poniedziałek, 4 lipca 2016

Trzeci rozdział dodatkowy.

Heather
6 miesięcy później
Przymknęłam powieki, odcinając się od intensywnie jaskrawego światła żarówek, przeszkadzającego mi w zebraniu myśli. Odrzucając głowę do tyłu, uderzyłam potylicą o metalową ramę łóżka, ale zignorowałam natarczywe pulsowanie, które było niczym w porównaniu z bólem, jaki rozrywał dolne partie mojego ciała.
Zacisnęłam palce na wilgotnym prześcieradle, gdy dopadła mnie kolejna fala skurczy i aż pobielały mi knykcie od gniecenia pościeli. Czułam pod palcami szorstkość materiału, którego dotyk zatrzymywał na chwilę moje myśli, pozwalał utrzymać mnie w stanie świadomości. Nie mogłam poluźnić uścisku, odnajdując w tej czynności choć niewielką ulgę.
- Mam nadzieję, że jesteś gotowa, Heather – dotarł do mnie niski głos. - Musimy zaczynać natychmiast.
Otworzyłam szeroko oczy, uświadamiając sobie ciężar upływających sekund, które przybliżały mnie do rozpoczęcia prawdziwego cierpienia. Byłam świadoma, że nadeszła najwyższa pora stawić czoła sytuacji, ale mimo iż każda komórka mojego ciała podpowiadała mi, abym wzięła się do roboty, ja nie czułam się gotowa, aby to zrobić.
- Jesz-jeszcz-e nie – wysapałam, między głębokimi oddechami, które zmuszona byłam brać przez stały ucisk w klatce piersiowej.
Podniosłam wzrok, aby móc zerknąć na mężczyznę w zielonym fartuchu tuż przede mną. Chciałam wysłać mu błagalne spojrzenie, poprosić aby zaczekał, ale widok jego siedzącego na krześle, między moimi nogami, przyprawiał mnie o jeszcze gorsze samopoczucie.
Opuściłam głowę z powrotem na poduszki, nieudolnie próbując stłumić jęknięcie. Czułam jakby coś rozdzierało mnie od środka kawałek po kawałku. Aby nie wrzasnąć na całe gardło, zwarłam zęby tak mocno, że dziwiłam się, iż jeszcze nie zaczęły mi się kruszyć.
- Proszę, n-nie – mój głos zadrżał od zduszonego płaczu, gdy obserwowałam obecne w pomieszczeniu poruszenie.
Mimo moich słów, nic nie wskazywało na to, że będziemy czekać. Wyciągnęłam dłoń w stronę pielęgniarki, która przyniosła tacę z brzęczącymi narzędziami chirurgicznymi. Chciałam ją zatrzymać, ale nie miałam sił by utrzymać rękę w powietrzu.
- Nie mamy wyjścia – lekarz odparł poważnym tonem, a moje gardło rozerwał bolesny krzyk.
Zaraz po tym zaczął mówić coś do asystującej mu pielęgniarki, ale nie interesowały mnie ich słowa. Nie kłóciłam się więcej, nie odnajdując na to siły. Nie obchodziło mnie już w ogóle co ze mną zrobią, o ile zabiorą ode mnie ból. Chciałam przestać czuć. Narastające pulsowanie w podbrzuszu stawało się nieznośne do tego stopnia, że nie mogłam powstrzymać łez. Jęknęłam żałośnie. Ogień pod moją skórą rozprzestrzeniał się. Byłam pewna, że eksploduję.
- Heather, skup się. Współpracuj ze mną – kolejne polecenie, jakie przedarło się przez pulsowanie w mojej głowie.
- Nie dam rady – zapłakałam, czując jak obejmują mnie ramiona bezsilności.
Drętwiałam z bólu, a szczęk metalowych narzędzi potęgował każde kolejne doznanie. Próbowałam walczyć z narastającą paniką, ale im więcej myślałam, tym więcej trudu sprawiało mi łapanie powietrza. Przejechałam językiem po spierzchniętych wargach, zastanawiając się co zrobić, aby nie zacząć wyć. Wtedy moich uszu dobiegło przytłumione wołanie, jednak doskonale rozpoznałam w nim swoje imię.
