poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział piętnasty.

Całą drogę powrotną przebyliśmy w zupełnej ciszy, przerywanej jedynie cichymi odgłosami radia. Właśnie leciały jakieś rockowe wrzaski i strasznie upierałam się, żeby przełączyć stacje, jednak po krótkiej kłótni dałam sobie z tym spokój, bo Luke całą swoją uwagę skupił na drodze znikającej pod kołami samochodu i przyglądał się jej ze znudzeniem, co jakiś czas zerkając w moją stronę. Kątem oka obserwowałam jego swobodną postawę. Powiedzieć, że rozwalił się na fotelu to mało. Jego ciało wręcz stapiało się z siedzeniem. Nadgarstek jednej ręki położył na kierownicy, a druga spoczywała na skrzyni biegów, do tego miał przymrużone lekko oczy i głowę wygodnie opartą o zagłówek fotela.
Sięgnęłam dłonią do sprzętu wbudowanego w deskę rozdzielczą i nacisnęłam przycisk uruchomiający odtwarzacz płyt, nie mogąc dłużej znieść radiowego jazgotu. Od razu załączyła się płyta, której ostatnio słuchałam non stop. Z głośników jako pierwsza popłynęła piosenka Ellie Goulding Love me like you do. Przymknęłam oczy i skupiłam się na słowach, starając się nie zwracać uwagi na nic innego. Chciałam się odprężyć i w spokoju przebyć resztę drogi do domu. Nie miałam ochoty na rozmowy, więc słuchanie muzyki wydawało się najlepszym pomysłem na zabicie czasu.
Przez chwilę moja terapia działała, jednak Luke postanowił zepsuć wszystko, wybuchając śmiechem. Chłopak zgiął się w pół, na tyle ile było to możliwe na przednim siedzeniu pojazdu i rechotał w najlepsze. Swoim głupim i niesamowicie dziecinnym śmiechem, zagłuszał całą muzykę.
- Co cię tak bawi? - warknęłam rozzłoszczona jego wybuchem, który wyrwał mnie z muzycznego transu.
- Poważnie chcesz, żebym odpowiedział ci na to pytanie? - zapytał, a ja pokręciłam głową, na znak, że gówno obchodzi mnie co ma do powiedzenia. Szczerze mówiąc, dlatego ze wiedziałam iż śmieszy go utwór, który puściłam. Kiedy nie odpowiedziałam, chłopak nacisnął czerwony guzik w odtwarzaczu. Muzyka ucichła, a wtedy on westchnął - O wiele lepiej.
Uniosłam oczy do góry w geście załamania i spojrzałam na niego z politowaniem. Wystarczyło, że siedział za kółkiem mojego samochodu, na co nie pozwalałam nikomu (choć to była wyjątkowa sytuacja, bo wcześniej myślałam, ze Luke chce mnie zabić, dlatego pozwoliłam mu kierować), nie zgodzę sie więc dodatkowo na jakieś zabawy w DJ'a.
- Nie pozwalaj sobie. To mój samochód, więc słuchamy mojej muzyki. - zarządziłam, ponownie włączając radio.
Luke Hemmings nie byłby Lukiem Hemmingsem, gdyby od tak odpuścił i choć raz zostawił komuś ostatnie słowo. Długo nie musiałam czekać na kontrargument.
- Gdybyś nie zauważyła, to ja prowadzę, więc do mnie należy wybór. - powiedział zadowolony i muzyka znów ucichła.
Ok, zaraz nie wytrzymam.
- Cholera, Hemmings! - podniosłam znacznie głos i nacisnęłam guzik po raz ostatni - Jeżeli spróbujesz jeszcze raz dotknąć radia, to przysięgam, że wykopie cię stąd i zostawię samego na poboczu. - wyciągnęłam palec i wskazałam na blondyna ostrzegawczo.
