chyba żartujesz …
- Nie, szefie, nie żartuje. - powiedział dziarsko, a Ashton udawał, że wymiotuje, kiedy słyszał, jak brunet się podlizuje.
- Jesteś niesamowity! - wyrwało mi się – Nie mam pojęcia jak to zrobiłeś. Nawet nie chcę wiedzieć. Ważne, że ci się udało.
- Mówiłem że dam rade.
- Eckhem … - Luke odchrząknął znacząco.
- To znaczy MY damy. - poprawił się Hood.
Odwróciłam się w stronę chłopaków i popatrzyłam na nich wdzięcznie.
- Naprawdę … dziękuje. - powiedziałam, uśmiechając się nieznacznie.
Luke natychmiast wyszczerzył się zadziornie, dlatego szybko odwróciłam wzrok, żeby nie patrzeć na jego cholernie przystojną twarz. Tfu … nie, wcale nie był przystojny.
- Nie mów dzięki, weź do ręki … - zaczął blondyn, ale zaraz dostał w łeb od Ashtona, który obdarzył go wściekłym spojrzeniem.
- Auuu. - zawył Hemmings, masując się po głowie. - Żartowałem.
Uśmiechnęłam się wesoło sama do siebie, nie mogąc zrozumieć dlaczego to wszystko się działo. Miałam ogromne szczęście, że chłopakom udało się tak szybko postawić interes na nogi. Calum pracował tu cztery dni, nie więcej, a już zrobił tyle ile ja robiłam w przeciągu naprawdę długiego czasu.
- Jeszcze raz dzięki. - powiedziałam. - Hood, jeżeli dalej chcesz pracować, możemy się dogadać w kwestii wynagrodzenia.
- Tak jest szefie. - zasalutował, ale póki co nie przeszkadzało mi jego zachowanie. Dziś już nic mnie nie zdenerwuje biorąc pod uwagę grubość koperty, którą mi wręczył.
Skierowałam swoje kroki do sypialni, gdzie chciałam odłożyć torbę z ciuchami i innymi rzeczami, które zabrałam ze sobą ze szpitala, ale kiedy otworzyłam drzwi, stanęłam jak wryta.
Cały pokój był nienagannie wysprzątany. Spod ściany zniknął materac, który służył mi za prowizoryczne łóżko, a na środku pomieszczenia stała moja torba podróżna i z tego jak wyglądała, mogłam wywnioskować, ze była wypełniona po brzegi.
Podeszłam do jedynej szafki, którą miałam w pokoju i otworzyłam ją szeroko, upewniając się tylko w moich przypuszczeniach. Wnętrze mebla było puste, to znaczyło, że ktoś musiał spakować moje rzeczy do torby. Ale po co?
Chwyciłam walizkę i wyszłam z nią z pomieszczenia, wracając do chłopaków. Rzuciłam nią na ziemię, tuż obok ich nóg i założyłam ręce na pierś.
- Co to ma znaczyć? - zapytałam. Ok, myślałam,że nic mnie dzisiaj nie zdenerwuje, ale fakt, że grzebali w moich rzeczach miał prawo wyprowadzić mnie z równowagi. - Chyba za bardzo się rozgościliście.
- Luke ci wszystko wytłumaczy. To był jego pomysł. - powiedział Calum natychmiast ewakuując się z warsztatu, a za nim jak na zawołanie pobiegł Ashton, rzucając mi przepraszający uśmiech.
Hemmings odprowadził ich wkurzonym wzrokiem i nawet kiedy drzwi zamknęły się za chłopcami, nie odważył się spojrzeć w moją stronę.
- No więc? - zapytałam, chcąc zmusić go do gadania.
Luke podniósł się w końcu z ziemi i wziął z niej torbę, którą przed chwilą rzuciłam pod jego nogi. Przełożył sobie jej pasek przez ramię, dzięki czemu zwisała teraz swobodnie na jego plecach. Nie wydawał się, jakby ciężar w jakikolwiek sposób mu przeszkadzał.