- Heather? Heather! - dało się słyszeć razem z szaleńczym stukaniem trampek po gumowej podłodze w korytarzu.
Ożywiłam się momentalnie. Spod przymrużonych z braku siły powiek, obserwowałam otoczenie, czekając aż w końcu ujrzę znajomą twarz, której brakowało mi przez cały ten okropny, pełen emocji dzień.
- Heather!? - rozbrzmiało jeszcze raz, przyspieszając bicie mojego serca w nadziei i uldze. Nie będę przechodziła przez to sama.
Zaledwie sekundę później drzwi od sali otworzyły się, z hukiem trzaskając o ścianę za nimi i przez próg wbiegł Luke. Gdy tylko jego oczy padły na mnie, bez zbędnego zwlekania skierował się w stronę łóżka. Dyszał ze zmęczenia, truchtając w moim kierunku, jednocześnie ignorując pełne dezaprobaty spojrzenie kobiety w kitlu.
Starał się unikać patrzenia na wszystko oprócz mojej twarzy. Rozumiałam doskonale jak wymagające jest to doświadczenie nie tylko dla mnie, ale i dla niego. Przez moment nawet mogłam dostrzec wyraźny strach w jego oczach i to jak nerwowo gryzł wargę w miejscu tuż nad kolczykiem. Kiedy jednak znalazł się przy mnie, wyglądał na o wiele silniejszego, niż naprawdę był.
- Hej, skarbie – przywitał się, jego oddech wciąż ciężki od wysiłku. - Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. Robiłem co mogłem, żeby być jak najszybciej.
Blondyn złapał moją dłoń, aby pocałować jej wierzch. Dopiero wtedy zwróciłam uwagę na to, jak drży ze zdenerwowania. Mimo to wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony. Uniosłam nieznacznie kąciki ust i pokiwałam głową na boki, dając znać, że to nic wielkiego.
- W porządku – odpowiedziałam słabo, przymykając powieki, przez co łzy spłynęły po moich rozgrzanych policzkach. - Ważne, że już jesteś.
Chłopak znał mnie zbyt dobrze, aby nie wyczuć, że kłamię i że tak naprawdę byłam przerażona przez cały czas, kiedy nie było go tu ze mną. Nie miał jednak szans zareagować na to w żaden sposób, gdyż ja po raz kolejny dzisiejszego wieczora zaczęłam wrzeszczeć, gdy dopadły mnie skurcze.
Poczułam jak uścisk na mojej ręce zwalnia, więc otworzyłam oczy, które wcześniej zacisnęłam w bólu. Luke widząc, jak zapieram się nogami i podkurczam je do siebie, krzycząc i jednocześnie płacząc z bólu, nieświadomie zrobił krok w tył.
Nim się zorientowałam moja ręka wystrzeliła w jego stronę, chwytając za ramię i nie pozwalając ruszyć się choćby jedynie o kolejny centymetr. Utkwiłam w nim błagalny wzrok, pozwalając panice powrócić na krótką chwilę.
- Luke, nie – poprosiłam, wbijając mu paznokcie w biceps, ale nawet jeżeli go to zabolało, nie dał po sobie tego poznać. - Potrzebuję cię tutaj.
- Heather, musisz przeć, natychmiast – wtrącił lekarz, akurat gdy wszystko zaczęło się na dobre.
Pokiwałam głową, nabierając powietrza do płuc. Od tego momentu nie byłam w stanie przedłużać nieuniknionego i niezależnie od strachu, musiałam pozwolić się temu wydarzyć. Moje ciało płonęło, a ja z wszelkich sił, jakie mi jeszcze zostały, starałam się skupiać na słuchaniu głosu lekarza oraz jego wskazówek na temat oddychania. Pot napływał mi do oczu i mieszał się ze łzami, przesłaniając widok, następnie uciekając strużkami wzdłuż rozgrzanej skóry twarzy.
- Wszystko będzie okej – mruknął Luke, wycierając moją mokrą twarz rękawem swojej bluzy. - Jestem z tobą i nigdzie się nie wybieram.
