niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział dwunasty.

Blake
Biegłam ile sił w nogach, nie patrząc nawet w którą stronę zmierzałam. Łzy zasłaniały mi widoczność, wszystko dookoła było jedną wielką zlepką kolorów i rozmytych kształtów. Musiałam uciec jak najszybciej, jak najdalej. Zaufałam więc nogom, które poprowadziły mnie w miejsce, do którego chciałam trafić. Dobrze znały tą drogę, gdyż od jakiegoś czasu, codziennie tędy chodziłam, żeby spotkać się z Michaelem.
Na samo wspomnienie tego imienia poczułam się pewniej i przyspieszyłam kroku, chcąc znaleźć się jak najszybciej u jego boku. Umówiliśmy się tu wcześniej i mimo iż było już sporo czasu po ustalonej godzinie, miałam nadzieje, że na mnie czeka.
Słyszałam za sobą wołanie Heather, ale nie zatrzymałam się. Oprócz Wayna była ostatnią osobą, którą chciałam teraz widzieć. Po tym co zrobił jej chłopak, wątpiłam, że szybko będę mogła się do niej odezwać. To po części wina Heather, więc jeśli nie da mi spokoju, tylko pogorszy sprawę.
Ostatni zakręt i już byłam na miejscu. Domki jednorodzinne zniknęły, a asfalt pod nogami zmienił się w ubitą glebę. Podniosłam głowę do góry i od razu dostrzegłam jego sylwetkę. Stał oparty o ławkę w parku, na której przesiadywaliśmy całe noce i trzymał ręce w kieszeniach czarnych rurek. Gdyby nie to, w jakim jestem teraz stanie, na pewno rzuciłabym się na Michaela, bo wyglądał zachwycająco seksownie.
Nie musiałam biec aż do naszej ławki, gdyż Michael wyłapał mnie wzrokiem i od razu odepchnął się od oparcia. Ruszył z miejsca, w którym się znajdował, pokonując dzielącą nas odległość.
W życiu nie czułam się lepiej, niż w momencie, kiedy zagarnął mnie w swoje ramiona, mocno przytulając. Wtedy rozkleiłam się totalnie, mocząc czarną koszulkę Michaela. Jego dłoń powędrowała na moje plecy, przesuwając się to w górę, to w dół.
Długo jednak nie trwaliśmy w takiej pozycji. Michaelowi zawsze brakowało cierpliwości, zwłaszcza jeżeli chodziło o mnie. Nie był zaborczy, ale lubił mieć wszystko wyłożone na tacy, bez owijania w bawełnę.
Złapał mnie za ramiona i odsunął na ich długość, zmuszając bym spojrzała mu w oczy. Może źle widziałam przez ścianę łez, ale wydawało mi się, że był nieźle przestraszony.
- Hej, co się stało? - jego głos był spokojny, nie chciał doprowadzić mnie do większego płaczu, ale wciąż patrzył na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem - Blake, powiedz mi. Czy ktoś cię skrzywdził?
Chciałam mu odpowiedzieć, ale zamiast słów chłopak usłyszał jak po raz kolejny zanoszę się płaczem.
- Co się stało, do kurwy?
Michael odezwał się głośniej. Jego pytanie tym razem nie było skierowane do mnie, bo kroki za mną ucichły. To musiała być Heather.
- Blake - usłyszałam jej cichy, skruszony głos.
W tym momencie tak bardzo jej nienawidziłam. I mimo iż  może nie powinnam, to ją obwiniałam za wszystko, co mnie dzisiaj spotkało. Chciałam, żeby zostawiła mnie w spokoju, samą z Michaelem. To jego teraz potrzebowałam, żeby poczuć się odrobinę bezpieczniej.
Odwróciłam się gwałtownie, kiedy poczułam dłoń siostry na ramieniu.
- Daj mi spokój - krzyknęłam, choć nie miałam takiego zamiaru. - To wszytko przez ciebie!
- Nie mów tak, Blake. - irytował mnie spokój w jej głosie - Nie wiedziałam, że to się tak potoczy. Wiesz, że nie pozwoliłabym zrobić ci krzywdy ...
- Nie?  - przerwałam jej szybko. Nie chciałam słuchać tłumaczeń. - Jednak stało się na odwrót.
