sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział trzeci.

Heather

Drzwi zaskrzypiały potwornie, kiedy uchyliłam je, żeby wejść do środka. Skrzywiłam się, słysząc ten dźwięk, bo próbowałam zachowywać się cicho i niespostrzeżenie dostać się do ciepłego wnętrza mieszkania. Wychyliłam głowę zza framugi i widząc, że droga jest wolna, wsunęłam się do korytarza.
Serce biło mi jak szalone, praktycznie wyrywając się z piersi, a dłonie zalewał pot. Za nic nie potrafiłam się uspokoić. Czułam się jak przestępca, wracając tutaj po spotkaniu z Lukiem. Postąpiłam wbrew wszelkim zasadom, tylko dopiero w momencie przekroczenia progu, zdałam sobie z tego sprawę. Mogłam mieć z tego poważne problemy, jeżeli Wayn dowiedziałby się o tym i całe moje spotkanie z blondynem wyszłoby na jaw.
Zamknęłam za sobą mahoniowe drzwi i oparłam się o nie plecami, nasłuchując najmniejszych oznak, że nie jestem sama. Panowała niczym nie zmącona cisza, zakłócana jedynie moim nierównym oddechem. Chyba za bardzo to przeżywałam.
Wytarłam spocone dłonie o przód jeansowych rurek i kucnęłam, zabierając się za rozwiązywanie sznurówek butów. Zastanawiałam się jak długo byłam w garażu u Luke'a. Niestety nie wzięłam ze sobą telefonu, dlatego nie mogłam kontrolować ile czasu znajdowałam się poza domem. I przede wszystkim, czy Wayn do mnie dzwonił.
Rzuciłam w kąt tenisówki, a kurtkę niechlujnie powiesiłam na balustradzie schodów. Nie kłopotałam się nimi, później zamierzałam to posprzątać. Teraz miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Skierowałam się więc do salonu, gdzie po rozmowie z Price zostawiłam swoją komórkę. Podeszłam do kanapy i chwyciłam mały przedmiot, od razu odblokowując ekran. Oprócz kilku nieodebranych połączeń i wiadomości od mojej przyjaciółki, nie było na nim nic ciekawego. Odezwę się do niej później. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że Wayn nie kontaktował się ze mną. Nie mogłabym mu wtedy odpisać, a znając życie nieźle by go to wkurzyło.
 Teraz mogłam w spokoju wziąć prysznic i położyć się do łóżka. Może tym razem uda mi się zasnąć, mimo iż mój chłopak wciąż nie wrócił do domu.
Poszłam więc do łazienki z zamiarem wzięcia długiego i rozluźniającego prysznica. Przy okazji zajrzałam do wszystkich pokoi, upewniając się że na sto procent jestem sama. Tak jak przewidywałam nigdzie nie zastałam Wayna.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc na znak ogarniającej mnie bezsilności i poszłam prosto do toalety. Nie wiedziałam jeszcze, co mam myśleć na temat jego ciągłej nieobecności. Wciąż się martwiłam o bruneta, bo mogło przydarzyć mu się coś złego. Nawet jeżeli od Luke'a wyjechał cały i zdrowy. Miałam nadzieję, że po prostu zachlał się gdzieś z kumplami i dlatego tak długo się nie pokazuje. Postanowiłam poczekać do wieczora i jeżeli  dalej nie da znaku życia, odważę się do niego zadzwonić, nie zważając na konsekwencje.
Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się tych myśli i skupić się na rozbieraniu ubrań, a następnie wrzucaniu ich do kosza na pranie. Niestety, kiedy tylko przestałam tak intensywnie zastanawiać się nad pobytem Wayna, wróciły wspomnienia z dzisiejszego spotkania z blondynem.
Przeszły mnie ciarki, gdy przypomniałam sobie jego twarz tak blisko mojej i to jak trzymał mnie w żelaznym uścisku, nie pozwalając w ogóle się ruszyć. Znów zalała mnie fala strachu, choć byłam już daleko od niego i tą sytuację miałam dawno za sobą. Jednak obraz tych zimnych, niebieskich tęczówek utkwionych we mnie, przywracał wszystkie odczucia z tamtej chwili.