Wydusiłam z siebie niewyraźne 'dobrze', a on odgarnął moje spocone włosy z czoła. Znów skupił całą swoją uwagę na mojej osobie i ścisnął moją dłoń mocniej, gdy zawyłam żałośnie. Byłam obolała i odrętwiała do tego stopnia, że nie wiedziałam, gdzie dokładnie kumuluje się palący ból. Robiłam szybkie i gwałtowne oddechy, tak jak polecał chirurg i zaciskałam powieki, zapierając się z całych sił, aby przyspieszyć proces.
Liczyłam w myślach ilość branych wdechów i wkładałam resztki pozostałej energii w każdy kolejny wydech. Pot wciąż zbierał się na moich czerwonych od wysiłku policzkach, a dźwięki jakie z siebie wydawałam przerażały nawet mnie samą.
- Luke, to boli – wychlipałam bezradnie, szukając w chłopaku jakiegokolwiek pocieszenia w tej beznadziejnej chwili. - Nie chcę. Nie dam rady.
Zaczęłam kręcić głową na boki jak szalona, kompletnie nie kontrolując już tego, co robię. Nie mogłam zrozumieć dlaczego muszę aż tak cierpieć. Nie chciałam przez to przechodzić. To trwało zdecydowanie zbyt długo, abym się nie załamała. Było mi gorąco do tego stopnia, że wysychał mi język i paliło gardło.
- Heather, spójrz na mnie – rozkazał, więc od razu otworzyłam oczy, kierując je na jego zmęczoną twarz. - Przestań panikować. Jestem tu z tobą.
- Luke...
- Skarbie, jesteś silna. Dobrze o tym wiesz – kontynuował, nie pozwalając mi skupić się na własnych słabościach. - Poradzimy sobie z tym, okej? Wytrzymaj jeszcze trochę.
Blondyn splótł ze sobą palce naszych dłoni, ściskając moją cholernie mocno, jakby chciał przypomnieć mi, że jest ze mną cały czas. Drugą rękę położył na mój policzek, uniemożliwiając mi odwrócenie od niego wzroku choćby na krótką sekundę. Jego usta poruszały się w rytmie wypowiadanych przez niego słów pokrzepienia.
- Patrz na mnie – powiedział, przesuwając opuszkami po mojej skórze. - To nie potrwa długo, ale musisz dać z siebie wszystko, tak?
Dudniło mi w uszach od gorąca, zagłuszając wszystkie bodźce z zewnątrz . Jedynym dźwiękiem, jaki do mnie docierał, był kojący głos Luke'a. Skupiałam się na tym, co do mnie mówił i słuchałam każdego polecenia, jakie uleciało spomiędzy jego warg. Nie pamiętam jak długo to trwało aż nadszedł upragniony koniec.
Ból, jaki do tej pory mi towarzyszył, nagle zniknął. Czułam zaledwie lekkie pulsowanie w dolnych partiach ciała, które było niczym w porównaniu z tym, co działo się jeszcze chwilę temu. Wciąż skołowana od wydarzeń, mogłam jedynie patrzeć na twarz Luke'a, teraz odwróconą od mojej.
Chłopak obrócił głowę w kierunku, z którego dochodził dziecięcy płacz. Ze swojego miejsca widziałam jedynie jego profil, ale doskonale mogłam zauważyć błyszczące, przeszklone od łez oczy. Podążyłam tym samym tropem, odszukując małą, kwilącą postać w rękach lekarza.
- To chłopiec – poinformował z szerokim uśmiechem, nachylając się do mnie, aby podać maleństwo. - Gratuluje.
- Chłopiec? - powtórzył po nim Luke, nieruchomiejąc z zaskoczenia.
Jego zaszklony wzrok doskonale odzwierciedlał emocje, których nie potrafił lub nawet nie starał się ukryć. Mogłabym w nieskończoność patrzeć na wyraz jego twarzy, pragnąc zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół jego poruszenia, ale moja uwaga została rozproszona, bo dziecięcy płacz stał się wyraźniejszy, gdy przy mim boku pojawił się chirurg.