- Wayn jest idiotą i obiecuje ci, że jeszcze za to zapłaci. - rzuciła ostro - Nie popuszczę mu tego.
Mój wzrok powędrował w stronę Michaela, bo poczułam jak jego ciało sztywnieje na wspomniane wcześniej imię. Widziałam jak układa sobie wszystko w głowie i przywarłam do niego jeszcze bardziej, wiedząc co zaraz nastąpi.
- Co? - zapytał, choć dobrze znał odpowiedź.
Obie milczałyśmy, kiedy Michael odsunął mnie od siebie i wyciągając telefon poszedł w kierunku, z którego wcześniej przybiegłyśmy. Gorzej być nie mogło.
- Michael, czekaj! - krzyknęłam.
Odpowiedziała mi głucha cisza, bo chłopak zniknął za rogiem. Nim zdążyłam zareagować Heather posłała mi ostrzegawcze spojrzenie, mówiąc że mam nie ruszać się z miejsca, po czym zrobiła to samo, co on i zostawiła mnie samą.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie posłuchać jej i faktycznie zostać tu, gdzie byłam. Wolałam nie wracać do tego domu. Pełno tam pijanych ludzi, którzy już udowodnili, jak nieobliczalnie potrafią się zachować, nawet w stosunku do dziewczyny.
Nie wyobrażałam sobie jednak, że miałabym siedzieć bezczynnie, kiedy tam dzieje się nie wiadomo co. Moja obecność mogła pogorszyć tylko sytuację, ale szczerze już mnie to nie obchodziło. Miałam gdzieś Wayna, jego gang i nawet Heather specjalnie się nie liczyła w tym momencie.
Dałam sobie chwilę na podjęcie decyzji i podążyłam śladem wcześniejszej dwójki.

 Heather
Jakimś cudem udało mi się dogonić Michaela na tyle, żeby nie stracić z niego wzroku. Próbowałam przyspieszyć i powstrzymać go przed zrobieniem czegoś głupiego, ale był dla mnie za szybki. Wolałam uniknąć sytuacji, w której on jeden rzuca się na grupę niebezpiecznych i wcale nie takich bezbronnych kolesi, w tym na Wayna.
Nie żebym go jakoś żałowała. O nie. Po tym jak potraktował Blake, nie wyobrażałam sobie bardziej zadowalającego mnie zakończenia, jak Michael rozkwaszający mu nos. Zasłużył na to w stu procentach. Ale nie oszukujmy się, Mike nie miał szans przeciwko tak licznie zebranym chłopakom.
Michael nie kłopotał się z otwieraniem drzwi i po prostu wyważył je kopniakiem, na co te posłusznie odskoczyły, wpuszczając go do środka. Ok, nie był taki bezradny, jak podejrzewałam to wcześniej, choć wciąż uważałam że porywał się z motyką na słońce, więc wbiegłam przez próg za nim.
Chłopak wcale nie przejmował się ludźmi dookoła i zaczął szukać w tłumie Wayna, jak sądziłam. Dziwiło mnie, że nikt nie zwrócił na niego uwagi, ale kiedy przyjrzałam się paru osobą z bliska mogłam stwierdzić, że byli w ciężkim stanie zamroczenia alkoholowego i to utrudniało im kontaktowanie z światem rzeczywistym.
Kiedy moje oczy wyłapały bruneta stojącego z kumplami przy oknie, Michael już przy nim był. Wayn stał tyłem, więc z początku go nie zauważył.
- Hej, Carter!
Czerwonowłosy zawołał głośno, jakby witał się z kumplem, którego dawno nie widział. Wayn odwrócił się w jego stronę, a wtedy pięść Michaela wbiła mu się w lewy policzek, powalając na ziemię. Wayn spojrzał w górę, uświadamiając sobie, co tak właściwie się stało, ale nie było mu dane się podnieść, bo ciało Clifforda już przygniatało go do ziemi. Twarz bruneta przyjmowała kolejne ciosy i już nie wiem, czy było gdzieś miejsce, z którego nie leciała mu krew. Byłam pewna, że Mike go zabije, cały kipiał ze wściekłości. Nawet kiedy paru chłopaków podeszło go od tyłu i próbowało ściągnąć z Wayna, on dalej im się wyrywał, chcąc dokończyć to, co zaczął.