Skarciłam się w myślach za to, że tak wiele uwagi poświęcam temu chłopakowi. Oficjalnie był wrogiem Wayna, więc automatycznie stał się moim. Nie powinnam o nim myśleć, nawet jeżeli były by to nienawistne myśli. Tymczasem nie mogłam uwolnić się od wspomnienia jego ciała przyciśniętego do mojego własnego. To było dziwne uczucie, którego nie potrafiłam określić.
Nienawidziłam Luke'a za to, jak wyprowadzał mojego chłopaka z równowagi i kompletnie nic sobie z tego nie robił. Wygrał z nim wyścig, odbierając mu koronę, upokarzając. Ośmieszył go na oczach mnóstwa ludzi i teraz przez niego cierpiałam też ja. Jeszcze ten przeklęty uśmiech nie schodził mu wtedy z twarzy. Ten gbur czerpał przyjemność z nieszczęścia innych.
Jednak najgorszą częścią tego wszystkiego był fakt, że mimo swojego charakteru (a może właśnie przez niego) ten blondyn był naprawdę pociągający. Do tego odnosiłam przy nim jakieś dziwne, nieokreślone, a jednak przyjemne wrażenie. Odkąd byłam z Waynem, a to już całe trzy lata, nie pomyślałam o żadnym innym chłopaku. Do momentu spotkania z Lukiem. I to okropnie mnie niepokoiło.
Stanęłam przed łazienkowym lustrem, dokładnie obserwując swoje nagie ciało. Czarne włosy długością zakrywały mi piersi, lekko falując przy końcach. Zawsze byłam z nich dumna, były cechą, którą lubiłam w sobie najbardziej. Następnie zjechałam wzrokiem na smukły brzuch i nogi, które były atutem, ale też przekleństwem, bo dostałam je w pakiecie z moimi marnymi stu siedemdziesięcioma centymetrami wzrostu. Australijczycy z reguły są wysocy, ale ja najwyraźniej jestem jakimś wykolejeńcem.
Podniosłam ręce i chwyciłam włosy w palce, spinając je w wysokiego koka. Nie chciałam, żeby zmokły mi podczas kąpieli. Mój wzrok od razu padł na obraz nadgarstków odbitych w lustrze. Z przejęciem szukałam jakichkolwiek śladów po uścisku blondyna, ale nie znalazłam nic, co zwróciłoby moją uwagę. Sądziłam, że będzie zupełnie inaczej, biorąc pod uwagę jak mocny był chwyt chłopaka. Po raz kolejny tego dnia poczułam ogromną ulgę. Gdyby tylko Wayn się dowiedział…
W końcu weszłam do kabiny i złapałam za kurek, odkręcając gorącą wodę. Przez jakiś czas po prostu stałam, pozwalając aby strumień obmył moje spięte od stresu ciało.  Potrzebowałam tego, alby rozluźnić mięśnie nadwyrężone dzisiejszym biegiem. Nie chciałam obudzić się jutro z zakwasami.
Wraz ze spadającymi na ziemię kroplami wody, nasilało się moje zmęczenie. Próbowałam zapomnieć o tym dniu i poprzedniej nocy. Podkręciłam więc kurek z cyferkami oznaczającymi temperaturę i woda spływająca ze słuchawki była coraz cieplejsza. Wrzątek parzył mi plecy, a ja stałam tak zaciskając zęby i pozwalając sobie na ból. Wszędzie unosiła się para, szyby kabiny stały się mleczne. Na moim czole zaczęły pojawiać się krople potu, wywołane gorącem i kilka kosmyków włosów, które wyswobodziły się spod gumki, teraz kleiły mi się do szyi.
Nie miałam pojęcia, jak długo trwałam w tej pozycji. Straciłam rachubę czasu, zapominając nawet, że miałam się umyć. Stałam w bezruchu do momentu, w którym poczułam uderzenie zimna na plecach. Otworzyłam szeroko oczy, zdając sobie sprawę że to przeciąg i drzwi od kabiny musiały się otworzyć. Lecz zanim odwróciłam się, żeby jakoś zaradzić tej sytuacji, ktoś objął mnie rękoma w talii i przyciągnął do swojego ciała. Zachłysnęłam się powietrzem, podskakując ze strachu. Dopiero, kiedy oparłam się plecami o nagi tors chłopaka za mną, uspokoiłam się wiedząc, że to Wayn.