Chłopak zmarszczył brwi i zacisnął usta w cienką linię. Czułam, że robi to dlatego, żeby znów się nie roześmiać.  Jego oczy nagle wypełniły się smutkiem, który był tak prawdziwy jak cycki Pameli Anderson.
- Nie musisz być taka niemiła, skarbie. - powiedział z udawanym żalem, a kiedy spiorunowałam go wzrokiem, dodał - Ok, ok. Już niczego nie dotykam. Ręce mam przy sobie. - puścił kierownice i uniósł dłonie na wysokość twarzy, żeby za chwile znów położyć je na miejsce - Chyba, że chciałabyś, żebym trzymał je gdzie indziej ... - dodał uwodzicielsko.
- Och, zamknij się Luke. - jęknęłam, powstrzymując chłopaka przed dalszymi komentarzami.
Odwróciłam głowę i wgapiłam się w widok za szybą. Już dawno minęliśmy pola, a teraz i wysokie drzewa zaczęły się przerzedzać, ustępując miejsca cywilizacji. Po obu stronach drogi pojawiły się latarnie, co oznaczało, że zbliżaliśmy się do miasta. Ucieszyłam się z tego widoku, bo od paru godzin marzyłam jedynie o położeniu się spać. Normalnie już dawno zasnęłabym na fotelu, jednak to jak Luke jechał, sprawiało, że bałam się o swoje życie.
Licznik prędkości wskazywał grubo ponad sto pięćdziesiąt, a on zupełnie nic sobie z tego nie robił. Choć droga była zupełnie nie przystosowana do szybkiej jazdy, bo co chwila trzęsło podwoziem, kiedy najeżdżaliśmy na jakąś dziurę. Najwyraźniej takie warunki nie przeszkadzały chłopakowi, a ogromna prędkość nie robiła już na nim wrażenia. W końcu całe jego życie polega na zawrotnej szybkości samochodów, którymi się ściga. Pewnie zdążył przywyknąć do wszelkich niedogodności i w przeciwieństwie do mnie, był maksymalnie odprężony.
Mi daleko było do poczucia bezpieczeństwa, kiedy ktoś taki jak on prowadził samochód. Może i lubiłam szybką jazdę, ale każdy ma swoje granice, prawda? Do tego auto, którym jechaliśmy, należało do mnie. Wolałabym, żeby nie dotarło do warsztatu w częściach, bądź gorzej - wylądowało gdzieś na poboczu przygniecione drzewem.
Byłam jednak pewna, że Luke odgrywa się na mnie za dzisiejszą akcję w fabryce. Jakby to była moja wina, że Michael nie wrócił po umówionym czasie. Ok, mogłam nie pchać się tak i zaczekać parę minut dłużej, ale skąd mogłam wiedzieć co tam się wyprawia? Luke co prawda nie był na mnie zły, a przynajmniej udawał, że nie jest. To była dla mnie nowość, bo pierwszy raz nikt nie wyżywał się na mnie za popełnienie błędu, do tego nieświadomie. Nie zmieniało to jednak faktu, że postanowił pobawić się moim kosztem i trochę mnie nastraszyć. Wraz z chłopcami urządzili sobie wyścigi i całą drogę do miasta, modliłam się, żeby przeżyć.
Szczerze mówiąc, byłam bliska zaakceptowania faktu, jak szybko jedziemy, ale Luke postanowił docisnąć gaz i znacznie przyspieszyć. Nie sądziłam nawet, że to możliwe.
- Co do cholery? - skierowałam głowę w stronę blondyna - Zwolnij!
Jak się mogłam spodziewać, nie posłuchał mnie i zrobił dokładnie na odwrót. Silnik zawył potwornie, a ja odruchowo wbiłam paznokcie w siedzenie.
- Popieprzyło cię? Zwolnij! - powtórzyłam. - Jesteśmy w terenie zabudowanym!