- Czas poznać nowego członka rodziny – powiedział, pozwalając mi w końcu ujrzeć maleństwo w pełnej okazałości.
Ostrożnie przejęłam niemowlę z rąk mężczyzny, czując podążającą za moimi ruchami parę niebieskich oczu należących Luke'a. Zgarnęłam swojego syna, pierwszy raz doświadczając ledwo odczuwalnego ciężaru jego formy. Następnie przytuliłam go do piersi, nie zwracając uwagi na fakt, że był cały we krwi.
- Cii, nie płacz – szepnęłam, nie chcąc go wystraszyć i nie przestając kołysać go na boki. - Już po wszystkim.
Wciąż cała się trzęsłam, przez co miałam wrażenie, że może wyślizgnąć mi się z objęć. Uśmiechnęłam się na uczucie ciepła, jakie emanowało od drobnego ciałka i schyliłam się, aby pocałować czubek jego głowy.
Nie byłam w stanie opisać tego, jak szczęśliwa czułam się w chwili, gdy miałam go przy sobie i nagle cały ten wysiłek okazał się niczym. Dla tego momentu było warto i przeszłabym przez to kolejny raz, gdyby była taka potrzeba.
- Udało ci się, królewno – mruknął Luke, kilkakrotnie muskając ustami moje odkryte ramię. - Jestem z ciebie cholernie dumny.
Podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć i wyszczerzyłam się radośnie, bo nie mogłam wyobrazić sobie bardziej idealnego życia niż to, które miałam i które właśnie się zaczęło.
Chłopak odwzajemnił mój gest, następnie pochylając się i łącząc nasze usta w krótkim, delikatnym pocałunku. Jego usta były niesamowicie miękkie w porównaniu do moich – wysuszonych, z obdartą skórą od wbijania w nie zębów. Wystarczyło zaledwie ich muśnięcie, abym poczuła znajomy tytoniowy smak, pomieszany z pikantną nutą gumy do żucia, który został ze mną nawet po tym, jak Luke się ode mnie odsunął.
- Zostaliśmy rodzicami, Luke – powiedziałam, gdy oboje powróciliśmy wzrokiem do teraz wyjątkowo spokojnego chłopca w moich rękach. - Możesz w to uwierzyć?
- Nie. Gdyby ktokolwiek powiedział mi jeszcze dwa lata temu, że moje życie potoczy się w takim kierunku, nie kupiłbym tego nigdy – przyznał, przesuwając dłonią po moich włosach. - Dopóki cię nie poznałem, miałem zupełnie inne plany na przyszłość.
Luke złapał między palce małą rączkę, przyglądając się chłopcu z uczuciem i przesuwając kciukiem po jego gładkiej, czerwonej skórze.
- I miałem cholerne szczęście, Davis, że mi je wszystkie spieprzyłaś.
Parsknęłam śmiechem na jego słowa, cmokając szczękę blondyna i czując pod ustami szorstkość zarostu. On uśmiechnął się, nie mówiąc niczego więcej i oparł czubek głowy o bok mojej. I choć nasza pozycja nie należała do najwygodniejszych to nie mogłam czuć się lepiej niż w tamtej chwili.

*
Godziny mijały szybko, a ja zdążyłam zapomnieć o koszmarnym bólu z początku tego wieczora, zupełnie jakby nigdy się nie wydarzył. W sali panowała cisza, całkowicie różna od moich wcześniejszych krzyków. Odpoczywałam, wygodnie oparta o miękkie poduszki, pozwalające nadwyrężonym plecom odnaleźć odrobinę ulgi. Moje włosy pachniały szamponem, a ciało opatulały czyste ciuchy, które Luke przywiózł dla mnie z domu.
Cieszyłam się spokojem, wsłuchując się w stabilny oddech mojego syna, którego trzymałam na ramionach, przytulając do piersi tak jak za pierwszym razem, gdy go zobaczyłam. Pociągnęłam za brzegi puchatego koca, owijając szczelniej drobne ciało i kołysząc ramionami na boki. Nieustannie nuciłam jedną ze spokojniejszych rockowych ballad, co niestety nie wychodziło mi tak dobrze jak Luke'owi.