- Przepraszam, skarbie. - wymruczał mi do ucha, opierając głowę o moje ramię. - Nie chciałem cię przestraszyć.
Woń alkoholu podrażniła moje nozdrza, kiedy brunet się odezwał. Mimo to rozluźniłam się w jego uścisku, a całe zmartwienie opuściło mnie jak za dotknięciem różdżki. Nie ważne w jakim był stanie. Ważne, że miałam go z powrotem przy sobie. Wrócił do mnie i już niczym nie musiałam się przejmować.
Miałam tylko nadzieję, że w żaden sposób nie dowie się, gdzie dzisiaj byłam. Co prawda, nie zrobiłam nic złego, bo poszłam do Luke'a tylko i wyłącznie dlatego, że martwiłam się nieobecnością bruneta. Gdyby tak nie zniknął na całą noc, na pewno nie musiałabym nigdzie wychodzić. To jednak nie było dobre wytłumaczenie dla Wayna i zdawałam sobie z tego sprawę. Gdyby prawda wyszła na jaw, chłopak wpadłby w furię. Oby nigdy tak się nie stało.
Wayn rozluźnił uścisk, całując mnie w zagłębienie szyi, więc wykorzystałam okazję, żeby się odwrócić. Spojrzałam na niego i zamarłam, widząc posiniaczoną twarz i nie tylko. Jego ręce i brzuch również były fioletowe, zupełnie jakby wdał się w bójkę. Obserwowałam jak po jego ciele wraz z kroplami wody spływa krew. Zrobiło mi się niedobrze, gdy czerwone krople spadały na ziemię i zostawiały po sobie ślady tuż obok moich stóp.
- O mój … - szepnęłam, dotykając opuszkiem śladów na jego żebrach. - Co ci się stało, Wayn? Dobrze się czujesz?
Podniosłam głowę, żeby móc na niego spojrzeć i utkwiłam swój wzrok w jego niebieskich oczach, zasłoniętych pijacką mgłą. Mimo wszystko udało mi się dostrzec w nich ten chytry błysk. Usta chłopaka powędrowały do góry. Wiedziałam co to oznacza.
- Mały zatarg z innym gangiem. - wytłumaczył, widząc jak oglądam z przerażeniem i nieukrywaną odrazą jego obrażenia. - To drobnostka.
- Nie wygląda na drobnostkę. - prychnęłam. - Ktoś musi cię obejrzeć, Wayn… To wygląda naprawdę źle.
- Przeżyje. - powiedział krótko.
Brunet następnie nachylił się nad moją twarzą i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, który z chęcią mu oddałam. Nie mogłam się powstrzymać, bo za bardzo za nim tęskniłam, żeby odmówić sobie tej przyjemności. Wayn, wyczuwając moje pozwolenie, zacisnął palce na moich udach i podniósł delikatnie na ziemię. Automatycznie oplotłam go w pasie nogami, przywierając jeszcze mocniej do nagiego ciała.
Usta chłopaka błądziły w okolicach mojej szyi, a ja powoli traciłam zmysły i nie potrafiłam skupić się na niczym innym, jak na jego cieple. Wiedziałam, co próbował zrobić. Chciał odwrócić moją uwagę od zadawania mu zbędnych pytań, jednak byłam na tyle ciekawska, że nie poddałam się nawet czemuś tak idealnemu jak jego miękkie, różowe usta. Szybko odzyskałam świadomość.
- Wayn. - wysapałam, ale on nie przestawał mnie całować – Wayn, stój!
Tym razem postarałam się, żeby zabrzmieć stanowczo. Brunet oderwał się ode mnie i jęknął z niezadowoleniem, podnosząc głowę.
- Co jest? - zapytał, siląc się na zwyczajny ton, ale widziałam jak bardzo chciał wrócić do wcześniejszej czynności.