- Nie mów, że się boisz. - jego brew powędrowała znacznie do góry, kiedy na mnie spojrzał. Z ust nie schodził mu zadziorny uśmiech. Miałam ochotę walnąć go i zmyć ten pewny siebie wyraz z jego twarzy. Jeżeli myślał, że mnie przestraszył, to grubo się mylił.
- Nie boję się. - zapewniłam. Starałam się  by mój głos brzmiał normalnie.
Chłopak spojrzał na mnie jakby upewniając się czy mówię prawdę i chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
- To dobrze, odwaga ci się przyda, bo ktoś nas śledzi. - poinformował mnie spokojnie.
- Co?
 - Odwróć się.
Spojrzałam przez ramię na tyły samochodu i faktycznie, mogłam zauważyć czarny pojazd oddalony parę metrów od nas. Odruchowo spojrzałam w miejsce, gdzie umieszczone są tablice rejestracyjne, ale odległość między nami była zbyt duża, żebym mogła cokolwiek odczytać. Próbowałam przypomnieć sobie, czy znam kogoś w Sydney, kto jeździł Range Roverem. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
- Skąd wiesz, że nas śledzą? - zapytałam, nie spuszczając wzroku z widoku za mną - To może być ktoś zupełnie przypadkowy i ...
- I zupełnie przypadkowo jadą za nami odkąd wyjechaliśmy z fabryki? - przerwał mi ironicznym pytaniem - Nie sądzę.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz? - zapytałam nie dowierzając.
- A co by to zmieniło, gdybym powiedział ci wcześniej? Wyszłabyś i poprosiła, żeby za nami nie jechali? - prychnął, wracając wzrokiem na jezdnie - W samochodzie jest trzech facetów, więc lepiej udawać, że ich nie zauważyliśmy.
- Nie mów, że się boisz. - powtórzyłam jego wcześniejsze słowa, a na moje usta wpłynął uśmiech satysfakcji.
- Boję się jak cholera - rzucił kompletnie poważnie, wybijając mnie przy tym z rytmu. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, jednak wszystko wyjaśniło się po jego kolejnych słowach - Masz za małe cycki, żebym mógł cię wymienić w zamian za wolność. Jak nas złapią, to po mnie.
Luke popatrzył na mnie z przerażeniem i gdyby duma mi na to pozwoliła, pogratulowałabym mu umiejętności aktorskich. Nie miałam jednak najmniejszego zamiaru go chwalić i uciekłam się do najbardziej dziecinnego, ale zarazem najprostszego sposobu rozmawiania z takimi jak on:
- Palant.
- Deska.
- Gbur.
- Deska.
- Idiota.
- Deska.
- Brak ci kreatywności.
- A tobie cycków.
- Ygh, nienawidzę cię. - warknęłam, zakładając ręce na pierś i odwracając się w drugą stronę.
Luke chwilę jeszcze śmiał się, że wyglądam i zachowuje się jak naburmuszony bachor, ale olewałam jego komentarze skutecznie. Całą drogę do warsztatu przemierzyliśmy powolnym tempem, w zupełnej ciszy.


Kiedy dotarliśmy do naszej dzielnicy, mogłam odetchnąć z ulgą. Luke zwolnił nogę z pedału gazu, a wtedy wyłapałam wzrokiem dach warsztatu i już wiedziałam, że zaraz będę u siebie. Momentalnie poczułam się lepiej wiedząc, że w końcu położę się spać i może nawet wyśpię.
Już wcześniej zauważyliśmy, że Range Rover za nami zniknął, więc spokojnie mogliśmy podjechać pod mój 'dom'. Nie ukrywam, że trochę się bałam, ale Luke zapewnił mnie, że już nikt nas dalej nie śledził i mogę czuć się bezpieczna.
Wjechaliśmy na posesję. Było tak ciemno, że jedyne światło, jakie choć w minimalnym stopniu umożliwiało nam widoczność, pochodziło z samochodowych lamp.
