piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział piąty.

Luke

Usłyszałem głośne trzaśnięcie frontowych drzwi, które mogło oznaczać tylko jedno – Michael i Calum wrócili. Zerwałem się błyskawicznie z miejsca i poszedłem w stronę korytarza, niecierpliwiąc się aż ich zobaczę. Chłopaków nie było sporo czasu, więc zacząłem nieźle się martwić. Już w chwili gdy opuścili dom żałowałem, że wysłałem ich do Davis w sprawie mojego samochodu. Od paru godzin siedziałem, nasłuchując czy ktoś pojawił się w domu. Z jednej strony nie chciałem sam pojawiać się w miejscu, gdzie mógł napatoczyć się ktoś, kogo widzieć nie miałem ochoty, bo to z pewnością nie skończyło by się przyjemnie. Jednak jeżeli chciałem mieć pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, musiałbym załatwić to wszystko osobiście. Te wątpliwości targały mną cały dzień, a mimo to zdecydowałem się na opcję pierwszą. Nie chciałem robić szumu, skoro i tak nazbierałem niezłą pulę wrogów od czasu wygranego wyścigu. Poza tym, wydawało mi się, że mogłem ufać przyjaciołom, jeżeli mówili, że dopną każdy szczegół na ostatni guzik.
Pojawiłem się w przedpokoju, prawie zabijając się o stertę śmieci leżących na środku pomieszczenia. Calum i Mike właśnie zdejmowali z siebie ubrania, kiedy znalazłem się tuż przy nich. Oboje unieśli głowy, gdy zorientowali się, że nie są sami.
- Co z moją małą? - zapytałem od razu, nie czekając aż któryś odezwie się pierwszy. Za bardzo martwiłem się o stan mojego samochodu.
- Emm, no wiesz… - Hood podrapał się po głowie – Michael ją nieźle nastraszył, ale zgodziła się nam pomóc. - odparł pewny, że pytałem o Davis.
Popatrzyłem na bruneta nic nie rozumiejąc. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, co miał na myśli i przewróciłem oczami, zastanawiając się nad tym jakim cudem mogłem pozwolić mu załatwiać za mnie sprawy. Clifford na potwierdzenie moich myśli wybuchł szaleńczym śmiechem i uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Pytałem o samochód, debilu. - wyrzuciłem z siebie ze zrezygnowaniem.
Cal uśmiechnął się niewinnie i wzruszył ramionami, ignorując trzęsącego się ze śmiechu Clifforda. Cała nasza trójka skierowała się do salonu, gdzie obecnie przebywał Ashton i z zamglonym wzrokiem spoglądał na każdego z nas. Oczywiście, że był pijany.
Mike opadł na kanapę obok Irwina i zaczął przełączać programy telewizyjne ze znudzeniem. Następnie przyłączył się Hood, który zajął miejsce na fotelu obok. Żaden z nich nie miał najwyraźniej zamiaru opowiedzieć mi, co wydarzyło się podczas spotkania z tą dziewczyną.
Stanąłem tuż przy przyjaciołach i wwiercałem w nich zniecierpliwione spojrzenie, które zauważył jedynie Calum.
- Z autem wszystko w porządku. Heather powiedziała, że się nim zajmie. - odezwał się, postanawiając rozwiać moje wątpliwości. Odetchnąłem z ulgą, wiedząc, że moja mała jest bezpieczna.
To właściwie tyle, co potrzebowałem wiedzieć. Nic konkretniejszego mnie nie interesowało, więc nie zadałem żadnego kolejnego pytania. Postanowił zrobić to Ashton.
- Jak właściwie udało wam się ją do tego przekonać? - wtrącił wyraźnie zainteresowany sytuacją. Ja sam również zacząłem się przysłuchiwać, choć już nie z tak wielkim zainteresowaniem, jak robiłem to na początku.
- Mike zaczął ją napastować, więc biedna, wystraszona dziewczyna nie miała innego wyjścia, jak zrobić to, co jej każemy.
Mówiąc to Calum był wyraźnie zniesmaczony, a jego mina mówiła tyle, że wolałby nie być świadkiem tej sytuacji. Zastanawiałem się, co według niego mogło oznaczać słowo 'napastować'. Mimo mojego rozbawienia słowami przyjaciela, doszedłem do wniosku, że chyba jednak złym pomysłem było wysyłanie tam tej dwójki.
Michael, w przeciwieństwie do bruneta, uśmiechnął się sam do siebie, jakby właśnie został za coś pochwalony i chwycił jedno z piw, które Irwin postawił na stole. Następnie z łatwością otworzył je zębami.
- Gdyby nie moja interwencja, nie miałbyś co liczyć na naprawę Toyoty. - czerwonowłosy zwrócił się do mnie, upijając spory łyk trunku.
- Co jej zrobiłeś, Mike? - zapytałem, unosząc wysoko brew.
Bałem się usłyszeć odpowiedź, bo wiedziałem, że potrafi być nieobliczalny i czasami tylko jedno słowo jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Nie żebym martwił się o dziewczynę Cartera, ale wolałem na razie działać po ciuchu, zanim ten pajac o wszystkim się dowie. To dopiero początek gry, dlatego miałem obawy. Nie chciałem, żeby Michael narobił szumu wokół siebie i tym sposobem zwrócił na nas niepotrzebną uwagę. Na to było zdecydowanie za wcześnie.
- Nic szczególnego. - chłopak wzruszył ramionami – Trochę ją nastraszyłem i tyle.