- Gdzie byłeś? - wypaliłam bez ogródek.
Pewnie powinnam jakoś bardziej go podejść, ale myślę że i tak wiele by to nie zmieniło. Byłam też zbyt zainteresowana tą informacją, żeby nie zapytać go o to wprost.
Zagryzłam wargę, a on na krótki moment zamarł, nie wiedząc jak odpowiedzieć na moje pytanie. A może raczej jak tego nie zrobić i wyjść na tym dobrze. Trwaliśmy w bezruchu, patrząc sobie w oczy.
Ze zmartwieniem lustrowałam jego smukłą i piękną twarz. Teraz szpeciła ją spuchnięta warga i głębokie rozcięcie na lewym policzku. Chciałam, żeby wytłumaczył mi wszystko, więc cierpliwie czekałam aż się odezwie. W końcu poczułam jak jego ciało się rozluźnia i wypuszcza głośno powietrze z płuc.
- Przestań się tym zamartwiać, skarbie. - pogładził mnie dłonią po policzku, uśmiechając się pocieszająco. - To naprawdę nie jest nic ważnego.
Zmarszczyłam brwi, słuchając jego słów. Denerwowało mnie, że unikał tematu i nie chciał odpowiedzieć na moje pytanie. Przejechałam kciukiem po lewym policku, w miejscu gdzie widoczna była szkaradna szrama. Wayn starał się nie pokazać jak bardzo bolał go mój dotyk, ale mimowolnie się skrzywił.
- Więc gdzie byłeś? - ponowiłam pytanie.
Chciałam się dowiedzieć czy faktycznie był tej nocy w Redfern i zdemolował Luke'owi jego mieszkanie czy tylko blondyn tak mówił. Nie mogłam jednak zapytać o to wprost, bo wtedy musiałabym wytłumaczyć chłopakowi skąd to wiem. Brudna prawda wyszłaby na jaw.
Wayn znów zwlekał z odpowiedzią, na co zrezygnowana westchnęłam. Chłopak uniósł do góry brew i popatrzył na mnie, jakby zastanawiając się, co to miało oznaczać. Chwilę później zrobił parę kroków w przód, niosąc mnie na rękach w mocnym, szczelnym uścisku. Owinęłam rękoma jego szyję, bojąc się, że mogę upaść, ale nic takiego się nie stało. Po chwili moje plecy wylądowały na mokrych i zimnych kafelkach pokrywających ścianę. Co za ironia, już dzisiaj znajdowałam się w podobnej pozycji.
- Musisz być tak cholernie dociekliwa? Jesteś niegrzeczną dziewczynką, wiesz? - przekrzywił głowę, mocniej przyciskając mnie do ściany, a ja zaśmiałam się, bo brunet starał się mnie przestraszyć.
Znów poczułam oddech z nutką alkoholu, a potem odnalazłam ten smak na swoich ustach. Nie skrzywiłam się ani razu, oddając pocałunki z taką samą intensywnością jak Wayn.
- Nie, nie muszę. - zachichotałam, przygryzając wargę.
Jego ręka wylądowała na moich piersiach i przysięgam, że w tamtej sekundzie zapomniałam o wszystkim, co jeszcze niedawno zasypywało moją głowę.
- Więc nie mówmy o tym. - szepnął, mocniej chwytając moje udo wolną ręką i wędrując nią w górę. - Mam na tą chwilę inne plany.
Więcej już nie rozmawialiśmy zbyt zajęci zaspokajaniem swoich potrzeb. Chłopak obsypywał moje ciało pocałunkami, a ja zupełnie straciłam rachubę i nie potrafiłam skupić się na niczym, oprócz jego dotyku. Moje zmysły szalały, a pytania na które tak bardzo pragnęłam usłyszeć odpowiedzi, ulatywały ze mnie z każdym kolejnym westchnieniem.


