piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział ósmy.

Minęłam Luke'a w progu i obróciłam się dla pewności czy szedł za mną. Czułam się niekomfortowo w tym domu, a jego obecność dodawała mi otuchy. Poczekałam więc aż do mnie dołączy. Blondyn, nie pytając o zgodę, oplótł mnie jedną ręką w talii, a drugą podtrzymał za łokieć i poprowadził do salonu, skąd słychać podniesione głosy mieszkańców i Blake. Byłam mu wdzięczna, bo kostka dalej okropnie mi doskwiera, choć wolałam się do tego nie przyznawać.
Dotarliśmy na miejsce. Uśmiechnęłam się widząc siostrę  zadowolona i przede wszystkim bezpieczną. Siedziała na kanapie i przysłuchiwała się jakiejś opowieści żywo gestykulującego Caluma. Oboje byli tak wciągnięci w rozmowę, że zauważyli nas dopiero w momencie, kiedy z kuchni wyszedł Michael i westchnął głośno z niezadowoleniem, prawdopodobnie na mój widok. Chłopak otworzył butelkę piwa i podał ją mojej siostrze, za co ona obdarzyła go wdzięcznym spojrzeniem.
Cała się gotowałam ze złości, kiedy to zobaczyłam i mogłam się założyć, że moja twarz jest teraz koloru włosów Mike'a. Chłopak od początku nie przypadł mi do gustu, ale dzisiaj na wyścigu przekroczył granicę. Nie dość, że przez niego wylądowałam na asfalcie, co skończyło się obolała kostka to jeszcze porwał moja siostrę.
- Zabije cię. - syknęłam i wyrwałam się Luke'owi.
Jak na kogoś, kto przed chwilą ledwo trzymał się na nogach, całkiem szybko dobiegłam do chłopaka. Nie myślałam wtedy o bólu. Nim ktokolwiek zdążył zareagować zaczęłam okładać go pięściami gdzie popadnie. Michael nie był mi dłużny i gdy tylko otrząsnął się z pierwszego szoku,  jak na prawdziwego mężczyznę przystało, począł oddawać ciosy. Na szczęście był na tyle 'dobroduszny', że nie wkładał w to zbyt wiele siły. Starał się jedynie blokować moje wszechobecne pięści i co jakiś czas jego ręce uderzały plaskiem na przykład w moje czoło. Sytuacja musiała wyglądać dość komicznie, bo reszta zamiast pomóc mi udusić tego idiotę, po prostu zwijała się ze śmiechu. Nawet własna siostra nie stanęła w mojej obronie, a zamiast tego tarzała się po kanapie i rechotała wraz z brunetem obok.
W końcu Luke postanowił uratować swojego niedorozwiniętego kumpla i odciągnął mnie jak najdalej od Michaela. Wyrywałam się jeszcze chwile, ale później dałam za wygraną.
- Właśnie z tego powodu nie chciałem zabierać twojej panienki razem z nami. - krzyknął wzburzony.
- To nie jest moja panienka. - rzekł dobitnie Luke. Z niewiadomych przyczyn zrobiło mi się przykro.
- Zabierać gdzie? - skierowałam swoje pytanie w stronę Michaela, a ten o dziwo mi odpowiedział.
- Ashton uparł się, żeby wyciągnąć was z tego całego policyjnego zamieszania. Początkowo taki był zamiar. Zabrać ciebie i twoja siostrę razem z nami. - mówiąc to usiadł obok Blake, a ta uśmiechnęła się głupkowato i położyła rękę na jego kolanie. Co jest, Blake? - Ale w połowie drogi przypomniałem sobie, że cię nie lubię i wcale nie mam ochoty cię ratować, wiec zabrałem jedynie Blake. - wzruszył ramionami, pociągając łyk piwa, które wziął od blondynki.
- Michael! - Blake była wyraźnie zaskoczona słowami czerwonowłosego, ale kiedy ponownie otwierała usta, przerwałam jej.