- Trochę? - Calum wybuchnął śmiechem – Ty się z nią szarpałeś, palancie. Myślałem, że ją tam pobijesz.
Wymieniłem z Ashtonem porozumiewawcze spojrzenia. Bezgłośnie próbował mi przekazać, że popełniłem wielki błąd i musiałem się z nim zgodzić. Mogłem załatwić to sam i nie wysługiwać się tymi narwańcami. Irwin ostrzegał mnie przed tym. Niestety, było już za późno.
- Zamknij się, Hood, bo ci kurwa przypierdolę. - warknął, odkładając piwo, w obawie że przez swoje gwałtowne ruchy, może coś wylać – To nie moja wina, że jest taka wkurwiająca i nie potrafi zrozumieć prostego polecenia. - zaczął się denerwować - Zresztą lepsze to niż próbowanie się z nią zaprzyjaźnić, Betty.
Zakryłem usta dłonią, żeby nie pokazać, jak bardzo rozśmieszyło mnie określenie użyte przez czerwonowłosego. Ashton zaś zaczął szaleńczo kaszleć, co naprawdę przypominało tłumiony rechot. Oboje nie mogliśmy się przed tym powstrzymać i mieliśmy tylko nadzieję, że Hood nie skomentuje tego w żaden sposób, bo już wystarczyło, że uwiesił się na Michaela.
Calum przez chwilę uważnie nam się przyglądał, ale zignorował nasze zachowanie. Więc kiedy kiwnąłem w jego stronę głową i uniosłem ręce w geście bezradności, pokazując że nic w tej sytuacji nie zrobię, ten wrócił do sprzeczania się z Cliffordem.
- Chciałem być miły i załatwić to jak normalny człowiek! - oburzył się, a Michael zaczął machać ręką, ignorując jego słowa. Calum nachylił się więc mówiąc – Ale wybacz, zapomniałem, że z ciebie taki wielki gangster. Musiałeś się popisać, chociaż Luke wyraźnie ci tego zabronił, co Mikey?
Hood chyba jeszcze nigdy nie był tak zadowolony z siebie, jak w tym momencie, bo z jego twarzy nie schodził zwycięski wyraz. Pewnie oberwałby za to po głowie, gdyby nie to, że tym razem nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem, jednocześnie łapiąc się za brzuch. Mięśnie bolały mnie cholernie, tak bardzo rozbawiła mnie wkurzona mina Mike'a.
Clifford spojrzał na mnie wściekle i rzucił w moją stronę butelką. Szkło rozbiło się z trzaskiem o ścianę tuż nad moją głową, tylko dlatego, że zrobiłem unik. Gdyby nie to, pewnie miałbym już roztrzaskane czoło przez głupotę własnego kumpla.
- Ciebie już do reszty popierdoliło. - skomentowałem chłopaka i zacząłem oceniać szkody, jakie spowodował. Na szczęście skończyło się tylko na klejącej plamie na ścianie i odłamkach szkła walających się po podłodze. Norma. - Ogarnij się. - dodałem wkurzony, że po raz kolejny nie potrafił nad sobą zapanować.
- Hemmings, powinieneś mi dziękować. - Mike skrzyżował ręce na piersi i skrzywił się, patrząc na mnie. Był równie zły, co ja. – Gdyby mnie tak nie było, Hood właśnie zaplatałby warkoczyki tej panience, zamiast zajmować się tym czym powinien.
Ashton pokręcił głową i mając dość tej głupiej konwersacji, zwyczajnie opuścił pokój i poszedł na górę. Mogłem się założyć, że właśnie szukał łazienki, żeby wyrzygać litry alkoholu, które w siebie dzisiaj wlał. Irwin nie panował nad sobą jeżeli chodziło o alkohol i to była jedyna rzecz, nad którą nie miał umiaru.
- Nieprawda! - krzyknął obrażony Cal, z powrotem zwracając na siebie moją uwagę.
- Dobra, już po sprawie. - odparłem, tak jak Ash nie chcąc dłużej ich słuchać – Zamknijcie się.
Chłopcy ucichli, co przyjąłem z wielkim zadowoleniem i ulgą. Pewnie sami byli zmęczeni po całym dniu i dłużej nie chciało im się dyskutować.
Podniosłem się z miejsca i ruszyłem do kuchni, chcąc wyciągnąć z lodówki jeszcze parę piw. Kiedy to zrobiłem, wróciłem do salonu i podałem po jednym każdemu z chłopaków. Byłem im wdzięczy za tą akcję i przynajmniej tyle mogłem zrobić. Sami nie musieli przejmować się moimi sprawami, a jednak to robili. Dlatego postanowiłem mimo wszystko zostać i wypić z nimi piwo.


Heather

Wysunęłam się spod samochodowego podwozia i wierzchem dłoni wytarłam pot ściekający mi z czoła. Na dworze nie było jakoś niesamowicie gorąco, ale tu, w warsztacie przy pracujących maszynach ciężko było się nie zgrzać. Zwłaszcza przy tak intensywnej pracy.
Spojrzałam na zegar, wybiła godzina dwudziesta, a za oknem widać było jedynie czarne niebo. Sama nie wiedziałam kiedy zleciał mi ten czas. Zaśmiałam się sama do siebie, bo jak zwykle zatraciłam się kompletnie w pracy i zapomniałam, że oprócz tego mam jeszcze życie. Choć, szczerze mówiąc, mogłabym tu spędzić je całe i za nic na świecie bym nie narzekała. Warsztat był moim drugim domem. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym robić coś innego, jak skręcanie części aut, wymienianie oleju i dodawanie różnych ulepszeń, dzięki którym wyścigi uliczne stają się jeszcze ciekawsze. To było to, co kochałam.