Luke

Otworzyłem oczy, nieprzytomnie zezując po pomieszczeniu i szukając powodu, dla którego się obudziłem. W pokoju było ciemno, dlatego szybko odnalazłem wzrokiem świecący ekran  mojej komórki, oznajmiający połączenie. Spałem w najlepsze, ciesząc się chwilami spokoju, ale już piąty raz w ciągu tych dwudziestu minut przerywał mi dźwięk tego cholernego dzwonka. Ktoś postanowił zepsuć mi odpoczynek.
Jęknąłem wkurzony tym nagminnym dzwonieniem i faktem, że chyba już nie uda mi się z powrotem zasnąć. Następnie nieprzytomnie przeturlałem się na brzuch i wyciągnąłem przed siebie rękę, próbując dosięgnąć aparatu, który wciąż nie chciał się zamknąć.
Trochę się namęczyłem zanim ostatecznie udało mi się zdobyć upragniony przedmiot. Nie popatrzyłem nawet na nadawce połączenia, a jedynie na wyczucie przejechałem kciukiem po ekranie, mając nadzieję, że trafiłem w zieloną słuchawkę. Wolną dłonią przetarłem oczy, chcąc pozbyć się osłaniającej jej mgły i jakoś się otrzeźwić. Miałem nadzieję, że to pomoże. W tym samym czasie przyłożyłem komórkę do ucha, nareszcie uwalniając się od tej wkurwiającej melodii. Nie odezwałem się ani słowem, czekając aż mój rozmówca zrobi to pierwszy.
- Ja nie wiem czy on odebrał. - usłyszałem Caluma po drugiej stronie słuchawki i jakieś szumy w tle – Michael sprawdź czy ten telefon działa!
- Hood nie wkurwiaj mnie. - krzyknął Clifford – Idź być głupi gdzieś indziej.
Szybko się rozłączyłem, nie mając ochoty słuchać tej dwójki, bo żaden z nich nie miał nigdy nic ciekawego do powiedzenia.
- Idioci. - mruknąłem do siebie.
Postanowiłem podnieść się z łóżka i  iść na dół, żeby osobiście przywalić Calumowi za bezpodstawne budzenie mnie. Odrzuciłem komórkę w kąt, a ta wylądowała na stercie brudnych ubrań, których w tym miesiącu jeszcze nie zdążyłem wyprać. Przynajmniej miała miękkie lądowanie. Czasem bałagan w pokoju jest przydatny, a już na pewno kiedy twój bezmózgi współlokator zmusza cię do rzucania telefonem.
Ziewnąłem przeciągle i rozprostowałem ramiona, chcąc rozciągnąć mięśnie, przy okazji zerkając na wiszący na ścianie zegar. Wybiła czwarta nad ranem, a mimo to nie wróciłem do łózka. Zdecydowałem się zejść do salonu nie kłopocząc się, aby cokolwiek na siebie ubrać. Poprawiłem tylko moje czarne bokserki i opuściłem pokój.
Już na schodach słyszałem głupi śmiech Hooda i byłem pewien, że cała trójka siedzi właśnie razem. Przekroczyłem próg pomieszczenia i upewniłem się w moich przypuszczeniach. Calum siedział w fotelu i cieszył się sam do siebie, pisząc coś na telefonie i co jakiś czas rzucając komentarz Irwinowi. Ash znajdował się przy ścianie za plecami bruneta i próbował zamalować to co banda osłów z Waynem na czele zrobili z naszym mieszkaniem. Michael za to leżał rozwalony na kanapie z ręką w spodniach i głośno chrapał, nie zwracając uwagi na nic, co dzieje się dookoła.
- Siema, Luke. - uśmiechnął się w moją stronę Calum, gdy tylko mnie zauważył.
Zignorowałem przyjaciela i poszedłem prosto do kuchni w celu przeszukania zawartości lodówki. Wystarczyło kilka chwil, a mój brzuch zaczął dawać o sobie znak. Wyciągnąłem więc kawałek wczorajszej pizzy i puszkę coli i wróciłem do chłopaków.
Z niezadowoleniem stwierdziłem, że nie mam gdzie usiąść, ale mimo wszystko skierowałem się w stronę kanapy. Michael będzie musiał jakoś pogodzić się z faktem, że nie zamierzałem pozwolić mu zająć całej kanapy. Po drodze przeszedłem na tyle blisko Hooda, żeby niechcący przypieprzyć mu z łokcia w żebra i rozkoszować się jego jękami rozpaczy i potwornego bólu.