- Świetnie, wcale nie potrzebowałam twojego ratunku. - założyłam ręce na pierś i miałam nadzieję, że nie widać jaka wkurzona byłam w tamtym momencie. Zdawałam sobie sprawę, że powiedział to żeby mnie zdenerwować jeszcze bardziej, dlatego nie chcąc dać za wygraną, nie odezwałam się więcej.
- Dobra, dość tego dobrego - wtrącił Luke - Gdzie jest Ashton?
- Na górze - Calum kiwnął głową w stronę schodów. - Chciał odpocząć.
- Idź po niego i powiedz, że jest mi potrzebny w kuchni. - blondyn obrócił się do mnie. - Musimy zająć się twoja nogą.
Mówiąc to wziął mnie na ręce i wyniósł z pokoju. Nie puścił mnie nawet, kiedy próbowałam się wyrywać, choć szczerze cieszyłam się, że mnie stamtąd zabrał. Nie wytrzymałabym długo w towarzystwie Michaela.
Nagle uświadomiłam sobie, że znów zostałam sam na sam z Lukiem i zaczęłam czuć się nieswojo. Miałam tylko nadzieje, że nie będzie próbował być zabawnym i nie wspomni tego, co stało się w alejce.
Chłopak położył mnie na blacie kuchennym, a następnie z szafki naściennej wyciągnął małą, ale dobrze wyposażoną apteczkę.
Czułam się dziwnie. Za dużo dobroci, jak na jeden dzień.
Blondyn stanął naprzeciw i bez słowa wpatrywał się we mnie do momentu pojawienia się Ashtona.
Chłopak wyglądał na zaspanego, kiedy przekraczał próg pomieszczenia nieustannie pocierając oczy. Patrząc na niego mogłam stwierdzić, że jest starszy od reszty, a może po prostu bardziej zmęczony życiem niż oni. Loki na głowie sterczały każdy w inna stronę, choć to może efekt zamierzony; ubrany był szare dresy i biała koszulkę na ramiączkach.
- Co jest? - zapytał przyjaciela, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi.
- Mam dla ciebie pacjentkę. -Luke zerka w moja stronę, nie mogłam powstrzymać uśmiechu wdzierającego się bezczelnie na usta. - Prawdopodobnie ma skręconą kostkę, ale wolałbym żebyś ty to ocenił.
- Jasne, nie ma sprawy - Ashton kiwnął głową.
Luke klepnął przyjaciela w ramię i opuścił kuchnię, zostawiając nas samych. Z całej czwórki to z Ashtonem nie rozmawiałam jeszcze ani razu, dlatego nie wiedziałam czego mam się po nim spodziewać. Postanowiłam milczeć, żeby nie palnąć przy nim nic głupiego. On złapał białe pudełeczko, wcześniej przygotowane przez Luke'a i podszedł bliżej.
- Która to noga? - zapytał i wtedy delikatnie uniósł kąciki ust, a ja się rozluźniłam.
- Prawa - odpowiedziałam.
Ashton kucnął przede mną i zabrał się za oglądanie mojej kostki. Bez zbędnego zastanawiania się zdjął mi skarpetkę i podwinął nogawkę spodni, żeby mieć lepszy wgląd na sytuacje. Z ust wydobył mi się krótki syk, kiedy dotknął fioletowego kawałka skóry tuż przy kości.
- Przepraszam.
Kiwnęłam, na znak, że to nic wielkiego, a Ash zabrał się za robienie opatrunku, wcześniej smarując mnie jakąś maścią chłodząca.
- Całkiem nieźle ci to wychodzi. - zagadnęłam.
- Przez dwa lata studiowałem medycynę. - wytłumaczył wciąż skupiony na swoim zadaniu- Teraz opiekuje się mamą, więc mogę śmiało powiedzieć, że mam doświadczenie.
Przy ostatnich słowach zrobił udręczoną minę, ale szybko ją zmienił, kiedy przypomniał sobie, że na niego patrzę. Zrobiło mi się go żal. Mimo ciekawości nie pytałam o chorobę jego matki. Nie miałam do tego prawa. Jednocześnie byłam zaskoczona faktem, że Ashton był na studiach i to jeszcze medycznych.