Ręce brudne od smaru wytarłam o spodnie robocze, nie przejmując się smugami, jakie przez to powstały. Nie pierwszy i nie ostatni raz upaćkałam się smarem.
Na dzisiaj koniec pracy, postanowiłam trochę odpocząć. Przysunęłam sobie więc drewnianą skrzynkę, w której wcześniej przysłano mi części do samochodu i usiadłam na jej. Z głębokich kieszeni wyciągnęłam paczkę papierosów i wetknęłam jednego między wargi. Odpalając, zaciągnęłam się mocno dymem tytoniowym, a moje ciało od razu się rozluźniło.
Byłam zadowolona, że w końcu udało mi się skończyć naprawę samochodu. Te kilka dni spędzonych przy Toyocie sprawiły mi niemałą przyjemność, jednak ileż można zajmować się jedną maszyną, kiedy klientów wciąż przybywa.
Oparłam głowę o spód dłoni i przymknęłam na chwilę oczy. Byłam kompletnie wypompowana z wszelkich sił. Całe popołudnie spędziłam w warsztacie, mimo iż planowo miałam wolne. Do tego ten zbliżający się wyścig sprawił, że miałam pełne ręce roboty. Mój własny Big Time Rush. Nie narzekałam jednak na taki stan rzeczy, gdyż zbliżał się koniec miesiąca, a ja potrzebowałam pieniędzy. Ale kto ich nie potrzebuje?
To był między innymi jeden z czynników, który wpłynął na moją decyzję odnośnie naprawy Toyoty.  Choć wcale nie miałam ochoty pomagać tym typkom, wszystkie ulepszenia, które wprowadziłam będą ich słono kosztować. Dla nich to spory wydatek, dla mnie porządny zarobek. Ale wszystko na ich własne życzenie. Za tyle dni przy samochodzie nie było opcji na jakieś przystępne ceny. Zwłaszcza, że tak wiele ryzykowałam, bo gdyby ktokolwiek z ludzi Wayna lub on sam zajrzał do warsztatu, miałabym przerąbane.
Na szczęście, Wayn nie pojawił się tu ani razu, odkąd chłopcy przywieźli mi auto. Sam był zajęty własnymi sprawami, więc myślę, że było mu na rękę, że nie marudziłam za każdym razem, kiedy nie miał dla mnie czasu. Poza tym wytłumaczyłam mu, że mam dużo pracy i powroty wieczorami wejdą mi teraz w nawyk. Brunet nie zadawał pytań, wiedząc jaki mam nawał przed każdym wyścigiem i normalne jest, że praktycznie mieszkam w warsztacie. Parę razy kręcili się tu jego kumple, sprawdzając co robię i czy na pewno jestem tam, gdzie mówiłam, ale żaden z nich nie wszedł do środka, a jedynie błąkał się przed wejściem. Przynajmniej tyle z resztek mojej prywatności.
Cóż, mój chłopak lubił mieć wszystko pod kontrolą, ale gdy zamykałam się w tych surowych, czterech ścianach pozwalał mi na chwilę wytchnienia. Mogłam spokojnie oddychać, wiedząc, że nikt mi wtedy nie przeszkodzi i będę miała szansę naprawdę skupić się na pracy.
Zgasiłam niedopałek papierosa o beton i dla pewności przydeptałam go butem. Podniosłam się z miejsca w tym samym momencie, w którym drzwi zaskrzypiały, informując, że ktoś wszedł do środka.
Serce zamarło mi z przerażenia, kiedy to usłyszałam. Nie wiedziałam czy mam uciekać czy po prostu rozpłakać się i błagać o litość. Jeżeli to był Wayn albo ktokolwiek inny, mogłam żegnać się z życiem. Nawet nie zdążyłam zasłonić samochodu tak, jak to robiłam przed każdym powrotem do domu.
Czułam jak miękną mi kolana, kiedy powolnym krokiem zbliżałam się do wejścia, przy którym najwyraźniej ktoś na mnie czekał. Miałam nadzieję, że z dwojga złego okaże się, że to chłopcy przyszli sprawdzić jak idzie mi naprawa. Już wolałam męczyć się z Cliffordem, niż tłumaczyć przed własnym chłopakiem.
W kilka sekund dotarłam do miejsca, którego tak bardzo się obawiałam. Otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona, że widzę właśnie tą osobę.
W progu stała niska dziewczyna z blond włosami sięgającymi tuż za łopatki. Jej twarz rozpromieniła się, kiedy mnie ujrzała, a ja mogłam stwierdzić, że chociaż trochę mnie przypomina. Rząd białych zębów idealnie kontrastował z jej opaloną cerą. Byłam zaskoczona jak bardzo się zmieniła. Nie widziałam jej pół roku, a tyle zdążyło się wydarzyć. Wtedy była jeszcze małą dziewczynką. Teraz gdy na nią patrzyłam, dochodziłam do wniosku, że gdybym jej nie znała, w życiu nie uwierzyłabym, że ma tylko siedemnaście lat.
Stałam i wpatrywałam się w nią jak głupia, nie mogąc uwierzyć, że tu jest. To było niemożliwe, że przyjechała z drugiego końca Sydney właśnie tutaj, do mnie. Moja siostra, której nie widziałam tyle czasu…
- Heather! - pisnęła z ekscytacją, praktycznie przy tym płacząc.