- To nie było miłe, Lucas. - sapnął, pocierając miejsce, w które go uderzyłem.
- Jakoś mało mnie to obchodzi. - rzuciłem lekceważąco, ignorując jego smutne spojrzenie. Należało mu się za budzenie mnie o tak wczesnej porze.
Znalazłem się przy kanapie i ręką zsunąłem nogi Mike'a z kanapy tak, że teraz w połowie leżał na ziemi. Ja wygodnie usiadłem na wolnym miejscu i zacząłem się zajadać pizzą. Z przykrością stwierdziłem, że jeden kawałek chyba mi nie wystarczy, dlatego musiałem posłać Calumowi przepraszające spojrzenie w nadziei, że może namówię go na przyniesienie mi kolejnego.
- Calum, nie masz ochoty na kawałek pizzy? - zapytałem od niechcenia, odgryzając sporą część tego, którego trzymałem w ręce.
- Pizza? - mruknął Michael z zamkniętymi oczami, podnosząc głowę z poduszki.
Prychnąłem pod nosem, wiedząc że chłopak wciąż jest nieprzytomny, mimo iż się odezwał. Na słowo pizza reaguje automatyczne, więc zignorowałem go i popatrzyłem na bruneta.
- W sumie mógłbym zjeść pizze. - powiedział, wzruszając ramionami. Nie podniósł się jednak z miejsca, co skwitowałem głośnym wypuszczeniem powietrza z płuc w geście politowania i pokręciłem głową.
- Jest w lodówce. - położyłem nacisk na ostatnie słowo – Możesz przynieść ją tutaj.
Próbowałem zabrzmieć jak najbardziej obojętnie, nie chcąc aby Hood wyczuł mój podstęp. Gdyby się domyślił, że go podpuszczam, bo samemu nie chce mi się ruszyć tyłka, nie poszedł by w życiu. Chłopak chyba zaczął o tym intensywnie myśleć, bo na jego czole pojawiła się duża zmarszczka, ale w końcu podniósł się z fotela i poszedł w stronę kuchni, co przywitałem z szerokim uśmiechem zwycięstwa.
- Calum, ty idioto… - pokręciłem głową nie dowierzając.
Odwróciłem się, słysząc niezadowolone pomruki Ashtona, który właśnie moczył brudny wałek w szarej farbie – identycznej, jaką mamy obecnie na ścianach. Następnie zostawił go w litrowym wiaderku i zaprzestał na chwilę pracy. Jego wzrok skierował się na mnie i już wiedziałem, że zacznie się pouczanie, bo podparł rękoma biodra i stał z zaciętą miną.
- Luke, przestań być podły. - zarządził, a ja zaśmiałem się pod nosem, mając głęboko gdzieś jego słowa – I przestań być ignorantem.
- Przepraszam, mamo! - podniosłem ręce w geście obronnym z rozbawieniem patrząc na przyjaciela – Już nie będę, obiecuje.
Ashton wywrócił oczami, decydując się już nic nie odpowiadać i wrócił do machania pędzlem. Oparłem się wygodniej o zagłówek kanapy i obserwowałem jak Michael powoli się budzi. Chłopak podniósł swój czerwony łeb i zmarszczył brwi, widząc w jakiej pozycji się znajduje.
- Co do kurwy? - zapytał sam siebie, podciągając nogi z powrotem na kanapę i siadając na niej tym razem normalnie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, bo chyba był zbyt zaspany, żeby połączyć ze sobą fakty i dojść do wniosku, że musiałem go zrzucić, żeby móc zająć miejsce na sofie. Całe szczęście, bo pewnie plułby się niepotrzebnie.