Nie mogłam oderwać wzroku od drobnych rączek i małego nosa, co jakiś czas przesuwając palcem po miękkich policzkach. Starałam się to robić jak najdelikatniej, mając wrażenie że mocniejszy nacisk mógłby zrobić mu krzywdę. Wyglądał tak krucho, że wydawało mi się, że mógłby rozsypać mi się w rękach.
Przerwałam swoje nucenie, akurat kiedy Luke po krótkiej przerwie ponownie pojawił się w pokoju. Zamknął za sobą drzwi, uważając aby nie robić nadmiernego hałasu i nie obudzić dziecka, a następnie praktycznie idąc na palcach, pokonał dzielącą nas odległość.
- Głodna? - zapytał, zajmując miejsce w niskim, mało wygodnym fotelu tuż przy łóżku. - Wziąłem twoje ulubione.
Blondyn uniósł w górę rękę, pokazując mi torbę jednorazową z jedzeniem na wynos, po które wybrał się jakiś czas temu ze względu na to, że w szpitalu nie podawali wegetariańskiego jedzenia. Poczułam zapach ciepłej zupy i warzyw, a mój brzuch jakby na zawołanie się odezwał, burcząc irytująco głośno.
- Tak właśnie myślałem – powiedział, próbując ukryć uśmiech i spojrzał na moje ręce, wręcz terytorialnie owinięte wokół niemowlęcia. - Chcesz, żebym cię nakarmił?
Wywróciłam oczami, ignorując jego wysoko uniesioną brew, bo doskonale wiedziałam o czym myśli. Odkąd tylko jedna z pielęgniarek przyniosła naszego syna do sali, nie potrafiłam odkleić od niego swoich rąk. Nie chciałam wypuszczać go z objęć, dopóki nie nacieszę się nim w zupełności, nawet jeżeli to mogłoby potrwać wieczność.
- Dam sobie radę – zapewniłam, prostując plecy i z zamiarem udowodnienia, że nie popadam w matczyną obsesję, wysunęłam dziecko w stronę Luke'a. - Zajmij się nim. Możesz?
- C-co? - zapytał, zaskoczony.
Blondyn uniósł na mnie swój wzrok nieco zbyt gwałtownie, żeby mieściło się to w kanonach normalności. Jego niebieskie oczy świdrowały mnie z niepewnością, jakby zastanawiając się czy naprawdę zaproponowałam mu właśnie wzięcie na ręce własnego dziecka.
- Potrzymaj go przez chwilę, żebym mogła zjeść – powtórzyłam, udając że nie zauważam jego lęku, nawet jeżeli był tak oczywisty.
Przysunęłam się bardziej w jego stronę, praktycznie zsuwając się na skraj łóżka, aby dosięgnąć do chłopaka i móc podać mu śpiące zawiniątko. On dalej nie wydawał się przekonany całą tą sytuacją, ale kiedy sama wcisnęłam mu syna w ramiona, objął go natychmiast, podtrzymując z każdej możliwej strony.
- A co jak go upuszczę? – zaczął z przestrachem w głosie.
Luke spojrzał z wahaniem najpierw na mnie, a później na chłopca i z powrotem na mnie. Zagryzłam wargę, aby nie pokazać jak bardzo bawi mnie jego zachowanie, bo nie chciałam go onieśmielić. To było jednak cholernie ciężkie zadanie, odkąd rzadko kiedy miałam okazję oglądać go w tak nieporadnej wersji.
- Daj spokój, słońce, idzie ci świetnie – zapewniłam, bez zwlekania otwierając po kolei opakowania z ciepłym jedzeniem.
Chłopak uśmiechnął się lekko na tą pochwałę, zwalniając swój uścisk wokół dziecka na tyle, aby nie wyślizgnął mu się z rąk, ale jednocześnie przestał być kurczowym chwytem. Jedząc, obserwowałam jak jego ciało z każdą upływającą minutą powili się rozluźnia, przyzwyczaja do ciężaru maleństwa.