Już po chwili czułam jej drobne ciało w swoich ramionach, kiedy wtulała się we mnie mocno. Prawie zapomniałam, jakie to uczucie mieć ją blisko przy sobie, dlatego mocniej zacisnęłam ręce wokół niej. Cieszyłam się, że ją widzę. Tak bardzo się cieszyłam. Oprócz ojca, którego straciłyśmy, kiedy byłyśmy jeszcze małe, moja siostra była jedyną osobą w rodzinie, za którą szczerze tęskniłam. Może i nie zawsze się dogadywałyśmy, jak każde rodzeństwo, ale miłość jaka nas łączyła była mocna i nierozrywalna. Skoczyłabym za nią w ogień i wiem, że ona zrobiłaby dla mnie to samo. Miałyśmy w sobie oparcie.
- Tęskniłam za tobą. - szepnęła mi do ucha, a ja uśmiechnęłam się do siebie.
- Ja też za tobą tęskniłam, Blake.
Nie mogłyśmy się od siebie oderwać. Po tak długiej rozłące trudno było powstrzymać nadciągającą falę emocji i obie ściskałyśmy się ze łzami w oczach. Naprawdę, spodziewałabym się wszystkiego, nawet kosmitów, ale nie tego, że pojawi się tu moja siostra. To był jeden z najlepszych dni, jakie miałam od bardzo dawna. W końcu mogłam się nią nacieszyć. Aż trudno uwierzyć, że matka pozwoliła jej się tu zjawić… Chyba?
Przytuliłam ją ostatni raz, a następnie odsunęłam ją na długość ramion. Znów mogłam spojrzeć na jej lekko piegowatą twarz i uśmiech sam pojawił się na moich ustach, co od razu odwzajemniła. Musiałam jednak dopełnić obowiązków starszej siostry, nie mogąc odpuścić sobie krótkiego wywiadu.
- Tak właściwie, co tu robisz? - zapytałam, patrząc na nią podejrzliwie. Mimo iż cieszyłam się, że przyjechała, to musiałam to z nią wyjaśnić. - Nie powinnaś być teraz w szkole?
- Mam teraz trochę wolnego, więc pomyślałam, że odwiedzę swoją ukochaną siostrę. - powiedziała wesoło, zakładając ręce na biodra. Zaraz po tym przekrzywiła głowę na bok i zapytała – Nie cieszysz się?
- Jasne, że tak, ale zastanawiam się… - zaczęłam mówić, ale siostra natychmiast mi przerwała.
- To świetnie! - zawołała, ściągając z siebie ogromny plecak, by niechlujnie zrzucić go na podłogę – Mam ci tyle do opowiedzenia, że nawet sobie nie wyobrażasz. W domu nie mam się do kogo odezwać, bo nikogo nie obchodzi co mówię, chyba że mówię o ocenach. Tym bardziej jaram się, że w końcu mogę z tobą pogadać!
Blake nie zamykały się usta i w pewnym momencie przestałam rozumieć co do mnie mówi, a jedynie wyłapywałam pojedyncze słowa. Cały czas obserwowałam ją uważnie, bo jej obecność tutaj była podejrzana. Zwłaszcza, że kiedy próbowałam ją o to zapytać, zaczęła nadawać jak katarynka i nie pozwoliła mi dojść do słowa. Zupełnie jakby bała się powiedzieć, o co naprawdę chodzi. Chyba jednak nie myślała, że tak łatwo sobie odpuszczę?
- Super. - przytaknęłam na coś, co przed chwilą powiedziała – Ale może zamiast tak nadawać, powiesz mi dlaczego tu przyjechałaś?
Blondyna zmarszczyła brwi i popatrzyła na mnie rozzłoszczonym wzrokiem. Z zachowania wciąż była jeszcze dzieckiem, nieważne jak dorośle wyglądała.
- Matko, Heather… Możesz przez chwilę udawać, że nie jesteś paskudną zrzędą? - zapytała, wystawiając język do przodu. - Jestem tutaj, przyjechałam. Kogo obchodzi reszta?
- Mnie obchodzi. - powiedziałam, zanim znów zaczęła nadawać. - Bez owijania w bawełnę, Blake. Zapytam jeszcze raz: Co tu robisz?
Gromiłam siostrę lodowatym spojrzeniem, oczekując aż w końcu zacznie mówić coś konkretnego. Po zadowolonej Heather, stęsknionej za młodszą siostrzyczką, nie było już śladu. Im dłużej patrzyłam na nią, tym bardziej miałam wrażenie, że coś przede mną ukrywa.
Blake włożyła dłonie do kieszeni i przygryzła dolną wargę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jej oczy rozszerzyły się i patrzyła na mnie niewinnie się uśmiechając. Mimo tej postawy mogłam wyczuć, że była zestresowana.
- Blake! - wydarłam się, nie wytrzymując dłużej. Powtórka z rozrywki życia w domu z młodszą siostrą…
- Ugh, no dobra! - odkrzyknęła mi, wyrzucając ramiona w powietrze w geście poddania – Miałam dość tej popapranej szkoły i tych wszystkich obowiązków. Matka i jej głupi fagas kazali mi siedzieć wieczorami na dodatkowych zajęciach, choć wcale nie szło mi źle, tylko oni sobie coś wymyślili!