- Naprawdę? Nie wyglądasz na kogoś, kto .. - zakryłam ręką usta i zamknęłam się, kiedy dotarło do mnie co powiedziałam - Wcale nie miałam tego na myśli.
Dodałam skruszona i spuściłam głowę, żeby ukryć zażenowanie. Chłopak podniósł się z miejsca i wytarł ręce o siebie. Nie wyglądał na złego, wręcz przeciwnie. Kiedy spojrzałam na twarz Ashtona dostrzegłam na niej szeroki uśmiech. To zbiło mnie lekko z tropu.
- Dlaczego się śmiejesz? - zapytałam.
Na nodze miałam już opatrunek, więc chłopak schował apteczkę na swoje miejsce i kroczył w stronę drzwi.
- Nie wszystko jest takie jakim się wydaje. - rzucił na odchodne.         


Luke              
  Wszedłem z powrotem do salonu, gdzie znajduje się reszta. Michael pokazywał siostrze Heather na telefonie coś, z czego ta niesamowicie się śmiała. Przewróciłem oczami. Znałem Michaela wystarczająco długo, żeby wiedzieć jakie miał wobec niej zamiary. Jeżeli okaże się dostatecznie głupia, żeby wskoczyć mu do łóżka, skończy jak reszta jego dziewczyn na jedną noc. Wykorzystana i upokorzona.
Rzuciłem porozumiewawcze spojrzenie w kierunku Caluma, a on przytaknął i podniósł się z miejsca, by wraz ze mną wyjść na korytarz. Kiedy już się tam znaleźliśmy, upewniłem się, że nikt nas nie podsłuchuje i podałem kumplowi pęk kluczy, który wyciągnąłem z kieszeni Heather, kiedy chowaliśmy się przed policją w alejce. Klucze do jej domu.
- Tylko się pospiesz. - nakazłem - One nie mogą tu dłużej przebywać.
- Spoko, uwinę się z tym szybko. - wziął ode mnie klucze i wyszedł z domu.
Wraz z zamknięciem się drzwi w przedpokoju pojawili się Michael i Ashton.
- Gdzie Blake? - zapytałem, patrząc na Mike'a, ale odpowiedział mi Ash.
- Poszła do kuchni. Kazałem jej okładać kostkę Heather lodem, żeby zmniejszyć opuchliznę.
Skinieniem dałem mu znać, że rozumiem.
- Calum poszedł przeszukać ich dom. - powiedziałem, choć oni doskonale o tym wiedzieli. Właśnie taki był plan.
- Nie wiem dlaczego wysłałeś tam akurat jego. - nie dowierzał Michael - Przecież położy wszystko. To kompletny idiota.
- To raczej niemożliwe biorąc pod uwagę fakt, że dziewczyny są tutaj i mamy je na oku, a Wayn utknął na komisariacie - bronił go Ash - A tak poza tym, Luke, zwracam honor. Poinformowanie policji o miejscu wyścigu, to był genialny pomysł.
-Taa, dzięki temu zrewanżowaliśmy się temu pajacowi za zniszczenie chaty i jednocześnie przeszukamy jego własną - przytaknął Mike.
- Dobrze się dziś spisałeś - Ashton poklepał mnie po plecach. - Heather chyba naprawdę uwierzyła, że się o nią troszczysz.
- Naiwna idiotka - komentarz Michaela wprawił mnie w stan podenerwowania.
 - Taa.
Tylko tyle byłem w stanie wykrztusić. Czułem się winny, bo nie chciałem krzywdzić dziewczyny, nie chciałem żeby pomyślała, że mi na niej zależy. Może trochę przesadziłem i nie powinienem był być aż tak miły dla niej. Chodziło mi tylko o zemstę na Waynie, ona nie jest niczemu winna, a mimo wszystko wykorzystywałem ją do swoich celów.
Spojrzałem na kumpli, kiedy wchodziliśmy do salonu po raz kolejny tego dnia i odrzuciłem poczucie winny, odsunąłem je do najciemniejszego zakątka mojego umysłu. Gang jest zawsze najważniejszy, a kiedy ktoś podważa jego honor musi za to zapłacić, nie liczą się konsekwencje i ci, którzy na tym ucierpią.