Wtedy wbiegła Blake, a widząc scenkę rozgrywającą się przed jej oczami, zakryła usta dłonią, żeby stłumić pisk. Jak zwykle nie posłuchała mnie i musiała tu przybiec, choć wiadome było, że nikogo to nie ucieszy. Zaklęłam w myślach, wracając wzrokiem do miejsca, gdzie znajdowali się chłopcy.
Michael wciąż się wyrywał, a Wayn korzystając z okazji i pomocy chłopaków, którzy przytrzymywali dla niego Mike'a, oddawał wcześniej zadane mu ciosy.
Jeżeli wcześniej byłam zła na Blake za te piski, to powinnam się teraz za karę zakopać pod ziemią, bo kiedy chłopak po raz kolejny skulił się od kopniaka w brzuch, zasłaniając twarz czerwonymi kosmkami, które sklejone były od potu i bólu, zaczęłam wrzeszczeć.
Nigdy bym nie powiedziała, że stanę w obronie Michaela, ale tak było. Nic nie zmieni mojego podejścia do niego i z dnia na dzień nie przestanę go nienawidzić, ale to, co zrobił dla Blake, dowodziło jedynie tyle, że jest więcej wart od wszystkich tu zebranych razem wziętych.
Nie wiele myśląc stanęłam między nim a Waynem, chcąc zapobiec kolejnemu ciosowi. Jedno wiedziałam na pewno, Wayn nigdy nie podniesie na mnie ręki, dlatego dumnie wyprostowałam się zasłaniając ciałem kulącego się chłopaka.
Tak jak podejrzewałam, nic się nie stało, nie poczułam żadnego kopniaka, nikt nie uderzył mnie z pieści w nos. Ręka Wayna zatrzymała się w połowie drogi, kiedy zobaczył, że to ja przed nim stoję. Na jego twarzy pojawił się wyraz szoku, który jednak zniknął szybko, zastąpiony obojętnością i chłodem.
- Zabierzcie je na górę. - kiwnął głową do dwóch osiłków, a ci zgarnęli mnie i Blake w swoje brudne łapy.
Teraz to my próbowałyśmy się wyrywać, Michael prawie wybuchł z wściekłości na ten widok, ale nie mógł zrobić nic, mimo iż bardzo się starał jakoś wyswobodzić. Wayn zaśmiał się, a reszta mu zawtórowała. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jeszcze rano byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem, widząc swojego chłopaka po tak długiej rozłące. W tej chwili jego obraz przyprawiał mnie o mdłości, nic więcej.
Brunet rzucił ostatnie spojrzenie w stronę schodów, po których byłyśmy wleczone i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni pistolet, po czym przyłożył go do czoła Michaela.
Blake zalała się łzami, a z jej ust wydobywały się głośne błagania. Byłam pewna, że to już koniec, a widząc siostrę opadającą na kolana, wciąż proszącą, wyrwałam się z uścisku blondwłosego typka i podbiegłam do niej klękając i zasłaniając jej oczy dłońmi. Żadna z nas nie mogła nic zrobić, jedyne co w tym momencie wydawało mi się sensowne to oszczędzenie tego widoku Blake. Nie wiem, co czuła do Michaela, ale na pewno zależało jej na nim, więc nie mogła na to patrzeć; nie chciałam, żeby na to patrzyła.
Modliłam się w duchu, żeby to był tylko popieprzony wymysł mojej wyobraźni; żebym obudziła się w łóżku z Waynem u boku i Blake czekającą na mnie z kawą w kuchni, jak zwykle. Tak jednak nie było. I kiedy sądziłam, że zaraz zobaczę, jak Michael ląduje na ziemi martwy, drzwi frontowe po raz kolejny dzisiaj uderzyły o ścianę, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
Do środka jak burza wpadł Luke, Calum, a zaraz za nimi Ashton. Od razu przypomniałam sobie, jak Michael wyciągnął pod parkiem telefon, zapewne po to, żeby dać im cynka. Odetchnęłam z ulgą choć to jeszcze nie był koniec.
Luke był z nich najszybszy i to on pierwszy znalazł się przy Waynie. Widok Michaela musiał go zszokować, bo przez chwile  wydawało się, jakby nie wiedział co zrobić. Jednak szybko otrząsnął się z osłupienia i poczęstował Wayna uderzeniem z łokcia w twarz, następnie celując z broni do chłopaków, trzymających jego kumpla.