- Wyprowadzasz się stąd. - oznajmił, siląc się na spokojny ton, choć widać było, że bał się mojej reakcji.
- Co robię? - zapytałam, unosząc wysoko brwi.
- No wyprowadzasz się. - powtórzył głośno i wolno, jakby mówił do osoby przygłuchej. - Nie możesz tu zostać.
- A to niby dlaczego? I gdzie miałabym się podziać, jak nie tu?
- Dlatego, że nie jesteś tu bezpieczna. - powiedział, odwracając się do mnie tyłem i idąc w stronę metalowych blatów, na których leżały narzędzia. - Będziesz mieszkała u nas. Już wszystko ustalone.
- Nie żartuj sobie, nigdzie się nie ruszę. - zarządziłam. Jeżeli on myślał, że zgodzę się na coś takiego to był w ogromnym błędzie. Musiał być szurnięty, jeżeli sądził, że ot tak porzucę warsztat, żeby mieszkać w ich domu. - Chyba do reszty wam odwaliło.
- Zmienisz zdanie po tym, co zaraz zobaczysz. - odparł spokojnie, zbierając coś ze stołu i podchodząc do mnie – Masz.
Wyciągnęłam ręce w jego stronę zabierając małe, czarne urządzenie, które trzymał. Obróciłam je w palcach próbując odgadnąć co to właściwie jest. Może i miałam podejrzenia, ale nie wydawało mi się, żeby były trafne.
- Czy to jest … - zaczęłam.
- Kamera. - dokończył za mnie – Znaleźliśmy jeszcze pięć takich w całym warsztacie. Trzy tutaj... – pokazał palcem niektóre miejsca przy suficie –  … dwie w twojej sypialni i jedną w łazience.
Na moje policzki wstąpił rumieniec, kiedy zdałam sobie sprawę, co to dla mnie oznaczało. Ktoś podglądał mnie używając tego sprzętu. Ktoś wkroczył w moją prywatność, miał czelność oglądać każdy mój ruch, każdy krok. Zrobiło mi się słabo, dlatego usiadłam na krześle, w obawie, że zaraz mogę zemdleć.
- Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? - zapytałam wściekle, gdyby to było możliwe Luke spłonąłby od mojego wzroku – Dlaczego do cholery jesteś taki opanowany?
- Bo podejrzewam, że zamontowali je całkiem niedawno, co znaczy, że nie mieli dużo czasu na obserwacje. - mówił, zmierzając w moim kierunku. - Ale jeżeli ktoś wszedł do środka i miał okazję schować to gówno, na pewno wróci tu, jeżeli zostawimy cię samą.
Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl i przez chwile nie odzywałam się w obawie, że mogę zwrócić śniadanie. Nie chciałam pytać go czy ma jakieś podejrzenia odnośnie osoby, która mogła to podłożyć. Wiedziałam, co by powiedział. Oczywiście zrzuciłby wszystko na Wayna. Ja jednak nie byłam pewna czy Wayn byłby w stanie zrobić mi coś takiego. Nie po tym co razem przeszliśmy.
Przygryzałam nerwowo wargę, a kiedy Luke znalazł się przy mnie, wstałam jak oparzona, odsuwając się od niego.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie wy? - wypaliłam – Może bawicie się moim kosztem. Specjalnie próbujecie mnie nastraszyć … Nie ufam ci, Luke. Nie znam cię. I nie wiem czego ode mnie chcesz.
- Davis, pomyśl, gdybym chciał nie musiałbym nic mówić o tych kamerach i mógłbym zostawić je tak jak były. To chyba wystarczający dowód na to, że nie chcę cię skrzywdzić. - powiedział.
- Ale dlaczego? - zapytałam, a widząc jak patrzy na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem, dodałam – Dlaczego zależy ci na moim bezpieczeństwie?