Michael, który kierował drugim pojazdem, zaparkował tuż przy krawężniku. Po chwili cała trójka opuściła jego wnętrze i wyczekująco spoglądali w naszą stronę. W bagażniku miałam dzisiejsze zakupy czerwonowłosego, więc musieli przyjechać tu z nami, żeby przepakować je do siebie.
Luke wjechał na podjazd, a ja wyszukałam w torebce kluczy do bramy garażowej i kiedy je znalazłam, otworzyłam drzwi od strony pasażera i poszłam otworzyć przejazd, żeby chłopak mógł wjechać do środka. Nigdy nie zostawiałam samochodów na zewnątrz, kiedy robiło się ciemno. Wiadomo przecież, co je czeka w takiej dzielnicy, gdzie pełno złodziei i innych opryszków.
Zbliżyłam się do garażu, zbyt skupiona szukaniem odpowiedniego klucza w całym pęku, żeby dostrzec, że ktoś już tam stoi. Ciemna sylwetka rzuciła mi się w oczy dopiero w momencie, kiedy uniosłam głowę. Zatrzymałam się natychmiast, nie chcąc robić ani kroku więcej w stronę nieznajomego. Moje oczy próbowały przebić się przez mrok, ale bezskutecznie. Miałam wrażenie, że znam tą osobę. Miałam rację, choć przekonałam się o tym, dopiero kiedy postać zbliżyła się do mnie, a jej twarz oświetliły światła samochodu, stojącego tuż za mną.
- Wayn ...- tylko tyle byłam w stanie wykrztusić, kiedy go zobaczyłam. Z rąk wyleciał mi brzęczący pęk i głośno uderzył w ziemię, a sama stałam osłupiała.
Zrobiło mi się niedobrze na sam widok chłopaka. Zapadnięte, nieobecne oczy, rozszerzone źrenice i blada jak kreda cera. Mogłam bez zastanowienia stwierdzić, że był naćpany, przez co zaczęłam bać się jeszcze bardziej.
To nie tak, że już go nie kochałam. Co prawda starałam się nie myśleć o nim, odsunąć jego obraz do najdalszego zakamarka mojego umysłu, zapomnieć o nim. Całkiem nieźle mi to wychodziło. Wpadłam w wir pracy, do tego miałam masę innych zmartwień i mimo iż Wayn pojawiał się w mojej głowie, to pojawiał się tam rzadziej niż można było przypuszczać. Jednak nie da się od tak wymazać trzech lat z życia i bez uczuć reagować na osobę, którą tak długo się kochało. Właściwie, którą kocha się nadal.
Serce ścisnęło mi się ze smutku, kiedy jego spojrzenie przewiercało mnie z nienawiścią. Miał zaciśniętą szczękę tak mocno, że słyszałam jak zgrzyta zębami. Zdawał się nie zauważyć obecności reszty chłopaków, choć to było niemożliwe. Musiał nie zwracać na nich uwagi, zbyt przejęty moją osobą.
- Tak szybko zdążyłaś się pocieszyć? - zaśmiał się, podchodząc trochę do przodu. Twarz napięta ze złości i fioletowe żyły na szyi idealnie pasowały do jego obłąkanych oczu.
Zaczęłam cofać się do tyłu, próbując zwiększyć odległość między mną a chłopakiem stojącym naprzeciwko. W tym momencie czułam się jak w pułapce. Nie widziałam drogi wyjścia z sytuacji. Moja dłoń powędrowała do ust, zaciskając się na nich z całych sił. Wszystko gdzieś zniknęło i zostaliśmy tylko we dwoje. Ja i on; ofiara i napastnik.
- To nie jest wcale tak. - wyszeptałam tak cicho, że wątpiłam, że ktokolwiek mnie usłyszał.
Postawiłam następne kroki za siebie i poczułam opór. Moje plecy wylądowały na czymś miękkim i ciepłym. To od razu przywróciło mnie do rzeczywistości. Odwróciłam głowę i spostrzegłam Luke'a. Satysfakcja wręcz wylewała się z jego oczu, ale teraz nie miałam ochoty się nad tym zastanawiać.