- Jest taki mały – szepnął po chwili Luke, przesuwając wzrokiem po sylwetce dziecka. - Aż trudno uwierzyć, że może być prawdziwy.
Moje serce biło szybko, powodując falę przyjemnego ciepła pod skórą i czułam jak policzki robią mi się czerwone od buzującej krwi. Oczy chłopaka z wyraźnym afektem podążały za każdym, nawet najdrobniejszym gestem jego potomka. Uśmiechał się do siebie, gdy nasz syn otwierał powieki, sprawiając wrażenie, jakby rozglądał się po pokoju lub gdy otwierał usta, zwiewając i potem znów zapadając w sen.
Ściskało mnie w żołądku na ten widok i nagle przestałam być głodna. Odłożyłam więc to, czego nie udało mi się zjeść, postanawiając dokończyć później. Przesunęłam się na brzeg łóżka, robiąc miejsce na materacu obok siebie, akurat gdy Luke podniósł wzrok i na mnie spojrzał. Poklepałam zachęcająco wolną przestrzeń, a on, rozumiejąc wyraźnie moje zaproszenie, podniósł się z niewygodnego fotela i razem z dzieckiem, usiadł obok.
- Tak lepiej – powiedziałam, próbując oprzeć się o jego bok, ale mi na to nie pozwolił.
- Poczekaj – zatrzymał mnie, prostując się na miejscu. - Mam coś w kieszeni. Totalnie o tym zapomniałem. Mogłabyś?
Luke wskazał wzrokiem na swoje spodnie, chcąc abym spróbowała wyciągnąć z kieszeni cokolwiek tam umieścił. Uniosłam jedną brew posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie, mówiące że jeżeli próbuje jakiegoś żartu to jest martwy, na co on jedynie wywrócił oczami na moje podejrzenia.
Wsunęłam więc palce pod materiał wystarczająco głęboko, aby wymacać mały gumowy przedmiot. Zdziwiłam się, łapiąc go mocno i wyciągając na zewnątrz, aby móc lepiej mu się przyjrzeć przy świetle zapalonej lampki.
- Co to? - zapytałam, zanim zdążyłam dobrze na niego spojrzeć.
- Na korytarzu jest automat – zaczął opowiadać, a w moich myślach od razu pojawiło się wspomnienie maszyny z czymś na rodzaj jajek niespodzianek z drobnymi zabawkami dla małych dzieci, więc pokiwałam głową. - Postanowiłem zagrać, kiedy wracałem z twoim jedzeniem i wylosowałem to.
Zacisnęłam usta w cienką linię, powracając wzrokiem do trzymanej przeze mnie rzeczy. Już na pierwszy rzut oka było jasne czym ona jest. Drobny, zielony breloczek do kluczy w kształcie prostokąta. Właściwie to bardziej przypominał pasek ze względu na to, jaki był cienki. Na samym jego środku białe literki układały się w słowo.
- Nathan – przeczytałam na głos, pozwalając im zawisnąć w powietrzu na tyle długo, abym przyzwyczaiła się do ich brzmienia. - Chcesz go tak nazwać?
Uniosłam brodę, aby nasze spojrzenia się spotkały, ale Luke nie patrzył w moją stronę. Obserwowałam więc jak niby od niechcenia wzrusza ramionami, bawiąc się małymi palcami naszego syna.
- Nie, jeśli ci się nie podoba – powiedział, wodząc wzrokiem po twarzy chłopca – ale nie wymyśliliśmy niczego innego jak do tej pory, a z tym breloczkiem, to całkiem fajna historia.
Odtwarzałam to imię w głowie przez krótki moment i musiałam przyznać, że im dłużej o tym myślałam, tym bardziej byłam do tego przekonana.
- To prawda – uśmiechnęłam się, w końcu opierając głowę o jego ramię. - Powinniśmy dać mu tak na imię. Nathan do niego pasuje.