- Mam być z tobą zupełnie szczery? - zapytał, na co pokiwałam głową. Sama nie wiedziałam czy chce usłyszeć odpowiedź na moje pytanie, ale tak było dla mnie lepiej. Musiałam znać prawdę.
Luke przygryzł wargę w miejscu, gdzie spoczywał jego czarny kolczyk i na chwile odwrócił swój wzrok. Czekałam w napięciu na jego kolejny ruch. Byłam gotowa przyjąć cios, jaki miał zamiar mi zadać. Do oczu napłynęły mi łzy, nie kontrolowałam tego, co się ze mną działo. Przez to wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni, byłam słaba, załamana. A teraz dałam swoim emocjom upust w postaci słonych kropli na moich policzkach.
Spodziewałam się usłyszeć najgorsze, dlatego zamarłam, kiedy chłopak pokonał odległość między nami i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w uścisku. Jedną dłonią pewnie trzymał mnie w talii, a drugą złapał za brodę i uniósł go tak, żebym mogła spojrzeć mu prosto oczy. Biło od niego przyjemne ciepło, przez co ledwo stałam o własnych siłach. Praktycznie wisiałam w jego ramionach, nie mogąc złapać oddechu, kiedy jego usta dotknęły moich. Luke złożył delikatny pocałunek na moich wargach, a ja byłam zbyt oszołomiona, żeby zareagować w jakiś sposób. Jego usta przeniosły się na moje policzki, które były mokre od łez i tak samo delikatnie i powoli, scałował słone krople.
- Nie płacz, księżniczko. - mruknął w moje usta, a ja uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego ramieniu.
Trwaliśmy tak chwilę, nie mówiąc nic. Luke nie poluźnił uścisku nawet na sekundę, a ja nie protestowałam. Może w tym momencie byłam głupia, naiwna i bezmyślna, ale uwierzyłam mu. Byłam w stanie zrobić to, o co mnie prosił, a właściwie kazał. Już nie miałam oporu przed zabraniem się stąd jak najdalej, bo w tym momencie czułam się bezpiecznie i pewnie. I jedno musiałam przyznać, moje uczucia do tego chłopaka już dawno przestały ograniczać się tylko do nienawiści lub obojętności. Bałam się do tego przyznać, ale taka była prawda. On wzbudzał we mnie emocje, jakich nawet nie potrafiłam nazwać.
- Musimy iść, Heather. - szepnął do mojego ucha.
- Nie chcę się stąd ruszać. - mruknęłam nieśmiało.
- Uwierz mi, że chcesz. - powiedział, odsuwając mnie nieznacznie. Ten mały ruch sprawił, że cały spokój uleciał ze mnie, a na jego miejsce pojawiła się pustka. Nie mogłam się jednak długo tym przejmować, gdyż Luke odezwał się po raz kolejny – Mam dla ciebie niespodziankę.
- Niespodziankę? - powtórzyłam.
- Właściwie to prezent na przeprosiny. - uściślił, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę drzwi - Za to, że ostatnio byłem takim chujem.
- Co to takiego? - zapytałam, nie mogąc ukryć podekscytowania.
- Zobaczysz. - uśmiechnął się.
Luke otworzył przede mną drzwi i przepuścił mnie przodem. Wyszłam na zewnątrz i chłodne powietrze trochę mnie otrzeźwiło. Poczekałam aż blondyn wyjdzie i zamknęłam drzwi na klucz. Skierowałam się w stronę samochodu, w którym już zniecierpliwieni czekali Ashton i Calum. Całą drogę zastanawiałam się co takiego miał dla mnie Luke.