Blondyn chwycił mnie za biodra i odsunął za siebie, osłaniając ciałem. Tuż za mną stał podekscytowany (jak zawsze w takich momentach) Calum, a jeszcze dalej Ash. Ashton gestem ręki przywołał mnie do siebie, ale nie zdołałam się ruszyć, kiedy ponownie usłyszałam głos swojego byłego chłopaka.
- Niesamowite, jak niewiele czasu potrzebowałaś, żeby skoczyć do łóżka innemu ... - odparł kręcąc głową i wciąż postępując w naszym kierunku.
- Hej, dziewczyna musi wykorzystywać swoje zdolności - uprzedził mnie zadowolony głos Caluma - Szkoda by zmarnować taki talent.
Równocześnie z Waynem, posłałam Calowi wściekłe spojrzenie.Brunet był jednak zbyt głupi, żeby się tym przejąć i wciąż stał zadowolony z rękoma w kieszeni. W tym momencie byłam pewna, że Calum jest umysłowo niedorozwinięty.
Spojrzałam jeszcze dalej za siebie, prowadzona głośnym śmiechem Michaela. Czerwonowłosy wciąż stał oparty o samochód i ani myślał się ruszyć. Najwyraźniej widział dokładnie całe przedstawienie, więc nie było sensu w podchodzeniu bliżej. Może uznał, że trzy na jednego to w zupełności wystarcza, a może po prostu po ostatnim razie wolał nie zbliżać się do Wayna.
Wayn praktycznie dusił się z wściekłości, słysząc te słowa. Spuściłam głowę w dół i utkwiłam wzrok w swoich butach, nie chcąc patrzeć na jego pełne wyrzutu oczy. Zrobiło mi się tak cholernie głupio, że musiał zobaczyć mnie w tym momencie z nimi. Przecież to kompletnie nic nie znaczyło, ale on tego nie wiedział. Na jego miejscu sama pewnie wysunęłabym podobne wnioski, więc nie dziwiłam się, że zareagował właśnie w ten sposób, choć moje spotkanie z nimi to zupełny przypadek.
- Uważasz, że to śmieszne? - warknął, a jego wytatuowane ramiona napięły się, uwydatniając mięśnie - Ciekawe czy będzie tak zabawnie, kiedy odstrzelę ci łeb. Przysięgam, że będziesz pierwszy na mojej liście.
Calum prychnął, najpewniej udając, że wcale go to nie obeszło, jednak nie odezwał się więcej, choć wciąż stał z dumnie wypiętą piersią, czując się pewnie w towarzystwie kolegów.
- Uważaj żeby to tobie pierwszemu nie stała się krzywda. - tym razem odezwał się Luke.
Kiedy oczy bruneta skierowały się na jego sylwetkę, mogłam przysiąc, że był bliski rzucenia się mu do gardła. Miał to wypisane na twarzy i wiedziałam, że niczego nie pragnie bardziej jak śmierci chłopaka, który zniszczył mu życie i upokorzył go na oczach wszystkich.
Blondyn zachowywał się jakby zupełnie nie zauważał w jakim stanie jest teraz Wayn i swobodnie kontynuował rozmowę.
- Na twoim miejscu dał bym sobie z tym spokój. Przegrałeś.- zaczął spokojnie, a potem dodał dobitnie akcentując każde słowo - Pogódź się z tym, że teraz to ja odbieram nagrody za wyścigi i że to ja pieprzę laskę, która kiedyś należała do ciebie.
- To nie ... - krzyknęłam, żeby zaprzeczyć, ale Calum złapał mnie za ramiona i zasłonił dłonią usta, żebym nie mogła powiedzieć nic więcej.
- To przede mną teraz klęka. - szepnął, kiedy znalazł się tuż przy twarzy Wayna. - Z resztą nie tylko ona. Twoi wierni ludzie przychodzą do mnie i błagają, żebym przyjął ich do gangu. Mają dość takiego patałacha jak ty. Skończyłeś się, Carter. Lepiej poddaj się na samym początku, zanim zrobi się nieprzyjemnie.