Clifford spojrzał za siebie, uważnie obserwując Asha. Zauważyłem jak krzywi się z niezadowolenia, co mogło znaczyć jedynie tyle, że nie przypadło mu do gustu nowe graffiti na naszej ścianie. Nie jemu jednemu zresztą. Choć od samego patrzenia na wyzwiska wypisane czerwonym sprayem, robiło nam się niedobrze i tylko podnosiło ciśnienie, to i tak żaden z nas nie zrobił nic w kierunku pozbycia się tego. Dobrze, że mamy Ashtona, który czuje się u nas jak u siebie w domu, dlatego też postanowił odmalować nam salon i usunąć wszelkie ślady obecności tych osłów.
- Musimy dopaść tych skurwieli. - usłyszałem jad w głosie Michaela – Zapłacą nam za to.
Wtedy do salonu wszedł Hood z pizzą, którą położył na stole, więc od razu porwałem jeden z niewielu kawałków, które tam zostały. Posłałem mu niewinne spojrzenie, na co lekko się skrzywił, ale zignorował mnie i zaczął przysłuchiwać się rozmowie reszty.
- Skopiecie im dupy na następnym wyścigu. - Irwin odezwał się spokojnie – Nie ma sensu bawić się w takie tanie zagrywki.
Michael i ja wysłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Tak, z naszej paczki to Ashton był tym odpowiedzialnym i rozsądnym gościem. Jego zdaniem ignorowanie przeciwnika to najlepszy sposób, żeby się na nim odegrać. My uważaliśmy jednak inaczej. W końcu bez ryzyka nie ma zabawy, prawda? Mimo tego, że nasz przyjaciel wiedział, że i tak nigdy go nie słuchamy i robimy swoje, to zawsze starał się nas hamować, przed popełnieniem jakichś głupstw. Już dawno się wypalił, jeżeli chodzi o życie, jakie prowadziliśmy. Jego czasy minęły i byłem pewny, że gdyby mógł już dawno by z niego zrezygnował. To jednak nie było takie łatwe, dlatego wciąż trzymał z nami i to skutecznie. Nigdy nas nie zawiódł.
- To nie wystarczy. - skomentował Mike, przywracając mnie tym do rzeczywistości – Musimy zrobić coś, co sprawi, że ci idioci zaczną chować się po kątach. Nie podoba mi się, że akurat oni mają władzę w tym mieście.
- Do tego kolejny wyścig nie odbędzie się szybko. - wtrącił Cal. - Nie możemy im tego odpuścić, bo pomyślą, że się ich boimy.
Ja i Michael pokiwaliśmy głowami w zamyśleniu, zgadzając się z tym, co powiedział. Zapadła chwila ciszy, podczas której wszyscy spojrzeli w moją stronę wyczekująco. Tylko ja jeszcze nie wypowiedziałem się w żaden sposób na ten temat, więc czekali aż w końcu zabiorę głos. Przejechałem leniwie wzrokiem po chłopakach, którzy z oczywistymi minami oczekiwali mojego włączenia się do rozmowy.
Przygryzłem wargę i nachyliłem się mocno do przodu, układając łokcie na kolanach. W tej wygodnej pozycji lepiej mi się myślało. Skupiłem się, próbując wymyślić coś konkretnego, co nie byłoby zwykłą tanią gierką, jak to nazwał Ash. Miałem mętlik w głowie, bo nie do końca wiedziałem jak zabrać się za to wszystko. Chciałem pokazać Carterowi, że z nami się nie zadziera i lepiej dla niego jak usunie się w kąt. Jednocześnie musiałem odegrać się za tą zniewagę, jaką było włamanie się do domu pod naszą nieobecność i zrujnowanie nam salonu. Gość zasługiwał na porządny odwet. Musieliśmy przywrócić go do rzeczywistości.
- Jakieś pomysły, blondi? - Clifford obdarzył mnie wzrokiem pod tytułem 'jesteś niedorozwinięty czy po prostu nie wiesz jak się mówi?', gdy tak przygryzałem wargę, bawiąc się kolczykiem.
Calum zaśmiał się głośno, również zauważając podtekst czerwonowłosego, co mnie zdenerwowało. Dlatego też sięgnąłem po kawałek niedojedzonej pizzy i wycelowałem w głowę chłopaka. Następnie rzuciłem z nadzieją, że wyląduje mu prosto na twarzy. Ku mojemu niezadowoleniu, Hood skulił się, chowając głowę między nogi i uniknął tej nieprzyjemności. Pizza uderzyła z plaskiem o czoło stojącego za nim Ashtona.