Blondyn z subtelnym uśmiechem po raz setny tego dnia, cmoknął mnie w czoło, a ja przykryłam nasze nogi pościelą, mocniej wtulając się w jego bok. Moja ręka wciąż trzymała gumowy przedmiot, który obracałam między palcami, gdy powieki same opadały mi w dół.
Wolną dłonią złapałam zwiniętą piąstkę naszego syna, starając się jak najdłużej utrzymać otwarte powieki, aby móc na niego patrzeć. Odpływając, usłyszałam jeszcze cichy szept Luke'a, który najwyraźniej myślał, że zasnęłam, dlatego jego słowa skierowane były do chłopca w jego ramionach.
- Czy to możliwe, że jesteś zaledwie krótką chwilę, a ja już nie mogę bez ciebie żyć?
I mimo iż to wszystko wydawało się snem, wiedziałam, że słowa Luke'a były prawdziwe, a ja miałam to wielkie szczęście doświadczyć niezaprzeczalnie prawdziwej miłości, jaka narodziła się w tamtym momencie.

*
hm, od czego zacząć? mam wrażenie, że niezależnie od tego co tu napiszę i tak odbije się to echem, bo kto po takim czasie by tu jeszcze zajrzał? wiem, że wyczerpałam resztki waszej cierpliwości nie dodając niczego przez tyle czasu.
wypadałoby się pewnie wytłumaczyć, ale nie lubię się żalić, więc tego nie zrobię. powiem jedynie, że straciłam wiarę w pisanie czegokolwiek po ilości chamskich komentarzy pod rozdziałami, którymi w ostatnim czasie moja praca została zbombardowana. mam nadzieję, że zrozumiecie.
nie wiem też czy ta część mi w ogóle wyszła. nie potrafię już obiektywnie spojrzeć na to, co wychodzi spod mojej ręki. więc jeżeli nie trzyma się to składu i ogólnie jest nie do przegryzienia, wybaczcie.
z bardziej technicznych spraw - tak, teoretycznie ta część miała być ostatnią, ale czuje że wypadałoby napisać coś więcej? (mówię tu o małym Hemmingsie w późniejszym wieku, trochę więcej Huke i całej ekipy). dajcie znać co o tym myślicie i czy nie powinnam zostawić tego tak, jak jest i odpuścić sobie dalsze przeciąganie.
to chyba na tyle...
a! i no... tęskniłam za wami. buźka!
#RiskyPlayerFF


10 komentarzy:

  1. Przyznam się że codziennie sprawdzałam czy coś się pojawiło.
    Uwielbiam to ff i ciesze się że postanowiłaś je dokończyć.
    Rozdział jest świetny jak z resztą cale ff i mam nadzieje że dodasz koleją cześć. Nie przejmuj się ludzmi którzy nie potrafią docenić wysiłku i starań innych, ponieważ sami nie maja talentu i potrafią tylko krytykować. A ty masz wielki talent i serce do pisania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tak. Od dodania poprzedniego bonusu co kilka dni sprawdzałam czy coś nowego dodałaś. Jak widać w końcu się doczekałam:)
    Rozdział pięknie napisany. Na pewno było ci ciężko z tematem porodu ale świetnie sobie poradziłaś. Luke tutaj to takie słodkie bubu.
    Nathan Hemmings. Jak to pięknie brzmi. Mały z pewnością da im w przyszłości popalić biorąc pod uwagę że to mniejsza wersja naszej kochanej dwójki.
    Nawet nie wyobrażasz sobie jak wciąż kocham to opowiadanie. Zdecydowanie jedno z moich ulubionych. Widać że wkładałaś/sz w nie dużo serca.
    Hejtami nie masz się co przejmować. Bezpodstawna krytyka nie równa się nic z twoim talentem. Uwierz w siebie i pokaż tym idiotom że stać cię na wiele.
    To chyba na tyle. Ily:)x

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem najszczęśliwszą osoba na świecie!!! Długo czekałam na ten rozdział, szczerze byłam zmęczona i zdenerwowana tym że nie dodawałas tego rozdziału. Ale każdy ma swoje prywatne sprawy i życie. A co do rozdziału to jestem po prostu wniebowzięta. Opłacało się czekac te miesiące.