Luke odwrócił się na pięcie i postawił krok w naszą stronę, prawdopodobnie myśląc, że ich rozmowa dobiegła końca. Wayn był innego zdania i nie pozwalając blondynowi odejść, pociągnął go za koszulkę uniemożliwiając ruchy. Pod wpływem szarpnięcia ciało chłopaka opadło na ziemię, a jego plecy uderzyły o twardy asfalt na podjeździe. Grymas bólu przeszedł przez jego twarz, ale szybko się pozbierał i po chwili stał z powrotem o własnych nogach. Pięść Luke'a wylądowała na szczęce przeciwnika, odrzucając jego głowę w tył. Z ust Wayna polała się krew, ale wciąż oddawał ciosy.
Serce mi przyspieszyło. Złapałam Caluma za rękę i zmusiłam, żeby na chwilę oderwał wzrok od bójki i popatrzył na mnie.
- Zamierzasz coś zrobić?! - krzyknęłam - Przecież się pozabijają!
- Nie mogę, jest jeden na jednego. - wzruszył ramionami - To by było nie fair.
- A od kiedy wy jesteście fair, hm?
Calum przyłożył palec do ust, a następnie mruknął 'ciiii' i wrócił do oglądania bijących się chłopaków.
- Po prostu nie do wiary ... -mruknęłam rozglądając się i szukając pomocy w pozostałej dwójce, jednak żaden z nich się nie ruszył.
Ashton pokręcił głową, nie zgadzając się na moją niemą prośbę, a Michael nawet nie podniósł głowy znad telefonu i rozbawiony wpatrywał się w ekran. Co za ludzie. Od kiedy gangi są takie honorowe i przestrzegają zasad moralnych? Chyba mnie coś ominęło, bo pierwszy raz spotykam się z czymś takim.
Chłopcy na pewno postanowili się nie wysilać, bo wiedzieli, że Luke da sobie radę w bójce z naćpanym i ledwo stojącym na nogach Waynem. Ja nie podzielałam ich zdania i miałam racje.
W momencie, kiedy blondyn poczuł się na tyle pewnie, widząc leżącego Wayna na ziemi, że przestał zwracać na niego uwagę i zajął się pławieniem w zwycięstwie. Popatrzył na nas zadowolony i uśmiechnął się łobuzersko, na widok naszych min. Widziałam, jak Calum powstrzymywał się, żeby mu zaklaskać. Wtedy Wayn wykorzystał okazję i ostatkami sił podniósł się z asfaltu. Z zabójczą prędkością wbił swoje kolano w brzuch Luke'a, a ten opadł na kolana, oplatając ręce wokół tali. Wayn sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął z niej nóż.
Moje nogi same popchały się do przodu. Wszystko działo się pod wpływem impulsu i sama nie wiedziałam co robię. Adrenalina uderzyła mi do głowy i nawet nie zastanawiałam się jak niebezpieczne jest interweniowanie w takiej sytuacji. Nie myślałam jednak trzeźwo w sytuacjach, kiedy ktoś miał zaraz umrzeć.
Chłopcy ruszyli zaraz za mną, kiedy zdali sobie sprawę, że to wcale nie szkolna bijatyka, a poważna bójka. Zbyt poważna jak na dany moment. Żaden z nich jednak nie był w stanie mnie dogonić, bo zareagowałam jako pierwsza.
Już po chwili klęczałam zasłaniając ciało Luke'a i odważnie patrząc w tęczówki bruneta. Wayn zawahał się na chwilę i mocniej zacisnął dłoń na nożu. Kątem oka widziałam, jak Michael powoli zakrada się za jego plecami, z zamiarem obezwładnienia.
- Odejdź. - wysyczał.