- Dlatego przyjechałaś? - zapytałam, choć doskonale znałam odpowiedź na to pytanie.
- Tak. W tym domu nikt mnie nie słucha. - powiedziała rozżalona, chodząc w kółko.
- Mogłaś do mnie zadzwonić, Blake. - przypomniałam jej, podchodząc i głaszcząc uspokajająco po włosach – Wiesz, że zawsze chętnie z tobą porozmawiam.
- To nie chodzi tylko o rozmowę… - jęknęła, zrzucając moje ręce z siebie. Zachowywała się jak jakaś królowa dramatu, jednak wolałam jej tego nie mówić. - Musiałam po prostu zrobić sobie kilka dni wolnego, rozumiesz? - pokiwałam głową, a ona kontynuowała – Dlatego spakowałam się szybko, wsiadłam w pociąg i przyjechałam prosto do ciebie.
Blondynka zaczęła oddychać głośno, zmęczona tak szybkim artykułowaniem słów i wypuściła powietrze z płuc. Jej ciało powoli się rozluźniło, kiedy wyrzuciła z siebie te wszystkie emocje i w końcu spojrzała na mnie.
- Nie masz nic przeciwko, żebym została tutaj parę dni?
- Jasne, że… - zaczęłam, ale w porę ugryzłam się w język. - Czekaj, Blake… Mówisz, że spakowałaś się i od razu wsiadłaś w pociąg? - zapytałam, a ona niepewnie pokiwała głową, spodziewając się co nadciąga. - Powiedz mi więc jedną rzecz… Czy matka o tym wszystkim wie?
Tak, jak myślałam twarz mojej siostry automatycznie pobladła, kiedy zadałam jej to pytanie. Tego się właśnie obawiałam. Musiałam mocno zacisnąć pięści, żeby nie wypalić czegoś głupiego, zanim nie usłyszę odpowiedzi prosto z jej ust.
- Nie. - mruknęła ledwo słyszalnie i od razu spuściła speszony wzrok na ziemię. - Miałam nadzieję, że do niej zadzwonisz i przekażesz dobrą nowinę. - uśmiechnęła się niewinnie, podnosząc ponownie głowę.
Widziałam, jak zerka na mnie z nadzieją w oczach, oczekując, że faktycznie zgodzę się na taki układ, ale była w wielkim błędzie. Nie było opcji, żebym musiała użerać się z matką i tłumaczyć jej jakim cudem Blake znalazła się na drugim końcu Sydney, w moim domu. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Jeszcze sekundę temu mogłam skakać z radości, spowodowanej jej obecnością, a teraz miałam ochotę ją zabić.
Potarłam skronie, próbując jakoś poukładać sobie w głowie, co dokładnie teraz powinnam zrobić. Czułam się źle, że muszę odesłać stąd blondynkę, ale co innego mogłam zrobić? Matka mnie powiesi za to, że na to pozwoliłam. A wszystko było lepsze niż słuchanie jej narzekań i wypominania, że każda przykra rzecz jest moją winą. Nigdy nie układało nam się dobrze z mamą, bo uważała mnie za czarną owcę w rodzinie i nie omieszkała mi tego wypominać przy każdej możliwej okazji.
Zaraz po śmierci ojca ona jakby przestała mnie kochać, zapominając zupełnie że jestem jej córką. Próbowałam to sobie tłumaczyć moim podobieństwem do jej zmarłego męża, ale nawet to nie wynagrodziło mi bólu, jaki sprawiała mi, kiedy tak mną gardziła. Z biegiem czasu i ja zaczęłam ją lekceważyć, bo jak mogłoby być inaczej? Nie wiem dlaczego tak bardzo mnie nienawidziła. W sumie nawet chyba nie było konkretnego powodu, dla którego obie nie mogłyśmy ze sobą wytrzymać. Po prostu tak się stało.
Sytuacja uległa zmianie, kiedy w wieku szesnastu lat wyrzucili mnie ze szkoły, bo przestałam pojawiać się na lekcjach. Wtedy udało mi się poznać Wayna, który trochę postawił mnie na nogi, przez co po jakimś czasie wróciłam i dokończyłam naukę. Mimo tego mieszkałam w innej dzielnicy Sydney niż moja matka z siostrą, bo nie mogłam znieść wiecznych odcinek. Po jakimś czasie w domu pojawił się jakiś wpływowy człowiek, zajmujący się biznesem i zabrał obie kobiety daleko ode mnie. Straciłam Blake i od tego wydarzenia naprawdę rzadko ją widywałam, a matkę to już w ogóle.
- Heather… - usłyszałam cichy szept Blake i poczułam jak kładzie mi rękę na ramieniu – Wszystko w porządku? Nie odzywasz się jakiś czas…
Uniosłam głowę i w końcu spojrzałam prosto w niebieskie tęczówki mojej siostry, starając się trzymać nerwy na wodzy, co niestety nie wychodziło mi najlepiej.
- Możesz o tym zapomnieć. - rzuciłam oschle, odchodząc kawałek dalej – Zabieraj swoje rzeczy. Zaraz zadzwonię do Wayna, żeby odwiózł cię z powrotem do domu.
- Nie, proszę… - jęknęła zrezygnowana, ale udawałam, że tego nie słyszę i zaczęłam się przebierać – Nie każ mi tam wracać.
Zignorowałam siostrę, odwracając się do niej tyłem i zdjęłam ciuchy robocze, które miałam na sobie. Następnie wepchnęłam je głęboko do torby z zamiarem zabrania ich do domu i pozbycia się wszelkich brudnych plam.