    Jakbyś mogła to dodaj jeszcze jakiś rozdział albo dwa :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Od ponad roku mam nowy telefon, ponieważ stary się zepsuł, co wiązało się z utarcemiem kilku moich ulubionych opowiadań. Szukałam tego opowiadania przez dłuższy czas i gdy w końcu je znalazłam, musiałam czytać je od początku, ponieważ nie wiele pamiętałam z przeczytanych wcześniej rozdziałów. Ale muszę przyznać że wszystkie części tego opowiadania działały na mnie z taką samą siłą jak za pierwszym razem. Czułam dokładnie te same emocje jak było to na początku. Przepraszam że komentarz piszę dopiero teraz, a nie pod wcześniejszymi rozdziałami, ale ta historia mnie tak wciągnęła, że nie mogłam oderwać się od czytania. Gratuluję talentu pisarskiego, bo to jest jedno z lepszych opowiadań jakie w życiu przeczytałam, a było ich naprawdę sporo. Z drugiej strony również dziękuję, że mogłam przeczytać tak cudowne opowiadanie. Ale muszę przyznać że także zazdroszczę siły do pisania tej historii, bo napisanie czegoś tak dobrego jest nie lada wyzwaniem. Nie będę się rozpisywać, ale jako że to jest ostatni wpis jaki dodałaś na tym blogu musiałam napisać coś od siebie.
    Jeszcze raz dziękuję i gratuluję. ❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję że będę mogła jeszcze wrócić tutaj i przeczytać rozdział czy dwa z pełnym zakończeniem tej historii.

      Usuń
  5. Cudowny, warto było czekać i pisz dalej ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Codziennie od stycznia sprawdzam to FF, czy nie ma kolejnego rozdziału. W końcu jest, awww! Myślę, że jeszcze z dwa późniejsze rozdziały by się przydały. Zrobisz jak sama uważasz. Poza tym, KOCHAM TO FF!!! ❤ PS. Jakby co to czekam na next! Pozdrawiam! ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Kobieto, matko boska, powiem tyle, każda osoba która napisała w twoją stronę chamski komentarz jest osobą którą teraz bym najchętniej zabiła. Jesteś świetna, piszesz świetnie, wymyslasz świetnie, opowiadania są świetne! Mam nadzieję że jeszcze wrócisz tutaj z jakimiś dwoma rozdziałami bo nie chce skończyć czytania tej historii... zakochałam się w niej i mimo ze skończyłam ja z 4mies temu to przynajmniej raz w tygodniu czytam najlepsze momenty dla mnie z rozdziałów. I za każdym razem patrzę czy nie ma czegoś nowego<3
    Kocham cię i twój sposób pisania! Nie myśl o chujach którzy cie komentują bo niektórzy na pewno nawet nie skończyli tego czytać. Myśl o tych pozytywach bo każdy twój rozdział jest dla mnie jak powietrze ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze jakbyś chciała to zapraszam ^^ http://gravvitation.blogspot.com/ nie mogę dać linka ale zawsze możesz skopiować albo wejść w mój profil ;) trzeba się jakoś światu pokazać xd i jeszcze raz, jesteś moją motywacją <333

      Usuń
  8. Hej :)
    Przyznam się szczerze, że zakochałam się w tym opowiadaniu. Przez ostatnie trzy dni przeczytałam wszystkie rodziały jakie dodałaś, kończąc na tym. Jestem mega pozytywnie zaskoczona jak dobrze potrafiłaś tutaj opisać wszystkie wydarzenia, nawet te paskudne i ekstremalne. No i oczywiście te słodkie **:******:** Przeczytałam naprawdę multum fanfictions (nie tylko o 5sos) i twój zasługuje na miejsce w pierwszej dziesiątce, jak nie piątce. Boże, i te moje chore fangirlowe reakcje na Huke omgomgomgomg. Tak czy inaczej wielkie, wielkie WOOOOOOOOOOOOOOW dla ciebie :))))))) Czekam z utęsknieniem na next:
    ~ Alice in Wonderland

    OdpowiedzUsuń