Heather stała na środku pomieszczenia i opierała się o ramię siostry. Obie były tak niskie, że musiały podnieść głowy, żeby spojrzeć na któregokolwiek z nas. Heather popatrzyła na mnie z delikatnym uśmiechem na ustach i przez chwilę chciałem go odwzajemnić. Powstrzymałem się przed tym i ostatecznie rzuciłem jej krzywe spojrzenie. Dało się zauważyć, jak moje zachowanie ją zmieszało, mimo to postanowiła się odezwać.
- Musimy wracać do domu. - głos jej drżał, więc odchrząknęła głośno żeby to ukryć - Za długo już tu siedzimy.
- No to szerokiej drogi.
Odpowiedziałem jak gdyby nigdy nic i zostawiłem ich wszystkich samych w pomieszczeniu z minami co najmniej zdziwionymi.


Heather

Wmurowało mnie, szczęka powędrowała mi w dół i całkowicie zapomniałam, że w pokoju są jeszcze trzy inne osoby. Co za bezczelny, pieprzony palant. Nie mogłam uwierzyć, że odezwał się do mnie w ten sposób. Upokorzył mnie przed siostrą i jego kumplami. Głupia, za szybko mu zaufałam. Pomyślałam, że stosunki między nami są stabilne, przynajmniej dzisiaj. W końcu on sam mnie uratował, kiedy przyjechała policja, a później cackał się ze mną jak z dzieckiem i kazał Ashtonowi mnie opatrzyć. Już nie wspomnę o tym, co działo się w tej pieprzonej alejce. Więc o co chodziło teraz?
- Blake, idziemy. - powiedziałam beznamiętnym głosem, a siostra przytaknęła. Udawałam, że nie widzę jej współczującego wzroku.
Powoli stawiałyśmy kroki, aż znalazłyśmy się na zewnątrz. Wciągnęłam na siebie kurtkę, nie zdążyłam zrobić tego w środku, bo chciałam jak najszybciej opuścić ten dom. Bezczelny, pieprzony palant.
Chłód na dworze, łagodził moją wściekłość. Spojrzałam na wschodzące słońce, na dworze robi się jasno. Musi być gdzieś koło piątej, szóstej rano.
- Czekajcie. - usłyszałyśmy za sobą krzyk.
Ashton wybiegł za nami i stanął tak, żeby zagrodzić nam drogę, rozkładając ręce na boki.
- Czego? - warknęłam, ale zaraz tego pożałowałam. On od początku był dla mnie miły, więc nie powinnam wyładowywać na nim swojej złości.
- Zaraz będzie tutaj Calum i ... i... - zaciął się, a Blake zachichotała. Naprawdę, miałam jej dość jak na dzisiaj. - On odwiezie was do domu!
Krzyknął zadowolony jakby właśnie wpadł na genialny pomysł. Uniosłam wysoko brew i zastanawiałam się o co w tym wszystkim chodzi, kiedy rozklekotany, zielony opel zaparkował w miejscu, w którym kończył się trawnik, a zaczynała ulica. Ze środka obrośniętego rdzą i brudem wyszedł wcześniej wspomniany brunet i podszedł do nas z przestraszoną miną. Co z nimi dzisiaj nie tak?
- To twój samochód? - zapytała Blake ze śmiechem, a ja szturchnęłam ją łokciem, choć sama miałam ochotę zarechotać.
-  Tak, to moja mała. - odpowiedział Calum zadowolony z siebie, zakładając przy tym ręce na biodrach.
- Zjawiskowa. - skomentowałam, czym wprawiłam go w jeszcze lepszy humor.
- Może was podwieźć? - Calum czytał mi w myślach.
Mimo że Blake bała się wejść do tego gruchota, który w każdej chwili mógł się rozpaść lub wybuchnąć z niewiadomej przyczyny, zgodziłam się na propozycję bruneta. Wolałam nie pokonywać takiego dystansu pieszo, gdyż zajęłoby nam to wieki w obecnej sytuacji.  Wepchałam się więc na przednie siedzenie pasażera i czekałam aż reszta zajmie swoje miejsca. Calum podniósł fotel kierowcy i wpuścił Blake na tył samochodu, gdzie ta rozwaliła się zadowolona, że ma tyle wolnej przestrzeni.