- Macie trzy sekundy na to, żeby go puścić, albo rozwalę wam łby. - syknął.
Posłusznie wykonali polecenie Luke'a i Michael opadł na ziemię, z której następnie szybko, choć z trudem się podniósł.
Blake podbiegła do niego, łapiąc pod ramię i wyprowadzając na zewnątrz. Zostałam tylko ja na schodach, Calum mierzący z broni do kolesi za mną, Ashton robiący to samo do grupki przy wejściu do salonu i Luke, pochylający się właśnie nad Waynem.
- Nie pokazuj mi się więcej na oczy, bo przysięgam, że cię zabije.
Głos Luke'a był poważny jak jeszcze nigdy w życiu. Pożegnał się z Waynem ostatnim kopniakiem w żebra i przysięgam, że mogłam usłyszeć jak pękły mu kości, po czym chłopcy powoli zaczęli wycofywać się do drzwi, wciąż nie opuszczając broni. Wielka gula urosła mi w gardle, bo myślałam, że zamierzają mnie tu zostawić. Wtedy to ja byłabym martwa bez wątpienia.
Calum i Ashton stanęli przy drzwiach, a wtedy Luke wyciągnął w moją stronę rękę.
- Chodź.
To było jak wybawienie. Przez moją głowę przeleciała myśl, że nie będzie już powrotu i jeżeli stąd wyjdę, Wayn mnie znienawidzi, mimo wszystko zrobiłam to. Podniosłam się z ziemi i podbiegłam do drzwi, gdzie czekał Luke.  Chłopcy puścili mnie przodem, upewniając się, że bezpiecznie się wydostanę, po czym zrobili to samo.
I choć wychodząc z tego domu zamykałam w moim życiu tak istotny dla mnie rozdział, nie żałowałam. Ten dzień był dla mnie koszmarem, a jednocześnie przełomem. Nigdy nie sądziłam, że Wayn będzie zdolny do tego, żeby mnie tak zranić. Był dla mnie bohaterem od samego początku i gdyby ktoś powiedział mi, że coś takiego nastąpi, nie uwierzyłabym. Zawdzięczałam mu praktycznie wszystko, przez co był dla mnie ważną osobą. Kochałam go całą sobą, choć może nie tak namiętnie jak to było na początku, ale jednak mimo wszystko. Tylko jedna rzecz, a właściwie osoba, znaczyła dla mnie więcej niż on - moja siostra. Dlatego bez żadnych skrupułów, ani wątpliwości, mogłam go opuścić. Dopiero wtedy dotarły do mnie wcześniejsze słowa Cory i zdałam sobie sprawę z tego, że miała rację. Wayn stał się moim obowiązkiem. To była miłość z przyzwyczajenia, kochając go spłacałam dług, który zapożyczyłam trzy lata temu, w momencie kiedy pomógł mi żyć na nowo. Nic jednak nie może trwać wiecznie, zwłaszcza tak toksyczny związek jak ten.
To był koniec.




- Zostaw. - silna dłoń Caluma wylądowała na moim ramieniu. - To nie ma sensu.
Chłopak powstrzymał mnie przed pobiegnięciem za samochodem, w którym właśnie siedziała moja siostra. Spojrzałam tęsknie w tamtą stronę, stojąc przed tym cholernym, białym domem z blaszanym garażem z boku, w którym wszystko sie zaczęło.
Miałam ogromną ochotę wpakować się na tylne siedzenie samochodu i osobiście dopilnować, żeby już nic złego się jej dziś nie przytrafiło, ale wiedziałam, że Blake wcale tego nie chciała.
Na szczęście, Michael zdeklarował się, że odwiezie Blake do domu, po tym jak zobaczyłam na moim telefonie trzydzieści nieodebranych połączeń od mamy. Obiecałam jej, że dzisiaj Blake się tam zjawi, dlatego ktoś musiał ją odwieźć. Nie chciała, żebym to była ja, a Michael się uparł, że wcale nie czuje sie najgorzej, mimo iż ledwo chodzi i może przetransportować ją do domu. Na pewno potrzebowali chwili dla siebie, żeby się pożegnać. Nie na zawsze, ale na spory odcinek czasu, biorąc pod uwagę, jak niebezpiecznie zrobiło się w mieście.