W samej bieliźnie podeszłam do jednej z szafek wiszących na ścianie i wyjęłam stamtąd czyste ubrania, w których tutaj przyszłam. Tak więc w minutę wciągnęłam na siebie moje ukochane czarne rurki i sweter tego samego koloru. Do kompletu na nogach znalazły się czarne trampki za kostkę i już mogłam się zmywać do domu, żeby załatwić ten cały bałagan z Blake.
O wilku mowa – pomyślałam, kiedy usłyszałam jej kroki za swoimi plecami. Pewnie postanowiła przyjść i ponownie błagać mnie, żebym pozwoliła jej zostać.
- Ktoś umarł? - to było pierwsze, co powiedziała, zastając mnie gotową do wyjścia.
- Zamknij się i nie pogarszaj swojej obecnej sytuacji. - warknęłam, na co ona zrobiła krzywą minę.
- Wow, widzę, że siostrzaną miłość mamy już daleko za sobą… - mruknęła pod nosem, myśląc że jej nie usłyszę. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy obrzuciłam ją rozzłoszczonym spojrzeniem.
Wciąż milcząc i nie zwracając uwagi na jej obecność i natarczywe łażenie za mną krok w krok, zajęłam się robieniem względnego porządku. Po całym dniu pracy był tu niezły bałagan. Zebrałam więc z podłogi wszystkie narzędzia, jakich używałam i odłożyłam każde z nich na odpowiednie miejsce.
- Będziesz mnie teraz ignorować? - Blake nie dawała za wygraną – To tylko parę dni. Nic wielkiego się przecież nie stanie.
- Nie. - odburknęłam, choć zaczęłam powoli mięknąć.
Nie chciałam się z nią kłócić i może nawet wolałabym, żeby jednak została na jakiś czas. Mogłybyśmy nadrobić te stracone chwile, które musiałyśmy spędzać osobno, daleko od siebie. Mimo to wciąż miałam w głowie obawę przed tym, jak zareagowałaby na to wszystko matka. Mogłam się założyć, że ta rozmowa nie należałaby do przyjemnych. Ale może warto byłoby spróbować? W końcu co mi szkodziło? Nawet jeżeli się nie zgodzi, mogę się rozłączyć i odesłać Blake, tak jak by rozkazała. Aj, już sama nie wiedziałam.
Odwróciłam się, zaniepokojona nagłą ciszą i spostrzegłam, że nigdzie nie ma mojej siostry. Zaalarmowana jej brakiem obecności od razu ruszyłam w jedyne miejsce, jakie przyszło mi w tej chwili na myśl. Byłam pewna, że z moim szczęściem właśnie tam ją zastanę.
Tak jak podejrzewałam blondyna już stała przy czarnej Toyocie, oglądając ją z ekscytacją i wielkim zainteresowaniem. Zupełnie jak ja, kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy. Od razu zrobiło mi się słabo na myśl, że kolejna osoba mogła się dowiedzieć o moim układzie.
- Wow! - entuzjazmowała się, przejeżdżając dłonią po masce, a ja obserwowałam z odległości jej zaintrygowanie – Czy to Wayna?
Podskoczyłam, kiedy nagle odwróciła się do mnie, zadając to pytanie. Myślałam, że nie wie o mojej obecności, ale najwyraźniej się myliłam. Podeszłam powoli do samochodu, stając tym razem bliżej siostry.
- Nie. - odpowiedziałam krótko, kręcąc głową.
Bałam się, że zacznie zadawać niepotrzebne pytania, na które wolałabym nie udzielać jej odpowiedzi. Wiem, że mogłabym ufać jej w tej kwestii, ale im mniej osób wiedziało, jaką podłą małpą byłam, okłamując własnego chłopaka i pomagając jego wrogom, tym lepiej.
- Niezłe cacko. Jeszcze takiego nie widziałam. - dodała.
- Yhym, tak.
- Więc… Do kogo należy? - ciekawiła się, otwierając przednie drzwi i zaglądając do wnętrza samochodu – To pewnie auto jakiegoś Gracza. Mam rację?
Skrzywiłam się na słowa blondynki. Wyjątkowo nie lubiłam, jak to określenie brzmiało w jej ustach.
- Tak. - przyznałam, a następnie dodałam – Właśnie muszę je odwieźć, więc bierz plecak i idź do domu. - rzuciłam jej klucze, które bez problemu złapała – Spotkamy się na miejscu.
Blondynka przyglądała się chwilę kluczom z zagryzioną wargą, po czym odrzuciła mi je z powrotem.
- Chcę przejechać się z tobą.
To zdanie brzmiało bardziej jak oznajmienie, bo nawet nie czekała na moją odpowiedź. Wcisnęła się na siedzenie pasażera tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować. Do tego wesoło szczerzyła się w moją stronę. Powoli miałam dość jej zachowania.
- Przysięgam, Blake, że kiedyś się zabiję. - warknęłam, zajmując miejsce kierowcy i trzaskając drzwiami.


Wjechałyśmy na podjazd domu Luke'a i od razu przeszły mnie ciarki na samo wspomnienie sytuacji sprzed kilku dni. Na samą myśl robiło mi się gorąco ze stresu i świadomości, w jakie gówno wpadłam, poznając tego chłopaka. Miałam tylko nadzieję, że Blake nie zauważyła moich jeżących się na rękach włosków.