To był już drugi raz kiedy ryzykowałam życie dla któregoś z chłopaków. Nie było to do mnie podobne, bo zawsze stałam murem tylko za jedną osobą, nie wliczając mojej siostry - za Waynem. Teraz wszystko wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a ja stałam po drugiej stronie urwiska - na terenie wroga, broniąc go. Ostatnio moje czyny są kompletnie nieprzemyślane, impulsywne, automatyczne. Przestałam wszystko analizować, a zaczęłam działać. Nie zastanawiałam się nad tym, co powinnam zrobić; po prostu to robiłam.
- Nie. - odpowiedziałam krótko.
- Heather, nie chcę cię skrzywdzić, rozumiesz? - odezwał się słabo - Ale jeżeli nie dasz sobie z nimi spokoju, będę musiał to zrobić. Będę musiał zniszczyć ci życie, mała ...
To jak mnie nazwał sprawiło, że na chwile straciłam oddech. Było mi trudno zebrać się w sobie i wypowiedzieć słowa, które już dawno ułożyłam sobie w głowie z przeznaczeniem specjalnie dla Wayna.
- Nie ruszę się stąd, Wayn. - mój głos drżał, a po policzkach spływały łzy - Już dawno przestałeś się dla mnie liczyć. Przykro mi.
Widziałam, jak zraniły go te słowa. Mnie zraniły jeszcze bardziej. Czułam jak pali mnie od środka, kiedy jego oczy zdradzały, jak bolesny zadałam mu cios. Wręcz śmiertelny. Nie mogłam postąpić inaczej, jak oficjalnie wygarnąć mu to prosto w twarz. Nie zrobiłam tego wcześniej, bo zwyczajnie uciekłam. Teraz była najlepsza i jedyna okazja.
- Świetnie. Sama wybrałaś taką drogę, więc nie wiń mnie za to, co teraz z tobą będzie. - jego zachrypnięty głos był jakby bez życia - To jeszcze nie koniec. Możecie przestać spać po nocach. Rozpoczęliście wojnę.
Wayn ostatnie słowa skierował do chłopaków, którzy od jakiegoś czasu po prostu przysłuchiwali się naszej rozmowie. Nie interweniowali, widząc, że Wayn się poddał i pozwolili mu odejść. Wraz z nim, z jego sylwetką znikająca w ciemnościach, część mnie umarła, zostawiając miejsce na strach przed tym co teraz będzie.
Powoli odwróciłam się w stronę Luke'a. Dalej klęczał na ziemi, tym razem z wielkim uśmiechem na ustach, skierowanym do mnie. Po tym jak oberwał od Wayna, zachowywał się jak zwycięzca. Był tak pewny siebie i arogancki, że to nie mogło być prawdziwe. A może jednak?
- Nie powinnaś mnie teraz opatrzyć, słonko? - zapytał, kiedy chciałam odejść.
Uśmiechnęłam się do niego niewinnie i paroma zwinnymi ruchami znalazłam się na tyle blisko, żeby bez ostrzeżenia odcisnąć swoją dłoń na jego policzku. Luke, złapał się za czerwony ślad i popatrzył na mnie z wyrzutem, zupełnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Nie jestem dziwką, Hemmings. - zaczęłam, nawiązując do tego, co powiedział Waynowi - Nie klękam przed byle gnojkiem, podającym się za gangstera. - dokończyłam.
Z gracją i dumą opuściłam osłupiałego Luke'a, przestraszonego Caluma oraz Michaela i Ashtona, którzy zwijali się ze śmiechu, na widok miny blondwłosego kumpla. Otworzyłam drzwi od warsztatu i zatrzasnęłam je za sobą, następnie zamykając na klucz. Miałam dość dzisiejszego dnia, a w szczególności miałam dość Luke'a Hemmingsa.