Westchnęłam zrezygnowana,a w moich oczach pojawiły się łzy. Już sama nie wiedziałam czy to wszytko było moją winą, bo Blake naprawdę była na mnie wściekła. A może lepiej by było powiedzieć zawiedziona? Czułam się okropnie i gdybym tylko mogła, nie dopuściłabym do czegoś takiego. Zawsze starałam się chronić młodszą siostrę, a tym razem naraziłam ją na niebezpieczeństwo. Całe szczęście dzisiaj trafi do bezpieczniejszego miejsca; Michael na pewno tego dopilnuje.
- Chodź do środka. - głos Ashtona wyrwał mnie z zamyśleń - Może jak zrobię ci herbatę, to chociaż w połowie odpłacę się za obrzyganą koszulkę.
Uśmiechnęłam się nieznacznie, kiedy blondyn próbował mnie rozśmieszyć. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam i ostatni raz spojrzałam w stronę samochodu.
Mike wsiadał właśnie na miejsce kierowcy i z głośnym trzaskiem zamknął drzwi. Jego blada dłoń od razu powędrowała do policzka Blake, a palce zataczały kółka na jej skórze. Uśmiechnęła się nieznacznie; chyba pierwszy raz dzisiejszego dnia i złożyła delikatny pocałunek na jego sinych ustach.
Dzięki temu widokowi uspokoiłam się nieco. Blake miała kogoś, kto na pewno się nią zaopiekuje lepiej ode mnie.
________________________________________________________
Stała się rzecz dziwna, bo chyba pierwszy raz jestem zadowolona z tego, co napisałam. 
Nie wiem, jakoś podoba mi się ten rozdział, a w szczególności Michael, który awansował
na kolejne podium w rankingu moich ulubieńców. Mam nadzieje, że wam również 
przypadnie do gustu :)
Z dedykacją dla amazing_muke, proszę nie nienawidź mnie <3
 Mój nowy blog: KLIK

7 komentarzy:

  1. O BOŻE, JUŻ CIĘ NIE NIENAWIDZĘ, JEST AQQXDHDCIJLD. napiszę więcej jak wejdę na kompa XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega dobry rozdział, serio bardzo mi się podoba. Chyba najbardziej ze wszystkich do tej pory. Czekam na jakieś akcje z Hemmingsem :D Mike no taki kochany, że o jezu <3 No nie mogę się doczekać na nn :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podoba odzwierciedliłaś słowami wszystko co się tam działo że aż poczułam się jakbym tam była.Czekam na nexta :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział idealny! Tak się cieszę, że z Waynem koniec.

    OdpowiedzUsuń
  5. TERAZ KOLEJ NA LUKE'A I HEATHER, HMM? XDD
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. MAKE TO MOJE OTP, TAK BARDZO ICH SHIPPUJĘ.
    naprawdę płakałam czytając początek, bo Michael i Blake sprawiają, że jestem bardzo emocjonalna.
    po pierwsze, uwielbiam to jak Michael mówi do Blake "hej, co się stało?", po czym do Heather "co się stało, do kurwy?" XD
    a później robiłam jednocześnie 'jezu tak, Michael dojeb im wszystkim" i "Michael, idioto nie idź tam sam", ale przypomniałam sobie, że wyciągnął telefon, więc podejrzewałam, że wbije tam reszta, na szczęście tak było, uf MASZ SZCZĘŚCIE
    no także ogl Michael był w tym rozdziale iausdoidfjopdsvci
    a teraz co do reszty: kurwa jak Luke wyciągnął do niej rękę i powiedział "chodź", boję się, co teraz będzie, jakie będą konsekwencje tego wszystkiego...
    ale cieszy mnie bardzo, że Heather zrozumiała jaki jest Wayn i go zostawiła, podoba mi się to, że siostra jest dla niej najważniejsza, cute <3
    Ashton - beka jak zawsze, czuje, że teraz już do końca opowiadania będzie mnie śmieszyło wszystko, co zrobi/powie
    no i na końcu znowu Make <3 chlip chlip, już za Tobą tęsknię, Blake
    podsumowując: uwielbiam ten rozdział, dziękuję za dedykację ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne <3 Przegenialny blog <3 Kocham <3 /K.

    OdpowiedzUsuń