Rozejrzałam się dookoła i zauważając, że brama garażowa jest otwarta skierowałam się do środka i zaparkowałam, gasząc silnik. Następnie szybko wyciągnęłam klucze ze stacyjki i opuściłam wnętrze auta, udając się w stronę drzwi frontowych.
Stojąc na ganku, energicznie waliłam pięścią w ciemne drewno i niecierpliwie czekałam, aż ktoś raczy mi otworzy. Chciałam załatwić to jak najszybciej, jednak nic się nie stało. Powtórzyłam więc czynność raz, a potem drugi. Za trzecim naprawdę traciłam ostatki cierpliwości.
- Może po prostu wejdziemy? - podskoczyłam na dźwięk głosu blondynki.
- Kazałam ci zostać przy samochodzie. - przypomniałam jej, na co tylko wzruszyła ramionami i zanim zdążyłam ją powstrzymać, położyła dłoń na klamce i pociągnęła w dół.
Świetnie, wejdźmy bez pukania do domu gangsterów. Genialny pomysł.
Drzwi ustąpiły i zaraz za dziewczyną wślizgnęłam się do pomieszczenia, którym był hol. Wzrokiem krążyłam po nim w poszukiwaniu kogokolwiek, a jedyne co wpadło mi w oczy to buty walające się po całej podłodze i parę worków na śmieci przy ścianie. Nie miałam zamiaru spędzić tu połowy dnia, dlatego trzasnęłam głośno drzwiami, chcąc zwrócić na nas uwagę mieszkańców. Może tym razem ktoś usłyszy.
Odetchnęłam z ulgą, bo jednak uda mi się to dzisiaj załatwić. Jak na zawołanie w progu pojawił się brunet, którego z całej tej bandy chyba nie lubiłam najmniej. Calum uśmiechnął się na nasz widok szeroko i obciął wzrokiem blondynkę, która zdawała się tego nie zauważyć. Cholera, wiedziałam, że przychodzenie z nią tutaj to tragiczny pomysł… że też musiała się tak upierać.
- Cześć! - przywitała się wesoło, machając do chłopaka – Jestem Blake, siostra Heather.
- Heeej. - mruknął nie kontrolując swojego zadowolenia, a następnie podał jej dłoń, którą chętnie uścisnęła – Jestem Calum.
- Samochód zrobiony tak jak chcieliście. - powiedziałam twardo, próbując odwrócić uwagę bruneta od piersi mojej siostry.
- To dobrze. Luke ci zapłaci. - odpowiedział, w ogóle na mnie nie patrząc – Jest na górze, w swoim pokoju. Pierwsze drzwi po lewej. - wytłumaczył.
- Dzięki. - rzuciłam, a następnie zwróciłam się do siostry – Czekaj tu, ok? Zaraz wrócę.
Blondynka pokiwała głową na znak zgody i już miałam wbiec na schody, ale się powstrzymałam i spojrzałam na Caluma.
- A ty… Łapy przy sobie! - zagroziłam, a on uniósł ręce w geście obronnym, śmiejąc się z mojej reakcji.
Pognałam na górę, nie chcąc zostawiać siostry na długo z tym chłopakiem. Bałam się, że Calum może się odwodnić tak bardzo ślinił się na jej widok. Typowy facet, prawda? Wchodząc po stopniach, spostrzegłam kątem oka jak brunet zaprasza Blake do salonu, na co bez zastanowienia się zgodziła i oboje zniknęli z mojego pola widzenia. Musiałam być szybka, zanim zdążą ją zdemoralizować.
Będąc na szczycie, rozglądnęłam się w poszukiwaniu wspomnianych przez Hooda drzwi. Odnalazłam je z łatwością, gdy po lewej stronie zauważyłam lekko uchylone wejście do pokoju. Zawahałam się zanim postawiłam krok, bo panowała kompletna cisza, co było zastanawiające. Może Calum się pomylił, a Luke'a wcale tu nie było?
Zapukałam parę razy, ale tak jak wcześniej nikt mi nie odpowiedział. Chwyciłam za klamkę, by jak najdelikatniej pchnąć drzwi i zajrzeć do środka. Podeszłam kawałek na palcach, chcąc wychylić się zza drzwi i moim oczom ukazało się dość duże pomieszczenie w odcieniach szarości. Wydawało się przez to ciemniejsze niż w rzeczywistości. Tuż obok mnie stała kanapa i mały, czarny stolik z papierami porozwalanymi po całej jego długości. Dalej była spora szafa i komoda z tego samego kompletu. Wszystko wyglądałoby dość gustownie, gdyby nie panował tu taki bałagan.
Odważyłam się postawić kilka kroków więcej i wejść w głąb pomieszczenia. Odsłoniłam sobie tym sposobem widok na łóżko stojące naprzeciw komody. Mogłoby pomieścić spokojnie dwie osoby, jak nie więcej, ale blondyn najwyraźniej lubił wygodę, bo spał rozwalony na wszystkie strony materaca.
Odkaszlnęłam głośno, poniekąd po to, żeby się obudził. Czekałam aż podniesie głowę, ale nie zadziałało. Czułam się niezręcznie będąc w jego pokoju, kiedy on tak naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy. Zebrałam się jednak na odwagę i podeszłam do łóżka, na którym leżał. Momentalnie zrobiłam się czerwona na twarzy i przymrużyłam oczy, zauważając że chłopak nie miał na sobie nic, oprócz czarnych bokserek. Tak, jak wydawało mi się wcześniej, był całkiem dobrze zbudowany. Szczególnie moją uwagę przykuły jego nagie ramiona tak szerokie i smukłe, o jakich się marzy. No i te cholernie długie nogi… Cholernie seksowne nogi.