Dopiero kiedy siedziałam w miękkim fotelu z głową opartą o szybę, dotarło do mnie jak bardzo zmęczona byłam. Postanowiłam spojrzeć na zegarek, umieszczony w desce rozdzielczej. Tak jak myślałam, za piętnaście szósta.
Cal usiadł obok  i odpalił silnik. Samochód ruszył z warkotem, a ja przymknęłam oczy. Chłopak cały czas opowiadał o czymś, jak zwykle niesamowicie przejęty, ale nie słuchałam go. O dziwo lubiłam Caluma, nawet bardzo. Jego towarzystwo wcale mi nie przeszkadzało tak bardzo, jak na przykład Michaela. Dlatego żałowałam, że miał tak nieudanych znajomych. W innym przypadku na pewno zostalibyśmy przyjaciółmi. To samo tyczyło się Ashtona.
Mogłabym spodziewać się po nich, że będą to typki spod ciemniej gwiazdy, jak zazwyczaj bywa. Oni byli jednak normalnymi chłopakami, gdyby wyciąć wątek tego całego gangu ..
Nie potrzebnie zbiegłam myślami na ten tor, bo od razu do mojej głowy wciska się Luke.
Czułam się okropnie, kiedy zdałam sobie sprawę, że przez jego osobę, kompletnie zapomniałam o Waynie. Co ze mnie za dziewczyna? Mój chłopak siedział na komisariacie i przeżywał najgorsze chwile, a ja bawiłam się na całego z jego wrogami.
Dobra, byłam wdzięczna, że mnie uratowali i dzięki nim nie znajdowałam się teraz w celi, ale powinnam grzecznie podziękować, zabrać siostrę i iść do domu. Ja zamiast tego, spędziłam tam dobrą godzinę, pozwalając omamić się przez tych kretynów. Złość cisnęła mi się pod powieki w postaci łez, ale nie mogłam rozpłakać się przy Calumie i mojej siostrze. Nie powinnam w ogóle przejmować się tą sytuacją, ale tak bardzo się zawiodłam na samej sobie.
Samochód zatrzymał się pod naszym domem, więc opuściłyśmy jego wnętrze.Blake pomachała wdzięcznie chłopakowi i pobiegła w stronę drzwi wejściowych.
- Dzięki, Cal. - odezwałam się, szukając kluczy w torebce, a następnie po kieszeniach spodni. Nie mogłam ich nigdzie znaleźć, więc zaczęłam panikować. - Zgubiłam ...
- Klucze? - odezwał się chłopak, trzymając w ręku dobrze znany mi przedmiot. - Wypadły ci, kiedy wychodziłaś z samochodu. Zastanawiałem się kiedy się zorientujesz.
Uśmiechnęłam się szeroko i jeszcze raz podziękowałam chłopakowi, przy okazji karcąc się za własną głupotę. Gdzie ja mam głowę, że nie potrafię upilnować głupich kluczy?
Chłopak odjechał zostawiając nas pod domem, więc dołączyłam do siostry i wpuściłam ją przez drzwi frontowe.
Obie zmęczone padłyśmy na kanapę i zasnęłyśmy.
____________________________________
Jeżeli to czytasz, pamiętaj żeby zostawić komentarz. :)

4 komentarze:

  1. spiski, wszędzie spiski. najbardziej mnie zaskoczyło, że oni poinformowali policję, nie spodziewałam się w ogóle. śmieję się z Michaela i jego plaskaczy, a Luke'owi to sama dam plaskacza! jak Heather się do Ciebie uśmiecha, to to odwzajemniasz bezczelny, pieprzony palancie XD
    do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się, że to Luke wezwał policje. Ciekawa jestem jaka będzie reakcja Heather jak się o tym dowie.
    Rozdział świetny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ;) Wszystkie świetne ;DD Czekam na nastepny !

    OdpowiedzUsuń