_______________________________________________________________________________
Wybaczcie, że dodaje tak późno, ale męczyłam się nad tym bardzo długo.Przepraszam za niego, wiem, że nie jest najlepszy.Ten tydzień był dla mnie koszmarny i nie miałam w ogóle weny. Liczę na jakieś motywujące komentarze z waszej strony! Buźka i do następnego! :*

ps. Gdyby ktoś chciał być informowany o rozdziałach przez twittera, może zostawić swój nick w zakładce kontakt :)

10 komentarzy:

  1. CZeść.
    Dopiero dzisiaj znalazłam Twojego bloga i od razu mi się spodobał.
    Jestem dopiero na czwartym rozdziale, ale obiecuję nadrobić i wtedy napiszę kolejny rozdział.
    Lubię chłopaków z 5SOS więc twój blog od razu zdobył me serce.
    Pozdrawiam i życzę weny
    PS. gdybyś chciała ( do niczego cię nie zmuszam) możesz wpaść do mnie, także zaczęłam pisać o nich bloga, dodałam dopiero obsadę ale co tam, jeśli nie będziesz chciała to nie szkodzi ja i tak nie przestanę pisać twojego.
    :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże co za rozdział, tyle się dzieje. Kocham to.
    Twój styl pisania jest niesamowity. Uwielbiam go. Tak jak to ff.
    Co do rozdział, świetny i już czekam na następny.
    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. DLACZEGO TYLKO UDERZYŁAŚ HEMMINGSA? Ja bym go już dawno zabiła... No i Wayna też... A rozdział świetny, czekałam na niego od rana i co 5 minut odświeżałam stronę, hahah XD Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. LOVE ME LIKE YOU DO XD AHAHAH TAK SŁUCHASZ TEGO NON STOP, TO PRAWDA.
    "Ręce mam przy sobie. Chyba, że chciałabyś, żebym trzymał je gdzie indziej" tak, poproszę
    gdy Luke powiedział "boję się jak cholera" to ja hijdoifjohjdgn po czym powiedział resztę i zaczęłam płakać ze śmiechu, to chyba mój ulubiony jego tekst (wydaje mi się, że już pisałam coś takiego w ostatnich rozdziałach...)
    kurde, myślałam najpierw, że Wayn jej coś zrobi, ale wtedy stanął przed nią PEŁEN SATYSFAKCJI Luke, ugh mam mieszane uczucia
    "W tym momencie byłam pewna, że Calum jest umysłowo niedorozwinięty." same
    NO ZDZIWIŁAM SIĘ JAK HEATHER OSŁONIŁA LUKE'A SWOIM CIAŁEM PO JEGO TEKSTACH, ale później mu przyjebała, także you go guuurl
    mi się bardzo podobał ten rozdział, co Ty gadasz, śmiałam się kilka razy

    ps. mam nadzieję, że Michael pisał smsy z Blake ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerze mówiąc to Wayn nie zrobi nic Heather ponieważ za bardzo ją kocham <3 <3 �� nie zniszczy jej on ją kocha. On będzie niszczyć chłopaków a nie ją bo ON JĄ KOCHA <3 <3 <3 . On zrobi wszystko by była bezpieczna <3 <3
    CZY TYLKO JA JESTEM ZA ZWIĄZKIEM WAYN I Heather
    <3 <3



    SUPER ROZDZIAŁ NAPRAWDĘ PISZ TAK DALEJ

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow ten rozdział jest zajebisty strasznie mnie wciągnęło czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Yay Heather <3 Jezu uwielbiam ten ostatni moment. Tak troszkę szkoda Wayna, ale tak tylko ciupcię xD Dziewczyna jest świetna, uwielbiam serio :3 A Luke no dupek, ale jaki przystojny xDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Ahskagksfjallahagdjskalhskalauaggsjdlslahaja OMG. JA CHCĘ NASTĘPNY rozdzial !!! Piszesz cudownie i dzięki twoim rozdziałom mogę przetrwać tydzień :") UMIERAM AHSGAKSGGAJAHGSKAKA

    OdpowiedzUsuń