Pokręciłam głową w przeciwne strony, wyzbywając się takich myśli o moim teoretycznym wrogu i nachyliłam się nad nim, lekko klepiąc w ramię. Pożałowałam tego natychmiast, bo blondyn pod moim dotykiem zamruczał cicho i odwrócił się na drugi bok, wypinając tyłek… To zdecydowanie utrudniało mi myślenie, ale nie trwało to długo.
Otrząsnęłam się natychmiast, kiedy usłyszałam śmiech swojej siostry dochodzący z parteru. Przypomniało mi się, że nie mogłam jej pozwolić długo przebywać w tym towarzystwie. Postawiłam więc na radykalne kroki.
- Luke! - wrzasnęłam, nachylona nad chłopakiem, a ten od razu otworzył oczy.
Wzdrygnęłam się, bo mimo iż chciałam go obudzić, nie spodziewałam się, że to od razu zadziała.
Blondyn przewrócił się tak, żeby móc na mnie spojrzeć i gdy zdał sobie sprawę z kim ma do czynienia, uśmiechnął się łobuzersko.
- Cześć, królewno. - wymamrotał wciąż zaspany, przeciągając się rozkosznie. Mięśnie na jego rękach znacznie się wtedy uwydatniły. Miałam wrażenie, że robi to specjalnie.
Odwróciłam wzrok, nie chcąc rozpraszać się jego zachowaniem, ale usłyszałam skrzypienie sprężyn, co oznaczało, że podniósł się z materaca.
- Samochód jest gotowy. - zignorowałam jego przywitanie i wciąż na niego nie patrząc, dodałam – Przyszłam po zapłatę.
- Po zapłatę? - uniósł znacząco brew, a ja pożałowałam swojego doboru słów.
Widząc nagłe ożywienie w jego niebieskich tęczówkach, znów oblałam się rumieńcem. Plamy na moich policzkach zdecydowanie się powiększyły, kiedy znalazł się blisko mnie, wertując wzrokiem. Cholera, czy naprawdę musiałam tak reagować? Miałam tylko nadzieję, że był zbyt zamroczony snem, żeby to zobaczyć.
- Tak, za naprawę, Hemmings. - warknęłam, próbując ukryć zawstydzenie i wyglądać znacznie pewniej niż się czułam – Rozumiesz, co się do ciebie mówi?
Luke zaśmiał się cicho.
- Doskonale to rozumiem, królewno. - mruknął, przysuwając się bliżej, mimo iż ja cofałam się do tyłu za każdym razem, kiedy zmniejszał odległość między nami – Zastanawiałem się tylko w jakiej formie chciałabyś otrzymać swoją zapłatę.
- Przestań. - skrzywiłam się, wyciągając rękę przed siebie i uniemożliwiając mu zbliżenie się – Załatwmy to szybko. Możemy?
- Tylko jeżeli cię to usatysfakcjonuje. - znów uraczył mnie podtekstem.
- Nie mam na to czasu, więc przestań zachowywać się jak idiota. - rzuciłam, rozzłoszczona jego zachowaniem, a on zaśmiał się sam do siebie.
Blondyn bez słowa obszedł mnie i ruszył w stronę szafy, z której po chwili wyciągnął białą kopertę. Otworzył ją i palcami przeliczył zawartość, nawet nie pytając mnie jakiej sumo od niego oczekuje. Na moje oko, ta koperta była nieco za gruba.
- Trzymaj. - wręczył mi papierowe opakowanie, po czym skierował się do łóżka – A teraz idź stąd. Próbuje się wyspać.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Ten chłopak był chyba jakiś bipolarny, bo najpierw prawie na mnie chodził, a teraz zwyczajnie wyrzuca mnie z pokoju? Nie żebym miała coś przeciwko, chciałam stąd wyjść jak najszybciej, ale po prostu to było dziwne.
Przed opuszczeniem pokoju, zrobiłam to samo, co blondyn chwilę wcześniej i przejrzałam zawartość koperty, licząc banknoty. Tak jak myślałam, było ich o wiele więcej niż był mi winien. Skrzywiłam się z niezadowoleniem, uświadamiając sobie ile chciał mi zapłacić. Wybrałam ze środka tyle pieniędzy, ile naprawdę był mi winien, a resztę rzuciłam na łóżko, tuż obok jego głowy.
- Przyszłam po zapłatę, a nie jałmużnę. - odpowiedziałam wrednie, a chłopaka po raz kolejny to rozbawiło.
- Jakaż ty jesteś szlachetna. - zakpił.
Miałam ochotę mu przywalić, ale ostatecznie zadecydowałam, że najlepiej będzie jeżeli opuszczę w końcu ten dom i udam się do siebie. Jak szybko mogłam, zniknęłam za drzwiami jego pokoju. Ostatnie co usłyszałam to jego wesołe prychnięcie. Co za frajer.









*
mam nadzieję, że czytacie <3
#RiskyPlayerFF

3 komentarze:

  1. Cal Pal w tym rozdziale wygrał moje serce <3
    jest świetnie jak zawsze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg Luke czm jesteś taki bipolarny xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Calum + Blake = <3
    Luke + Heather = <3 <3 <3
    *-*
    uwielbiam ! ^^

    OdpowiedzUsuń