Pokój wypełnił się rechotem całej naszej trójki, do tego Michael postanowił nagrodzić mój czyn gromkimi brawami. Irwin przez chwilę mierzył mnie niezadowolonym wzrokiem i już spodziewałem się usłyszeć mowy na temat mojej dziecinności i listy wyrzutów. Jednak kiedy tak na mnie spoglądał, chyba zrozumiał, że i tak nic sobie z tego nie zrobię, a już na pewno nie doczeka się przeprosin, wzruszył ramionami i odgryzł kawałek spieczonego ciasta.
Kiedy już się uspokoiliśmy i mogliśmy kontynuować rozmowę, postanowiłem się odezwać i odpowiedzieć na wcześniej zadane mi pytanie.
- Właściwie, to jest jedna rzecz, która od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, zauważając jak reszta wytęża słuch w napięciu czekając, dlatego od razu postanowiłem kontynuować – Kazałem ludziom zebrać informacje na temat Cartera i…- zrobiłem krótką pauzę, zastanawiając się jak to ująć.
- Iiiiiii? - niecierpliwił się Hood, podnosząc się powoli z kanapy.
- Jest czysty. - dokończyłem i usłyszałem prychnięcia.
- Wow, Luke, zajebiście. Jesteś geniuszem. - ironizował Michael, dając upust swojemu niezadowoleniu – Teraz to dopiero damy mu popalić! Lepiej nie mogłeś tego wymyślić!
- Zamknij się, kurwa i daj mi dokończyć. - warknąłem głośno.
Zacząłem się poważnie irytować zachowaniem kumpla, co zresztą musiał zauważyć, bo nic już więcej nie powiedział, a jedynie machnął ręką pozwalając mi kontynuować. Postanowiłem więcej na niego nie patrzeć i nie wkurwiać się jego reakcjami, dlatego skupiłem swój wzrok na pozostałej dwójce, która od samego początku słuchała wszystkiego ze skupieniem.
- Kiedy dowiedziałem się, że nie mamy niczego, co moglibyśmy użyć przeciwko tej całej zgrai, trochę się podłamałem. - zacząłem wolno, splatając palce dłoni i kręcąc kciukami kółka – Carter całkiem nieźle zaciera ślady i mogłoby się wydawać, że nie ma słabego punktu. Mimo wszystko szukałem dalej, choć moje działania były bezskuteczne. Starałem się przeszukać każde możliwe źródło informacji, szukałem dosłownie wszędzie. Myślałem, że nie będzie szans, żeby dobrać się temu debilowi do skóry, aż do wczoraj… Wczoraj wszystko stało się jasne.
- Co masz na myśli? - zapytał Ashton, siadając na oparciu obok Clifforda.
Na moją twarz wpłyną zwycięski uśmiech, kiedy w ich oczach mogłem ujrzeć tą ekscytację. Rozparłem się wygodniej na fotelu i pociągnąłem łyka coli z puszki, bo od tego gadania zaschło mi w gardle. Chłopcy wkurzeni moim ociąganiem, zaczęli robić różne miny, a Calum wyglądał jakby miał się zaraz posikać.
Podniosłem się z kanapy, poprawiając brzeg koszulki i wypuściłem głośno powietrze z płuc. Spojrzałem na przyjaciół, żaden z nich nie odzywał się i tylko czekali aż dokończę swoją myśl. Z niewiadomych przyczyn ostatnie zdanie wypowiedziałem z szerokim uśmiechem na ustach.
- Jedynym słabym punktem tego pajaca jest jego dziewczyna.

4 komentarze:

  1. jest i cała ekipa! Mikey my love <3
    o tak Luke, zajmij się jego dziewczyną, popieram ten pomysł.
    podoba się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam xcakexxmukex

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo Luke działaj ;D xx
    Jak zawsze rozdział perfekcyjny ;) xx

    OdpowiedzUsuń