____________________________________________________________________________
Z dedykacją dla Shadow_Hunter. Dziewczyno, twój komentarz podniósł mnie na duchu i dał mega motywacji do działania.<3 Dziękuję!
Może i rozdział nie jest najlepszy i jest w nim dużo dziwnych, niepasujących scen (przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie), ale mam nadzieję, że Huke wam to wynagrodził. Może nie był to pocałunek, jakiego byście chciały, ale obiecuje, że niedługo będzie tego więcej, bo sama nie mogę już wytrzymać!
Dziękuje za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Kocham was :*

@Risky_Player - oficjalne konto opowiadania na tt
#RiskyPlayerFF - używajcie, jeżeli chcecie napisać coś o opowiadaniu. Na pewno będzie miło mi to czytać :)
@FANFIC_AF - moje konto na tt
Zapraszam was też na wattpada, gdzie publikuje dwa inne opowiadania - KLIK
 

11 komentarzy:

  1. Jezu! Świetne,genialne, barak słów ! *.* czekam na więcej ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem czemu strasznie mnie rozśmieszyło, jak okazało się, że przychodzili do szpitala wszyscy oprócz Michaela XD
    "A ty jesteś zajebiście słodka, kiedy się na mnie denerwujesz" przeczuwam w przyszłości angry sex
    CALUM JEST KURWA MOIM MISTRZEM. tak, ups, niezręcznie, Cal. true *gif z calumem*
    jak Luke leżał z głową na plecach Ashtona. Lashtooooon <3
    i znowu Calum, mój mistrz. normalnie wygra nagrodę na pracownika roku!
    przeczuwałam, że kiedyś w końcu z nimi zamieszka i czuję, że będzie im się cieeeekawie razem mieszkać if you know what i mean XD
    jak przeczytałam o kamerach, które były nawet W ŁAZIENCE... (od zawsze się tego boję) zrobiłam w tym momencie bardzo oburzoną minę.
    "Mam być z tobą zupełnie szczery?" W TYM MOMENCIE PRZESTAŁAM ODDYCHAĆ, BO TO MOGŁO SKOŃCZYĆ SIĘ ALBO MOIMI ŁZAMI SZCZĘŚCIA ALBO SMUTKU
    i taaaaaaak, pocałował ją, jeeeest, czekałam na ten moment ciągle od kilku rozdziałów! chuj, że to było krótkie, to było cuuuuute
    "- Nie chcę się stąd ruszać. - mruknęłam nieśmiało." jezu Heather, ale jesteś urocza <3
    hehehe, już ja podejrzewam, co to za niespodzianka i praktycznie płaczę ze szczęścia z tego powodu, dlatego już się nie mogę doczekać nowego rozdziału (choć dopiero niedawno dodałaś ten)
    ugh, jak ja wytrzymam tyle czasu :(

    ps. ciężko było mi napisać ten komentarz, bo dobrze wiesz, że żyję końcówką rozdziału XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opowiadanie jest genialne. Trudno wpaść na taki pomysł, a jeszcze trudniej go zrealizować. Podziwiam Cię za każdy rozdział, który dodajesz, bo historia nie jest nudna, lecz wciągająca. Rozdział genialny i w końcu Heather zbliżyła się do Luke'a. Chyba mój ulubiony fragment całego opowiadania. Czekam na kolejny i życzę weny! :)

    (Przepraszam jeżeli to co napisałam zabrzmiało jakbym "podlizywała się" oraz za cały komentarz, bo jestem słaba w pisaniu ich.)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje opowiadanie jest genialne ! CZekam na kolejny rozdział ;)

    Zostałaś nominowana do Liebster Award : http://beside-you-5-seconds-of-summer.blogspot.com/2015/03/rozdzia-2-liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam czytać twojego bloga!
    Jest wspaniały!
    Luke'owi zaczęło zależeć na Heather? Cieszy mnie to! :3
    Czekam z niecierpliwością na następny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisyty. Sama jestem ciekawa co to za niespodzianka. Weny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG !!
    Dostałam rozdział :"") mogę umierać xd
    A się porobiło ^^ Ja chce żeby on się z nią i ona z nim i wgl no wiesz ^^
    Rozdział jest dobrze napisany, wszystko się zgadza :3
    Jak ja mam spać po takim rozdziale ? Potem mam brudne myśli z Lukiem XDD hahaha >..<
    Czekam na kolejny rozdział , bo blog jest świetny :D Może wydaj kiedyś książke ?? :D
    Tez cie kocham !!! :D ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. CZY JA ŚNIĘ?
    TO JEST TAKIE GENIALNE JEJU
    WENY!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem ciekawa co to za niespodzianka.
    Ciekawe jak będzie wyglądać ich mieszkanie razem. Może być ciekawie.
    Czekam na następny zz niecierpliością. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny blog<3 Genialny rozdział :D w ogóle wszystko masz takie fajne xd Czekam na nexta :D /K.

    OdpowiedzUsuń
  11. Genialny blog, cała akcją rozgrywająca się w opowiadaniu jest od początku do końca ciekawa, życzę powodzenia w dalszych rozdziałach😊

    OdpowiedzUsuń